Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Otaku.pl

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

6/10
postaci: 8/10 grafika: 5/10
fabuła: 6/10 muzyka: 4/10

Ocena redakcji

6/10
Głosów: 17 Zobacz jak ocenili
Średnia: 6,41

Ocena czytelników

8/10
Głosów: 612
Średnia: 8,04
σ=1,48

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Easnadh)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Skip Beat!

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2008
Czas trwania: 25×24 min
Tytuły alternatywne:
  • スキップ・ビート!
Tytuły powiązane:
Widownia: Shoujo; Postaci: Artyści; Pierwowzór: Manga; Miejsce: Japonia; Czas: Współczesność; Inne: Realizm
zrzutka

Zemsta jako motywacja do zdobycia sławy? Pomysł nie do końca oryginalny, za to obiecujący. Jaka szkoda, że w efekcie otrzymujemy serię z naprawdę dużym potencjałem, ale niestety zmarnowanym.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl

Recenzja / Opis

Kyouko Mogami to przeciętna japońska dziewczyna, która za ukochanym poszłaby na kraniec świata. No, może nie aż tak daleko: z Kioto do Tokio. Nie patrząc na konsekwencje, zrezygnowała ze szkoły i własnych marzeń i pojechała do stolicy, aby wspierać robiącego muzyczną karierę Shou, w którym była zakochana już od dziecka. Jak się jednak okazało, Shou nie należał do osób, które doceniają starania innych. Któregoś dnia Kyouko podsłuchała rozmowę chłopaka i dowiedziała się, że wziął on ją ze sobą do Tokio tylko dlatego, że tak mu było wygodniej – ktoś musiał się nim opiekować. Do naszej bohaterki dotarło w końcu, że Shou jest samolubnym egocentrykiem, przez myśl przemknęły jej lata poświęceń i wyrzeczeń. Śmiejąc się szatańsko, wśród szalejących po komnacie własnych wewnętrznych demonów, krępowanych dotąd przez niewinność, naiwność i dobre serce, poprzysięgła zemstę. Plan przedstawiał się nadzwyczaj prosto: jako że Shou Fuwa jest popularnym piosenkarzem, żeby coś mu zrobić, trzeba dostać się do show­‑biznesu. Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. Dla Kyouko jednak nie ma teraz rzeczy niemożliwych. W nowej fryzurze i ubraniu dziewczyna udaje się do agencji L.M.E., firmy konkurencyjnej wobec tej, która zatrudnia Shou. Używając swego uroku osobistego i umiejętności perswazji, przekonuje przypadkowo spotkanego w agencji menedżera sekcji wyszukiwania talentów, pana Sawarę, by pomimo braku adekwatnych zainteresowań i teoretycznego braku talentu dopuścił ją do castingu. Pomimo zapierającej dech w piersiach prezentacji, casting kończy się porażką – okazuje się bowiem, że Kyouko brakuje (z winy Shou) ważnej cechy, niezbędnej do zostania gwiazdą: miłości, pragnienia jej dawania i otrzymywania jej od fanów. Dyrektor L.M.E, Lory Takarada, dostrzega jednak w dziewczynie potencjał i postanawia zaradzić problemowi – stwarza sekcję „Love Me!”. Przynależność do niej jest pod wieloma względami torturą: trzeba nosić uniform w koszmarnie różowym, odblaskowym kolorze i pomagać wszystkim, którzy tego potrzebują, czegokolwiek zadanie by nie dotyczyło – ma to teoretycznie umożliwić odzyskanie zagubionych ludzkich uczuć. Po jakimś czasie do Kyouko dołącza chłodna i opryskliwa Kanae Kotonami, nazywana przez naszą bohaterkę „Mouko­‑san”, jako że ciągle powtarza „mou” (co można na polski przełożyć mniej więcej jako „raaaany”), i od tej chwili obie kroczą powoli wyboistą ścieżką ku karierze aktorskiej (okazało się bowiem, że Kyouko przejawia całkiem spory talent w tym kierunku). Przeszkód będzie wiele: rozpieszczone młode gwiazdki, którymi trzeba się będzie opiekować, podstępne konkurentki, których główną kartą przetargową są pieniądze tatusia, a nade wszystko niezwykle zdolny i wymagający Ren Tsuruga, dla którego motywacja naszej bohaterki (zemsta, zemsta i jeszcze raz zemsta!) jest obrazą dla tak szacownego zawodu, jakim jest aktorstwo. Kyouko nie jest jednak osobą, która poddaje się bez walki, tym bardziej, że nieustannie pomagają jej pławiące się w ogniu nienawiści niebezpieczne wewnętrzne demony.

Materiał, na podstawie którego stworzono anime, jest bardzo dobry. Zawiera on bowiem opowieść o wspinaniu się na szczyt, ciekawie skonstruowaną i zgrabnie przeplatającą się z wątkiem romantycznym. Jednak pomimo tego, że anime naprawdę wiernie trzyma się pierwowzoru, nie mogę powiedzieć, aby mi się podobało. Bo jak nazwać „dobrą” fabułę, która kończy się w chwili, gdy zaczyna się rozkręcać? Skip Beat! rozpaczliwie potrzebuje kontynuacji, której jednak najprawdopodobniej nie będzie z powodu niewystarczającego odzewu ze strony widzów (kwestie pieniężne także pewnie nie są bez znaczenia). Poza urwaniem ni z tego, ni z owego, fabuła wykazuje także nieznośną tendencję do rozciągania i wydłużania niezbyt znaczących epizodów (w mandze nie rzucało się to tak bardzo w oczy i nie przeszkadzało, ale anime to inna para kaloszy) oraz urywania prawie każdego odcinka w „dramatycznym” momencie. Moim zdaniem błędem jest opieranie całego anime na momentach niepewności i szoku; kilka odcinków zaprezentowanych jako całe, skończone historie nie zaszkodziłoby z pewnością. Ogólnie rzecz biorąc, Skip Beat! jest serią fabularnie dość nierówną: zdarzają się odcinki dobre, zdarzają beznadziejne, ale i tak większość jest po prostu średnia. Niestety.

Niektórych widzów może także zdziwić sposób pojmowania aktorstwa przedstawiony w anime. Mam na myśli owe balansujące niemalże na granicy szaleństwa wczuwanie się w rolę i przeżywanie granej postaci. Części osób może to przeszkadzać, a przyznam, że mnie także nieco się te momenty „szukania swojej wersji” dłużyły. Jednak nigdy nie odbierałam tego jako wadę, być może dlatego, że się do nich przyzwyczaiłam, jako że wątki te, świetnie poprowadzone i ukazane w mandze, są jednymi z najlepszych jej fragmentów. W anime natomiast wyszły, jak wyszły.

Jako średnią można określić też animację. Ja rozumiem – był mały budżet. I niewiele można na to poradzić. Kolory są dość jaskrawe, wnętrza budynków nieskomplikowane, samochody nie mają numerów rejestracyjnych… Ale w niektórych momentach kreska jest tak niemożliwie krzywa, że żal chwyta za serce – najbardziej cierpią na tym twarze postaci, które wyglądają jak zdeformowane. Czasami miałam wręcz wrażenie, że twórcy na przekór wszystkim wesoło oznajmiają nam: „Tak, mamy mały budżet! I cóż z tego?”. Jeden tylko aspekt przejawia radosną różnorodność – tła. Nie, nie krajobrazy czy wnętrza, o nich już pisałam, że są raczej proste. Mam na myśli tła w najbardziej dosłownym tego słowa znaczeniu. Za postaciami częściej niż często pojawiają się kwiatki, chmurki, motylki, bańki, gwiazdki, promyczki, serduszka i bogowie wiedzą, co jeszcze, a wszystko to w pastelowych barwach. Alternatywą są złowrogie i mroczne, czarno­‑fioletowe bądź wściekłe jaskrawoczerwone fale w momentach zdecydowanie mniej sielankowych.

Fabułę i kreskę ratują trochę postaci. Urokowi Kyouko trudno się oprzeć, jest bowiem osóbką niesłychanie energiczną, upartą, pomysłową, a jednocześnie nieco naiwną i dziecinną. I – oczywiście – chwilami przerażająco demoniczną (w końcu wewnętrzne demony nie próżnują, muszą sobie odbić szesnaście lat przymusowego zamknięcia). Wszystko to tworzy mieszankę iście wybuchową. Interesująco (choć nieco nielogicznie) przedstawia się też Ren Tsuruga, który z czasem okazuje się o wiele sympatyczniejszy niż na początku. Bardzo łatwy do polubienia jest jego menedżer, Yukihito Yashiro, jedna z najnormalniejszych i najbardziej uroczych postaci w tym anime. Profesjonalna i na pierwszy rzut oka chłodna Mouko też ma swój urok. Dla osób lubiących bohaterów niebagatelnych i oryginalnych także się coś znajdzie – Lory Takarada jest jednym z największych i najsympatyczniejszych dziwadeł, jakie miałam okazję zobaczyć. Postaci w Skip Beat! jest bowiem całkiem sporo, więc można wybierać. Jednak chociaż zdecydowanie są one jednym z lepszych elementów anime, to i tak pozostaje wrażenie, że – z wyjątkiem Kyouko – nie dano im szansy, by mogli się w pełni rozwinąć, pokazać z innej strony i udowodnić, na co ich stać.

Mówiąc o bohaterach, nie można nie wspomnieć o seiyuu. W większości przypadków wybory okazały się trafne. Pod Kyouko podkłada głos Marina Inoue, świetnie nadająca się do ról bohaterek impulsywnych, pełnych energii i życia (jak na przykład Kasahara z Toshokan Sensou). Ren Tsuruga mówi głosem Katsuyukiego Konishiego i był to pomysł bardzo udany – zdecydowanie nie jest to mężczyzna „jednej roli i jednego tonu” i w ogóle nie słychać, by ten sam człowiek podkładał głos pod charyzmatycznego i popędliwego „Króla” z Gakuen Heaven, nieustannie krzyczącego entuzjastycznie USA z Hetalii, czy wrażliwego i cichego Ousakiego z La Corda d’Oro. Jak już wspomniałam, w większości wybory były trafne, ale zdarzyły się też dwie wpadki, które moim zdaniem raziły uszy. Pierwszą jest Mamoru Miyano, który miał z pewnością pełnić rolę wabika na widzów. Nie twierdzę, że jego głos nie pasuje do Shou, po pewnym czasie nawet się przyzwyczaiłam. Po prostu nie powinni pozwolić mu śpiewać (ale o tym za chwilę). Drugą wpadką było zatrudnienie Yoshinoriego Fujity do roli reżysera Hiroakiego Ogaty, postaci już samej w sobie niezwykle miękkiej, wrażliwej i delikatnej. Dodajmy do tego głos Kaoru z Ouran High School Host Club i wyjdzie nam takie nad-uke, że nie powstydziłoby się go żadne hardkorowe yaoi.

Ścieżka dźwiękowa jest na poziomie anime, to znaczy – średnia, a momentami po prostu słaba i raczej nie zawierająca utworów wartych zapamiętania. Openingi są melodyjne i całkiem niezłe, zarówno Dream Star, jak i Renaissance śpiewane przez the generous. Oba endingi są moim zdaniem gorsze, ale o ile Namida w wykonaniu 2BACKKA można przynajmniej wysłuchać, to rozpaczliwe wycie Yuusaku Kiyamy w drugiej piosence końcowej, Eien, jest praktycznie nie do zniesienia. Jeśli jednak ktoś będzie na tyle uparty i wyrazi chęć dokładniejszego zapoznania się z tym wszystkim… Szczerze mówiąc do słuchania nadają się tylko delikatne, lekkie melodie, w większości wariacje Kyouko no Teema. Czyli jakaś 1/4 całej ścieżki dźwiękowej. Reszta jest po prostu niestrawna, albo bezsensowna i idiotyczna, albo wręcz kalecząca uszy. Wszystkich utworów jest czterdzieści, gdyby twórcy ograniczyli się do połowy (i tak nikt nie zauważyłby różnicy) i zrezygnowali z drugiego openingu i endingu, być może zaoszczędziliby trochę pieniędzy i zrobili coś z fantem, jakim jest śpiewający Mamoru Miyano (mogliby np. spróbować wynająć Miku z An Cafe, który ma podobny głos, a śpiewa zdecydowanie lepiej). Temu człowiekowi w życiu udały się dwie piosenki, chara song do Ouran High School Host Club i ending z Koutetsu Sangokushi. W przypadku Skip Beat! mamy do czynienia z podwójną porażką – zarówno BURNIN’ DOWN, jak i Prisoner nie nadają się do słuchania. Dziki wrzask w połowie pierwszej piosenki (zupełnie jakby go torturowali…) i przerażające fałszowanie oraz refren brzmiący mniej więcej: „Am płizonaaaaaa in paładaaaaais” w drugiej będą mnie prześladowały w najgorszych koszmarach. Do tego dochodzi strasznie uboga muzyka, która ma być tłem dla wokalu Miyano; naprawdę żal mi tego kogoś, kto grał na gitarze. A jeszcze bardziej żal mi gitary.

Teoretycznie niemożliwe, bądź też bardzo trudne, jest stworzenie nijakiego anime na podstawie świetnej mangi. Zwłaszcza jeśli twórcy bardzo wiernie trzymają się pierwowzoru. No cóż, w tym wypadku się to niestety udało. Anime byłoby bardzo dobre, gdyby ktoś tam w studiu Hal Film Maker opamiętał się, poczęstował scenarzystkę mocnym kopniakiem, zatrzasnął za nią z hukiem drzwi i zatrudnił kogoś lepszego. Gdyby skrócić niepotrzebne rozwlekanie wydarzeń do jednego odcinka (zamiast trzech), zrezygnować z kilku dramatycznych zawieszeń akcji, a do powstałych w ten sposób wolnych odcinków upchnąć kolejne wydarzenia, przynajmniej do zakończenia wątku serialu Dark Moon, otrzymalibyśmy zamkniętą do pewnego stopnia historię, owszem – z otwartym zakończeniem, ale wyjaśniającą zdecydowanie więcej niż to, co pokazano nam w ostatnim odcinku. Wszystkich tych, których nie usatysfakcjonowało zakończenie anime, zachęcam gorąco do sięgnięcia po pierwowzór, znacznie bardziej rozbudowany, wciągający i, paradoksalnie, bardziej dynamiczny. Z kolei tym, którzy pierwowzór już znają, mogę powiedzieć tylko: „Zawsze zostaje nam na pocieszenie manga…”.

Easnadh, 22 kwietnia 2009

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Hal Film Maker
Autor: Yoshiki Nakamura
Projekt: Tetsuya Kumagai
Reżyser: Kiyoko Sayama
Scenariusz: Mayori Sekijima
Muzyka: Akifumi Tada

Odnośniki

Tytuł strony Rodzaj Języki
Podyskutuj o Skip Beat! na forum Kotatsu Nieoficjalny pl