Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Studio JG

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

8/10
postaci: 8/10 grafika: 7/10
fabuła: 7/10 muzyka: 7/10

Ocena redakcji

8/10
Głosów: 15 Zobacz jak ocenili
Średnia: 7,80

Ocena czytelników

8/10
Głosów: 122
Średnia: 7,57
σ=1,65

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Eltanin)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Cardcaptor Sakura

zrzutka

Jedna z klasycznych pozycji gatunku magical girls, nadal mogąca przyciągnąć nowych widzów.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl

Recenzja / Opis

Pamiętajcie, drodzy moi, jeśli nie chcecie, żeby Wasze życie gwałtownie stało się aż za ciekawe, nie grzebcie pod nieobecność tatusia w jego biblioteczce. Tam właśnie jedenastoletnia Sakura Kinomoto znajduje dziwną książkę, będącą właściwie futerałem na talię przypominających tarota kart. Wyjęcie pierwszej z brzega i głośne odczytanie jej nazwy okazuje się bardzo głupim pomysłem – karty, porwane gwałtownym wiatrem, odfruwają w siną dal. A zaraz potem budzi się potężny Kerberos, Strażnik Kart, Bestia Pieczęci… Chwilowo, z powodu braku owych kart, nieco ograniczony przestrzennie i pozbawiony większości mocy. Oznajmia on Sakurze, że ma problem poważniejszy niż tylko wytłumaczenie się przed ojcem (skądinąd nieskończenie łagodnym). Stworzone przez niezrównanego maga imieniem Clow Reed karty obdarzone są silną magiczną mocą i własną wolą. A teraz należy je połapać, zanim zaczną sprawiać problemy, a na świat spadnie katastrofa. Sakura może do woli protestować, ale ponieważ posiada śladowy talent magiczny, szybko okaże się, że nie ma wyboru: jako cardcaptor musi zająć się łapaniem niesfornych i rzeczywiście sprawiających masę problemów kart, wykorzystując w tym celu moc tych, które już ma w ręku. Na szczęście może liczyć na pomoc Kerberosa (do którego chwilowo bardziej pasuje zdrobnienie Kero­‑chan) oraz moralne (i krawieckie) wsparcie ze strony najlepszej przyjaciółki, Tomoyo Daidouji. A nieco później z Hongkongu przybywa Shaoran Li, należący do magicznego rodu, z którego wywodził się sam Clow Reed. Teoretycznie jest rywalem bohaterki, w praktyce w zasadzie od samego początku często łączą siły… Bo łapanie kart nie zawsze jest przyjemne i bezpieczne, a może się też okazać, że dopiero po odnalezieniu całej talii zaczną się prawdziwe kłopoty.

Podstawowa linia fabuły jest niezwykle prosta: niemal w każdym odcinku do „złapania” jest nowa karta. Trzeba jednak oddać paniom z grupy CLAMP sprawiedliwość – z owej prostej formuły wycisnęły, co tylko się da. Karty się różnią zachowaniem, rodzajem i siłą mocy, okolicznościami pojawiania się, zmuszając bohaterów praktycznie za każdym razem do stosowania nowej strategii. Nie jest to prosty przypadek „potwora tygodnia”, który za każdym razem dąży do tego samego celu i może temu właśnie należy przypisać ogromną popularność serii nie tylko wśród młodszych, ale i starszych fanów. Odcinki nie są przeciągane powtarzalnymi transformacjami, które zastępuje krótkie zaklęcie, aktywujące magiczną laskę Sakury. Jak to, zapytacie, to znaczy, że nie oglądamy tych cudownych, niepraktycznych, bajecznie kolorowych kostiumów, będących symbolem gatunku magical girls? Ależ możecie spać spokojnie: zobaczycie ich całe mnóstwo. Wspomniana wyżej przyjaciółka Sakury uwielbia je projektować i jeśli tylko planowana jest jakaś akcja, możemy być pewni, iż panna Tomoyo dopilnuje przebrania naszej gwiazdy w najnowszą kreację. No, chyba że akurat coś wypadnie niespodziewanie, wtedy trzeba się brać do roboty w takim stroju, w jakim się aktualnie jest. A w każdym przypadku pilnować, żeby nie pchać się przed oczy postronnym świadkom, którzy mogliby potem zidentyfikować dziewczątko wyprawiające przedziwne cuda. Wszystko to razem sprawia, że serię ogląda się bardzo gładko nawet w większych dawkach, nie ma też pokusy przewijania kolejnych potyczek. Interesujące natomiast może być to, że fabuła została podzielona z grubsza na trzy części (wyznaczane nowymi zestawami czołówek i napisów końcowych), a wszystkie karty zostają zebrane pod koniec drugiej. Co w takim razie jeszcze może czekać bohaterkę? No cóż, zapraszam do obejrzenia serii, ale mogę z przyjemnością powiedzieć, że owa trzecia część nie jest „doczepką”, sztucznie odwlekającą zakończenie, ale logicznym rozwinięciem wcześniejszych wydarzeń.

Uczciwie mówiąc, na pierwszy rzut oka Sakura Kinomoto sprawia wrażenie kolejnej ze słodkich jak ulepek, nieskończenie energicznych dziewuszek, charakterystycznych dla swojego gatunku. Jednak także w jej przypadku widać, jak wiele zależy od wykonania. Powiedzmy sobie szczerze: gdyby przy takim zachowaniu miała kilka lat więcej (jak bohaterka Sailor Moon na przykład), byłaby nieznośną idiotką z ptasim móżdżkiem. W jej wieku jednak takie zachowanie (a także na przykład takie przeżywanie uniesień romantycznych) jest usprawiedliwione i nie irytuje: słodycz i dziecinność są odpowiednio wyważone, tworząc całość, która może nie każdemu wyda się urocza, ale przynajmniej nie powinna przeszkadzać. Dobrze skonstruowane zostały także pozostałe postaci. Tomoyo jest jednocześnie najwierniejszą przyjaciółką bohaterki i nieocenioną pomocą, ale przede wszystkim osóbką z charakterem i obsesją na miarę współczesnych fangirls. Sztywna powaga Shaorana jest dobrze równoważona przez sceny komediowe z jego udziałem, tak przygotowane, żeby bohatera nie ośmieszyć, a uczłowieczyć. Jeśli do kogoś z obsady nie miałam przekonania, to chyba tylko do przyjaciela brata Sakury, Touyi – Yukito Tsukishiro, który (szczególnie biorąc pod uwagę jego rolę) wydał mi się po prostu o wiele zbyt nijaki.

Widzom znającym niezwykle dramatyczne i często krwawe dzieła CLAMP­‑a może się wydać dziwne, że Cardcaptor Sakura to seria praktycznie pozbawiona przemocy. Pojedynki z kartami są bezkrwawe i nie polegają na ich zniszczeniu, a jedynie na schwytaniu i włączeniu do talii. Owszem, kilka razy parę osób znajduje się w niebezpieczeństwie, bardzo szybko jednak można się przekonać, że w gruncie rzeczy nikomu tak naprawdę nie zależy na niczyjej śmierci. To wbrew pozorom nie jest spoiler – to wniosek, do którego dojrzalszy widz dojdzie bardzo szybko, a przy okazji ważna wskazówka, że seria naprawdę jest odpowiednia dla dzieci (pod tym względem standardy japońskie i europejskie potrafią się dość zasadniczo różnić). Oczywiście można postawić zarzut, że pozbawia to fabułę (szczególnie sam finał serii) odpowiedniego napięcia, ale po namyśle doszłam do wniosku, że jednak taki zarzut byłby absurdalny. Seria przeznaczona jest w pierwszym rzędzie dla rówieśników bohaterki i w swojej klasie jest zrobiona naprawdę bardzo dobrze.

O ile jednak od strony „brutalności” jest to seria całkowicie bezpieczna, o tyle strona „emocjonalna” może pod pewnymi względami wydać się kontrowersyjna. Napiszmy to wyraźnie – kwalifikowanie tego tytułu do shoujo­‑ai czy shounen­‑ai to bardzo poważne nadużycie ze strony fanów. Jednakże panie z CLAMP­‑a nie byłyby sobą, gdyby nie skomplikowały ponad wszelką miarę relacji pomiędzy bohaterami, budując więzi w najmniej oczekiwanych miejscach. Warto podkreślić przy tym, że praktycznie wszystkie te relacje (poza głównym wątkiem romantycznym) pozostają całkowicie w sferze domysłów i jeśli ktoś nie wie, czego się spodziewać, może po prostu odczytać je jako bliższą przyjaźń. Nie zmienia to faktu, że bardziej zaawansowanym fanom interpretacja (i nie będzie to nadinterpretacja) nie powinna sprawiać żadnego problemu. Czy przeszkadzać? Nie wiem. Wszystko jest wystarczająco niewinne i pozostawione w domyśle, żeby seria mimo wszystko spokojnie nadawała się dla dzieci. Chyba że ktoś jest naprawdę bardzo przeczulony na wszelkie „niewłaściwe” treści.

Charakterystyczną kreskę CLAMP­‑a można rozpoznać na pierwszy rzut oka, chociaż na szczęście postacie w tej serii nie przypominają zdeformowanych „patyczaków”, zaludniających ich najnowsze dzieła. Mimo że włosy utrzymane są w rozsądnych odcieniach czerni i brązów, nie ma problemów z odróżnieniem postaci. Inna rzecz, że bystry widz szybko zauważy, że tak naprawdę autorki dysponują kilkoma „typami” wyglądu, do których tylko dokładają nowe włosy i akcesoria: na przykład wszystkie dzieci z klasy Sakury mają absolutnie identyczne sylwetki i kształt twarzy, powtarzalna jest także ich mimika. Częściowo można to na pewno złożyć na wiek serii, poza tym nie jest to wada dyskwalifikująca – po prostu coś, co dotyczy praktycznie wszystkich prac tej grupy. Na pochwałę zasługują za to przeróżne pomysłowe stroje bohaterki, w większości nawet w miarę funkcjonalne (w sensie, mogę sobie wyobrazić, że da się w tym przejść kilka kroków). Same stwory z kart natomiast oparte są na podobnym schemacie (w sumie pochodzą z jednej talii) i o ile w projekty niektórych włożono wyraźnie sporo pracy, inne są zrobione bez większego pomysłu na powiązanie obrazka z funkcją karty. Muzyka nie zwróciła mojej uwagi – owszem, nie przeszkadzała, a kilka motywów było udanych, ale ani tło odcinków, ani piosenki w czołówkach i przy napisach końcowych nie skłoniły mnie, by przyjrzeć im się bliżej. Solidna robota, ale praktycznie nic ponad to.

Cardcaptor Sakura, seria będąca klasyką gatunku magical girls, eksploatuje dobrze znane schematy, unikając przy tym ich pułapek i idiotyzmów. To właśnie sprawia, że jest bardzo atrakcyjną propozycją dla wielu grup widzów: zarówno całkiem początkujących (nie powinna zrazić), jak i zaawansowanych (którzy docenią nostalgiczną prostotę fabuły), a przede wszystkim dla swojej grupy docelowej, widzów młodszych. Odradzam tylko tym, którzy poszukują opowieści pełnej dramatu i gwałtownych porywów uczuć – tutaj tego po prostu nie znajdą.

Avellana, 28 grudnia 2008

Recenzje alternatywne

  • Eltanin - 10 grudnia 2004
    Ocena: 7/10

    Słodkie dziewczę w zmaganiach z magicznymi mocami, czyli kolejny serial w stylu magical girls. Całkiem udany w dodatku. więcej >>>

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Madhouse Studios
Autor: CLAMP
Projekt: Kumiko Takahashi
Reżyser: Morio Asaka
Scenariusz: Nanase Ookawa
Muzyka: Takayuki Negishi

Odnośniki

Tytuł strony Rodzaj Języki
Cardcaptor Sakura - artykuł na Wikipedii Nieoficjalny pl