Komentarze
Densetsu no Yuusha no Densetsu
- LOL Heroes i konfuzja gatunkowa xD : Amarette : 17.02.2015 09:45:38
- komentarz : Zagadkowy : 5.10.2014 03:28:31
- Bardzo ciekawa pozycja,tylko co to za zakończenia? : Hon'yaku-sha : 5.09.2014 18:13:27
- ŁoŁ : Apokalips : 5.08.2014 18:02:36
- komentarz : tense : 22.05.2014 20:24:33
- Densetsu no Yuusha no Densetsu : MrKrzychu : 20.02.2014 13:23:26
- Tyle zmarnowanego potencjału : Lenneth : 14.02.2014 03:03:13
- komentarz : Borys : 6.02.2014 21:32:37
- komentarz : imspidermannomore : 19.01.2014 01:11:23
- Odradzam : uluwatu : 14.01.2014 13:20:48
LOL Heroes i konfuzja gatunkowa xD
A za chwilę łup! I w człowieka lecą traumy straszliwe, tragedie greckie, depresje, dramaty, demony mroczne i jakieś losy świata na ramionach dźwigane, pandory, nieszczęścia wszelakie, poświęcenia, mordowanie w imię dobra… no ludzie… co ja właściwie oglądam i kiedy mi się paluch omsknął na pilocie i kanał zmienił? xD
A już ostatnie, tak ze dwa odcinki… skonfundowały mi percepcję dokumentnie… panowie Rainar i Sion osiągnęli tam takie apogeum Epickiej Przyjaźni, że gdyby któreś z nich było kobietą to już dawno o TYLKO przyjaźni mowy by nie było. xp
Czy to dziwne, że w właśnie pod koniec czułam się jakbym oglądała sceny z krypto Shounen‑ai? xD
No ludzie i ludziska, co Ci panowie tam sobie nawyznawali i wyprawiali… Oo” powtórzę gdyby jedno było kobietą, to nie miałabym absolutnie żadnych wątpliwości, że tu się na ekranie właśnie wielce Epicki Romans wyprawia xD a tak to tylko gdybanie i konfuzja zostaje xp i niedomknięte zakończenie… Ech, szkoda. Chaos. Mogło być ładnie wyszło jak zwykle.
Bardzo ciekawa pozycja,tylko co to za zakończenia?
ŁoŁ
Seria obsmarowana przez wszystkich od góry do dołu!
Czego kompletnie nie rozumiem!!! Łał…
Seria mega wciągająca! Byłem w trakcie oglądania innej. Ale wpisuje jak zwykle – „youtube amv”, patrze o fajnie wybucha, jakaś poważniejsza scena.
Zobaczyłem pierwszy odcinek.
I 2 dni poszło, całość obejrzana!!! Nie mogłem się oderwać! Akcja, akcja, humor, intrygi, świetne postacie! Genialne anime.
I tak co do schematów, w końcu wszyscy na nie narzekają.
Ja widziałem jeden schemat który był na mega +!
Eris bijąca ciągle po łbie Rainara. Tu nie było głupiego zadawania bólu dla bólu, bo trzeba rozśmieszyć widza.
W Eris widać było że robiła to z sympatią, dla śmiechu i historyjek które uwielbiała wymyślać
Bardzo mnie to bawiło. I jest pierwsze anime gdzie wreszcie można to było odebrać pozytywnie, a nie w sposób, frustracja i – „Kiedy wreszcie jej odda! Ja już dawno bym przywalił!” xD
Anime ma swój klimat wkręcającą akcję już nie mówiąc o humorze, gdzie nie raz i dwa się uśmiałem.
Wszystko jak dla mnie pasowało. Jedynie…
Były dwa minusy.
Po pierwsze kupa świetnych postaci, i mało czasu antenowego.
Za krótkie! To powinno mieć co najmniej 12 odcinków więcej.
Po drugie i najgorsze zakończenie! Czyli brak zamknięcia.
Ktoś mi urwał film(serie)! I mam nadzieje(pewnie nadzieja głupich) że będzie kontynuacja!
Jak dla mnie anime 9/10!
Densetsu no Yuusha no Densetsu
Tyle zmarnowanego potencjału
A potem twórcy LOL Heroes postanowili rozwalić to, czego jeszcze na dobre nie zbudowali. Tak jest, fabuło i rozwoju postaci – do was mówię.
To anime ma olbrzymi problem ze zdecydowaniem, czym właściwie jest. Lekką komedią przygodową? Dramatem psychologicznym? Thrillerem politycznym? Za dużo grzybów w barszczu sprawia, że danie staje się niestrawne. Na dodatek każdy grzyb z osobna też jakiś… podejrzany.
Slapstickowy humor, początkowo lekki, szybko zmienił się w mieszankę tych samych, coraz mniej śmieszących mnie gagów. Ile razy można cieszyć się z tego, że Ferris bije po łbie bogom ducha winnego Rynera? (Nie, to nie było urocze. To było żenujące i cuchnęło na kilometr Podwójnymi Standardami – wyobrażacie sobie reakcję przeciętnego widza, gdyby to mężczyzna co chwila katował kobietę dla lolkontentu?) Dango też szybko się przejadło. W pewnym momencie nie miałam już pewności, czy nawroty obsesji Ferris na punkcie ryżowych kulek to a) jej celowe puszczanie oka do Rynera, b) poważna sprawa, którą scenarzysta każe mi traktować poważnie, c) dowód na poważne opóźnienie umysłowe i tak już zaburzonej bohaterki.
Rozczarowujący okazał się również aspekt polityczny. Początkowo byłam zachwycona tym, że Sion bawi się w politykę, kłamie w żywe oczy, buduje grono popleczników i spiskuje przeciw wrogom – tak, jak powinien to robić rozgarnięty władca w realnym świecie. A potem wszystko wzięło w łeb, intrygi polityczne zeszły na poziom zabaw w piaskownicy. Że tak tylko przypomnę kliknij: ukryte banalnie proste wybicie uczestników antykrólewskiego spisku albo skandaliczne, absolutnie nierealistyczne zachowanie dorosłego księcia ościennego państwa, który publicznie obraża/upokarza Siona i własnego ojca, również króla, a po wszystkim zostaje odesłany do swoich komnat jak krnąbrny szczeniak, bez żadnych widocznych konsekwencji. Moi drodzy, tak się nie robi polityki. Nie i już.
Fabuła LOL Heroes nie była kiepska sama w sobie, ale miała jedną zasadniczą wadę: narracja została skrajnie poszarpana, bez żadnych sensownych łączników między poszczególnym scenami. Na początku serii utrudniało to wciągnięcie się akcję i wzmagało nudę, a pod koniec przybrało kuriozalne wręcz rozmiary. Ogólnikowo i bez spojlerowania: w jednej scenie bohaterowie rozmawiają spokojnie, by po krótkiej pauzie rzucić się sobie do gardeł; w innym odcinku dowiadujemy się o wstrząsających eksperymentach na ludziach, żeby nagle zmienić klimat/scenerię o sto osiemdziesiąt stopni, a kiedy wątek eksperymentów wraca na dziesięć sekund, „wstrząśnięci” bohaterowie wydają się mieć całą sprawę gdzieś; w ogóle czas i miejsce akcji mają tendencję do skakania z kwiatka na kwiatek bez ładu i składu, a wątki do urywania się w szczerym polu. Samo zakończenie całości też, niestety, należy do urywanych, wypisz‑wymaluj wstęp do drugiej serii, której jednak nie będzie. Szkoda.
Rozwój postaci pierwszoplanowych popłynął radośnie w stronę angstu; angst wylewał się z ekranu strumieniami, ale niestety, moje oczy pozostały suche, bo w morzu tych wszystkich tragedii żadna nie wydała mi się szczerze przejmująca. Szczęście w nieszczęściu, że był to angst, nie wangst. Bohaterowie mieli realne powody, by cierpieć, a poza tym z reguły działali, walczyli z paskudną rzeczywistością, zamiast usiąść i zapłakać nad sobą w kąciku. To się chwali.
Wciąż jednak nie rozumiem, dlaczego w LOL Heroes musiało pojawić się aż tyle postaci drugiego, trzeciego, czwartego i piątego planu. Niektóre z nich były całkiem ciekawe (np. Miran, Luciele, Kiefer) ale nie z braku czasu nie doczekały się porządnego rozwinięcia. Inne robiły za niepotrzebny tłum, a jeszcze inne budziły wyłącznie skrajną irytację. W tej ostatniej kategorii prym wiodły Milk – Najgorsza. Kapitan. W. Dziejach. Filmu – i Iris, dziewuszka piszcząca na granicy wytrzymałości moich bębenków. W zamierzeniu miała być chyba „kawaii”, w rzeczywistości jej psychopatia budziła moją grozę. „Ciekawi” byli również Tiir czy Sui Orla: mordujący ludzi z najwyższym okrucieństwem, ale rzekomo dobrzy i zasługujący na sympatię widza. Aha. Jasne.
Na koniec słów kilka o oprawie audiowizualnej. Grafika była koślawa, szczególnie podczas animacji ruchu, ale nie ma co narzekać. Bawiło mnie tylko prześwietlanie co drugiego kadru (sic!) oraz w ogóle słońce, znikające jak na zawołanie, kiedy dany bohater zaczynał angstować (angstom silniejszym towarzyszył jeszcze deszcz, okazjonalnie wicher i błyskawice). Muzyka kompletnie nie zapadła mi w pamięć, z wyjątkiem openingów i endingów, całkiem przyjemnych dla ucha (i standardowo tonących w angście).
Prawda jest taka, że gdyby nie poszarpana narracja, tabuny zbędnych bohaterów i gagi z cyklu kopiuj‑wklej, to anime, mimo reszty swoich wad, byłoby naprawdę niezłe. A tak – pozostaje co najwyżej przeciętną opowiastką fantasy, która w tym samym stopniu wciąga, co irytuje i nudzi. Dla mnie 6/10, z czego co najmniej jeden punkt przyznany czysto subiektywnie, za całokształt postaci Siona.
ale władcy którzy zadza sa strasznie durni :)
Literówka i pleonazm w 1‑2 linijce recenzji:
Nie liczyłem słów w pierwszych dwóch akapitach ale domyślam się, że przy usunięciu jednego ze słów („okres” lub „czas”) zmieni się ilość słów wyliczona na początku trzeciego akapitu.
Drobna uwaga dla ścisłości: Obie recenzje posługują się określeniem „Taboo Breakers” (recenzja Zegarmistrza) lub „Łamacze Tabu” (recenzja Qualu) jako nazwą oddziału pod dowództwem Milk. Jednak „taboo breakers” („łamacze tabu”) to raczej określenie osób, których poszukiwaniem i wyłapywaniem się ten oddział zajmuje (osób, które wynoszą tajniki magii danego kraju poza jego granice w ten sposób łamiąc tabu). Sama nazwa oddziału w serii pada rzadko. Ja zauważyłem, że pojawia się z nazwa „Taboo Breaker Pursuit Squadron”.
Co do samego anime, serię oglądałem z pewną przyjemnością. Dałem się wciągnąć. Gdyby powstał dalszy ciąg, z ciekawości pewnie bym obejrzał. Wydaje mi się jednak, że recenzja Zegarmistrza oddaje sprawiedliwość tej serii. Nie jest to anime, którego obejrzenie komuś bym polecił.
Odradzam
Całe anime wygląda na złożone z najpopularniejszych cliche i tropes z TVTropes.
1. Pomimo prostoty, banalności i nie zbyt dobrego wyważenia scenariusza ogląda się tę serię bardzo lekko i przyjemnie.
2. Główny bohater to (a jednak!) potężny czarodziej, a niektóre walki wyglądają bardzo efektownie.
YOU MADE MY DAY!
W nagrodę kieliszek wina za Twoje zdrowie.
Anime
Mimo wszystko anime pozostawiło po sobie dobre wrażenie i co jakiś czas zastanawiam się czy do niego nie wrócić i spróbować zrozumieć :)
Anime nie powala na kolana i nie wprawia w zachwyt, jednak nie jest tragiczne ani nawet złe, nie wykluczone, że przeciętne choć ja bym jednak stwierdziła, że plasuje się odrobinkę wyżej. Wszystko rozbija się o nastawienie z jakim się zabrało do serii. Jeśli się czekało na drugich Slayersów –to nie ma się co dziwić, że można było się poczuć oszukanym. Inna kwestia, że Slayersi to już klasyka i ma się pewien sentyment, który daje im przewagę(przynajmniej na start) przy dowolnym anime, bo trudno wymyślić coś nowego- gdzieś coś takiego było w którymś anime przynajmniej w pewnym stopniu. No dobrze, bo odbiegam od tematu.
Ja siadając do „Legendy…” nie miałam żadnych oczekiwań- po prostu kliknęłam zakładkę magia i zobaczywszy obrazek stwierdziłam „a niech będzie” potem tylko Sion jako bish jakiego lubię ( gdzieś już wcześniej miałam jego arta) przykuł uwagę. Oglądało się przyjemnie i ogólnie polubiłam bohaterów. Owego Ryner’a który zwyczajnie nie robi nic,(co nie do końca jest prawdą), aczkolwiek za to nic nierobienie go polubiłam. Ferris cóż… ostra kobietka, jakoś nie podbiła mojego serca, ale nie wywołała większej antypatii choć troszkę z nią przesadzili. Wszak ile można śmiać się z oskarżania Ryner’a o te zboczenia? Pół biedy gdyby owe nieczyste intencje odnosiły się do jej osoby, wszak ładna z niej dziewczyna, ale w momencie gdy ratuje on dziewczynkę mniej więcej lat sześć a ona go bije wygadując takie herezje to dla mnie już niesmaczne albo chłopca –dziecko wmawiając mu , że perwersje przejdą na niego… i nastawia swoją młodszą siostrę ( no dobra, ta mnie mocno irytowała). Tak samo jak miłość do dango, jednak na mój gust przerysowana co zepsuło motyw. Dalej kwestia bicia za wszystko swojego towarzysza, co innego od czasu do czasu pogrożenie mieczem a co innego bicie- bo tak mam fantazje i pokazuje swoja wyższość.
I teraz Sion Astal. Bish i koniec, znaczy jeszcze myśli ( co prawda nie zawsze dochodzi do najlepszych wniosków, ale już sam fakt jest godny pochwały) co o nim? Lubię go, idealista który goni za marzeniem, polubiłam go za to że coś robi. Nie ważne czy dobrze mu to wychodzi czy nie, ale nie siedzi z założonymi rękami licząc tylko na „życzenie do spadającej gwiazdy”. Ah i ma świetny głos.
Po drodze spotykamy sporo postaci, choć większość nie ma większego znaczenia, ale chyba tak to już bywa. Jedne zyskują sympatię inne nie bardzo a przy innych jeszcze nie zdarzymy się określić, bo już znikają z fabuły.
Co do fabuły – jakaś niewątpliwie jest i przyjmijmy, że to dobrze, choć czasami porwana nie do końca logiczna i niektóre wątki gdzieś po prostu gubią swoje zakończenie to z pewnością główny wątek brnie do przodu w towarzystwie przyjemnej muzyki. Wszystko byłoby naprawdę sympatycznie gdyby nie ostatnie trzy odcinki w których się zupełnie pogubiłam i zepsuły mi anime. Znaczy wolałabym inne zakończenie albo na zasadzie „i wszyscy żyli długo i szczęśliwie” albo cytując tytuł książki A. Christie „ I nie było już nikogo” to zbyt dziwne zakończenie jak dla mnie, wiem daje możliwość kolejnej serii. Ja jednak wolałabym, by ta zamknęła się zgrabnie jakoś na tym co jest.
Podsumowując :polecam, ale nie nastawiajcie się na nic wielkiego.
Ot przyjemna seria, w której na siłę nie trzeba szukać drugiego dna, uważać by niczego nie jeść/nie pić by nie przypadkiem nie zakrztusić zaśmiewając się, czy też pamiętać o chusteczkach gdy się wzruszymy. W każdym razie mnie się dobrze oglądało.
Tak, byłoby. Główny bohater i król – pracoholik zyskali moją sympatię. Są ciekawi. Podobnie jak spora część wątków. Anime miało duży potencjał, ale coż, nie wykożystano. Do połowy akcja rozwija się wolno, ale obiecująco, potem przyspiesza, gubiąc połowę sensu. Gdyby zmniejszyć tam liczbę wątków – których i tak nie dokończono – dużo można by zyskać.
Ale i tak lubię tę serię, sama nie do końca wiem czemu. Przyjemnie mi sie ją oglądało, polubiłam część bohaterów i nawet (czasami) śmiałam się z głupich żartów.
Wróć! Nie napisałam o Rynerze. On jest głównym powodem, dla którego oceniłabym tą serię na 7. Nie naciągany charakter, jego decyzje są logiczne. Tragiczna przeszłość? W takim wydaniu, jak najbardziej!
Scalono komentarze. :)
Morg
Ps. Przepraszam za błędy ,które pojawiły się w moim komentarzy z powodu szybkiego pisania .
Ps2. Zegarmistrzu mam nadzieję ze dalsze twoje recenzję są na wyższym poziomie niż ta ...
Zapomniałem dodać że polecam tą serie .
Dobra recenzja Zegarmistrz!, kiepskie anime