Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Komikslandia

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

3/10
postaci: 2/10 grafika: 5/10
fabuła: 2/10 muzyka: 4/10

Ocena redakcji

3/10
Głosów: 4 Zobacz jak ocenili
Średnia: 3,25

Ocena czytelników

4/10
Głosów: 27
Średnia: 4,37
σ=2,08

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Enevi)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Crystal Blaze

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2008
Czas trwania: 12×24 min
Tytuły alternatywne:
  • Glass Maiden
  • クリスタル ブレイズ
zrzutka

Nieoczekiwane kłopoty pewnej agencji detektywistycznej w mieście bezprawia? Radosna twórczość miłośników fantastyki naukowej(?), pozbawiona jakiejkolwiek logiki…

Dodaj do: Wykop Wykop.pl

Recenzja / Opis

Niedaleka przyszłość. W mieście dla wyrzutków społecznych, zwanym Lags Town, schronienie może znaleźć każdy, kto chce odciąć się od dawnego życia, gdyż nikt nie będzie zainteresowany jego przeszłością. Jako że mieszkańcy nie spoufalają się ze sobą, miejsce to jest rajem dla przestępców, którzy mogą robić, co im się żywnie podoba. Właśnie tutaj swoją agencję detektywistyczną prowadzi niejaki Shuu – kobieciarz o wyjątkowo luzackim podejściu do życia. Ma on jednak grupę wiernych współpracowników, którzy dzielnie mu pomagają. Pewnego dnia dostaje zlecenie transportu tajemniczego obiektu. Kiedy w trakcie zadania jego dwie podopieczne pakują się w kłopoty, okazuje się, iż owym towarem jest młoda, niczego niepamiętająca dziewczyna, której ciało zmienia się w szkło. Od jakiegoś czasu w mieście zdarzają się morderstwa kobiet, zamienianych w szklane posągi, ale ich „zlecenie” jest o tyle niezwykłe, że żyje nawet w takim stanie. Shuu i spółka postanawiają zaopiekować się dziewczyną i odkryć tajemnicę jej pochodzenia…

Właściwie od samego początku widać dziury w scenariuszu. Można wywnioskować, iż twórcy mają bardzo słaby wzrok, skoro je przeoczyli, gdyż nieścisłości stoją z transparentami i machają do widza, próbując skupić na sobie jak największą uwagę. Na początek dostajemy miasto wyrzutków społecznych, którego podstawowe prawa wykluczają powstanie jakichkolwiek grup i teoretycznie umożliwiają wszystkim robienie tego, co im się żywnie podoba. Pytanie brzmi: co takiego powstrzymuje ludzi przed skoczeniem sobie do gardeł? Uprzejmość? Teoretycznie nikt o nikogo nie dba, a zdaje się, że Shuu prowadzi nie agencję detektywistyczną, a przytułek dla udręczonych duszyczek (podobne określenie padło w recenzji Brain Powered, obie serie są do siebie pod pewnymi względami wyjątkowo podobne…), gdzie trafiają różni ludzie… bardzo różni. Nie podane są również żadne szczegóły dotyczące organizacji władzy w mieście (ktoś w końcu musi ten burdel ogarnąć), a jedynie „subtelne” wskazówki, informujące o bliżej nieokreślonych strefach wpływów wrogich ugrupowań. Czym się zajmują? Słodka tajemnica. Wiadomo tylko, że jedno z nich zleca zadania agencji Shuu, a drugie przeprowadza eksperymenty genetyczne. Oczywiście coś się na ekranie dzieje, akcja rozwija się, odsłaniając kolejne elementy niezbyt skomplikowanej i wybrakowanej układanki, ale niestety brakuje planu i umotywowania kolejnych posunięć zarówno złych, jak i dobrych. Podobnie nie ma śladu sensu rozgrywania całej akcji. Owszem, trzeba pokonać złowrogą organizację, jednak nie wiadomo, do czego właściwie ona dąży. O źródłach finansowania obu organizacji nie ma co wspominać (tak, zgadliście, nie ma ich…). Warto za to napomknąć, iż serię poleca się osobom dorosłym, jako „kino akcji przesycone przemocą i erotyką”. Cóż, tak też można próbować zwabić widzów, jednak wtedy trzeba być konsekwentnym. Niestety miłośników krwawej jatki w stylu Elfen Lied nie czekają hektolitry krwi, a fanów nagości przywita wszechobecna mgiełka, zasłaniająca bardziej newralgiczne punkty. Ze wspomnianym anime Crystal Blaze łączą bezsensowne eksperymenty i prowadząca donikąd „okrutność” wobec ludzi oraz podobny poziom wrażliwości (tak, tak wszyscy mówią, jakie to barbarzyństwo, tylko przecież to miasto bezprawia! Niech się wreszcie zdecydują…). Pamiętajcie również o wygodzie bohaterów, bo jest ona najważniejsza. Tym sposobem pod ręką zawsze będzie mechanik albo lekarz, który potrafi z niczego zrobić cudowny lek. W aspekt naukowy trzeba wierzyć na słowo, podobnie jak w wiele innych rzeczy (teoretycznie wiara i nadzieja mogą nas często uratować, jednak raczej nie w tym przypadku). Szczególnie mnie jednak zastanawiało, z czego utrzymuje się Shuu. No dobra, świadczy usługi Porilinowi (o nim w następnym akapicie), ale czy naprawdę członkowie jego agencji nie mają nic lepszego do roboty niż szukanie żółwi bądź przeróżne zabawy w stylu sadomasochistycznym (ach ta recydywa… Zapewne również tak zarabiają… Chyba bardzo im się nudzi…)?

W kreowaniu bohaterów postawiono na… oryginały. Już nie wystarczy wykorzystać znanych i oklepanych schematów, gdyż te widocznie się nie sprzedadzą. Mogę się tylko domyślać, że chciano pokazać, z jakimi elementami przestępczymi ma się do czynienia. Prym wiodą perwersyjny doktorek i jego wierna asystentka oraz niejaki Porilin, krzepki właściciel baru, który lubi przebierać się w damskie ciuszki i jest chyba ważną osobistością w mieście. To chyba naprawdę jeden z niewielu przypadków, kiedy w ciągu trzynastu odcinków w ogóle nie udało się nakreślić chociażby szczątkowych osobowości. Każda z postaci jest jak kameleon, który w zależności od wymagań scenariusza zmienia kolor. Bohaterowie zachowują się różnie, ale niezależnie od sytuacji, w jakiej się aktualnie znajdują, ich poczynania kłócą się ze zdrowym rozsądkiem, sensem oraz logiką. Instynkt samozachowawczy chyba uciekł, zanim przekroczyli granice Lags Town. Rozumiem, że nie wszystkie reakcje muszą być racjonalne, ale powinny być w miarę spójne, a nie wybierane na chybił trafił? Puste kukiełki udają, że myślą, a ich postępowanie czasem zaskakuje, ale zdecydowanie negatywnie. Podstawowym wymaganiem, jakie stawiam bohaterom, jest ciekawy charakter, będący czymś więcej, niż tylko zlepkiem atrakcyjnych cech, ostatecznie jednak nawet schemat może nie być taki zły. W szczególności jestem uczulona na „wydmuszki”, czyli najczęściej kontrastowe zbiory bliżej nieokreślonych cech charakteru, które wybiera maszyna losująca w postaci scenarzysty. Do tego trzeba dołożyć brak jakiegokolwiek tła postaci. Żadna, podkreślam, żadna nie posiada przeszłości, wszyscy wzięli się znikąd, zupełnie jakby wczoraj wyciągnięto ich z kapusty (w sumie mogłoby to uzasadniać ich zachowanie…). Co z tego, że ruszają się i mówią, skoro reprezentowane przez nich zachowania przekraczają wszelkie granice absurdu. Jednym z koronnych przykładów jest młodziutka pracownica biura detektywistycznego, szukająca zaginionej przyjaciółki. Dowiaduje się ona, że ktoś ma informacje na ten temat, ale nie pyta go o nic, gdyż stwierdza, że to wstyd korzystać z czyjejś pomocy. Podkreśla przy tym, jak niewiele ma czasu. Podobnie jej koleżanka, której poczynania po zobaczeniu czegoś, czego nie powinna, ściągają na głowę agencji policję. W tym momencie główny bohater, zapewniający im schronienie, łamie podstawowe zasady, obowiązujące w mieście. Głupota? Dobroć? Współczucie? Czy brak spójności w opowiadanej historii? W ogóle zachowanie bohaterów jest co najmniej dziwne, gdyż po akcji, w której mało nie stracili życia, bez żadnych zastrzeżeń przyjmują pod swój dach tajemniczą dziewczynę. A ponoć najlepszym sposobem na przetrwanie w Lags Town jest niemieszanie się do cudzych spraw… W takim razie można wywnioskować, że młodzi detektywi są urodzonymi altruistami, od których mogliby się uczyć inni recydywiści. Dla mnie jednak to zwyczajni idioci, niepotrafiący zadbać nawet o własną skórę. Z podobnym brakiem konsekwencji w tworzeniu osobowości spotkałam się wcześniej w Brain Powered. Zdawało mi się, iż trudno będzie pobić tamte okazy, jednakże „ludzikom” z Crystal Blaze udało się bez problemu osiągnąć ich poziom. Trudno powiedzieć, że bohaterowie są głupi, bo nie mieszczą się w żadnych skalach i do większości innych postaci nawet nie można ich porównać. Jak widać, oryginalność czasem szkodzi…

Serii na pewno nie ratuje strona techniczna, która jest najwyżej poprawna. Projekty postaci nie są szczególnie piękne, ale w niektórych ujęciach wyglądają w miarę nieźle (podkreślam: w niektórych…), jednak tylko dopóki nie zaczną się ruszać. Wtedy zaczynają się schody, które tutaj oznaczają okazjonalny brak płynności i koślawość. Plusem jest natomiast brak efektów komputerowych przy animacji samochodów oraz innych środków transportu. Wybuchy, których jest całkiem sporo, wyglądają przyzwoicie. Kolorystyka jest natomiast niezbyt bogata, a w ciemniejszych scenach barwy są bardzo rozmyte. Tła nie są przesadnie bogate, a wnętrza w większości zbyt sterylne, ale nadal nie prezentują się źle. Średnio, ale zawsze. Wracając jeszcze do postaci, miło było zobaczyć, iż przynajmniej kilka z nich zmienia ubrania, a nie non stop biega w jednym niezniszczalnym komplecie. Nieważnie za to, jak efektownie wygląda błyszcząca dziewoja, trudno uwierzyć w to, że jej konsystencja to płynne szkło, które dodaje jej zwinności i zapewnia niezniszczalność… Podobnie jest z latającymi samochodami i tym podobne wybrykami. Największy problem miałam z oceną podkładu muzycznego, który na swoje nieszczęście (a może szczęście?) jest praktycznie nie do wychwycenia, jeśli nie ustawi się odpowiednio głośno i nie spróbuje się wyłowić dźwięków z hałasu, który wspólnie tworzą wspomniane wybuchy, odgłosy broni, samochodów i głosy bohaterów. Po osiągnięciu odpowiedniego stanu skupienia (wiem, że przypomina to fizykę bądź chemię, ale nie mogłam znaleźć lepszego określenia), udało mi się jednak wyłapać poszczególne utwory. Cóż, prościutkie i nieszczególnie oryginalne melodyjki można usłyszeć w prawie każdym anime średniej jakości. Seiyuu wypadli dobrze w swoich rolach, wykreowali takie postaci, jakie prezentowała opowieść i nie mogli zrobić wiele ponad to. Bardziej rozpoznawalne głosy należą do takich osób, jak Shinichirou Miki czy Miyuki Sawashiro. Jak dali się w to wciągnąć? Cóż, tajemnica zawodowa zapewne. Pochwalić natomiast muszę piosenki towarzyszące serii, gdyż stylizowane na jazzowe kawałki mogłyby budować gangsterski klimat całości, gdyby takowy tam był… Niestety jego również zabrakło. Z trzech utworów szczególnie spodobało mi się Kokoroyo Kaze ni Nare w wykonaniu TASO. Polecam tę piosenkę, a także dwie pozostałe, gdyż naprawdę miło się ich słucha.

Czy „to” można komukolwiek polecić? Moja odpowiedź brzmi zdecydowanie: „Nie”! Naprawdę wierzcie mi, Drodzy Czytelnicy, jeżeli jesteście miłośnikami fantastyki naukowej i oczekujecie chociaż odrobiny sensu i wiarygodności od eksperymentów, szukajcie lepiej gdzie indziej. Fani akcji również powinni trzymać się od Crystal Blaze z daleka, gdyż co prawda dzieje się tu dużo, ale zdecydowanie brak w tym wszystkim sensu, a zamierzonej groteski się nie dopatrzyłam. Seans tego anime muszę określić jako męczący i nudny (a przecież tyle się dzieje!). Natłok absurdu i głupoty jest tak duży, iż nawet największym masochistom będzie przeszkadzać. Z tego nawet nie można się śmiać, bo wcześniej rozwijająca się historia wyżre widzowi mózg. Natężenie i wymieszanie rozmaitych elementów przekracza wszelkie normy i może być to dawka śmiertelna. Planując rozwój „fabuły”, twórcy popełnili wszystkie możliwe błędy: od braku świeżości zaczynając, a kończąc na braku umiaru i zdrowego rozsądku. Zdecydowanie powinni tego zabronić! Tak byłoby lepiej dla dobra ogółu…

Aha, i pamiętajcie, że przygarnięte żółwie wydają dźwięki podobne do głodnej świnki morskiej i karmi się je chipsami…

Enevi, 19 listopada 2008

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Studio Fantasia
Projekt: Hisashi Kagawa, Tomohiro Kawahara
Reżyser: Mitsuko Kase
Scenariusz: Atsuhiro Tomioka
Muzyka: Ryou Sakai