Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Komikslandia

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

5/10
postaci: 5/10 grafika: 7/10
fabuła: 4/10 muzyka: 5/10

Ocena redakcji

brak

Ocena czytelników

6/10
Głosów: 51
Średnia: 5,51
σ=2,21

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Velg)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Interlude

Rodzaj produkcji: seria OAV (Japonia)
Rok wydania: 2004
Czas trwania: 3×40 min
Tytuły alternatywne:
  • インタールード
zrzutka

Seria OAV z wyraźnymi aspiracjami do wielkości. Ba!, wiele w niej jest rzeczy wielkich – choćby niektóre biusty i bezsens.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl

Recenzja / Opis

Zapewne, jak chce zaczynający anime monolog, oczekujesz od tego anime wybitności. Jeśli tak jest, o Interlude możesz spokojnie zapomnieć, gdyż nic takiego tutaj nie uświadczysz. Wstęp zdaje się zapowiadać serię wprawdzie nie wybitną, lecz dość dobrą. Znaczące jest, że zdaniem recenzenta jest to jedna z lepszych scen z całej OAVki…

Anime to koncentruje się na postaci młodego protagonisty. Choć stwierdzenie to brzmi jak truizm, inaczej powiedzieć się nie da, skoro główny bohater jest bezimienny. Prowadzi on spokojne życie, którego znaczną część wypełniają trzy przyjaciółki – Maiko Tamaki, Chika Himura i Haruka Fujinobe. Wraz z nimi poświęca całe dnie na setki nic nie znaczących zajęć. Sielankę burzą dziwne sny, nękające głównego bohatera. Zawierają one wizje zagłady… oraz obraz dziwnej dziewczyny z łukiem. Protagonista zauważa też, że jego wspomnienia niekiedy znacząco różnią się od wspomnień innych osób. Przykładowo, w jego pamięci nie jest obecna niejaka Saegusa, która najwyraźniej zaczęła niedawno pracować w jego szkole. Złe przeczucia, od pewnego czasu ogarniające chłopaka, umacniane są też przez dziwne zdarzenia w okolicy. A to zobaczy on „potwora”, a to usłyszy plotki o cieniach oddzielających się od właścicieli… Nie mówiąc już o tym, iż nieznajomą łuczniczkę dane mu było przez mgnienie oka zobaczyć na – nagle opustoszałym – peronie. Kulminacja zaś nadchodzi, kiedy bohater rzuca się w pogoń za dziwnym cieniem. Wprawdzie zagadką dla mnie pozostaje, jak można dokładnie widzieć cień nocą, niemniej czwórce przyjaciół niemal udaje się go „złapać”. Niemal, bowiem jedynym efektem pościgu jest dotarcie do osobliwego miasta, które nie wydaje się częścią naszej rzeczywistości. Co dziwne, nazajutrz eskapady nie pamięta żadne z uczestników, z wyjątkiem głównego bohaterem. A on szuka drogi powrotnej do owego miejsca, wierząc, że spotka tam nieznajomą.

I tyle można powiedzieć o (niezbyt oryginalnej) fabule – dodając jeszcze, że wszystkiemu winny jest „spisek”, znany pod nazwą Projektu Pandora. Intryga jest zresztą grubymi nićmi szyta, a recenzent szczerze powątpiewa zarówno w wykonalność, jak i celowość dziwnego projektu. Działania, które podjęte zostały wobec zagłady ludzkości (i nie, to nie jest spoiler – średnio bystry widz powinien się tego faktu domyślić po pięciu minutach) w pełni zasługują na miano irracjonalnych i alogicznych. Cóż, tak bywa. W końcu, nie bez przyczyny miałem wątpliwości, czy Interlude zakwalifikować do kategorii science­‑fiction. Fikcji w owej OAVce jest całkiem sporo, w przeciwieństwie do elementu naukowego, który sprowadzony został do pseudonaukowej gadaniny. Zresztą, zostawię już znęcanie się nad „naukowością” dzieła… Wprawdzie nigdzie nie zostają wyjaśnione pewne niezwykle istotne sprawy (choćby dlaczego właściwie nagle miałby się skończyć świat, jak się ma wiara człowieka we własne istnienie do rzeczonego istnienia i czemu prawa fizyki przyjmują postać potworów… – moja intuicja podpowiada, że twórcy po prostu potwornie bali się fizyki w szkole), ale są to niedociągnięcia natury bardziej fabularnej. Dodam tylko, że do dziś nurtuje mnie pytanie, skąd koordynator Projektu Pandora wiedział, że świat skończy się dokładnie w danym momencie i dokładnie w przewidziany sposób. Wydaje mi się, że wobec związania losów świata z „wiarą” i „niewiarą” ludzkości najbardziej prawdopodobne jest, że dowiedział się z lektury książek powiązanych z jakąś wschodnią wersją New Age, tudzież z „Psychologii dla początkujących”. Nieprawdopodobne? A któż wie, co chodzi po japońskich głowach?

Wracając jeszcze do kwestii wyjaśnień – można mi zarzucić, że nie pojąłem ukrytych znaczeń tego dzieła. Cóż, można. Nie zmienia to jednak faktu, że zdaniem recenzenta twórcy zniweczyli szanse. Potwory, rodzące się w zamkniętym świecie, ludzcy strażnicy tegoż świata, zboczony romantyk­‑alkoholik (jak sam się określa), piersiaste pracownice ratusza, zajmujące się dziwnymi śledztwami… Właśnie te elementy sprawiły, że trudno mi było doszukiwać się w tej serii głębi i pola do interpretacji. Przyznam też, że nie jestem zwolennikiem mieszania mistycyzmu z elementami naukowymi, bowiem miks taki bardzo łatwo można zepsuć. Niestety, twórcom Interlude nie udało się uniknąć tego niebezpieczeństwa.

Przejdźmy więc do opisu bohaterów. Główny bohater jest nastolatkiem, chodzi do liceum, przyjaźni się z trójką dziewcząt. I, w sumie, niewiele więcej się o nim dowiadujemy. O jego charakterze również zbyt wiele nie można powiedzieć – a przynajmniej autor recenzji miał niebywały kłopot z zauważeniem u niego jakichś cech indywidualnych. Teoretycznie widać było, że przywiązuje pewną wagę do przyjaźni i miłości – lecz przecież nie miał trudności z poświęceniem dotychczasowego życia oraz przyjaciół dla nieznajomej osoby. Jego monologi wewnętrzne wskazują jedynie, że żywi pewne wątpliwości metafizyczne. W miarę rozwoju fabuły nabawia się też kompleksu odpowiedzialności za losy przyjaciół. Wciąż jest to jednak za mało, aby stworzyć spójny obraz charakteru.

Dziewczyna z łukiem, Aya Watsuji, również nie może pochwalić się zbyt skomplikowaną osobowością. Pogrążona w samotności, kontynuuje codzienną rutynę z uporem godnym lepszej sprawy. Jest przy tym zdeterminowana, aby znaleźć odpowiedź na dręczące ją pytania i odzyskać wszystkich, których straciła. Do pewnego momentu wykazuje też wszelkie znamiona defetyzmu, biernie oczekując na dalszy rozwój wypadków. Z kolei starą przyjaciółkę protagonisty, Maiko, możemy scharakteryzować bardzo szybko. Jest to typowa „słodka idiotka”, której infantylne pokrzykiwania pozbawione są krztyny sensu. Karaoke, lody i mleko truskawkowe – te trzy rzeczy tworzą cały jej prosty świat. Niestety, o ile zdarzało mi się polubić postacie tego typu, ta mnie jedynie irytowała. Trzy pracownice ratusza i ich przełożony to z kolei zupełnie inna sprawa. Najwięcej czasu otrzymuje Izumi Marufuji, która jest przede wszystkim posiadaczką największych piersi w całej OAVce, co jest pracowicie podkreślane – choćby tym, że Tamaki w jednym odcinku trzykrotnie klinuje się w jej piersiach. Niestety, w jej przypadku „cała para poszła w biust” i postać owa niczego więcej sobą nie prezentuje. Jej koleżanki wcale nie są lepsze. Recenzent jest zdania, że samo zamiłowanie do skąpych strojów fajnej postaci nie czyni. Osobną kwestią są ich zajęcia – autor recenzji nielicho się uśmiał, kiedy usłyszał, iż pracownice ratusza w imię bezpieczeństwa publicznego biegają za jakimś bezpańskim cieniem. Ich szef, Ikuo Fuyuki, w zamierzeniu zapewne miał robić za wizjonera. W praktyce jednak, zajmuje się głównie wygłaszaniem monologów usprawiedliwiających konieczność Projektu Pandora. Czyni to jednak w sposób dość mało przekonujący.

Przez fabułę przewijają się jeszcze: niejaka Mutsuki, ostrzegająca bohatera przed zagłębianiem się w tajemnice „innego świata” i robiąca za główną męczennicę OAVki, Saegusa, wspomagająca Projekt Pandora i (przez połowę swego czasu antenowego) współczująca Mutsuki, Sugiura, strzelający z shotguna do zombi i dwie przyjaciółki głównego bohatera, które nie pełnią niemal żadnej roli. W każdym razie, na przesadnie ciekawych bohaterów raczej nie ma co narzekać. Gorzej, że także sympatii widza postacie te raczej nie wzbudzają. U recenzenta zaowocowało to tym, że trzymał kursor myszy na przycisku przewijania za każdym razem, kiedy niektóre z nich się pojawiały.

Seiyuu, którzy użyczyli głosu tym postaciom, wykonali kawał dobrej roboty. Choćby głos Maiko świetnie podkreślał jej charakter, denerwując przy tym recenzenta niemiłosiernie. Osobowości postaci przez to nie zyskały, choć to akurat winą podkładających głosy nie jest. Oni swą pracę wykonali na medal, a zawiódł jedynie kiepski materiał, który dostali.

Grafika jest naprawdę ładna, acz niekiedy psują ją detale. Tła prezentują się naprawdę ładnie, choć można się przyczepić do ich monotonności. Niekiedy też można narzekać na pewne rozmycie i brak szczegółowości, który jednak jest uzasadniony. Rysunkom bohaterów nie brakuje uroku. Podejrzewam wręcz, że moé łuczniczka może przysporzyć temu anime amatorów. Wrażenia psują jednak ujęcia bohaterów z profilu i w pewnym oddaleniu. Podczas takich momentów, postacie wyglądają brzydziej. Różnie twórcy poradzili sobie też z oddaniem potworów. Aby nie szukać zbyt daleko, psi strażnik innego świata niekiedy wyglądem robi spore wrażenie, jednak przez większość czasu jawi się jako rozmazana kupa czerwieni. Ogółem jednak, kreska prezentuje się dobrze i zasłużyła sobie na uczciwą siódemkę. Zupełnie inaczej oceniam muzykę. Mogę być nieobiektywny, gdyż typ muzyki obecny w Interlude znacznie odbiega od moich preferencji… I może to jest przyczyną, dla której przez większość czasu była ona czynnikiem niszczącym klimat tej produkcji. Mojej opinii nie poprawił ending. Ba! Zastanawiałem się całkiem poważnie, czy nie został odśpiewany przez średnio utalentowane pięciolatki. Nie sprawdziłem tego jednak, gdyż pokusa jak najszybszego zapomnienia o istnieniu „dzieła” zwącego się Ookinakoede była zbyt silna.

Należałoby też wspomnieć o specyfice serii. Z początku obecny jest w niej humor dość niskich lotów (oraz kilka elementów, np. dziwaczny zlepek sylab „Madako”, które do miana humorystycznych pretendują). Występuje też pewna doza kiepskiego fanserwisu, a także zagrywek rodem z ecchi. Ile razy można klinować głowę jednej postaci w jednych piersiach (a później – pokazywać pijaka obmacującego ów biust)? Szczęściem, oba te elementy to domena głównie pierwszego odcinka, dalej bowiem specyfika serii wymusza zmniejszenie ich natężenia. Pojawia się za to pewne przedramatyzowanie, ale na szczęście oszczędzono nam patosu wylewającego się z ekranu. Kiepskie wrażenie robiły na mnie też wizerunki potworów – przydałoby się coś lepszego aniżeli zombi, kilkanaście średnio oryginalnych „latadełek” oraz grubas­‑kanibal. O swoich zastrzeżeniach dotyczących braku racjonalnych uzasadnień już mówiłem, lecz wspomnę jeszcze raz – gdyż cały koncept jest nieco naciągany, zwłaszcza że serię nielitościwie obdarto z mistycyzmu, który – od biedy – mógłby dostarczyć wyjaśnienie. Chciałbym choćby wiedzieć, co czyni Ayę w pewien sposób specjalną (np. czemu oddzielił się od niej cień), chciałbym też znać odpowiedzi na wiele ważniejszych pytań, jednakże Interlude żadnych wytłumaczeń nie dostarcza. Co gorsza, brak wyjaśnień wcale nie sprawia wrażenia celowego zabiegu (jak w Higurashi no Naku Koro ni), budząc wręcz podejrzenia o niedbalstwo lub brak umiejętności.

Podsumowując – jeśli cenisz spójną fabułę, lepiej nie zasiadaj do tej serii. Nie zasiadaj też, jeśli nie lubisz opowieści nieco przedramatyzowanych, bądź też razi cię obecność skąpo odzianych, biuściastych panienek (obmacywanych przez zboczucha) w poważnej opowieści. Jeśli jednak nie przeszkadzają ci niedociągnięcia fabularne (a także dość jednowymiarowe postacie tudzież inne wady), możesz spróbować zasiąść do owej OAVki, jednak nie oczekuj po niej niczego nadzwyczajnego. Takie podejście sprawi, że unikniesz rozczarowania i w najgorszym wypadku stracisz dwie godziny.

Velg, 23 marca 2009

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Happinet Pictures, Toei Animation
Autor: Longshot, Tooru Sonozaki
Projekt: Hiderou Horibe, Yukitoshi Houtani
Reżyser: Masahiro Hosoda, Tatsuya Nagamine
Scenariusz: Akemi Omode
Muzyka: Kouichirou Kameyama