Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Komikslandia

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

8/10
postaci: 9/10 grafika: 7/10
fabuła: 8/10 muzyka: 7/10

Ocena redakcji

8/10
Głosów: 6 Zobacz jak ocenili
Średnia: 7,83

Ocena czytelników

8/10
Głosów: 24
Średnia: 7,88
σ=1,36

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Piotrek)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Kidou Senshi Z Gundam

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 1985
Czas trwania: 50×24 min
Tytuły alternatywne:
  • Mobile Suit Zeta Gundam
  • 機動戦士Zガンダム
Tytuły powiązane:
Inne: Mechy
zrzutka

Mocna i mroczna space opera, czyli pierwszy z całego szeregu Gundamowych sequeli.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Gamer2002

Recenzja / Opis

Mecha – gatunek będący jednym z oryginalnych wkładów Japończyków w światową popkulturę, do świadomości Zachodu przedostawał się w dość ograniczonym zakresie. Na początku popularności anime za granicą znano głównie serie typu super robot, najczęściej w dodatku w wersji okrojonej przez dystrybutorów (patrz amerykański Voltron), po wielkim boomie z lat 90. największą uwagę skupiły rozmaite dekonstrukcje i antydekonstrukcje, jak Neon Genesis Evangelion, RahXephon czy Tengen Toppa Gurren Lagann. To, co leżało u podstaw mecha – ambicje klasycznej space opery, opowieści wojennej przenoszącej środek ciężkości z wielkich mas żołnierzy na pojedynczych pilotów, łączącej fantazję techniczną z elementami dramatu i refleksją nad sensem samego zjawiska walki (ale jeszcze bez postmodernistycznych sztuczek) – zeszło trochę na bok…. na szczęście nie do końca.

Uporządkujmy nieco fakty, żeby się nie pogubić. W 1979 roku Yoshiyuki Tomino, jeden z bardziej cenionych reżyserów w branży, wypuszcza swoje najnowsze dzieło, Mobile Suit Gundam. Serial nie cieszy się zbytnią popularnością, a w efekcie zostaje skrócony o dziewięć odcinków. Sam Tomino idzie jednak za ciosem i reżyseruje trzy pełnometrażówki oparte na fabule serialu. Powtórki Gundama osiągają tak zadowalające wyniki oglądalności, że w 1985 powstaje kontynuacja – Zeta Gundam, a zaraz po nim ZZ Gundam, tworzące razem z pierwszą serią trylogię. Od tamtej pory studio Sunrise dba o to, aby prawie co rok wypuszczać w jakiejś postaci nowego Gundama (od połowy lat 90. z powodów praktycznych kolejne animacje lokowane są we wszechświatach alternatywnych, łączność z oryginałem redukując do obecności tytułowego robota). Zeta została „z pewną taką nieśmiałością” wypuszczona osiem lat temu na anglojęzyczny rynek DVD. W sercach fanów do tej pory budzi ciepłe wspomnienie jako mroczna, dojrzała seria, mogąca zaspokoić gusty wymagających widzów. A że od jakiegoś czasu można ją całkowicie legalnie obejrzeć zarówno w wersji z dubbingiem (Youtube), jak i z napisami (Crunchyroll), wypada chyba komuś znad Wisły wreszcie powiedzieć „sprawdzam”.

Oto zatem według nowego kalendarza jest rok 0087. Prawie dziewięć dekad minęło, odkąd ludzkość wzbiła się w gwiazdy. Siedem zaś lat upłynęło od końca Jednorocznej Wojny – konfliktu, w którym Federacja Ziemska odniosła zwycięstwo nad jedną ze swoich zbuntowanych kolonii, Zeonem. W międzyczasie siły federacyjne powołały do życia Tytanów, elitarną formację wojskową mającą zająć się wytropieniem i zniszczeniem resztek wroga. Char Aznable, niegdyś znany jako Czerwona Kometa, najlepszy pilot Zeonu, as międzygwiezdnych przestworzy, człowiek w stalowej masce, etc., etc., kryjąc się pod niezbyt fortunnym pseudonimem Quattro Bajina, tuła się po kosmosie razem z ludźmi zrzeszonymi w organizacji znanej jako Grupa Jedności Antyziemskiej (Anti Earth Union Group – AEUG). AEUG­‑owcy twierdzą, że Tytani już dawno przekroczyli swoje uprawnienia i stali się zwykłą bandą zbrodniarzy.

Kamille Bidan, mieszkaniec jednej z kosmicznych kolonii, syn małżeństwa pracującego w przemyśle zbrojeniowym, to szesnastolatek o dość silnej i szorstkiej osobowości. Przy okazji jest on także człowiekiem zasad. Mianowicie wyznaje zasadę, że ktokolwiek zakpi z jego imienia (w uniwersum Gundama, nie wiedzieć czemu, uznawanego za żeńskie), musi dostać pięścią w twarz. Nieważne przy tym, czy ewentualny przeciwnik okaże się silnym dorosłym mężczyzną, żołnierzem sił specjalnych, czy też będzie w towarzystwie kolegów. Kamille forsuje swoją tezę całkiem mężnie, ale z wiadomym skutkiem. Na komisariacie dzieli się poglądami na temat wykorzystywania przewagi silniejszych nad słabszymi, za co zostaje pobity po raz drugi. W pewnym momencie budynek policji nagle traci dach. To porucznik Bajina (hmm) razem ze swoimi kolegami przeprowadza akcję porwania Gundama II z pobliskiej bazy wojskowej. Młody Bidan ucieka, wskakuje do kokpitu robota i korzystając z wiedzy swojego ojca (skąd my to znamy, hę?), zaczyna pilotować maszynę. Decyduje przy tym, że tym razem Tytani i Federacja zdenerwowali go o jeden raz za dużo, więc przyłączy się do rebeliantów. Już po tym całym zamieszaniu kapitan Bright Noa, niegdysiejszy dowódca „Białej Bazy” (statku, na którym podczas pierwszej wojny stacjonował oryginalny Gundam) wyraża pewne zastrzeżenia co do taktyki swoich sprzymierzeńców. W odpowiedzi (parafrazując mistrza Sapkowskiego) zostanie nie tylko pobity, ale nawet skopany, a widzowie razem z niejaką porucznik Emmą Sheen zaczną się zastanawiać, czy Tytani rzeczywiście nie mają jakichś problemów ze sobą. Wkrótce potem dojdzie do tragicznych wydarzeń, w wyniku których Kamille nie będzie już mógł wrócić do domu. A później zaczną dziać się rzeczy jeszcze poważniejsze.

Zeta uważana jest za klasyczny przykład kontynuacji lepszej od pierwowzoru, Tominowski Potop, Ojciec chrzestny II, Imperium kontratakuje (itd), lepiej i bardziej twórczo rozwijający pomysły oryginału. Nie da się ukryć, że widz od początku ma zarówno wrażenie uczestnictwa w większej historii, jak i poczucie, że coś się zmieniło. Jeśli nawet nie zna pierwszej części, i tak od razu odczuje atmosferę napięcia i niepokoju. Pierwsze sceny rozgrywają się w przestrzeni kosmicznej, która będzie przedstawiana znacznie częściej niż w oryginalnym Mobile Suit Gundam. Jawi się ona jako wielki, mroczny, tak naprawdę obcy dla człowieka obszar, który dodatkowo służy do wzajemnego zabijania się. Jednocześnie widać także, że cywilizacja przez lata poszła do przodu, nawet przez ten krótki okres, jaki upłynął od ostatniej wojny, co pokazuje choćby taki, zdawałoby się, szczegół, jak miękka wyściółka hełmów dla astronautów. W tym bardzo dziwnym otoczeniu, z jednej strony pozornie niemal przytulnym, z drugiej groźnym i wrogim, toczy się opowieść o nierównej walce dwóch sił. Główny bohater, niejako pośrednik między widzami a światem przedstawionym, został wybrany bardzo umiejętnie. Kamille stanowi typowy przykład człowieka z zewnątrz. Młodszy od większości postaci, mimo początkowego, dosyć (nomen omen) bojowego podejścia będzie musiał nauczyć się innego sposobu postępowania z ludźmi i odnaleźć się w nowej sytuacji. To właśnie jego młodość pozwala mu się wyróżnić na tle innych i sprawia, że oglądający może łatwo wczuć się w jego położenie. Sam jego wiek twórcy potrafią umiejętnie wykorzystać fabularnie. Bądźmy szczerzy: rzucenie się z pięściami na żołnierza czy nagłe rozpoczęcie romansu z pilotką wroga to są rzeczy, które już u kogoś kilka lat starszego wyglądałyby niepoważnie. W wykonaniu Bidana dają one jednak całkiem interesujące i niegłupie efekty.

Autorzy serialu na początku uczciwie pracują nad stworzeniem epickiej atmosfery, głównie przez skompletowanie obsady z kilkudziesięciu postaci (ale wprowadzanych w rozsądnych odstępach, bez wrażenia przeładowania) i ukazaniu ich losów na tle zmieniających się kolei wojny. I w tym momencie wkracza dość specyficzna kompozycja serii militarnej. Mianowicie scenariusz zaplanowano tak, aby oddawał wrażenie zapisu prawdziwego konfliktu, z następującymi po sobie kampaniami i bitwami. W efekcie wygląda to w ten sposób, że odcinek po odcinku oglądamy serię walk, z których każda wynika z poprzedniej. Po dość dynamicznym początku opowieść traci przez to rozbieg, a w niektórych przypadkach jasno widać podział fabuły na część „wojskową” i „dramatyczną”, gdzie tę pierwszą czasami chciałoby się pominąć. Co gorsza, mniej więcej w środku serii następuje coś w rodzaju sytuacji remisowej, co sprowadza się do oglądania wiele razy pod rząd zmagań tych samych ludzi bez żadnego rozstrzygnięcia. Ten częściowy zastój rekompensuje świetny, emocjonujący finał, mający jednak dwie poważne wady: porzuca on wielowątkowość (np. w 3/4 wojny zostawiamy na Ziemi całą grupę ludzi, w tym byłych żołnierzy „Białej Bazy”) oraz urywa się zbyt szybko. Ostatni odcinek zostawia nas z myślą „Ale co się właściwie stało?”. Problem polega na tym, że porządne wyjaśnienie i zamknięcie tej historii co prawda nastąpiło… ale to już w pierwszych chwilach Gundama ZZ.

Skoro zaczęło się narzekać, można by od razu przywołać i pozostałe zarzuty. Oprócz pewnego schematyzmu na dłuższą metę razi wykorzystywanie konwencji fabularnych (liczba samowolnych odpaleń robotów bojowych jest absurdalna). Zapowiadało się, że muzyka, jak to na lata 80. przystało, będzie dość aktywnie zaznaczać swoją obecność, tymczasem zostaje zredukowana do kilku stałych motywów. Wprowadzenie w historię jest minimalne, żeby w pełni docenić niektóre sceny, należy znać pierwszą część, pod koniec zaś odwrotnie, wspomniany wyżej brak bohaterów pierwowzoru nieco daje się we znaki. Same postacie też potrafią się czasem dziwnie zachowywać (trudny charakter Kamille'a można jeszcze jakoś wyjaśnić, ale i u pozostałych np. obrażanie się na rozmówcę z powodu niewinnej uwagi nie należy do rzadkości). Kreska jest po prostu ładna i przyjemna dla oka, zapowiadająca już dobrze znany fanom anime styl z następnej dekady, ale i jej zdarza się parę śmiesznostek, jak osobliwie momentami wyglądające nosy (sic!) czy dziwny dobór kolorów (Bright sprawia wrażenie, jakby miał ciemnozielone włosy).

Z kolei dwoma najmocniejszymi punktami Zety są scenariusz (poza powyższymi potknięciami) oraz obsada. Co prawda przez większość historii utrzymuje się formuła „kampania wojenna w formie scenariusza”, ale zostaje ona rozwinięta w ciekawszej i przewrotniejszej formie niż zazwyczaj. Początkowa zamiana stosunku dobra i zła, jeżeli chodzi o strony konfliktu, to dopiero początek. Seria stawia dużo pytań dotyczących wyboru ścieżki życiowej, zaangażowania w tę czy inną ideologię, pojęcia zdrady i wierności, czy w końcu stosunków między mężczyznami a kobietami. Z pozoru świat wydaje się mieć proste zasady, ale nic nie jest oczywiste, jeżeli się nad tym głębiej zastanowić. Wątki mistyczne i ideologiczne, które często (wbrew intencjom autorów) niezbyt dobrze się komponują ze space operą, tutaj zostają wprowadzone w logiczny oraz zrozumiały sposób, i to na tyle dobrze, że można by się pokusić o stwierdzenie dużej wpływowości serialu. Do tego oczywiście dodano nieśmiertelny motyw dekonstrukcji (i to jeszcze w produkcji z „klasycznego” okresu!) wojny jako źródła kulturowej rozrywki. Wnioski, do jakich dochodzi w tej sprawie Kamille, są bardzo ponure (wręcz wstrząsające), ale dobrze wypływają z jego osobistych przeżyć. Czynnikiem przyciągającym do monitora jest także duża liczba ciekawych postaci, oraz to, w jaki sposób potrafią one ewoluować. Uwagę przyciągają zwłaszcza antagoniści – nie tylko przez swoją niejednoznaczność, ale także duże zróżnicowanie, jeśli chodzi o charaktery i podejście do wykonywanej służby.

Duża część scenariusza serialu napisana została przez Akinoriego Endo, jednego ze specjalistów od japońskiego cyberpunku (Armitage III, Cyber City Oedo 808) – tę oznakę jego stylu można poznać po (skądinąd świetnym) wątku Cyber Newtype'ów (sztucznie hodowani żołnierze pojawiają się w wielu opowieściach, ale mało kto potrafił tak przejmująco ich przedstawić). Endo jest także po prostu dobrym scenarzystą, mającym znakomite wyczucie dramatyzmu i napięć pomiędzy bohaterami. Możliwość zobaczenia profesjonalisty przy pracy to kolejna rzecz warta uwagi.

Na koniec jeszcze parę słów o dubbingu. Pierwszy i drugi Gundam zostały przygotowane przez różne studia, tak więc niestety oglądanie całości po angielsku psuje nieco wrażenie ciągłości, zadowolić trzeba się głosami przypominającymi te z Mobile Suit Gundam. Ciekawym, a pozytywnie działającym na rzecz sprawności aspektem sprawy jest fakt, że dubberzy z kanadyjskiego Blue Water zajmują się także normalnym aktorstwem, a odtwórca roli Kamille'a (Jonathan Lachlan­‑Stewart), ma ponadto na koncie napisane dramaty. Słychać, że do serii podeszli jak do poważnego zadania, nie jak do chałtury. W obsadzie pojawia się kilka głosów o interesującej barwie (Char/Quattro, Emma, Reccoa Londe), ewidentnych wpadek nie uświadczymy. Najgorsi nie schodzą poniżej poziomu technicznej biegłości.

Zeta dostarczyła mi mnóstwa różnorakich wrażeń: od początkowej ekscytacji poprzez częściowe rozczarowanie, aż do końcowej satysfakcji. Ostatecznie trzeba ją ocenić jako klasyka, który nie tylko zwycięsko przetrzymał próbę czasu, ale także i dzisiaj potrafi pozytywnie zaskoczyć. Merytorycznie wciąż nie jest gorszy od serii, jakie nadeszły po nim, czerpiąc nieraz z niego pełnymi garściami. A było z czego…

Alejandro, 4 sierpnia 2012

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Sunrise
Autor: Hajime Yatate, Yoshiyuki Tomino
Projekt: Kazumi Fujita, Kunio Ookawara, Yoshikazu Yasuhiko
Reżyser: Yoshiyuki Tomino
Muzyka: Shigeaki Saegusa