Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Dango

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

4/10
postaci: 3/10 grafika: 5/10
fabuła: 6/10 muzyka: 4/10

Ocena redakcji

brak

Ocena czytelników

4/10
Głosów: 6
Średnia: 4
σ=1,73

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Myore)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Mizu ni Sumu Hana

Rodzaj produkcji: film (Japonia)
Rok wydania: 2006
Czas trwania: 84 min
Tytuły alternatywne:
  • Romance of Darkness
  • Waterflower
  • 水に棲む花
Tytuły powiązane:
Gatunki: Dramat, Fantasy, Romans
Widownia: Shoujo; Postaci: Bóstwa, Smoki, Uczniowie/studenci; Pierwowzór: Manga; Miejsce: Japonia; Czas: Współczesność; Inne: Live action, Magia, Trójkąt romantyczny
zrzutka

Przeciętna ekranizacja przeciętnej mangi. Oraz: jak ratować film, gdy nie ma kasy na efekty specjalne. Czyli coś, co od biedy można obejrzeć.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Enevi

Recenzja / Opis

Rikka Nikaidou jako jedyna z klasy przeżyła wypadek autokaru, który wpadł do rzeki. Po tej ogromnej tragedii jej życie wywraca się do góry nogami. Dziewczyna skazana na docinki koleżanek z równoległych klas, w rodzaju „Czemu to akurat ona przeżyła?”, zagłusza smutki, chodząc na basen. Jednak bardziej niż docinki rówieśników niepokoi ją raptownie narastająca obsesja na punkcie pływania – powoli traci wręcz umiejętność życia na suchym lądzie. Do tego zaczyna prześladować ją czarnowłosa dziewczyna o tym samym imieniu, Rikka Mizuchi, która grozi jej śmiercią. Ujawnia się też sprawca całego zamieszania, szaleńczo przystojny (przynajmniej w zamierzeniach scenariusza) Izumi.

Nie trzeba daleko szukać, by stwierdzić, że film nie jest specjalnie wybitny. Po pierwsze dlatego, że historia sama w sobie jest przeciętna, a po drugie, bo nie poratowano go zbyt wysokim budżetem. Ale zacznijmy od początku.

Jak to recenzentka mangi napisała, Mizu ni Sumu Hana jest kolejną wariacją na temat mitu o Wodnym Bogu, którego moim zdaniem najlepiej utożsamić z chińskim smokiem. Ten mitologiczny symbol mocy, potęgi i między innymi akwenów i rzek jest kwintesencją całej historii pierwowzoru. Jednak fabuła trzyma się tak sztywno mangi i rozwleka pierwsze 18 rozdziałów, że nie starczyło czasu na rozwinięcie tego wątku. Twórcy filmu zdecydowali się więc na inny eksperyment, który wypadłby niegłupio, gdyby konsekwentnie podążyli tym tropem. Wprowadzili na scenę postać reportera, który od wypadku autokarowego czynnie śledzi losy Rikki. Prawdopodobnie chcieli przyspieszyć akcję dzięki jego monologom i poprowadzić historię z jego perspektywy, ale koniec końców i tak czasu zabrakło. Wątek reportera wciąż jest obecny, ale gdzieś się gubi, a w międzyczasie historia skupia się na relacjach między postaciami. Mamy mnóstwo głównej bohaterki i ratującego ją z opresji kuzyna Yuzuru, w którym już nie potajemnie, bo dość wyraźnie się kocha. Mamy też mnóstwo Izumiego i jego niewolnicy, że tak to ujmę, Rikki M. Mamy też mnóstwo spotkań i kilka potyczek między tymi dwoma parami. Co więc stało się z głównym smoczym wątkiem? Został wykorzystany jedynie do określenia postawy bohaterów i przedstawiony jako schemat walki dobra ze złem, koniec. Fabuła więc okazuje się bardziej przeciętna i sztampowa od fabuły mangi. Cała ta – może nie piękna, ale interesująca na tyle, że ją obejrzałam – historia, zostaje sprowadzona do najprostszego i najnudniejszego finału, jaki można było wymyślić. A mogło być tak pięknie.

Co do technicznych aspektów tego tworu, nie ma w zasadzie czego komentować. Obraz jest zwyczajny, bez polotu. Na ekranie nie dzieje się wiele, a nawet jeśli się dzieje, to kamera po prostu się nie sprawdza. Sceny walki nie wyróżniają się na tle całości, ponieważ tak jak wszystkie inne, zostały pokazane w dwóch­‑trzech ujęciach. W ogóle momenty, w których naprawdę powinno się coś dziać, są tak zapierające dech w piersiach, że patrzenie na spływającą wodę w zlewie bywa bardziej fascynujące. Komentowanie efektów specjalnych sobie oszczędzę. Wszystko widać na jednym z dołączonych kadrów. Na szczęście było ich niewiele i jako tako usprawiedliwiają brak rozwinięcia smoczego wątku: twórcy nie mogli sobie pozwolić na pokazanie walczących smoków, stworzyli więc postać reportera, który niekoniecznie musiał wszystko widzieć i dlatego widz też tego nie zobaczy. Jest to oczywiście pójście na łatwiznę, ale z drugiej strony przy takich efektach specjalnych nie jestem pewna, czy chciałabym te smoki oglądać. Muzyka znowuż jest rodem z horroru. Właściwie nie jest zła, ale jest jej zdecydowanie za mało i została źle dopasowana do tego, co się dzieje na ekranie. Oglądając to w środku nocy, miałam chwilami wrażenie, jakbym widziała tani japoński horror – choć w sumie te przeraźliwe momenty akustyczne były jedynymi, które wybudzały z drzemki.

Dość jeżdżenia po całości, czas zrównać z ziemią… obsadę aktorską. Tak naprawdę to, co opisałam do tej pory, to nic. Tym, co popsuło film najbardziej, nie była nieudolność głównego wątku, ani obraz, ani muzyka, a aktorzy. Po kolei.

Główna bohaterka, Rikka Nikaidou, grana przez Aki Maedę, wypadła strasznie słabo i to wcale nie przez brak podobieństwa w wyglądzie. Przez cały seans Aki sprawia wrażenie kukiełki poruszanej na drucikach. Mówi to, co kazali jej mówić i idzie tam, gdzie kazali jej iść, ale wszystko, co robi, jest kompletnie pozbawione emocji. Nawet nie próbuje udawać, że jest smutna. Nawet nie próbuje udawać, że jest zaskoczona tym, że druga Rikka rozpływa się w powietrzu. Nie próbuje udawać niczego. Kompletny brak ekspresji, po prostu totalne zero. Jest główną bohaterką, a nie widać jej w tym filmie w ogóle. Z kolei Yuzuru Nikaidou (Terunosuke Takezai), kuzyn Rikki, zawsze i niezależnie od wszystkiego albo szczerzy zęby, albo ma głupi uśmiech. Patrząc na niego, odnosiłam wrażenie, że jest bardzo rozbawiony faktem, że dali mu tak zniewieściałą rolę „królewicza” walczącego o „królewnę”.

Izumi (Mizuho Takasugi), jak wspomniałam wcześniej, to szaleńczo „przystojne” zło i największy postrach filmu. Uwaga, został zepchnięty na drugi plan! Pomijając fakt, że pan wybrany do tej roli nie jest ani trochę przystojny (a przydałoby się, żeby był, w końcu to bóstwo), praktycznie też wcale go nie widać. Pojawia się, może nie rzadko, ale w takich chwilach, kiedy nic nie robi, albo tylko po to, by po pięciu minutach dostać po tyłku i odejść. Druga Rikka Mizuchi (Keiko Kitagawa) jest jedyną z pierwszoplanowych postaci, której nie mam nic do zarzucenia. Jest naprawdę ładna, potrafi udawać zołzę, którą gra, i robi to dobrze. Jest co prawda aż nadto ekspresywna w porównaniu do oryginału, ale przynajmniej pokazała, że potrafi grać. Na tle całej reszty wypada znakomicie. Warto też wspomnieć o Toshiyukim Nagashimie, który gra rolę reportera. Nie jest jakąś wybitną postacią, ale dobrze łata dziury w szwajcarskim serze, który pozostawia po sobie nieumiejętność wytłumaczenia widzowi odsłanianych tajemnic w inny sposób, jak poprzez jego narrację. Pozostała część obsady, podobnie jak w mandze, stanowi jedynie tło.

Podsumowując, powiedziałabym, że film prezentuje się na względnie podobnym poziomie, co manga. Jest nastawiony bardziej na wątki romantyczne i walkę dobra ze złem niż na mitologiczne zależności, jednak niewiele to zmienia w ogólnym odbiorze. Romans nadal jest jałowy i właściwie wszystko jest jałowe. Nie wiem, komu poleciłabym ten tytuł: podobnie jak w przypadku mangi, dostajemy ni to romans, ni to mit, ni to reportaż. Wydaje mi się, że należy potraktować film jako mordercę nudy i po prostu mieć go pod ręką, gdy najdzie nas ochota, żeby obejrzeć coś mało wyszukanego i nieskomplikowanego.

Myore, 11 października 2011

Twórcy

RodzajNazwiska
Autor: Chie Shinohara
Reżyser: Kenji Gotou