Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Otaku.pl

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

4/10
postaci: 3/10 grafika: 8/10
fabuła: 2/10 muzyka: 7/10

Ocena redakcji

brak

Ocena czytelników

7/10
Głosów: 3
Średnia: 7
σ=1,41

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Piotrek
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Uchuu Senkan Yamato: Kanketsu-hen

zrzutka

Międzygalaktyczna sieczka. Fabułę i sens wchłonęła czarna dziura.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl

Recenzja / Opis

Jest rok 2203. Niewiele czasu minęło od bitwy, w której siły Deslera pokonały Federację Bolar, a jego imperium Galman­‑Gamilas zostało zniszczone. Z nieznanych przyczyn Czerwona Galaktyka zostaje skierowana na kurs kolizyjny z Drogą Mleczną, a do zderzenia dochodzi w ramieniu galaktyki, gdzie znajdowały się planety nieoficjalnego sojusznika Ziemi. „Yamato”, wysłany z misją poszukiwawczą, napotyka postapokaliptyczny krajobraz powstały po zderzeniach planet i kolizji różnego kosmicznego materiału. Susumu, zdruzgotany zastaną sytuacją, podejmuje nierozsądną decyzję, która kosztuje życie wielu członków jego załogi – postanawia ratować mieszkańców planety Dingir, zniszczonej z powodu przejścia obok niej tajemniczego obiektu. Ów obiekt, Aquarius, krąży w kosmosie od miliardów lat, przynosząc planetom wodę i pierwiastek życia, ale także niszcząc je poprzez wywoływanie powodzi i załamania klimatu.

Po zakończonej misji „Yamato” w drodze powrotnej natyka się na nowego wroga, który bez większych problemów pokonuje bezradną wobec nowego typu broni ziemską załogę. Dryfujący w otchłani kosmosu pancernik mimo wszystko wraca na Ziemię w bliżej nieokreślonych okolicznościach… Susumu Kodai, który ledwo uszedł z życiem, rezygnuje z pozycji kapitana, biorąc odpowiedzialność za skutki swoich decyzji. Nie ma jednak wiele czasu na rozpacz – nowy wróg, czyli pozostali mieszkańcy planety Dingir, postanawiają zasiedlić Ziemię jako ich nową planetę, wcześniej anihilując rasę ludzką. W tym celu przemieszczają planetę Aquarius, co w efekcie ma wywołać niszczycielskie powodzie. „Yamato” musi wyruszyć jeszcze raz w podróż, aby w ciągu dwudziestu dni zapobiec temu złowieszczemu scenariuszowi. Opuszczony przez Susumu fotel kapitana przejmuje stary, dobrze znany wszystkim osobnik, wywołując wielkie zamieszanie wśród załogi, a wielkie zaskoczenie i niejednoznaczne odczucia u widzów…

Już po wstępie tej recenzji widać, że finałowa produkcja z cyklu Uchuu Senkan Yamato do najlepiej poukładanych i przemyślanych nie należy. Mamy tutaj mieszaninę elementów widzianych wcześniej, wrzuconych do jednej produkcji. Niestety, oglądając ponad 160 minut animacji, nie zauważamy żadnej myśli przewodniej, a jedynie następstwo niespójnych wydarzeń, w przypadku których nie postarano się o jakiekolwiek wyjaśnienie. Fabułę tego filmu śmiało można porównać do starej asfaltowej drogi pośrodku lasu, nieremontowanej od wielu lat – to nie jest fabuła z dziurami, to są dziury fabularne z przebłyskami fabuły. Wszystkie elementy są losowe, niepoparte żadnymi wcześniejszymi wydarzeniami, nagle wyskakując znikąd i dezorientując widza. Sam finał filmu i wyjście „Yamato” z najgorszej opresji sprawiły, że śmiałem się złowieszczo aż do samego końca. Problemem było też fatalne rozplanowanie czasu. Zbyt dużo poświęcono go na niepotrzebne rozterki, płacze czy rozmowy, a zabrakło go na uzupełnienie historii, by była pełna, ciągła i przede wszystkim logiczna.

Kolejnym poważnym problemem są bohaterowie. Susumu Kodai, podobnie jak i reszta załogi „Yamato”, został wyprany z resztek jakiegokolwiek rozsądku. Proces dojrzewania postaci, zaprezentowany wcześniej na przestrzeni lat, gdzieś znikł, pozostawiając mentalne dzieci, niemające zielonego pojęcia, co na tym statku w ogóle robią. Oberwało się również „nowemu” kapitanowi, który tylko wyglądem przypomina samego siebie. Podejmowane przez niego decyzje, jego zachowanie i podejście do załogi różnią się niemal wszystkim od jego poprzedniego wcielenia. Podobnie sprawa ma się z antagonistami. Po raz kolejny widzimy potężną cywilizację, która próbuje podbić ziemski glob. Zaskoczeniem na pewno mogą być jej korzenie oraz wykorzystanie motywów biblijnych, a także głęboka wiara jej przywódcy w bogów. Niestety, mimo takiego podejścia i całej potęgi militarno­‑technologicznej, to dalej typowi wrogowie z uniwersum Uchuu Senkan Yamato, może nawet nieco głupsi, aniżeli ich poprzednicy. W związku ze swoim pochodzeniem bez problemu mogą żyć w warunkach ziemskich, a mimo to postanawiają powierzchnię planety zniszczyć, w dodatku w dość kosztowny i absolutnie nierozsądny sposób… Ściągnięcie wędrującej planety z odległości setek lat świetlnych to nie jest najszybsza ani najbardziej zaskakująca dla broniącej się strony metoda. Bezsens działań wrogiej rasy dopełnia postać ich władcy, który bez mrugnięcia okiem pozbywa się własnego syna, czyli najlepszego dowódcy wojsk, nie mając żadnego zamiennika.

Kilka ciepłych słów mogę za to napisać o oprawie wizualnej. Od poprzedniej produkcji z tego cyklu minęły dwa lata i znowu widać tutaj znaczną poprawę. Po raz pierwszy możemy podziwiać w pełni płynną zmianę kątów kamery i przejść pomiędzy scenami. Wreszcie doczekaliśmy się także nieco bardziej naturalnych ruchów postaci, pojawienia się mimiki twarzy czy realistycznej gestykulacji. Włosy i fryzury stały się ładniejsze, nie są już tylko kolorem ograniczonym przez kontur głowy. Wybuchy, wystrzały, zwroty statków – poprawa grafiki sprawiła, że sceny walk naprawdę dobrze się oglądało. Szybkie tempo dynamicznych potyczek oraz dobrze dobrany podkład dźwiękowy znacznie umilały seans.

Nieco lepiej niż poprzednio wypadła oprawa muzyczna. Wreszcie usłyszeliśmy kilka nowych utworów, dobrze dopasowanych i podkreślających akcję rozgrywającą się na ekranie. Oczywiście nie zabrakło tutaj nieśmiertelnej piosenki z czołówek serii telewizyjnych, ale tym razem nie zwracała ona na siebie uwagi w takim stopniu, by zacząć przeszkadzać widzowi.

Uchuu Senkan Yamato Kanketsu­‑hen to film absolutnie nieudany. Mimo kilku pozytywnych elementów, pozostawił głównie negatywne odczucia – nieprzemyślana i dziurawa historia została fatalnie poprowadzona. Wepchnięcie kilkunastu pomysłów, mających zapewne zaskakiwać widzów, również zakończyło się spektakularną porażką, wywołując najwyżej zdumienie głupotą scenariusza. Bohaterowie wypadli znacznie słabiej niż we wcześniejszych odsłonach cyklu, a ciągnący się przez ponad 160 minut film po prostu był nudny. Szkoda, że temat został aż tak spaprany – wbrew pozorom w tym pomyśle tkwiło trochę potencjału. Nie polecam nikomu, nawet fanom Yamato czy twórczości Leijiego Matsumoto. Po prostu nie warto marnować czasu na oglądanie tego tworu, który pozostawi po sobie jedynie fatalne wspomnienia, zniechęcając do innych dzieł tego autora.

Piotrek, 22 września 2013

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Office Academy, Toei Animation
Autor: Leiji Matsumoto
Reżyser: Tomoharu Katsumata, Yoshinobu Nishizaki
Muzyka: Hiroshi Miyagawa, Kentarou Haneda