x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Klon...
ASUKA,SHINJI,MISATO i AYANAMI wymiatają…
Podobieństw jest całe mnóstwo – od samego pomysłu walk robotów z Dolemami, przez problemy psychiczne (poszukiwanie własnej tożsamości, wątpliwości natury moralnej), aż po takie szczegóły jak krzyżyk, który jedna z bohaterek nosiła na szyi, a który wygląda prawie identycznie jak ten, który posiadała Katsuragi. Przykłady takich analogii można mnożyć zresztą nie tylko w przypadku samych bohaterów i zbieżności fabularnych, ale również, gdy spojrzymy nieco dokładniej na oprawę audiowizualną – tutaj, na przykład, wykorzystanie utworów klasycznych (Wagner, Borodin) i inspirowanie się nimi. Sama muzyka jest zresztą piękną i subtelna i bez wątpienia zasługuje na najwyższe noty.
W serii nie brakuje mistycyzmu i symboliki religijnej. Nie są to Anioły, tak jak w przypadku Evangeliona, ale Dolemy do złudzenia je przypominają. Nie braknie patetycznych scen apokaliptycznych, kręgów halo, krzyży i nawiązań do religii chrześcijańskiej czy, ogólniej mówiąc, kręgu cywilizacji europejskiej.
Mimo tych wszystkich podobieństw, nie odniosłem wrażenia, że cała seria to jeden wielki epigonizm i że niemal ociera się o plagiat. Jest to jednak historia bardzo różniąca się od dzieła Anno pod kilkoma względami. Przede wszystkim, nie jest tak metaforyczna i dwuznaczna i, choć wydaje się może widzowi, że w pewnym momencie twórcy stracili panowanie nad swoim dziełem, wszystko stanowi spójną całość, której zwieńczeniem jest ostatni odcinek, będący skądinąd całkiem otwartym scenariuszem.
Serię traktuję bardziej jako ukłon w stronę Evangeliona i jego twórcy, a nie próbę skopiowania pomysłu. Pozostaje jednak to dziwne uczucie, że gdzieś już się to widziało i dlatego myślę, że jeśli ktoś chce spojrzeć na kwestię anime z przesłaniem inaczej, a jednocześnie ma ochotę poznać coś, co już było, z trochę innej strony i w trochę innym wydaniu, powinien sięgnąć po tę produkcję.
Narzekacze są wszędzie...
Często spotykanym zarzutem jest niespójne i nielogiczne, zdaniem krytykującego, zachowanie bohaterów. W większości przypadków zapewne można się zgodzić że potrafimy się utożsamić z położeniem bohatera. Na przykład w odniesieniu do jakiejś serii obyczajowej osadzonej w tzw normalnym świecie.(Choć ciągle mówimy o Japonii , a co my tak naprawdę wiemy o mentalności Japończyków?). Ale w przypadku RahXaphon‑a jest to co najmniej trudne, przynajmniej dla mnie;). Bo żeby mówić, że jakieś zachowanie jest, czy też nie jest wiarygodne to trzeba by chyba przeżyć daną sytuację? kliknij: ukryte Czyli na przykład mieć okazję doświadczyć na własnej skórze szokującego odkrycia że nasza matka jest istotą pochodzącą z innej rasy, my sami powoli zmieniamy się w taką istotę. Mamy pilotować wielkiego robota który może przechylić szalę w konflikcie ziemian z tajemniczymi najeźdźcami z innego wymiaru. Do tej pory żyliśmy w Tokio zamkniętym pod kopułą z nieznanej energii‑materii, sądząc że reszta świata przepadła. Dowiadujemy się, że to co władze przedstawiały nam jako ataki kosmitów którzy zniszczyli resztę Ziemi, to próbujący się dostać do nas ludzie zamieszkujący świat z drugiej strony wspomnianej kopuły którzy na dodatek żyją w świecie o innym przepływie czasu. Uff! No to teraz jak już wiemy na czym stoimy to porozmawiajmy o logicznych zachowaniach…
Chociaż, jak tak nad tym pomyślę, to to że takie okoliczności są niespotykane dla mnie nie znaczy że są równie niespotykane dla osoby krytykującej. Ha! Możliwe jest wręcz że tego typu zdarzenia są dla niej chlebem powszednim i rzeczywiście wie jak by się zachowała w takich sytuacjach. W związku z czym może mieć pełne prawo pisać, że bohaterowie zachowują się nielogicznie… Sam zapędziłem się w kozi róg…(Tak się kończy doszukiwanie się na siłę logiki we wszystkim ;p)
Podsumowując to moim zdaniem niska ocena tej serii wywołana jest dużymi (może nawet zbyt dużymi) wymaganiami niektórych widzów‑krytyków (czy też może przede wszystkim krytyków)... Nie wiem czy filmy animowane o wielkich robotach to dobre miejsce żeby szukać doskonałości będącej w stanie zaspokoić wygórowane gusta owych „narzekaczy”. Tym bardziej że IDEAŁY NIE ISTNIEJĄ. Tytuły które się zbliżyły do poziomu w którym wszystkie zachowania bohaterów i fabuła na dokładkę też spełnia większość oczekiwań wymagających widzów można zliczyć na palcach jednej ręki. A i przy tych, ogólnie uznanych tytułach znajdzie się zapewne mnóstwo kręcących nosem na to czy owo malkontentów.
Wiec narzekacze sio! Idźcie sobie szukać waszego Św. Grala pt „Anime Idealne” gdzie indziej, a RahXaphon‑a zostawcie w spokoju…
Ja z moimi niezbyt wygórowanymi wymaganiami będę dalej uważał tą serię za bardzo dobrą i z nieustającym zachwytem słuchał endingu.
Re: Narzekacze są wszędzie...
Re: Narzekacze są wszędzie...
Re: Narzekacze są wszędzie...
Ponieważ dyskutowanie o konkretnych gustach to nadzwyczaj śliska sprawa, podyskutujmy o warunkach „opiniowania”. Po pierwsze, nie uważam, żeby stawianie oglądanym tytułom wysokich wymagań było rzeczą godną nagany, Możesz to nazywać odbiorczym idealizmem, donkiszoterią lub określić innym graalopodobnym porównaniem, ja jednak stoję na stanowisku, że oczekiwanie produktu najwyższej jakości stanowi z jednej strony mój konsumencki przywilej, z drugiej zaś wyraz swoistego szacunku wobec twórców – po prostu zakładam, że jak się za coś biorą, to potrafią to zrobić względnie dobrze. Zdaję sobie sprawę, że w dobie szalejącej komercji i wyrobnictwa jest to podejście nieco staroświeckie, żeby nie powiedzieć naiwne, ale póki kompletnie nie zgorzknieję przytłoczona kolejnymi rozczarowaniami, zamierzam je utrzymać.
Oczywiście nawet idealizm musi mieć w sobie szczyptę racjonalizmu, dlatego zawsze staram się oceniać serię zgodnie z jej usytuowaniem gatunkowym i założeniami, czyli: od komedii wymagam by była śmieszna, od horroru żeby był straszny, a od dramatu, żeby mnie poruszył. To chyba rozsądna strategia, nie uważasz? Nie jestem masochistką i nie będę doszukiwać się głębi egzystencjalnej w zwykłej haremówce, jeśli jednak widzę, że sami twórcy wyraźnie aspirują do, jak to ująłeś, „wiekopomności” i „wysublimowania” (w przypadku RX ilość przywołanych kulturowych kontekstów dowodzi, że poprzeczkę ustawiono wysoko i widz ma prawo oczekiwać czegoś więcej niż przeciętnej mecho‑nawalanki), to moim świętym prawem jest rozliczyć ich z wykonania zadania. Zwykle staram się to robić rzeczowo i sprawiedliwie, nie tylko wymieniając wady, ale też punktując zalety (ciągle stoję na stanowisku, że RX to przykład swoistej poezji obrazu).
Tu dochodzimy do niezmiennie drażliwej kwestii, co kto uznaje za wadę. Temat rzeka, więc nie będę się zagłębiać, pozwolę sobie jednak nie zgodzić się z Twoją argumentacją dotyczącą oceny wiarygodności postaci. Nie uważam, żeby do zrozumienia uczucia alienacji i zdrady konieczne było kliknij: ukryte wywodzenie się od zakamuflowanej mamy‑kosmitki lub kliknij: ukryte posiadanie niebieskiej krwi do zrozumienia, jak bolesnym procesem jest definiowanie własnej tożsamości. Na szczęście istoty ludzkie – czy to osadzone w narracjach o charakterze realistycznym czy w najbardziej odjechanych fikcjach fantastycznych – na pewnym bardzo podstawowym poziomie przejawiają mniej więcej ten sam moduł odczuwania i postępowania, co pozwala na weryfikację ich charakterologicznej spójności. Oczywiście matryca, którą się do tej weryfikacji posłużymy jest narzędziem bardzo indywidualnym, stąd rozbieżności w efektach. Coś, co jednego znudzi lub pobudzi do krytyki, u innego poruszy tę konkretną, ważną strunę w duszy, po czym będzie rezonować długo i dźwięcznie. Jeśli tak było z Tobą i RX, mogę tylko pozazdrościć.
Podsumowując: Bardzo doceniam Twoją iście rycerską pasję oraz gotowość obrony cenionej serii. Masz do takiej postawy pełne prawo, ja natomiast mam prawo do krytyki bez narażania się na oskarżenia o malkontenctwo.
PS. Również uważam ending (zresztą opening też) za zachwycający :) Pozdrawiam
Re: Narzekacze są wszędzie...
Muszę tu dodać że sześc na dziesięć jest to wśród większości moich znajomych ocena która niemalże skreśla serię. A przynajmniej odsuwa ją w kolejce do oglądnięcia na miejsce pod tytułem „jak się będę bardzo nudził i nie znajdę nic innego”. Stąd to moje kruszenie kopii.
A tak z ciekawości zapytam czy spośród serii w mecho‑fantastycznym klimacie oceniłaś jakąś lepiej, oczywiście pomijam tu NGE bo sadząc po tym jak porównujesz RX do niej to widać wyraźnie, że cenisz ją wyżej?
Re: Narzekacze są wszędzie...
8‑esmkę ma też u mnie „Hoshi no Koe” Makoto Shinkaia, ale to kolejny (po NGE) przykład produkcji rozmyślnie przekraczającej granice zakreślone konwencją, traktującej narrację o wielkich robotach bardziej jako pretekst niż jako cel sam w sobie. Rzecz wyłamująca się z obszaru kina gatunków w stronę kina autorskiego.
Innych „czystych” mecha‑story ocenionych wyżej niż RX na mojej liście nie stwierdzam („Vision of Escaflowne”, które – mimo licznych niedociągnięć zrobiło na mnie sympatyczne wrażenie – to bardziej fantasy niż mecha, więc chyba nie podpada pod Twoje pytanie) :)
Kakofonia zamiast symfonii
Jeśli miałabym dopasować do (raczej mniej niż bardziej) twórczych poczynań autorów serii jakiś termin teoretyczny, to byłoby to coś pomiędzy pastiszem a parafrazą. Parafraza, bo RX jest po prostu przeróbką historii opowiedzianej w NGE, swoistym retellingiem, zachowującym wszystkie najważniejsze punkty oryginalnej narracji: od kliknij: ukryte spotkania protagonisty z atrakcyjną panią kapitan i powierzenia mu funkcji pilotowania wielkiego bojowego robota po globalną demolkę z podtekstami erotycznymi (z zaliczeniem po drodze takich punktów programu jak: kliknij: ukryte toksyczny rodzic, tajemnicza rada starszych, wyparte pragnienia seksualne, psychodeliczne wizje, szlachtowanie kolegów ze szkolnej ławy, tragicznie pokrzyżowane i źle ulokowane uczucia wszystkich uczestników dramatu itd. itd.). Pastisz, bo RX nie tylko eksploatuje szkielet fabularny NGE, ale też konsekwentnie naśladuje manierę stylistyczną gainaxowej serii. I tu, i tu mamy: oparcie intrygi na mitologicznych odwołaniach, nasycenie intensywnymi emocjami, sugerowanie psychologiczno‑filozoficznego „drugiego dna”, przedkładanie mówienia „nie wprost” nad jasne komunikowanie dające w efekcie duży współczynnik „bełkotliwości”, kreowanie atmosfery metafizycznej niesamowitości, zwłaszcza przez operowanie obrazem symbolicznym, w tym poetyką sennych wizji.
Zarówno parafraza/retelling, jak i pastisz, choć wykluczające oryginalność, same w sobie nie przesądzają o niskiej wartości serii. Choć wszyscy doskonale znają „materię wyjściową”, jej ponowne opowiedzenie wciąż mogłoby być ekscytujące. W przypadku RX niestety nie jest. Jako fabuła RX okazuje się – przynajmniej dla mnie – niemożebnie rozwleczony, nudny i skandalicznie przekombinowany. Właśnie owo monstrualne rozmnożenie wątków, postaci, tajemnic i kulturowych odniesień (mitologicznych, malarskich) najbardziej zaszkodziło serii. Tak jakby twórcy (stosownie do tematu) chcieli zagrać symfonię, ale kompletnie nie panowali nad orkiestrą. Zamiast majestatycznej polifonii wyszła im męcząca kakofonia. Jest w tym swego rodzaju ironia – naśladując NGE, skopiowano też to, co jest w tej serii najsłabsze – czyli właśnie zakręconą jak świński ogon główną Wielce Tajemniczą Intrygę. Mam wrażenie, ze wręcz chciano przegonić Hideakiego Anno i jego szalone pomysły. Raxhephonowe hocki klocki z kliknij: ukryte czasoprzestrzenią, obcymi i klonowaniem śpiących dziewoi spokojnie dorównują projektowi dopełnienia człowieka pod względem mętności. Bardziej zamknięte niż w NGE zakończenie niewiele tu zmienia, bo… ledwie do niego dotrwałam. Dlaczego? Podejrzewam, że z powodu – w moim odczuciu – bardzo nieudanych postaci. Gdyby seria przekonała mnie jako dramat charakterów, może bardziej chciałoby mi się śledzić jej zapętlenia fabularne i może dostrzegłabym w niej więcej sensu. Ale nie przekonała.
Choć NGE zawodzi jako dopracowana fabuła, to nadrabia ten brak w wielkim stylu wiarygodnymi (choć, nie przeczę, czasami przerysowanymi) bohaterami i bardzo sugestywnym przekazem emocjonalnym. W tej sferze RX nie dorasta mu do pięt. Postaci komentowanej serii pozostawiły mnie kompletnie obojętną. Poza Quon (i może jeszcze doktorem Kisaragi, ale tylko dlatego że chłodny, wyrafinowany i okularnik ;P), reszta po prostu mnie nie obchodziła. Jest to wszystko dość dziwne, bo twórcy teoretycznie zadbali, żeby każda z nich miała określoną przeszłość, by były one ze sobą powiązane skomplikowanymi relacjami uczuciowymi, by reprezentowały ważkie problemy etyczne i przeżywały ciężkie dylematy. Niestety. Dylematy są drewniane, przeszłości fragmentaryczne, relacje wydumane, postaci jest za dużo, a wszystko razem wzięte sprawia wrażenie sklejonego na siłę. Rozłazi się w szwach. Po prostu NIE GRA.
Za co więc ta ocena powyżej połowy skali (6/10)? Za nieprzeciętną warstwę wizualną. Jeden obraz podobno wart jest więcej niż tysiąc słów i tak też jest z obrazami w RX, one po prostu opowiadają swoją własną, odrębną, fascynującą historię. Szkoda, że twórcy nie umieli spożytkować ich mocy. Efektowne, niepokojące projekty dolemów, oniryczne przestrzenie mentalne (podczas gdy NGE w obrazowaniu był bardziej „frenetyczny”, RX jest bardziej stonowany, łagodny, senny) nawiązania do konkretnych dzieł malarstwa surrealistycznego stanowią jakość samą w sobie. Aż żal, że nic nie „spina” ich w sensowną, satysfakcjonującą całość.
Re: Kakofonia zamiast symfonii
Co do anime to bardziej odnosi się do Raideen The Brave(klasyk o mechach). Podobieństwa do NGE? Z początku całkiem sporo, potem jednak się rozmijają. Przeróbki oryginału to bardzo obiecujące pole do popisu. Osobiście postrzegam RX jako artystyczną wariację na temat Evangeliona. Całość spinają motywy muzyczne – nazwy Dolemów(Allegretto, Arpeggio, Vibrato, Largo etc), dźwięk jako koncept broni, wspomniany motyw z tańców Połowieckich, swoisty „re‑tuning”, otwierająca pierwszy epizod Overtura. Nie spotkałem drugiego anime kładącego taki nacisk na muzykę. Przeważnie produkcje tytułujące się tym zaszczytnym mianem są iście repulsywne(moe‑K-Ony i inne).
Replikując, jako artystyczna wariacja na temat serii o mechach RX zasługuję w mej opinii na zdecydowaną apoteozę. Natomiast jeżeli podejdziemy do tego jako do klonu Evangeliona z innymi charakterami i odrzucimy tą całą artystyczność to jest już gorzej. Jednak czy zawsze musimy zachwycać się treścią? Czasami wystarczy przyzwoita treść w oszałamiającej formie. Tym bardziej na hermetycznym rynku anime, gdzie tak bogate influencje ze świata sztuki pojawiają się rzadko.
Re: Kakofonia zamiast symfonii
Jak można spodziewać się oryginalności po serii, w której pierwsze zdanie (!) to cytat z hasła Nervu („God's in his heaven, all's right with the world”).
Licząc na to, że mi, jako fanowi Evy ta seria się spodoba, lata temu zabrałem się za nią. I co? I nic.
Pierwsze cztery odcinki mnie tak zmęczyły, tak znudziły, że musiałem tą serię porzucić.
Oprócz powierzchownych podobieństw do Evy, nie znalazłem w Raxie tego, za co kocham NGE: postaci, które mają dusze. Tu nikt mnie nie zainteresował, wszyscy zdawali mi się być mdli..a, jak wspomniałem, sama fabuła usypiała.
Jak ktoś ma wątpliwości co do zapożyczeń z Evy w Raxhie, to ja zawsze polecam tą stronę : Evaxephon.
Siedemnaście (!) bitych stron podobieństw, i to wcale nie wydumanych.
Fakt, że postacie z Evy porozbijane są czasem na 3 klony w Rahxie, niczego nie polepsza.
To po prostu kolejny z klonów Evy, które powstawały na fali popularności tej serii, a które (moim skromnym zdaniem) nic nie wnoszą do gatunku.
Re: Kakofonia zamiast symfonii
Sam aż tylu podobienstw nie naliczylem – teraz to już całkiem plagiat jak dla mnie ;D
Re: Kakofonia zamiast symfonii
niestety nie urzekło mnie, a byłem tak pozytywnie nastawiony. tą fabułę trawi się i trawi, a na koniec człowiek się zastanawia co w niej takiego ciekawego było?? ... spartaczone…
Rah
Cóż osobiście powiem tak – Unikam na kilometr wszystkiego co ma tag MECH (Wyjątkiem było Code Geass no i FMP gdzie polecono mi je obejrzeć jako komedie a nie pod kątem militarnym) Dlaczego więc sięgnąłem po RahXephon hmm w sumie to mam cały czas ładną skórkę do Winampa z tego anime (po masowym downloadzie jakiejś paczki) no i Hemisphere też jest na mojej playliście dobre 2 lata. Na Bace zrobili freelech eventa więc pomyślałem a co mi tam… Skończyłem oglądać 10 minut temu, co już świadczy o tym, że wciąga seria na tyle by siedzieć nad nią po nocach, irytuje mnie porównywanie do NGE bo… Nie widziałem NGE (Zaraz zostane spalony na stosie za to więc dodam, że pomimo przeszło 150 skończonych serii nie widziałem jeszcze takich „podstaw” jak Elfen Lied) Nie widziałem i szczerze nie mam zamiaru się prędko za to wziąć zwłaszcza, że ludzie krzyczą „Mierna podróbka czegoś tam” hmm… To ja już chyba nigdy nie powinienem oglądać żadnego romansidła bo każde „harem”, „Love triangle” itp są z tego co piszecie takie same. A tu proszę.. Wczoraj do 4 nad ranem oglądałem 8 odcinków Infinite Stratos (No i bardziej, że to komediowa haremówka a nie, że są ISy). No ale dobra wracając do Anime. Mimo, że czasem Design prosił się o facepalma (Tak skrzydełka Rah'a), mimo, że nasz główny bohater czasem we mnie wywoływał „Jasny szlag jaki on ślepy”, mimo, że nie do końca rozumiem co tam się na koncu wydarzyło (Mowa o Quon znaczy jakim waflem ona tam Oo) to uważam, że seria jest przynajmniej genialna. I choć zdarzały się jej drobne błędy logiczne, czy też np denerwująca ostatnia aria pewnej dwójki dla mnie to jest jak skaza na diamencie – która potwierdza szlachetność kamienia :)
O_o
Re: O_o
Mówiąc, żeby nie sugerować się porównaniami, miałam w większości na myśli to, że Rah nie grzebie tak w psychice jak NGE. Nge to IMO przede wszystkim psychologia – przemyślenia bohaterów, jakieś własne lęki.. W Rah nie ma tego, a przynajmniej nie tak w dużym stopniu.. Nie skupia się tyle na rozważaniach, przemyśleniach bohaterów. Ja przez sugestie, że Rah jest podobny do NGE liczyłam właśnie na TO, i dlatego mocno się zawiodłam… poza tym, zgadzam się, dużo rzeczy jest bardzo podobnych..
bez sensu
W kwestii podobieństw..
Nie sugerujcie się porównaniami RahXephona do NGE, bo to zupełnie coś innego, a może tylko wprowadzić ludzi w błąd, jeśli zaczną je porównywać..
Scalone.
Moderacja
Negatyw
powtorka...
jedna z nielicznych, w pelni zasluzonych dych. I moj osobisty numer 1.
Moja Ocena Anime to pełna 10, lepszego anime dawno nie oglądałem.
Zamaskowano spoiler, przypominamy też, że komentarze nie służą do pytań o wydarzenia z serii/filmu…
Całkiem, całkiem.
Doskonale
I jeszcze do osob, ktore 'tepia' Rahxephona za podobienstwo do nge: nge jest dobra opowiescia, ale nie az tak rewelacyjna, zeby zamienila sie w religie. Sorki, ale postacie tam byly plytkie, przerysowane, albo po prostu niedostatecznie zaznaczone. PRzypomina mi to probe zamkniecia kazdej z nich trzema przymiotnikami, tak, aby nie trzeba bylo uzywac ich wiecej. Ogladajac MGe mialem swiadomosc, ze jest to fajne anime, ale nic poza tym. Rahxephon od poczatku mnie zaczarowal i mialem wrazenie,z e ogladam historie znacznie glebsza, znacznie trudniejsza… sam fakt glupich rekawiczek, tak dlugo trzymanych… takie rzeczy nie sa rzucone widzowi prosto w twarz, sa po prostu podan na porcelanowym talerzu. I sam koniec… jest;D bo w NGE koniec jest taki, jaii sam sobie dospiewasz… co widac zreszta po filmach pelnometrazowych.
Jednym slowem: ogladac!:) bo jest to jedna z tych pozycji, ktora pozostanie w pamieci na bardzo dlugo, jako jedno z anime, ktore mozna polecac znajomym bez zastanowienia.
jednak...
Dla potwierdzenia tylko mala probka: kliknij: ukryte mlody pilot, starsza opiekunka ze specjalnej organizacji wojskowej, przerost znaczenia dylematow bohatera i zmian jego psychiki nad watkiem fabularnym, glowny bohater musi zdecydowac czy chce pogodzic sie z przeznaczeniem i zadecydowac o losach swiata – to tak z grubsza – poza tym np. odcinek gdzie walczy ze swoja kolezanka z Tokyo nie wiedzac o tym – raczej nie da sie nie przypomniec sobie prawie identycznego watku z NGE
Kwestie ktore przytaczane sa jako diametralne roznice – no przepraszam, ale to sa rzeczy ktore mozna bylo ubrac w cos mniej ludzaco podobnego, bez tych roznic to byl by 100% plagiat
Na duzy minus w mojej opinii pare duzych bledow logicznych, np.: kliknij: ukryte kiedy lecace za Ayato dziewczyny pojawiaja sie w Tokyo – okazuje sie pojawiaja sie na niebie pelnym dolemow, jednak chwile puzniej juz jest scenka ukrywania mecha w parku, tak jak by przylecialy niezauwazone…
poza tym, nie lubie kiedy kliknij: ukryte po ostatnim odcinku pozostaje tyle watkow niewyjasnionych, tyle pytan bez odpowiedzi, a drugie tyle do dosyc luznej interpretacji… sprawia to wrazenie jak by tworcy sie tez w tym pogubili, lub nie potrafili przekazac o co tak naprawde chodzilo
moja irytacje wywolal jeszcze fakt iz kliknij: ukryte cala ta inwazja w koncowce wlasciwie byla zepchnieta na dalszy plan (a obie strony mialy jak by jeden cel – nastroic swiat)
mimo wymiienienia raczej wad – anime ma u mnie 8/10, bardzo mnie wciagnelo i dobrze sie ogladalo, co cenie sobie najbardziej, po prostu bede musial szybko o nim zapomniec bo nie lubie sie zastanawiac nad rzeczami typu „to o co chodzilo z tym watkiem?” – jakims dziwnym trafem bardziej schizowy NGE dal jednak wiecej odpowiedzi w zwiazku z kewstiami fabularnymi…
I bylbym zapomnial – strasznie podobal mi sie wyglad postaci, swietnie narysowane
PS. sorry za tyle spoilerow
8/10
po prostu inne swiaty...
Osobiste odczucia: bardzo przeżyłam NGE ,jest wstrząsający i genialnie psychologiczny,przesycony zaangażowaniem, przy Rahxephonie także nie da się odprężyć nie mniej jednak nie przezywam go aż tak mocno jak NGE,co wcale nie czyni go gorszym!
RahXephon
Głupkowaty główny bohater po opuszczeniu fałszywego świata – wogle nie jest zainteresowany prawdą, każdy normalny człowiek chciałby się dowiedzieć o co w tym wszystkim chodzi, a ten przygłup nic. Do tego pojawiająca się znikąd szmaciara która przebudza śpiewem mecha. Oto te idiotyczne anime – parodia idiotyzmów.
O ja biedny, nieszczęśliwy...
Mimo wszystko daję 9/10, bo stuff jest nieziemczy.
Zmoderowano.
Na przyszłość proszę uważać na słownictwo.
Moderacja
Re: O ja biedny, nieszczęśliwy...
RahXephon
RahXephon jest łatwiejszy w odbiorze i w zrozumieniu.
Oraz technicznie dojrzalszy od innych tego typu anime.
Spokojnie dałem mu 7 pkt.
>NGE dałem 3 pkt<
Re: RahXephon
Nie, wtedy po prostu by nie powstał. RahXephon to interesujący fanfik do Evangeliona, ale w zasadzie niewiele więcej…
Re: RahXephon
Re: RahXephon
Strata czasu...
Re: Strata czasu...
Anime jaki malo
Swietna Seria
było i wesoło i smutnie i prawdziwie czyli pięknie
Największy zawód z oglądanych serii anime
IMO anime zasługuje na 5/10. Dlaczego?
Po pierwsze – fabuła. Od początku wydawała mi się jakaś dziwna ale dopiero dodatki uświadomiły mnie w moim przekonaniu. Ot twórcy przyznali się, że na te wszystkie pomysły wpadli… w barze po spożyciu alkoholu :| Super… Zapewne dzięki temu pojawiły się kliknij: ukryte te wszystkie „filozoficzne” aspekty po koniec serii, tak samo jak nielogiczny związek muzyki z całością (niby dźwięk używany jako broń… hmm)
Kolejna rzecz która mnie rozbiła to projekty mecha. Fajnie, że Rah ma skrzydełka przy głowie, ale to szczegół…
Kolejna rzecz, która mnie rozbiła to kliknij: ukryte rodzinne koligacje. W tym świecie chyba wszyscy to jedna wielka familia…
Jest tylko jedna rzecz, która mi się spodobała – muzyka Ichiko Hashimoto oraz świetny opening by Yohko Kanno :)
Re: Największy zawód z oglądanych serii anime
1) Rah nie jest typowym mechem, jest raczej czymś na wpół bogiem połączeniem mecha i technologi tamtej dziwnej rasy. Dlatego wygląda dość inaczej niż typowe tech stylowe mechy ;]
2) Dźwięk jako broń to coś dziwnego? Nawet teraz powstają projekty i pierwsze prototypy broni dźwiękowej.. sam dźwięk może być destruktywny.
3)Filozofia i muzyka… To raczej plus tej serii. Widz nie wie wszystkiego mysi śledzić dialog i oglądać uważnie. A Element pieśni dodaje temu uroku majestatu. Czasami ma się wrażenie że ogląda się ciekawy spektakl niż jakieś tam anime ;)
Poprostu świetne.
Re: Poprostu świetne.
Utwór który nuciła Quon to Polovetsian Dances z Opery Prince Igor…
Hew mersy on mi.
Chyba raczej Kniaź Igor (Князъ Игор).
Dostoevsky, Pushkin, Chekhov, Tolstoy, „Doctor Zhivago” & Rasputin – superextra love machine...
Dziwne...
Re: Dziwne...
o.O
Ahhh i zapomniałem jeszcze dodać, że bardzo miło było oglądać anime typu „duży‑robot‑i-ja” bez bohatera, który nie jęczy co chwile że nie będzie walczył lub coś (choć na początku tak właśnie jest) i że jego maszyna nie cierpi przez całą serię z powodu usterek czy innych niedociągnięć (chodzi mi tu o irytujący motyw z GeneShaft >.>). Zarówno pilot jak i jego narzędzie pracy poprostu robią swoje. Duży plus za to.
przestroga
RahXephon sam broni się dzielnie i niczego nie traci przez porównanie z Evą, nie jest żadnym poronionymn remake'iem bez licencji. Jego niemal chorobliwe wyestetyzowanie (9 za grafikę? Czemu tylko 9?) nie przeszkadza mi. Przeciwnie! Wyczuwam w tym ironię, niczym w takim włoskim filmie z lat siedemdziesiątych Cudowna istota (Divina creatura), w którym każdy kadr stanowił jakby dekorację. Ta ironia była obecna już w Evangelionie (gdyby ludzkość powierzyła wszystkie swoje zasoby przeznaczone na walkę z bossem levelu Japończykom, ci najprawdopodobniej skonstruowaliby Wunderwaffe w kształcie mecha, i to przewodowego – przynajmniej chwilowo, z braku wystarczająco wydajnych źródeł energii), ale RahXephon potęguje ironię przez zabiegi estetyczne (nic, tylko se chatę meblować tymi wszystkimi sprzętami).
Ładne...
Serwis (odcinek plażowy) nie jest obleśny. W sumie dla nikogo to anime nie powinno być odstręczające.
Hmm
Hmm...
9/10
RahXephon
No, seria w końcu obejrzana!
Końcówka mi się nie podoba. Może i fajnie spina serię, ale mi nie przypadła do gustu, tak jakoś zupełnie oderwana od serii, z kosmosu spadła ;-) kliknij: ukryte No i Haruka powinna być z Ayato, a nie :P W końcówce sie prawie kompletnie zamotałam i tylko takie oczka w ekran ?_?
Ale jak ktoś lubi obejrzeć sobie jakaś historie oderwana, odjechana, egzystencjonalna, to może się spokojnie zabrać za oglądanie, bo miło było :)
********************
Świetne!
dylematy...
Nie jestem pewien czy wybór bohatera Evy o całkowitej puryfikacji świata i przejścia rodzaju ludzkiego w kolejny etap ewolucji był „banalny”...
A co do anime to można jest całkiem niezłe.
Re: dylematy...
Był tak samo oderwany od życia, banalny i oklepany jak decyzja Luke Skywalkera o zniszczeniu Gwiazdy Śmierci, Frodo o wrzuceniu Pierścienia Władzy wgłąb Szczeliny Zagłady, Connana o zabiciu Toth Amona, czy tysiąca innych, anonimowych bohaterów ratujących światy.
Re: dylematy...
RahXephon niestety jest mało zrozumiały pod względem treści (90% tego co mówi Quon jest w zasadzie zbędne), aczkolwiek nadrabia to innymi rzeczami.
Re: dylematy...
Swoją drogą nie zgadzam się z opinią, że wybór Shinjiego był banalny i oklepany. To nie było ratowanie świata w klasycznym znaczeniu.
A samego RahXephona specjalnie nie polecam. Ja się kosmicznie wynudziłem i po pół roku nie pamiętam prawie nic. Oprócz kilku scen wszystko spłynęło po mnie jak woda. Może jeszcze kiedyś wrócę do tego tytułu zaopatrzony w energy drinki.
^.^