Anime
Oceny
Ocena recenzenta
7/10grafika: 4/10 | |
fabuła: 6/10 | muzyka: 7/10 |
Ocena czytelników
Kadry
Top 10
Kino no Tabi: Byouki no Kuni -For You-
- Kino's Journey: The Land of Sickness -For You-
- Kino's Travels: Land of Disease -For You-
- キノの旅 -the Beautiful World- 病気の国 -For You-
Drugi film Kino no Tabi – tym razem w konwencji dodatkowego odcinka.
Recenzja / Opis
Wśród wielu premier roku 2007 pojawiła się także kolejna odsłona Kino no Tabi. Dla mnie – a pewnie i dla wszystkich widzów, którzy cenią serię telewizyjną – była to jedna z najbardziej oczekiwanych pozycji. I tym paskudniejsze było moje rozczarowanie zarówno formą, jak i treścią.
Realizacją zamiast studia A.C.G.T. zajął się SHAFT i może dlatego był to jeden z tych przypadków, kiedy grafika wyszła z ekranu i przyłożyła mi między oczy – niestety, nie w sensie pozytywnym. Powstała w 2003 roku seria telewizyjna pod względem wizualnym była bez wątpienia niebanalna. Cechowała ją miękka kreska i zgaszone kolory z przewagą brązów i szarości. Projekty postaci, szczególnie epizodycznych, były dość uproszczone. Najbardziej jednak w moją pamięć zapadły tła – pejzaże naturalne i miejskie, stworzone w obwiedzionych wyraźnymi liniami akwarelach, przypominały trochę staranne ilustracje do książki i podkreślały umowność opowieści. Jak łatwo zgadnąć, tu tego wszystkiego nie znajdziemy. „Trójwymiarowy” krajobraz sprawia wrażenie ukształtowanego w programie Terragen – w dodatku przez osobę raczej początkującą. Miasto i wnętrza to z kolei gra komputerowa, w dodatku nie najnowsza. Dopóki to wszystko pozostaje nieruchome, da się jeszcze wytrzymać, ale niestety każde poruszenie w tym sztucznym pejzażu wygląda okropnie – właśnie jak wnętrze gry komputerowej kiepskiej jakości. Tu i ówdzie trafiają się ładne, rysowane w dawnym stylu detale, ale zostają one przytłoczone przez wszechobecne CGI. W tego rodzaju dekoracjach kiepsko prezentują się postaci, które pozostawiono tak samo uproszczone, jak były.
Wyraźnej zmianie uległ także wygląd Kino. Tu jednak byłabym ostrożna z narzekaniem – widziałam utrzymane w tym stylu ilustracje na długo przed powstaniem filmu, więc nie wykluczałabym, że to w poprzednich częściach jej wygląd był zmodyfikowany w stosunku do oryginalnego projektu. Tak czy inaczej jej włosy, jak widać na załączonych kadrach, stają się mniej niesforne i gładsze (z irytującym „odblaskiem”), zmieniają też kolor z brązowoszarego na po prostu szary, natomiast jej oczy zależnie od sceny są szare lub brązowe (a w jednym miejscu, bez dania racji, przez chwilę turkusowe). Dla mnie te zmiany były raczej przykre – tak jakby znanego już aktora nagle zastąpiono innym (co gorsza, przypominającym milczące moepanienki w stylu Yuki z Melancholy of Haruchi Suzumiya) – ale to akurat można złożyć na karb decyzji reżysera i projektanta postaci.
No dobrze, można nie bez racji powiedzieć, że w przypadku Kino no Tabi od (nawet spapranej) formy wielokrotnie ważniejsza jest treść. Ta zaś przypomina kolejny odcinek serii telewizyjnej – co zresztą samo w sobie nie jest złe. Podróżujący przez opustoszały kraj Kino i Hermes docierają w końcu do wspaniałego i nowoczesnego miasta, gdzie zostają niezwykle życzliwie przyjęci. Właściciele hotelu, w którym się zatrzymują, mają tylko jedną prośbę – by Kino spotkała się z ich chorą córeczką i opowiedziała jej o świecie i swoich podróżach. Spotkanie owo zakończy się prośbą dziewczynki o dostarczenie pewnej przesyłki – a to z kolei zaprowadzi Kino do miejsca, w którym pozna sekret, skrywany przez przyjazny i piękny kraj.
Istnieje niewielka szansa, że dysharmonia graficzna wytrąciła mnie z równowagi i wpłynęła także na ocenę fabuły – jednak wydaje mi się, że tym razem zabrakło tu tego czegoś, co decydowało o wybitności serii telewizyjnej. Pokazane tam opowieści, składające się na podróż Kino, kończyły się zwykle nieoczekiwaną puentą i pozostawiały widza z pytaniem, na które nie było prostej odpowiedzi. Tutaj ten układ jest zachowany – tyle tylko, że akurat to pytanie odpowiedź (wbrew sugestiom twórców) ma całkowicie oczywistą. Brakuje także żelaznej logiki konstrukcji, w której każdy, najdrobniejszy szczegół ma znaczenie. Tutaj niektóre symboliczne elementy zostają po prostu niewykorzystane – jak kropla krwi na palcu dziewczynki czy finałowe płótna z wyświetlanymi obrazami – albo wprowadzone bez wyraźnej przyczyny – jak śledzące Kino od pierwszej sceny kamery czy sama koncepcja sterylnego miasta. W rezultacie mniej miałam wrażenie dotknięcia opowieści z zacięciem filozoficznym, a bardziej – lekko sensacyjnej historii z gatunku kina drogi. Z obserwacji na marginesie, tym razem jakoś zabrakło pomysłu na rolę Hermesa – jego obecność jako towarzysza Kino, a także komentatora wydarzeń, nie ma właściwie sensu. Gada, bo zawsze gadał, ale nie ma niczego ciekawego do powiedzenia.
Film trwa niespełna pół godziny i można go spokojnie oglądać bez znajomości serii. Jeśli komuś się spodoba, będzie zachwycony, odkrywając wersję telewizyjną. Jeśli nie… Niech zajrzy do tamtej recenzji, a jeszcze lepiej – sięgnie po piętnastominutowe Kino no Tabi: Country of the Tower, dające znacznie lepsze pojęcie o jakości tego cyklu. Byouki no Kuni jest filmem niezłym, ale niepozbawionym wad i nie mającym cienia pretensji do bycia dziełem wybitnym. A w tym przypadku to niestety może dyskwalifikować.
Twórcy
Rodzaj | Nazwiska |
---|---|
Studio: | SHAFT |
Autor: | Keiichi Shigusawa |
Projekt: | Kouhaku Kuroboshi, Yoshiaki Itou |
Reżyser: | Ryuutarou Nakamura |
Scenariusz: | Chiaki J. Konaka |
Muzyka: | Ryou Sakai |
Odnośniki
Tytuł strony | Rodzaj | Języki |
---|---|---|
Podyskutuj o Kino no Tabi na forum Kotatsu | Nieoficjalny | pl |