x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w polityce prywatności.
"Polska ma być drugą Japonią". Wbrew pozorom sformułowanie to zawiera głęboką treść, której pełne zrozumienie jest możliwe dopiero po zapoznaniu się z warunkami, które kształtowały przemiany socjo‑ekonomiczne w krajach Azji Wschodniej XXw (i wcześniej).
Być może część osób ma skojarzenia z obecnością tego tematu w dyskusji z lat '90 i stąd może pochodzić takie przekonanie.
Jednak po przyjrzeniu się temu hasłu na neutralnym gruncie, w dodatku nie używając skojarzeń którymi zostało otoczone przez społeczeństwo można skoncentrować się tylko na zasadniczej informacji którą zawiera.
Mimo dośc paradoksalnego brzmienia (niby jak kraj należący do innego regionu geograficznego, którego żródłem kultury jest szeroko pojęta cywilizacja basenu Morza Śródziemnego ma wzorować się na kulturze orientalnej?) odnosi się ono do sposobu, w który kraj zdewastowany przez konflikty oraz praktycznie nieposiadający technologii i infrastruktury (nie licząc „drobnych”, przenikających przez kurtynę izolacji ksiąg z Zachodniej Europy, które pozwlały na budowanie pewnych „gadżetów” na drodze inżynierii wstecznej – całkiem udanych skoro pozwoliło to na tak silną ekspansję i rozwój w pierwszej połowie XXw.) na drodze efektywnego zarządzania, transferu technologii oraz pracy obywateli uzyskał status jednego z najwyżej rozwiniętych technologicznie państw?
W dodatku stanowiącego w pewnym momencie wzór „społeczeństwa technologicznego”, na które powoływali się pisarze science fiction? Wystaczy zadać sobie pytanie jakie korzystne cechy socjo‑psychologiczne obywateli były za ten fakt odpowiedzialne oraz próbować zaszecpić je na naszym gruncie aby przynajmniej w założeniu oczekiwać podobnego efektu. Ponieważ same zdobycze technologiczne i wspomniany transfer technologii u nas tak samo łatwo dostępny od ponad 20 lat. Wydaję się, że jedyną przeszkodą jest tzw. „stan mentalny ludności”.
Jednak po przyjrzeniu się temu hasłu na neutralnym gruncie, w dodatku nie używając skojarzeń którymi zostało otoczone przez społeczeństwo
Jak sądzę, Inter. dał jasno do zrozumienia, że dokonuje tu własnej interpretacji, nie wnikając w to, co miał lub mógł mieć na myśli Lech Wałęsa, albo sam gdzie usłyszał te słowa, bo to wie tylko Pan Prezydent (i jego mocodawcy z SB, jeśli wierzyć Antoniemu „Gdzie moje tabletki” Macierewiczowi).
Inna sprawa, że gdybyś to Ty rzucił hasło „zbudujemy w Polsce drugą Japonię”, podejrzewałbym raczej, że nie masz na myśli dynamicznego rozwoju przemysłu elektronicznego, motoryzacyjnego i ciężkiego, opartych na nowych technologiach, a rozwój wytwórni filmów animowanych, z naciskiem na działy zajmujące się tematyką yuri. Kto wie? Może wtedy mielibyśmy „Przygody Bolki i Lolki”, a zamiast skośnookich arashi‑misiów‑yursiów moglibyśmy pochwalić się jakimś smakowitym pairingiem Uszatki z Colargollą? Naprawdę, nie obraziłbym się, gdyby tak się stało. :)
A mnie ciekawi, czy miał przez to na myśli „głęboką recesja/stagnacja przez dziesiątki lat”.
Interpretacji można przypisać wiele, a samo hasło mocno nietrafione.
W sumie mógłbym rozwinąć temat, ale chyba nie ma sensu zaśmiecać Tanuki analityczno‑makroekonomicznym bełkotem.
Internationalism
5.02.2015 22:41
Moge tylko przytoczyć wydarzenie, którego byłem naocznym świadkiem:
podczas spotkania z Ambasadorem Japonii, (które organizowało Centrum Studiów Azji Wschodniej) Jedyne słowa jakie Ambasador wypowiedział po polsku („na jednym oddechu”) to – cytuję: „Gdańsk, Wałęsa, Wolność, Solidarność”. Fakt, że miało to miejsce w 2008r. świadczy, że ta międzynarodowa sympatia pozostaje odwzajemniona.
some_random_dude
5.02.2015 17:55
Kamiyan, chłopie, jeśli nie masz nic do powiedzenia, to może po prostu nie zabieraj głosu? Podałbyś przynajmniej jakieś rzeczowe argumenty, dlaczego uważasz hasło za głupie, zamiast pod cudzym komentarzem tagować cyfrowym sprayem „tu byłem: Kamiyan”. Nie szkoda ci na to czasu?
Ale jeśli masz czasu pod dostatkiem (a wygląda na to, że masz)... Popatrz na obszerną odpowiedź, jakiej udzielił ci Internationalism: może wypadałoby równie obszernie odnieść się do tego, co napisał? Chętnie przeczytam to, w jaki sposób uzasadnisz swoje zdanie.
A po co obszernie odnosić się do czegoś, co można skwitować jednym słowem – bzdury?
Ponieważ same zdobycze technologiczne i wspomniany transfer technologii u nas tak samo łatwo dostępny od ponad 20 lat
Niet, bo sama ilość dostępnego kapitału to czynnik ograniczający (dla ciekawskich – matematyka w optymalizacji – badania operacyjne, bardzo fajna sprawa).
Nie chce mi się tłumaczyć, dlaczego takie założenie jest po prostu głupie, co dla osób zajmujących/interesujących się ekonomią jest raczej więcej niż oczywiste.
ty serio zakładasz, że Wałęsa myślał o tym wszystkim, rzucając to hasło?
Chyba jedyne co miał na myśli to „dynamiczny rozwój”... co w sumie jest dość wygodną interpretacją, bo wypada też do tego dodać „długoletnia stagnacja”, w której Japonia jest pogrążona od wielu lat i ma coraz większe problemy.
A hasełka jak każde inne pozostaje tylko hasełkiem.
Internationalism
5.02.2015 22:32
Jeśli już musimy odnieść się do „istniejących w systemie” skojarzeń jakie istnieją w naszym społeczeństwie to należy od razu zaznaczyć, że większośc z nich ma charakter „podań ludowych” wzbogacanych przez wiele psychologicznych uwarunkowań nie opartych na analizie twardych danych i kontakcie z rzeczywistością.
Jeśli chodzi o samą Ekonomię jako naukę, to stosowane w niej modele funkcjonują na usługach określonych założeń ideloogicznych i z matematyką mają tyle wspólnego, że została użyta jako język wyrażenia (i poparcia) określonych założeń właśnie. Wzjamnie zwalczających się kierunków, nurtów i tendencji w tej dziedzinie jest wiele, a czegoś w rodzaju „unifikacji” nie należy jak na razie oczekiwać. Mimo chlubnych początków (przydomkiem „pierwszego ekonomisty” jest określany Hezjod) ekonomia pozostaje w ścisłym związku z czynikami, które można określić jako „humanistyczne” (związek filozofii Hegla, w dodatku przedstawiciela idealizmu
z powstaniem ekonomii politycznej anyone? – i pomijam fakt, ze Hegel jest na gruncie samej filozofii dość delikatnie mówiąc kwestionowalny). I już sam ten fakt otwiera pole dyskusji na ile ekonomia jest nauką w znaczeniu „hard science”. Wydaje się, że jest to gałąź wiedzy działająca niejako post factum, bez większej mocy przewidywania zjawisk (czy pomimo dostępnego aparatu pojęciowego i wyników badań gromadzonych przez kilkaset lat czołowym ekspertom udało się przewidzieć lub zapobiec negatywnym skutkom zjawisk ekonomicznych ostatnich lat?). Jedyne co może stanowić wiarygodny materiał do badań to „surowe dane empiryczne” i próby budowania modeli opartych na czymś więcej niż założenia ideologiczne
określonych szkół. A niestety możliwość przeprowadzania w tej dziedzinie eksperymentów na masową skalę jest ograniczona.
Jak w tym kontekście w ogóle można mówić o sensownym badaniu wpływu tak zróżnicowanego zestawu zjawisk jakie funkcjonowały w naszym społeczeństwie skoro nie mamy nawet części danych potrzebynch do orzekania?
Wnikanie w tak szczegółowe związki przyczynowo – skutkowe jak ilość „dostępnego kapitału” nie może być zasadniczym czynnikiem limitującym rozwój cywilizacyjny – większość naszego długu zagranicznego została w tym okresie umorzona. Poza tym istnieje dość silny i niekwestionowalny związek pomiędzy czymś co można
określić jako kapitał społeczny zwarty m.in. w sposobie w jaki ludzie korzystają z dostępnych zasobów i zarządzania nimi (!). I tu należy dopatrywać się wspomnianego „problemu mentalnego”. Jak wspomnialem nie chodzi to o wzorowanie sie w sensie prostego kopiowania schematow, ale dotarcie do zrodla przemian i pojecie ta sama lub podobna droga w nadziei na osiagniecie podobnych,
pektakularnych rezultatow.
i z matematyką mają tyle wspólnego, że została użyta jako język wyrażenia (i poparcia) określonych założeń właśnie. Wzjamnie zwalczających się kierunków, nurtów i tendencji w tej dziedzinie jest wiele
Nope, cała mikroekonomia opiera się na tłumaczeniu zachodzących procesów i to wszystkie ma odzwierciedlenie w liczbach.
W ujęciu makroekonomicznym mamy dopiero pewne nurty, ale to nie zmienia faktu, że szuka się przyczyn/próbuje znaleźć rozwiązania, jednak sam proces pozostaje niezmienny (jak np. teoria cykli, odbijanie się od dna itp. – to normalnie zachodzi i nikt poważny nie próbuje tego negować).
Podobnie jest z podawaniem makroekonomicznych wartości i przypisanym im znaczeniom.
I w zasadzie w tym miejscu kończę lekturę, bo nie mam zamiaru czytać „mądrości” kolejnego, internetowego eksperta od ekonomii, który wyczytał głupoty na jakiejś kolorowej stronce i teraz powtarza.
Internationalism
5.02.2015 22:55
opiera się na tłumaczeniu zachodzących procesów i to wszystkie ma odzwierciedlenie w liczbach.
Tak by było, gdybyśmy mieli do czynienia z nauką typu „hard science”
niezależną od przyjętych przed‑założen. To „tlumaczenie” w ekonomii
rozgrywa sie zawsze w ramach pewnego schematu ideologicznego. A „wnioski” uzyskane w taki sposób mają za zadanie potwierdzać „framework” do którego należą.
Jeśli naprawdę chcielibyśmy potraktować ekonomię jako faktyczną naukę należałoby umieścić w niej poza ogólnymi mglistymi pojęciami także „agenta ekonomicznego” podejmującego decyzje – a tak się skłąda, że jest nim człowiek, którego nie wyrzucisz z żadnego obrazu zjawisk.
I faktycznie podejścia hard science obejmują obecine
tzw. „ekonomię behawioralną”, „neuroekonomię”...
To, że Twoi profesorowie oraz niektóre podręczniki oszczędziły studentom „zbędnych szczegółów” z zakresu filozofii nauki nie oznacza, że możemy zignorować ich istnienie.
Zakładasz, żeby bardziej uwypuklić sedno problemu (szczególnie, kiedy z modelu interesuje Cię jedna zależność, a nie milion).
Nie rób skomplikowanych teorii do prostych rzeczy, które potwierdza praktyka.
A sama ekonomia to głównie matematyka, natomiast filozofowanie odnosi się do części normatywnej, a nie pozytywnej.
tzw. „ekonomię behawioralną”, „neuroekonomię”...
Nope, w ekonomię dzieli się przede wszystkim na pozytywną i normatywną.
W obu punktem wyjściowym jest matematyka, więc nazywanie go „dodatkiem” (czy jak tam to ujmowałeś) jest całkowicie błędne i świadczy o niskim pojęciu o samej ekonomii.
Jednak po przyjrzeniu się temu hasłu na neutralnym gruncie, w dodatku nie używając skojarzeń którymi zostało otoczone przez społeczeństwo można skoncentrować się tylko na zasadniczej informacji którą zawiera.
Mimo dośc paradoksalnego brzmienia (niby jak kraj należący do innego regionu geograficznego, którego żródłem kultury jest szeroko pojęta cywilizacja basenu Morza Śródziemnego ma wzorować się na kulturze orientalnej?) odnosi się ono do sposobu, w który kraj zdewastowany przez konflikty oraz praktycznie nieposiadający technologii i infrastruktury (nie licząc „drobnych”, przenikających przez kurtynę izolacji ksiąg z Zachodniej Europy, które pozwlały na budowanie pewnych „gadżetów” na drodze inżynierii wstecznej – całkiem udanych skoro pozwoliło to na tak silną ekspansję i rozwój w pierwszej połowie XXw.) na drodze efektywnego zarządzania, transferu technologii oraz pracy obywateli uzyskał status jednego z najwyżej rozwiniętych technologicznie państw?
W dodatku stanowiącego w pewnym momencie wzór „społeczeństwa technologicznego”, na które powoływali się pisarze science fiction? Wystaczy zadać sobie pytanie jakie korzystne cechy socjo‑psychologiczne obywateli były za ten fakt odpowiedzialne oraz próbować zaszecpić je na naszym gruncie aby przynajmniej w założeniu oczekiwać podobnego efektu. Ponieważ same zdobycze technologiczne i wspomniany transfer technologii u nas tak samo łatwo dostępny od ponad 20 lat. Wydaję się, że jedyną przeszkodą jest tzw. „stan mentalny ludności”.
Jak sądzę, Inter. dał jasno do zrozumienia, że dokonuje tu własnej interpretacji, nie wnikając w to, co miał lub mógł mieć na myśli Lech Wałęsa, albo sam gdzie usłyszał te słowa, bo to wie tylko Pan Prezydent (i jego mocodawcy z SB, jeśli wierzyć Antoniemu „Gdzie moje tabletki” Macierewiczowi).
Inna sprawa, że gdybyś to Ty rzucił hasło „zbudujemy w Polsce drugą Japonię”, podejrzewałbym raczej, że nie masz na myśli dynamicznego rozwoju przemysłu elektronicznego, motoryzacyjnego i ciężkiego, opartych na nowych technologiach, a rozwój wytwórni filmów animowanych, z naciskiem na działy zajmujące się tematyką yuri. Kto wie? Może wtedy mielibyśmy „Przygody Bolki i Lolki”, a zamiast skośnookich arashi‑misiów‑yursiów moglibyśmy pochwalić się jakimś smakowitym pairingiem Uszatki z Colargollą? Naprawdę, nie obraziłbym się, gdyby tak się stało. :)
Interpretacji można przypisać wiele, a samo hasło mocno nietrafione.
W sumie mógłbym rozwinąć temat, ale chyba nie ma sensu zaśmiecać Tanuki analityczno‑makroekonomicznym bełkotem.
podczas spotkania z Ambasadorem Japonii, (które organizowało Centrum Studiów Azji Wschodniej) Jedyne słowa jakie Ambasador wypowiedział po polsku („na jednym oddechu”) to – cytuję: „Gdańsk, Wałęsa, Wolność, Solidarność”. Fakt, że miało to miejsce w 2008r. świadczy, że ta międzynarodowa sympatia pozostaje odwzajemniona.
Ale jeśli masz czasu pod dostatkiem (a wygląda na to, że masz)... Popatrz na obszerną odpowiedź, jakiej udzielił ci Internationalism: może wypadałoby równie obszernie odnieść się do tego, co napisał? Chętnie przeczytam to, w jaki sposób uzasadnisz swoje zdanie.
Niet, bo sama ilość dostępnego kapitału to czynnik ograniczający (dla ciekawskich – matematyka w optymalizacji – badania operacyjne, bardzo fajna sprawa).
Nie chce mi się tłumaczyć, dlaczego takie założenie jest po prostu głupie, co dla osób zajmujących/interesujących się ekonomią jest raczej więcej niż oczywiste.
Chyba jedyne co miał na myśli to „dynamiczny rozwój”... co w sumie jest dość wygodną interpretacją, bo wypada też do tego dodać „długoletnia stagnacja”, w której Japonia jest pogrążona od wielu lat i ma coraz większe problemy.
A hasełka jak każde inne pozostaje tylko hasełkiem.
Jeśli chodzi o samą Ekonomię jako naukę, to stosowane w niej modele funkcjonują na usługach określonych założeń ideloogicznych i z matematyką mają tyle wspólnego, że została użyta jako język wyrażenia (i poparcia) określonych założeń właśnie. Wzjamnie zwalczających się kierunków, nurtów i tendencji w tej dziedzinie jest wiele, a czegoś w rodzaju „unifikacji” nie należy jak na razie oczekiwać. Mimo chlubnych początków (przydomkiem „pierwszego ekonomisty” jest określany Hezjod) ekonomia pozostaje w ścisłym związku z czynikami, które można określić jako „humanistyczne” (związek filozofii Hegla, w dodatku przedstawiciela idealizmu
z powstaniem ekonomii politycznej anyone? – i pomijam fakt, ze Hegel jest na gruncie samej filozofii dość delikatnie mówiąc kwestionowalny). I już sam ten fakt otwiera pole dyskusji na ile ekonomia jest nauką w znaczeniu „hard science”. Wydaje się, że jest to gałąź wiedzy działająca niejako post factum, bez większej mocy przewidywania zjawisk (czy pomimo dostępnego aparatu pojęciowego i wyników badań gromadzonych przez kilkaset lat czołowym ekspertom udało się przewidzieć lub zapobiec negatywnym skutkom zjawisk ekonomicznych ostatnich lat?). Jedyne co może stanowić wiarygodny materiał do badań to „surowe dane empiryczne” i próby budowania modeli opartych na czymś więcej niż założenia ideologiczne
określonych szkół. A niestety możliwość przeprowadzania w tej dziedzinie eksperymentów na masową skalę jest ograniczona.
Jak w tym kontekście w ogóle można mówić o sensownym badaniu wpływu tak zróżnicowanego zestawu zjawisk jakie funkcjonowały w naszym społeczeństwie skoro nie mamy nawet części danych potrzebynch do orzekania?
Wnikanie w tak szczegółowe związki przyczynowo – skutkowe jak ilość „dostępnego kapitału” nie może być zasadniczym czynnikiem limitującym rozwój cywilizacyjny – większość naszego długu zagranicznego została w tym okresie umorzona. Poza tym istnieje dość silny i niekwestionowalny związek pomiędzy czymś co można
określić jako kapitał społeczny zwarty m.in. w sposobie w jaki ludzie korzystają z dostępnych zasobów i zarządzania nimi (!). I tu należy dopatrywać się wspomnianego „problemu mentalnego”. Jak wspomnialem nie chodzi to o wzorowanie sie w sensie prostego kopiowania schematow, ale dotarcie do zrodla przemian i pojecie ta sama lub podobna droga w nadziei na osiagniecie podobnych,
pektakularnych rezultatow.
Nope, cała mikroekonomia opiera się na tłumaczeniu zachodzących procesów i to wszystkie ma odzwierciedlenie w liczbach.
W ujęciu makroekonomicznym mamy dopiero pewne nurty, ale to nie zmienia faktu, że szuka się przyczyn/próbuje znaleźć rozwiązania, jednak sam proces pozostaje niezmienny (jak np. teoria cykli, odbijanie się od dna itp. – to normalnie zachodzi i nikt poważny nie próbuje tego negować).
Podobnie jest z podawaniem makroekonomicznych wartości i przypisanym im znaczeniom.
I w zasadzie w tym miejscu kończę lekturę, bo nie mam zamiaru czytać „mądrości” kolejnego, internetowego eksperta od ekonomii, który wyczytał głupoty na jakiejś kolorowej stronce i teraz powtarza.
Tak by było, gdybyśmy mieli do czynienia z nauką typu „hard science”
niezależną od przyjętych przed‑założen. To „tlumaczenie” w ekonomii
rozgrywa sie zawsze w ramach pewnego schematu ideologicznego. A „wnioski” uzyskane w taki sposób mają za zadanie potwierdzać „framework” do którego należą.
Jeśli naprawdę chcielibyśmy potraktować ekonomię jako faktyczną naukę należałoby umieścić w niej poza ogólnymi mglistymi pojęciami także „agenta ekonomicznego” podejmującego decyzje – a tak się skłąda, że jest nim człowiek, którego nie wyrzucisz z żadnego obrazu zjawisk.
I faktycznie podejścia hard science obejmują obecine
tzw. „ekonomię behawioralną”, „neuroekonomię”...
To, że Twoi profesorowie oraz niektóre podręczniki oszczędziły studentom „zbędnych szczegółów” z zakresu filozofii nauki nie oznacza, że możemy zignorować ich istnienie.
Nie rób skomplikowanych teorii do prostych rzeczy, które potwierdza praktyka.
A sama ekonomia to głównie matematyka, natomiast filozofowanie odnosi się do części normatywnej, a nie pozytywnej.
Nope, w ekonomię dzieli się przede wszystkim na pozytywną i normatywną.
W obu punktem wyjściowym jest matematyka, więc nazywanie go „dodatkiem” (czy jak tam to ujmowałeś) jest całkowicie błędne i świadczy o niskim pojęciu o samej ekonomii.