Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Otaku.pl

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

6/10
postaci: 5/10 grafika: 7/10
fabuła: 7/10 muzyka: 6/10

Ocena redakcji

6/10
Głosów: 2 Zobacz jak ocenili
Średnia: 6,00

Ocena czytelników

5/10
Głosów: 24
Średnia: 5,38
σ=1,58

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (moshi_moshi)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Bannou Yasai Ninninman

Rodzaj produkcji: odcinek specjalny (Japonia)
Rok wydania: 2011
Czas trwania: 25 min
Tytuły alternatywne:
  • 万能野菜 ニンニンマン
Gatunki: Fantasy, Komedia
Widownia: Kodomo; Postaci: Duchy, Uczniowie/studenci; Miejsce: Japonia; Czas: Współczesność; Inne: Magia
zrzutka

Nie lubisz warzyw? Uważaj, być może Ciebie także odwiedzi kiedyś personifikacja marchewki. I módl się, żeby nie była tak beznadziejna, jak w tym anime!

Dodaj do: Wykop Wykop.pl

Recenzja / Opis

Mari miewa koszmary – jest w nich zmuszana przez mamę do jedzenia rzeczy, których nienawidzi. Niby nic wielkiego, w końcu każde dziecko jest w jakimś stopniu wybredne, jeżeli chodzi o posiłki. Problem polega na tym, że pewnego dnia dziewczynka, aby uniknąć kłopotów w szkole, musi zjeść znielubione warzywa i popić je mlekiem. Wychodząc z założenia, że im szybciej to zrobi, tym lepiej, połyka wszystko na raz i traci przytomność. Kiedy budzi się w gabinecie szkolnej pielęgniarki, witają ją trzy dziwaczne istoty, niebezpiecznie przypominające znienawidzone marchewkę, zieloną paprykę i mleko. A to dopiero początek kłopotów małej Mari.

Bannou Yasai Ninninman to kolejna produkcja krótkometrażowa, jaka powstała w ramach akcji Young Animator Training Project. Fabularnie skupia się ona na perypetiach młodziutkiej bohaterki, którą dręczy wiele problemów i lęków, tak charakterystycznych dla dzieci. Chociaż całość została utrzymana w komediowym i lekkim tonie, nietrudno zauważyć, że problem z jedzeniem pewnych produktów jest tu tylko pretekstem do pokazania „walki” z własnymi słabościami. Dużo bardziej niż marchewka czy mleko, Mari spędza sen z powiek stary most, przez który boi się przechodzić. Dlatego codziennie musi wychodzić wcześniej do szkoły, gdyż droga okrężna zajmuje więcej czasu. Początkowo dziewczynka nie przejmuje się zbytnio tym faktem, zwłaszcza że zawsze towarzyszy jej najlepsza przyjaciółka. Jednak sytuacja się zmienia, kiedy koleżanka dostaje w prezencie psa i jest zmuszona rano odprowadzać go do babci, co z kolei sprawia, że nie może już chodzić do szkoły z Mari. Oczywiście, jak to z dziećmi bywa, bohaterka najpierw obraża się, ale szybko zdaje sobie sprawę, że to jej własne zachowanie stanowi problem, z którym musi się sama uporać. Trzy istoty, czyli Milk, Ninninman i Piiman, starają się jej w tym pomóc.

Historia jest prosta i w sumie bardzo życiowa, mimo dziwacznych personifikacji znienawidzonych produktów żywnościowych, ale jednak nie zdołała mnie do siebie przekonać. Na pewno w jakimś stopniu irytowały mnie, w gruncie rzeczy niezbyt poważne, dylematy bohaterki. Lecz nawet one nie są w stanie pobić „Pana Marchewy”. Kurczę, gdyby coś takiego pojawiło się przede mną, kiedy byłam mała, nie tknęłabym warzyw długim kijem przez resztę swojego życia, a na widok marchwi uciekałabym, gdzie pieprz rośnie. Nie dość, że Ninninman jest wkurzający, pisząc kolokwialnie, to jeszcze bywa zboczony, stepuje i na dodatek nie stanowi żadnej sensownej podpory dla młodziutkiej bohaterki. Pomijam już fakt, że z wyjątkiem Milk, wszystkie personifikacje wyglądają koszmarnie. Sama świadomość, że to, co leży przede mną na talerzu, może w pewnym momencie zacząć łypać i mówić, jest przerażająca… Inna sprawa to spora dawka przesady w zachowaniu Mari i w zaprezentowanych wydarzeniach. Ja rozumiem, że można czegoś nie lubić jeść. Normalna sprawa, każdy człowiek pewnych rzeczy nie jada. Można nawet po pewnych potrawach wymiotować, zwłaszcza kiedy jest się dzieckiem, ale mdleć? To już trochę za dużo. Bo i owszem, bohaterka spożyła obiad w ekspresowym tempie, ale akurat marchwi czy papryki nie było tam na tyle, żeby się zadławić. Co gorsza, nie taka była sugestia twórców. Mari straciła przytomność nie dlatego, że coś jej w gardle stanęło, ale dlatego, że zjadła rzeczy, które jej nie smakują. Jest jeszcze „dramatyczna” końcówka, w której dziewczynka daje popis swojej odwagi, ale i głupoty przy okazji. Szkoda, że nikt dziecku nie uświadomił, że w takich sytuacjach woła się kogoś dorosłego, a nie działa samemu. Bo niestety nie zawsze będzie się miało do pomocy kogoś z supermocami. Niby szczegóły, na dodatek takie, na które młodszy widz pewnie nie zwróciłby uwagi, ale mnie skutecznie obrzydziły seans. Mam ważenie, że nawet nie rezygnując z humoru i lekkiego klimatu, dało się opowiedzieć tę historię lepiej. Ba, gdyby chociaż zmienić styl rysowania, film już zyskałby na atrakcyjności!

Żeby nie było, że tylko się pastwię nad zwyczajną komedią, przyznam, że z wyjątkiem wyżej wspomnianych projektów personifikacji warzyw i mleka, oprawa graficzna stoi na wysokim poziomie. Co prawda rysunek postaci jest bardzo charakterystyczny i nie każdemu musi przypaść do gustu taki styl, ale trudno odmówić mu dopracowania i szczegółowości. Nie jestem zachwycona dużymi głowami bohaterów, specyficznymi twarzami, włosami, które wyglądają jak bezkształtna masa, płaskim kolorem i zbyt widocznym konturem, ale mam świadomość, że taki był zamysł rysownika i efekt końcowy nie jest wynikiem braku umiejętności. Kolorystyka jest bardzo żywa i bogata, a tła pełne detali. Poza tym na uwagę zasługują koszmarne wyobrażenia rodziców Mari. Nie dość, że szalenie pomysłowe, to jeszcze idealnie oddające ich rzeczywisty charakter. W ogóle sny dziewczynki uważam za najlepszy fragment produkcji. Animacja jest płynna i nie ogranicza się tylko do głównych bohaterów. Dobrym przykładem jest scena deszczu, w której biegnąca bohaterka mija ludzi na targowisku. Nie dość, że same opady zostały ładnie zanimowane, to jeszcze pokazani przechodnie żyją, poruszają się i posiadają mimikę, a nie są tylko statycznymi dekoracjami.

Muzycznie jest bardzo przeciętnie. Film wypełniono krótkimi utworami elektronicznymi, które zupełnie nie zapadają w pamięć i stanowią jedynie tło dla wydarzeń. Odniosłam wrażenie, że tę część pracy nad animacją potraktowano po macoszemu. Napisom końcowym towarzyszy przeciętna piosenka, która jest melodyjna i optymistyczna, ale zupełnie nie przykuwa uwagi widza. Jako ciekawostkę dotyczącą ścieżki dźwiękowej można potraktować fakt, że jedną z głównych ról, ciapowatą zieloną paprykę, gra królowa „lolitsundere”, Rie Kugimiya.

Bannou Yasai Ninninman to najsłabsza z czterech produkcji powstałych za pieniądze japońskich podatników. Można ją obejrzeć jako ciekawostkę, ale raczej nie wzbudzi większego uznania. Ciekawy pomysł na fabułę został zabity przez niezbyt wysokich lotów gagi i koszmarnie głupią postać Ninninmana. Trudno mi wskazać jakąś grupę docelową tego anime – może młodsi będą w stanie zaakceptować prosty i nieszczególnie wyszukany humor, a także naiwność głównej bohaterki. Nie odradzam i nie zachęcam. Ot, kolejna zapchajdziura, która ni ziębi, ni grzeje.

moshi_moshi, 28 czerwca 2011

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: P.A. Works
Projekt: Masayuki Yoshihara
Reżyser: Masayuki Yoshihara
Scenariusz: Masayuki Yoshihara
Muzyka: Yuuki Hayashi