Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Dango

Komentarze

Marmalade Boy

  • Dodaj komentarz
  • Recenzja anime
  • Avatar
    A
    Roth 9.12.2016 13:43
    Związek po japońsku
    Na wstępie powiem, że podobało mi się. Nie rozumiem jednak jak można zachwycać się wspaniałą miłością głównych bohaterów. Ten ich związek jest po prostu niezdrowy. Ciągła zazdrość, kłamstwa, nieodzywanie się do siebie, brak porozumienia. Jeszcze ten głupiutki Yuu, który nie widzi nic złego w przyjaźni z koleżankami, które ewidentnie na niego lecą, a nawet całują – po prostu nie ma problemu! Podsumowując dziwne to było, ale miło się oglądało.
    Odpowiedz
  • Avatar
    A
    odpowiedzi: 2
    Sezonowy 4.01.2014 21:13
    Obejrzałem Marmoladę :)
    Niewykluczone, że jestem ostatnią osobą, która powinna sięgać po takie seriale. Ale że ostatnimi czasy naprawę nie mam czego oglądać, bo pomijając nieliczne wyjątki, co nowsza produkcja, to wydaje mi się bardziej durnowata… W akcie desperacji i poszukiwania fabuły sięgnąłem po Marmoladę, spodziewając się słoika kolorowej słodyczy, od której psują się zęby i dostaje się mdłości.

    Tymczasem – podobało mi się. Z zastrzeżeniami, ale mimo wszystko podobało mi się.

    Marmalade Boy to w gruncie rzeczy trzy powiązane ze sobą historie miłosne, z trzema bohaterkami. Pierwsza i zarazem najważniejsza dotyczy Koishikawa Miki i gatunkowo można ją zakwalifikować jako bardziej jako absurdalną komedię obyczajową (pod koniec niepotrzebnie i w wydumany sposób przeradzającą się w dramat). Druga kręci się wokół Suzuki Arimi i jest to czystej wody komedia romantyczna, bardzo przyjemna w treści i formie. Niestety, również najkrótsza. Trzecia opowieść dotyczy Akizuki Meiko, od lat po cichu romansującej ze starszym mężczyzną, który zarazem jest jej nauczycielem. Ta historia to dramat, w dodatku bardzo udany, przekonujący i ładnie poprowadzony. To najciekawsza opowieść, nie tylko najbardziej prawdziwa i wiarygodna, zmuszająca widza do zaangażowania, ale też nieprzewidywalna. Dzięki zwrotom akcji sam dałem się nabrać dwa czy trzy razy, nie mając pojęcia, jaki będzie jej finał. To zarazem ten rodzaj historii, który spodobałaby się dorosłym, gdyby tylko przenieść ją do kina fabularnego. No i Meiko jest najlepiej skonstruowaną drugoplanową bohaterką Marmolady, a do tego towarzyszy jej najlepszy męski bohater drugoplanowy, Miwa Satoshi. Facet ma klasę, której ze świecą szukać po animowanych bohaterach, niezależnie od gatunku filmowego. Kibicowałem mu po bratersku w nierównej walce o serce i inne części ciała pięknej Meiko. Jestem zdania, że ta para stanowczo powinna dostać własny serial.

    Marmolada jest długa, wyraźnie podzielona na części. Część ostatnia, kiedy to ukochany Miki wyjeżdża za ocean do szkoły, jest wyraźnie najsłabsza, momentami nawet głupawa. Brakuje jej tego nerwu, z jakim opowiadano wcześniej choćby historię Meiko. Tu już się nudziłem, a główna bohaterka, która nie tylko jest głupiutką gąską, ale ma też paskudny zwyczaj wierzyć we wszystko, co się jej mówi i wyobrażać sobie Bóg wie co na podstawie błahostek, które potrafi rozdmuchać do rangi życiowego problemu – irytowała mnie. Doprawdy, tyle fajnych dziewczyn pojawia się w tej opowieści, a Yuu musiał wybrać właśnie ją? Jeszcze rozumiem, gdyby chorował na oczy, ale on wyglądał całkiem zdrowo. Ech… No, ale może niepotrzebnie narzekam: przecież gdyby oboje prezentowali ten sam poziom urody i inteligencji, nie byłoby mangi i nie byłoby anime. A tak, jest Książę, jest Kopciuszek i jest bajka. Ale i tak „amerykańską” część historii z czystym sumieniem mogli sobie darować.

    Jak napisałem na początku, podobało mi się. Dobrze ogląda się opowieść, która ma dużo miejsca na rozwinięcie skrzydeł, gdy producent nie zmusza zespołu do wciśnięcia jej kolanem w jeden sezon. Jest czas, żeby poznać bohaterów z różnych stron, przyzwyczaić się do nich, polubić. Wątki jak wątek Meiko i Satoshi mają czas pięknie się rozwinąć i wybrzmieć do końca, bez wkurzającej ingerencji nożyczek scenarzysty, wycinających co bardziej soczyste kąski, byle tylko zmieścić się w limicie odcinków.

    To napisawszy, mogę z czystym sumieniem wrócić do animowanych mechów, wybuchów, samurajskich mieczy i czarodziejek w marynarskich mundurkach. :)
    Odpowiedz
  • PsychooDream 2.02.2012 15:38:30 - komentarz usunięto
  • eve.dallas 25.09.2011 00:31:55 - komentarz usunięto
  • Playboy 2.08.2011 22:40:17 - komentarz usunięto
  • hime-sama 15.04.2011 17:54:48 - komentarz usunięto
  • Avatar
    A
    odpowiedzi: 2
    poncz. 6.01.2011 13:22
    Małe pytanie.
    Mam małe pytanie odnośnie zakończenia anime. Czy jest jak by to określić.. łzawe? Chodzi mi o to czy się rozstają, czy ogólnie dobrze się kończy? Bo jestem poważnie zainteresowana serią, chciałabym ją w najbliższym czasie obejrzeć, ale muszę znać zakończenie (tzn czy smutne, czy raczej na odwrót) by się do tego psychicznie przygotować. Wiem, że brzmi głupio, ale cóż.. bardzo łatwo „przywiązuję” się do serii, a potem przeżywam, złe zakończenia. ;)
    Odpowiedz
  • Avatar
    A
    racjona 15.05.2010 21:57
    Końcówka ...
    Końcówka (gdzieś od około 60tego epka) już mnie nużyła niemiłosiernie. To nawarstwianie problemów (w 99% przypadków urojonych, powstałych bo ktoś coś nie tak usłyszał/powiedział/zrobił i ktoś coś źle zinterpretował ...) ehs
    Przed  kliknij: ukryte  historia była znośna i spokojnie dawałam 8. Potem moja irytacja rosła z każdym odcinkiem, a seria pretendowała do miana brazyliany/wenezueliany roku :/
    Humor gdzieś się ulotnił, a piętrzyły się tylko niedopowiedzenia. Miałam ochotę parę postaci trzasnąć w twarz, żeby nie p…liły tylko powiedziały prosto z mostu o co chodzi i wszystko byłoby jasne. Ale totalnym przegięciem był pomysł na to, że  kliknij: ukryte  ehs sorki – się rozpisałam.
    Ostatecznie zostawiam ocenę 8/10, ale ostrzegam przed końcową dłużyzną, potokami łez i lamentu (z resztą autorka recenzji również o tym niestrawnym momencie wspomina).
    Odpowiedz
  • Avatar
    A
    Marilee 7.04.2010 13:35
    Przepiękna historia...
    ...miłosna. Oglądałam ją już dosyć dawno temu, jednak przymierzam się do obejrzenia jej jeszcze raz. Ilość odcinków mnie nie przeraża, gdyż te 76 ep. minęło nawet nie wiem kiedy:) Zaczynając od bohaterów; Bardzo urzekli mnie Yuu i Miki. Yuu- typowy zdystansowany facet, twardo stąpający po ziemi;] Miki- nieco dziecinna i naiwna ale bardzo sympatyczna i czuła dziewczyna;] Kolejne postacie, które bardzo polubiłam to Ginta i Arimi.
    Jeśli chodzi o fabułę. Z początku nieco wystraszyła mnie perspektywa 76 odcinków. Pomyślałam sobie, że to ciut za dużo, jednak podczas seansu zmieniłam zdanie i pod koniec serii zrobiło mi się smutno, że muszę się już rozstać z ulubionymi bohaterami i ich przygodami. Anime potrafiło wzruszyć i wycisnąć sporo łez kliknij: ukryte  ale także sprawiało, że w okolicach serca robiło się cieplutko;] W szczególności jak leciała piosenka Saigo no Yakusoku [The Last Promise] ahh przepiękna…
    Grafika natomiast pozostawia wiele do życzenia jednak przy takiej historii jaka została nam zaserwowana przez twórców Marmalade Boy, grafika schodzi na dalszy plan, jak nie na najbardziej odległy;]
    Anime zalicza się i będzie zawsze się zaliczać do moich ulubionych, dlatego daje mu 10/10 i z czystym sumieniem mogę je polecić każdej osobie, która lubi historie z życia wzięte i nie boi się uronić paru łez przed monitorem:)
    Odpowiedz
  • Avatar
    A
    Dżul 23.11.2009 23:12
    Aż dziw, że marmoladka taka smaczna...
    O matko, właśnie obejrzałam do końca „Marmalade boy”...zrobiłam to w parę dni i mnie samej wydaje się to niewiarygodne. Obejrzałam wszystkie odcinki, te lepsze i gorsze, no i tę końcową masakrę…Ufff…

    Anime baaaaardzo nierówne. Były momenty, w którym mocno ziewałam, bo odcinki dało się streścić do „On/ona przypomina sobie przeszłość i miota się emocjonalnie”. Były tak absurdalne pomysły, że opadała mi szczęka i pytałam samą siebie, czy oni ode mnie oczekują, że w to uwierzę. Ale były też chwile naprawdę wzruszające i zabawne, które kazały mi machnąć ręką na wszelkie niedoskonałości i po prostu cieszyć się smakiem marmoladki. A zawdzięczam to postaciom, których nie dało się nie pokochać i nie kibicować z całego serca. Dobrze, że się wszystko dobrze skończyło. Ale, co chyba wszyscy mówią, szkoda, że przebieg zdarzeń był aż tak przewidywalny…Może bym się wszystkim trochę bardziej przejmowała, gdyby zostało miejsce na chociaż cień wątpliwości.

    Zgadzam się też z Salvą co do doprowadzającej czasem do szału skrytości bohaterów, zwłaszcza Yuu. Dlaczego oni woleli cierpieć z powodu nieporozumień, zamiast wygarnąć co im leży na serduchu? No, ale wtedy anime by się skończyło przed rozpoczęciem…

    Chciałam też przygadać Yuu, bo przez znakomitą większość serii strasznie mnie irytowały niektóre jego zachowania wobec innych dziewczyn. Wydawał się wyjątkowo bierny i nie sprawiał wrażenia skupionego wyłącznie na Miki. Błagam, dlaczego te wszystkie dziewczyny zakochiwały się w nim od pierwszego spojrzenia? Doszło do tego, że cieszyłam się jak głupia, kiedy tylko pojawiał się ktoś zainteresowany Miki. Ale, jak mówię, przeszło mi koło 60 epa, bo w końcu mnie przekonał co do szczerości uczuć. Uwielbiam tę parę! ^^

    Z pozostałych postaci moimi ulubieńcami są Satoshi i Michael, ale właściwie każdy znalazł miejsce w moim serduszku… No i kto nie uwielbia rodziców! Są najfajniejszą rodziną w anime ever! :D

    Do grafiki i muzyki, o dziwo, łatwo przywykłam, chciaż na początku z trudem powstrzymywałam się od zarysowywania kredką na ekranie co koszmarniejszych rozwiązań kolorystycznych ciuchów…^^"

    Cóż, kiedy zaczęłam pisać komentarz, byłam świeżo po ostatnich czterech odcinkach i nie mogłam nadziwić się głupocie bohaterów, którzy chyba nagle przestali umieć liczyć i myśleć logicznie, jakby ich mózgi nagle zostały wessane w przestrzeń kosmiczną. Po prostu błagałam na kolanach, żeby ktoś zakończył ten koszmar i ich oświecił… Więc nie byłam totalnie zachwycona. Ale teraz, kiedy sobie przypominam całokształt…nie mogę zaprzeczać, co zresztą widać, że wciągnęłam się niesamowicie i dawno tak bardzo nie przejmowałam się shoujo. Ach, słodki marmoladki smak… To może zastępować prawdziwe słodycze! ^^ Ale i tak zamierzam przeczytać mangę i w końcu odpowiedzieć sobie na pytanie, jak twórcom udało się z 8 tomów zrobić 76 odcinków, bo na razie pozostaje to fascynującą zagadką.
    Odpowiedz
  • Avatar
    A
    Paweł 23.12.2008 20:31
    Marmalade Boy
    Nie ukrywam, że to recenzja zachęciła mnie do obejrzenia tego anime, dlatego że lubię shoujo (pomimo mojej płci) to czułem się co najmniej zobowiązany by się z serią zaznajomić. Wątpliwości, które miałem przed seansem to z pewnością mnogość odcinków oraz rok produkcji – jakoś te dwie rzeczy zazwyczaj mnie odstraszają, nie tylko ze względu na kiepską grafikę, ale i schematyczność i powtarzalność anime tego typu. Jakie więc świeże wrażenia po obejrzeniu 76 odcinków i filmu?

    Zacznę może od minusów, bo trochę się ich tu namnożyło. Nie ukrywam – moje obawy się sprawdziły. Anime było schematyczne – co chwila pojawiały się nowe postaci, albo piętrzyły one problemy, albo były kolejnym problemem wynikającym z problemu, czy to po stronie Yuu, czy Miki. Żeby się nie nudzić, dodajmy nową postać, niech będzie miała przeciwny charakter, ale zachowywała się dokładnie tak samo – bo przecież wszyscy zakochują się od pierwszego wejrzenia, a po kilku dniach znajomości wyznają sobie miłość hmmm – denerwujące? A i owszem, ale do zniesienia. Kolejne co w oczy raziło, to urywanie sytuacji w ich kluczowym momencie, bynajmniej nie wracanie do nich w kolejnym odcinku, jedynie przypominanie ich sobie i tłumaczenie przy pomocy pamiętnika. Również do zniesienia, zostają jedynie pytania – a co się działo później, czyżby wszyscy żyli jakoby nic się nie stało, aż do wydarzeń z odcinka kolejnego? Tak, wiem to tylko anime, na dodatek ma już trochę lat – wybaczam. Również spoilerowanie w przerywnikach wybaczam, chociaż mała dawka niewiedzy stanowczo by się przydała w niektórych sytuacjach, bo przecież miłość w cale nie jest prosta, a często jest bardziej skomplikowana niż to się może wydawać. Grafika? Może niezbyt piękna, szczególnie w początkowych odcinkach, dlatego nie mogę powiedzieć, że można się do niej przyzwyczaić, można ją zaakceptować – tyle wystarczy żeby cieszyć się samym oglądaniem.

    Tak, nie ukrywam jednak, że seria urzekła mnie niezwykle, błędy błędami, wady wadami, ale liczy się satysfakcja i wrażenia ogólne prawda? Uczucia przedstawione w Marmalade Boy, może nie są aż tak namacalne jak się tego wcześniej spodziewałem, ale jednak dają sporo do myślenia. Ogólnie w trakcie seansu zazdrościłem im wszystkim, że znaleźli kogoś, kogo mogą kochać. Prócz tego seria napawała mnie optymizmem, czasem smutkiem, zdarzało się w myślach krzyczeć, że dzieje się nie tak, jak być powinno! Bo nie oszukujmy się – niektóre problemy były piętrzone na siłę, problem kulminacyjny – zdający się być najważniejszym i najtrudniejszym do przejścia, potraktowany został w sposób szybki, błahy i trochę bez wyrazu. Jednak coś co cechuje tą serię, to na pewno chęć a zarazem wrażenie uczestnictwa w życiu ich wszystkich, towarzyszenie im, dopingowanie ich – właśnie tak, mimo że postaci te nie tylko te są fikcyjne, ale ponadto narysowane, będąc nierealnymi,stają się zarazem tak naturalne i prawdziwe. Yuu, Miki, Satoshi – jedne z najbardziej charyzmatycznych postaci z jakimi się w shoujo anime zetknąłem, sympatia do Meiko znikła po drodze, a reszta osób – bynajmniej żadnych zastrzeżeń :)

    Tak na koniec dodam, ze śmiałem się trochę z ich ubrań – wiem, że to było dawno, ale niektóre sukienki w stylu piżam to jest to! Ponadto zastanawiałem się czy oni naprawdę z taką łatwością mogli się przemieszczać między dwoma talk odległymi krajami, zawsze, wszędzie, w tym wieku? Prócz tego kwestia języków obcych też mnie trochę irytowała – raz problem był, raz o nim zapominano :) Gwoli ścisłości – to nie są jakieś wyraźne minusy, powiedzmy nieścisłości które w odbiorze serii ni jak nie przeszkadzają.

    Na koniec wyznanie – bałem się mi. długości serii, łyknąłem ją w ok 5 dni i jedyne co mi zostało to niesamowita pustka i smutek – chcę więcej!

    Ps. Nie wiem jak się ma anime do mangi, ale po seansie zerknąłem do kilkudziesięciu ostatnich stron i doszedłem do wniosku, że wydarzenia przedstawione są tam trochę inaczej, a pewne niedomówienia z anime są wyjaśnione (mi. sytuacja ze zmianą partnerów).

    Odpowiedz
  • Avatar
    A
    Nanami 24.06.2008 15:00
    I po marmoladce, mru!
    Zaintrygowana tym, co tak jenoty na kanale wsuwaja masowo marmoladke, sama postanowiłam po owe anime siegnac… I nie żałuję! Romanse, shojo i takie tam nigdy dla mnie nie były sztuka sama w sobie, wręcz przeciwnie. Ale muszę przyznać, że serię oglądało mi się niezwykle przyjemnie.

    Ja z kolei nie zostałam wciągnieta jakoś specjalnie od pierwszych odcinków. Tak porzadnie mnie zassało do słoiczka dopiero koło 20 odcinka na wiecie­‑którym łuku z yaoi… XD

    Co do kreski, to rzeczywiście, trzeba się przyzwyczaić. Przynajmniej kolorystyka nie była jaskrawa, choć niektóre zestawienia kolorów ciuszków… a na dodatek panowie wcale jakoś specjalnie od różu nie stronili. Ale z biegiem serii trzeba przyznać, że i bohaterowie i ich ubiór dojrzewaja w pozytywnym tego słowa znaczeniu.

    Trzeba też przyznać, że nawet jeśli jakiejś postaci się baaardzo nie lubiło, to twórcy nie skazywali jej na wieczna nienawiść fanów i potrafili naturalnie przedstawić coś, by wskoczyła chociaż na status neutralny. Z malutkimi wyjątkami, ale cóżby to była za seria anime bez ani jednej znienawidzonej postaci.

    Końcówka zaiste może być trochę męcząca, ale ja chyba po prostu uodporniłam się na okresowe napady głupoty bohaterów i więcej miałam z tego śmiechu, niż udręki. Ostatni odcinek rekompensuje z nawiązką uprzednie angstowanie.

    Jak dla mnie mocne 8 z duuużym plusem, byłoby i więcej, gdyby nie zbytnia przewidywalność. Twórczy chyba chcieli wyprać anime z zaskakujących pairingów i sytuacji itp. więc jeśli ktoś uwielbia być zaskakiwanym – niech skrupulatnie przewija kolejno: opening, tytuł odcinka, przerywnik w środku, zapowiedz kolejnego odcinka i ending.
    Odpowiedz
  • Avatar
    A
    sleepwalker 14.06.2008 04:29
    polecam:) marmolada najwyższej jakości:D
    co prawda jeszcze nie skończyłam oglądać całej serii (jestem na 53 odcinku) ale wiem że te 76 odcinków jest naprawdę warte obejrzenia, i wciąga. Fabuła jest najeżona wszelkimi miłosnymi wątkami ale nie jest przy tym sztampowa, przewidywalna a to się chwali:). Kreska na początku razi i odrzuca ale przy następnych odcinkach staje się lepsza, bardziej subtelna i miła dla oka. Co do muzyki, absolutnie uwielbiam ending który leci podczas pierwszych odcinków, strasznie zapadł mi w ucho, mogę śmiało stwierdzić że jeden z moich ulubionych.
    People, eat marmalade, it's tasty!:))
    Odpowiedz
  • Avatar
    A
    Roth-chan 13.06.2008 22:25
    Wciągające
    Jestem na 13 odcinku i muszę powiedzieć, że bardzo wciągnęło mnie to anime :)Ale niestety trzeba przyznać, że anatomia przeraża. Nie wiem… może po prostu w tamtych czasach bali się bardziej pokazywać kobiece kształty, dlatego wszystkich ubrali w worki xD Szczególnie okropnie wygląda główna bohaterka na końcu openingu. Chodzi mi o ten niebiesko­‑zielono­‑żółty strój z różową wstążką – KOSZMAR!! O_o
    Szkoda też, że pary są takie przewidywalne, tak jak i happy end :/ Nie wiem jaka dokładnie jest końcówka, ale przeczytałam na angielskiej wikipedii, że autorka mangi miała ponoć zrobić smutne zakończenie, ale zrezygnowała z tego. A szkoda… Mogli by chociaż dorobić 2gi alternatywny ending.
    Odpowiedz
  • Avatar
    A
    Liquid.pl 12.06.2008 10:11
    Pełna zgoda z..
    Salvą, chociaż jeszcze jestem w trakcie serii, muszę się zgodzić.
    Kreska rzeczywiście była ciężka w odbiorze z mundurkami , ale człowiek to bestia która się dostosuje i zaakceptuje.

    Warto spędzić przy tym czas.
    Odpowiedz
  • Avatar
    A
    Salva 11.06.2008 19:53
    Niech żyje szczerość !
    Ja też zostałam zarażona serią przez Avellanę, jest to chyba jeden z najsympatyczniejszych „wirusów” jakie zdarzyło mi się złapać. Anime oglądałam w tempie imponującym i trudno mi poukładać wrażenia. Być może z tego szaleńczego tempa wynika moje niepochlebne zdanie o końcówce serii. Ale generalnie odczucia są wyjątkowo pozytywne. Nigdy w życiu nie przypuszczałam, że tak bardzo spodoba mi się taka historia w TAKIEJ oprawie graficznej. Nie przepadam za starszą kreską (prawdę mówiąc nie znosiłam jej do tej pory, ale po MB chyba mi się zmienił stosunek) jednak muszę przyznać, że tutaj miała ona swój urok i przeszkadzała tylko momentami. Doszłam nawet do tego, że niektóre postaci zaczęły wydawać mi się śliczne (tyczy się wszystkich żeńskich i kilku osobników płci męskiej).

    Przede wszystkim w Marmalade Boy ujęły mnie postaci. Postaci które zachowywały się o dziwo normalnie ! Coś niespotykanego jak na serie shoujo, ponieważ zwykle anime tego typu obfitują w wyjątkowo mało inteligentne jednostki, zwłaszcza płci żeńskiej (a przynajmniej ja się z takimi głównie stykałam). Żeby nie sięgać daleko, aktualnie wychodząca Itazura na Kiss jest serią, która korzysta z podobnych motywów co Marmolade Boy, a powiedzenie, że Itazura nie dorasta do pięt MB byłoby ciężką dla Marmoladki obrazą. Miki w przeciwieństwie do Kotoko zachowuje się jak zwyczajna nastolatka. Ma gorsze i lepsze dni, jak każdy. Jest pełna uroku osobistego i nie sposób jej nie lubić. Poza tym na docinki ze strony Yuu na początku reaguje emocjonalnie ale potem się do niego pięknie dostraja. Czasami brakowało mi tylko większego zdecydowania u niej i jeszcze jednej rzeczy, ale na tę jedną rzecz poświęcę osobny akapit. Co do Yuu natomiast to charakter miał prowadzony bardzo konsekwentnie, nie mam zastrzeżeń. Może poza tym, że dawał się obcałowywać wszystkim dookoła bez najmniejszych protestów. Ale generalnie był naprawdę świetny, miał zabójcze poczucie humoru i bywał niesamowicie wręcz uroczy. Dla mnie dopóki nie pojawił się Satoshi był ulubionym bohaterem męskim. Pod koniec mój stosunek do niego zrobił się nieco mniej ciepły, ale nadal mimo wszystko jest postacią ciekawą. Natomiast Satoshi… Satoshi to jest cała epopeja bo dołączył do panteonu moich ukochanych bohaterów. W pełni zasłużył sobie na to miejsce. Uwielbiałam go od pierwszej chwili w której się pojawił. Jak dla mnie był najrozsądniejszą postacią całej serii. Jego reakcje były zawsze dokładnie takie jakie powinny być. W przeciwieństwie do np. Ginty. Chociaż jak na początku Ginty nie lubiłam tak potem jednak zdołał mnie do siebie przekonać, mimo że pod koniec miał jeszcze jedną spektakularną wpadkę. Ale generalnie można go zaliczyć do bardziej udanych postaci. Jeżeli chodzi o bohaterki to oprócz Miki bardzo polubiłam też Arimi. Była pełna godności, dumy i miała niesamowitą klasę. Naprawdę wzbudziła we mnie podziw. Meiko lubiłam na początku, ale potem mi przeszło. W parze z jednym sympatycznym osobnikiem szaleńczo mi się podobała, ale sama jako takia, zwłaszcza w późniejszych odcinkach już nie bardzo. O postaciach można by pisać naprawdę dużo, były wyjątkowo udane, realistyczne, konsekwentnie prowadzone, uczyły się na własnych błędach, nie były nadzwyczaj inteligentne ale głupsze od własnych butów też nie, poza tym były pełne uroku i szalenie sympatyczne. Nie sposób nie napisać nic o genialnych wręcz rodzicach, którzy moją sympatię zdobyli zaraz w pierwszym odcinku, a udowodnili że na nią zasługują w odcinku ostatnim. Rzadka rzecz jak na anime – rodzice… A tutaj mało że występowali, oni uczestniczyli w życiu swoich dzieci. To już w ogóle kuriozum na skalę światową.

    Przechodząc do tych mniej sympatycznych aspektów MB, w pewnym momencie troszeczkę mnie zaczęły drażnić wszechobecne wątki romantyczne. Każdy obowiązkowo kogoś kochał, albo był kochany. Wiem, że to shoujo i stąd takie ilości tego typu wątków, ale w pewnym momencie stało się to nieco męczące. Inną rzeczą, która szalenie mnie irytowała była szczerość, a raczej jej brak (chyba, że bohaterowie byli brutalnie przypierani do muru). Z niejasnych dla mnie powodów postaci unikały szczerości jak diabeł święconej wody. Często krótkie spięcie czy kłótnia lepiej rozwiązałyby problem niż wielodniowe fochy czy urazy. Stąd też mój sarkastyczny tytuł tego komentarza. Naprawdę mi to przeszkadzało. Inna rzecz, że wtedy seria byłaby krótsza co najmniej o jedną trzecią i zostałaby całkowicie wyprana z tych ciepłych, romantycznych scen.

    Jako odtrutkę na dramat i irytującą awersję bohaterów do szczerych rozmów mieliśmy wspaniały humor oraz bardzo ciekawe rozwiązanie niektórych wątków. Naprawdę kilka razy seria zostawiła mnie z wielkim zaskoczeniem na twarzy. W jednym momencie byłam pewna, że twórcy osiągnęli szczyt i genialniejszej sytuacji nie wymyślą, po czym kolejna scena przekonywała mnie, że się myliłam. Albo byłam przekonana, że seria zaczyna się staczać żeby nagle znowu odzyskała poziom. Dla mnie to swoisty Code Geass wśród serii shoujo. Wiem, że niektórym pewnie wyda się to niefortunnym porównaniem, ale dla mnie bardzo dobrze opisuje tą serię. Nie mam doświadczenia w seriach shoujo ale ta wyjątkowo przypadła mi do gustu. Co prawda należałaby się drastyczna śmierć w mękach za tytuły czy za wygląd postaci w mundurkach, ale to jedne z nielicznych wad. Ewentualnie lekka wtórność w końcowych odcinkach rzuca się w oczy, ale zakończenie jest satysfakcjonujące, szalenie miłe i ciepłe, jak cała ta seria. Romantyczne momenty pomiędzy bohaterami były wyjątkowo urocze i w żadnym razie nie mdłe. Bardzo spodobały mi się też rozmowy z przyjaciółką za pomocą pamiętnika, czy przekazywanie ważnych informacji za pomocą robocików.

    Natomiast co do oprawy dźwiękowej, również zakochałam się w Momencie, który towarzyszył niemal każdej bardziej bogatej w emocje scenie. Poza tym niesamowicie przypadli mi do gustu seiyuu. Zwłaszcza głos Miki wydawał mi się taki ciepły i słodki, idealny dla tej bohaterki. Opening nie był specjalnie odkrywczy, ale również mi się podobał. Jeśli chodzi o kreskę to lepiej miłosiernie pominąć ją milczeniem, aczkolwiek w pewnym momencie postaci zaczęły mi się bardziej podobać. Przez jakiś czas kreska się polepszyła, ale generalnie stoi na dość niskim poziomie. Jedyne co mi się podobało zawsze i bez wyjątku to przeurocze SD. Zarówno te występujące w przerywnikach­‑spoilerach czy te w normalnych odcinkach.

    Podsumowując bardzo polecam Marmalade Boy wszystkim, którzy lubią romanse. Nie tylko paniom. Sama oglądałam anime z osobnikiem płci męskiej, który również był oczarowany serią. Tak więc nie jest regułą, że jak shoujo to tylko dla pań. Jeśli ktoś ma ochotę na kubek gorącej czekolady dla duszy to MB idealnie się do tego celu nadaje.
    Odpowiedz
  • Avatar
    A
    moshi_moshi 8.06.2008 17:48
    ze słoiczka :)
    Do zapoznania się z Marmoladką zachęciła mnie Avellana i nie żałuję ani minuty spędzonej na oglądaniu tej serii. To jedno z najsympatyczniejszych i najcieplejszych anime jakie widziałam. W przeciwieństwie do recenzentki, ja zakochałam się już po pierwszym odcinku, a zdecydowanie jest w czym. Całość jest zrobiona z pomysłem, na dodatek wyjątkowo zgrabnie – romans, komedia i dramat w znakomitych proporcjach. Na szczęście nie musiałam czekać przez dwadzieścia odcinków, aż między bohaterami coś się wydarzy. „Mięcho” dostałam juz w pierwszym odcinku, co muszę przyznać było dla mnie niemałym, acz bardzo przyjemnym zaskoczeniem. Mam jedynie zastrzeżenia co do końcówki, która wyglądała jakby robił ją jakiś spec od gundamów – angst, morze angstu i brak wytchnienia. Oczywiście wcześniej również zdarzały się momenty pełne dramatyzmu, ale nie były aż tak przesadzone i nie wlekły się tak niemiłosiernie. Ale dzielnie przetrwałam ten dziwaczny łuk, a w nagrodę dostałam zabójczy ostatni odcinek, który spokojnie można uznać za jeden z najlepszych w całej serii – absolutnie cudowna reakcja rodziców. Zresztą bohaterowie to chyba największa zaleta tego anime i nie mam tu na myśli tylko głównej pary, ale wszystkie postaci drugoplanowe (może z wyjątkiem jednej, przepraszam dwóch, których autentycznie nie cierpię). Miki i Yuu tworzą naprawadę uroczy duet, dosyć sztampowy (ona lekko roztrzepana i słodka, on pewny siebie, przystojny i przebojowy), ale tak fantastycznie poprowadzony, że nie sposób ich nie polubić. Nie jest to jedyna para w Marmoladce, pozostałe również są świetne –  kliknij: ukryte  na dodatek poświęcono im bardzo dużo czasu, dzięki czemu miałam szansę naprawdę dobrze ich poznać i polubić. Właściwie każda postać ma tu swoje pięć minut i nie znika w tajemniczych okolicznościach, a jej wątek zostaje poprowadzony do końca. Ogólnie rzecz biorąc, takiego stężenia chemii i emocji dawno nie widziałam i pewnie nie zobaczę, dlatego tak trudno było mi się rozstać z bohaterami.

    Oprawa graficzna nie powala, niby buźki są ładne, ale z anatomią już znacznie gorzej. Poza tym postacie w szkolnych mundurkach wyglądają jak szafy dwudrzwiowe – istne koszmarki. Ale mają za to pełne szafy ubrań, w których wyglądają o niebo lepiej, nawet zdarza im się zmieniać fryzury! Muzyka bardzo przypadła mi do gustu, zwłaszcza niektóre jazzowe kawałki, chociaż ten gatunek muzyki, akurat w tej serii mnie totalnie zaskoczył. Opening jest całkiem sympatyczny, mimo że tekst nie powala głębią. Ale muszę przyznać, że z piosenek najbardziej wpadła mi w ucho ta, która leciała pod koniec każdego odcinka – Moment, śliczny utwór w starym stylu.

    Gorąco polecam Marmoladkę wszystkim miłośniczkom shoujo i nie tylko (okazuje się, że nawet panom może się spodobać (sprawdzone)), to wyjątkowo udana i urocza seria, w sam raz na poprawę nastroju.

    Odpowiedz
  • Avatar
    A
    mk 5.06.2008 13:11
    MarmaladeBoy
    osobiście nie przypadło mi zbytnio do gustu.chociaż,muszę przyznać,obejrzałam wszystkie odcinki- wciągnęło mnie to, musiałam wiedzieć co się wydarzy w następnych odcinkach.już tak mam(nawiasem:dobrze,że nie widziałam pierwszych odcinków Mody na sukces xd)!
    Denerwowała mnie straszliwie główna bohaterka.Wrr, ile ona ma lat 17 czy 5!?Była czasem tak infantylna,że nic tylko dźgnąć ją w oko.
    Ale za to kocham rodziców Miki i Yuu o, i Arimi.
    i tych małych chłopców (GastaBoys?) z Marmalade Boy Movie.^^
    Odpowiedz
  • Dodaj komentarz
  • Recenzja anime