Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Otaku.pl

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

4/10
postaci: 2/10 grafika: 6/10
fabuła: 6/10 muzyka: 5/10

Ocena redakcji

brak

Ocena czytelników

3/10
Głosów: 5
Średnia: 3,2
σ=1,17

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Kysz)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Sakura Tsuushin

Rodzaj produkcji: seria OAV (Japonia)
Rok wydania: 1997
Czas trwania: 12×24 min
Tytuły alternatywne:
  • 桜通信
  • Sakura Diaries
Postaci: Uczniowie/studenci; Rating: Nagość; Pierwowzór: Manga; Miejsce: Japonia; Czas: Współczesność; Inne: Ecchi, Realizm, Trójkąt romantyczny
zrzutka

Niemłode już ecchi, które mogłoby być nie najgorsze, gdyby nie idiotyczni bohaterowie. Za to jest sporo cycków, gdyby to kogoś interesowało.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: yuzuyu

Recenzja / Opis

Touma Inaba przygotowuje się do egzaminów wstępnych na trzy tokijskie uniwersytety, w tym Uniwersytet Keiou, będący jedną z najbardziej prestiżowych uczelni wyższych w Japonii. Naukę przerywa mu wizyta młodej dziewczyny, która, podając się za prostytutkę, bezczelnie wprasza się do jego pokoju. Grzechem byłoby nie skorzystać z takiego daru losu, prawda? Cóż, Touma popełnia ów grzech (choć po długim boju z samym sobą) i wyrzuca półnagą dziewczynę za drzwi. Niestety efektem tego spotkania jest grypa, przez którą następnego dnia zawala egzaminy. Kiedy udaje się po wyniki na Uniwersytet Keiou, spotyka Mieko, dziewczynę będącą ucieleśnieniem marzeń każdego mężczyzny, i zakochuje się w niej od pierwszego wejrzenia. Jak się okazuje, jest ona nie tylko piękna, ale i inteligentna, bowiem znajduje się na liście przyjętych na rzeczony uniwersytet. Sęk w tym, że Touma nie ma tego szczęścia. I w tym miejscu skończyłaby się jego wielka miłość, ale że chłopak nie ma odwagi przyznać się do porażki, kończy się to kłamstwem o jego rzekomej akceptacji.

Ostatecznie Touma decyduje się poudawać studenta Keiou – przynajmniej do momentu rozkwitu związku pomiędzy nim a Mieko. W końcu wszyscy wiemy, że miłość wszystko wybacza – nawet uczęszczanie do szkoły przygotowawczej, a tam właśnie kończy nasz bohater. Oznacza to jednak, iż musi się przenieść do Tokio. Szczęśliwie zostaje zaproszony do dzielenia mieszkania z dawno niewidzianą kuzynką, Urarą. Na miejscu okazuje się, że jest nią… „prostytutka”, która wtargnęła do jego pokoju przed egzaminami! Na domiar złego wita go, ubrana tylko w seksowny fartuszek! Wspólne mieszkanie może nie być tak proste, jakby się mogło wydawać, zwłaszcza że dziewczyna jest w Toumie wyraźnie zakochana i nie wstydzi się tego okazywać.

Powiedzmy to sobie wprost – nie są to najmądrzejsze założenia fabularne, jakie można wymyślić, a z drugiej strony nikt takowych od ecchi nie wymaga. Natomiast trzeba przyznać, że historia ma w sobie „to coś” i nie wygląda jak kolejna kalka szkolnej komedii romantycznej. Niezbyt przyjemna sytuacja głównego bohatera w połączeniu z szybko wyklarowanym motywem trójkąta romantycznego i sporą dawką erotyki mogłyby stworzyć całkiem niezłą seryjkę. Ale jak to zwykle bywa – teoria swoje, a praktyka swoje… Początkowe dobre wrażenie szybko zostaje zatarte przez chaotyczne poprowadzenie fabuły. Całość wydaje się popychana trochę na siłę, byle tylko można było dotrzeć do jakiegoś finału. A że ten okazuje się nijaki i całkowicie niesatysfakcjonujący, to już inna sprawa. Ostatni odcinek wydaje się zrobiony „na pół gwizdka”, jakby twórcom zabrakło czasu, czy też pieniędzy na domknięcie rozpoczętych wątków, zdecydowali się więc na upchnięcie ich w kilku króciutkich migawkach, niezakończonych żadną konkluzją. Przez to wszystko serię skończyłam mocno zniesmaczona i z uczuciem, iż niepotrzebnie zawracałam sobie głowę jej oglądaniem, skoro i tak nie prowadziło to do niczego konkretnego.

Osobną sprawę stanowi kwestia erotyki i fanserwis, pojawiający się tutaj w intensywniejszym niż zazwyczaj wydaniu. Nie żebyśmy mogli oglądać nie wiadomo co, bo poza jedną sceną prawie­‑gwałtu, nie zobaczymy żadnych innych łóżkowych epizodów, lecz kontekst, w jakim pojawiają się co pikantniejsze scenki, powoduje, że wydają się one o wiele mocniejsze, niż są faktycznie. Niestety, niekiedy stają się wręcz niesmaczne, żeby wspomnieć tylko fragment poświęcony wymianie włosów łonowych, którego pewnie długo nie będę w stanie wyrzucić z pamięci.

Serię doszczętnie pogrąża absolutnie nierealistyczne zachowanie bohaterów. Czasem można odnieść wrażenie, że niby chcieliby coś zrobić, jednak nie do końca się do tego przykładają. Momentami twórcy raczą nas też głębszymi przemyśleniami postaci, by potem pogrążyć je jakimś głupim i zupełnie nieodpowiedzialnym zachowaniem. Nie zrozumcie mnie źle – ja nie wymagam od nich psychologicznej głębi, jeno kapkę autentyzmu, którego nijak się nie mogę doszukać. O dziwo, najlepiej wypada Touma, stanowiący kolejną wariację na temat przeciętnego bohatera. Nie jest on wybitnie przystojny czy inteligentny, ale też żaden z niego głupek ani brzydal. Ma może trochę więcej pecha niż inni, ale poza tym to normalny chłopak, naturalne jest więc, iż ma potrzeby seksualne. Jak zatem jest w stanie wytrzymać z wiecznie kuszącą go swoimi wdziękami Urarą, tego w żaden sposób nie jestem w stanie zrozumieć. A kiedy wreszcie „odpowiada” na jej zaloty, nagle robi się z tego bardzo nieprzyjemna sytuacja, za którą koniec końców musi przepraszać. Czy tylko ja mam wrażenie, że to nie jest normalne?

W taki właśnie sposób dochodzimy do największej wady tego tytułu, czyli Urary. Obok Toumy to właśnie ona dostała najwięcej czasu antenowego i to jej kreację należałoby uznać za najbardziej rozwiniętą. Od dziecka kocha się w swoim kuzynie (oczywiście z powodu jednego miłego gestu z jego strony) i jest w stanie zrobić wszystko, by go uszczęśliwić. Szkoda, że owo „wszystko” sprowadza się głównie do sprośnych rzeczy. Podawanie się za prostytutkę, paradowanie w negliżu, wymiana włosów łonowych, masaż cyckami, to dla Urary żaden problem. Nie przeszkadzałoby mi to, gdyby twórcy konsekwentnie trzymali się tego wizerunku, nie próbując jednocześnie zrobić z niej niewinnej dziewicy. Zapewne z powodu jej wieku nie mogło być mowy o tym, by skończyła jako zdegenerowana panna lekkich obyczajów, choć jak na mój gust trochę zbyt blisko było jej do takiego miana w niektórych momentach.

Reszta postaci pełni tylko role epizodyczne. Z nich wszystkich najpełniej zaprezentowano nam Mieko, czyli „tę trzecią”, acz koniec końców nie wyszła ona poza ogólny zarys charakteru. Początkowo pojawiała się dość często na ekranie, co dawało nadzieje na rozwinięcie jej osobowości, z czasem zeszła na drugi plan, by na koniec zabłysnąć jednym poważniejszym monologiem. Emanująca dojrzałą kobiecością Mieko sprawdza się chyba tylko w roli kontrastu dla zdecydowanie bardziej dziecinnej Urary, ale poza tym nie wnosi do serii niczego dobrego.

Jak już zostało wspomniane wcześniej, golizny jest tutaj sporo, niemniej nie sądzę, by była ona w stanie przyciągnąć przed ekran wielu widzów. Powód tego stanu rzeczy jest prosty – grafika. Nie chodzi o to, że jest ona zła, bo prezentuje się naprawdę dobrze, jednak to wciąż standardowy produkt lat 90., a ten nie jest już zbyt pociągający dla współczesnego widza. Kobiece projekty postaci z tej serii trudno uznać na szczególnie seksowne w dobie, gdy królują wymuskane do granic możliwości lolitki czy wysmukłe, wielkopiersiaste pannice. Choć Urara czy Mieko również posiadają bardzo zgrabne kształty, to jednak prezentują zupełnie inny typ urody. A że obecnemu ecchi i tak często bardzo blisko do hentai, spokojnie można znaleźć nowsze, równie odważne (jeśli nie bardziej) anime z tego gatunku z kobiecymi postaciami bliższymi współczesnemu gustowi.

Abstrahując od tego wszystkiego, muszę przyznać, że oprawa techniczna stoi na dość wysokim poziomie. Oczywiście, biorąc pod uwagę rok produkcji, nie należy spodziewać się graficznych fajerwerków, lecz w porównaniu z innymi, powstałymi w tym samym okresie tytułami, Sakura Tsuushin wypada nadzwyczaj zgrabnie. Postaci narysowane są starannie, z zachowaniem stosownych proporcji i z dużą dbałością o szczegóły, tła wyglądają poprawnie i są zróżnicowane, natomiast animacja, choć oszczędna, przez cały czas zachowuje odpowiednią płynność. Także muzyka jest bardzo charakterystyczna dla produkcji z tego przedziału czasowego, ze wszystkimi standardowymi motywami używanymi dla podkreślenia konkretnego nastroju włącznie. Jakiekolwiek dźwięki, wydawane czy to przez postaci (np. tupot stóp), czy też przedmioty, są mocno zaakcentowane, mało której scenie towarzyszy całkowita cisza. Opening oraz ending to miłe dla ucha j­‑popowe kawałki, niezapadające jednak szczególnie w pamięć.

Sakura Tsuushin poleciłabym przede wszystkim amatorom starych serii, którym wystarczy sam oldschoolowy klimat, by czerpać przyjemność z seansu. Nawet im doradzałabym jednak sięgnięcie po to tylko wtedy, gdy nie mają nic ciekawszego na widoku. Ewentualnie tytuł ten może się spodobać osobom, którym nie przeszkadzają źle wykreowane postaci, a które za element najważniejszy uważają samą fabułę. Pomijając bowiem zepsute zakończenie, przedstawiona tu historia jest w sumie całkiem niezła, choć niezwykle uproszczona.

Kysz, 2 kwietnia 2015

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: SHAFT
Autor: U-Jin
Projekt: Hideo Shimosaka, Nobuyuki Takeuchi
Reżyser: Kunitoshi Okajima
Scenariusz: Kenji Terada
Muzyka: Mitsuo Hagita