Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Dango

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

3/10
postaci: 2/10 grafika: 8/10
fabuła: 3/10 muzyka: 7/10

Ocena redakcji

4/10
Głosów: 8 Zobacz jak ocenili
Średnia: 3,88

Ocena czytelników

5/10
Głosów: 273
Średnia: 5,06
σ=2,49

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Piotrek, Enevi)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Blood-C

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2011
Czas trwania: 12×24 min
Tytuły alternatywne:
  • ブラッドシ
zrzutka

„Dzisiaj mamy piękną pogodę, ptaszki śpiewają, motylki fruwają…” – czyli CLAMP gwałci oryginalny pomysł Kenjiego Kamiyamy.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Nastoletnia Saya żyje gdzieś na prowincji wraz z kochającym ojcem, a w sąsiedztwie mieszka przyjaciel rodziny, niezwykle sympatyczny cukiernik. Dziewczyna codziennie z piosenką na ustach wyrusza do szkoły, w której zawsze witają ją z uśmiechem wierni przyjaciele. Jednak sielanka ta zaczyna blaknąć, gdy młodziutka kapłanka wraca ze szkoły i dobywa świętego miecza, przy pomocy którego rozprawia się z tajemniczymi potworami grasującymi w mrokach nocy… Niemal każdy kolejny dzień wygląda tak samo, jednak czy nie kryje się za tym coś więcej?

Na wstępie krótkie przypomnienie/wprowadzenie (niepotrzebne skreślić). Przygody Sayi, wampirzycy polującej na swoich pobratymców, zaczęły się od Blood the Last Vampire, którego fabuła ociekała mrokiem. Potem powstała seria telewizyjna rozwijająca historię łowczyni. Niektórzy zarzucali Blood +, że za bardzo odbiega klimatem od oryginału. Tak czy siak, drugie podejście do tematu wypadło całkiem nieźle i dobrze podsumowało całość. Na fali popularności tego tytułu powstało kilka mang, jak również film aktorski. Do popularnego cyklu swoje trzy grosze postanowił również dorzucić znany kwartet mangaczek, czyli CLAMP. Oczywiście przy współpracy studia Production I.G., odpowiedzialnego za oryginał. Co z tego wyszło? Ciekawych zapraszam do dalszej lektury.

Już na pierwszy rzut oka widać, że z pierwowzorem Blood­‑C wspólnego ma niewiele. Z wciągającej podróży dookoła świata, tajemniczych organizacji oraz wszechobecnych sekretów ostały się jedynie imię głównej bohaterki i polowanie na odrażające potwory. Osadzenie akcji w innej rzeczywistości dawało nowe możliwości, o których fani wcześniej nawet zapewne nie pomyśleli. Niestety, nadzieje widzów spotkają na swojej drodze potężne młoty i walce, które z lubością się z nimi rozprawią. Początkowe założenia fabularne są niezbyt skomplikowane czy pomysłowe, pierwsze odcinki to powtarzany w kółko jeden schemat napakowany infantylnością i nudny do tego stopnia, że zaczęłam się zastanawiać, czy oglądam serię o polowaniu na potwory, czy Domowe przedszkole… Wszystko jest zbyt urocze i niewinne, by traktować to poważnie. Przynajmniej na pierwszy rzut oka, bo już przy drugim wyraźnie widać, że coś tu się święci. W pewnym momencie historia nabiera niespodziewanie rumieńców i znacząco zmienia się jej nastrój. Taka nagła zmiana może być dobrym posunięciem, ale jest również niezwykle ryzykowna, zwłaszcza jeśli pod płaszczykiem tajemniczości nie kryje się nic ciekawego.

Tu dochodzimy do kwestii jakości fabuły. O ile w przeszłości CLAMP miewał ciekawe i oryginalne pomysły, tak tym razem koncertowo zawalił sprawę. Najbardziej razi brak dopracowania scenariusza, który teoretycznie miał nagle zaskoczyć widza i najprawdopodobniej utrzymać to wrażenie do końca. Za „szokującymi” rewelacjami kryje się bowiem bardzo rozmyta i niezbyt pociągająca wizja czegoś, co przypomina posklejane ze sobą urywki fajnego snu, który mógł się przyśnić scenarzystkom, ale nie miały one ani ochoty, ani weny, żeby uzupełnić ogromne dziury. Pytania „po co?”, „z jakiej przyczyny?” i „jak?” pozostają na razie bez odpowiedzi. Warto również dodać, że ostatnimi czasy CLAMP bardzo lubi łączyć swoje mangi w mniej lub bardziej udany sposób. W Blood­‑C też zdecydowały się na ten zabieg, chyba tylko po to, aby wypełnić czas ekranowy, gdyż w ostatecznym rozrachunku wątek ten zostaje całkowicie pominięty i nie wnosi do fabuły niczego. Teoretycznie otwarta furtka zostawia miejsce dla filmu, który premierę ma mieć w czerwcu 2012 roku, ale jeśli danie główne ma prezentować taki sam poziom jak dwunastoodcinkowa przystawka, to zaczynam mieć poważne wątpliwości, czy w ogóle jest na co czekać.

Odnoszę nieodparte wrażenie, że za porażkę tego anime odpowiada w dużej mierze główna bohaterka, która jest tworem wyjątkowo nieudanym. Saya Otonashi w pierwszych odcinkach Blood+ była Typową Licealistką – zupełnie nie wiedziała, co się wokół niej dzieje, ale miała czas, żeby się zmienić. Natomiast to, co zrobiono z Sayą Kisaragi, woła o pomstę do nieba. Za dnia słodka i niewinna, w nocy zaś nieustraszona i niebezpieczna… Jasne, i co jeszcze? W rzeczywistości to jednak kompletna fajtłapa i łamaga pozbawiona rozumu i jakiegokolwiek uroku osobistego. Charakteru brak, a już przedszkolaki wykazują się znacznie większą bystrością niż ona. Niby czasem pomacha mieczem, sporo poskacze i się nabiega, ale w ostatecznym rozrachunku dużo mówi, a nie potrafi niczego osiągnąć.

Resztę obsady stanowią ojciec Sayi, jej koledzy ze szkoły, nauczycielka i znajomy właściciel sąsiadującej ze świątynią kawiarni. Grupka, którą bez problemu można by przybliżyć w trakcie kilku odcinków. Niestety, podobnie jak główna bohaterka (a nawet gorzej), są jak cienki, prawie przezroczysty papier. Dowiadujemy się o nich tak niewiele, że ich charaktery można określić jednym, góra dwoma przymiotnikami. Yuuka jest poważna i pełni niejako rolę „starszej siostry”; bliźniaczki Nono i Nene są zawsze uśmiechnięte i sympatyczne; przewodniczący klasy, Itsuki, jest spokojny i nieco nieśmiały, a Shinichirou to obowiązkowy mroczny i zdystansowany przystojniak. Wraz z rozwojem akcji (tutaj lepszym określeniem byłoby „wraz z nagłą przemianą historii”) jasne staje się, że wszyscy to pozbawione własnej woli manekiny na sznurkach scenarzystek.

Wkład grupy CLAMP chyba najwyraźniej przejawia się w samej kresce, która ma wszystkie charakterystyczne cechy stylu, do jakiego przez ostatnie lata zdążył przyzwyczaić czytelników ten słynny kwartet. Wygładzone, maksymalnie odchudzone i cierpiące na przypadłość „makaronowych” kończyn postaci to właśnie ten standard, który jednym przypadnie do gustu, a drugim nie. Niewątpliwym plusem są natomiast dobrze prezentujące się czarno­‑czerwone mundurki, w których bohaterowie paradują przez większość czasu. To samo można powiedzieć o monotonnych, ale szczegółowo wykonanych tłach. Zarówno wnętrza (chociażby szkolna klasa czy wnętrze domu), jak i wiejskie pejzaże w niezwykle wyrazistych i soczystych barwach prezentują się naprawdę dobrze. Projekty kolejnych potworów nawiedzających spokojną wioskę są natomiast strasznie przekombinowane i sprawiają wrażenie wręcz groteskowe. Prędzej wywołają uśmiech politowania niż grozę. Skoro już przy monstrach jesteśmy – zadaniem Sayi jest ich natychmiastowa likwidacja, więc gdzie miecz i ofiara, tam musi pojawić się krew, prawda? Prawda, anime jest krwawe, trup ściele się gęsto i często, ale… Tak, Moi Drodzy, jest tu spore „ale”. Takie, które trudno przeoczyć, bo nierzadko zajmuje pół ekranu. Wszyscy miłośnicy mocniejszych wrażeń będą musieli obejść się smakiem, gdyż w scenach, gdzie leje się krew, do akcji wkracza Pani Cenzura pod postacią ciemnych i białych pasów. Przekaz wydaje się jasny – na DVD będzie widać wszystko, zapraszamy więc do sklepów. A animacja? Płynna i dopracowana (zwłaszcza w bardziej dynamicznych scenach), jak na studio Production I.G. przystało.

Ścieżka dźwiękowa wyraźnie próbuje nadrobić braki scenariusza i nadać scenom odpowiedni klimat. Utwory są w miarę zróżnicowane, chociaż w przeważającej większości starają się wprowadzić w mroczny i nieco melancholijny nastrój. Usłyszymy instrumenty klasyczne takie jak pianino, czasem jakieś bębny i naturalnie skrzypce (przeważają te ostatnie). Stanowią raczej dobrą rzemieślniczą robotę niż miniperełkę muzyki filmowej, ale ponieważ Blood­‑C to nie musical… Chociaż po krótkiej chwili zastanowienia można mieć wrażenie, że twórcy mieli zamiar takowy stworzyć. Oczywiście, nie ma co porównywać tego anime z bajkami Disneya, ale główna bohaterka (w tej roli Nana Mizuki) uwielbia śpiewać. Niestety ma bardzo ograniczony repertuar i podejrzewam, że sporo osób przegra walkę z ambitnymi tekstami o ładnej pogodzie, kochanym tatusiu i śpiewających ptaszkach, zwłaszcza jeśli pojawiają się one w każdym odcinku. Sama seiyuu ma jednak dość charakterystyczny i dobry głos, co udowodniła już nieraz, śpiewając chociażby Hime Murasaki z Basilisk. Na szczęście oprócz upiornych występów Sayi, Nanę Mizuki można usłyszeć w niesamowicie energicznym i chwytliwym Junketsu Paradox, które towarzyszy napisom końcowym. W czołówce wykorzystano j­‑rockowy utwór Spiral zespołu Dustz, który również ma szansę się spodobać, jeśli przełknie się mieszankę japońskiego, angielskiego i francuskiego w jednej piosence.

Blood­‑C miało szansę stać się ciekawą alternatywą dla pozostałych historii z cyklu, jednak zdecydowano się pójść po linii najmniejszego oporu, w efekcie tworząc historię nieszczególnie ciekawą czy porywającą. Ze współpracy znanych twórców wyszło niestety coś, co zapewne nie spodoba się ani miłośnikom oryginalnej historii, ani fanom grupy CLAMP. Pierwsze odcinki pozbawione są jakiegokolwiek klimatu i mają szansę uśpić mniej wytrwałych widzów mielonym w kółko schematem. Scenariusz zakładał gwałtowną zmianę nastroju, ale brak dostatecznie solidnych fundamentów nie pozwala cieszyć się kolejno prezentowanymi rewelacjami. Mrok jest tu płytki i tandetny, a przy fabule ser szwajcarski może się wstydzić małej ilości dziur. Dodatkowo wszystko zrzucono na barki irytującej głównej bohaterki, która zdecydowanie nie jest w stanie podźwignąć więcej niż własną pustą głowę, a i z tym ma problemy… Horror? Tak, na pewno wszyscy się przestraszą krwiożerczego autobusu lub kwiatka. Tajemnice? Coś tam się niby pod tą sielankową pelerynką kryje, ale mole i myszy zdążyły już wszystko zjeść…

Enevi, 24 listopada 2011

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Production I.G.
Projekt: CLAMP, Kazuchika Kise, Naoyoshi Shiotani
Reżyser: Tsutomu Mizushima
Scenariusz: CLAMP, Nanase Ookawa
Muzyka: Naoki Satou