Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Studio JG

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

4/10
postaci: 5/10 grafika: 6/10
fabuła: 3/10 muzyka: 5/10

Ocena redakcji

4/10
Głosów: 4 Zobacz jak ocenili
Średnia: 3,50

Ocena czytelników

6/10
Głosów: 169
Średnia: 6,38
σ=2,18

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Velg)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Goshuushou-sama Ninomiya-kun

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2007
Czas trwania: 12×25 min
Tytuły alternatywne:
  • Good Luck! Ninomiya-kun
  • ご愁傷さま二ノ宮くん
Gatunki: Komedia, Romans
zrzutka

Sukuby, inkuby i (nie)normalni ludzie. Istnieją przypuszczenia, że można o tym zrobić dobre anime. Na razie jednak są to tylko przypuszczenia…

Dodaj do: Wykop Wykop.pl

Recenzja / Opis

W pierwszej scenie młody Shungo Ninomiya własnoręcznie nokautuje niedźwiedzia polarnego. W następnej – jest dręczony przez swe koleżanki. Dręczony w wymyślny sposób, bowiem spętany nieszczęśnik zdaje się alergicznie reagować na widok damskiej bielizny. Łącznie z czołówką, sceny te trwają niespełna cztery minuty. Przyznam, że jestem zaskoczony stopniem kompresji informacji w tych dwóch scenach, gdyż dają one obraz składników, które złożyły się na to niewiekopomne dzieło.

Będę szczery – historia opowiedziana w tym anime nosi wszelkie znamiona sztampy. Chłopiec, jego adoratorki, jego NiepokonanaTM siostra i jej chłopak­‑inkub przez dwanaście odcinków zwyczajnie… brną przez ecchi. A dlaczegóż? Ano, pretekstem jest dziwna dolegliwość pewnej sukubicy, która pewnego dnia przyleciała helikopterem do szkoły protagonisty. Cierpi ona na androfobię, która praktycznie uniemożliwia jej kontrolowanie wrodzonej mocy wodzenia mężczyzn na pokuszenie. Z tego powodu Mayu Tsukimura (bo takie imię nosi) musi przejść specyficzny trening. Szkolenie obejmuje stawianie bohatera we wszelkiego rodzaju niedwuznacznych sytuacjach. Spanie razem? Już w pierwszym odcinku! A im dalej w sexhotel, tym więcej drze… fanserwisu. W każdym razie, żeby widok Mayu widzom się nie znudził, zdecydowano się na dołączenie do ferajny Reiki Houjou. Aby zaś konstrukcja fabularna przynajmniej sprawiała wrażenie względnie spójnej, dorzucono Tajemnicę z DzieciństwaTM. No, tajemnicę jak tajemnicę… W każdym razie: „…z dzieciństwa”. Wracając jednak do opisu fabuły – nim twórcy odkryją przed nami wszystkie karty, obserwować będziemy kilka epizodów z życia Shungo. Tak, epizodów – bowiem choć dziwaczny „trening” i wspomniana wyżej tajemnica wiążą całość, seria ma budowę raczej epizodyczną. Równie epizodyczną, jak dodatkowe historyjki, które każdorazowo przyjdzie nam oglądać, nim usłyszymy pierwsze nuty openingu. Historyjki, powiedzmy sobie szczerze, całkowicie bezsensowne i rzadko kiedy śmieszne (konia z rzędem dam temu, kogo rozśmieszy Kult Małych Piersi).

W praktyce wszystko to nie ma sensu. Ba! Gorzej. Nie jest nawet bezsensowne w jakiś szczególnie interesujący czy ciekawy sposób. Teoretycznie anime to jest komedią, lecz jakichkolwiek żartów „z polotem” próżno tu szukać. Weźmy bowiem przykładowy „akcent humorystyczny”. Niezdarna Mayu idzie przez las. W końcu wpada na wrogiego żołnierza, który próbuje ją zatrzymać. Nie udaje mu się to, bowiem dziewczyna potyka się o dziwną linkę… A nadlatująca kłoda załatwia wszystkie problemy z nieprzyjaznym najemnikiem. Ot, taka kpina z niezdarności. Śmieszne? Może. Ale kiedy ów numer jest powtarzany kilkanaście razy (w jednym odcinku!) i skutkuje destrukcją – na oko – batalionu, widzowi zapewne zbierać się będzie raczej na płacz, aniżeli na śmiech. W każdym razie takie były odczucia recenzenta, choć na plus zalicza on to, że po pewnym czasie „przyzwyczaił się” do specyfiki tego anime. Niemniej w przypadku dobrego filmu taka „reakcja obronna” (zobojętnienie na treść) nie powinna wystąpić.

Postaci również nie pozostawiają pozytywnych wrażeń. Ot, Shungo Ninomiya jest supersprawnym fizycznie siedemnastoletnim licealistą z problemami miłosnymi. W sumie opisywać go nie warto – stara się pomagać wszystkim i wszystkiemu, zdarza mu się wygłosić parę frazesów… Z protagonistami ecchi i haremówek jest już tak, że kto widział jednego, ten widział ich wszystkich. Głównymi adoratorkami bohatera są Mayu Tsukimura i Reika Houjou. Pierwsza jest nieśmiałą i niezdarną sukubicą, która panicznie boi się mężczyzn. Słowem: nic wielkiego – oprócz biustu. Reika to zgoła inna historia. Największą różnicą jest bez wątpienia mniejszy rozmiar miseczki. Później przyjdzie nam zauważyć, że przewodnicząca samorządu szkolnego (i dziedziczka jednej z Korporacji Houjou) ma również odmienny od swej rywalki charakter. Jest zdeterminowana, zdecydowana postawić na swoim, dumna i zakochana w głównym bohaterze. Tylko dlaczego szybko uznaje, że najlepszą strategią uwiedzenia Ninomiyi jest zostanie jego meido? Tego już nie wiadomo.

Zarówno Mayu, jak i Ninomiya, mają rodzeństwo. Inkub Mikihiro Tsukimura i Ryouko Ninomiya stanowią duet, w założeniu komiczny. Po prawdzie komiczność wychodzi im głównie w owych założeniach, gdyż na dłuższą metę stają się nudni. Niepokonani, błądzą po całym świecie, zazwyczaj siejąc spustoszenie. Cóż, każdy ma jakieś zboczenia… Inne postacie nie są warte nawet dwóch zdań opisu. Aby pozostać wierny swym przekonaniom, zużyję na nie zaledwie jedno zdanie wielokrotnie złożone. Otóż ujęć majtek dostarczać nam będą: Hinako Ayakawa, koleżanka Shungo ze szkoły, Irori Okushiro, inna znajoma ze szkoły oraz Shinobu Kirishima, czyli uzbrojona meido Reiko, zaś zapewniać ich nie będą: Mitsuru Hosaka – młody sługa Houjou, dwóch rozrabiaków z klasy Ninomiyi oraz nauczycielka­‑sprinterka (ewenement na skalę światową… kobieta, która nie pokazuje swej bielizny).

W te kukiełki zawzięcie próbują tchnąć życie seiyuu. Głównemu bohaterowi głosu udziela Junji Majima, którego niektórzy mogą kojarzyć z Ryuujim Takasu z Toradora!. Miyuki Sawashiro (czyli Kurenai z Kure­‑nai, Jun Sasada z Natsume Yuujinchou) wciela się w rolę Reiki. Nawet głosy bohaterów pobocznych można skojarzyć ze znanymi i lubianymi postaciami, choćby z niezapomnianym Jeremiahem Gottwaldem z Code Geass – czyli Kenem Naritą. Jednakże, jak już rzekłem – podkładający głos tylko próbują ożywić swoje postacie. Mimo tych prób (i tego, że seiyuu spisują się bardzo dobrze), postacie pozostają takimi kukiełkami, jakie wymarzyli sobie scenarzyści.

Inne zdanie mam o muzyce. Zaczynając od końca – ending (Furefurepponpon) recenzentowi do gustu zupełnie nie przypadł. Strasznie przesłodzony, jest dla mnie uosobieniem tego, co w muzyce może być najgorsze. Cóż, to moje gusta, aczkolwiek przyznam się, że nie zaryzykowałem obejrzenia go dwukrotnie w celu dwukrotnego sformułowania zarzutów. Opening (Yubikiri), choć wykonany przez ten sam duet, co ending (Mai Kadowaki i Miyuki Sawashiro), był całkiem znośny. Ot, na poziomie reprezentowanym przez większość japońskiego chłamu. Ogólne wrażenia związane z muzyką są zresztą na tym samym poziomie.

Opisawszy pokrótce karmę dla uszu, przejdźmy teraz do karmy dla wzroku. Zmysł wzroku zostanie zasypany przede wszystkim rozmaitymi wersjami majtek. I pewnie gdybym miał oceniać po różnorodności bielizny, tytuł zostałby oceniony bardzo wysoko. Ponieważ jednak jakość rysunku przedstawiającego majtki rzadko kiedy można sensownie ocenić, zmuszony jestem do szukania innych wyznaczników. Te zaś pozwalają umiejscowić anime raczej w okolicach średniej. Bo co miałoby być nadzwyczajnego? Projekty postaci nie zachwycają. Przede wszystkim, cierpią one na jedne z podstawowych chorób serii tego typu – a mianowicie niczym się nie różnią od postaci z tytułów pokrewnych. Tła zaś… Nie zrobiły na mnie szczególnego wrażenia – w przedstawieniu np. dżungli z tego anime nie ma nic nadzwyczajnego. Ot, morze zieleni, ale w jakiś sposób nijakie (nie, żebym uważał, że to w ecchi jest najważniejsze)… Kreska jest poprawna (niekiedy nawet przyjemna dla oka), lecz nie mam żadnego powodu, aby postawić ocenę wyższą niż sześć.

Ten akapit poświęcę wreszcie wszechobecnemu fanserwisowi. Czy ktoś coś gotuje i obleje się wodą, czy Ryouko zdenerwuje się na Reikę i pocznie ją karać… To w pierwszym przypadku ubranie będzie prześwitywać, a w drugim – karą będzie macanie piersi. Dzieje się tak, ponieważ wszystko jest podporządkowane szczytnemu i chlubnemu celowi – pokazaniu większej ilości tego, co Japończycy nazywają pantsu. Syndrom ten występuje w takim natężeniu, że nazwałbym go wręcz marzeniem utylitarystów. Niestety, utylitaryzm utylitaryzmem, ale dzieła na majtkach się nie zbuduje. Dlatego właśnie potencjalnych widzów ostrzec muszę, że niniejsze dzieło ma walory tylko jako hurtownia fanserwisu. Cóż, przynajmniej fanserwis tutaj nie jest tak odpychający, jak przykładowo ten z Eikena. Choć niektóre momenty zbliżają się do tamtego standardu – choćby orgazm osiągnięty przez chorego bohatera na skutek zjedzenia jedzenia przygotowanego przez Mayu (jest to również przykład „dobrego poczucia humoru” twórców). Żeby było jasne: jedzenie było ohydne i bynajmniej nie zostało przygotowane z afrodyzjaków. Zresztą, cała scena była nonsensowna i odpychająca nawet wedle standardów ecchi.

Reasumując… Lubisz widok animowanych majtek? Marzysz o bohaterce, która będzie macać cię przez sen? To anime jest dla ciebie. Jednakże jeśli animowana bielizna nie jest w zakresie twoich zainteresowań, Goshuushou­‑sama Ninomiya­‑kun raczej nie będzie ci odpowiadać.

Velg, 25 lipca 2009

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: AIC (Anime International Company)
Autor: Daisuke Suzuki
Projekt: Haruo Oogawara, Kyourin Takanae
Reżyser: Kouji Yoshikawa
Scenariusz: Akira Watanabe
Muzyka: Kouichirou Kameyama