Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Forum Kotatsu

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

7/10
postaci: 8/10 grafika: 7/10
fabuła: 7/10 muzyka: 7/10

Ocena redakcji

7/10
Głosów: 18 Zobacz jak ocenili
Średnia: 6,72

Ocena czytelników

7/10
Głosów: 369
Średnia: 7,35
σ=1,66

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Piotrek)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Otome Youkai Zakuro

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2010
Czas trwania: 13×24 min
Tytuły alternatywne:
  • Demon Maiden Zakuro
  • おとめ妖怪ざくろ
Tytuły powiązane:
Gatunki: Fantasy, Romans
zrzutka

Trzej przystojni oficerowie i cztery piękne dziewczyny walczą z demonami w Japonii u progu wielkich przemian. Solidna rozrywka, garściami czerpiąca z japońskiego folkloru.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Enevi

Recenzja / Opis

Otwarcie się Japonii na zachodnie wpływy oraz wzrost popularności „obcego” stylu życia sprawiły, że specyficzne relacje łączące ludzi z wszelkiego rodzaju duchami i demonami zostały zaburzone. Spragnione nowości społeczeństwo zaczęło postrzegać istoty, z którymi do tej pory żyło w pewnej symbiozie, jako przeszkody na drodze rozwoju, lub co gorsza, wrogów. Aby uspokoić nastroje i przywrócić harmonię między mieszkańcami kraju, powołano specjalne ministerstwo, którego pracownicy mają się zajmować nietypowymi sprawami związanymi z obecnością bytów nadprzyrodzonych. To odpowiedzialne zadanie spada na trzech młodych oficerów: Keia Agemakiego, Rikena Yoshinokazurę i Ganryuu Hanakiriego. Ponieważ panowie nie mają zielonego pojęcia o duchach i pochodnych, zostają im przydzielone do pomocy partnerki w postaci uroczych hanyou (półkrwi demonów). Od tej pory Zakuro, Susukihotaru, Bonbori oraz Houzuki będą wspierać ich w walce i nie tylko…

Kiedy zobaczyłam plakat promujący Otome Youkai Zakuro, byłam przekonana, że nie tknę tej serii długim kijem. Cztery śliczne dziewoje w kimonach z falbankami i – co gorsza – z lisimi uszkami na głowie sprawiły, że wszystkie lampki alarmowe w moim mózgu zajarzyły się czerwonym światłem. Cóż, pierwsze wrażenie bywa mylne i na szczęście tak było w tym przypadku, gdyż seria okazała się czystej wody shoujo. I to dobrym, choć nie rewelacyjnym. Wszelkie romanse rozgrywają się tu na drugim planie, podczas gdy pierwszy zostaje zajęty przez główną intrygę. Ponieważ produkcja ma tylko trzynaście odcinków, akcja szybko nabiera rumieńców, a atmosfera zagęszcza się stosunkowo wcześnie. Jednocześnie udało się uniknąć przeładowania odcinków wydarzeniami, każdemu wątkowi poświęcając odpowiednio dużo czasu. Nie zastosowano także modnego obecnie chwytu otwartego zakończenia, dzięki czemu widz nie musi czekać kolejny rok na film kinowy czy drugą część przygód bohaterów. Porządna kompozycja to jednak odrobinę za mało, aby móc nazwać scenariusz przemyślanym. Nie ukrywam, że wiązałam z Otome Youkai Zakuro duże nadzieje, a początek tylko zwiększył mój apetyt. Tymczasem już w połowie zaczęły pojawiać się nielogiczności w zachowaniu bohaterów, przez które ucierpiała cała fabuła.

Bardzo szybko dowiadujemy się, że to Zakuro jest kluczem do rozwiązania wszystkich zasygnalizowanych tajemnic, ze zniknięciem jej matki na czele. Pojawiają się zamaskowani antagoniści i dziwne sny z przeszłości. Zostaje jasno powiedziane, że opiekunka dziewcząt, kitsune Kushimatsu, doskonale wie, co się dzieje, czego chcą od tytułowej bohaterki prześladowcy, a także kim są. Problem polega na tym, że zamiast wyjaśnić, co i jak, woli ukrywać całą prawdę, a Zakuro trzymać pod kluczem. Żadne uzasadnienie takiego zachowania nie wydaje się sensowne, co sprawia, że zamiast ciągu przyczynowo­‑skutkowego, mamy „wszechmocną wolę autora” i naciąganą fabułę. Nawet przedramatyzowana końcówka i wciśnięty na siłę wątek jednostronnej miłości kazirodczej (chociaż to za duże słowo, obsesja jest chyba bardziej na miejscu) nie drażnią tak bardzo, jak „wymuszony” upór Kushimatsu. Znacznie ciekawsze (czy może przyjemniejsze w odbiorze) od głównego wątku są pojedyncze historie o demonach, które w jakiś sposób przeszkadzają ludziom, a także odcinki przybliżające widzowi sylwetki bohaterów. Nie ma ich zbyt wiele, ale ładnie budują klimat serialu i ukazują specyficzną atmosferę panującą w czasach ogromnych przemian w Japonii.

Na szczęście jako romans seria wypada dużo lepiej i trzyma poziom od początku do końca. Jest to zasługa przede wszystkim sympatycznych i znakomicie „dopasowanych” do siebie bohaterów oraz subtelnie zarysowanych relacji między nimi. Nic nie dzieje się za szybko czy na siłę. Każda para, a jest ich trzy (powiedzmy), ma własne tempo pogłębiania relacji i trzyma się go aż do końca. Darowano sobie jakiekolwiek elementy fanserwisu i całkowicie skupiono na uczuciach, tworząc obraz może nieco za słodki, ale za to szalenie ciepły i łapiący za serce. Owszem, mamy do czynienia z miłością niewinną, czystą, naiwną i polaną różowym lukrem, ale za to perfekcyjnie oddającą ducha klasycznego shoujo.

Wszelkie niedostatki scenariuszowe wynagradzają z nawiązką postacie, nieco schematyczne, ale świetnie poprowadzone. Relacje między bohaterami zbudowano na zasadzie przyciągania się przeciwieństw, co okazało się strzałem w dziesiątkę. Pal licho, że panowie to znany wszystkim zestaw idealnych bishounenów, w którym każda miłośniczka romansów znajdzie coś dla siebie, zwłaszcza że jest to zestaw wyjątkowo apetyczny. Mamy więc przystojnego i szarmanckiego Keia, który okazuje się strasznym tchórzem, ale i rycerzem w lśniącej zbroi, kiedy trzeba, cichego i opanowanego Rikena, na którym zawsze można polegać, oraz sympatycznego i uroczego Ganryuu. Tacy mężczyźni nie istnieli, nie istnieją i istnieć nie będą, co nie zmienia faktu, że ogląda się ich z przyjemnością. Zresztą twórcy bardzo wyraźnie dają znać widzowi, że mają odpowiedni dystans do postaci, które stworzyli, co można poznać po różyczkach i błyszczącej aurze, które co jakiś czas towarzyszą Agemakiemu. Lecz to nie młodzi wojskowi, a ich śliczne partnerki nadają ton całemu przedstawieniu. Prym zdecydowanie wiedzie Zakuro, dumna i odważna. Niech nie zmyli Was różowe kimono, falbanki i kokardki. Ta dziewczyna zdecydowanie ma charakter, który często daje o sobie znać. Co więcej, jest jednym z nielicznych przypadków postaci z tragiczną przeszłością, które mimo to idą naprzód i nie marnują czasu na użalanie się nad sobą. Także pozostałe dziewczęta świetnie dają sobie radę, chociaż przez swoje pochodzenie wszędzie są postrzegane jako „obce”. Susukihotaru wspaniale rozwija się przez całą serię, przechodząc metamorfozę z cichej i nieco zahukanej osoby w silną kobietę, która potrafi zawalczyć o swoje. Chyba tylko śliczne bliźniaczki od początku do końca pozostają tak samo niepoważne i optymistycznie nastawione do życia. Niestety na tle głównych bohaterów antagoniści wypadają cokolwiek blado, powielając wyświechtane schematy i nie zaskakując motywacją. To typ postaci, które trudno znienawidzić, ale na tyle nieciekawy i bezbarwny, że sympatyzować z nimi też nie bardzo jest jak.

Audiowizualnie serial prezentuje się dobrze. Projekty postaci nie odbiegają od standardów shoujo – są dopracowane, nieco cukierkowe i bardzo przyjemne dla oka. Zarówno panowie, jak i panie znajdą tutaj coś dla siebie, ponieważ produkcja pełna jest nie tylko modelowych przystojniaków, ale też i pięknych dziewcząt. Odrobinę drażnił mnie fakt, że uszy bohaterek w ogóle nie odróżniają się od włosów i gdyby nie kształt, można by uznać, że Zakuro i jej towarzyszki po prostu lubią ekscentryczne fryzury. Szalenie efektownie prezentują się za to stroje dziewcząt i jak nie przepadam za kolorem różowym, tak kimona wzbogacone o fartuszki z falbankami szybko podbiły moje serce. Nieco gorzej wypadają projekty demonów, zwłaszcza tych większych. Tak jakby rysownikom zabrakło pomysłu i poszli po linii najmniejszego oporu, wykorzystując znane sobie gatunki zwierząt w niezbyt udany sposób. O ile sam rysunek, pastelowa kolorystyka i tła są dobre, o tyle animacja niekoniecznie. Piosenka towarzysząca egzorcyzmom i same zaklęcia są znakomite, ale sceny pojedynków wyglądają ubogo. Choreografia walk ogranicza się do kilku machnięć mieczem i zbliżeń twarzy, nic ponad to. Co prawda nie jest to serial, który skupia się właśnie na takich scenach, ale skoro jest ich tak niewiele, można się było postarać trochę bardziej.

Muzycznie także jest dobrze, chociaż ścieżka dźwiękowa raczej wtapia się w tło i dyskretnie towarzyszy wydarzeniom, nie narzucając się widzowi. Pozytywnie zaskoczyła mnie za to piosenka z czołówki, czyli Moon Signal w wykonaniu Sphere. Utwór dynamiczny, bardzo melodyjny i ładnie zaśpiewany. Niby klasyczny j­‑pop, ale wpadający w ucho i pozostający w głowie nieco dłużej. Jako ciekawostkę można potraktować fakt, że do tak krótkiej produkcji stworzono aż trzy endingi, śpiewane przez seiyuu bohaterów. Wokalnie całkiem niezłe, zachwycają mało dynamiczną, lecz szalenie efektowną animacją, składającą się z ilustracji do mangi. Skoro o seiyuu mowa, należy wspomnieć o rewelacyjnej roli Takahiro Sakuraia jako Keia Agemakiego. Popularny aktor wspaniale oddał charakter głównego rycerza w lśniącej zbroi, włącznie z jego panicznym strachem przed demonami. Brawa należą się także Mai Nakaharze za niezwykle charakterną kreację Zakuro.

Otome Youkai Zakuro warto obejrzeć jako romans z elementami fantasy w tle. Serii o egzorcyzmach i demonach, czerpiących z japońskiego folkloru powstało całe mnóstwo i na pewno są wśród nich pozycje znacznie ciekawsze fabularnie. Jeżeli jednak szukacie produkcji, w której wątek miłosny jest jasno zarysowany, a bohaterowie pod koniec dochodzą do konkretnych wniosków, to śmiało sięgajcie po opowieść o Zakuro. Przy czym zaznaczam, że całość utrzymano w bardzo baśniowym klimacie i doprawiono słuszną ilością cukru, która jednak nie powoduje mdłości. Przygodówka – niekoniecznie, shoujo – znakomite!

moshi_moshi, 1 maja 2011

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: J.C.STAFF
Autor: Lily Hoshino
Projekt: Shin'ya Hasegawa
Reżyser: Chiaki Kon
Scenariusz: Mari Okada
Muzyka: Masaru Sugimoto