Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Studio JG

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

8/10
postaci: 9/10 grafika: 9/10
fabuła: 7/10 muzyka: 7/10

Ocena redakcji

7/10
Głosów: 9 Zobacz jak ocenili
Średnia: 7,44

Ocena czytelników

8/10
Głosów: 347
Średnia: 7,81
σ=1,38

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (IKa)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Baka to Test to Shoukanjuu Ni!

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2011
Czas trwania: 13×25 min
Tytuły alternatywne:
  • Baka and Test - Summon the Beasts 2
  • バカとテストと召喚獣にっ!
Gatunki: Komedia, Romans
Postaci: Uczniowie/studenci; Pierwowzór: Powieść/opowiadanie; Miejsce: Japonia; Czas: Współczesność; Inne: Supermoce
zrzutka

Kontynuacja zaskakująco dobrej serii komediowej. Czy spełnia oczekiwania? To zależy od oczekiwań…

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Odkładając na chwilę na bok testy i wzywane istoty, chciałabym przy okazji tej recenzji poszukać odpowiedzi na pytanie, kim są tytułowi idioci?

Nasuwającej się od razu odpowiedzi na to pytanie udzieli mi każdy, kto oglądał pierwszą serię lub choćby przelotnie zapoznał się z jej opisem. W pewnym japońskim liceum wraz z nowym rokiem szkolnym wprowadzono rewolucyjny system, zgodnie z którym uczniowie zostali przydzieleni do klas na podstawie wyników testów. Dodatkowo warunki pracy w poszczególnych klasach różnią się znacząco – od absurdalnych luksusów w klasie A do równie absurdalnych niedogodności w klasie F. Tytułowi idioci to zatem uczniowie rzeczonej klasy F, czyli ci, których wyniki w nauce są – łagodnie mówiąc – dalekie od olśniewających.

Mimo mocno epizodycznego charakteru fabuły, druga seria stanowi bezpośrednią kontynuację pierwszej serii i dwuodcinkowej OAV, zaczynając się letnimi wakacjami i kontynuując rok szkolny (dla ewentualnych niewtajemniczonych: w Japonii letnie wakacje wypadają w środku roku szkolnego, dzieląc dwa trymestry). Nieprzypadkowo w „dwóch zdaniach” wspominałam o oczekiwaniach wobec tej serii: jak się bowiem okazuje, są one bardzo rozmaite. Na Baka to Test to Shoukanjuu składa się co najmniej kilka elementów – komedia szkolna, komedia obyczajowa, komedia romantyczna i elementy parodystyczne są chyba najłatwiejsze do wskazania. Sporą część widzów do pierwszej serii przyciągnęła jednak obietnica „walk” – zwykle sympatycznie pomysłowych „pojedynków” pomiędzy poszczególnymi bohaterami lub całymi klasami, w których udział biorą wirtualne awatary, mające liczbę punktów życia na poziomie wyniku ostatniego testu danej osoby z danego przedmiotu. Już pierwsza seria mogła się wydać pod tym względem rozczarowująca – dwie serie walk na początku i w finale przedzielone zostały kilkoma odcinkami po prostu komediowymi i opowiadającymi o codziennych perypetiach bohaterów. Tutaj „walk” jest jeszcze mniej, co zresztą jest dość logiczne – dysponujemy ograniczoną pulą klas i znajdujemy się w obrębie tego samego roku szkolnego, a bezustanne pojedynki podważałyby sens istnienia nowego systemu. Jeśli jednak dla kogoś jedynym wartym uwagi elementem pierwszej serii były „bitwy testowe”, drugą może sobie darować – będzie tylko poirytowany, że jego ulubionego „mięska” jest tutaj tak niewiele.

Fabułę podzielić można na kilka epizodów – po dwóch początkowych wakacyjnych odcinkach wracamy do szkoły i związanych z nią perypetii. Komedia utrzymana jest na dotychczasowym poziomie: do znanych i żelaznych chwytów (proszę nie pytać, jakim cudem za każdym kolejnym razem potrafią być zabawne – bo potrafią) dochodzi całe mnóstwo jednorazowych gagów. Tak jak poprzednio jest to zabawa szybkostrzelna – zamiast wcierania puenty w twarz widza tak, żeby na pewno zauważył, że ma się śmiać, gagi latają szybko i ich złapanie wymaga refleksu. Na zdecydowany plus należy zapisać, że nie jest to humor hermetyczny – nie ma tu dziesiątków nawiązań do japońskiej kultury i popkultury, dzięki czemu seria może bawić nawet mniej „otrzaskanych” w temacie widzów. Tak jak poprzednio, nie znajdziemy tu praktycznie w ogóle bielizny i fanserwisu. Owszem, są niejednokrotnie sugerowane, ale na ekranie praktycznie nic się nie pojawia, a nawet te niższych lotów żarty nie spadają na poziom „a on ją złapał za cycki”.

Recenzencka uczciwość nie pozwala mi jednak przemilczeć wyraźnego potknięcia fabularnego w środku serii – odcinków poświęconych szkolnej wycieczce. Sam pomysł nie jest tam zły, a jego wykonanie – jak zwykle absurdalnie przesadzone, jednak po prostu w tym epizodzie nie było materiału na aż trzy odcinki. W efekcie gagi stają się powtarzalne, a całość sprawia wrażenie wyraźnie przeciągniętej i przyznam, że planowałam obniżyć ocenę całości właśnie za ten fragment. Na szczęście dalsza część serii z powrotem przekonała mnie do siebie i ostatecznie machnęłam ręką – a, niech mają.

Drugiej odpowiedzi na pytanie o tytułowych idiotów można szukać w słowach piosenki w czołówce i w uroczym endingu, w którym ganiają się kanji oznaczające mężczyznę i kobietę. „Idiotą” według tej definicji należałoby określić osobę znajdującą się w stanie zafascynowania lub zauroczenia drugą osobą, zwanym potocznie stanem zakochania.

Obsada pozostała bez zmian, wszystkie chyba pojawiające się tutaj postaci zdążyliśmy poznać przynajmniej przelotnie w poprzedniej serii, chociaż tutaj lekko zostały przesunięte niektóre akcenty. Po stronie panów pierwsze skrzypce nadal odgrywa asinus asinorum, czyli Akihisa Yoshii, na pierwszy rzut oka skonstruowany z elementów składowych „typowego bohatera szkolnej komedii”. Czym zatem się broni? Trudno to przyszpilić, bo urok tej serii kryje się raczej w niuansach wariacji na znane tematy niż w wytyczaniu nowych szlaków – podejrzewam jednak, że w tym przypadku kluczowa jest po prostu jego bezpretensjonalność. Rzadko się zdarza, żeby dobrze wyważyć proporcje i pamiętać o złotej zasadzie – bohater komiczny może być zabawny, ale nie powinien być żałosny, a ten właśnie warunek zostaje tu spełniony. Akihisę dzielnie wspiera jego najlepszy przyjaciel, mistrz strategii i przewodniczący klasy F, Yuuji Sakamoto. Ładnie pokazano ich relację – autentyczną przyjaźń z gatunku tych, gdzie czasem mimo wszystko ma się ochotę tej drugiej osobie urwać głowę, przyprawioną szczyptą klasycznej męskiej rywalizacji. Role wspierające pełnią „Podglądacz” – Kouta Tsuchiya oraz utalentowany aktorsko mimo­‑wszystko­‑chłopak, Hideyoshi Kinoshita. Stałym elementem komediowym pozostaje nieszczęśliwie zakochany Toshimitsu Kubo z klasy A – i to chyba wszystkie osoby, które warto wymieniać z imion i nazwisk. Wspomnę może tylko, że imponująco groźny profesor Nishimura pojawia się regularnie, ale pełni chyba mniej istotną rolę niż poprzednio.

Zawsze wydawało mi się, że panie w tej serii wypadają bardziej blado od panów – chyba głównie dlatego, że większość wydarzeń obserwujemy z „męskiej” perspektywy kogoś nastoletniego, dla kogo kobiety to gatunek fascynujący, ale jednak dość obcy. Dynamika w trójkącie Mizuki – Akihisa – Minami pozostaje bez zmian i od razu trzeba uprzedzić, że niestety na żadne konkluzje poplątanego wątku romantycznego się nie zanosi. Obie dziewczyny nie zamieniają się we własne karykatury – niebezpiecznie przypominająca „moebloba” Mizuki ma swoje wady i ciemniejsze strony, a „tsunderowata” Minami nie jest jednolicie wrzaskliwą chłopczycą. Obie można polubić, szczególnie w scenach prezentujących ich uczucia – zaskakująco naturalnie niepewne i świeże. To zresztą jest jednym z powodów zawieszenia rzeczonego trójkąta – jego rozwiązanie poważnie szkodziłoby pogodnej i komediowej atmosferze. Stale obecna jest także nemezis Yuujiego, piękna i zdeterminowana Shouko Kirishima. Jej działania jak zwykle są bardzo ekstremalne, jednakże jakimś cudem ten związek (celowo nie używam tu cudzysłowu!) nie wygląda na kolejną odsłonę narodzin syndromu sztokholmskiego. Większą rolę niż poprzednio odgrywa inna uczennica z klasy A, Aiko Kudou, stanowiąca godną przeciwniczkę – a może nie tylko przeciwniczkę – dla Kouty. Niestety często (choć zwykle na krótko) pojawia się także Miharu, której obsesja na punkcie Minami nie ulega osłabieniu – jest to chyba najbardziej schematyczna z występujących tutaj postaci, sprawiająca wrażenie klona chociażby Kuroko z Toaru Kagaku no Railgun.

Uważni widzowie, którym nie szkoda jest poświęcić odrobiny przemyśleń na tak „niegodną” tego serię, znajdą jednak jeszcze trzecią odpowiedź na zadane na wstępie pytanie, ukrytą w dwóch bardzo nietypowych retrospekcyjnych odcinkach.

Wysoka ocena grafiki jest w tym przypadku trochę subiektywna, chociaż – moim zdaniem – umotywowana. To prawda, że omawiana seria poza całkiem płynnymi (ale rzadkimi) scenami akcji wykpiwa się bardzo prościutką animacją. Prawda, że stosuje niemal mangowo uproszczone tła z całkowicie anonimowymi postaciami. Prawda też, że chyba wszystkie postaci kobiece dzielą ten sam kształt twarzy (o dziwo, wśród panów występuje większa różnorodność), różniąc się kolorami włosów, fryzurą i czasem kształtem oczu. Jednocześnie jednak wszystkie te oszczędności nie sprawiają wrażenia przypadkowych cięć mających na celu ograniczenie budżetu – tylko przykrojenia serii do pewnej wizji artystycznej. Baka to Test to Shoukanjuu jest bowiem, o co w dzisiejszych czasach niełatwo, bardzo charakterystyczne. Mniej może widać to w projektach postaci, ale wystarczy rzut oka na pastelową grafikę, żywe kolory i charakterystyczne rastry, żeby rozpoznać kadr z tej serii. Jeśli dodamy do tego wyjątkowo udaną kompozycję poszczególnych ujęć, otrzymujemy tytuł wprawdzie nie z górnej półki graficznej, ale naprawdę atrakcyjny dla oka. Dorzućmy do tego przyjemną, chociaż niezapadającą w pamięć muzykę (może z wyjątkiem szalenie dramatycznych motywów w scenach „podniosłych”), żywiołowy opening i ending – i mamy w zasadzie wszystko, co potrzeba do przyrządzenia udanego widowiska.

Pozostaje jednak kwestia zasygnalizowanych wcześniej dwóch odcinków, ósmego i jedenastego, poświęconych retrospekcjom dotyczącym odpowiednio Minami i Yuujiego. Na pewno całkowitym zaskoczeniem może być rezygnacja z elementów komediowych i to nie na rzecz taniego melodramatu, ale bardzo przyziemnych historii, do których najlepiej pasuje miano obyczajowych. W większości serii komediowych takie zabiegi kończą się spektakularną katastrofą – tutaj oba odcinki wraz ze swoją „zmianą tempa” idealnie pasują do całości. Zmianę klimatu podkreśla także całkowita zmiana grafiki – pozostają znane projekty postaci, ale znikają rastry, zastąpione nasyconymi, choć przygaszonymi barwami. Perspektywę postaci podkreślają nietypowe ujęcia, kojarzące się głównie ze sztandarowym stylem studia SHAFT – nieużyte jednak jako ozdobnik i udziwniacz, ale jako integralny element pokazywanej historii. Tutaj także padają słowa, które raz jeszcze definiują „idiotę” – tym razem jako osobę, która potrafi działać wbrew zwyczajnemu samolubnemu konformizmowi i zrobić coś dla kogoś innego – po prostu dlatego, że jej na tym zależy.

Bardzo częstą bolączką serii anime ostatnich lat jest to, że wymyślają one bohatera z całkowicie wyimaginowanym problemem („kiedy go dotknie kobieta, zmienia się na kwadrans w fioletową żyrafę z asem karo w pysku”) i stawiają go w całkowicie wyimaginowanej sytuacji („pewnego dnia żyrafioucha kosmitka oznajmia, że jest jego podnóżkiem, co nie podoba się noszącej zawsze strój pielęgniarki koleżance z dzieciństwa”). Tego typu chwyty mogą się sprawdzić w seriach przygodowych, jednak w „szkolnych komediach” zwykle mnie przesadnie nie zachwycają – twórcy wyraźnie stawiają tylko na to, że widzowie nie widzieli jeszcze orzeszka pistacji, który zamienił się w uroczą dziewusię. Pozornie Baka to Test to Shoukanjuu wychodzi z równie absurdalnych założeń, jednak – o dziwo – większość problemów bohaterów jest odbitymi w niezwykle krzywym zwierciadle problemami z całkiem rzeczywistej rzeczywistości. Nie posuwałabym się może do nadinterpretacji i doszukiwania się w tym satyry na system japońskiego szkolnictwa… Chociaż czy tak naprawdę nic nam nie wiadomo o wadach szalenie wygodnego dla urzędników mierzenia uczniów wyłącznie za pomocą testów? Nawet u nas jest, jak jest, a w Japonii problem zdaje się ma znacznie większą skalę. Pomysł dzielenia uczniów na klasy według ocen czasem wypływa naprawdę, oczywiście w imię usprawnienia warunków nauki. Jest na razie silnie torpedowany, ale czy nawet bez podziału na klasy magiczne wyniki testów nie dzielą uczniów na gorszych i lepszych? Czy – z innej i mniej poważnej beczki – łatwo jest się odnaleźć w grupie, szczególnie jeśli z jakiegoś powodu się do tej grupy nie pasuje? Czy te rozpaczliwe podchody i próby przeniknięcia sposobu myślenia płci pięknej są naprawdę tak całkiem wyssane z palca?

Omawiana seria jest w pierwszym rzędzie przeuroczą, bezpretensjonalną, ciepłą i autentycznie zabawną komedią, którą warto obejrzeć chociażby z tego powodu, bo nadal podtrzymuję twierdzenie, że zabawnych komedii jest jak na lekarstwo. Czy skłania do myślenia? Na pewno do niego nie zmusza, ale jeśli ktoś chce i ma ochotę przyjrzeć się bliżej, może się okazać, że Kenji Inoue w swoich zaadaptowanych do formy animowanej powieściach ukrył trochę całkiem niegłupich przemyśleń.

Avellana, 22 października 2011

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Silver Link
Autor: Kenji Inoue
Projekt: Miwa Ooshima, Yui Haga
Reżyser: Shin Oonuma
Scenariusz: Katsuhiko Takayama
Muzyka: Nijine