Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Zapraszamy na Discord!

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

8/10
postaci: 7/10 grafika: 9/10
fabuła: 6/10 muzyka: 9/10

Ocena redakcji

7/10
Głosów: 5 Zobacz jak ocenili
Średnia: 7,40

Ocena czytelników

6/10
Głosów: 78
Średnia: 6,26
σ=2,32

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Gamer2002)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Dororon Enma-kun Meeramera

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2011
Czas trwania: 12×24 min
Tytuły alternatywne:
  • Dororonえん魔くん メ~ラめら
  • Ghastly Prince Enma Burning Up
Postaci: Youkai; Pierwowzór: Manga; Miejsce: Japonia; Czas: Współczesność; Inne: Magia
zrzutka

Szaleństwo, wulgarność, nagość i niedorzeczność, czyli świetna adaptacja mangi Go Nagaiego.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Jako autor mang, Go Nagai jest jednym z największych rewolucjonistów tego medium. To on w Mazinger Z wprowadził koncept pilotowanego wielkiego robota, w Violence Jack stworzył postapokaliptyczny świat na lata przed Fist of the North Star, a także wymyślił uznawaną za pierwszą dorosłą magicial girl postać Cute Honey. Jednakże pierwszą rzeczą, jaka przyniosła mu sukces, było powstałe w 1968 roku Harenchi Gakuen, czyli pierwsze ecchi. Oczywiście cenzura zainteresowała się wujkiem Go i kazała mu tę serię zakończyć. Nagai zrobił to, ale napisał zakończenie, w którym bohaterowie organizują ruch oporu przeciwko cenzurze, co było jego własną deklaracją wojenną.

Nagai później niejednokrotnie wracał do ecchi i tematów tabu. Po poważnej mandze Devilman w 1973 roku, dla odreagowania stworzył lekkie ecchi w konwencji przygodówki shounen, czyli Dororon Enma­‑kun. Jest to jeden z najpopularniejszych w Japonii tytułów Nagaiego, choć mniej znany poza Krajem Kwitnącej Wiśni. Tytułowym bohaterem jest piekielny shota, bratanek i imiennik władającego światem umarłych króla Enmy. Na polecenie wujka Enma zajmował się uganianiem za zbiegłymi demonami, oczywiście wtedy, gdy nie uganiał się za dziewczynami. W tym samym roku powstała także wersja anime, pozbawiona jednak większości elementów ecchi. W roku 2001 pojawił się jeden tom mangi Dororon Enpi­‑chan, gdzie bohaterowie byli odpowiednikami oryginalnego składu, tylko z zamienionymi płciami. W 2006 roku Go Nagai stworzył jeszcze mangę Demon Prince Enma, która w tym samym roku doczekała się adaptacji OAV. Opowiadała ona o już dorosłym Enmie, a jej historia była mroczniejsza i poważniejsza.

Pod koniec 2010 roku przeszła w Tokio uchwała 156, czyli prawne ograniczenie fanserwisu w anime i mangach. Na wiosnę 2011 Go Nagai zezwolił na powrót Enmy w anime Dororon Enma­‑kun Meeramera, zawierającym tym razem elementy ecchi. Podejrzewam, że te dwa fakty są ze sobą powiązane.

Reżyserem i autorem scenariusza tego remake’u jest Yoshitomo Yonetani, który reżyserował między innymi Gao Gai Gar. Yonetani niejednokrotnie w tej serii nawiązywał do swego najsłynniejszego dzieła, między innymi obdarzając Enmę specjalnym atakiem młotem, którym kończył on swe walki. Stworzona przez Yonetaniego fabuła jest nieskomplikowana, bo w tego typu seriach stanowi ona tylko pretekst do gagów, a poza tym mamy przecież do czynienia z adaptacją serii młodzieżowej z lat 70. Chodzi głównie o to, że niektórzy mieszkańcy Podziemnego Świata zaczęli uciekać na Ziemię i rozrabiać, co psuło opinię reszcie demonów. Władca demonów, król Enma, wysłał na Ziemię swego bratanka Enmę i jego przyjaciół, aby jako Demoniczny Patrol tropili i karali zbiegłe demony. Ot, epizodyczny potwór tygodnia. Znam jednak Yoshitomo Yonetaniego z Gao Gai Gar i wiem, że mając w rękach budżet, jest on dobry w wykorzystaniu tego schematu. Po prostu zdaje on sobie sprawę z tego, że robi serie zależne od wspomnianego schematu, dlatego też się do niego przykłada. Pomimo powracających stałych elementów, postacie próbują w różny sposób podejść do każdego nowego demona, a zmienne warunki starć także dostarczają różnorodności. Drugą rzeczą, w której Yonetani jest dobry, jest umieszczanie zawczasu szczególików dotyczących dalszej fabuły. Jest to co prawda tylko dwunastoodcinkowa seria i dopiero ostatnie cztery odcinki nie są epizodyczne, ale każdy absurdalny zwrot fabularny jest mniej lub bardziej subtelnie zapowiedziany. Na przykład bardzo istotne jest to, że w jednym ze środkowych odcinków atak przeciwnika nie wpłynął na Enmę.

Postacie są zgodne z mangą. Enma jest niczym Gigi (a właściwie to Gigi jest niczym Enma) z dodatkiem heroicznego socjopaty. Jest to chłopak mający dwa wielkie zamiłowania – uwielbia walczyć z mocnymi przeciwnikami i uwielbia mające czym oddychać dziewczyny. Jest w gorącej wodzie kąpany i jak sam stwierdził, myślenie nie bywa jego najmocniejszą stroną. Nie można mu jednak odmówić nieustannej brawury, czy też raczej bezmyślności, ani męskości, czy też raczej niezaspokojonego zboczenia. Jednakże podniety Enmy i cały związany z tym humor ecchi są w stu procentach zdrowe – Enma jest zainteresowany jedynie rozwiniętą kobiecością, lolitki są wyśmiane jako niepociągające, zaś opcja kazirodztwa też zostaje odrzucona.

„Ludzką” perspektywę na poczynanie grupy daje dziewczynka o imieniu Harumi. W oryginalnej mandze była ona postacią trzecioplanową, a jej miejsce w fabule zajmował jej chłopak, Tsutomu, jednakże anime zamieniło ich role. Okazało się to dobrą decyzją: Tsutomu był typowym dzieciakiem z lat 70., który plątał się pod nogami głównej obsady w celu bycia typowym dzieciakiem z lat 70. plączącym się pod nogami głównej obsady. Poza tym, że stosunek płci 2:3 w drużynie wydaje się słuszniejszy, Harumi jest od niego lepszą (i najlepszą w anime) postacią. Jest od Tsutomu aktywniejsza, angażuje się w sprawy Patrolu i robi to, czego reszta zespołu nie potrafi, czyli myśli. Jest ona niczym Kyon z Melancholii Haruhi Suzumiyi, będąc jedyną osobą w składzie posiadającą zdrowy rozsądek, zrozumienie powagi sytuacji oraz sarkastycznie wytykającą wszystkie głupoty w serii, chociaż mimo wszystko potrafi się dobrze bawić w dziwacznym towarzystwie. Co prawda często na siłę jest wciągana w kolejne epizody fabuły, ale przecież ta seria jest zgodna z duchem lat 70., więc kto by się czepiał takich nieistotnych detali?

Lodowa księżniczka Yukiko jest jedyną poza Enmą osobą w Demonicznym Patrolu, która potrafi walczyć. Yukiko jest dokładnym przeciwieństwem Enmy, milsza od niego oraz (ciapkę) rozsądniejsza. Nierzadko pada ofiarą upokarzającego traktowania seksualnego przez Enmę lub rozbierających ją podczas walki przeciwników (to także zostało wynalezione przez wujka Go), ale jest też kompetentnym magiem lodu i potrafi sama dać sobie radę. Nierzadko wścieka się, gdy Enma przesadza ze swoim zachowaniem/głupotą, ale tak naprawdę czują oni do siebie miętę pomimo dzielących ich różnic. Nie można jednak zaliczyć Yukiko w szeregi tsundere, gdyż jest na to zbyt uprzejma i naiwna, po prostu zwyczajnie irytuje się, gdy Enma za bardzo zawodzi lub ją maltretuje.

Pozostali członkowie Demonicznego Patrolu to gadający stary kapelusz Enmy, Chapeauji, który jest głównym źródłem wiedzy demonicznej (choć skleroza czasem daje się mu we znaki), oraz kappa Kappaeru, który jest drużynową ofiarą losu niczym Kenny z South Parku. Oczywiście obydwaj są pazerni na „widoczki”, podobnie jak Enma. Z istotnych postaci warto jeszcze wspomnieć o wielkim królu Enmie, któremu głosu użycza sam Norio Wakamato. Jego osobowość w stosunku do oryginału uległa modyfikacji, a zmiana polega na… Powiem to tak, nieraz usłyszycie Wakamato mówiącego słodkim, wysokim głosem. Nosząca róż Enpi także pojawia się w tej serii, tym razem w roli antagonistki, której celem jest uczynienie świata bardziej ecchi. Niejednokrotnie jednak łączy ona siły z Demonicznym Patrolem, gdyż jej knowania z reguły obracają się przeciwko niej, albo ponosi ją gwałtowny temperament. Bardzo podobał mi się też jej projekt postaci z doskonałymi włosami. Z postaci czysto komediowych stałym elementem jest jeszcze nauczyciel Tobatiri, który zawsze musi boleśnie ucierpieć ku uciesze widzów.

W serii komediowej najważniejszy jest humor, ale istnieje kwestia, którą chcę poruszyć wcześniej. Ci, którzy czytają moje inne recenzje, pewnie zwracają uwagę na ich długość. Mam nawyk rozpisywania się na temat serii i piszę wszystko, co o niej myślę. Robię to, bo piszę z myślą o czytelniku, który o tytule niczego nie wie, i chcę nakreślić obraz, jak dane anime wygląda i na co kładzie nacisk (a przynajmniej jak ja to wszystko widzę). To, na ile podoba mi się tytuł i jak go oceniam, jest kwestią czysto subiektywną, w końcu to, co mi się podoba, nie musi się podobać innym. Gusta ludzi są różne i każdy ma inne oczekiwania, więc kwestia „obiektywnej oceny” nie jest wcale prosta czy możliwa. A z ocenianiem humoru jest dziesięć razy gorzej.

Jeżeli jednak mam wyrazić swoją opinię na temat humoru tego tytułu, powiem, że uznaję go za zwyczajnie genialny. Na początku seria jest szalona, a dalej wariuje jeszcze bardziej – w każdym odcinku musi być przynajmniej jedna scena, w której człowiek z osłupieniem zastanawia się, co też właściwie ogląda. W humorze ecchi podoba mi się, że twórcy nie kierowali się podejściem „o patrz, żart, który zaspokaja twój fetysz” tylko zdrowym „o patrz, żart, który chrzani opinie obrońców moralności”. Seria jest niegrzeczna i wulgarna (choć i tak w mniejszym stopniu niż manga), ale takich rzeczy, jak na przykład ujęcia na majtki Harumi nigdy nie zobaczymy. Nie jest to jedyny rodzaj pojawiającego się humoru: są także już wspominane przeze mnie komentarze Harumi, slapstick w postaci wszystkiego, co się przytrafia Kappaeru, a nawet humor absurdalny. Są też żarty z tego, że bohaterowie występują w anime, oraz kopalnia odwołań i nawiązań do popkultury lat 70., nie tylko japońskiej, ale i zachodniej, co pozwala mi wmawiać wszystkim, że to inteligentny tytuł. Szczytem szaleństwa jest oczywiście finał serii, gdzie osiągnięty stopień wariactwa wymaga już geniuszu. To anime w swym klimaksie robi coś, czego raczej nie zobaczycie w żadnej innej serii. Czasami co prawda część żartów się powtarza: kilka gagów z pierwszego odcinka wraca raz czy dwa niczym bumerang, nauczyciel i Kappaeru zawsze muszą boleśnie ucierpieć, Yukiko musi zostać zmaltretowana, a twórcy tak samo chcą, byśmy pamiętali o szpetnym wizerunku profesora Demona, jak my chcielibyśmy o nim zapomnieć. Ale i tak w każdym odcinku zawsze znajdzie się spora ilość czegoś nowego.

Nawet jeżeli wszystko powyższe u niektórych przywołuje na myśl określenie „gniot”, nie można nazwać tej serii tanią szmirą. Jeśli już, jest to droga szmira, ponieważ graficznie ta seria jest cudowna. Takahiro Kimura, którego Yonetani zabrał ze sobą z zespołu od Gao Gai Gar, odpowiada za odnowienie projektów postaci, które wyszło mu po prostu świetnie. Wygląd bohaterów i różnorodność ich kształtów spełniają główne założenia oldschoolowej kreski Go Nagaiego, tylko wszyscy są ładniejsi. Pochwalić należy dopracowane tła, szczególnie żywą posiadłość Enmy. Animacja w najgorszym wypadku wygląda dobrze, nie zauważyłem znaczących przeskoków w jakości. Co prawda sekwencje są niekiedy powtarzane, ale mieści się to w konwencjach gatunku, a tego rodzaju tytuły nie należą do wysokobudżetowych, więc i tak jestem pod wrażeniem.

Muzyka jest kolejną mocną stroną serii. Ścieżka dźwiękowa składa się z wielu przeróżnych utworów, a spora część z nich ma całkiem rozbudowaną linię melodyczną. Znajdziemy tutaj kilka utworów z wokalem, muzyczne nawiązania do Mazinger Z czy Getta Robo, kilka rockowych motywów, a także kilka pogodnych melodii, mających w sobie klimat rozrabiactwa. Każda z głównych postaci otrzymała też odpowiadający jej osobisty podkład: najbardziej spodobał mi się smutny motyw Harumi, ale za najbardziej trafny uważam zimowy chórek Yukiko. Bogactwo ścieżki muzycznej przekracza standardy dla serii dwunastoodcinkowej i widać, że włożono w nią sporo pracy. Opening serii, zatytułowany Tamashii Mera Mera Icchou C!, śpiewany przez znanego japońskiego wokalistę Masaakiego Endou, jest po prostu świetny. Jest to rockowy utwór, pełen energii i zapału, o których opowiada, a towarzysząca piosence animacja jest odpowiednio do niej dopasowana. W endingu usłyszymy zaś spokojną kołysankę, całkiem przyjemną, dopóki nie uświadomimy sobie, że mówi o umieraniu.

Obsada aktorska, poza już wspomnianym Norio Wakamato, zawiera też i inne znane nazwiska. Głos tytułowej postaci użycza Kappei Yamaguchi, znany między innymi jako L z Death Note, który świetnie brzmi jako narwany szczeniak, jakim jest Enma. Jako Harumi usłyszymy znaną z roli Saber z Fate/Stay Night czy tytułowej bohaterki Nodame Cantabile Ayako Kawasumi. Mamiko Noto, czyli Ichinose Kotomi z Clannad i Sawako z Kimi ni Todoke, podkłada głos Yukiko. Nigdy bym nie zgadł, że Kappaeru to Takehito Koyasu, który w Gundam SEED (jako Mwu La Flaga), Gundam Wing (Zechs Marquise) i w innych znanych mi jego rolach miał męski i całkiem poważny głos, a tutaj jako mały i nieszkodliwy element komediowy brzmi zupełnie inaczej. W finałowym odcinku w bardzo odpowiedniej dla nich roli pojawiają się też Masako Nozawa oraz Sumie Sakai, czyli Enma i Yukiko z Dororon Enma­‑kun z 1973 roku, co jest miłym ukłonem w stronę fanów.

Nie oceniam tej serii jako remake’u anime stworzonego przez Toei w roku 1973, gdyż jest to bardziej nowa adaptacja mangi. Twórcy pamiętali o tym, by zastosować chwyty, których użył Imagawa w Shin Mazinger, choć nie byli aż tak przewrotni. Jak mówiłem, wprowadzenie Harumi do głównego zespołu było ich najlepszą decyzją, dodanie Enpi też okazało się dobrym pomysłem, gdyż wprowadziło to jakąś celowość działania (uczynić świat bardziej ecchi) ze strony przeciwnej. Co prawda mogłem zapoznać się tylko z połową mangi, zauważyłem jednak, że w anime stonowano seksualne żarty i usunięto krew, ponieważ pierwowzór był znacznie bardziej zboczony. Zmieniono też przebieg walk z demonami, a część z nich zgrupowano po kilka w jednym odcinku. W sumie jednak, na ile mogę oceniać, wszystkie zmiany wyszły tytułowi na dobre i zachowano formę oryginału, nadając jej przy tym świeżości.

Mnie osobiście ta seria bardzo się spodobała, ale zdaję sobie sprawę, że nie jest ona dla wszystkich. Taki jest los komedii: jedni się będą zachwycać, inni będą się złościć, a jeszcze inni przejdą obojętnie. Mnie całe szaleństwo na ekranie odpowiadało, a grafika i muzyka zasługiwały na wysokie noty. Fabuła została skonstruowana zgodnie z konwencją, ale porządnie i doskonale sprawdza się jako uwspółcześniona adaptacja. Postacie są proste i nie rozwijają się zbytnio, jednakże główna obsada jest zgrana i pełna życia. Na pewno tytuł polecam fanom twórczości Go Nagaiego i tym, którzy chcieliby zapoznać się z jego radosnym szaleństwem. Poza tym fani oldschoolu, absurdalnych nieszablonowych komedii ecchi i odmóżdżaczy też mogą rzucić okiem na pierwsze trzy odcinki, żeby zobaczyć, czy seria będzie im odpowiadać.

Gamer2002, 16 lipca 2011

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Brain's Base
Autor: Gou Nagai
Projekt: Takahiro Kimura
Reżyser: Yoshitomo Yonetani
Scenariusz: Yoshitomo Yonetani
Muzyka: Ken'ichi Suzuki, Moonriders