Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Studio JG

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

4/10
postaci: 4/10 grafika: 5/10
fabuła: 4/10 muzyka: 5/10

Ocena redakcji

4/10
Głosów: 7 Zobacz jak ocenili
Średnia: 3,86

Ocena czytelników

4/10
Głosów: 74
Średnia: 4,46
σ=1,85

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Piotrek)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Iron Man

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2010
Czas trwania: 12×24 min
Tytuły alternatywne:
  • アイアンマン
Widownia: Shounen; Postaci: Policja/oddziały specjalne; Miejsce: Japonia; Czas: Współczesność; Inne: Mechy, Supermoce
zrzutka

Iron Man po japońsku? Da się zrobić! Okej, kapela! Raz! Dwa! Raz, dwa, trzy! „*duuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuum* Watashi­‑wa Aria Man!”

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Antanaru

Recenzja / Opis

Zawsze istniała pewna forma rywalizacji między fanami amerykańskich komiksów oraz kreskówek a fanami mangi i anime. Obie grupy lubią wdawać się w ostre kłótnie o to, która interesuje się tematyką lepszą i bardziej wartościową. Dla osób takich jak ja, które lubią zarówno jedno, jak i drugie, jest to irytujące. I amerykański, i japoński komiks mają swoje mocne i słabe strony, podobnie animacja, więc dziwi mnie, że wielu nie potrafi tego zaakceptować i musi na siłę wybielać to, co lubi. Zawsze chciałem zobaczyć produkcję, która połączyłaby to, co najlepsze z obydwu światów. Kiedy więc Marvel Comics i Studio Madhouse ogłosiły, że połączą siły, by stworzyć cztery anime na bazie popularnych komiksów, byłem pełen optymizmu. Niestety, szybko został on wystawiony na próbę.

Nim przejdziemy do recenzji, śpieszę udzielić odpowiedzi na pytanie, które dręczy wszystkich czytelników niemających styczności ze światem Marvela – kim jest Iron Man? Ta postać powstała w 1963 roku i jest dziełem Stana Lee, Larry'ego Liebera, Dona Hecka i Jacka Kirby'ego. Tony Stark to przemysłowiec i miliarder, dziedzic ogromnej korporacji produkującej broń dla armii, Stark Industries. Choć ma intelekt geniusza, życie poświęca alkoholowi, rozbijaniu się drogimi samochodami, alkoholowi, zawierania bliższych znajomości z tyloma kobietami, że Rudolf Von Valentino wydaje się przy nim wcieleniem pruderii, i jeszcze większym ilościom alkoholu. Tak jest przynajmniej do czasu, gdy Tony zostaje porwany i to w sposób, który skutkuje poważnym uszkodzeniem serca. Jego porywacze żądają, by stworzył dla nich nową, potężną broń. Stark jednak konstruuje urządzenie, które podtrzymuje pracę jego serca, buduje sobie kombinezon bojowy i siłą wydostaje się z łap oprawców. To wydarzenie sprawia, że Tony zmienia nastawienie do życia – kończy z handlem bronią, ulepsza swój kombinezon i zaczyna pomagać ludziom jako Iron Man. Geneza postaci była kilka razy aktualizowana, obecna wersja umieszcza porwanie na Bliskim Wschodzie, a z porywaczy robi terrorystów. To z niej korzystają filmy, które ostatnimi laty znacznie podbudowały popularność postaci. Wersja anime czerpie garściami właśnie z filmów, sugerując nawet, że mogą mieć miejsce w tym samym świecie. Co prawda istnieją pewne różnice w tym, jak zostają przedstawione samo porwanie i powstanie Iron Mana, ale są one czysto kosmetyczne i gdyby zastąpić jedną wersję drugą, miałoby to niemal zerowy wpływ na fabułę.

W anime Tony Stark przyjeżdża do Japonii, aby dopilnować prac nad nowym projektem – Arc Reactorem – potężnym źródłem energii, a zarazem powiększoną wersją urządzenia, dzięki któremu jego serce wciąż pracuje. Przy okazji pragnie też zrezygnować z funkcji Iron Mana i wyznaczyć profesjonalnego pilota, który zajmie jego miejsce w nowym pancerzu jako Iron Man Dio. Jednakże zbroja Dio zostaje skradziona, a Tony i Arc Reactor stają się celem ataków tajemniczej organizacji, zwanej Zodiac.

Powiem szczerze, że po pierwszym odcinku byłem rozczarowany – ogólny zarys fabuły nie przedstawiał się oryginalnie. Miałem jednak nadzieję, że z czasem Iron Man mnie czymś zaskoczy. Niestety, myliłem się. Fabuła jest przerażająco mało oryginalna – odcinki mają epizodyczną strukturę i są oparte na starym dobrym „potworze tygodnia” – Tony, wspierany przez nowych towarzyszy, walczy z kolejnymi robotami Zodiaca, wzorowanymi rzecz jasna na znakach zodiaku (prócz jednego, który jest brzydszą wersją Air Mana z gier o Megamanie). Po pewnym czasie zyskuje tajemniczego sojusznika, a po stronie wroga pojawia się godny przeciwnik – nowy pilot Iron Man Dio. W ostatnich odcinkach plan Zodiaca wychodzi na jaw, a ich przywódca staje do finałowej walki z Iron Manem. Nie byłoby w tym nic złego, w końcu nie liczy się, czy coś jest oryginalne, tylko jak jest podane, ale tutaj też Iron Man zawodzi. Ku mojemu rozczarowaniu odkryłem, że jedyne sytuacje, w których nie potrafię przewidzieć, jak potoczy się następne dziesięć minut, miały miejsce wtedy, gdy występowała dziura w fabule, a tych trochę było. Kilka razy zdarzyło się, że postacie zachowywały się potwornie naiwnie, albo wręcz robiły rzeczy, które prosiły się o zakwestionowanie ich zdrowia psychicznego. Przykładem niech będzie Tony zapominający, że widział, jak ktoś pomaga zrealizować jeden z planów Zodiaca – nawet gdy ten wątek zostaje ponownie wyciągnięty i wyjaśniony, Stark zdaje się o niczym nie pamiętać. Ogłupianie postaci, by robiły bez szemrania, co każe scenariusz, zdecydowanie nie pomaga i tak już nie za dobrej fabule.

Wśród obsady zdecydowanie wyróżnia się główny bohater. Tony jest tak różny od przeciętnego bohatera anime, że wydaje się wręcz nie na miejscu. Jest eleganckim dżentelmenem z klasą, pełnym wdzięku i obycia, niebojącym się korzystać z uroków życia, ale przy tym też inteligentnym i opanowanym. Świetnie wypadają sceny, gdy postawiony zostaje w typowych dla anime sytuacjach – nawet jeżeli sama sytuacja zostanie rozegrana w sposób, który wiedzieliśmy już setki razy, Tony nietypowym podejściem i zachowaniem nadaje jej nowy smak. Bardzo udane są też jego próby przystosowania się i przekonania do siebie Japończyków. Stark nie raz i nie dwa musi walczyć ze swoją reputacją „mędrca wojny”, jak przezywa go opinia publiczna, ma też problemy ze zrozumieniem japońskich zwyczajów i sposobu myślenia. Nawet jego język nie jest perfekcyjny – zdarza mu się mylić frazy i używać zwrotów nieformalnych tam, gdzie nie powinien, czasem musi nawet przerwać wypowiedź, by zastanowić się, jak powiedzieć coś po japońsku. Całości obrazu dopełnia jego seiyuu, który stara się grać z amerykańskim akcentem. Wielka szkoda, że anime skupiało się bardziej na walce z kolejnymi robotami Zodiacu, a mniej na eksplorowaniu, jak Stark pracuje nad zyskaniem sympatii japońskiego społeczeństwa.

Rolę postaci pobocznych z filmów i komiksów zredukowano do minimum. W anime nie zobaczymy więc Jima Rhodesa, a prawa ręka Starka, Pepper Poots, pojawia się tylko w paru wideokonferencjach z szefem. Nowy pilot Iron Man Dio to postać, która ma głębokie powiązania ze Starkiem, ale pozwolę sobie nie wyjawiać, kim jest, żeby nie psuć niespodzianki. Powiem tylko, że bardzo podobało mi się jego spojrzenie na Iron Mana jako nic więcej niż tylko kolejną broń, a na Tony'ego jako łgarza, który próbuje udawać, że się zmienił, a tak naprawdę tworzy nowe narzędzia zagłady. Ich konflikt poglądów dodaje fabule sporo pikanterii. O wiele mniej interesująco wypada sam przywódca Zodiacu, określany tym samym mianem, postać zaskakująco wręcz prosta – chce podbić świat i ma zapędy nacjonalistyczne. Anime stara się go przedstawiać jako manipulatora, będącego zawsze o krok przed Starkiem i rozstawiającego wszystkich jak pionki na szachownicy, ale bez większego sukcesu – prócz paru sprytniejszych akcji, Zodiac wydaje się raczej oportunistą, który przez całą serię próbuje tylko zdobyć więcej mocy i władzy, niewiele się przy tym różniąc od typowych złoczyńców z „mechówek”, z Doctorem Hell (Mazinger Z) na czele. Tyle że Hell przynajmniej wygląda fajnie.

Aby Tony nie czuł się samotny, wprowadzono trzy nowe postaci. Doktor Chika Tanaka i kapitan Nagato Sakurai istnieją po to, by służyć mu wsparciem w kolejnych perypetiach oraz by tworzyć kontrast między jego zachowaniem a ich własnym, bardziej pasującym do japońskiego stylu bycia. Niestety, sami w sobie są dosyć jednowymiarowi i zdają się nakreśleni bardzo pobieżnie. Ich charaktery nie rozwijają się bardziej niż to konieczne, a i ich baza startowa do ciekawych nie należy – zbyt łatwo wpisują się w utarte schematy. Sakurai to typowy „opanowany gość”, który ma służyć za głos rozsądku w akcji i wyglądać fajnie przy narwanym protagoniście. I taką rolę pełni przy Tonym, który nie jest może w gorącej wodzie kąpany, ale jego cechą charakterystyczną było zawsze, że pomimo całej swojej inteligencji potrafił być lekkomyślny, czasami nawet do tego stopnia, że człowiek się zaczynał zastanawiać, czy on nie próbuje się zabić. Doktor Tanaka pełni rolę „rozsądnej dziewczyny z kontroli misji”. Takiej, która zajmuje się wykonywaniem czynności mogących umożliwić bohaterowi wygranie walki, których ten wykonać nie może, bo jest zbyt zajęty okładaniem przeciwnika. Drugim jej zadaniem jest odrzucanie nieudolnych zalotów Starka, oczywiście dopóki nie odkryje jego „ukrytej głębi”, która podbije jej serce. Starkowi oczywiście daleko do zalecania się jak pijany niedźwiedź, bycie podrywaczem jest nieodłączną częścią jego charakteru, a wszelkie trudności, jakie napotyka na drodze do serca pani doktor, wynikają z dzielących ich różnic kulturowych, ale odkrywcze to nie jest. Mówiąc krótko, Tanaka i Sakurai nawet nie próbują się wyłamać ze schematów, w które zostali wpisani i ich główną rolą jest tworzenie tła, na którym poprzez kontrast wyraźniej zaznaczają się pewne cechy charakteru Starka.

Trzecia nowa postać to Nanami Outa, reporterka, która przez całą serię gania za sensacyjnymi historiami, czyli za Starkiem, przyciągającym je jak magnes. Nanami gra trzecie skrzypce, ale w porównaniu z Tanaką i Sakuraiem to ona wydaje się mieć najwięcej głębi. Z jednej strony sprawia wrażenie typowej postaci komediowej, ale niejednokrotnie pokazuje też inne cechy charakteru – ma okazję błysnąć zaradnością, sprytem i odwagą. Żal mi trochę, że nie poświęcono jej więcej uwagi, podobnie jak jej szefowi, który pojawił się epizodycznie, ale ujął mnie jako japońska wersja J. Jonaha Jamesona ze Spider­‑Mana.

Grafika serii prezentuje poziom, do jakiego przyzwyczaiło nas Madhouse. Animacja jest płynna i dynamiczna, postacie rysowane w przekonującym, bardzo realistycznym stylu, a tła dopracowane. Chociaż nie są to jakieś wybitne fajerwerki graficzne, daleko im do Hellsing Ultimate czy Black Lagoon tego samego studia, poziom grafiki jest dobry. Jednakże istnieją dwa mankamenty, za które muszę obniżyć ocenę. Pierwszy to użycie grafiki trójwymiarowej do animacji Iron Mana oraz jego przeciwników. Wypada ono nieprzekonująco i wydaje się nie na miejscu, psując ogólną kompozycję kolorów i cały układ graficzny. Mam wrażenie, że zostało na siłę wrzucone w ostatniej chwili. Drugim problemem jest mimika bohaterów, a raczej jej brak – twarze postaci są statyczne. Kiedy mówią, poruszają się tylko usta, a kiedy nie zmieniają wyrazu twarzy, zastygają w ostatnio użytym. Wygląda to tak, jakby każdy członek obsady miał zaaplikowane ogromne ilości botoksu.

Przez większość czasu przygrywają nam utwory rockowe, które brzmią strasznie podobnie do siebie – w zasadzie mam problemy z odróżnieniem nawet openingu od endingu, co mi się nieczęsto zdarza. Wprawdzie nadaje to ścieżce dźwiękowej jednolitości, ale po seansie muzyka szybko wylatuje z głowy.

Iron Man nie jest złym anime. Jest przeciętny. Przeciętny aż do bólu. A, jak kiedyś ktoś powiedział, nie ma nic gorszego niż przeciętność – gdy nie jesteś dość dobry, by cię kochali, ani dość zły, by cię nienawidzili, pozostaje ci tylko zapomnienie. Koniec końców, Iron Man okazał się potwornym rozczarowaniem. Jeżeli ktoś chce zobaczyć, jak wygląda dobre połączenie tego, co najlepsze z animacji Wschodu i Zachodu, polecam The Big O.

616, 14 kwietnia 2011

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Madhouse Studios
Autor: Marvel Comics
Projekt: Takahiro Umehara
Reżyser: Yuuzou Satou
Scenariusz: Toshiki Inoue
Muzyka: Tetsuya Takahashi