Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Dango

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

4/10
postaci: 6/10 grafika: 2/10
fabuła: 4/10 muzyka: 8/10

Ocena redakcji

5/10
Głosów: 7 Zobacz jak ocenili
Średnia: 5,29

Ocena czytelników

7/10
Głosów: 38
Średnia: 6,97
σ=1,97

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Enevi)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Mahou Tsukai ni Taisetsu na Koto ~Natsu no Sora~

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2008
Czas trwania: 12×23 min
Tytuły alternatywne:
  • Things That Are Important to a Mage ~Summer Sky~
  • 魔法遣いに大切なこと ~夏のソラ~
Widownia: Shoujo; Postaci: Magowie/czarownice, Uczniowie/studenci; Pierwowzór: Manga; Miejsce: Japonia; Czas: Współczesność; Inne: Magia
zrzutka

Szesnastoletnia Sora przyjeżdża do Tokio, aby spełnić swoje marzenie. Ekranizacja kolejnej mangi z cyklu Someday’s Dreamers, która niestety na zawsze pozostanie w cieniu poprzedniczki.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl

Recenzja / Opis

Czasami zdarza się tak, że udane pomysły twórcy wykorzystują jeszcze kilka razy, aby stworzyć coś „nowego” bez zbędnego wysiłku. Oczywiście nie trzeba od razu skazywać takiej serii na niepowodzenie, jednak częściej zdarzają się tytuły nieudane niż udane. Oto jeden z nich.

Pamiętacie pochodzącą z prowincji Yume Kikuchi? Tym razem poznacie Sorę Suzuki, również mieszkającą na prowincji, w miasteczku Biei na Hokkaido. Jej marzeniem jest zdobycie dyplomu profesjonalnego maga. W tym celu opuszcza rodzinny dom i udaje się samotnie do Tokio, aby rozpocząć tam kurs magii. Podobnie jak Yume, bohaterka jest niezwykle utalentowana, choć czasem ma problemy z opanowaniem swoich umiejętności. Talent oraz niespotykana wręcz pogodność i uprzejmość sprawiają, że Sora bardzo szybko zyskuje przychylność ludzi i łatwo nawiązuje w szkole nowe przyjaźnie. Zamieszkuje u swojego opiekuna, który ma czuwać nad postępami dziewczyny w nauce i towarzyszyć jej przy kolejnych zleceniach. Tak zaczyna się być może najważniejszy okres w życiu młodziutkiej Sory, a na pewno czas nauki, nie tylko magii, ale i życia…

Brzmi to jak wstęp do niezwykłej serii o codzienności wzbogaconej magią? Owszem, jednak należałoby wyrzucić słowo „niezwykłej”. Powiem szczerze, iż po pierwszym odcinku byłam całkiem dobrej myśli. Zapowiadała się bowiem spokojna i niewymagająca historyjka w sam raz na okres letnich wakacji. Mogła to być seria ciekawa, bo potencjał miała duży, chociażby przez osadzenie jej w realiach oryginalnego Someday's Dreamers. Po sukcesie mangi, autorka postanowiła napisać swego rodzaju kontynuację, tworząc nowych bohaterów, którzy jednak są mniej lub bardziej podobni do swoich starych odpowiedników. W ekranizacji widoczne są z początku subtelne i nieistotne różnice w świecie przedstawionym, ale niestety im dalej w las, tym więcej drzew, czyli tym więcej rozbieżności można wyłapać, a niektóre z nich są wyjątkowo niepokojące. Przede wszystkim urząd, który sprawował kontrolę nad poczynaniami zarejestrowanych magów, zwyczajnie gdzieś wyparował (może to z powodu temperatury?), nie obowiązują również podstawowe zasady, tak surowo przestrzegane w pierwszej serii i stawiające jasno granice w użyciu magii. Tak więc osoby znające pierwowzór mogą słusznie niepokoić się tym, co zobaczą w anime. Główny problem nie tkwi jednak w braku praw wyznaczających kierunek nauczania magii, a w historiach, które – podobnie jak w Someday's Dreamers – dotyczą różnych ludzi oraz ich problemów, rozwiązywanych usilnie przez bardzo zdeterminowaną Sorę. Jednak zadania postawione przed dziewczyną nie prezentują nic szczególnie ciekawego i zdecydowanie nie mogą równać się z tymi przedstawionymi w oryginale. No dobrze, w sumie same pomysły nie były takie złe, jednak sposób ich przedstawienia był, delikatnie mówiąc, nudny. Wręcz na siłę starano się wymyślać problemy kolejnym klientom, aby uzyskać odpowiedni efekt, który przypuszczalnie miał zmuszać widza do własnych przemyśleń i tworzyć refleksyjny klimat serii. Objawiane tu prawdy znane są niestety jak świat długi i szeroki, więc zwyczajnie sprawiają wrażenie oklepanych. Można powiedzieć, iż fabuła dosłownie rozjeżdża się na rolkach, na których nie potrafi jeździć, a w dodatku nie dano jej żadnych ochraniaczy, a na drodze ustawiono coraz to większe przeszkody. Ostatecznie największym utrudnieniem w odbiorze tego anime okazał się pojawiający się ni stąd, ni zowąd dramatyzm. Był on obecny również w pierwszej serii, lecz tam sprawdził się bardzo dobrze jako najtrudniejsza próba dla umiejętności utalentowanej Yume i pomógł jej lepiej zrozumieć innych ludzi. Tutaj tragizm wepchnięto tam, gdzie nie powinien się w ogóle pojawić, prawdopodobnie po to, aby uzyskać jeszcze bardziej wzruszający efekt. Skoro problemy klientów zwyczajnie nie wystarczyły, należało skutecznie uprzykrzyć życie głównym bohaterom do tego stopnia, że wywołało to we mnie wyłącznie niesmak. Czegóż nie robi się dla wyciśnięcia emocji? Grunt to wywołać trzęsienie ziemi… A potem… A co to kogo obchodzi!

Z bohaterami sprawa ma się trochę lepiej. Na pierwszy plan wysuwa się główna bohaterka, która początkowo ma wzbudzić sympatię widza swoją życzliwością, determinacją i pogodą ducha. Do jej uroku osobistego dodano również odrobinę naiwności typowej dla dziewczynki z prowincji, ale nie psuje to ogólnego zarysu jej osobowości, przez co Sora jawi się jako naprawdę sympatyczna istotka. Jednakże zdecydowano się na barki tej Bogu ducha winnej dziewuszki zrzucić ciężki los, a Sora podejrzanie dobrze znosi to, co zgotowała jej wredna scenarzystka i autorka mangi w jednym (w wersji papierowej złowróżbne sygnały wysyłane są już w pierwszym rozdziale, tutaj pojawiają się niespodziewanie i przez nikogo nie zaproszone). Po zapoznaniu się z całą serią wyjątkowo trudno było mi uwierzyć w takie podejście młodej osoby do tak poważnego problemu i stawiając siebie w podobnej sytuacji, zwyczajnie nie potrafię sobie wyobrazić takich reakcji. Owszem, rozumiem zachowanie względnego spokoju w obliczu takich kłopotów, jednak w postępowaniu Sory zabrakło odrobiny goryczy, która, gdyby nie przesadzona, zdecydowanie wzbogaciłaby jej postać. Trochę więcej czasu antenowego dano też współlokatorowi bohaterki, milczącemu Goucie, który jako przyszły mag ma spory problem. Dopiero niedawno odkrył swoje zdolności, przez co radzi sobie znacznie gorzej w porównaniu do pozostałych uczestników kursu. Jednak podobnie jak prawie cała reszta, chłopak pada „ofiarą” życzliwości głównej bohaterki, której postawa i wytrwałość służą za dobry przykład, sprawiając, że charakter nastolatka powoli zmienia się. Nie znaczy to, że następuje całkowity powrót do „zdrowia”. Gouta nadal pozostaje skryty i odrobinę posępny, co wcale mu nie pomaga. O innych postaciach spokojnie można powiedzieć, że są i kręcą się na drugim planie. Z próby poświęcenia im chociaż minimalnej ilości uwagi nie wyszło nic dobrego, ponieważ ich charakterom zabrakło wyrazistości i siły przebicia. Nie są one w żaden sposób przerysowane, przeciwnie – ich nadmierne wygładzenie pozbawiło bohaterów możliwości zaprezentowania czegoś więcej niż tylko stania z boku i prowadzenia wyjątkowo drewnianych rozmów. W miarę przyzwoicie prezentują się znajomi Sory ze szkoły, jednak już ludzie, których zlecenia przyjmuje dziewczyna, są zupełnie papierowi i pozbawieni jakiejkolwiek głębi. Ukazanie złożonego charakteru w jednym odcinku to prawdziwa sztuka i jak na razie bezbłędnie, moim zdaniem, udało się to tylko twórcom Mushishi oraz Natsume Yuujinchou. Pomimo spokojnej atmosfery w bohaterach musi być ta iskra, która ułatwiłaby widzowi zżycie się z nimi. Jest to możliwe nawet w krótkich opowiastkach, wystarczy jedynie umiejętność tworzenia wyważonych, a przy tym interesujących charakterów. Wciśnięty gdzieniegdzie humor dotyczący postaci również nie zdał egzaminu, gdyż okazał się niezbyt wyszukany, a jego natężenie w pewnym momencie mogło zacząć drażnić. Można mi zarzucić, że się czepiam, jednak nic nie poradzę na to, że w pewnym momencie zrobiło się to nudne i zaczęło mnie niemiłosiernie irytować swoją powtarzalnością.

Największy jednak żal mam do animatorów i grafików. Nie wątpię, że znajdą się amatorzy takiego rodzaju „sztuki”, jednak mnie ten eksperyment nie oczarował. Zacznę może od projektów postaci. Nie ukrywam, iż zachętą do obejrzenia tego anime, prócz zapowiedzi spokojnej opowieści o magii, były również prześliczne ilustracje przedstawiające Sorę, zdobiące między innymi okładkę ścieżki dźwiękowej. Czekając na wersję animowaną, miałam nadzieję ujrzeć coś podobnego. Jakież było moje zdziwienie, gdy przed moimi oczami ukazały się przesadnie uproszczone postaci o wyjątkowo okrągłych twarzach, poruszające się, jakby były zrobione z drewna. Przyznaję, iż na niektórych nieruchomych ujęciach bohaterowie prezentują się całkiem nieźle, jednak z chwilą, gdy zaczynają mówić i ruszać się, pojawiają się kłopoty i na wierzch wypływają wszystkie bardzo rażące niedociągnięcia. Poza ludźmi chyba najbardziej ucierpiał pies Sory, który na szczęście pojawia się tylko w openingu i kilku niezbyt istotnych ujęciach. W dodatku tła, które z początku wyglądają na bardzo dopracowane i szczegółowe, przy dokładniejszej obserwacji okazują się jedynie zdjęciami, które ktoś bezlitośnie potraktował filtrem odrobinę zamazującym ostrość, co teoretycznie miało dopasować je do wyglądu bohaterów. Całość prezentuje się wyjątkowo sztucznie i plastikowo, a osobom przywiązującym wagę do jakości grafiki może skutecznie odebrać przyjemność z oglądania, nawet jeśli kogoś oczaruje scenariusz. A jednak było w tym anime coś, co spodobało mi się bardzo. Kompozycje, których autorem jest Takefumi Haketa, urzekły mnie po raz kolejny. Człowiek ten potrafi stworzyć niezwykle subtelne i zróżnicowane utwory, znakomicie budujące atmosferę w danej scenie. Flet czy gitara, każda solówka ma w sobie to „coś”. W szczególności uwiodły mnie kawałki stylizowane na tradycyjne irlandzkie motywy, obecne głównie przy ilustrowaniu rodzinnych stron bohaterki, które prezentują się niezwykle ładnie i malowniczo… Jednak doceniłabym te krajobrazy bardziej, gdyby były namalowane. Równie niezwykłe okazały się piosenki towarzyszące serii, zarówno w czołówce, jak i przy napisach końcowych. Melancholijne Kawaita na Hana i odrobinę bardziej optymistyczne, ale również naznaczone nostalgią, Fly Away znakomicie podkreślają późniejszy nastrój anime, który nieodwołalnie rujnują wpadki scenariusza. W tym miejscu warto wspomnieć o postaci, która jest mało istotna dla fabuły, ale jej obecność wprowadza w odpowiedni nastrój. Chodzi o dziewczynę z gitarą, którą można spotkać zwykle wieczorem, zawsze w tym samym miejscu, śpiewającą ballady niezwykłej urody. Głosu użyczyła jej micc, którą można usłyszeć także w endingu. Wszystkie wykonywane przez nią utwory utrzymane są w tym samym melancholijnym tonie i są po prostu wspaniałe. Powiedzcie mi jednak, czy jeden, nieważne jak zachwycający element, jest w stanie ocalić całą resztę? W moim odczuciu niestety, nie…

Tak więc całość otrzymała taką ocenę, jaką otrzymała. Mile zapowiadająca się seryjka o zwykłym życiu okraszonym magią została zrujnowana przez sposób przedstawienia wydarzeń i ostry szpikulec wetknięty w sam środek nudnej i mdłej sielanki. Paradoksalnie jeden z najważniejszych elementów – magia, który powinien stanowić żelazny fundament serii, jest zwyczajnie nieobecny. Anime brakuje klimatu, świeżości i dobrej aranżacji fabuły, która mimo wtórności miała ogromny potencjał stania się obyczajową perełką. Nie wątpię jednak w istnienie osób, które będą zachwycone Natsu no Sora, a wytknięte przeze mnie wady uznają za największe zalety. Kwestia gustu. Jednakże mnie po prostu zniesmaczyła próba wywołania siłą wzruszenia w tak wymuszony i nagły sposób, będąca idealnym przykładem sztuczności oraz nieumiejętnego rozłożenia napięcia i emocji. Jedyną autentyczną rzeczą, jaką udało mi się wyłowić z tego bajorka, jest niezwykle duszny i wilgotny klimat tokijskiego lata, które nie tylko głównej bohaterce dało w kość.

Enevi, 8 listopada 2008

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Hal Film Maker
Autor: Norie Yamada
Projekt: Kumichi Yoshizuki, Yuusuke Yoshigaki
Reżyser: Osamu Kobayashi
Scenariusz: Norie Yamada
Muzyka: Takefumi Haketa