Komentarze
Soul Eater
- komentarz : Soul Eater? : 19.01.2024 18:54:04
- tak bardzo chciałem na 8 ale wyszło na 7 : gilgamesz2 : 19.01.2024 14:50:47
- komentarz : Rinsey : 17.12.2022 16:59:34
- komentarz : wojtulace : 17.12.2022 15:37:19
- soul eater data wydania : maluszek89 : 23.03.2020 12:13:25
- Soul Eater : Bortak42 : 3.05.2016 11:47:43
- komentarz : ben2131232 : 29.02.2016 20:51:21
- Re: A mogło być tak dobrze ;/ : Cthulhoo : 9.06.2015 14:42:54
- Re: A mogło być tak dobrze ;/ : Xaven : 9.06.2015 14:10:18
- Re: A mogło być tak dobrze ;/ : Cthulhoo : 9.06.2015 11:48:16
Im dalej w las tym więcej dzrew
Moimi ulubionymi postaciami jest Maka i Soul, który tworzą całkiem ciekawą parkę. Do muzyki nic nie mam – jest przeciętna. Grafika jest całkiem ładna, jednak nie zachwyca niczym szczególnym.
Seria jest klimatyczna, miła. Ja przestałem oglądać, gdyż po prostu taki klimat shonenowo‑komediowy mi nie podchodzi. Jednak polecam miłośnikom gatunku, oraz tym, którzy są znużeni zwykłymi shonenami. Ja wystawiam z czystym sercem 6/10.
Jak skutecznie zepsuć świetne anime
Ale oto, wielka bitwa z Kishinem! Wszyscy nauczyciele i w ogóle dorośli byli zajęci niszczeniem nadajników, których zniszczenie i tak nic nie dawało, więc z Bogiem Demonów muszą walczyć dzieci. Pomysł z diabełkiem udającym Soula i pudełeczkiem(zresztą pudełeczko było śliczne, chciałabym takie) ujdzie, ale dlaczego, do cholery, zrobili z Soula posąg nie wystrugany do końca, pnący łapę do nieba jak przygłup?! Czemu Maka zdecydowała się na rozwiązanie narażające jej partnera na szaleństwo? I przede wszystkim, dlaczego udało jej się go od tego szaleństwa odciągnąć? Soul, i te jego czerwone oczy wydają się być stworzeni do szaleństwa! Już w głowie miałam obraz jak Kishin dostaje od opętanego Soula wciry. No dobra, bez Kishina dostającego wciry, po prostu chciałam zobaczyć opętanego Soula.W tym wszystkim całkiem cool był też mpomysł ze zjadaniem diabełka.
Ale wracając do walki końcowej, Kishin jest naprawdę bardzo, bardzo, BARDZO wkurzający. Nie rozumiem jego motywów ani toku myślenia,(według jego filozofii: nie rozumiem = boję się)zresztą w skrócie to wszystko wygląda tak: „nieważne czy się cieszysz, złościsz, czy jesteś zawstydzony, każda emocja to tak naprawdę ukryty strach, a jeśli odczuwasz strach to znaczy, że jesteś żałosny. Za to kiedy ja odczuwam strach to znaczy, że muszę wszystko roz*ierdolić.” I właśnie, dlaczego kiedy bał się Arachne (o tym też potem) to ją zabił z zimną krwią, a kiedy bał się Maki to zamiast normalnie rozpruć jej flaki bełkotał, świrował i w ogóle zachowywał się tak niepoważnie, że dobicie go naprawdę musiało być już łatwe. Zresztą dlaczego nawet nie bronił się przed tą „pięścią odwagi”? Mógł zrobić choćby banalny unik. No bo, błagam, co jest takiego przerażającego w odwadze? Jedyna „złota myśl” Kishina, która przypadła mi do gustu to jego ostatnie słowa, a dokładniej porównanie odwagi do obłędu. Było w tym coś romantycznego.
Co do ewoluowania postaci: Black Star po swoi emo okresie ani trochę się nie zmienił, liczyłam na to, że zmądrzeje, Maka co prawda trochę się zmieniła, ale kompletnie negatywnie, a Soul to już totalna porażka. Po jego przemyśleniach kiedy widział walkę Justina i wrzeszczącego‑gostka‑piły‑mechanicznej miałam nadzieję, że weźmie się w garść, potrenuje z Black Starem i będzie umiał walczyć sam i bronić Makę w inny sposób niż bycie ludzką tarczą. A tu co? Soul znowu jest ludzką tarczą Maki. Jedyna postać, która zmieniła się pozytywnie to Death the Kid.
Jeszcze na chwilę wrócę do walki Maki z Kishinem, o co biegało z jej transformacją w broń? Rozkminiałam to trochę, ale nadal nie ogarniam, jeśli ktoś byłby łaskaw mi to wytłumaczyć to prosiłabym ślicznie.
Jeszcze jedno „ale”: dlaczego kiedy Maka i Soul zabili Medusę to nie otrzymali duszy wiedźmy? W końcu to była wiedźma, a jej dusza przydałaby się Soulowi do zostania Kosą Śmierci(właśnie, o ile na początku było to wspólnym marzeniem Maki i Soula, to potem chyba wszyscy zapomnieli, że nadal mają zbierać jaja Kishina). Czekajcie, już wiem! Ona po prostu drugi raz „umarła”.
To jeszcze nie koniec bo mam drugie „ale”: co z Arachne? Polubiłam ją już na samym początku(sieć w oczach, omg, omg, omg, omg, omg, omg) ale potem nabrałam podejrzeń. Czy ona naprawdę jest takim wielkim zagrożeniem? Czy naprawdę jest taka silna? Ona w ogóle potrafi się bić? Nie zobaczyliśmy jej w akcji ani razu(chyba, że nieuważnie oglądałam), a jej śmierć była żałosna. Liczyłam na jakieś KishinxArachne. Co prawda od razu wiedziałam, że coś takiego jest z góry skazane na porażkę, ale słodko wyglądali razem. Arachnofobia nie przekonuje, Medusa była fajniejsza.
Chyba zacznę czytać mangę (o ile ACTA tego nie udaremni), bo tam podobno kliknij: ukryte Soul zostanie Kosą Śmierci, no i zachęcił mnie screen z kliknij: ukryte gender‑benderowym kawaii Soulem [link] Tak, ta po prawej to Soul.
RZEKŁAM.
Cienkie jak barszcz
Humor na słabym poziomie, historia przynudzała, walki a'la Dragonball GT – to były raczej negocjacje niż walki…
No i miałem uczucie, że to wszystko już gdzieś było…
Nie wiem czym ludzie się tak jarają w tym całym SE.
nawiązania :>
Śmiechowe, genialne i w ogóle
podoba mi się
Dla mnie bomba
zakończenie? pozostawię bez komentarza.
muzyka? genialna.
postacie? świetne. moim faworytem jest duet Maka‑Soul.
kresa? super.
seria przewidywalna, co tu dużo ukrywać, ale i tak oglądało się ją z dużą przyjemnością.
7,5/10
Death Kid
Yeah
Genialne! chce wiecej!
Podsumowujac: GENIUSZ!
PS Ja chce wiecej!!!! T_T
niestety!
niestety, reszta mnie bardzo zawiodła… Może po prostu takie historie nie są w moim typie… nie dla mnie postacie w stylu Shinigami‑sama, irytował mnie sam sposób narysowania postaci. ale przede wszystkim soul eater wydaje mi się taki płytki! czegoś mi brakowało w tej serii :(
zakończenia nie oceniam, bo albo nie miało sensu albo ja tu czegoś nie zrozumiałam… nie, ja tu w ogóle nic nie rozumiałam!
nie wiem czemu, ale Maka jakoś mi nie pasuje jako główna bohaterka… nawet kiedy to piszę, nie jestem pewna czy nią była. Tytuł wskazywałby na Soula… Co tu dużo mówić, Maka była po prostu NUDNA. za to bardzo lubiłam Black Star, Tsubaki i Kida.:) to chyba tylko z ich powodu przecierpiałam tą serię do końca.
ze względu na muzykę chciałabym ocenić to wysoko… ale nie mogę.
Genialne!
Cóż, okazuje się, że dawno się tak nie pomyliłam. Zastanawiam się jak to jest, że tytuły, po których oczekuję wiele i które teoretycznie powinny idealnie trafiać w moje gusta (Air, Clannad – nie twierdzę, że były złe, ale oczekiwałam wiele więcej) zawodzą, natomiast taki Soul Eater, od którego właściwie nie oczekiwałam nic, całkowicie mnie zachwycił i wciągnął w swój świat na dobre.
No, ale obiegam od tematu.
Tym, co (przynajmniej dla mnie) jest siłą tego anime są postacie. Na pierwszy rzut oka dosyć schematyczne, potrafią naprawdę pozytywnie zaskoczyć. Nie są tylko płaskimi obrazami, posiadają głębię. One naprawdę żyją. Ze swoimi wadami i zaletami, nawykami i charakterystycznymi cechami tworzą naprawdę niezwykle sympatyczną gromadkę. Moimi ulubieńcami są Maka, Kid i Soul. Spośród tej trójki nijak nie potrafię wybrać kogoś, kogo lubiłabym najbardziej. Oprócz tego na uwagę niewątpliwie zasługuje Shinigami‑sama, postać, którą nie sposób wpasować w jakiekolwiek schematy, i do której chyba nie da się znaleźć podobnej. Dużo mojej sympatii zaskarbił sobie tatuś Maki oraz Stain. Blair też była bardzo sympatyczna, szkoda, że tak mało czasu antenowego miała.
Skoro jestem przy postaciach warto też wspomnieć o czarnych charakterach. Niewątpliwie prym wiedzie tu Medusa. Mam co do niej bardzo mieszane uczucia. Jedno jest pewne – tak złej postaci jeszcze nie spotkałam. Właściwie to mogę w tym miejscu jedynie zacytować słowa irontoofa:
I właśnie to w pełni oddaje moje uczucia. Przy niej blednie każda z pozostałych negatywnych postaci: Archne wraz z całą Arachnofobią, nie wspominając już o Eruce czy Free. Tę ostatnią dwójkę nawet polubiłam, za to Arachne wypadała jakoś tak nieprzekonująco.
Na pochwałę zasługuje też oddanie relacji pomiędzy postaciami. Są tak naturalne i prawdziwe, że pozostaje mi tylko się zachwycać. Tym bardziej, że jest to, jak by nie patrzeć, shonen, a znam wiele shojo, które powinny brać z niego przykład.
Jeśli chodzi o grafikę to powiem po prostu: nie mam się do czego doczepić. A warto dodać, że jestem osobą naprawdę wybredną jeśli chodzi o te sprawy.
Rzeczy tak podstawowe jak ruch postaci, tła i same sceny walk wyszły wspaniale. Uwielbiam patrzeć na ten niesamowity księżyc, słońce też wyszło bombowo. Nie wiem jak udało się to twórcom, ale naprawdę od razu widać, czy akcja dzieje się w Death City czy też poza nim – to miasteczko ma jakiś taki klimat wspaniale oddany w anime.
Kreska – spodobała mi się jak po raz pierwszy zobaczyłam Soula i Makę, zakochałam się po obejrzeniu openingu. Już serdecznie dosyć mam tych pastelowych bądź jaskrawych kolorów. Dosyć wielkich sztywnych fryzur kawaii czy też moe panienek z większości produkcji. Kreska w Soul Eaterze wymiata! Jest wspaniała, niepowtarzalna, specyficzna i na swój sposób piękna.
Muzyka – polubiłam właściwie wszystkie openingi i endingi. Nie dość, że te utwory same w sobie są bardzo dobre, to jeszcze grafika do nich została idealnie wpasowana. Pod tym względem chyba najbardziej imponuje mi pierwszy opening.
Co do drugiego openingu to jest piękny, to prawda. W połączeniu z grafiką tworzy niesamowity klimat. Klimat dosyć ciężki i zapowiadający jakiś dramat – i właśnie to trochę mi tu nie pasuje. Ale to taka drobnostka, która praktycznie nie przeszkadza w oglądaniu ;)
Fabuła – nie składała się tylko i wyłącznie na walki. Było ich sporo, to jasne. Niespodziewanie, nawet mi się to podobało. Ale, szczerze mówiąc, bardziej potrafiłam docenić te spokojne epizody pomiędzy nimi, przestawiające chwile z codziennego życia bohaterów. To nigdy nie było dla mnie nudne.
Poza tym, Soul Eater rzeczywiście jest komedią. Nieźle się uśmiałam podczas oglądania, parę razy zbierałam się nawet z podłogi.
Sama fabuła jako taka przedstawia się naprawdę solidnie. Nie wszystko wiadomo do razu, kolejne karty odkrywane są przed widzem stopniowo, czasem niespodziewanie. Generalnie nie mam nic do zarzucenia. To prawda, że zakończenie było „pójściem po linii najmniejszego oporu”, jak to ładnie zostało ujęte w recenzji. Moim zdaniem było po prostu dosyć kiczowate i tandetne ( kliknij: ukryte to już mogła tego Kishina „po prostu” rozwalić, chociaż w sumie fajnie było popatrzeć jak się przestraszył – zawsze taki opanowany był…). Ale jestem w stanie to wybaczyć i w sumie nie psuje mi to odbioru całości (jakoś zakończyć musieli, prawda?).
Jest jednak rzecz, której za żadne skarby nie potrafię wybaczyć ani zrozumieć. Ta rzecz nosi imię Excalibur. Pierwszy epizod z nim jeszcze trzymał poziom – było nawet zabawnie, chociaż już wtedy te jego bezsensowne monologi męczyły. Natomiast drugi i trzeci odcinek z jego udziałem to całkowita porażka. Nie było w tym niczego zabawnego (w każdym razie niczego co miało związek bezpośrednio z nim). Dwa całkowicie zmarnowane odcinki, które można było wykorzystać na cokolwiek innego. Na przykład dać trochę więcej Blair, bo w drugiej połowie prawie zupełnie jej nie było.
Excalibura nie znoszę do tego stopnia, że kiedy zobaczyłam go w końcowych odcinkach miałam mniej więcej taką reakcję jak każda postać z Soul Eatera, która miała tę wątpliwą przyjemność poznania go. Poza tym, dopóki nie okazało się, że prawie go tam nie będzie, byłam bliska załamaniu.
Cóż, chyba na tym zakończę swoje wywody, bo wyjdzie mi z tego kolejna recenzja.
Na koniec chcę napisać, że gorąco polecam wszystkim. Naprawdę, każdy powinien spróbować – na pewno nie zaszkodzi, a może bardzo pozytywnie zaskoczyć.
Powiem to raz jeszcze...
:)