Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Otaku.pl

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

7/10
postaci: 5/10 grafika: 9/10
fabuła: 6/10 muzyka: 7/10

Ocena redakcji

7/10
Głosów: 5 Zobacz jak ocenili
Średnia: 7,00

Ocena czytelników

7/10
Głosów: 105
Średnia: 6,8
σ=1,59

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Enevi)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Senkou no Night Raid

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2010
Czas trwania: 16 (13×24 min, 3×22 min)
Tytuły alternatywne:
  • Night Raid 1931
  • 閃光のナイトレイド
Postaci: Policja/oddziały specjalne; Miejsce: Azja; Czas: Przeszłość; Inne: Supermoce
zrzutka

Obdarzeni nadnaturalnymi mocami młodzi agenci japońskiego rządu. Tym razem miejscem akcji są Chiny lat trzydziestych XX wieku.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Enevi

Recenzja / Opis

Japońska organizacja, Sakurai Kikan, wysyła czteroosobowy zespół do Szanghaju. Młodzi agenci obdarzeni nadprzyrodzonymi mocami wykonują pomniejsze misje, by w końcu wpaść na trop wielkiej intrygi, która, jak się zapewne domyślacie, zagrażać będzie nie tylko interesom Japonii.

Brzmi znajomo? Z początku wyglądało, że będzie to swego rodzaju młodsza siostra Darker than Black i owszem, pod pewnymi względami obie serie są do siebie podobne, jednak różnic jest zdecydowanie więcej. Już samo umiejscowienie akcji poza Japonią i to w dodatku w latach trzydziestych ubiegłego wieku tchnie swego rodzaju świeżością. Pewna egzotyka, ot kolejna ozdoba wyróżniająca anime w tłumie innych? Nic bardziej mylnego. W przypadku Senkou no Night Raid tzw. setting i kontekst historyczny są szalenie istotne. Akcja toczy się bowiem w okresie, gdy Japonia zachłyśnięta wiarą w swoje powołanie „oswobodzenia Azji z rąk Zachodu i zjednoczenia jej” najechała najpierw Koreę, a potem z kolei ruszyła na Państwo Środka, dopuszczając się przy okazji wielu okrutnych zbrodni (dobrym źródłem wiedzy na ten temat może być kontrowersyjny film Men Behind The Sun, ilustrujący poczynania pewnej jednostki wojskowej w Mandżurii – wydarzenia te miały miejsce w czasie drugiej wojny światowej, lecz Jednostkę 731 utworzono w 1932 roku). Omawiane anime dalekie jest jednak od tej tematyki i zdecydowanie bardziej skupia się na intrygach politycznych, tajnych misjach i tym podobnych. Najistotniejsze jest samo podjęcie tego jakże drażliwego problemu, ale twórcy zdawali się mieć świadomość, że stąpają po kruchym lodzie i jakie oburzenie ma szansę wywołać wybranie akurat tego okresu za tło dla głównych wydarzeń. Tym bardziej byłam sceptyczna, gdy po pierwszym odcinku okazało się, że bohaterów obdarzono nadprzyrodzonymi mocami i że szykuje się poważniejsza intryga dość wyraźnie zahaczająca o tzw. punkty zapalne historii. I faktycznie, scenarzysta może trochę za bardzo popuścił wodze wyobraźni, kolejne rewelacje potrafiły zaskoczyć, ale żadna granica zdaje się nie została przekroczona, gdyż produkcja dotrwała do końca emisji w telewizji. Poza tym twórcy zachowali wszelkie środki ostrożności i byli raczej delikatni (o czym chyba najlepiej świadczy tekst na końcu każdego odcinka o tym, że to tylko fikcja i nikt nie próbuje w ten sposób narzucić nowej interpretacji historii). Nie obyło się jednak bez problemów, gdyż jeden z odcinków w całości poświęcony (nie)sławnemu Incydentowi Mandżurskiemu stacja telewizyjna wyświetlić nie chciała z „oczywistych” względów – wydarzenie to miało miejsce 18 września 1931 roku i było swoistą prowokacją japońską mającą na celu usprawiedliwienie dalszych działań wojskowych w tym rejonie.

Realia realiami, a jeszcze pozostaje sam scenariusz, prawda? Pomijając wszelkie rewelacje historyczne, jest to kolejna wariacja na temat: wielkie intrygi, młodzi agenci wykonujący niebezpieczne misje plus kilka ciekawych dodatków. Chyba najbardziej do gustu przypadł mi pomysł na moce bohaterów (choć na początku zgrzytałam na to zębami), gdyż dość poważne ograniczenia w ich użyciu sprawiły, że drużyna nie była taka niezwyciężona i przez to przeprowadzane operacje często ulegały komplikacji. Niestety, im dalej posuwała się fabuła, tym więcej było wysłużonych zwrotów akcji, które – biorąc pod uwagę specyfikę serii – wcale nie pomagały. A czym objawiała się owa specyfika? W braku fajerwerków. Sporo miejsca poświęcono tu na dyskusje, ale nie to stanowi problem. Trudno było mi w tym wszystkim wyczuć klimat. Całość może jest w miarę ciekawa i oryginalna, lecz brak swego rodzaju efektowności jest chyba charakterystyczny dla reżysera odpowiedzialnego wcześniej za Persona ~Trinity Soul~. Trudno mi powiedzieć, czy to zaleta, czy wada, choć osobiście odniosłam wrażenie, iż cienka granica między wyważeniem dramatyzmu a sterylnością została nieznacznie przekroczona (niestety, na niekorzyść serii). W niewielkim stopniu, ale jednak, próbowano również rozładować nagromadzenie poważniejszych wątków, wprowadzając element komediowy w postaci prowadzącej restaurację młodziutkiej Chinki. O ile sama dziewczyna wydała się sympatyczną postacią, o tyle już dłuższe sceny z jej udziałem niekoniecznie i poświęcony jej jeden z pierwszych (na szczęście) odcinków wypadł bardzo, bardzo średnio.

Powodem „nieklimatyczności” mogą być również same postaci. Jest to o tyle dziwne, że cała nasza czwórka (młodzi, ale jednak dorośli ludzie, a nie rozchwiane emocjonalnie nastolatki) z przyległościami dostała odpowiednio sporo czasu, by zyskać sympatię lub zniechęcić do siebie widza. Posługujący się telekinezą i zdawałoby się momentami zbyt wyluzowany Aoi dobrze kontrastuje osobowością ze zdystansowanym i niesamowicie dumnym Kazurą (teleportacja), który wychował się w wojskowej rodzinie. Telepatka Yukina to z kolei panienka z dobrego domu, niekoniecznie nawykła do codziennego życia i przez to najmniej „mobilna” ze wszystkich. Od zawsze towarzyszy jej wierny służący – milczący olbrzym Natsume – który również posiada nadnaturalne moce (trudno sprecyzować, ale widzi z dalekiej odległości i z tego, co zauważyłam, potrafi przenikać wzrokiem materię – prawie jak promienie rentgenowskie). Wszystkim im dano odpowiednie zaplecze w postaci zarysowanej przeszłości, motywacji (pomijam moment, w którym jeden z bohaterów działa pod wpływem scenariusza i trudno było mi uwierzyć w autentyczną, wewnętrzną potrzebę) i w miarę częstych interakcji między sobą, więc jakim cudem udało się ich wykreować na całkiem bezbarwnych? Nadal zadziwia mnie ten fenomen, który przytrafia się od czasu do czasu niektórym anime. Co prawda, seria nie jest nastawiona na intensywny rozwój bohaterów i ich problemy osobowościowe niekoniecznie stanowią oś fabuły, ale biorąc pod uwagę tematykę i obecność dramatyzmu, dobrze by było, żeby sympatyczne (lub nie) postaci wywoływały jakiekolwiek emocje. Miałam naprawdę spore trudności, aby wczuć się w ich przygody.

Ku mojemu zdziwieniu, całkiem smaczną wisienką na tym wątpliwej jakości torcie okazał się antagonista. Otrzymaliśmy bowiem w miarę zrównoważoną postać (pomijając fakt, że to fanatyk…) o jasno zarysowanych poglądach; człowieka konsekwentnego i kalkulującego na chłodno (który o dziwo jednak nie porzucił uczuć, gdy wsiadał do pociągu z tabliczką „Moja misja”), a nie wariata wykrzykującego w szaleńczej ekstazie, że jest geniuszem i zniszczy świat. Ot, taka miła niespodzianka. Reszta obsady? Pomijając nieszczęsny element komediowy, stanowi ona raczej standardową armię na usługach scenarzystów, która zwykle jest na miejscu, gdy wymaga tego sytuacja. Trudno powiedzieć, czy to plus, czy minus, ale przynajmniej nikt nie pałęta się po ekranie bez wyraźnego celu.

Graficznie to prawie cukierek dla oczu (prawie, bo są drobne elementy, które mnie momentami raziły). Projekty postaci? Tu szału nie ma, raczej typowe w animowanych standardach, ale to jednak grupa tych bardziej realistycznych, pozbawionych przesadnych udziwnień i wystarczająco charakterystycznych. Można zauważyć drobne niedociągnięcia i niedbałości w oddaleniach – postaci (a zwłaszcza twarze) w niektórych ujęciach wyglądają dość koślawo (lecz to problem, który często pojawia się nawet w najlepszych graficznie anime). Trudno mi się natomiast przyczepić do reszty. Zadbano o większość potrzebnych szczegółów (bohaterom zdarza się nawet przebierać – zwykle Yukinie – i choć nie tak znowu często, jest to zauważalne). Otwarcie przyznaję, iż nie jestem w stanie powiedzieć, czy tak wyglądał międzywojenny Szanghaj, ale bez wątpienia wszelkie pejzaże (te miejskie i te bardziej naturalne) oraz wnętrza wykonano z prawdziwą dbałością o detale. Widać to nawet w najmniej istotnych scenach (przykład? Mała książeczka, po której widać upływ czasu, bo ma lekko odgięte rogi…). Wszystko doprawiono naprawdę bogatą, ale odpowiednio stonowaną kolorystyką. Czy do szczęścia potrzeba czegoś więcej? W moim przypadku braku wyraźnych efektów 3D. Obecne? Obecne! Ale w ostatecznym rozrachunku wypadają one naprawdę dobrze i pomijając pojedyncze sceny, wcale nie rażą. Natomiast zupełnie nie mam pojęcia, o co chodziło twórcom przy projektowaniu openingu. Przypadkowe i raczej surrealistyczne kompozycje nijak nie pasowały mi do tematyki serii, choć może nie dostrzegłam jakiegoś podprogowego przekazu i tej głębi – a „pewna przysłowiowa choroba” wie…

Muzycznie jest z kolei całkiem nieźle: zarówno opening, jak i ending – pierwsze to j­‑rock w wykonaniu grupy Mucc, a drugie spokojny j­‑pop Himeki – mimo bycia raczej standardowymi przedstawicielami swoich gatunków, wpadają w ucho. Resztę kompozycji stanowią instrumentalne utwory, raczej typowe, utrzymane w poważniejszym klimacie. Świetnie sprawdzają się one jako tło dla wydarzeń, niezbyt nachalne i mało charakterystyczne – trudno odmówić poszczególnym kawałkom urody, ale nie wyróżniają się one jakoś szczególnie. Seiyuu wypadli naprawdę dobrze i z bardziej znanych nazwisk usłyszymy tu Daisuke Namikawę, Ayako Kawasumi i Hiroyukiego Yoshino. W roli Yukiny zadebiutowała Yoshiko Ikuta, która całkiem nieźle sobie poradziła. Zastanawiałam się też, skąd znam głos Isao Takachiho… a przecież to mój ukochany egzorcysta z Mouryou no Hako (w tej roli Hiroaki Hirata).

Twórcom niewątpliwie należą się plusy za pomysł i w miarę sprawną realizację (to drugi projekt spod znaku wykorzystującego oryginalne scenariusze Anime no Chikara). Może trochę za bardzo ubarwiono momentami niektóre fakty, lecz fabuła nie schodzi poniżej pewnego poziomu i nie odnotowałam jakichś poważnych spadków formy. Całkiem nieźle rozplanowano scenariusz na standardową długość serii (do kolejnych płyt zostały dodane co prawda trzy odcinki, ale są to jedynie standardowe dodatki), co pomimo wspomnianej wcześniej sterylności pozwoliło mi wytrwać przy Senkou no Night Raid. Czy polecić? Nie wiem. Anime ma dość sprecyzowaną grupę docelową, nie jest to bowiem mieszanka wybuchowa, która stara się zadowolić wszystkich po trochu. Niezainteresowanym historią z pewnością umknie kilka smaczków (choć wszystko omówione jest dość dokładnie – może znudzić), ale miłośnicy poważnych, acz niekoniecznie porywających opowieści spod znaku intryg politycznych i młodych szpiegów mogą rzucić na to okiem, choć nie gwarantuję, że się spodoba. Niewykluczone jednak, że komuś seria bardzo, bardzo przypadnie do gustu.

Enevi, 8 października 2010

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: A-1 Pictures
Projekt: Akimine Kamijou, Keigo Sasaki
Reżyser: Jun Matsumoto
Scenariusz: Shinsuke Oonishi
Muzyka: Tarou Hakase