Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Studio JG

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

6/10
postaci: 6/10 grafika: 7/10
fabuła: 6/10 muzyka: 6/10

Ocena redakcji

6/10
Głosów: 2 Zobacz jak ocenili
Średnia: 6,00

Ocena czytelników

7/10
Głosów: 92
Średnia: 7,41
σ=1,64

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Avellana)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Kekkaishi

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2006
Czas trwania: 52×24 min
Tytuły alternatywne:
  • 結界師
  • Barrier Master
Tytuły powiązane:
Gatunki: Przygodowe
Postaci: Uczniowie/studenci, Youkai; Pierwowzór: Manga; Miejsce: Japonia; Czas: Współczesność; Inne: Magia, Supermoce
zrzutka

Dwójka nastolatków i nadprzyrodzone stwory, które trzeba zwalczać. Niezły początek, ale w sumie zbyt monotonne.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl

Recenzja / Opis

Od pokoleń losy rywalizujących ze sobą rodzin Sumimura i Yukimura związane są z miejscem zwanym Karasumori. Legenda mówi, że głęboko pod ziemią spoczywa zapieczętowana ogromna moc – i z pewnością coś w tym jest. Nawet jeśli w dzień jest to najzwyklejszy teren najzwyklejszej szkoły, zarówno uczniowie, jak i nauczyciele mają całkowity zakaz wstępu tam po zachodzie słońca. Uśpiona pod Karasumori moc przyciąga i wzmacnia nadprzyrodzone istoty – ayakashi. Aby nie stanowiły zagrożenia dla ludzi, muszą być one możliwie szybko likwidowane przez kekkaishi. Kekkaishi znają technikę umożliwiającą zamykanie ayakashi w barierach mocy (właśnie kekkai), a następnie niszczenia ich tak, aby nie mogły się odrodzić. Moc taką ma praktycznie każda osoba pochodząca ze wspomnianych wcześniej rodów, ale „prawdziwych dziedziców” wyróżnia charakterystyczny znak, jaki od narodzin noszą na skórze. W obecnym pokoleniu są to: czternastoletni Yoshimori Sumimura i starsza od niego o dwa lata Tokine Yukimura.

Yoshimori nie przykłada się do nauki nie tylko w szkole (w której zazwyczaj odsypia nocne „dyżury”), ale także w dziedzinie mocy duchowych. Nie znaczy to jednak, że się nie stara – po tym, jak kilka lat wcześniej Tokine została ranna, chroniąc go, przysiągł sobie nigdy więcej nie dopuścić do takiej sytuacji. Bez wątpienia ma bardzo duży potencjał, ale jego precyzja i wykorzystanie pozostawiają bardzo wiele do życzenia… Niebawem jednak chłopak będzie miał okazję w szybkim tempie podszlifować swoje umiejętności: moc ukryta w Karasumori budzi zainteresowanie wielu osób obdarzonych nadprzyrodzonymi mocami, zgromadzonych w organizacji zwanej Urakai. Po raz pierwszy też zaczyna się wydawać, że zazwyczaj samotnicze ayakashi działają zgodnie z jakimś planem…

Zawiązanie fabuły jest nie lepsze i nie gorsze niż w bardzo wielu innych seriach: dwójka całkiem sympatycznych bohaterów, moce nadprzyrodzone, mnóstwo walk w perspektywie, sugestie jakiejś potężnej intrygi, no i oczywiście tajemnica Karasumori, bo bardzo szybko okazuje się, że rodzinna legenda dotycząca tego miejsca jest co najmniej niedokładna. Dalej jednak zaczynają się schody. Twórcy celowo zrezygnowali z wielu klasycznych elementów tego typu opowieści. Nie ma tu na przykład typowej „drużyny” – czyli odpada jej formowanie, bohater od początku zna swoje moce i znajduje się wśród ludzi, którzy (teoretycznie) wiedzą o tych mocach znacznie więcej i mogą go szkolić, odpada więc całe „poznawanie nowych możliwości”. Co więcej, zadaniem Yoshimoriego i Tokine jest siedzieć w Karasumori i czekać na przychodzące potwory, choćby poza tym wszystko się waliło i paliło. W efekcie więc miejsce akcji pozostaje stałe – przez ponad 90% czasu jest to teren szkoły, pracowicie odtwarzany i rekultywowany po każdej demolce związanej z likwidowaniem ayakashi, stałe są także okoliczności przyrody, czyli niesprecyzowana pora „okołoletnia” i obowiązkowo noc z księżycem w pełni (przepraszam, w jednym odcinku padało). Oczywiście można powiedzieć, że czepiam się szczegółów – ale chodzi mi tylko o to, że od początku bardzo poważnie ograniczono sobie możliwości urozmaicenia fabuły. I na dłuższą metę okazał się to strzał w stopę.

Tego rodzaju tytuły zazwyczaj przechodzą przez fazę wstępną, kiedy bohaterowie zmagają się z relatywnie mało groźnymi potworkami typu „niespodzianka tygodnia”, tudzież rozwiązują jakieś jednoodcinkowe wątki. Tu jednak pomału zaczynamy sobie uświadamiać, że odcinki mijają, a bohaterowie dalej biegają dokoła szkoły i polują na ayakashi... I że pomału zaczyna się to robić trochę monotonne, tym bardziej, że bohatera obdarzono charakterem całkowicie uniemożliwiającym mu planowanie jakichkolwiek działań. Potem zaczyna się robić trochę ciekawiej: pojawiają się kolejne elementy układanki dotyczącej tajemnicy Karasumori, a do gry wkracza z jednej strony Urakai (w którym skądinąd ważną szychą jest starszy brat Yoshimoriego), a z drugiej – zrzeszające ayakashi Kokuborou. Jednak wszystkie obiecujące wątki jeden po drugim rozłażą się po kościach. Mimo tajemniczych spotkań, knowań i „polityki” szybko można zauważyć, że pomysłu na skuteczną intrygę nie ma nikt – ani Kokuborou, ani Urakai, ani autorzy. Frontalny atak zakończyłby się zmiażdżeniem bohaterów przewagą liczebną, trzeba więc uciekać się do kolejnych wybiegów i posłańców, dzięki którym bohaterowie będą mogli pobiegać trochę wokół szkoły… Co najgorsze, adaptujące nieukończoną mangę anime zwyczajnie zostawia rozgrzebane praktycznie wszystkie wątki, w tym najciekawszy – dotyczący właśnie samego Karasumori, kończąc się obowiązkową wielką rozwałką z udziałem Kokuborou. Notabene muszę powiedzieć, że był to jeden z najnudniejszych finałów, jakie zdarzyło mi się widzieć, składał się bowiem głównie z biegania i retrospekcji (w większości retrospekcji mało interesujących postaci epizodycznych).

Kekkaishi okazało się także niezdolne do wykreowania ciekawych bohaterów. Główne postacie – przede wszystkim Yoshimori, Tokine i ich rodziny – praktycznie już po jednym odcinku znamy dostatecznie dobrze, by wiedzieć o nich wszystko. Żadne z nich nie przechodzi istotniejszych przemian – nawet bohater, któremu w pewnym momencie z przyczyn dla mnie niedocieczonych postanowiono zafundować kolejną potężną traumę. Efekt jest tylko taki, że do reszty traci zdolność planowania czegokolwiek, co i tak nie jest poważniejszą zmianą w porównaniu do stanu podstawowego. Całkowicie niewykorzystani pozostają szkolni koledzy Yoshimoriego i koleżanki Tokine – tu także nie dostaniemy nic poza tym, co widać na pierwszy rzut oka, a sceny z ich udziałem szybko stają się powtarzalne. Dokooptowany do biegającej wokół szkoły dwójki bohaterów, przybyły z Urakai Gen Shishio, to klasyczny zamknięty w sobie outsider z traumatycznymi przeżyciami z przeszłości. Należące do bohaterów widmowe psy, teoretycznie pomagające w walce z ayakashi, praktycznie błyskawicznie zamieniają się tylko w służące jako element komediowy maskotki… I tak dalej i tym podobnie. Proszę mnie nie zrozumieć źle: postacie są sympatyczne i (co się rzadko zdarza) nie było wśród nich nikogo, kto by mnie drażnił. Jednak powtórzę raz jeszcze: po jednym odcinku od wejścia dowolnej z nich wiemy już wszystko, co wiedzieć powinniśmy, by przewidzieć jej reakcje i zachowania aż do samego końca.

Zarówno pod względem oprawy wizualnej, jak i muzycznej, jest to pozycja dość przeciętna. Trudno z tego czynić zarzut – długie serie rzadko kiedy dysponują wysokim budżetem. Projekty postaci są charakterystyczne i nie najgorsze – warto zwrócić uwagę, że nikt nie jest tu przesadnie „uśliczniony”. Ayakashi trzymają się w średniej gatunku – nie lepsze i nie gorsze widywałam wcześniej. Tła… Jak wspominałam wcześniej, liczba miejsc akcji jest mocno ograniczona, ale tu także nie ma niczego, co by przesadnie raziło. Nieźle wkomponowane zostały efekty komputerowe (czyli stawiane przez kekkaishi bariery). Gorzej jest z efektownością walk – technika polegająca na otoczeniu przeciwnika sześcianem i anihilowaniu go z zasady sprawdza się w walce na odległość, więc bardziej bezpośrednie starcia możemy podziwiać tylko w wykonaniu Gena – a nie ma ich niestety przesadnie wiele. Niezłe wrażenie robi piosenka z czołówki, Ayakashi Night, ale moją uwagę zwróciła tylko druga z piosenek końcowych. Stylizowana na rytmy hiszpańskie Sekaijyuu Doko wo Sagashitemo w wykonaniu Aiko Kitahary wdarła się na moją dość zatłoczoną listę ulubionych utworów i pozostanie tam prawdopodobnie długo po tym, jak samo anime zatrze się w mojej pamięci.

Najpoważniejszą wadą tej serii jest jej głęboka monotonia. Owszem, kilka razy byłam pewna, że już zaraz, w następnym odcinku, zacznie się jakaś poważniejsza fabuła – za każdym razem jednak po krótkiej kulminacji akcja wracała do biegania wokół szkoły. Dla widzów oczekujących serii angażującej ich w poczynania bohaterów raczej nie będzie to zachęcające… Z drugiej strony jednak jest sporo osób, które od rozrywki wymagają tylko, żeby była znośnie podana i dostarczała im to, co lubią – czyli lekką akcję, trochę humoru, a od czasu do czasu jakieś dramatyczne wydarzenie albo retrospekcję. Kekkaishi nieźle spełnia te warunki, jeśli więc ktoś miałby ochotę na lekką przygodówkę z demonami w tle, może spróbować kilku odcinków. Jeśli się spodobają, niech pamięta, że tak w zasadzie będzie do samego końca. Nic więcej, ale też i nic mniej.

Avellana, 24 maja 2008

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Sunrise
Autor: Yellow Tanabe
Projekt: Hirotoshi Takaya
Reżyser: Kenji Kodama
Scenariusz: Hiroshi Oonogi
Muzyka: Taku Iwasaki