Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Studio JG

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

6/10
postaci: 6/10 grafika: 5/10
fabuła: 5/10 muzyka: 4/10

Ocena redakcji

6/10
Głosów: 4 Zobacz jak ocenili
Średnia: 5,75

Ocena czytelników

7/10
Głosów: 188
Średnia: 6,96
σ=1,81

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Melmothia)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Monochrome Factor

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2008
Czas trwania: 24×24 min
Tytuły alternatywne:
  • モノクローム・ファクター
Tytuły powiązane:
zrzutka

Prosta fabuła, opętanie tygodnia i kilku bishounenów.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl

Recenzja / Opis

Gdy wagarującego i śmiertelnie znudzonego Akirę Nikaidou w drodze do domu zatrzymuje podejrzany, ubrany na czarno mężczyzna, chłopiec nie podejrzewa jeszcze, że jego życie zaczyna właśnie nabierać rozpędu i wkraczać na całkiem nowy tor. Dlatego też postanawia nie słuchać tego potencjalnego zboczeńca, tylko jak najszybciej znaleźć się w domu. Przeznaczenie jednak tak łatwo nie da za wygraną, a panom w końcu przeznaczone jest spotkać się jeszcze raz. Dzień jeszcze nie zdążył się porządnie skończyć, kiedy Akira i jego kolega z klasy, Kengo Asamura, z którym bawił się na mieście, zostają zaciągnięci przez ich wspólną koleżankę Ayę Suzuno do szkoły, bo dziewczyna zostawiła coś w klasie, a sama w ciemną noc bała się tam zapuszczać. Jak to zwykle w szkołach japońskich bywa, na korytarzu atakują ich dziwne stworzenia. Z pomocą Akirze przybywa spotkany wcześniej tajemniczy osobnik – Shirogane. Podczas walki z potworami, określanymi mianem kokuchi, nieszczęśliwy traf chce, że Akira traci swój cień, i co za tym idzie, staje się niewidzialny dla otoczenia. Cienie pochodzą bowiem ze świata równoległego i są naszym lustrzanym odbiciem, bez którego nie możemy istnieć. Dlatego też Akira musi zawrzeć z Shirogane układ, na mocy którego stanie się jego partnerem w cieniu. Shirogane za to użyczy mu zastępczego cienia, aby Akira mógł normalnie funkcjonować w swoim świecie, a przy okazji, kiedy trzeba, z owego cienia się uwalniać i walczyć u boku Shirogane z coraz częściej nawiedzającymi ten wymiar kokuchi.

Fabuła jest prosta jak konstrukcja cepa. Wszystko kręci się wokół faktu, iż równowaga między cieniem (świat cienia) a światłem (nasz świat) została zachwiana, a kokuchi przenikają z pierwszego do drugiego w poszukiwaniu ludzi ze skażonym jakimś negatywnym uczuciem sercem, by móc w nie wniknąć. Należy przywrócić równowagę, więc Shirogane i Akira, a potem też parę innych osób, muszą się zmierzyć z mrocznymi przybyszami, a także z tymi, którzy je wysyłają. Kolejne odcinki zbudowane są według jednego schematu: poznanie bohatera odcinka, opętanie, rozprawienie się z kokuchi. Nie ma więc co liczyć na jakiekolwiek zaskoczenie w poszczególnych historiach, wszystkie są przewidywalne i kończą się z grubsza tak samo. Pod koniec seria odejdzie od tego schematu, lecz nadal nie będzie miała nas czym zaskoczyć. Zwroty akcji są często wymuszane przez dziwne zachowania bohaterów czy nawet samo ich pojawienie się (co miałaby robić młoda dama późnym wieczorem w salonie gier, z którego z taką pasją wypędza Akirę i Kengo?), a gdy sytuacja robi się dla scenarzystów niewygodna, zawsze mogą wybrnąć z niej jakąś wstawką humorystyczną (z założenia) w super­‑deformed. Kiedy dochodzi do konfrontacji bohaterów z kolejną opętaną osobą, zwykle zaczyna się od stwierdzenia, że dla delikwenta nie ma już ratunku, bo kokuchi zbyt głęboko w niego wniknął, a kończy się na tym, że któryś z bohaterów, zwykle Akira, daje opętanemu pięścią w nos i stwór wypełza ze swojej ofiary, pozostawiając ją w stanie prawie że nienaruszonym. Najbardziej jednak irytujące były pierwsze odcinki, które zaczynały się od krótkich, absurdalnych i nudnych historyjek, zwykle mających być próbą wytłumaczenia komuś w jak najbardziej odległy od prawdy sposób, co się stało. Jeśli o humor chodzi, to są żarty lepsze i gorsze. Lepiej wypadają te krótkie i spontaniczne niż te, w których bohaterowie są zmuszeni do dziwnego i sztucznego zachowania, głównie bicia się nawzajem po pyskach i wysyłania w powietrze. Takie powtarzane w kółko gagi w końcu zaczynają męczyć i coraz trudniej o świeży żart. Muszę jednak przyznać, że parę razy się uśmiałam z całkiem zamierzonego dowcipu. Seria nie jest stricte shounen­‑ai, mimo że mamy okazję oglądać całujących się czy rumieniących na swój widok panów. To jednak są także elementy głównie humorystyczne. Jest ich co prawda dość dużo, ale nie wnoszą one nic, oprócz fanserwisu.

Charaktery postaci są proste: złapano się paru cech i pociągnięto za nie tak, aby wypełniły cały charakter. Akira jest wiecznie znudzonym (cierpiącym na „świat mnie nudzi, ale jak zacznie się dziać coś ciekawego, to i tak będę się zapierał wszystkimi czterema kończynami”), rzadko się uśmiechającym nastolatkiem. Jego przyjaciel, Kengo, to kwintesencja upierdliwości – nieznośny i podążający krok w krok za głównym bohaterem psiak. Aya to nadpobudliwa, reagująca na wszystko złością i krzykiem dziewczyna, której głównym hobby jest latanie z bambusowym mieczem za wyżej wymienionymi i przeganianie ich z miejsca na miejsce. I Akira, i Aya swoja złość rozładowują zwykle na Kengo, któremu się obrywa bez względu na to, czy powie coś głupiego, czy po prostu się napatoczy. Shirogane za to jest tajemniczo się uśmiechającym i wiele skrywającym mężczyzną o spokojnym głosie (Junichiego Suwabe – chyba największy plus tej serii; plusem byłby też Hiroshi Kamiya, jednak biorąc pod uwagę osobnika, któremu tutaj podkłada głos…), który zdaje się być zainteresowany naszym bohaterem bardziej, niż wymagałoby to jego zadanie (fanserwis się kłania). Postaci często postępują nielogicznie albo co najmniej głupio. Przykładem niech będzie scena, w której Akira, po wyciągnięciu pierwszego z dwóch kłów po kokuchi z cierpiącego Shirogane, zaczyna wypytywać, czym są te stworzenia, podczas gdy Shirogane wciąż wije się z bólu z drugim kłem nadal wbitym. Chłopak albo jest koszmarnie głupi, albo jest sadystą. Podejrzewam to pierwsze, a biorąc pod uwagę, że na tle dwojga swoich przybocznych jest całkiem inteligentny, nie trzeba już chyba wiele dodawać. Nie jest jednak tak źle – jeśli przymknąć oko na te ich głupie wybryki, to postaci czasami potrafią naprawdę rozśmieszyć, a scenarzyści mają sto pomysłów na minutę, jeśli chodzi o sytuacje, w których można by bohaterów umieścić, od aktora w amatorskim teatrze szkolnym po rolę kamerdynera. Co prawda w większości są to pomysły absurdalne i naciągane, ale potrafią zainteresować i rozbawić. Oprócz wymienionych poznamy jeszcze Harukę Kujou, najmłodszego i jednocześnie najlepiej wykształconego w grupie, który skończył już uniwersytet, chłopca spokojnego, zrównoważonego, ale sprawiającego wrażenie nieco naiwnego. Za bohaterami włóczyć się będzie Mayu, siostra Kengo i jednocześnie pies myśliwski na przystojnych panów. W późniejszych odcinkach dojdzie Kou, dzięki któremu dowiemy się nieco więcej o tym, kim tak naprawdę jest Shirogane i jaka jest rola Akiry. Cała grupka często będzie przesiadywać u niewidomego barmana, którego jedną ze specjalności jest leczenie ran zadanych przez kokuchi. Antagonistów jest tylko garstka, na początek po jednym kokuchi w porywach do kilku będzie nasyłał na naszych bohaterów niebieskowłosy Nanaya, potem na scenę wleci irytujące różowe dziewczątko, po niej zaś pan Krowa, a na koniec sam główny zły, który tak naprawdę niewiele będzie miał do powiedzenia, bowiem dla niego zabrakło czasu antenowego. Jeśli już przyzwyczaić się, że scenarzyści na siłę chcą wyciągnąć z bohaterów potencjał komiczny, to niektóre postaci nawet da się polubić (poza Ayą i Kengo, bo to od samego początku beznadziejne przypadki).

W całej serii widać rozpaczliwe próby zaoszczędzenia jak największej sumy na animacji. Już w pierwszym odcinku podczas walki zamiast ciosów i kopniaków oglądamy szyld salonu, w którym znajdują się nasi bohaterowie, w tle słysząc tylko odgłosy starcia. Walki w cieniu odbywają się… w cieniu, więc i tu twórcy mieli szerokie pole do popisu. Jeśli już zaś musieli coś pokazać, to były to najczęściej ujęcia tuż przed uderzeniem i tuż po uderzeniu, tak więc można powiedzieć, że dynamizm zaginął w akcji. Animacja potrafi być czasami ładna i płynna, jednak takiej jest w anime tyle, co kot napłakał. Twórcy uznali chyba, że co za dużo, to niezdrowo i postanowili upłynniać animację tylko od święta, a serię wypełnić po brzegi lazy animation i scenami ze zdeformowanymi ludzikami. Te ostatnie są w Monochrome Factor istną plagą, technika super­‑deformed jest nadużywana na każdym kroku, nie tylko w scenach czysto komicznych, ale także jako przerywnik we fragmentach poważniejszych, wpychając się praktycznie wszędzie. O ile przy niektórych postaciach pojawia się relatywnie rzadko i dzięki temu uzyskany efekt naprawdę jest komiczny, o tyle oglądanie po raz setny jak chibi Kengo wylatuje w powietrze, szybko zaczyna nudzić. Szczegółów tła nie ma co wypatrywać, tu też wszędzie widać oszczędność i staranne rozmazywanie. Tak więc w części odcinka, gdy rzecz dzieje się w dzień, tła są niewyraźne, prześwietlone, a w części, gdy mamy noc albo akcja dzieje się w świecie cienia, są ciemne, czerwono­‑czarne, ale w obu przypadkach wychodzi na to samo – niewiele widać. Projekty postaci są na tyle lepsze od tła i reszty animacji, że czasami (ale nie za często) dość mocno się od niej odcinają, przez co wyglądają jak wycięte z papieru kukiełki, wklejone w jakieś rozmazane tło. Jednak nie jest do końca tak źle, panowie prezentują się w miarę ładnie, twarze postaci też są niczego sobie. Niestety twórcy mieli poważny problem z sylwetką kobiecą – wielkie bary, wąski pas, prawie żadnych bioder, uda jak patyczki – raczej nie wygląda to ładnie. Znajdziemy też inne wpadki, na przykład dość pokaźną zmianę rozmiaru miseczki z ujęcia na ujęcie. Przemiany bohaterów w wersje bojowe są krótkie, trwają kilka sekund, więc nie zdążymy się zdenerwować. Mile mnie też zaskoczył fakt, że mimo iż animacja się powtarza, to jeśli bohater jest ubrany inaczej (lub nie jest ubrany), zostaje to uwzględnione w przemianie, nie zawsze jest podkładana ta sama sekwencja.

Jeśli sobie przypominałam, że anime powinno mieć jakąś muzykę, to rzeczywiście słyszałam jakieś brzdąkanie w tle. Były to melodie proste, które zajęłyby jedno z pierwszych miejsc, jeśli ogłoszono by konkurs na najmniej charakterystyczną ścieżkę dźwiękową. Jedyny utwór, który mi się spodobał, to opening, ładna piosenka, ale też nic wybitnego. Za to ciekawie wygląda animacja w endingu, klimatyczna i z pomysłem, co prawda ogranym, ale w dobrym wykonaniu. Endingi są dwa, na tę samą melodię, ale śpiewane przez różne osoby. W pierwszym część wokalną wykonują seiyuu Akiry (Daisuke Ono) i Kengo (Hiroshi Kamiya), w drugiej – Shirogane (Junichi Suwabe) i Kou (Katsuyuki Konishi).

Seria jest przeciętna, ot, trochę walk, trochę humoru i trochę fanserwisu. Idealna dla kogoś, kto chce obejrzeć coś, co nie będzie od niego wymagało szczególnego wysiłku intelektualnego i kogo nie znudzi za szybko przewidywalna fabuła. Rzecz byłaby też świetną komedią niezamierzoną, gdyby nie miała tylu nieudanych gagów i nie próbowała na siłę być komedią zamierzoną z elementami poważnymi. Mnie czasami oglądało się dobrze i z pewnym zainteresowaniem, czasami jednak straszliwie się nudziłam.

Melmothia, 12 września 2009

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: A.C.G.T
Autor: Kairi Sorano
Projekt: Shigeyuki Suga
Reżyser: Yuu Kou
Scenariusz: Yuuji Kawahara
Muzyka: Takeshi Abo