Komentarze
Senjou no Valkyria -Gallian Chronicles-
- komentarz : Nikodemsky : 9.04.2015 15:22:44
- komentarz : Zoloo : 11.01.2014 14:46:52
- komentarz : Slova : 9.01.2014 20:46:02
- komentarz : Grisznak : 9.01.2014 20:33:48
- komentarz : Slova : 9.01.2014 19:17:02
- komentarz : Zoloo : 9.01.2014 11:27:00
- Re: zachwycona : Zoloo : 3.01.2014 18:00:02
- Re: zachwycona : aneciaa21 : 16.10.2013 08:42:24
- Re: zachwycona : Grisznak : 15.10.2013 11:06:08
- zachwycona : aneciaa21 : 15.10.2013 09:13:42
Jeśli dobrze rozumiem nie był to materiał promocyjny dla gry(wystarczyłoby w takim przypadku kilka‑kilkanaście odcinków na zachętę), tylko przedstawili całą historię od początku do końca według własnej interpretacji. Historię z gry dałoby się rozłożyć na taką ilość odcinków ale zakładając, że bardziej szczegółowo opisaliby operacje – i wcale nie musieliby tutaj spoilerować gry, wystarczyłoby wyeksponować elementy kluczowe.
Dalej – twórcy mieli naprawdę niewielkie(jeśli jakiekolwiek) pojęcie o militariach, zaczynając choćby od czołgów, które nie raz nie ustępowały szybkością bolidom… Pistolety nie posiadały muszek! Jakim cudem oni mieliby celnie z nich strzelać? Imperium przedstawili jako zgraję niezorganizowanych żołnierzy – w samej grze może AI nie grzeszyło zmysłem taktycznym ale nie raz trzeba było się nieźle natrudzić, żeby po prostu głupio nie paść. W ogóle już pomijam fakt, że nosili zwykłe odłamkowe granaty, a nie wywołujące wybuch ragnite'a, tak jak w grze – no ale kto by się tym przejmował?
Nie jestem też specjalistą militarnym ale jeśli widzę czołg wjeżdżający pod kątem po gładkiej powierzchni z prędkością 50‑60km/h to ewidentnie jest coś nie tak, poza tym wszystkie pojazdy pancerne niezależnie od klasyfikacji wybuchały po przyjęciu jednego strzału – w takim przypadku jaki był sens pakować grubszą blachę do czołgów i mocniej je uzbrajać? Jeszcze kilka takich kwiatków znalazłoby się, choć nie na wszystko zwracałem szczególną uwagę. To tak odnośnie moich frustracji względem kwestii technicznych.
Graficznie było całkiem niezłe – wyglądało bardzo podobnie do gry, choć niektóre postaci mogły być wyraźniej zarysowane. W ogóle zastanawiam się po co zastosowali „mgiełkę” – w grze jak rozumiem miało to zniwelować efekt niefiltrowanego 3D i ogólnie miało to dać efekt tak jakby historii opowiadanej z perspektywy czasu – zdało to egzamin całkiem nieźle, tutaj było to najzwyczajniej niepotrzebne, jeszcze wykorzystali ją w złych proporcjach.
Oprawa dźwiękowa – co to dużo mówić, większość seiyu z gry podkładało głos, podobnie było ze ścieżką dźwiękową, okazjonalnie dodawali coś swojego. Dla mnie akurat wykorzystanie z oryginału było na plus.
Postaci – twórcy mieli nie lada problem, ponieważ wielu żołnierzy w grze znajdowało się w rezerwie, a tutaj musieli ich przydzielić tak, żeby byli „widoczni”. Dodali jakieś tam pomniejsze paringi i próbowali również na siłę wpychać niektóre wątki‑romantyczno‑poboczne( kliknij: ukryte przykładowo zainteresowanie Faldio‑Alicia, w grze nie miało miejsca, Faldio interesował się Alicią od strony natury valkirii, nic poza tym), autorzy mieli ponownie pole do popisu i mogli rozwinąć przykładowo to, o czym nawiązywało się w samej grze ale nie… ponownie musieli zrobić po swojemu.
Fabuła – trzymała się oryginału w ok. 70%, reszta to były często własne interpretacje, dodatki i wymysły. Zupełnie nie rozumiem takiego podejścia i może nawet zrozumieć nie chcę, fabułę z gry pamiętam doskonale i wolę ją właśnie w takiej wersji.
Podsumowując – Valkyria Chronicles jest jedną z moich ulubionych gier‑portów z PS3 i spędziłem przy niej bardzo miło czas, w samej grze co prawda można było się uczepić wielu rzeczy ale w serii jest tych rzeczy jeszcze więcej i jestem po prostu rozczarowany. Mogło być zrobione o wiele lepiej, a tak po prostu jest to seria, która bardzo szybko odchodzi w zapomnienie – bo nawet nie warto o niej pamiętać, jeśli pierwowzór trzymał pewien poziom.
Ode mnie 5/10, gdyby nie seiyu i podobny poziom „graficzny”, to zapewne byłoby o wiele mniej.
zachwycona
Pewnie, że ktoś przetrwał
kliknij: ukryte Podobało mi się, że śmierć Falgio była bez tego całego szumu, który z reguły towarzyszy takim wydarzeniom. Naturalnie, bez morza łez, bez ckliwych rozmów tóż przed śmiercią, chociaż nie ma na to czasu i teoretycznie po tym bohaterowie powinni być już martwi… Trochę się wybronili w tamtym momencie.
Co więcej – romans był normalny, to tak z plusów. W końcu coś bez przesady w żadnym kierunku, wychodziło to dość naturalnie.
Jak ktoś się za to zabiera, to proponuję podejść do serii całkiem na luzie, nie wypatrywać błędów, tylko po prostu nastawić się na czystą rozrywkę, nic więcej. W tej roli to anime (któremu dałam ocenę 6/10) sprawdza się naprawdę świetnie.
Mi się tam podobało
Według mnie nie jest wybitne ale przynajmniej dobre.
Autor recenzji narzeka na kreskę – polecam obejrzeć Mahou Sensei Negima (starą wersję nie „Neo!?”) i o ile mi wiadomo, żeby uzyskać efekty engineu Canvas trzeba wykupić licencję na ten engine (co nie jest tanie), więc cieszmy się z tego co mamy zamiast marzyć o nieosiągalnym. Jedyne co mnie raziło to efekty zniszczeń – np. kiedy widzimy wybuchy na tle miasta, wyglądają one sztucznie… to znaczy nawet jak na anime.
Co do portretów psychologicznych – płytkość w tym rejonie jest bolączką nie tylko adaptacji gier, na palcach rąk i nóg można policzyć anime, które skupiają się na tym właśnie aspekcie (ja tam znam tylko jeden przykład anime z nieco bardziej rozbudowaną warstwą psychologiczną i jest to „Monster”). Poza tym Valkyria Chronicles w moim mniemaniu jest bardziej nastawiona na humor niż śmiertelną powagę więc można jej chyba wybaczyć braki w sferze psychologicznej.
Ja oceniam to anime na 6,5 w skaili od 1‑10 (warto obejrzeć, ale są lepsze)
Co do fanek romansu
Ostatnie odcinki ratują to anime
Dopiero kilka ostatnich odcinków zmieniło to anime na lepsze. Poza tym później wiele scen było zaskakujących.
Z muzyki to najlepszy był I i II opening.
Co do kreski to miała swój specyficzny styl i mogę uznać ją za ładną. Odnośnie bohaterów to również byli przeciętni i co jeszcze gorsze w wielu odcinkach irytujący.
Mimo to Grisznak trochę za nisko ocenił to anime. Uważam w tym przypadku tak jak większość, że zasługuje co najmniej na ocenę 7/10.
Bida, ale ...
Jeśli o fabułę i jej prowadzenie chodzi to największym plusem może być właśnie : wcześniejsze jej nie poznanie z gry, bo po mimo sporych dziur jakoś to do przodu idzie a ja nic właściwie o serii nie czytając byłem prawie powiem (tak do 17‑18 odcinka) że chyba nie da rady zamknąć całej akcji w tych 26 i będzie druga seria. A upchniecie wszystkiego w tych paru ostatnich było jednak zdecydowanie największym błędem twórców.
Podsumowując Bida, ale ......... właśnie jak na te wszystkie wady przymknąć oko to jako całość oglądało się całkiem nieźle postaci dały się mimo wszystko mniej czy lepiej poznać i nawet nie były takie antypatyczne, irytowały mnie wprawdzie „wszechmocne Valkirie” ale na szczęście ze względu na „upychanie” zostało im zdecydowanie mało czasu antenowego i dziewczyny nie mogły za bardzo poszaleć. Serii dałbym przynajmniej 6,5/10 a jeśli porównać z resztą roku 2009 to nawet 7 tyle że z minusem.
a zapowiadało się tak dobrze...
Od samego początku ignorowałem mniejsze lub większe wpadki z dziedziny wojskowości, traktując tą serię „rozrywkowo”. I w tej roli sprawdzała się nawet nieźle… do czasu. Bo przecież nie ma nic złego w realizacji serii według przysłowiowego już „planu”: „uratować pannę w opałach, zabić drania i ocalić świat” (nie ma to jak cytaty filmowe). Jadnak nawet tak stary i wyświechtany schemat można zrealizować ze smakiem, lub totalnie bez gustu… Twórcy tej serii konsekwentnie, po kolei zniszczyli wszystkie dobrze zapowiadające się postaci, ośmieszyli i strywializowali wszystkie istotne wątki fabuły, popadając raz za razem w przesadę tak absurdalną, że już nawet nie śmieszną.
„Kroniki” wciąż nadają się do oglądania, ale wszystko zależy od nastroju, nastawienia i preferencji oglądającego… przecież i osławiony Demonbane dawało się oglądać :)
Git!
Serię pochłonąłem za jednym zamachem i oceniam ją na 9/10
PS: Ludzie jacy wy jesteście wymagający! Czytając wiele recenzji na Tanuki odnoszę wrażenie, że dla wielu animo‑oglądaczy dobra seria nie istnieje, jest jakimś wyidealizowanym nieistniejącym zjawiskiem. Wszak jeżeli istnieje taka seria pokażcie mi ją…
......a nawet mi się tego nazywać nie chce
Anime to badziewie jeśli chodzi o wojnę to raz. Ale tutaj chyba nikt się nie zdziwi. Niekonsekwencja, niewiedza, niedopracowanie w dziedzinie arsenału, zasad ich działania i w ogóle w miarę dobrych realiów „wojny” (tutaj sielanki lub pikniku z czołgami). Bohaterowie to nijakie biozony i cycate laleczki, bez charakteru. Dialogi to kompletna klapa, wręcz żałosne jeśli chodzi zarówno o poziom, jak i ich humor czy powagę (brak i pierwszego i drugiego). Dalej. Serii dawałem długo szansę (znaczy oglądałem ją i miałem nadzieję) ze względu na romans na tle wojny. A takie zwykle wypadają dobrze. Tutaj romans to był trójkącik niedorównujący poziomem nawet przeciętnym haremówką. Rozkręcił się (przesadzam) dopiero pod koniec serii i to w tak przyspieszony i nudny sposób, że ledwo go odczułem (ja…). Fabuła jest dziurawa jak kocioł, tak jak i logika anime. Przecież myślałem, że zejdę kiedy oglądałem odcinek z wyzwalaniem „niby Żydów) z tych obozów. Tylko kilka razy widziałem coś tak głupiego i do tego jeszcze niby silącego się na dramatyzm. Dalej już mi się pisać nie chce. Grisznak ujął wszystko pierwszorzędnie.
i zgadzam się z tym co napisał slv niżej. Rynek rzeczywiście się uwstecznia…
powtórzenie
W moim przypadku nastąpiło to jeszcze przed dziesiątym odcinkiem.
I bez spodni w dodatku!
Wypadałoby dodać, skąd ów Luluś pochodzi.
Ech, no cóż. Dla mnie te anime to był kolejny, wielki zawód i potwierdzenie, że od dłuższego czasu wydawanych jest coraz mniej serii wartych uwagi bardziej wybrednego widza. Po prostu rynek się uwstecznił, albo to ja za szybko się starzeję. Chociaż może być też odwrotnie – twórcy nie są w stanie zaspokoić moich wygórowanych potrzeb.