Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Komikslandia

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

7/10
postaci: 7/10 grafika: 5/10
fabuła: 7/10 muzyka: 7/10

Ocena redakcji

7/10
Głosów: 2 Zobacz jak ocenili
Średnia: 6,50

Ocena czytelników

6/10
Głosów: 4
Średnia: 6,5
σ=0,87

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Avellana)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

City Hunter: Bay City Wars

zrzutka

Ryo i Umibozu naprzeciwko stada uzbrojonych po zęby terrorystów? No cóż, wiadomo, kto tu nie ma szans…

Dodaj do: Wykop Wykop.pl

Recenzja / Opis

Zarówno pierwszy film (.357 Magnum), jak i trzecia seria telewizyjna City Huntera nie nastrajały optymistycznie. Wszystko wskazywało na to, że cykl już niezmiennie będzie opierał każdą epizodyczną historię na schemacie „przychodzi baba do Ryo”, w nieskończoność powielając te same obowiązkowe gagi, za każdym razem następujące niemal w tej samej sekwencji. Dlatego z zaskoczeniem stwierdziłam, że opisywany tu drugi film (wydany jako OAV) wyłamuje się z tego schematu, oferując rozrywkę wprawdzie mało ambitną, ale zgrabnie przyrządzoną.

Tym razem lądujemy – wraz z Kaori i Miki – na eleganckim przyjęciu z okazji mającego nastąpić nazajutrz otwarcia położonego na sztucznej wyspie luksusowego kompleksu hotelowo­‑rekreacyjnego, Bay City Hotel. Panowie się spóźniają i o ile można przewidzieć, że Umibozu zatrzymuje praca, o tyle bardzo dziwne jest to, że Ryo rezygnuje z darmowej wyżerki… Oczywiście każdy z nich ma swoje powody i okoliczności, powstrzymujące ich przed zjawieniem się na przyjęciu. Tymczasem cały Bay City Hotel zostaje nieoczekiwanie zajęty przez doskonale zorganizowany oddział terrorystów, których celem jest używany do sterowania kompleksem supernowoczesny komputer. Kiedy Ryo i Umibozu dotrą wreszcie na wyspę, okaże się, że wejście na przyjęcie wymaga czegoś więcej, niż machnięcia wizytówką przed ochroniarzami… Ale Ryo nie pozwoli przecież, by ktokolwiek stawał pomiędzy nim a poszukiwaną przez niego tajemniczą ślicznotką!

Fabuła jest prościutka – większość filmu zajmuje po prostu efektowna demolka z udziałem naszych bohaterów i wykorzystaniem rozmaitych broni oraz środków wybuchowych. Na tym etapie rzecz jest o tyle przewidywalna, że żadna ważniejsza postać nie może zginąć, bo to po prostu nie mieści się w przyjętej konwencji. Nie trzeba się zatem zastanawiać, czy Ryo i Umibozu pokonają na czas „tor przeszkód” i ocalą swoje panie – trzeba zwyczajnie śledzić przewijające się w tempie rozpędzonego morrisa wydarzenia. Sekwencje walk są dobrze obmyślane – z odpowiednimi przerwami na zaczerpnięcie oddechu, a przy tym nie na tyle długie, żeby stawały się nudne. Oczywiście jeśli spojrzymy poza wybuchy, zauważymy mnóstwo naiwności fabuły, od motywacji „złych” zaczynając, a kończąc na bierności policji (próbowano ją wyjaśnić, ale nie wypadło to przekonująco, biorąc pod uwagę liczbę zakładników). Umówmy się jednak: tego rodzaju filmy nie są przeznaczone dla widzów ceniących subtelne political fiction, tylko dla tych, którzy uważają, że rozrywka to coś, co zawiera mnóstwo wybuchających elementów.

Jak pisałam wcześniej, film wyłamuje się z typowego schematu tego cyklu. Przede wszystkim jest tu stosunkowo mniej humoru – nie dlatego, że próbowano całość kreować na śmiertelnie poważną (jak niektóre odcinki serii telewizyjnych), ale po prostu dlatego, że ograniczono „obowiązkowe” gagi w rodzaju podchodów Ryo do sypialni kolejnej klientki, wywieszania go za okno i tym podobnych atrakcji. Owszem, pojawia się tu piękna nieznajoma, jednak pełni ona rolę zdecydowanie drugoplanową, pozostając raczej ozdobą w tle niż istotną bohaterką. Trochę przykre było dla mnie tylko zredukowanie Miki i Kaori do roli „dam w opałach” – jak by nie patrzeć, one zazwyczaj świetnie umiały sobie same radzić. Za to zdecydowanie na plus zapisuję pominięcie wałkowanego do znudzenia motywu relacji między Kaori i Ryo, za każdym razem roztrząsających od nowa „czy to jest przyjaźń, czy to jest kochanie”. Tutaj dostajemy tylko dwie urocze scenki, z zapobiegliwością Kaori o wyżywienie Ryo oraz spokojnym pytaniem Ryo, gdzie jest jego partnerka. I to zdecydowanie wystarczy, pokazując w dostatecznym stopniu, co tak naprawdę się dla nich liczy.

Grafika niestety ustępuje pierwszej i drugiej serii telewizyjnej. Owszem, nie wykluczam, że poprawiona została animacja scen akcji i wybuchów – wypadają one nieźle, chociaż oczywiście od tak niemłodej produkcji nie należy oczekiwać zbyt wiele. Za to zdecydowanie pogorszył się rysunek postaci. Zbliżenia są jeszcze w porządku, ale przy oddaleniu często widzimy „kukiełki” z osadzonymi w jakichś dziwnych miejscach kończynami. Mniej szczegółowa jest też broń i pojazdy – wspominanego morrisa nie poznałabym, gdyby nie to, że widziałam go wielokrotnie wcześniej. Poza tym nie wiem, po co zastosowano efekt komiczny polegający na „zmniejszeniu” go do absurdalnych rozmiarów – w serii telewizyjnej Umibozu jednak mieścił się w środku bez potrzeby wyjmowania foteli. Muzyka, podobnie jak w poprzednim filmie skomponowana przez Tatsumiego Yano, jest całkiem udana, chociaż raczej nie zbliża się do najlepszych kompozycji w seriach telewizyjnych. Bardzo ładna natomiast okazała się nietypowo instrumentalna, delikatna czołówka oraz towarzysząca napisom końcowym piosenka Rock My Love, śpiewana przez Youko Oginome.

Teoretycznie film nie wymaga specjalnej znajomości cyklu, polecam go jednak widzom, którzy widzieli przynajmniej jakieś fragmenty serii telewizyjnych. Nie dlatego, że pogubią się w fabule, ale po prostu dlatego, że inaczej trudno im będzie kibicować kompletnie nieznajomym postaciom, które biegają sobie i do kogoś strzelają. Wszystkim fanom cyklu zdecydowanie polecam – jeśli rozczarował ich spadek formy tasiemcowatego cyklu, znajdą tu coś trochę innego, a przy tym wracającego do najlepszych tradycji lekkiej, sensacyjnej rozrywki.

Avellana, 21 stycznia 2009

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Sunrise
Autor: Tsukasa Houjou
Projekt: Sachiko Kamimura, Shouhei Obara
Reżyser: Kenji Kodama
Scenariusz: Yasushi Hirano
Muzyka: Tatsumi Yano