x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
7/10
Re: 7/10
A tak serio, przyznaję się bez bicia, że nie interesuję się tym tematem, mylę „tranwestycyzm” z „transseksualizmem” i popełniam inne zbrodnia przeciw ludzkości – ale wiem jedno: w języku polskim wyraz „tranwestyta” jest rodzaju męskiego (a przynajmniej nie zdarzyło mi się dotąd słyszeć tego słowa odmienionego wg rodzaju żeńskiego). Tak że niestety, nie zamierzam zmieniać zasad gramatyki tylko ze względu na poprawność polityczną ^^'
Z tym, że to nie jest transwestyta (tudzież transwestytka – w słowniku języka polskiego się znalazło to słowo), tylko „osoba transseksualna”; uproszczając, transwestyta to ktoś, kto się przebiera, a osoba transseksualna to ktoś, kto faktycznie uważa się za przedstawiciela płci przeciwnej i zapewne przechodzi operację zmiany płci (w przypadku tej bohaterki można to założyć na 99% :P).
A co do „pojechania”, to… hm, tak już jest, że ludzie pozbawieni elementarnej kultury szkodzą przede wszystkim sobie.
No, przez takich „walecznych rycerzy”, którzy obrażają osoby, którym zdarzyło się popełnić błąd, mam teraz negatywny pogląd na osoby trans- i aktywistów. Dziwne tylko, że sama pilnuję, żeby używano wszelkich powiązanych określeń poprawnie^^; cóż, „the more you know” i tak dalej…
Ale to ciekawe, swoją drogą. Rozumiem, że „tranwestyta/ transseksualista” to osobnik fizycznie będący kobietą, a uważający się za mężczyznę, zaś „tranwestytka/transseksualistka” to fizycznie mężczyzna uznający siebie za kobietę? Prawdę mówiąc, przed przeczytaniem Twojego wyjaśnienia z założenia uznawałam, że jest na odwrót. Hm, zastanawiam się tylko, na ile wynika to z prawidłowego użycia języka polskiego, a na ile wymuszone zostało właśnie przez aktywistów, co by zmienić sposób postrzegania…
Hmm, w sumie kiedyś czytałam, że wypada mówić „osoba transseksualna” niezależnie od płci, przy czym mówić „on/ona” odpowiednio do płci z którą identyfikuje się dana osoba. Ale teraz spojrzałam dla sprawdzenia na Wikipedię i jest tam napisane właśnie, że o K/M (kobieta uważająca się za mężczyznę) mówi się transseksualista, a o M/K (mężczyzna uważający się za kobietę) – transseksualistka. Co do transwestytów, to w sumie inny przypadek, bo skoro nie identyfikują się z przeciwną płcią, można ich nazywać zgodnie z płcią biologiczną. Chyba, może zależy od osoby? Tak czy siak, to by wychodziło… że (przynajmniej w anime, gdzie nie było deklaracji na zasadzie „jestem dziewczynką/chłopcem”, tylko „udaję dziewczynkę/chłopca” i „chcę być dziewczynką/chłopcem”) Shu to taki transwestyta, Yoshino – transwestytka, a Yuki (bo chyba tak się nazywała tamta znajoma) to M/K – transseksualistka. :D
Shu i Yoshino deklarują 'Chcę być chłopcem/dziewczynką'. Mówią tu o ich fizycznych ciałach, bo psychicznie bardziej czują się ich preferowaną płcią. F.ex. Shuichi mówi 'chcę być dziewczynką' = 'chcę, żeby inni postrzegali mnie jako dziewczynkę i chcę długodystansowo żyć jako dziewczynka'. Psychicznie deklaruje się już jako dziewczynka. To transseksualizm.
Aha, i jeszcze do głosu Yuki: Seiyuu jest dobrze dobrana, choć racja możecie tego nie wiedzieć ^^; Przy terapi hormonalnej typu m/k podaje się hormony estrogenu, które podwyższają męski głos. Poza tym, osoby transseksualne często spędzają dużo czasu ćwicząc: manualnie obniżająć (k/m) lub podwyższająć (m/k) ich głos aby pasował do preferowanej płci. Po godzinach takich ćwiczeń + terapia hormonalna, biologiczna kobieta może mówić jak facet i odwrotnie. :D
Hourou Musuko jest serią poruszającą i zmuszającą do refleksji na temat płciowości, tolerancji i stereotypów (dlaczego dziewczyna mająca na sobie męskie ciuchy jest 'cool', a chłopak noszący sukienkę odbierany jest jako obleśny zboczeniec). Trudno powiedzieć, na ile wydarzenia i postawy osób mające miejsce w tej serii są realistyczne, bo nie miałem nigdy w życiu do czynienia z takimi sprawami, ale na pewno jest to wszystko przedstawione wiarygodnie i na pewno niezbyt radośnie.
Boli jednak trochę, że najwyraźniej anime to tylko wycięty kawałek mangi i to wcale nie początkowy. Od pierwszego odcinka zostajemy wrzuceni w świat zawierający wiele istotnych fabularnie bohaterów, między którymi są już wykształcone konkretne i dość stabilne relacje. Trochę można się zagubić, a sam dopiero około 3 odcinka przestałem się zastanawiać kto jest kim i co ma wspólnego z innymi, i mogłem skupić się na fabule. Cóż, mały minus…
Warto też wspomnieć o dość nietypowej, ale mającej urok grafice. Pastelowe, jasne barwy o wiele bardziej pasują do przedstawionej tematyki niż styl typowy dla innych współczesnych produkcji.
Ostatecznie moja ocena wynosi 9/10. Do pełnej dziesiątki zabrakło jednak tego czegoś, no i fakt, że dostaliśmy tylko wycinek fabuły mangi może zawieść. Dla refleksji i odchamienia się jak znalazł.
Czasami miałem wrażenie, że było nawet trochę za słodko, ale chyba jednak dobrze, bo w końcu nie każdego człowieka z takimi problemami jak bohaterowie musi czekać los Claudine z mangi Ikedy pod tym samym tytułem. Zwraca za to uwagę świetna grafika, z jednej strony współczesna i technicznie bez zarzutu, z drugiej wyróżniająca się na tle dzisiejszej papki.
Rzecz bez dwóch zdań godna uwagi i polecenia każdemu, kto szuka produkcji ciekawych i nietuzinkowych. W dzisiejszych czasach to prawdziwy skarb.
Bardzo dobre okruchy życia, zajmujące się tematem oryginalnym jak na anime, bo nie spotkałem go jeszcze w żadnej serii, nigdzie nie jest potraktowany na poważnie, jeśli w ogóle występuje.
Temat transseksualizmu sam w sobie jest bolesny, więc ta 11 odcinkowa seria do radosnych nie należy, ale brakuje w niej też nastroju depresyjnego, najlepiej z płaczliwą muzyczką w tle. Pokazuje przeciwności losu, z jakimi muszą sobie radzić takie osoby, reakcje otoczenia, kwestie ubrań i akceptacji samych siebie. Zachowania bohaterów są wiarygodne, nie tylko głównej dwójki, ale także wszystkich kolegów i koleżanek z klasy, rodzeństwa. Dużo kwestii nie jest powiedzianych wprost, widz musi domyślić się, co bohater chciałby powiedzieć, co czuje.
Gdy przysiadamy do tego anime, musimy uzbroić się w dużą dawkę empatii, ta seria tego wymaga. Nie ma scen pełnych patosu, jakie spotykamy często w dramatach, autorzy nie pokazują palcem momentów, które powinny wzruszyć. Temat osób trans nie jest jest potraktowany z wszelkimi szczegółami, zmiana płci nie jest tu tak naprawdę tematem, nie mówi się o niej.
Tematem jest dorastanie, poznawanie siebie, odpowiedzi na pytanie: czego tak naprawdę pragnę i czy mam odwagę być szczęśliwy/szczęśliwa? Czy mam nadzieję na życie, w którym będę akceptowany/akceptowana? Pytania jak widać uniwersalne, więc absolutnie nie zaliczyłbym tego anime do serii skierowanych do wąskiej grupy osób.
Grafika jest dość ciekawa, bo wszystko zasnuwa jakby mgła, kolory są w niej skąpane, pastelowe.
Bardzo dobra pozycja, fani okruchów życia nie powinni być zawiedzeni. Gorąco polecam, niezwykłe anime, choć tak mało znane i niedocenione.
9/10.
Spoko
Każdy kto lubi obserwować wolną akcję,przeżycia bohatera i kogo zainteresuje temat przewodni anime powinien je obejrzeć. Stratą czasu nie będzie. Lecz nie nastawiajcie się na nie wiadomo co. Seria mimo wszystko jest dobra 6/10
Ps: Wkurzył mnie kolejny festyn szkolny…
Cudo : )
Głównym plusem serii byli bohaterowie. Niby można powiedzieć, że to tylko dorastające dzieci, jednak twórcą udało się stworzyć niepowtarzalne charaktery, które wydawały się niezwykle rzeczywiste. Postacie ciągle zmieniały się. Nie gwałtownie, ale z odcinka na odcinek. Spokojnie i powoli jak w prawdziwym życiu. Nikt nie został obdarzony żadną traumatyczną przeszłością, wszyscy mieli normalne rodziny i opiekujących się nimi rodziców. Główny bohater, mimo swojej 'przypadłości', nie tracił czasu na płakanie w kącie, próbując ciągle zmierzać naprzód; a nawet walczyć o bycie tolerowanym takim, jakim w rzeczywistości był. Twórcy (na szczęście) nie zrobili przy tym z Nitoriego jakiegoś wielkiego cudotwórcę, zmieniającego poglądy wszystkich dookoła, jednak moim zdaniem odniósł jakiś sukces chociażby przez samo to, że dorósł i zaczął tolerować zachodzące w nim samym zmiany.
Jego koleżanki wyróżniały się wyraźnie swoimi indywidualnymi charakterami. Każda z nich miała swoje zdanie (nie wyglądało to jednak sztucznie) i każda w inny sposób pokazywała swoje emocje. Dziewczęta powoli stawały się coraz starsze, a przy tym coraz bardziej rozumiały otaczający je świat i relacje międzyludzkie. Pozytywnym zaskoczeniem było dla mnie także to, że siostra Nitorgiego- Maho, nie była tak naprawdę rozkrzyczaną, rozpieszczoną nastolatką rodem z amerykańskich filmów. Mimo swojego egoizmu ciągle dbała i przejmowała się swoim bratem. Swoje uczucia, te w stosunku do brata i te w stosunku do swojego chłopaka, pokazywała jednak na swój własny sposób. Tak samo zresztą jak pozostałe dziewczęta.
Historia opowiadana była wolno, ale nie nudno. Temat, który na początku wydawał się najważniejszy, z czasem został odrobinę zepchnięty na bok, a głównym zmartwieniem bohaterów stało się najzwyklejsze w świecie dorastanie. Oczywiście Nitori przechodził ten okres tak, jak moim zdaniem przechodziłby chłopiec w jego sytuacji. O ile oczywiście byłby wystarczająco silny (a trzeba przyznać, że on wbrew pozorom taki był). Nie widziałam żadnych nieścisłości, lecz powiem szczerze, że nawet jeżeli takie wstąpiły, były najprawdopodobniej dla mnie nie do zauważenia.
Grafika cudownie podkreślała nastrój serii. Ciepłe, delikatne i przyjemne dla oka kolory idealnie współgrały z treścią ,,Hourou Musuko”. Nie zauważyłam żadnych zgrzytów w animacji. Wszystko wydawało się do siebie pasować i być na swoim miejscu. To samo zresztą mogę powiedzieć o muzyce, która może nie była jakimś specjalnym hitem, jednak prezentowała się dobrze i co najważniejsze- pasowała.
Jak dla mnie absolutna wspaniała wspaniałość ;)
kliknij: ukryte Postrzegam Hourou Musuko bardziej jako historię o dorastaniu, a nie o osobach transgenderycznych. Podoba mi się ta historia jako w miarę lekka, mimo że z poważnym tłem, historia o grupie słodkich dzieciaków, które dojrzewają, i myślę tu o osobowości, a nie o ciele. Nitori właśnie dojrzał, przynajmniej na to wygląda. Zapewne konsekwencje pójścia do szkoły w żeńskim mundurku tak na niego wpłynęły. Nie rozpaczał nad tym, że jego głos się zmienia, życzył sobie sukcesu sztuki, a nie bycia dziewczynką, nawet jeśli to było tylko symboliczne… Podobało mi się to, naprawdę, i między innymi dlatego, że nie wiem, czego się spodziewać po mandze, cieszę się, że otrzymaliśmy taki koniec – koniec pasujący do historii o dorastaniu, nie historii o osobach transgenderycznych – w anime. :)