Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Studio JG

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

5/10
postaci: 4/10 grafika: 7/10
fabuła: 5/10 muzyka: 8/10

Ocena redakcji

5/10
Głosów: 4 Zobacz jak ocenili
Średnia: 4,75

Ocena czytelników

5/10
Głosów: 27
Średnia: 4,7
σ=2,19

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Paweł)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Umi Monogatari ~Anata ga Ite Kureta Koto~

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2009
Czas trwania: 12×24 min
Tytuły alternatywne:
  • Sea Story
  • うみものがたり ~あなたがいてくれたコト~
Gatunki: Przygodowe
zrzutka

Dwie kapłanki – morska i niebiańska, muszą zmierzyć się ze złą mocą, która ponownie nawiedziła Ziemię. Czyli anime z gatunku magical girls, które mogło być ciekawe, ale jednak zbyt dużo sobą nie prezentuje.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl

Recenzja / Opis

Marin i Urin są siostrami. Na pierwszy rzut oka wyglądają na normalne rodzeństwo i pewno tak też byłyby postrzegane, gdyby nie fakt, że nie mieszkają na lądzie, a w morzu. Jak to? – zapytacie. Otóż Marin i Urin nie są istotami ludzkimi, są czymś w rodzaju syren znanych z mitologii, z tą tylko różnicą, że do złudzenia przypominają ludzi. Ich życie ulega diametralnej zmianie w momencie, kiedy znajdują w morzu pierścionek – rzecz ich zdaniem utraconą przez człowieka, i postanawiają wyruszyć w nieznane, by zgubę właścicielowi zwrócić. Zabierają więc tajemnicze złote bransolety, umożliwiające oddychanie poza wodą, i wyruszają na powierzchnię…

Umi Monogatari to dwunastoodcinkowa seria będąca przedstawicielem gatunku magical girls. Można by się zatem spodziewać historii dla najmłodszych, będącej kserokopią stu tysięcy znanych schematów. W tym jednak przypadku nie byłbym taki pewien, przede wszystkim jeżeli chodzi o docelową grupę odbiorców. Nie znajdziemy tutaj ekipy superbohaterek, prowadzących podwójne życie, które za pomocą kawaii gadżetów walczą z wrogami niewiadomego pochodzenia o miłość i sprawiedliwość. Seria nie koncentruje się też na tym, by na każdym kroku przypominać, że wspomniane wcześniej wartości zawsze wygrywają. Ta krótka opowieść skupia się raczej na przeżyciach bohaterów i sile, płynącej z uczuć i emocji. Nie oznacza to jednak, że te przeżycia są jakoś szczególnie głębokie, wręcz przeciwnie, są to raczej banały, które szybko mogą znudzić starszego widza. Młodsi natomiast niekoniecznie zrozumieją wszystkie zachowania, które ukazuje seria. Poza tym, w przeciwieństwie do tradycyjnych serii magical girls, Umi Monogatari nie jest skierowane do typowo dziewczęcej widowni, a raczej w stronę chłopców. Przede wszystkim za sprawą elementów fanserwisu typowo dla panów (wygibasy jednej z głównych bohaterek – obowiązkowo tej z większym biustem, oraz skąpe i obcisłe odzienia pań). Do ciekawostek z pewnością należy też fakt, że anime to powstało na podstawie gry z japońskiego pachinko – czyli popularnego automatu do gier, przypominającego pinballa. Jak więc ogólnie oceniam ten tytuł? Jednym z kryteriów wpływających na ocenę z pewnością jest to, że lepiej pozytywnie się zaskoczyć, niż w pełni się zawieść. Historia Marin i Urin szybko zaczęła mnie nużyć i gdyby nie to, że w pewnym momencie bardzo zaciekawiły mnie dalsze losy bohaterek, oceniłbym ją bardzo nisko. Przyznaję, połowa serii pod niektórymi względami zdecydowanie mi się podobała, jednakże „ale”, które się pojawia, zdaje się dosyć poważnym zarzutem. Napięcie podczas oglądania budowane było dosyć długo i w momencie, kiedy na horyzoncie pojawił się już punkt kulminacyjny, zostało szybko i bestialsko zredukowane. W efekcie finał był przegadany, przedramatyzowany i aż nadto przewidywalny – a szkoda…

Fabuła koncentruje się na starszej z sióstr – Marin, oraz jej przyjaciółce, Kanon, poznanej już na lądzie. Dziewczyny w pewnym momencie dowiadują się, że są spadkobierczyniami tajemniczych mocy – niebiańskiej i morskiej, a jedna z dwóch pieczęci więżących Sednę – utożsamienie zła i ludzkiej próżności, została przerwana. Od tej pory będą mogły przemieniać się w tajemnicze kapłanki, posiadające specjalne umiejętności, pozwalające pokonać mrok. Pierwsze kilka odcinków koncentruje się właśnie na tym prostym i znanym schemacie – kolejny wysłannik Sedny zostaje pokonany przez nasze bohaterki, które wpierw muszą się przemienić, to znaczy przywdziać inne fatałaszki. Sam proces przemiany nie jest tak denerwujący, jak w innych seriach tego typu, ale nie jest to wcale żaden plus, po prostu przy tak małej liczbie odcinków nie było tego zbyt dużo. Słowem przewodnim tej serii jest „miłość” – siostrzana, szkolna czy chociażby przyjacielska, a głównym motywem są relacje międzyludzkie. Niestety fabuła najzwyczajniej nie zachwyca, przede wszystkim przez swoją przewidywalność i powtarzalność, oraz brak szczególnego celu, ku któremu mogłaby dążyć. Serię można więc potraktować jako krótki przerywnik pomiędzy kolejnymi wciągającymi tytułami, tak dla zachowania równowagi.

Z oprawą techniczną bywa różnie, chociaż zaliczam ją raczej na plus tego anime. Przede wszystkim grafika – sam projekt postaci jest dobry, to znaczy bohaterzy są narysowani ładnie i dokładnie, a żadnych błędów w mimice czy proporcjach ciała (jeżeli proporcje à la Barbie uznać za dobre) nie zauważyłem. Bardzo efektownie wypadają też sceny rozgrywające się w morzu: mnogość światełek oraz piękne barwy pozostawiają po sobie niezłe wrażenie. Niestety świat ludzi nie prezentuje się już tak pozytywnie. Tła są do przesady uproszczone, a kolory sprawiają wrażenie co najmniej nienaturalnych. Również sceny walk wypadają kiepsko, przede wszystkim za sprawą niepłynnych ruchów postaci. Muzyka natomiast jest zdecydowanie godna pochwały. Przede wszystkim jest jej dużo – od prostych, tradycyjnych melodii, po naprawdę piękne utwory. Zarówno melancholijna piosenka z openingu, wykonywana przez zespół Marble (znany między innymi z anime Hatsukoi Limited), jak i przepiękna ballada z endingu Masumi Itou, na długo zapadną mi w pamięć.

Na sam koniec zostawiłem sobie opis postaci, chociaż zbyt wiele w tej kwestii do powiedzenia nie mam. Bohaterzy są bardzo typowi i jak już wspomniałem wcześniej, wszelkie ich problemy i emocje sprawiają wrażenie dosyć banalnych. Natomiast najdziwniejszy w całej obsadzie staje się fakt, że o ile ludzi możemy poznać tutaj dosyć dużo, o tyle mieszkańców morskich głębin mógłbym policzyć na palcach jednej ręki. Dziwne – czyżby siostry i dwójka ich przyjaciół to byli wszyscy przedstawiciele morskich istot? Marin i Kanon to dwa przeciwieństwa – nie tylko z powodu pochodzenia, ale i charakteru. Ta pierwsza jest delikatną, pełną dobroci, radości i empatii nastolatką, podczas gdy jej koleżanka ma wyraźne problemy z wyrażaniem własnych emocji, jest aspołeczna i towarzyszy jej negatywna aura. Oczywiście dziewczyny się wzajemnie uzupełniają, dlatego wielka przyjaźń jest pewna. Oprócz tego dosyć dokładnie poznamy jeszcze Urin, która chciałaby mieć siostrę tylko dla siebie, oraz tajemniczego żółwia, będącego ich pomocnikiem i mentorem w walce z ciemnością. Przyjaciele Kanon istnieją tylko po to, żeby ukazać, jaka naprawdę jest dziewczyna, która wciąż zmaga się z problem niezrozumienia. Warto wspomnieć jeszcze o Koujimie – szkolnym koledze Kanon, którego łączy z nią coś więcej, i który w zasadzie był przyczyną całego zamieszania związanego z przybyciem sióstr na ląd tudzież wypuszczeniem Sedny. Jest to zdecydowanie postać bardziej dojrzała emocjonalnie od swojej wybranki, natomiast pomysł, by zaangażować kobietę w roli seiyuu podkładającej mu głos, był zupełnie nietrafiony. Chłopiec brzmiał dziwacznie i nieadekwatnie do swojego wieku.

Długo zastanawiałem się nad ogólną oceną tej serii. Z jednej strony pozytywnie mnie zaskoczyła, grafika w większości mi się podobała, a muzykę na długo zapamiętam. Nie mogę jednak zapomnieć o tym, że w pewnym momencie miałem naprawdę poważne problemy z kontynuowaniem oglądania, gdyż wszechogarniające znudzenie i brak celowości kontynuowania seansu brały górę. Gdyby seria miała więcej odcinków, to przyznam, że poważnie bym się zastanowił nad jej porzuceniem. Mimo tego, że nie jest to typowa opowieść o magicznych wojowniczkach, po prostu byłem znużony i nie wiem, czy ta sama tematyka w normalnym, tasiemcowym i schematycznym ujęciu, nie byłaby dla mnie większą frajdą, niż stan faktyczny. Doszedłem więc do prostego wniosku: Umi Monogatari nie jest ani dobrym, ani złym anime, jest po prostu przeciętne, czyli liczba zalet i wad mniej więcej się równoważy. Do seansu nie zachęcam, ale też go nie odradzam. Jeżeli moje zdanie dużo o tytule nie mówi, to może warto zerknąć na zrzutki – te przynajmniej wyszły nieźle.

Paweł, 22 listopada 2009

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: ZEXCS
Autor: Toshihiko Tsukiji
Projekt: Haruko Iizuka
Reżyser: Jun'ichi Satou, Juu Kou
Scenariusz: Yuka Yamada
Muzyka: Ken Muramatsu