Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Komikslandia

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

8/10
postaci: 8/10 grafika: 7/10
fabuła: 7/10 muzyka: 9/10

Ocena redakcji

7/10
Głosów: 3 Zobacz jak ocenili
Średnia: 7,00

Ocena czytelników

6/10
Głosów: 5
Średnia: 6,2
σ=1,17

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Alira14)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Cutey Honey: The Movie

Rodzaj produkcji: film (Japonia)
Rok wydania: 2004
Czas trwania: 93 min
Tytuły alternatywne:
  • キューティーハニー
Gatunki: Komedia
zrzutka

„Czasami jestem kierowcą motocykla, czasami policjantką, ale nawet w filmie live action moi wrogowie są niesamowicie brzydcy, a moja prawdziwa tożsamość to… HONEY FLASH!”

Dodaj do: Wykop Wykop.pl

Recenzja / Opis

Złowroga organizacja Panther Claw, porywa wujka Honey i tym razem jej supermoce nie wystarczą do ocalenia świata. Aby w Tokio zapanował spokój, a kocie czapki wyszły z mody, musi sprzymierzyć się z tajemniczym dziennikarzem – Seijim Hayamim – i emocjonalnie zimną jak lód policjantką – Natsuko Aki. Czy moc miłości wystarczy do tak karkołomnego zadania? Jasne, że tak!

Mamy do czynienia z kolejną interpretacją oryginalnych przygód Honey. W Cutey Honey Flash poczęstowano nas koktajlem ze zmiksowanych cech charakterystycznych dla serii Sailor Moon, a na szczyt szklanki położono Honey Kisaragi w roli truskawki. Zaś w najnowszym serialu Cutey Honey the Live kucharze poszli na całość i wiele składników zmienili, robiąc ze starej potrawy całkiem nowe, smaczne danie. Czym tym razem szef kuchni nas ugaszcza?

Znacie to uczucie, gdy natraficie w sklepie na cukierki, które jedliście jako małe dzieci? Ten sentyment zmieszany z ekscytacją i zanurzanie się w słodkim zapachu ze świadomością „to jest to”? Mniej więcej tak się czułam, oglądając nowy film o Cutey Honey. Zawiera w sobie to, co lubiłam w oryginale, a jednocześnie jest zrozumiały dla widza nieobeznanego z tematem. Dla fanów wielkim smaczkiem jest scena, w której przez ułamek sekundy widać autora Cutey Honey, Go Nagaiego.

Parafrazując Forresta Gumpa, „fabuła jest jak pudełko czekoladek – nigdy nie wiesz, na co trafisz”. Rolę nadzienia orzechowego i mlecznej czekolady grają postacie. Bardzo często spotykam się z narzekaniem, jak to Japończycy sztucznie grają. Nic takiego nie zauważyłam w tym filmie. Może nie mamy tutaj do czynienia z aktorstwem na miarę dzieł Szekspira, ale nie musimy się bać, że odtwórcy nagle zaczną nerwowo gestykulować i wzdychać. Bohaterowie pozytywni są sympatyczni i trudno ich nie lubić. Nawet fakt, że sama Honey przeszła transformację z inteligentnej manipulatorki w słodką i niewinną istotkę zbytnio nie razi. Jest przy tym naturalna i nie robi z siebie kompletnej idiotki jakich wiele (czasami zastanawiam się, jakie byłyby kryteria w castingu na typową bohaterkę anime…„Umiesz machać lewą ręką? To twój szczęśliwy dzień!”). Zresztą jak na robota, który ma kilka lat, całkiem nieźle sobie radzi. Ja w jej wieku byłam na etapie kojarzenia faktu, że ściana to nie kartka, więc nie można na niej rysować słoni. Eriko Satou bardzo dobrze poradziła sobie z tą rolą. Aż ma się ochotę przytulić graną przez nią Honey.

Człowiekowi, który wpadł na pomysł, jak przedstawić Seijiego, nóżki bym uściskała (po czym pewnie niewdzięczna świnia wezwałaby ochronę)! W pozostałych seriach pokazywano go raczej jako przeszkodę niż pomoc dla Honey. Tutaj zamiast robić za słupek w tle, aktywnie bierze udział w wydarzeniach. Konia z rzędem dla tego, kto wie, kim Natsuki była w oryginalnej historii. Tutaj przedstawiono ją jako silną kobietę, która potrafi też być opiekuńcza.

Wrogowie są niczym gorzka czekolada z karmelowym nadzieniem – miła niespodzianka. Włączając film miałam złe przeczucia. Spodziewałam się przeciwników rodem z Power Rangers, walczących przy pomocy plastikowych pistoletów, dodawanych za darmo do kakao. Przerobienie elementów z anime na film fabularny jest bardzo trudną sztuką i grozi migreną u oglądającego. Dzięki Bogu, to wciąż są brzydkie, bardzo, bardzo brzydkie kobiety w dziwnych kostiumach à la „Kiczusie­‑tandetusie miały promocję”. Przez połowę filmu obstawiałyśmy z koleżanką, czy na pewno są istotami płci żeńskiej. Fabuła sugerowała, że tak. Nie są to wrogowie z poprzednich serii, tylko maszkar… przeciwniczki wymyślone specjalnie na potrzeby filmu. Niestety szefowa Panther Claw nie ma już kota zamiast włosów, ale nie można mieć wszystkiego. Poza tym, kto by chciał później iść do więzienia za przyklejenie aktorce futrzaka do głowy?

Kostiumy… Wyszły całkiem dobrze. Widać w nich nawiązania do lat 70., ale jednocześnie nie tchnie z nich stęchlizną starości. Uważam, że projektanci trochę przesadzili z przeróbką stroju samej Cutey Honey. Aby był bardziej w klimatach magical girls, ciałko zasłonięto i wepchnięto motyw serduszek. Momentami widać, że to beżowe w okolicach stref ecchi to materiał, a nie skóra. Wygląda to dosyć irytująco. O ile przemiany bohaterki w jej własne postacie są znośne, o tyle gdy przemienia się w kogoś innego, dziwi niesamowita ślepota otoczenia. Człowiek ma dziwne różowe ustrojstwo wokół głowy, a oni tego nie zauważają? Radzę zgłosić się do okulisty.

Humor w tym filmie jest jak pralinki – człowiek wyjada wszystko i zwala na śpiącego psa. Nie można powstrzymać się od chichotu. Mamy do czynienia z zakręconymi dowcipami. Najwięcej jest radochy przy walkach z Panther Claw. W pewnym momencie sama Honey patrzy na wyczyny przeciwników z wielkim „Co?” na twarzy.

Film o Cutey Honey bez ecchi jest jak cola bez bąbelków, popcorn bez soli, hot­‑dog bez keczap…stop, robię się głodna. Chodzi mi o to, że fanserwis w tej serii jest już tradycją. Mamy więc bohaterkę biegającą co chwilę w samej bieliźnie, ponieważ skończyła jej się energia, a nigdy nie nosiła normalnych ubrań, tylko się przemieniała. Może ten pomysł nie dostałby Oskara, ale przynajmniej twórcy się postarali nie wpychać majtek na siłę. Fanserwis pełni tu rolę elementu komediowego i zbytnio nie irytuje. Jednak jeśli ktoś spodziewa się golizny, niech lepiej włączy telewizję po północy. Jako ciekawostkę dodam, że ten film próbowano wypromować w Ameryce i tamtejsi krytycy oburzali się, że w tych scenach „jest coś niemoralnego”. Cóż, jak to kiedyś powiedział wielki mistrz zen „Punkt widzenia zależy od miejsca siedzenia”.

Miłym gestem w stronę widza są animowane wstawki zaczerpnięte z OAV Re:Cutey Honey. Są bardzo ładnie narysowane i zachęcają, by sięgnąć po tę serię choćby dla samej animacji. Muzyka jest jak moje ukochane czekoladki firmy L**** (nie płacą mi za reklamę). W tytułowej piosence lubię to, że każdy twórca lub grupa biorący się za jej przeróbkę, zawsze stara się tchnąć w nią coś nowego, charakterystycznego. Można słuchać wszystkich czołówek do Cutey Honey pod rząd i nie marudzić „znowu to samo”. Moją ulubioną wersją jest właśnie ta stworzona do tego filmu przez Kumi Kodę. Nie dość, że słychać prawdziwe instrumenty, a nie podejrzane plumkanie, jak w większości japońskich produkcji, to jest bardzo żywiołowa i radosna. Aż ma się ochotę tańczyć. Pozostałe utwory są bardzo nastrojowe i łatwo wpadają w ucho. Muzyka idealnie współgra z tym, co się dzieje w na ekranie.

Teraz pora na te paskudztwa w bombonierce, które człowiek próbuje komuś podrzucić lub schować do wazonu. W moim przypadku jest to… marcepan. Zaś w filmie dumnie reprezentują je efekty CGI i zakończenie. Efekty CGI chwilami są dobre, ale gdy bohaterka się transformuje… brrr. Wygląda to jak szmaciana lalka zamknięta w plastikowym różowym diamenciku. Zakończenie – gdyby nie ono, film dostałby o jeden punkt więcej. Nagle z ciepłej, zwariowanej komedii trafiamy w kiczowate stereotypowe deus ex machina, gdzie miłość potrafi zwyciężyć wszystko i pozwoli ci schudnąć o 5 kilo. Siłą woli i dzięki świadomości, że mam napisać recenzję, nie przewijałam tego fragmentu. Potrafi pozostawić niesmak po zabawnej reszcie filmu, zupełnie jakby twórcy nie zdążyli wymyślić, jak to wszystko skończyć, więc sięgnęli po „Wielką Księgę Ogranych Schematów Pozwalających Dotrwać Do Ostatniej Wypłaty” (WKOSPDDOW).

Komu mogę polecić Cutey Honey: The Movie? Miłośnicy magical girls i zwariowanego humoru nie zawiodą się. Jeśli macie dosyć fabuły z serii „Mam traumę, bo X rzucił mnie dla Y, która okazała się kotołaczką z innego wymiaru”, ten film będzie idealną odtrutką. Wielbiciele azjatyckiej urody też będą mieli do czego piszczeć.

Alira14, 21 listopada 2008

Recenzje alternatywne

  • Grisznak - 15 marca 2011
    Ocena: 5/10

    Czasem występuję w mandze, czasem w anime, czasem w filmie aktorskim. Ale nawet gdy bierze się za mnie twórca Evangeliona, to i tak jestem Cutie Honey! więcej >>>

Twórcy

RodzajNazwiska
Autor: Gou Nagai
Reżyser: Hideaki Anno
Scenariusz: Hideaki Anno, Rumi Takahashi
Muzyka: Mikio Endou