Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Zapraszamy na Discord!

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

4/10
postaci: 5/10 grafika: 7/10
fabuła: 4/10 muzyka: 4/10

Ocena redakcji

5/10
Głosów: 3 Zobacz jak ocenili
Średnia: 5,33

Ocena czytelników

6/10
Głosów: 46
Średnia: 5,74
σ=2,44

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Costly)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Saki

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2009
Czas trwania: 25×24 min
Tytuły alternatywne:
  • 咲-Saki-
Gatunki: Sportowe
Postaci: Uczniowie/studenci; Pierwowzór: Manga; Miejsce: Japonia; Czas: Współczesność; Inne: Shoujo-ai/yuri, Supermoce
zrzutka

W teorii mieszanka mahjonga, komedii szkolnej i w porywach nawet delikatnego shoujo­‑ai. A w praktyce seria kiczowata i powtarzająca typowe grzechy anime.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl

Recenzja / Opis

Widziane przeze mnie serie złe mogę podzielić na dwie grupy. Są serie po prostu nieciekawe, niezapadające w pamięć i niewyróżniające się z tłumu. To pierwsza kategoria. Druga natomiast zawiera produkcje z różnych powodów drażniące i irytujące, które potem nawiedzają nas przez tygodnie wspomnieniami najróżniejszych bzdur czy głupot tam obecnych. Saki jest krystalicznie czystym przykładem serii złej drugiej kategorii.

Tytułowa bohaterka, Saki Miyanaga, jest uczennicą pierwszej klasy w liceum Kiyosumi i na pierwszy rzut oka nie wyróżnia się niczym specjalnym. Pewnego dnia na zaproszenie Kyoutarou, z którym przyjaźni się od czasów gimnazjum, odwiedza spotkanie szkolnego klubu mahjonga. Tam na jaw wychodzi, że Saki to wyjątkowo dobry gracz, co zasługuje swojej rodzinie, w której niemal tradycją jest prowadzenie wspólnych gier. Talent Saki wprawia w szczególne osłupienie dotychczasową gwiazdę klubu, Nodokę Haramurę, która słynie tak z umiejętności, jak i urody.

Całość anime ma bardzo prostą konstrukcję. Najpierw mamy krótką część wstępną, w czasie której Saki jest, mimo swoich oporów, wciągana do szkolnego klubu, potem przychodzi główna część fabuły, czyli eliminacje do szkolnych mistrzostw mahjonga, a na koniec krótki epizod, który wszystko podsumowuje. Owe eliminacje to w zasadzie prawie cała treść serii. Jakby tego było mało, sam ten wątek bardzo szybko zostaje sprowadzony do jednego pojedynku między czterema najlepszymi szkołami, który to ma wyłonić zwycięzcę eliminacji. Innymi słowy główna część fabuły to potwornie rozwleczony, zupełnie absurdalny pojedynek, który ciągnie się przez niemiłosiernie dużą liczbę odcinków, ku mojemu utrapieniu. O ile mogę znaleźć usprawiedliwienie takiej konstrukcji fabularnej w tasiemcach, które ciągną się przez wiele odcinków i zawierają kilka takich starć, o tyle analogiczne rozwiązanie w produkcji rozpisanej na 25 odcinków jest dla mnie zupełnie niezrozumiałe.

Sam seans utrudniała mi nie tylko konstrukcja fabularna. Po kilku odcinkach przerwałem oglądanie Saki i zająłem się nauką zasad mahjonga. Co prawda twórcy serwują nam pewną ilość wyjaśnień w samej serii, ale nie pomagało mi to wcale, większość czasu musiałem domyślać się, jak gra się układa po tym, która bohaterka była w lepszym nastroju. Po kilku dniach seans rozpocząłem na nowo, już z podstawową znajomością zasad gry i po wzięciu udziału w kilkunastu meczach online. I w tym momencie czekało mnie jeszcze większe zdziwienie – akcja na ekranie nie stała się ani o jotę bardziej zrozumiała. Powiem więcej, stała się jeszcze bardziej chaotyczna i alogiczna. Przede wszystkim należy pamiętać, iż jest to gra, w której duże znaczenie ma czynnik losowy. Tutaj natomiast obowiązuje reguła, iż szczęście i owa losowość sprzyjają tej zawodniczce, która aktualnie „poczuje moc”, tudzież nabierze w danym momencie pewności siebie. Konkretne zawodniczki posiadają tutaj swoje specjalności czy specjalne umiejętności. Momentami są to zdolności, których nie można nazwać inaczej jak „supermoce”.

Jako że przez większość czasu śledzimy jeden mecz, przyjdzie nam poznać bardzo dobrze uczestniczące w nim drużyny. Poza liceum Kiyosumi, drużyną naszej bohaterki, w pojedynku tym bierze udział liceum Ryoumonbuchi, żeńska szkoła Kazekoshi i akademia Tsuruga. Na dobrą sprawę zawodniczki wszystkich szkół przyjdzie nam poznać nie gorzej niż główne bohaterki, a jak się okaże, są to postaci często sympatyczne, mające też sporo własnych motywów, dla których uczestniczą w turnieju, nie gorszych niż te, jakie mają uczennice Kiyosumi. I wcale nie jestem pewien, czy to rozwiązanie dobre. Z jednej strony miło, iż nie ma tu „tych złych” – wszystkie bohaterki są na swój, mniej lub bardziej przekonujący, sposób pozytywne. Gwoli ścisłości, wszystkie są drażniąco podobne. Jak się okaże, niemal wszystkie komuś obiecały, iż turniej wygrają, a z tejże wygranej czynią sobie niemal cel życia. Chyba nie ma tutaj postaci, która by choć raz nie powiedziała „na pewno wygram” tonem typowym dla postaci przewodnich. Momentami odnosiłem wrażenie, iż drużyna głównej bohaterki w tym gronie wypada najbardziej blado i jest ostatnią, za którą tak naprawdę miałbym ochotę trzymać kciuki.

Stosunek zawodniczek do turnieju jednak całościowo uważam za pozytywny, co prawda od samego początku oczywiste dla nas jest, kto tak naprawdę na końcu musi być zwycięski, a czasami trochę szkoda innych szkół, ale zdecydowanie lepsze to niż standardowe starcie postaci stylizowanych na „dobrych” i „złych”. Jednak naprawdę kretyńskie i drażniące są wzajemne relacje między samymi zawodniczkami. W każdej drużynie musi być przynajmniej jeden wątek shoujo­‑ai. Na dodatek jest to z reguły wątek dość niejasny, gdyż patrząc na relacje bohaterek trudno mieć wątpliwości co do jego charakteru, ale też jednocześnie nic nie jest pokazane na tyle bezpośrednio, aby nie można było – przy fanatycznym nastawieniu – bronić tego jako „głębokiej przyjaźni”. Po co taki charakter owych wątków? Nie mam pojęcia. Co najśmieszniejsze – w zasadzie wszystkie trochę szerzej rozwinięte wątki między dwiema zawodniczkami mają takie zabarwienie. Gdybym swoją wiedzę na temat Japonii wywodzić miał z tego anime, to nieuchronnym wnioskiem byłoby, iż wszystkie Japonki są lesbijkami. W całym anime występuje dosłownie jeden trochę szerzej omówiony wątek relacji między dwiema bohaterkami, który takiego charakteru nie ma, mam tu na myśli relacje Koromo i Touki z liceum Ryoumonbuchi. I Bogu dzięki za to, owe bohaterki są spokrewnione. Jeszcze tego by brakowało…

I tak powoli dochodzimy do wady, która bolała mnie najbardziej. Naprawdę wiem, że w serii sportowej podstawą jest efektowne przedstawienie rozgrywki. Także w tych miejscach, gdzie rzeczywistość efektowna wcale nie jest. Zdaję sobie też sprawę, że tym mocniej dotyczy to rozgrywki mahjonga, która jest statyczna i siłą rzeczy bez pewnej pomocy trudno ją uczynić atrakcyjną dla widza. Ale to wcale nie oznacza, że wszystkie zawodniczki mają promieniować aurą niczym bohaterowie Dragon Balla, a z ich oczu mają lecieć pioruny z taką częstotliwością, że nawet Zeus popadłby w kompleksy. Poziom umiejętności zawodniczek nie musi wcale sprawiać, iż wszyscy wkoło nich mają nagle kurczyć się i zalewać potem ze strachu. Absurdy, do jakich tutaj momentami dochodzi, sprawiały, iż niemal przy każdym odcinku choć przez chwilę miałem ochotę seans przerwać z myślą „Jezus, dość tych bzdur”. Przemieniająca się w magical girl Nodoka w starciu z „mroczną” Touką zostanie chyba w mojej pamięci już na zawsze. Może po prostu nie czuję „ducha” takich scen, ale dla mnie tego po prostu było za dużo. Efektowność efektownością, ale ile można? Przez większość czasu takowe sceny były ważniejsze niż tocząca się na stole rozgrywka, w którą wglądu za bardzo nie było, można było jedynie wysłuchiwać pewnych siebie słów bohaterki i wnioskować na temat siły jej ręki z ilości efektów graficznych, jakie towarzyszyły tym przemówieniom.

Inny wielki grzech serii nazywa się „retrospekcje”. Non stop. Nie miałem ani siły, ani ochoty, aby prześledzić w celu sprawdzenia tego ponownie całej serii, ale wydaje mi się, że w przekroju całości nie było ani jednego odcinka, w którym nie byłoby jakieś retrospekcji. Najczęściej zabieg ten służył przedłużaniu danej rozgrywki. Pół odcinka bohaterka namyśla się, co zrobić, a drugie pół oglądamy jej wspomnienia, w których to obiecuje komuś, że wygra. Odcinki w takim kształcie przychodzą mi najczęściej do głowy, gdy wspominam seans Saki. Po raz kolejny – ile można? Od czasu do czasu rzucić okiem w przeszłość, aby lepiej zrozumieć bohaterkę, to jedna rzecz. Ale gdy dzieje się to co chwilę, po prostu jasno świadczy o tym, iż autorzy nie wiedzieli, czym zapełnić czas ekranowy.

Wracając jeszcze na chwilę do bohaterek, muszę wspomnieć o mojej ulubienicy. Uczennica akademii Tsuruga, która sama siebie nazywa „Stealth Momo” (gdy pierwszy raz użyła wobec siebie tego określenia praktycznie spadłem z krzesła). Gdyby nie ona, pewnie nie umieściłbym przy recenzji wyróżnika „supermoce”. Wyobraźcie sobie bohaterkę, której obecności nikt nie zauważa. Jest, niemal dosłownie, niewidzialna. Dlaczego? Jak sama mówi, od dziecka unikała innych ludzi i z nimi nie rozmawiała, przez co „jej obecność jest bardzo słaba”. Wyjaśnienie to zadowala w pełni wszystkie koleżanki z jej drużyny (a przypominam, że akcja dzieje się w normalnym świecie). Nie wiem za bardzo, jak technicznie rozgrywka z nią wygląda z perspektywy innych zawodniczek. Na ekranie wyglądało to tak, iż nie widziały one jej działań, ale wedle tego, co sami na ekranie widzimy, nie powinny one widzieć jej wcale. Jak to się działo, że gry nie zakłócał taki „detal”, że nagle nigdzie nie widać jednego z graczy? Pozostaje to niewyjaśnione. Choć ta postać biła wszystkie rekordy, w zasadzie każda zawodniczka choć raz w czasie trwania serii może nas doprowadzić do spazmów wesołości z racji głupoty towarzyszących jej motywów. W tym miejscu szczególne pokłony dla kapitan drużyny głównych bohaterek, Hisy, która swoją taktykę w grze zaczyna w pewnym momencie przekładać na filozofię życiową.

Od strony graficznej seria wygląda nieźle. Niezbyt mi co prawda przypadły do gustu lekko uproszczone projekty postaci, ale już animacje z ich udziałem i wszechobecne efekty specjalne wyglądają ładnie. Razi za to ich powtarzalność, która jednak nie wynika z małej ilości takich efektów. Po prostu, o czym wspominałem wcześniej, częstotliwość ich występowania jest tak duża, że i przy szerokim wachlarzu w pewnym momencie łatwo zaczynamy zauważać powtarzające się motywy. Strona muzyczna wypada dużo gorzej. Słuchane w czasie seansu utwory nic ciekawego sobą nie przedstawiają, a choć w serii obecnych jest kilka openingów i endingów, to żadnego nie udało mi się przesłuchać więcej niż jeden raz.

Co więc można powiedzieć w ramach podsumowania? Saki zwyczajnie nie polecam, nie widzę w tej serii niczego wartego uwagi. Podziękować mogę temu anime, iż dzięki niemu zainteresowałem się samym mahjongiem, który okazał się o wiele ciekawszy niż sama produkcja. Jednak wedle różnych rankingów Saki w sezonie, w którym była emitowana, osiągnęła sporą popularność. Cóż, widać nie jestem właściwą dla tej serii publiką.

Costly, 8 listopada 2009

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: GONZO, Picture Magic
Autor: Ritz Kobayashi
Projekt: Masakatsu Sasaki
Reżyser: Manabu Ono
Scenariusz: Tatsuhiko Urahata
Muzyka: Takeshi Watanabe