Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Komikslandia

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

1/10
grafika: 5/10
fabuła: 1/10 muzyka: 5/10

Ocena redakcji

1/10
Głosów: 2 Zobacz jak ocenili
Średnia: 1,00

Ocena czytelników

6/10
Głosów: 13
Średnia: 6,38
σ=2,98

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Avellana)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Harukanaru Toki no Naka de 3: Kurenai no Tsuki

Rodzaj produkcji: odcinek specjalny (Japonia)
Rok wydania: 2007
Czas trwania: 60 min
Tytuły alternatywne:
  • 遙かなる時空の中で3 紅の月
Widownia: Shoujo; Postaci: Kapłani/kapłanki innych religii; Pierwowzór: Gra (otome); Miejsce: Świat alternatywny; Inne: Magia, Męski harem
zrzutka

Kapłanka i jej obrońcy… Halo, nie widział ktoś zgubionego sensu? Szukam go od wczoraj…

Dodaj do: Wykop Wykop.pl

Recenzja / Opis

Rezultaty współpracy producenta randkowych gier dla dziewcząt, firmy KOEI, oraz studia Yumeta Company, były coraz bardziej obiecujące. Po nieudanych OAVkach do cyklu gier Angelique i Harukanaru Toki no Naka de wydawało się, że zostały wyciągnięte jakieś wnioski. Seria telewizyjna Harukanaru Toki no Naka de ~Hachiyou Shou~, choć nierewelacyjna, nadaje się całkiem nieźle do oglądania. Film z tej samej serii, noszący podtytuł Maihitoyo był już całkiem niezłą pozycją. A La Corda d'Oro ~Primo Passo~ uciekła dostatecznie daleko od wszelkich problemów, by uchodzić za produkcję w swojej klasie bardzo udaną. Wydawać by się więc mogło, że scenarzyści znaleźli wreszcie sposób na atrakcyjne „pokazanie” zawartości gier i uplecenie zgrabnej fabuły.

Jak się okazało, zawsze można się pomylić. Pierwszym sygnałem ostrzegawczym była wiadomość, że Kurenai no Tsuki, powiązany z grą Harukanaru Toki no Naka de 3, to pojedynczy odcinek specjalny, a nie pilot nowej serii telewizyjnej. Pomyślmy… Bardzo nieudana OAV Ajisai Yumegatari poczęstowała widza chyba dwuminutowym „wprowadzeniem”, z szybkością karabinu maszynowego streszczającym założenia fabuły, po czym wrzuciła w środek dość banalnej historyjki fantasy, będącej wyraźnie epizodem z większej całości. Trudno chyba zrobić coś dużo gorszego…

No dobrze, ale może szanowna recenzentka raczy wreszcie napisać, o czym to jest?! Skoro zawsze wszystkich poucza „Na początku zawiązanie fabuły dawać!”, to może by się tak sama do tego stosowała. No cóż, bardzo chętnie… Gdyby tylko było to możliwe. Tym razem bowiem darowano sobie nawet owo dwuminutowe wprowadzenie. Innymi słowy, dostajemy straszliwe stado postaci (a jest to inny zestaw niż w poprzednich produkcjach z tego cyklu), pętających się po świecie. No dobrze, w tle toczy się jakaś wojna, którą zdaje się należałoby przerwać… I to właściwie wszystko, co można powiedzieć, bo fabuła to raczej ciąg epizodów niż jakaś zwarta całość. Zapamiętanie imion bohaterów jest niewykonalne, o powiązaniach między nimi nie wspominając. Niektórzy się znają bardzo dobrze, prawdziwa tożsamość innych jest komuś wiadoma, a dla kogoś zaskakująca, nie mamy pojęcia, skąd właściwie wzięli się w jednym miejscu, ani co tak właściwie zamierzają robić i czemu podróżują razem. Oczywiście, ów zagubiony sens, o którym pisałam w dwóch zdaniach, wyłania się całkiem jasno: brzmi on „Kup grę!”

Problem polega na tym, że nawet gdyby owa gra dostępna była w sklepie na rogu, po czymś takim raczej bym po nią nie sięgnęła. Jeśli celem owego odcinka było przedstawienie bohaterów, to zawiódł na całej linii. Pal licho imiona – tak naprawdę o nikim absolutnie nie dowiadujemy się nawet tyle, żeby móc złożyć portret psychologiczny. Choćby taki oparty na jednym słowie, jak „lekkoduch”, „cynik” i tak dalej. Owszem, obserwujemy sztywnych facetów wygłaszających sztywne kwestie do równie sztywnej bohaterki. Owszem, chwilami całe towarzystwo okazuje żywe emocje. Ale dlaczego i dlaczego miałabym mieć ochotę się w to wgłębiać? Również „intryga polityczna” w tle wychodzi rozpaczliwie mętnie i nijako, niespójna i pozbawiona jakiegokolwiek sensu.

Zawiodłam się także na grafice. Tła są oszczędne do granic możliwości – owszem, namalowane ładnymi kolorkami, ale całkowicie nieruchome i martwe, a wszystkie sceny pokazujące większą liczbę ludzi są tak naprawdę stop­‑klatkami. Bohaterka do złudzenia przypomina poprzednią pannę – różni się tylko długością włosów i imieniem. Natomiast panowie… No dobrze, może to moja wina. W końcu to już kolejna produkcja tego studia, jaką oglądam i już wcześniej zauważyłam, że projekty postaci (szczególnie prezentujących określone „typy”) są podobne. Tyle tylko, że w La Corda d'Oro i nawet w Hachiyou Shou dowiadywaliśmy się o nich dość, by zacząć ich odróżniać i może nawet polubić. Tutaj – jak pisałam wcześniej – o charakterach powiedzieć nie da się absolutnie nic, natomiast z wyglądu są to różne warianty na temat „to już było”. W dodatku lepiej animowane, bo bardzo wyraźnie nie dano sobie rady z co bardziej kunsztownymi fryzurami, które przy ruchu wyglądają i zachowują się dziwacznie. Ubranie ich wszystkich w bardzo kolorowe, szalenie niepraktyczne i skomplikowane stroje odebrało im ostatnie cechy indywidualizmu. I nawet już nie pytajmy, po co zatrudniono tutaj kilku doskonałych i popularnych seiyuu...

Kiedy przeszedł mi pierwszy atak irytacji i mogłam pokusić się o spokojniejszą analizę, dostrzegłam w tej opowieści pewien potencjał. Większe skomplikowanie wątków w tle, mniej oczywisty podział na „dobrych” i „złych” (przebiegający, o dziwo, także wewnątrz drużyny), bardziej zdeterminowana i aktywna bohaterka – to wszystko można by uczynić materiałem na niezłą serię fantasy. Owszem, czerpiącą garściami z Juuni Kokki i Fushigi Yuugi, ale mimo wszystko mającą szanse się podobać. Tu jednak otrzymujemy produkt nadający się wyłącznie do wyrzucenia – sam w sobie nie zawiera żadnej fabuły i może być co najwyżej uznany za bardzo długi i bardzo nudny trailer do niedostępnej poza Japonią gry. Moja dobra rada: skasować z dysku przed obejrzeniem. Niestrawne nawet dla fanek bishounenów.

Avellana, 12 marca 2008

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Yumeta Company
Autor: KOEI
Projekt: Aki Tsunaki, Touko Mizuno
Reżyser: Toshiya Shinohara
Scenariusz: Yuka Yamada
Muzyka: Yoshihisa Hirano