Komentarze
Rurouni Kenshin
- Proszę o remake. : Gutosaw : 12.11.2018 16:10:11
- Re: Rurouni Kenshin : Pazuzu : 18.05.2014 21:31:24
- Rurouni Kenshin : Subaru : 18.05.2014 16:12:28
- komentarz : Jenna : 3.02.2012 22:44:28
- Cóż... : Daerian : 1.12.2011 03:38:25
- komentarz : NEBUKADNECCAR : 1.12.2011 01:35:23
- Mam kiepskie dni.. : pewupe : 13.07.2011 16:38:52
- komentarz : Animaniak : 15.06.2011 16:44:33
- Dobre, dobre i jeszcze raz dobre : Yume : 21.10.2009 19:36:14
- takaya : rewelacja : 8.10.2008 21:15:25
Proszę o remake.
Rurouni Kenshin
Trudno ocenić tę serię, bo jest niesłychanie nierówna. Przez pierwsze kilkanaście odcinków strasznie się nudziłem, kompletnie mnie nie wciągało, ma dość długi wstęp, który… warto przeczekać. Bo od około dwudziestego odcinka akcja mocno rusza z kopyta, wreszcie pojawia się interesujący wątek i widać, że tamto było zaledwie preludium do poznania bohaterów historii.
Rozdział w Kioto jest zdecydowanie najlepszą częścią, dla której warto po tę serię sięgnąć. Jest mrocznie, wzruszająco, wciągająco, ciekawie. Odczuwałem całą gamę emocji, nawet się dość mocno wzruszałem w niektórych momentach, bo nie czułem, że coś jest tu udawane, że historia jest naciągana, nastawiona na efekt. Tak zadziałała na mnie historia mnicha, jednego z popleczników Shisho, bardzo prosta w konstrukcji, można powiedzieć, że wręcz banalna, a jakże niesprawiedliwa i brutalna.
Pojedynki są bardzo zajmujące, Kenshin absolutnie nie jest nieśmiertelny i mimo że można się spodziewać, kto wygra, jednak jest to tak ukazane, by się nie nudzić.
Obecny jest wianuszek stałych bohaterów, każdy znajdzie swojego faworyta, nie da się nie polubić nikogo. Wypadają sympatycznie, na czele z Kenshinem, czyli gapowatym, pracowitym… byłym mordercą. Dobrze ukazano jego dylematy związane z powrotem do zabijania, byłem wręcz pewien, że kliknij: ukryte będzie musiał zrezygnować z sakaby i zaopatrzyć się w prawdziwy miecz, ale okazało się, że Kenshin pozostał wierny swoim ideałom do samego końca, co wzbudziło mój podziw.
Postaci są bardzo ludzkie, charaktery dobrze umotywowane i zarysowane, każdy ma własną, pełną osobowość. Bardzo polubiłem też Saito, którego z początku miałem ochotę udusić, ale potem… kliknij: ukryte stał się poplecznikiem, a że jest postacią historyczną – dodatkowy plus.
Oczywiście na uwagę zasługuje ciekawe tło historyczne, burzliwy okres po upadku szogunatu, rozpoczęcie długiego procesu dojrzewania do zmian, jakie były niezbędne, Pojawiają się różne koncepcje rzekomej naprawy państwa; nie można powiedzieć, że jest tu podział na dobro i zło, bo go nie ma. Widać jedynie, że okoliczności i własne doświadczenia życiowe mają ogromny wpływ na to, jakim się staje człowiekiem i co chce się robić. Podoba mi się ta koncepcja, bo nie pozwala na daną postać patrzeć jednowymiarowo; gdy pojawia się ktoś nowy, jest bardzo prawdopodobne, że niedługo, gdy poznamy go bliżej, zmienimy o nim zdanie.
Ewidentnym błędem jest nierozwinięcie wątku romantycznego między Kenshinem a Kaoru. kliknij: ukryte Przez całą serię nie ma choćby jednego pocałunku, ani jednego wyznania, choć wiadomo, że uczucie wisi w powietrzu. Rozumiem, że on jest kretynem, a ona nieśmiała, ale na litość boską…
Jednak największą wadą jest wszystko to, co dzieje się po zakończeniu epizodu w Kioto, czyli po ok. 70 odcinku. W tym momencie seria powinna się skończyć, i w wersji mangowej rzeczywiście tak jest. Cała reszta to radosna twórczość scenarzystów, którzy zrobili kawałek naprawdę kiepskiej roboty. Przedstawione wydarzenia w ogóle nie trzymają się kupy, wszystko jest na siłę, bo w końcu widz wie i czuje, że to w Kioto stało się to, co najważniejsze, że nie można nagle wyciągnąć silniejszego przeciwnika jak królika z kapelusza, to tak nie działa. Rezultat – okropna nuda, która psuje wrażenie na zakończenie. Zrozumiałbym, gdyby chociaż w ten sposób romans Kenshina w jakiś sensowny sposób poszedł dalej, ale gdzie tam! Koniec nie mówi nic.
Muszę napisać o muzyce – jest kapitalna. Bardzo porządne openingi i endingi nadające się do wielokrotnego słuchania jeszcze długo po obejrzeniu serii. Melodyjne, oryginalne pod względem melodii niektórych wokali kawałki rockowe i jakie się jeszcze chce. Ścieżka dźwiękowa na medal.
Gdybym miał ocenić serię do odcinka 70, dałbym 7. A tak muszę tylko 6.
Ale podobały mi się historie zwykłych ludzi wplatane w akcje (takie niespokojne czasy przemian, to jak ludzie radzą sobie w nowej dla nich sytuacji, kiedy ich świat nagle się zmienił). Poza tym humor jest niczego sobie.
Ale ogólnie 6\10
Mam kiepskie dni..
I szczerze pisząc.. nic innego nie utknęło mi w głowie.
Ogólnie to nie wciągnęłam się i raczej się nudziłam.
Już widzę te bluzgi – ale mimo wszystko 5/10 to u mnie w ostatnim czasie dość wysoka ocena.
A! Te wielkie gały to mnie raczej irytowały niż rozmieszały.
Scalono komentarze.
IKa
Dobre, dobre i jeszcze raz dobre
Fabuła- jest rzeczywiście trochę schematyczna, oparta o jeden z najstarszych pomysłów na świecie czyli „bohater o mrocznej przeszłości, który pokutuje za swoje czyny”. Niby nic nowego, ale zaserwowane w taki sposób, że krzyczy się o więcej. Akcja nie jest ani za szybka ani za wolna, jest czas na przemyślenia, dramatyzm, humor, porcję dobrych przygód i pojedynków. To co mi się spodobało to fakt, ze ideały za które walczy Kenshin, czyli obecny rząd Meji wcale nie jest takim kryształowym i całkowicie słusznym wyborem i rozumowaniu tzw. „czarnym charakterom” wcale nie można odmówić słuszności w niektórych ich poglądach czy potrzebie wprowadzania zmian. Tu jednak ujawnia się prosta prawda: nie ważne jak wzniosłe masz ideały, jeśli wprowadzisz je siłą, ucierpią zawsze niewinni ludzie, którzy nie powinni mieć nic wspólnego z wszczętą przez ciebie rewolucją. I to właśnie prosta filozofia Kenshina, która zakłada pomoc każdemu kto jej potrzebuje, pozwala określić kto ma rację w przedstawionych w anime konfliktach i sporach.
Kreska- nie wybitna, ale przyjemna. Szczególne oklaski za choreografię i sposób rysowania pojedynków, według mnie zdecydowanie najlepszy jest pojedynek Kenshina z Saito.
Muzyka- tu zdecydowanie nie zgadzam się z recenzentem. O ile openingi i endingi nie zapadły mi w ucho, to ścieżka dźwiękowa jest wspaniała. Doskonale podkreśla zarówno sceny akcji, jak i te dramatyczne czy śmieszne. To pewnie kwestia gustu, w mój wpasowała sie idealnie.
Bohaterowie- jedna z najciekawszych zbieranin z jaką miałam do czynienia. Niby zwykła grupa czyli „rycerz w z mroczną przeszłością”, „dama od czasu do czasu w opresji”, „główny pomocnik w walce, cechujący się prostą psychiką” i „dzieciak pełniący rolę ucznia” i oczywiście wszyscy z mniejszą lub większą tragedią doświadczoną w przeszłości… a jednak ogromnie przypadli mi do gustu. Pełnią oczywiście wyznaczone role, ale są w tym wiarygodni, moją określone cele, przekonania i podejście do życia i są w tym konsekwentni. Nie siedzą też z założonymi rękami czekając na ratunek, ale biorą się ostro do działania. Postacie bohaterów drugoplanowych też się dobrze naszkicowane, szczególnie tych niejednoznacznych jak Aoshi czy Saito. Postać „głównego złego” nie do końca mnie przekonała, zdecydowanie lepiej wypadli jego pomocnicy, każdy z własnym bagażem doświadczeń i własnymi przekonaniami.
Niestety w tym pięknym raju jest też wąż i nazywa się on „odejście od mangi”. Niezmiernie żałuję, że seria objęła jedynie 2/3 pierwowzoru, omijając moim zdaniem jej najlepszą część. Odcinki wymyślone przez animatorów nie są najgorsze, ale nie trzymają poziomu tych oparty o mangę, nie stanowią zamkniętej całości i właściwie ukazane w nich wydarzenia wzięły się nie wiadomo skąd, a nad nowymi wrogami można tylko załamać ręce, są jednym wielkim koszmarem. Myślę, że seria byłaby lepsza jako całość jakby poprzestano na tych 60‑paru odcinkach.
Niemniej gorąco polecam wszystkim miłośnikom akcji i pojedynków na miecze i nie tylko… To anime nie jest moze szczególnie głębokie czy wzniosłe, ale kilka prosty prawd podano w nim w dobry sposób, okraszono świetną akcją, wspaniałymi bohaterami i muzyką.
Tym, którzy pokochają Kenshina radzę sięgnąć po ukończoną mangę, która wspaniale zamknie całość przygody naszego wędrowca.
takaya
Oooooooorooooo
Zarówno postacie jak i kreska (w późniejszych odcinkach) były tym co z pewnością przyciągało mnie tak silnie iż nie mogłem oderwać się od oglądania.
Polecam fanom gatunku a i całej reszcie nie odradzę. Kenshin jest serią powstałą w czasach, które wysoce sobię cenię jeśli chodzi o poziom Anime. Warto obejrzeć nawet ze względów iż jest to tytuł, który w historii rozwoju Anime przyczynił się do ukształtowania naszego hobby wielu fanom.
tylko do pojedynku z "facetem w bandażach":)
GOOD
ten zwrot i pare innych i nie tylko to pozostanie na dłogo wyryte w mojej pamięci ;p
ANIME JEST super BO:
- Bohater Ruroki jest wyczesanie tajemniczy/fajny/fajtułopowaśny a zarazem jest maszyna do zabijania która nie zabija
- Anime pokazuje fajny świat i mnóstwo ciekawych postaci
- pojęcia/mądrości/historie ludzi
- no i to „Oro?”
ten zwrot i pare innych i nie tylko to pozostanie na długo wyryte w mojej pamięci ;p
Wady to tylko walki niektóre trochę zbytnio przeciągane (zawsze można przewinąć parę sec)
Ja nie żałuje czasu i o ile pamiętam obejrzałem to anime 2 razy.
BTW NIE OGLĄDAĆ WERSJI FILMOWEJ TO SYF TYLKO PSUJE SERIE
takie sobie
Kenshin
Najgorsza fabuła, największa ilość lubianych bohaterów, co w tym jest ?
Fabuła jest potworna. Wszystko było tak radośnie przewidywalne i tak nieodpowiednio ułożone jak tylko mogło. Wyraźnie brakowało wątku spinającego. Twórcy spokojnie mogli zrobić z tego dwie serie po 26 odcinków i Kenshinowi wyszłoby to na pewno na dobre. W pierwszej serii wsadziłoby się wątek z tym facetem w bandażach (zabijcie nie pamiętam imienia), w drugiej historie poboczne.
Irytowało mnie straszliwe przeciąganie pojedynków, walk i ogólnie całych historii na niemiłosiernie dużą ilość odcinków. W napięciu trzymał mnie moment jak Kaoru dostała pierścionek i Kenshin nie wiedział jak z tego wybrnąć… Twórcy zamordowali każdy cień napięcia. Często się nudziłam podczas oglądania. To było straszne. Trigun miał według mnie bardzo dobrze skonstruowane odcinki, wszystko idealne, żadnych dłużyzn. Kenshin to była jedna wielka dłużyzna. I te ich rozmowy na temat poszczególnych technik i ogólnie mowy nawracające do „złych” mnie rozbrajały. Irytowało mnie też strasznie to, że za każdym razem Kenshin znajdował się na skraju przegrania pojedynku. To przepraszam jak on przetrwał tą rewolucję jako legendarny rzeźnik ? No i brak realizmu. Jak Vash dostał w szczękę to już odczuwał dyskomfort. A pisałam w komentarzu do Triguna, że Kenshin podziabany mieczem latał sobie radośnie żywiutki jak szczypiorek na wiosnę. To już było trochę za dużo. Poza tym musiał mieć fantastyczne możliwości regeneracji, skoro jedyną stałą blizną była u niego ta, na policzku…
Wielkim atutem serii był humor, a co za tym idzie postaci. Sanosuke mi się bardzo podobał (zwłaszcza wszystkie jego pomysły z Yahiko i interakcje z Megumi. Swoja drogą do dzisiaj pozostaje dla mnie tajemnicą dlaczego tak mało jest ludzi, którzy widzą w tym parę, dla mnie jest bardzo wyraźna), ale najbardziej polubiłam Hiko i Saito. Elementy komediowe były zabójcze. Wysiadłam przy odcinku jak Kaoru robiła za muzę, jak panowie sobie wyobrażali Kaoru w stroju sumo (żeby było śmieszniej ja pomyślałam o tym, w tym samym momencie co Sanosuke i identycznie to co on), Saito „rozmawiający” z Sanosuke, albo przekłuwający dach na którym siedział dzielny Zanza Fighter For Hire, cała sytuacja z weasel/fox/tanuki girl, pijana Kaoru, ciągnięcie za włosy, Kenshin rzucający się na mistrza i reakcja Hiko, Broom Head i Rooster Head, i jedno z ostatnich, przy którym się popłakałam, jak wszystkie jednostki płci żeńskiej polazły na zakupy i każda z nich o coś się modliła, zaczęłam chichotać przy życzeniu jednej z podwładnych Misao, żeby ten womanizer wreszcie przestał podrywać, a jak usłyszałam czego życzyła sobie Megumi poległam. Zresztą tego było multum. Za to serii należą się brawa. To była ogromna zaleta anime i chyba tylko dlatego odczuwam do niego mimo wszystko sympatię. Bohaterów oprócz głównego i Yahiko polubiłam prawie wszystkich. Jeszcze mi się to nie zdarzyło. Podobało mi się też to, że co jakiś czas Ci znani już bohaterowie wracali z powrotem (jedynie Aoshi mnie bardzo rozczarował, z potężnego mistrza Twin Kodachi zrobił się z niego rozmamłany bubek, który miał problemy z gatunku tych, które będzie miał Sesshomarou gdy Rin podrośnie).
Mam olbrzymie zastrzeżenia jeszcze do dwóch rzeczy. Dopiero pod koniec się przyzwyczaiłam (tak gdzieś po 80 odcinkach) do głosów. Na początku straszliwie mi nie pasowali seiyuu Kenshina i Kaoru. Ta seria biła rekordy jeśli chodzi o niedopasowanie głosów do postaci. Powaliło mnie na ziemię jak pierwszy raz usłyszałam naszego Manslayera. I kreska. Rany boskie… Styl na początku był koszmarny. Potem było trochę lepiej, a w 93 i 94 byłam zachwycona i oczarowana kreską. Mimo to nie podobała mi się ta nierówność. Co nie zmienia faktu, że Kenshin jest jedynym anime w którym przynajmniej 3 razy w każdym odcinku zatrzymywałam film, żeby patrzeć na przepiękne kadry. Jeśli chodzi jeszcze o oprawę muzyczną. Tylko jedna piosenka mi się podobała, przedostatni ending, reszta była nieznośna. Chociaż ogólnie muzyka towarzysząca była bardzo dobra i miło się jej słuchało.
Podobała mi się też jeszcze jedna rzecz. Wyraźnie widać było rozwój postaci, dorastanie Yahiko, dorastanie Kaoru (zwłaszcza jak pojawiła się Misao). Brakowało mi tylko rozterek naszego mordercy (jak to dziwnie w pewnym momencie uświadomić sobie, że on był po prostu mordercą). Albo nie tyle rozterek co jakiegoś wpływu jego przeszłości. Młody chłopak z niego był jak się bawił w rzeźnika. Powinno było mu to zostawić większe ślady na psychice.
Podsumowując (szczegółowiej opisać już się tego nie da /moderacja by mnie wyrzuciła, a już i tak ją podziwiam za świętą cierpliwość do moich produkcji literackich na Tanuki/ bo przypuszczam, że skończyłoby się na długim, bardzo długim komentarzu) jeśli ktoś sobie lubi popatrzeć na piękne ujęcia, nie boi się nieścisłości (ano nie napisałam w końcu o ostatnim odcinku, dla mnie był wyrwany z serii, czasowo zupełnie niezgrany i zasnęłam na nim), lubi komedie i klimat takich opowieści, może się za Kenshina zabrać. Był ze mną 3 miesiące i jedyne co mogę powiedzieć to, że nie żałuję że obejrzałam. Ale ja jestem w stanie polubić prawie wszystko co ma w sobie szczyptę humoru.
A ! Tylko jedna rzecz cały czas siedzi we mnie żywa i kłuje przy każdym przeczytaniu słowa Kenshin. Hiko się powinno zafundować ciężkie tortury za zmianę imienia z Shinty na Kenshina. Jest to jedno z najgorszych imion jakie słyszałam. I nawet już ten Shinta byłby lepszy…
Skoro dałem rade obejrzeć 95 odcinków to musi być niezłe
lekkie i przyjemne