Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Studio JG

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

8/10
postaci: 6/10 grafika: 8/10
fabuła: 9/10 muzyka: 9/10

Ocena redakcji

8/10
Głosów: 20 Zobacz jak ocenili
Średnia: 7,85

Ocena czytelników

8/10
Głosów: 1005
Średnia: 8,1
σ=1,67

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Costly)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Mahou Shoujo Madoka Magica

zrzutka

Magical girls w przesłodzonym nastroju ratować będą świat? A gdzie tam! Naprawdę ciekawa próba ugryzienia gatunku z zupełnie innej strony.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Altramertes

Recenzja / Opis

Od dawna czekałem na tytuł tego rodzaju. Był on po prostu nie do uniknięcia. Oglądając wszelakie serie powielające motyw magical girls, widząc ogrom cech wspólnych, jakie zawsze muszą w nich występować, a także absurdalną liczbę „dogmatów”, których nigdy nie łamią, dochodziłem do wniosku, że prędzej czy później po prostu musi się pojawić seria, która zerwie z tym wszystkim. Czymś takim właśnie jest Puella Magi, seria o nastolatkach z czarodziejskimi mocami inna niż wszystkie.

Czternastoletnia Madoka Kaname budzi się pewnego dnia po dziwnym śnie. Widziała w nim dziewczynę, prawdopodobnie w podobnym wieku, walczącą samotnie przeciwko monstrum wyglądającemu niczym wycięte z psychodelicznej wizji. Choć obserwowana przez Madokę nastolatka stawiała zacięty opór, wyraźnie przegrywała. W tym momencie jednak pojawiła się tam kolejna postać, niewielka istota wyglądająca niczym pluszowe zwierzątko, która oznajmiła naszej bohaterce, że może jej dać moc pozwalającą pokonać wroga. W tym momencie Madoka obudziła się i pewnie wspomnienie dziwnego snu znikłoby jeszcze tego samego dnia… Gdyby parę godzin później w klasie Kaname nie pojawiła się nowa uczennica – Homura Akemi, dziewczyna z snu naszej bohaterki.

Jak to zazwyczaj bywa, senny scenariusz szybko zaczyna się urzeczywistniać. Bohaterka wraz ze swoją szkolną koleżanką, Sayaką Miki, spotyka drugiego z sennych gości, który nosi miano Kyubey. Wraz z towarzyszącą mu inną magical girl (pałac za adekwatny i dla każdego jasny polski synonim…), Mami Tomoe, składa on zaskoczonym dziewczynom propozycję – spełni jedno dowolne życzenie każdej z nich, a w zamian za to mają się one podjąć walki ze złymi czarownicami i przyjąć moce ku temu potrzebne.

Na tym etapie można już stwierdzić jedno – ile razy nie kręciłbym nosem na kombinacje i gmerania przy kresce, do jakich to skłonny jest SHAFT, tak tym razem nareszcie wyszło im to na zdrowie. Właśnie grafika jest tym, co od pierwszych momentów pozwala namacalnie czuć, że Puella Magi nie jest kolejną cukierkową serią o ubranych w kolorowe ciuszki nastolatkach walczących ze złem. Mroczne, pełne cienia scenografie, wyraźnie kontrastujące z radosnymi postaciami dziewczyn – to daje świetny efekt. Pal sześć, że to wygodna wymówka dla twórców, pozwalająca nie przejmować się ilością szczegółów w tle. Jednak najlepszą częścią dla mnie są walki i starcia ze wspomnianymi wiedźmami. Ten element wyraźnie miał być znakiem firmowym serii. Na te chwile cała grafika staje się abstrakcyjna, by nie powiedzieć – psychodeliczna. Pełne groteski istoty w zniekształconych, ręcznie narysowanych sceneriach wyglądają naprawdę unikatowo na tle widzianych przeze mnie wcześniej animacji. O ile mogę bardzo różnie oceniać poziom artystyczny poszczególnych motywów (od świetnych po kompletnie nietrafione), o tyle jako całość wypada to zaskakująco dobrze. Jeżeli kogoś sam pomysł na starcie odrzuci, to straci on większość przyjemności płynącej z oglądania serii. Na szczęście znalazłem się w grupie osób pozytywnie reagujących na ten eksperyment. Szczęście o tyle duże, że bez tego nie ma szans na „złapanie” nastroju tej produkcji.

O ile w moim odczuciu grafika była tu kluczowa, o tyle na niej nie mogło się oczywiście skończyć. Od początku uwagę może przykuć spora ilość drobnych szczegółów. Na przykład, jak w każdej serii tego gatunku, mamy tu postać­‑maskotkę. Jednak nasz Kyubey nie jest w żadnym stopniu uroczy – niezmienny uśmiech na jego twarzy wraz z rozwojem akcji nabiera coraz bardziej upiornego wyrazu. Na ekranie stopniowo pojawia się coraz więcej magical girls. Za żadne jednak skarby nie chcą one dzielić ze sobą oczekiwanych przez fanów gatunku więzów przyjaźni. Już nawet odchodząc na chwilę od kwestii związanych z samym gatunkiem, może tu odrobinę przesadzę, ale w moim odczuciu jakby dla podkreślenia odmienności tej serii, twórcy ukazali rodzinę Madoki w wyjątkowo nietypowej jak na konserwatywne standardy anime formie – z pracującą i utrzymującą rodzinę matką (swoją drogą, najciekawszą dla mnie postacią) oraz zajmującym się domem ojcem.

Mniej więcej tak właśnie to się rozwija – fabuła, z początku wręcz na siłę stylizowana na kanony gatunku, w zupełnie przeczącej temu oprawie, stopniowo od jednego odbiegającego od normy faktu do drugiego nabiera kształtu zupełnie odmiennego od tego, czego można by oczekiwać. Konsekwentnie wywracane są do góry nogami wszystkie kwestie, które z początku wydają się jednoznacznie „białe” lub „czarne”. Na tej formule – niestety – tracą postaci. W większości mają one w fabule przedmiotową rolę, jako narzędzie do ukazania, że dany gatunkowy schemat można odwrócić do góry nogami. Dlatego też często można odczuć, że dane wydarzenie fabularne nie jest konsekwencją zachowania bohatera – bohater tak się zachował, ponieważ było to konieczne do osiągnięcia danego wyniku fabularnego. Nie jest to tendencja wyjątkowo rażąca czy odbierającą przyjemność oglądania, ale też trudno na to nie zwrócić uwagi.

Napomknąłem o jednej wadzie, będę więc drążyć ten temat dalej. Pozostawiając na boku bezsilność postaci wobec wszechmocy scenarzystów, pełniąca rolę protagonistki Madoka jest i bez tego – delikatnie mówiąc – przeciętnie udaną postacią. Od samego początku do końca pozostaje naiwnie dobrotliwa i pozytywnie nastawiona do świata. Twórcy zaserwowali jej przynajmniej kilka momentów krótkiego załamania, co ją odrobinę – ale tylko odrobinę – ratuje. To po prostu postać typowa dla gatunku w serii, która miała być wszak nietypowa. Moim zdaniem kładzie ona rysę na końcowym efekcie.

Powiedziałem sporo dobrych słów na temat grafiki. Wypada w tym momencie uzupełnić to kilkoma szpilkami, w tym też tymi większymi. Zaczynając od największej – animacja postaci. Tragiczna. Długimi chwilami nie przeszkadza, bo i perspektywa, z której widzimy akcję, bardzo często zwalnia z wysiłku ludzi odpowiedzialnych za animację. Ale gdy już przychodzi chwila, kiedy należy pokazać dłuższe ujęcie z postaciami w ruchu – zwłaszcza jeśli mowa o postaciach idących lub biegnących – z całą mocą rzuca się w oczy nienaturalność ich ruchów. Nawet przy starciach, gdy twórcy decydują się na wstawienie pojedynczego dłuższego ujęcia pokazującego ruch postaci, od razu widać brak płynności i desperackie próby zasłonięcia tego najróżniejszymi efektami graficznymi. W ostateczności skupiają się na stworzeniu jednej w miarę dobrej sekwencji i powtarzają ją kilkukrotnie (vide starcie Miki i Kyoko). Można też czepiać się małej ilości szczegółów w tłach, ale tego nie umiem traktować jako wady – scenerie podporządkowane są konsekwentnie mrocznej atmosferze serii, a to dla mnie zaleta.

Za to długo musiałbym zastanawiać się i drapać po głowie, aby znaleźć dobry zarzut pod adresem muzyki. Zresztą, wystarczyło mi paręnaście sekund pierwszego odcinka, aby poznać twórcę – Yuki Kajiura. O ile generalnie każdy jej soundtrack strasznie lubię, o tyle w tym wypadku był to wybór szczególnie trafny. Kto przeczytał opis grafiki, ten chyba już wie, że ta twórczyni pasuje do przyjętej konwencji idealnie. Ending w serii wykonuje Kalafina, czyli naturalnie został on również napisany przez Yuki. Za to w openingu usłyszymy ClariS, która udowadnia, że jej bardzo udany opening do Oreimo, zatytułowany Irony, nie był przypadkiem. Na potrzeby Madoka Magica wykonuje ona utwór Connect, który również wypada świetnie. Powodem, dla którego muzyce nie dam „dziesiątki”, jest nieodpowiednie gospodarowanie posiadanym przez twórców dorobkiem. W trakcie seansu usłyszałem bardzo dużo razy kilka konkretnych utworów – dostatecznie dużo, aby znudzić się nimi. Tymczasem soundtrack zawiera wiele innych ciekawych pozycji, które z nieznanych mi powodów pojawiły się na przestrzeni wszystkich odcinków zaledwie 2­‑3 razy. Skoro zasoby istniały, czemu do znudzenia serwowano to samo?

Ogółem oceniam Puella Magi bardzo dobrze. Wiem jednak, że oceny, jakie seria dostaje naokoło, są bardzo rozbieżne. Spory wpływ ma na to na pewno nietypowa kreska, która jeżeli komuś do gustu nie przypadnie, może zniszczyć cały seans. Działa to jednak w dwie strony, bo i sama w sobie może ona stać się powodem do obejrzenia tej serii. Anime to ma być też przede wszystkim nastrojowe, w sposób oczywisty więc warunkiem koniecznym do udanego seansu jest podchwycenie tego nastroju. Mogę zagwarantować udany seans każdemu, komu się to uda. W przypadku pozostałych… Cóż, na pewno nie powiem, że jest to pozycja obowiązkowa. Na pewno jednak warta szansy i nieopatrzona dużym ryzykiem.

Costly, 11 lipca 2011

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: SHAFT
Autor: Magica Quartet
Projekt: Takahiro Kishida, Ume Aoki
Reżyser: Akiyuki Shinbou
Scenariusz: Gen Urobuchi
Muzyka: Yuki Kajiura