Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Komikslandia

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

4/10
postaci: 6/10 grafika: 6/10
fabuła: 1/10 muzyka: 6/10

Ocena redakcji

brak

Ocena czytelników

3/10
Głosów: 5
Średnia: 2,8
σ=1,17

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Zegarmistrz)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Devadasy

Rodzaj produkcji: seria OAV (Japonia)
Rok wydania: 2000
Czas trwania: 3×23 min
Tytuły alternatywne:
  • Sousei Seiki Devadasy
  • デヴァダシー
Postaci: Uczniowie/studenci; Rating: Nagość; Miejsce: Japonia; Czas: Przyszłość (postapokaliptyczna); Inne: Mechy
zrzutka

Ziemię zaatakowali kosmici. Jedyną szansą ludzkości na uniknięcie zagłady jest potężny robot – gwałciciel. Czy zdoła on ocalić Błękitną Planetę?

Dodaj do: Wykop Wykop.pl

Recenzja / Opis

Czego można spodziewać się po anime zatytułowanym Devadasy? Cóż, uczciwie mówiąc, przeciętny fan po takiej nazwie nie będzie spodziewał się niczego. Jednak jeśli ten sam miłośnik anime okaże się osobą nieco bardziej obeznaną z trudnym słownictwem lub wyposażoną w słownik wyrazów obcych, będzie wiedział, co kryje się pod tym słowem, czy raczej pod zwrotem (gdyż tak się to pisze poprawnie po polsku) dewadasi. Otóż termin ten dosłownie znaczy „oblubienica bogów” i pochodzi z języka indyjskiego. Nazwą tą określa się natomiast rodzaj ni to tancerki kultowej, ni to uświęconej prostytutki, pełniącej posługę w świątyni. Jeśli do tego widzieliśmy już kilkanaście anime, to zapewne wiemy, czego się należy po tak zatytułowanym filmie spodziewać: rozrywki dla ciężkich zboczeńców.

Niedaleka przyszłość. Ziemię zaatakowali kosmici (znowu). Tym razem mają oni postać nanotechnicznych maszyn, które powoli rozpełzają się wokół miejsc lądowania i zmieniają ludzi w źródła energii dla siebie. Mieszkańcy naszej planety stają przeciwko nim do walki. Uzbrojeni są w wielkiego robota (znowu) zasilanego za pomocą energii seksualnej (co też nie jest niczym specjalnie nowym). Jak łatwo zgadnąć, do pilotowania takiej maszyny potrzeba dwóch osób. Pierwszą z nich jest chłopaczek z nieco zbyt dużym libido, którego wkłada się do kabiny pilota. Drugim jest dziewczynka (takie pary są czemuś lepsze), którą należy rozebrać, związać kablem i umieścić w przedziale paliwowym… Wówczas bowiem mech wypuści nanomaszyny i zaspokoi swe żądze czerpiąc z nich energię. Ludzie nie są świadomi faktu, że ta cudowna maszyna, która dosłownie spadła im na ratunek z nieba, ma własne, niecne plany co do ich gatunku. I nie chodzi jej tylko o molestowanie licealistek…

W tym momencie najchętniej napisałbym, że bohaterowie tego anime są tak samo głupi, jak fabuła, jednak nie byłaby to prawda. Postacie w Devadasy tak naprawdę charakterem nie odstają od normy wyznaczanej przez kiepskie anime. Głównym protagonistą jest Kei, typowy przedstawiciel gatunku „bohater taki jak ty”, czyli kolejny pozbawiony charyzmy i umiejętności małolat. Keia otacza oczywiście wianuszek dziewcząt, przy czym nie poznajemy imienia żadnej z nich, prócz oczywiście Naoki, wieloletniej przyjaciółki naszego bohatera, która się w nim podkochuje (jakby na świecie nie było przystojniejszych, wrażliwszych, inteligentniejszych i bardziej przebojowych facetów) i Amali, tajemniczej byłej pilotki mecha. Pozostałe panienki pojawiają się co kilka scen, a jedyny głos, jaki wydają, to głupawy chichot. Postacie dorosłych to natomiast sztampa: pani oficer naukowy, napalony na kobiety dowódca czy też cała gama wojskowych i komandosów, służąca – zgodnie z najlepszymi standardami ich zawodu – do efektownego rozsmarowywania po otoczeniu. Słowem: wszystko, co konieczne, by nakręcić dobrego hentajca science­‑fiction.

Niestety, mimo że Devadasy garściami czerpie z tego przedostatniego gatunku, stanowi zmarnowany potencjał nie tylko jako porno, ale nawet ecchi. Powód ku temu jest prosty. Otóż mimo obecności całej kolekcji zjawisk niczym z erotycznego snu wyposzczonego zbola, w tym seryjnych molestowań przez ośmiornice, kilku scen seksu i masturbacji, motywowania nastoletnich pilotów metodą „zabawy z doktorem” (polega to na tym, że pani doktor zaprasza kogoś do swego gabinetu, następnie rozbierają się, a potem sprawdza w praktyce, czego uczą na Wychowaniu do życia w rodzinie) czy też wreszcie faceta wydającego na świat dziecko (ach, to równouprawnienie…), w anime golizny jest bardzo niewiele. Jeśli więc mniemacie, że moherowe Tanuki zjechało serię, bo są w niej cycki, a tak naprawdę jest to przyzwoity tytuł, na który można sobie popatrzeć, to mylicie się. Nie za bardzo jest nawet na co patrzeć. Cyców nie ma… Geneza powstania takiej serii jest prosta do ustalenia dla każdego, kto dysponuje choć śladową znajomością języka angielskiego i wyszukiwania w Google. Otóż Devadasy pierwotnie faktycznie stworzono jako hentai. Niestety jednak w pewnym momencie anime postanowiono przerobić na tytuł młodzieżowy i wyszło, jak wyszło.

Grafika serii, w odróżnieniu od fabuły, nie jest taka zła. Devadasy ma już wprawdzie kilka lat i daleko mu od szczytowych osiągnięć animacji początku XXI wieku, ale mimo to wygląda nadal bardzo przyzwoicie. W zasadzie większość grafiki została stworzona przy użyciu tradycyjnych środków. Brakuje scen animacji komputerowej (ale zważywszy na to, jak w tamtych czasach animacje komputerowe wyglądały, to nawet lepiej), większość grafiki jest rysowana. Mimo to animacje są dość płynne, a postacie anatomiczne. Seria nie wygląda na szczególnie wysokobudżetową, niemniej jednak wykonana jest starannie. Tła nie wioną pustkami, bohaterowie są pozbawieni krzywic i innych chorób cywilizacyjnych, jakich nabawili się w czasach dzisiejszych. Postacie kobiece (zwłaszcza młodsza część obsady) są wprawdzie śmiesznie filigranowe w porównaniu do innych bohaterów, jednak jest to wada niewielka. Z drugiej strony jednak grafika niczym nie zaskakuje i niczym nie zachwyca. Stanowi po prostu kawałek niezłego rzemiosła.

Muzycznie Devadasy nie wypada źle. Podobnie jak w wypadku animacji, strona dźwiękowa stanowi jednak raczej kawałek niezłego rzemiosła niż efekt geniuszu. W zasadzie nie usłyszymy tu niczego, czego byśmy jeszcze nie mieli okazji słuchać. Tak więc podczas oglądania tej serii nie wpadło mi w ucho nic godnego polecenia. Nie wywarła też na mnie na szczęście traumy. Przynajmniej wersja japońska, istnieje bowiem także i wersja amerykańska, która oczywiście jest zgodna ze wszystkimi standardami amerykańskiego udźwiękowienia. To znaczy: postacie mają totalnie nieadekwatne głosy, dialogi są kiepskie, grze aktorskiej brakuje polotu, a wszystko nagrane jest na odwal się…

Devadasy stanowiło całkiem niezły materiał na średnią serię science­‑fiction albo ostre porno. Niestety autorzy nie potrafili się zdecydować i nie do końca wiedzieli, co chcą osiągnąć. W efekcie nakręcili serię, która byłaby fajna, gdyby nie była tak głupia, oraz taką, która mogłaby trafić w bardzo wąską niszę klientów, posiadających bardzo specyficzne potrzeby, gdyby tylko odsłaniała choć kawałek cycka. Tak natomiast nie jest. Pomimo więc faktu, że tak naprawdę anime to nie zasługuje na zjechanie od góry do dołu, nie wiem, komu mógłbym je polecić. Więc nie polecam nikomu.

Zegarmistrz, 18 sierpnia 2009

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Green Bunny
Projekt: Asmaria, Masako Gotou
Reżyser: Nobuhiro Kondou
Scenariusz: Shou Tokimura