x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w polityce prywatności.
Jeżeli chodzi o serię to jest ona zbyt udana.Pomysł na fabułę był ciekawy.Przeznaczenie to niezwykle ciekawy pomysł.Mi osobiście ten pomysł z pingwinim bębnem przypominał pomysły z Mirai Nikki , czy Death Nota , z tym , że tu w przeciwieństwie do tych serii fabuła została przedstawiona chaotycznie , niechlujnie i nielogicznie.Tak , jak pomysł był ciekawy , tak wykonanie fatalne i z trudem dotrwałem do końca , który prezentował się jeszcze gorzej niż wcześniejsze odcinki.Postacie są ciekawe , ale mimo to wypadły przeciętnie , bo nic oryginalnego nie pokazano.Muzyka jest naprawdę dobra , trochę ratuje serię i nie mam do niej żadnych nawet najmniejszych zastrzeżeń , grafika jest także bardzo dobra i nie mam prawie żadnych zastrzeżeń.Nie jest to seria udana.Jest ona mocno przeciętna i raczej nie polecam jej obejrzeć.Ocena 4/10.
Zaczynałam z pewną niechęcią, a zanim się zorientowałam, oglądałam odcinek za odcinkiem, na dobrą sprawę zupełnie nie wiedząc, dlaczego oglądam dalej. No i nie mając pojęcia, o co w tym wszystkim chodzi, choć pojęcie ogólne jakieś tam miałam. Szczerze powiedziawszy, aż do samego końca nie rozumiałam zachwytu nad tą serią. No właśnie, bo koniec okazał się być dla mnie zabójczy. KOCHAM WPROST TAKIE ZAKOŃCZENIA, ZE ŚWIECĄ TAKICH SZUKAĆ! ♥ No i oczywiście się poryczałam, bo to cała ja…
Zachęcam do obejrzenia tej serii, nie zniechęcajcie się~
Na początku zachęcające, po połowie porządnie odechciewa się oglądać. Nudne, niezrozumiałe. Ledwo dociągnąłem od końca. Ostatni odcinek trochę lepszy od końcówki, ale to niewiele zmienia. Tytuł ani nie pozostanie w mojej pamięci jako jeden z lepszych ani nikomu go nie polecę, więc na wyższą ocenę nie zasługuje. Fajne są w tej serii tylko niektóre elementy, jako całokształt zupełnie mi nie przypadło do gustu.
A
Nekochin
15.07.2013 20:01 Podziękuję :)
Ja już podziękuję temu anime. Dlaczego? A dlatego, że szlag mnie trafił jak Kanba pocałował Hirami :) Po prostu trafił mnie szlag i miałam ochotę rozwalić laptopa :) Nie cierpię tego typu anime, z początku wszystko pięknie, ładnie, tajemnice, dużo humoru a tu nagle takie coś… No kurde NIE! Na pewno nie wrócę do MP, ale obejrzę tylko i wyłącznie końcówkę. Po przeczytaniu większości komentarzy dochodzę do wniosku, że jest ona(końcówka) najlepsza w całej tej serii. A, no i te trzy pingwiny są zaczepiste :3
Czuć wątkiem romantycznym na kilometr, nawet po przeczytaniu komentarzy czy obejrzeniu wielu screenów… Także podziękuję i będę dalej siedzieć w shounenach i shounen‑ai/yaoi :| Dziękuję. Do widzenia. Wychodzę.
Romantycznego romansu‑romansu tam nie było, chyba że piski Ringo są przez kogoś uważane za wyznania zdrowej miłości. A latające kwiatki w oprawie i wszechobecne sparkle są nawet w shounenach (w Gintamie mają nawet podobne znaczenie.. ) A jeśli chodzi o kliknij: ukryte kazirodztwo, bo pewnie to bolało, to potem wychodzi, że to właściwie kliknij: ukryte kazirodztwo nie było. No, ale to było w drugiej połowie serii, a Mawaru nie jest anime ani do przewijania ani do przerywania, więc skoro z niepełną wiedzą uciekasz do o wiele gorętszych i bardziej hardkorowych smaczków w yaoicach niż pocałunku kliknij: ukryte dwóch obcych osób, to krzyż na drogę.
Nerd
4.12.2014 12:39 Re: Podziękuję :)
Według polskiego prawa byli rodzeństwem.
kliknij: ukryte Rodzeństwo adopcyjne to też rodzeństwo według prawa, w dodatku oni się wychowywali razem od małego więc to nie był pocałunek obcych sobie osób.
A gdyby ojciec obcałowywał adopcyjną córkę też byś to uważała za normalne?
Nie tak znowu „od małego”, bo oboje byli już wieku około nastoletnim w momencie tej adopcji. Pomijając wszystko, dyskwalifikowanie anime na podstawie jednej sceny, która w zasadzie nie jest w tej historii specjalnie ważna, jest co najmniej dziwne.
No i, co jak co, ale akurat polskie prawo w przypadku japońskiej kreskówki, ma ekstremalnie małe znaczenie.
jolek
15.07.2013 22:04 Re: Podziękuję :)
Oglądać samej końcówki generalnie nie ma sensu. Nawet oglądnąwszy całość trudno jest się tam we wszystkim połapać ;)
MICHAS
16.07.2013 10:46 Re: Podziękuję :)
Tak, obejrzenie ostatniego odcinka brzmi sensownie.
Nie ma to jak pominąć całą serię żeby obejrzeć zakończenie tylko dlatego, że dwie postacie się pocałowały. Nie żeby w yaoicach (czyt. gej‑porno) się całowali i jeszcze gorsze rzeczy robili. Czuć romansem bo miłość jest przyczyną wielu zachowań bohaterów. Nie każda miłość jest taka sama. Inaczej kocha się rodzeństwo, inaczej przyjaciółki, a jeszcze inaczej kochankowie i w Mawaru świetnie to widać.
Właśnie skończyłam i… Fabuła. Fabuła, która rozrosła się,wytworzyła mnóstwo odnóg i powędrowała w różnych kierunkach jak gałęzie drzewa. Tak bardzo, że aż ciężko pozbierać myśli, na granicy umysłu balansują pytania, których lista wydłużała się z każdym odcinkiem, ale jakoś uciekają i pozostaje tylko uczucie zamurowania. Znacznie łatwiej określić mi takie rzeczy jak : muzyka, która była bardzo dobra + ciekawy zabieg z endingami w drugiej połowie serii,( mój ulubiony to Grey Wednesday), oraz grafika, która wystartowała soczystymi barwami i ciekawymi tłami, potem spadła, szczególnie w projektach postaci. Ale wszystko to nie jest ważne w obliczu fabuły. Muszę przyznać, że zaczynało mi się ciężko, pierwsze 4 odcinki było trochę wymuszone. Jak tak się zastanowię to początek wydaje mi się taki inny od późniejszych odcinków, kliknij: ukryte szczerze nie lubiłam na początku Ringo, ale to co zrobiła w ostatnim odcinku wywarło na mnie duże wrażenie i życzyłam jak najlepiej jej i Shoumie (pamiętam swój szok i może lekkie zniesmaczenie gdy Himari stwierdziła, że jest on jej przeznaczony Sanetoshi wydawał się kliknij: ukryte jakiś taki z początku bardziej… fajny? pociągający? potem jakby stracił swój czar, nawet jeśli nie było to zamierzone to dało efekt ponurego pochłonięcia przez ciemne cele Ostatni odcinek prezentuje zakończenie idealne dla tej serii, choć byłam raczej pewna kliknij: ukryte że to Himari nie będzie dane dożyć w spokoju swoich dni, ostatecznie wszystkim się udało, ale dla niej bez takiej 'szkody' jak dla braci.Waham się pomiędzy 8 a 9, ale tym, którzy lubią rozkminiać przeplatane ludzkie relacje mogę bez wahania wskazać Mawaru Penguindrum do obejrzenie.
A
nieogranięty człowiek
17.05.2013 21:41 Penguinbear project
Czy ktoś wie coś o tym? Czy to będzie anime czy film? Czy w ogóle są jakieś prace nad kontynuacją mawaru penguindrum?
W kinie Odeon Southend on Sea 12:00 sobota 4h 38min cena duża może pójdę ang napisy ,nie widziałem jeszcze serii ost Anime Suzume 18£ Basildon warto bylo
A
jolekp
23.12.2012 12:04 problemy ze zrozumieniem :(
Właśnie wczoraj skończyłam oglądać i od tamtej pory dręczy mnie jedna rzecz.
kliknij: ukryte Czy ktoś mógłby mi wytłumaczyć o co chodziło w scenie z pudełkami/klatkami? To była scena w jednym z końcowych odcinków, gdy Kanba i Shouma siedzą zamknięci w pudełkach i dzielą się ze sobą jabłkiem. O co chodziło? (Nie chodzi mi tu o dzielenie się jabłkiem, tylko właśnie o te pudełka – co to było za miejsce, czemu oni się tam znaleźli i w ogóle o co z tym chodziło).
Druga rzecz, którą nie za bardzo ogarniam (aczkolwiek nie jest ona aż tak istotna) jest to, kto jest czyim dzieckiem. Z tego co ja zrozumiałam to biologicznym dzieckiem Takakurów jest tylko Shouma, pozostali zostali w pewnym momencie przygarnięci. Tylko właśnie skąd wziął się u nich Kanba? Ze wspomnień Masako wynika, że Kanba odszedł razem z ich ojcem, więc skąd nagle znalazł się u Takakurów? Było by mi bardzo miło, gdyby ktoś potrafił mi odpowiedzieć na te pytania (zwłaszcza na to pierwsze). Widać jestem za głupia na anime tego typu :(.
Slova
23.12.2012 13:47 Re: problemy ze zrozumieniem :(
O co chodziło?
kliknij: ukryte O nic, sceneria była zupełnie nieistotna, być może to nawet było totalnie oniryczne, a ich wspomnienia z klatkami nie miały nic wspólnego z rzeczywistością – klatki równie dobrze mogły być wizualizacją i metaforą.
kto jest czyim dzieckiem
kliknij: ukryte Tego dokładnie nie pamiętam, ale chyba Kanba dołączył do Takakurów po tym, gdy zniknął ojciec Masako. No i Kanba był „lepszym” synem, niż Shouma.
guuchan
23.12.2012 21:18 Re: problemy ze zrozumieniem :(
kliknij: ukryte Kanba dołączył do rodziny po śmierci swojego ojca. Jest taka scena kiedy Himari daje plaster na policzek Kanby, to dzieje się na pogrzebie jego ojca. Ojciec Kanby oraz ojciec Shoumy byli przyjaciółmi i działali w tej samej organizacji.Pudełka natomiast są symbolem naszego ciała, naszego ja i zamknięcia się w sobie, na innych ludzi. Kanba dzieli się swoim jabłkiem z Shoumą, to jest symboliczny akt próby wyjścia ze swego „ja” (pudełka) do drugiego człowieka, otworzenia się na niego. Pudełko to nic innego jak bariera oddzielająca nas od innych. Taka jest przynajmniej moja interpretacja tego wszystkiego. Mam nadzieję, że pomogłam :))
Nina-Lazur
7.03.2013 19:36 Re: problemy ze zrozumieniem :(
Wg mnie te pudełka symbolizują poczucie odrzucenia i samotność, poczucie bycia nie potrzebnym, niechcianym dzieckiem. Już wtedy Shoma nie pasował do swoich rodziców, uciekał podczas wykładów taty i bawił się z Himari. Zapewne przestał być akceptowany przez rodziców, dlatego wylądował w pudełku. W tym samym czasie musiał umrzeć ojciec Kamby, więc chłopiec został sam, rodzice Shomy adoptują go, bo widza w nim godnego sobie następce. Stąd właśnie w jego pudełku pojawia się jabłko. Kamba zostaje bratem Shomy (w sensie nawiązania więzi), czyli dzieli się z nim jabłkiem.
guuchan
8.03.2013 10:57 Re: problemy ze zrozumieniem :(
Pozwolę się z tobą nie zgodzić. Rodzice Shoumy bardzo kochali wszystkie swoje dzieci. Przecież ich udział w organizacji miał na celu zwrócenie uwagi świata na problemy z odrzuconymi i niechcianymi dziećmi. Dlatego adoptowali Himari i przygarneli osieroconego Kanbę. Cel był jak najbardziej szlachetny ale już nie metody.Odrzucone, niechciane i niezrozumiane dzieci trafiały do „specjalnego” miejsca (nie pamiętam już jego nazwy)tj. tam gdzie trafiła Himari i nauczyciel. Obydwoje zostali uratowani odpowiednio przez Shoumę oraz Momokę. Co do jabłka w anime wyraźnie jest powiedziane, że jabłko to nagroda dla tych którzy mają umrzeć za miłość. Pierwotnie tylko Kanba miał umrzeć ale dzieląc się jabłkiem z Shoumą, podzielił się z nim swoim przeznaczeniem, losem.
Czy naprawdę tylko ja widzę ogromną nielogiczność w pewnym momencie? Więc tak, koleś ma zabrać dziewczynie coś, co ma uratować jego siostrę. I gdy już się dowiedział co to jest, to… zamiast jej to zabrać, bawi się z nią w jakieś podchody?… Serio? bo „ona mu tego nie da”. Ktoś mi to wytłumaczy? Gdybym była na jego miejscu, po prostu zabieram tę rzecz siłą i tyle mnie widzieli, chodzi o życie bliskiej osoby, tak czy nie? Poza tym, co gorsza, szesnastolatkowie bredzący o MIŁOŚCI. Ktoś raczy kpić. To przestało być znośne, zanim się w ogóle zaczęło. Może kiedy sama miałam ok. 18 lat, to by jeszcze przeszło.
Zazwyczaj ufam recenzjom i ocenom redakcji na Tanuki, bo zgadzają się z moimi odczuciami. Dlatego nie wiem, czy tylko ze mną jest w tym wypadku coś nie tak, czy chodzi coś innego.
uluwatu
29.10.2012 13:08 Re: że co?
Mnie też irytowały niespójność i bezsens zachowań bohaterów. Do tego doszły dziury fabularne oraz zwykłe idiotyzmy w stylu: kliknij: ukryte dziewczyna nie odnosi żadnych obrażeń po tym, jak bomba wybuchła jej pod nosem.. Rozczarowanie.
Przynajmniej jedna osoba, która cokolwiek odbiera jak ja. Dzięki.
Slova z uczelni
29.10.2012 15:04 Re: że co?
Oj, źle oglądałaś. Przecież kliknij: ukryte pamiętnik Momoki nigdy nie był pingwinobębenem. No i odmawiasz prawa do miłości szesnastolatkom? Jakie masz do tego prawo?
Nie wiem co nim było, bo tym rzuciłam kiedy stwierdziłam, że nic mnie nie obchodzi jak się to skończy, gdyż nie jestem w stanie ścierpieć bohaterów. Jak dla mnie wszystko mogło wybuchnąć. ALE – na początku myśleli, że to ten pamiętnik, czy nim był czy nie, to nie zmienia sprawy, że zachowywali się jak idioci. A jakie mam prawo? Takie, że od nadmiaru nastoletnich uczuć robiło się niedobrze. Wszystko dozwolone, ale w pewnych ilościach. A gdyby to byli ludzie dorośli, to już w ogóle stwierdziłabym, że są kompletnie umysłowo i emocjonalnie niedorozwinięci, gdyby tak się zachowywali.
Już tak rozwałkowałam ten temat, że nie chce mi się znowu powtarzać. Wyobraź sobie, że musisz mieć ten pamiętnik, żeby ważna dla Ciebie osoba przeżyła. Obchodzi Cię czy wiesz, jak go wykorzystać? Na tym etapie, nie sądzę. Po prostu chcesz go mieć, bo to jedyna szansa, koniec. O resztę martwisz się później.
No i dlatego też na starcie mi się bardzo podobało, potem przestawało coraz bardziej. Szesnastolatek i czternastolatka, tak, będą z tego dzieci, zaiste, ale mnie to nie chwyta za serce (a produkcje chociażby Makoto Shinkaia już owszem i to bardzo). Już wytłumaczyłam, nie neguję wartości tego anime czy zawartego w nim przesłania. Moim problemem jest sposób, w jaki zostało to przedstawione. Miłość, samotność, śmierć, świetne tematy, problem w tym, że są wałkowane na okrągło, niektóre są podane oryginalnie, jak tu, inne niezbyt udanie. W sumie pozostaje tylko wybór, w jakiej formie chcę to oglądać i po tym, czego doświadczyłam oglądając to anime, po prostu wiem, że akurat nie w takiej. Chciałabym zakończyć już dyskusję bo już chyba wszystko napisałam, dziękuję za cenne uwagi, ale po prostu takie jest moje zdanie, nic wielkiego w końcu :)
Ale oni nie wiedzieli, że kliknij: ukryte pamiętnik jest bebenem... znaczy, domyślali się coś, ale pewności nie mieli, bo nikt im nie powiedział, jak bęben wygląda. No i racji by przecież nie mieli. Ten, kto wiedział, co jest w pamiętniku i co chce przy jego pomocy osiągnąć, ten go kliknij: ukryte ukradł.
Gdyby chodziło o kogoś z mojej rodziny, a miałabym tylko podejrzenia, czy coś może pomóc czy nie, to i tak bym to zwinęła :D Staś po Afryce truchtał, żeby chininę dla Nel znaleźć a nawet nie wiedział, czy znajdzie i czy przypadkiem nie zginie ^^ Tutaj zaś koleś miał tylko wziąć co widział i w nogi.
Zresztą, już naprawdę nieważne, może to skończę, nie sądzę jednak, żeby nawet najlepsze zakończenie zmazało wspomnienia głębokiej irytacji i rozczarowania, jakie mi towarzyszyło gdy to oglądałam. Bohaterowie, których nie jestem w stanie polubić czy chociażby zainteresować się ich losami, niestety psują mi odbiór, nawet gdy fabuła świetna, a to już kwestia gustu i tego chyba nie sposób przedyskutować i zmienić.
Szczerze mówiąc to wiek, tak naprawdę, w tej serii jest rzeczą czysto umowną. Cała seria jest tak metaforyczna, że gdyby pozamieniać wiek bohaterów na dużo starszy to niczego by to nie zmieniło.
Jak tam komuś odpisałam wyżej, gdyby to byli ludzie dorośli, pewnie byłoby jeszcze gorzej, bo nie wiem, jak zdrowi dorośli ludzie mogliby się tak zachowywać ;)
A ja napiszę, że oni mieli właśnie tak się zachowywać. I jeszcze raz, ta seria jest przepełniona metaforyką i różnymi innymi rzeczami, które na pierwszy rzut oka mogą wydawać się bez sensu. Jeśli za serię, bierze się reżyser taki jak Kunihiko Ikuhara, to z góry wiadomo, że nie będzie to prosta i łatwa komedyjka.
Można jednak bawić się w metaforykę i te wszystkie różne inne rzeczy, i zawrzeć to w znacznie strawniejszej formie, a na pewno bardziej dojrzałej (Mushishi…?). Z bohaterami, których nie ma się ochoty własnoręcznie uśmiercić, a nawet jeśli, to dlatego, że są tak dobrze skonstruowani, że widz autentycznie ich nienawidzi (Shigurui), a nie dlatego, że są irytujący. Kto tu chce łatwej komedyjki? Po studiu odpowiedzialnym za kilka naprawdę dobrych tytułów, liczyłam na coś, co nie pozwoli mi odwrócić wzroku od monitora, zwłaszcza, że toto ma takie dobre oceny. A tu, oj. Chyba się przeliczyłam. Koniec końców, jasne, każdy widzi, co widzi. Czy komuś pasuje taka oprawa czy nie, jego sprawa. Symbolika i metafory, bardzo chętnie, jedyne czego chciałam to jakakolwiek wiarygodność, czy to zdarzeń czy psychologiczna, ale tego nie dostałam.
Po części Cię rozumiem. Jednak mimo wszystko, szukać wiarygodności w serii, w której występują nadzwyczajnie „gadatliwe” pingwiny, i główna bohaterka uganiająca się za czymś w czapce pingwina? A może chodziło o spójność? :p
A co formy metaforycznych wątków to rzeczywiście są różne sposoby ich ukazania. Sprzeczałabym się jednak co do tej „dojrzałości”. Mawaru do przedstawienia wszystkich ciężkich i zawiłych wątków wykorzystuje właśnie gatunek Shoujo, który kojarzy się ze słodkimi bohaterkami o koszmarnie długich transformacjach i ich gadającym zwierzęcym towarzyszu itp itd. To właśnie ta, lekkostrawna na pierwszy rzut oka, otoczka powoduje, że seria jest wyjątkowa. Za tymi kolorowymi i jaskrawymi tłami kryje się znacznie coś więcej, i nie chodzi mi o te absurdalne pomysły twórców.
Spójność spójnością, a wiarygodności wystarczyłoby mi chociaż tyle, co w przeciętnej dobrej produkcji. Elementy nierzeczywiste nie negują od razu praw fizyki, więc tak, nadal chcę wiarygodności. ^^ Albo wszystko jest nierealne, albo tylko cześć, jak tu, wtedy co to realne powinno zachować realizm.
No i chyba możemy zamknąć sprawę, jeśli komuś taki sposób ukazania odpowiada, w porządku, myślę, że ze 4 lata temu byłabym bardziej zadowolona. Nie mówię, że seria nie jest dla dojrzałego widza, ale akurat ja już tego nie kupuję, a i animowanej szczeniackiej miłości mam dość. W sumie chodziło mi tylko o to, czy ktoś zwrócił uwagę na tę nielogiczność o której pisałam, bo mnie to zburzyło cały porządek niestety. Metafory i znaczenie tu są i nawet po tej wymianie zdań zaczynam żałować, że taki sposób ich przekazania aż tak mi wszystko psuje, że nie mogę przez to przebrnąć. Nieco inaczej skonstruowany świat bardziej by mi odpowiadał i pewnie byłabym zachwycona.
W każdym razie dziękuję za konkretną dyskusję :)
Z tą realnością to być może masz rację. Ja, na przykład od początku nie oczekiwałam od tej serii realności, spójności czy trzymania się praw fizyki, dlatego nie zawiodło to moich oczekiwań. Jednak muszę przyznać, że wiele aspektów mnie denerwowało i irytowało. Iście zdziecinniała nawet jak na nastolatków postawa głównych bohaterów. Poboczne postacie również, wydawać by się mogło, że mają najzwyczajniej coś z mózgiem. Ale po pierwszych kilku odcinkach wiedziałam, że jest to na sto procent założenie twórców a nie, że po prostu im nie wyszło. Weźmy np. zachowanie Ringo i jej zauroczenie tym nauczycielem. Ot, taka zwykła miłostka, można by powiedzieć. Jednak nie, to nie to. Owszem było to strrrrasznie irytujące, ale jak dla mnie też przerażające. Zauroczenie przeradzające się w obsesję, jakieś chore myśli które mogą totalnie zmienić osobowość postaci. Twórca pokazuje nam tą sytuację najpierw jako pełną dramatyzmu i pompatyczności. I człowiek zaczyna aż w to wierzyć. Po czym mimo tych wszystkich odczuć, obsesji, absurdalności i psychodelizmu całej sytuacji wcale nie była ona aż tak poważna jak nam się wydawało. I o to chodzi w tej serii. Zachowania zostają specjalnie wyolbrzymione. W pewnym momencie widz zaczyna się zastanawiać, czy przypadkiem nie chodzi o jakieś chore psychicznie osoby, a tutaj tak na prawdę została ukazana zwykła miłość. Według mnie właśnie o to chodzi. I jak najbardziej jestem za tą serią. Po seansie Uteny kilka lat temu (które jest do dzisiaj moim ulubionym anime), nic mnie chyba nie zaskoczy, przynajmniej w tej dziedzinie.
Ale to właśnie starsi widzowie doceniają to anime. Motyw segregacji społecznej, odrzucenia tego, co niepotrzebne, powszechnej znieczulicy – to rzeczy tak typowe dla współczesnej Japonii i tak trafnie skrytykowane w tym anime.
W tym anime wszystko wyjaśnia się w ostatnim odcinku. komentowanie wcześniej mija się z sensem, bo nie wiesz, o czym to jest.
Zatem wierzę na słowo, bo nie wiem, czy skończę, chociaż teraz może będzie mi łatwiej ;)
Wiurek
1.11.2012 11:42 Re: że co?
Mogę powiedzieć, tyle, że serię w męczarniach ukończyłem i mam takie samo odczucie jak kircia. Nie robię tego na przekór, ale faktem jest, że to jedno z najgorzej ocenionych przeze mnie anime. Już trochę czasu minęło i nie pamiętam szczegółów, wiem natomiast, że postaci były tak irytujące jak nigdzie indziej. Bynajmniej nie są to przemyślanie wykreowani bohaterowie, każdy zmieniał się diametralnie w momencie przestawienia nowego faktu, który postacią tak naprawdę był już znany wcześniej. Jasne, że anime mogło mieć aspirację do przemycenia pewnych wartości moralnych, ale to jak nierealistycznie i mało wiarygodnie zostało przedstawione, liczy się w wersji finalnej.
No to może ja się pokuszę o podsumowanie. Anime traktuje o sprawach poważnych, jednak w niezwykle lekkiej formie. ten styl niewątpliwie jest kontrowersyjny i trudno mi się dziwić, że dla niektórych wręcz rażący. Jednak już pomijając kwestię gustu sam fakt, że wywołuje takie ciekawe dyskusje sprawia, że jest wartościowe. To jak z filmami Tarantino (Kill Bill, Grindhouse): niby szmira, ale przecież za tę zabawę konwencją go kochamy ;)
Nie spodziewałam się, że jedna moja wypowiedź wywoła taką dyskusję, ale to dobrze. Im więcej przeczytałam, tym lepszy mam obraz całości. Właśnie przez tę formę przekaz stał się dla mnie niejasny, a co gorsza, niektóre sprawy wydają mi się wręcz wyolbrzymione i do przesady tragiczne, co już by tak nie raziło właśnie z innymi bohaterami. Tu także popieram Wiurka, nie jest to ten gatunek chaosu, jaki cenię. W recenzji jest napisane coś o jeździe bez trzymanki. Oglądając zastanawiałam się, kiedy się zacznie, w końcu wysiadłam nieco znudzona :) Jeśli bohaterowie tego anime byliby starsi i nie tak histeryczni, chętnie bym je obejrzała w takiej postaci, bo nie wątpię, że coś w tym jednak jest.
A
Wiurek
17.08.2012 12:58 ...
Szczerze, jedno z najgorszych anime jakie widziałem. Płytkie postaci, niespójna fabuła, ale ludziom widać mimo wszystko się podoba, widać głupie anime są teraz poważane.
Ale pojechałeś. Byłabym wdzięczna, gdybyś przy okazji anime nie obrażał tych, którzy maja inne zdanie na ten temat.
A
nekobasu
1.08.2012 23:20 kanashimi wa mou takusan nanda
reżyser „Uteny”? no to już wszystko jasne, dlaczego podskórnie kojarzyła mi się z nią wiwisekcja osobistych dramatów bohaterów ;)
niestety, to co w „Utenie” zagęszczało akcję w bardzo intrygujący i wielowarstwowy sposób, tutaj, już nie tak umiejętnie poprowadzone, spowalnia ją i rozrzedza. od 3/4 serię oglądałam z postępującym zmęczeniem i znudzeniem – nie dość, że dramaturgia przybiera coraz bardziej absurdalne formy (nie przekonuje mnie na dłuższą metę przeszłość żadnego z bohaterów, a jak mnie coś nie przekonuje, to przestaje mnie obchodzić), to jeszcze jest podlewana niestrawnymi gadkami o przeznaczeniu i bratersko‑siostrzanej miłości. w ogóle związana z przeznaczeniem symbolika jest w „Mawaru Penguindrum” dość oczywista, przy czym o ile metro jeszcze się broni identyfikacją wizualną (świetny patent z Double H w roli metrowo‑życiowych filozofek z ekranu), o tyle jabłko – nigga, please…
końcówka serii osłabia też bardzo dobre wrażenie wywołane początkiem – w tym głównie oprawą audiowizualną. podobały mi się właściwie wszystkie piosenki (zwłaszcza główny ending), a graficzne zabawy z konwencją wypadły po prostu świetnie. szczególnie brawa za wspomniane już metro, ukazanie tłumu jako zbioru piktogramów oraz wątek miłosny Ringo i Tabukiego w formie wycinankowego musicalu :D
podsumowując: seria nierówna z tendencją zniżkową i pod koniec nuży, ale jeśli kto lubi zabawy graficzne, można dać szansę. zakończenie też nie AŻ TAK złe ;) ofk nie wymknęło się pewnej sailor‑moonowej schematyczności (i nagości), ale motyw kliknij: ukryte zapomnienia / nieuświadomionego pamiętania bliskich osób i, szerzej, istnienia w ich wspomnieniach jest całkiem niegłupim pomysłem na zamknięcie tej historyjki.
Tyle co skończyłem oglądać i to anime jest świetne. Ostatni odcinek wyjątkowo mi się podobał w przeciwieństwie do recenzanta. Fabuła na dłuższą metę spójna. Niestety tylko na dłuższą metę bo w drugiej połowie zaczęto robić retrospekcje które były sprzeczne z linią fabularną. kliknij: ukryte Najgorsze w tym to że to raczej nie błąd tłumacza. Na przykład himari. Okazuje że była adoptowana 6 lat po tej akcji z rodzicami. Wtedy przygarnięto Kanbę który przez jakiś czas był w pudełku z Shomą. Ich nauczyciel jest w ich wieku, a już się żeni. Nie wiem jak to rozumieć. Proszę o wytłumaczenie mi tego. Podobał mi się temat który był mistrzowsko wykonany – „przeznaczenie”. Naprawdę rozważania bohaterów dają do myślenia o tym świecie. Fajnym zabiegiem okazało się stopniowe dorastanie fabuły. Na początku przygłupie anime potem akcja na poziomie death note. Przypomina to trochę madokę tylko, że dorastanie jest znacznie dłuższe i męczące.Wszechobecne pingwinie motywy… cóż mi się podobały bo lubię pingwiny, ale jak ktoś ich nie cierpi raczej nie skończy ( ach, te ichnie dźwięki „KYUUN”) Ci co obejrzeli już po samym temacie znają moją ulubioną postać z tego anime. On ma zbyt wiele plusów aby wymieniać (jak chociaż króliki które kocham :3, kawaii). Co do innych postaci naprawdę dają się lubić. Jedynie Ringo trochę mnie irytowała. Muzyka naprawdę wpada w ucho zwłaszcza drugi opening. Podsumowując świetna seria, jednak te retrospekcje uniemożliwiają dać oceny powyżej 8/10. Dlatego idę na kompromis 8/10 i ulubione. Dayo nee…
Kto Ci powiedział,że Tabuki (nauczyciel) jest w wieku Kanby i Shomy?! Może tak. kliknij: ukryte Momoka była w wieku Tabukiego,a gdy umarła miała 10 lat. W dniu jej śmierci na świat przyszła Ringo,więc pomiędzy nimi byłaby 10‑cio letnia różnica wieku.Jak wiemy Ringo jest w wieku Takakurów (16). Więc Tabuki jest 10 lat starszy od głównych bohaterów. Tabuki ma 26 lat.
Wydaję mi,że oglądałeś serię z jakimś dziwnym tłumaczeniem,albo po prostu coś Ci umknęło.
kliknij: ukryte No ale było pokazane, że w tym dniu w domu Takakurów bracia czekali na rodziców i przyjechała do nich policja. Po chwili zadzwonił wujek i kazał rodzeństwu uciekać. Oni mieli już wtedy musieli mieć co najmniej kilka lat bo Shoma to zapamiętał. No naprawdę teraz już nie wiem. Dlatego pod koniec serii tych retrospekcji nie brałem na poważnie tylko informacje z nich wynikające. Też myślę że miałem poryte tłumaczenie jak teraz na to spojrzę.
To akurat da się dość prosto zrozumieć (jak mało co w tej serii akurat): kliknij: ukryte Nikt nie powiedział, że policja przyjechała bezpośrednio po zamachach! Przez kilka lat szukała sprawców – stąd przesunięcie czasowe.
Po ponownym obejrzeniu tego anime wszystko rozumiem. Na początku jest wiele istotnych informacji o których zapomniałem.
A
przecinek
6.05.2012 00:12
Anime mi się podobało. Nie potrafię powiedzieć czemu, ale po prostu mi się podobało i tyle.
...jednak było w nim dużo rzeczy, których nie zrozumiałam. Nie będę wypisywać ich, ale po prostu były. Nie wiem, może ja jestem za głupia na to anime, może nie zrozumiałam jakichś metafor albo nie poskładałam czegoś do kupy… Tak czy inaczej mam po tym anime trochę pustkę w głowie.
Na początku zastanawiałam się, co twórcy palili niedozwolonego przy tworzeniu tej serii. Jednak od razu zorientowałam się, że za tą lekką i szaloną formą kryje się historia znacznie bardziej poważna. Pewnie dlatego to spokojniejsze zakończenie mi nie przeszkadzało. Takiego jego charakteru właśnie się spodziewałam. Anime gorąco polecam. 10/10.
Mawaru Peinguindrum to seria, na którą ostrzyłam sobie ząbki od bardzo dawna wiedziona właściwie… nie wiem sama czym, chyba intuicją i kadrami. Nie przeczytałam ani jednego opisu fabuły, recenzji, niczego, a podświadomie oczekiwałam czegoś Wielkiego. Na nazwisko reżysera też spojrzałam później, choć fakt faktem, że przed seansem. Zazwyczaj w takich przypadkach spotyka mnie większe lub mniejsze rozczarowanie, jednak nie tym razem.
Uwielbiam wielowarstwowość i wielowątkowość fabuły, lubię być zaskakiwana w trakcie seansu i całe anime odkrywać sama, na własną rękę przekonać się, o czym tak naprawdę jest. W przypadku Mawaru Peinguindrum, jeśli ktoś zapytałby „o czym to?”, autentycznie nie wiedziałabym, co odpowiedzieć: chyba najpierw musiałabym zapytać, który poziom opisać. Ale to właśnie ta wielopoziomowość jest absolutnie cudowna i to dzięki niej oglądałam Mawaru z takim zafascynowaniem, zwłaszcza w drugiej połowie zastanawiając się, co też za niespodzianką wyciągną twórcy z zanadrza, choć zgadywanie nie miało sensu, bo zazwyczaj nie dało się uniknąć zaskoczenia, tak umiejętnie to było przygotowane. Kunihiko Ikuhara, stojący rzecz jasna za słynną Uteną, jest reżyserem Mawaru Penduindrum, i to się czuje niemal od początku – elementy, których nie umiem do końca nazwać, a które są bardzo charakterystyczne dla obu serii i po prostu „utenowate”, inaczej ich określić nie sposób. Dbałość o szczegóły, którą wprost uwielbiam, istotność detali: choćby pingwiny symbolizujące Himari, Sho i Kana, skądinąd urocze – warto im się przyjrzeć, pomagają zrozumieć intencje bohaterów lub trafnie podsumowują ich działania; jabłko kojarzone oczywiście z Ringo (choć, tak na marginesie, graficzne pokazanie go w openingu niesamowicie kojarzyło mi się z Death Notem), że nie wspomnę o metaforze pamiętnika czy pojawiających się później czarnych królików, a już Sanetoshi wyglądał, jakby go żywcem wyciągnięto z Uteny. Do tego oczywiście cała masa metafor.
No ale dobrze, ja tutaj gadam bez ładu i składu właściwie nie wiadomo o czym, a miałam przejść do sedna i esencji tej serii, która w gruncie rzeczy jest całkiem prosta i oczywista, inaczej niż w Utenie, do której rzeczywiście każdy może dorobić sobie własną teorię. Rozważania nad przeznaczeniem – nie tyle nad jego istnieniem, to raczej pokazywanie stosunku poszczególnych postaci do niego, połączonych przecież mocnymi nićmi losu, wplecionych w pajęczynę fortuny, bo patrząc na przebieg zdarzeń rzeczywiście trudno jest wątpić, że przeznaczenie istnieje. Przewrotny los, „unmei” (jak ja uwielbiam brzmienie tego słowa po japońsku!), doprowadza nawet do sytuacji, w której ta, która najbardziej w nie wierzyła i ufała, musi przeciwstawić się przeznaczeniu i odmienić sytuację, zaś ten, który go nienawidzi, biernie poddaje się losowi. Seria nie mówi oczywiście tylko o przeznaczeniu samemu w sobie, głównie widzę tu zastanawianie się nad tym, co je buduje? Jak wielki wpływ mają rodzice na to, co się później dzieje z ich dziećmi? Nie tylko rodzice, ale bliscy w ogóle? To był właśnie ten niesamowity pierwiastek, ta część, która starała się przekazać mityczne 'coś więcej'. Dlaczego na dzieci mają spadać grzechy rodziców? Nie zrozumiem nigdy tego dziwnego systemu, według którego społeczeństwo uznaje, że za popełniony z pełną świadomością przez dorosłego człowieka czyn odpowiedzialność ma ponosić również jakakolwiek bliska mu osoba, nawet jeśli była niczego nieświadoma, zwłaszcza w przypadku, kiedy 'sprawiedliwość' nie jest w stanie dosięgnąć rzeczywistego winowajcy. Oczywiście czyny rodziców same w sobie wpływają również na psychikę dziecka, widać to tutaj bardzo wyraźnie – w przypadku Masako, ale również Kana, Shoumy, Yuri, i chyba tylko jedna Himari pozostaje na całą przeszłą sytuację obojętna, choć ona jest jej również najmniej świadoma. Mawaru Penguindrum właśnie w tym miejscu dotyka najpoważniejszych tematów, ale robi to rzeczywiście z niezwykłym wyczuciem, głównie poprzez mniej lub bardziej wyraźne metafory, nie mówi niczego wprost, unikając tym samym sztucznych dialogów, wyznań i przegadanych scen. Wystarczy odpowiednio dobrana sceneria, kilka trafnych kadrów i niewielka ilość tekstu, by namalować obraz skrzywdzonego dziecka aż nazbyt wyraźnie. Dziecka, które prędzej czy później będzie musiało stać się dorosłe, a nie jest na to zupełnie gotowe, bo wciąż pozostaje okaleczone psychicznie. Bycie rodzicem to wielka odpowiedzialność… Demony przeszłości, których przyczyną są właśnie rodzice, nie opuszczają bohaterów Mawaru Penguindrum do samego końca serii i nie opuszczą pewnie nigdy. Tak prosty, a jednocześnie niesamowicie wstrząsający obraz miejsca o przewrotnej nazwie „Child Broiler”, który wrył mi się w pamięć bardzo intensywnie, a jest przedstawiony jako coś tak oczywistego, że obserwowanie tego miejsca okazuje się naprawdę bolesne i nieprzyjemne, bo to, czego nie pokazano dosłownie, każdy przecież sobie z łatwością dopowie.
Brzmi poważnie? Bardzo, prawda? Cóż, gdyby mi ktoś to wszystko powiedział na etapie ósmego, dziesiątego odcinka, nie uwierzyłabym. I to jest, naturalnie, kolejny plus. Mawaru Penguindrum nie wrzuca widza w sam środek akcji, problemów, etycznego grzęzawiska ani emocjonalnego rozgardiaszu. To jest typ historii, w której poszczególne wątki wprowadzane są stopniowo, a problematyka zostaje na początku jedynie delikatnie zarysowana, by później nabierać kształtów. W rezultacie widz sam nie wie, kiedy sielanka widoczna na ekranie jeszcze kilka odcinków temu, przekształciła się w coś o wiele poważniejszego, choć w jakiś dziwny sposób zachowującego pierwotny klimat. Tutaj mamy wręcz przepiękne obrócenie sytuacji, ale następujące w sposób całkowicie naturalny. Co dostajemy na początku? Zwyczajne, szczęśliwe rodzeństwo Takakura pewnego razu w wyniku dziwnego splotu okoliczności spotyka pewną licealistkę, Ringo Oginome. Świruskę, która z powodu jakiegoś głupiego pamiętnika siostry stalkuje nieświadomego niczego nauczyciela. Wymyśliła sobie, że będzie z nim za wszelką cenę, bo takie jest jej przeznaczenie… A przecież ten facet jest od niej dwa razy starszy, w dodatku ma bardzo miłą narzeczoną! Ale Ringo jest nieugięta i w całą sytuację poniekąd na siłę wplątuje Sho. Pojawia się równie dziwna i sprawiająca wrażenie niezrównoważonej panienka z dobrego domu, Masako, która kręci się w pobliżu Kana, nie wyjaśniając nigdy, jaki jest cel jej działań. Te wątki czysto obyczajowe są bardzo zajmujące, o pojawiającej się na ledwie kilka minut dziwacznej gadającej czapce niezwykle łatwo zapomnieć, choć przecież to ona powinna być najistotniejsza, ona jest też przyczyną spotkania Sho i Ringo. Równie łatwo zapomnieć o spotkaniach Kana z podejrzanie wyglądającymi ludźmi, od których bierze pieniądze, właściwie nie wiadomo za co. I tak dalej, i tym podobne, tymczasem im więcej dowiadujemy się o danej postaci, tym bardziej błędne stają się pierwsze wrażenia, a poważne wątki niby‑fantastyczne powoli zapuszczają swoje macki wgłąb serii. I w ten właśnie sposób na sam koniec najniewinniejszą, najczystszą postacią okazuje się Ringo. Kto by pomyślał, prawda? Trudno jest obrócić sytuację do tego stopnia obywając się bez deus ex machina, a ta seria poradziła sobie z tym zadaniem doskonale – i ten element jest chyba jej największym walorem. Oto są bohaterowie z krwi i kości, którzy czują, myślą, słowem mają solidne zaplecze psychologiczne.
Jeśli jest jakaś rzecz, która mi w tej serii bardzo mocno nie gra, jest nią zakończenie. Co prawda nietypowe dla Japończyków, którzy zwykle mają skłonności raczej do grożenia placem, mówiąc „nie igraj z przeznaczeniem, bo źle na tym wyjdziesz”, zakończenie zapisuje się na plus. Jednak poza ogólnym jego wydźwiękiem… nie. Nie lubię happy endów, które zostają przyprawione nutką goryczy i nie są do końca „happy”. Obrót wydarzeń mi się bardzo stanowczo nie podoba, tym bardziej, że zaprzepaszcza doskonale zapowiadający się wątek romantyczny. kliknij: ukryte Mam na myśli Ringo i Sho, bo akurat Ken i Himari średnio mnie przekonują – po pierwsze, ociera mi się to mocno o, było nie było, kazirodztwo (wychowywani jak rodzeństwo etc.). A zresztą, już nawet nie w tym rzecz, mam po prostu bardzo silne wrażenie, że z jej strony to i tak było jedynie uczucie siostrzane, choć oczywiście bardzo silne. Jak już o Himari mowa – choć polubiłam ją niesamowicie, nadal uważam, że powinna była umrzeć. Po części byłoby to zaburzenie wizerunku serii, zmieniania przyszłości, ale… Mam bardzo silne uczucie, że osoba, która umarła tyle razy, ostatecznie powinna pozostać nieżywa. Nie żebym jej źle życzyła, po prostu takie rozwiązanie pasowałoby mi o wiele bardziej. Tak czy siak, Ringo i Sho byli niesamowicie uroczy i szkoda, że nie dane było mi zobaczyć głębszego rozwoju tej relacji…
Krótko o stronie technicznej. Muzyka niesamowicie mi się spodobała, zwłaszcza oba openingi i wszystkie endingi kupiły mnie całkowicie, także animacją, która była wręcz cudownie dopasowana do tekstu i dźwięku. Seiyuu spisali się znakomicie, nie wyobrażam sobie innych głosów w tych rolach (aż trudno mi kogoś wyróżnić, po prostu… wszyscy!), a z nieraz trudnymi rolami poradzili sobie świetnie. Grafika… no cóż, właśnie w warstwie wizualnej tkwi wiele szczegółów, o których wspominałam wcześniej, dlatego trzeba uważnie patrzeć – choćby na teksty pojawiające na elektronicznych tablicach metra i postacie im towarzyszące. Wrażenie wyobcowania, ale i skupienia się całkowicie na głównych i drugoplanowych bohaterach, potęgowały białe ludziki zastępujące tłum. Poza tym projekty postaci spodobały mi się bardzo. Takie… plastyczne, kolorowe, momentami po prostu śliczne. Warto zwrócić uwagę na różnicę między pingwinami towarzyszącymi głównym bohaterom, a tymi z akwarium.
Cóż mogę powiedzieć? Uwielbiam serie takie jak Mawaru Penguindrum i szczerze polecam je wszystkim, choć nie każdemu zapewne przypadnie do gustu. Na pewno tym, którzy szukają treści podanej w interesujący sposób, spodoba się mniej lub bardziej.
jabłko kojarzone oczywiście z Ringo (choć, tak na marginesie, graficzne pokazanie go w openingu niesamowicie kojarzyło mi się z Death Notem)
„Ringo” rzeczywiście stanowi tu smakowity kąsek dla poszukiwaczy interpretacji. Jabłko to przecież jeden z najbardziej podstawowych symboli biblijnych – no bo czymże innym jest jabłko z wspomnianego Death Note'a, w dodatku smakowicie pożerane przez, jakby nie było, demona, wiecznie śmiejącego się z ludzkiej głupoty i ambicji? Wydaje mi się, iż w Mawaru tak samo mamy do czynienia z pewną pokusą – tutaj chęcią przezwyciężenia losu (opowiastka o trzech owieczkach…), nawet nie własnego, a cudzego. Przeciwstawiając się śmierci Himari bracia jednocześnie przechodzą przez cienką granicę ograniczającą to, co ludzkie i tego, co należy do wymiaru ponad (boskiego?) – w pewnym sensie wszystkie postaci usiłują tę granicę przekroczyć, by móc decydować o życiu innych, z rodzicami głównych bohaterów i różowowłosym lekarzem (zapomniałam imienia…^^')na czele – co z kolei przywodzi na myśl zamach w tokijskim metrze (w końcu członkowie Aum Shinrikyo też mieli na celu dobro tych, których zabili…). Prawdę mówiąc, wydaje mi się, że nawet bardziej niż o przeznaczeniu seria mówiła właśnie o owym przekraczaniu granic (bunt polega nie tylko na zanegowaniu własnego losu, ale i chęci naprawy całego społeczeństwa), jabłko zaś z jednej strony stanowiło symbol pokusy (by stać się kimś więcej niż człowiek, móc decydować o losie własnym i cudzym), a z drugiej – ostrzeżenie przed karą, nieuchronną ceną. Zawsze jest przecież jakiś demon, sarkastycznie śmiejący się z ludzkiej głupoty i ambicji (tutaj chyba można by umieścić w tej roli króliki…).
Takie miałam wrażenia po seansie, przepraszam, że trochę to wszystko mętne… ale jak tak na to spojrzeć, Mawaru trochę przypomina Death Note'a, nie tylko pod względem jabłka(sama jestem zaskoczona takim wnioskiem).
Aha, chyba przeliczyłam się twierdząc, że przesłanie Mawaru jest oczywiste. Ja skupiłam się na samym aspekcie przeznaczenia, głównie właśnie warunkującej je roli rodziców, bo to był element, który mnie najbardziej w serii poruszył i zainteresował. Przekraczanie granic? Oczywiście, chyba właśnie to miałam na myśli twierdząc, że Himari mimo wszystko powinna umrzeć. Według mnie właśnie to byłaby najdotkliwsza kara. Zaś na drodze, którą obrała seria, mimo wszystko cel został osiągnięty, a kara, paradoksalnie, w gruncie rzeczy Takakurów ominęła – co akurat wpływa na ogólne przesłanie serii. Symboli takich jak jabłko jest tu pewnie o wiele więcej, ale ktoś taki jak ja raczej ich wszystkich nie odczyta ^^'
Twoje spostrzeżenia są bardzo ciekawe. Mnie jabłko kojarzyło się raczej z usymbolizowaniem Ringo jako klucza, najważniejszej wskazówki i osóbki, która w pewnym momencie niejako stanowi centrum i trzon fabuły (jak się potem okazuje, z powodu Momoki) wyrywany sobie przez poszczególne postacie z rąk do rąk.
Sanetoshi. Bibiotekarzo‑lekarzo‑duch nazywał się Sanetoshi :)
Jak dla mnie, wszystkie opinie mają równe prawa – i dlatego właśnie interpretowanie jest takie ciekawe^^. A związki rodzinne w Mawaru zasługują na osobną analizę…
Co do zakończenia serii, to fakt, można sobie wyobrazić lepsze (nie koniecznie od razu Happy End, tutaj nie za bardzo nawet pasuje) – z drugiej strony, bracia zapłacili swoją cenę, a nadmiernie ich karanie (tak jak w historii o trzech owieczkach) byłoby przejawem właśnie owego japońskiego pesymizmu. Swoją drogą, może mój pogląd jest nieco heretycki, ale uważam, że jabłko z drzewa wiedzy dobrego i złego bezwzględnie zjeść należało. Bunt, robienie czegoś na opak jest nieodzownym elementem dorastania, w końcu – i nie jest to jedynie europejski sposób myślenia, ciekawe są relacje mistrzów zen o drodze prowadzącej do satori (oświecenie), na przykład:
kiedyś myślałem, że góry są górami a rzeki rzekami; potem zacząłem zgłębiać nauki i zrozumiałem, że góry nie są górami, a rzeki nie są rzekami; teraz, gdy osiągnąłem oświecenie, wiem, że góry to góry, a rzeki to rzeki
. Z pozoru jest to zupełnie bez sensu (ale tylko z pozoru, uwierz mi^^'), mówi jednak z grubsza o tym samym – o potrzebie przejścia drogi, która zawiera w sobie negację (zaprzeczenie status quo, niekoniecznie od razu bunt), by dojść do pełnego zrozumienia rzeczy (tu oświecenia). Na pierwszy rzut oka jest to zatoczenie koła, jednak mam wrażenie, że tego typu doświadczenie powinno przebiegać na kształt spirali (Tengen toppa gurren lagann się kłania…) – nie osiągnęłam ani oświecenia, ani nie zostałam świętą, więc nie wiem^^'. Mam wrażenie, że również zakończenie Mawaru, choć „nie takie, ni siakie”, jednak nie doprowadziło bohaterów do punktu wyjścia.
Przepraszam, znów się rozpisałam. Snucie niepraktycznych dywagacji to mój konik i największa wada-.-'
Ależ nie masz za co przepraszać, to bardzo ciekawe, co piszesz. Taka wymiana interpretacji to najlepsza rzecz, jaką mogłam sobie wymarzyć pod moim komciem ;)
Tak, gdzieś kiedyś czytałam, że Bóg wcale nie pokarał pierwszych ludzi za złamanie jego zakazu, ale za to, że uczynili to tak późno. Że jako rodzic pragnął, aby jego dzieci dojrzały przechodząc także przez nieodzowny okres buntu (wskazany przez Ciebie), bo przecież musiał wiedzieć, jakie skutki wywoła stawianie pokusy na widoku. I że zdenerwował go nie sam uczynek, ale fakt, że zamiast oskarżyć Go o dziwne zachowanie, ukrywanie prawdy czy chociażby zapytać „dlaczego?”, dzieci pokornie przepraszały i błagały o litość. Tak więc zdecydował, że skoro są tak opornymi uczniami, same dorosną w sposób o wiele bardziej trudny i skomplikowany. Powiem szczerze, że taka interpretacja przekonuje mnie o wiele bardziej niż dosłowny odbiór historii. Ale to tak na marginesie :)
Powiem inaczej: dla mnie zakończenie było trochę pójściem na łatwiznę i pod pewnym względem było schematem (ile razy ludzie ginęli w obronie ukochanych osób?), którego akurat wyjątkowo nie lubię. Przyznaję, że taki zupełny happy end byłby mocno nie na miejscu, ale zirytowało mnie jednak mocno plątanie w całą sytuację Sho, który w pewnym sensie znalazł się tam przypadkiem, na doczepkę i akurat jego poświęcenie jakoś tak… sama nie wiem, po prostu nie. Kanba dążył do samozagłady od dłuższego czasu, w jego przypadku to było do przewidzenia i nieuchronne, z kolei jego brat reagował spontanicznie (co, jak się zastanowić, też ma swój urok). A poza tym dla mnie to chyba typowe – jak mam szablonowy happy end, marudzę że pójście na łatwiznę, a jak go nie mam, to też mi nie pasuje ^^'
O, właśnie w Princess Tutu zakończenie było moim zdaniem idealnie rozegrane. A to, co nie podpasowało, zawsze można było sobie dopowiedzieć…
A, to ciekawa interpretacja, którą przytaczasz – nie słyszałam jej wcześniej Tak już zupełnie na marginesie, Erich Fromm w książce „Buddyzm zen i psychoanaliza” (wiem, tytuł odstrasza na kilometr^^') analizuje właśnie tę historię biblijną jako symboliczne narodzenie się jaźni z nieświadomego (wcześniejszego braku rozróżniania), a właściwie początek rodzenia się jaźni, bo koniec procesu przypada na osiągnięcie pełnej dojrzałości.
Wracając do zakończenia Mawaru, mnie też było żal, że Ringo i Sho, nie dość, że się rozstali, to jeszcze ona całkowicie zapomniała o jego istnieniu. Z drugiej strony – jak już zauważyłaś, Ringo jest ostatecznie najczystszą i najniewinniejszą postacią, gdyby spotkał ją taki sam los, jak Momokę (a musiałby spotkać, gdyby Sho jej nie ocalił – w pewnym sensie to właśnie ona była w to wszystko wplątana mimo niemal całkowitego braku związku z całą sprawą, Sho jednak związek miał – Sanetoshi kontynuował bądź co bądź to, co zaczął wraz z jego rodzicami), to dopiero byłoby ponure zakończenie. Więc jak już ktoś miał zostać przy życiu, lepiej, że zostały Ringo i Himari, niż Kanba i Sho, dla nich byłoby to właśnie jak kara z owej bajki o trzech owcach – by była najboleśniejsza, odebrane zostałoby to, co kochali najbardziej. Choć z drugiej strony, takie zakończenie sprawia, że to tą niewinną Ringo spotkała ta najgorsza kara (gdyby pamiętała, jeszcze gorsza)... masz rację, tak czy siak jest źle^^'. Mam wrażenie jednak, że takie a nie inne zakończenie przekazywało jedno: tylko najwyższe poświęcenie – siebie i swojego życia – gwarantuje sukces w walce z losem… Dobrze chociaż, że Tabuki odnalazł własną ścieżkę w życiu bez takich poświęceń, przynajmniej ta dwójka została szczęśliwa.
A co do Princess Tutu, to skończyłam oglądanie z jedną nadzieją, mianowicie – że Fakia jak najszybciej zacznie pisać następną powieść o Ahiru;)W tym wypadku bezwzględnie wymagam Happy Endu.
O właśnie, jeszcze wątek Tabukiego, o którym zupełnie zapomniałam wspomnieć, świetnie poprowadzony i mający najwięcej wspólnego z pięknie odwróconą sytuacją, o której wspominałam.
Wiesz, moim zdaniem o wiele lepiej i zwyczajnie bardziej fair byłoby, gdyby Ringo jednak go pamiętała. Wiedza zawsze jest lepsza od niewiedzy, mimowolnie wracamy do drzewa poznania. Jakkolwiek bolesne by to nie było, chyba na jej miejscu wolałabym zachować wspomnienia. Jednak ostatecznie – i tak źle, i tak niedobrze, a moje preferencje odnośnie zakończenia pewnie i tak sprowadzają się do „być albo nie być” wątku Sho i Ringo. Ale prócz tego mam jeszcze jedno nieprzyjemnie skojarzenie – w anime sytuacja wygląda zupełnie tak, jakby płeć piękna nie mogła sobie sama poradzić z sytuacją, i to widać w każdym z wątków (z wyjątkiem Momoki, którą ostatecznie i tak spotyka przykry los. Nieważne, czy idzie o Himari (która w pewnym momencie wyraźnie dawała do zrozumienia, że woli umrzeć niż patrzeć na bezowocną walkę i zadręczanie się swoich braci), Ringo, Masako (ona miała najwięcej charakteru, ale było nie było, to Sanetoshi ją ostatecznie uratował), czy nawet o Yuri. Panie mogą robić sobie co chcą, ostatecznie to panowie przychodzą i biorą sprawy w swoje ręce, do nich należy ostatnie słowo. Może to przypadek, może jestem przewrażliwiona, ale w pewnym momencie uderzyło mnie to mocno.
Jeśli chodzi o Sho – nie chodziło mi o jego powiązanie z całą sytuacją jako taką (choć warto pamiętać, że to Kanba podzielił się z nim symbolicznym owocem przeznaczenie, nie na odwrót – i tu chyba wracamy do jeszcze innej, najważniejszej roli jabłka, o której wcześniej zupełnie zapomniałam), ale o to, że do pociągu przeznaczenia dostał się inaczej niż Kanba (który planował całą sytuację od dawna), Sanetoshi (patrz wyżej), Himari (przywleczonej przez Kana – i znowu wracamy do jej roli, która sprowadza się do przedmiotu wyrywanego z rąk do rąk, w pewnym momencie zaczęło mnie to irytować, ratowanie za wszelką cenę bez brania pod uwagę jej zdania) czy Ringo (która miała konkretny cel i plan, a biorąc pod uwagę pamiętnik, przez który właśnie połączona jest z Momoką, i przez samą Momokę, która jest jej siostrą – więc jednak związek jest, abstrahując do tego, co napisałaś). Sho biegnie tam impulsywnie, nie mając właściwie żadnego konkretnego pomysłu, co zrobi, gdy już się tam dostanie – ba, on nawet się nad tym nie zastanawia. Wiedziony jest przez czapkę‑Momokę, chęć ratowania Himari i powstrzymanie brata przed strasznym czynem, ale działa nagle, bez przygotowania.
Oj tak, ja także nie dopuszczam w ogóle innego zakończenia Tutu, nawet na przekór pewnej scenie w endingu, która może jednak sugerować, że Ahiru pozostanie w formie naturalnej już zawsze ;)
Ups… kajam się, zupełnie nie pomyślałam o postronnych czytelnikach, a raczej zakładałam, że jeśli będzie im się chciało czytać taką ilość tekstu, to będę mieli już serię za sobą. No a to i tak cały komentarz by trzeba ukryć, bo nie wiadomo, co przez kogo może być uznane za spoiler. Ale tak na przyszłość zrobię, przepraszam :>
Kajam się i poprawiam (vide: komentarz poniżej), choć mam wrażenie, że to już musztarda po obiedzie… co do reszty można liczyć jedynie na łaskawą moderację.
O tak, wątek Tabukiego był bardzo dobrze poprowadzony, choć jedna scena nie do końca mi się podobała – kliknij: ukryte wtedy, kiedy usiłował pozbawić życia Himari, jakoś przedramatyzowane mi się to wydało.
Wracając do zakończenia – muszę się przyznać, że nie mam serii na świeżo w pamięci i trochę już mi się pozacierało, kto i kiedy wsiadał do pociągu (z czego wniosek, że zakończenie nie zrobiło na mnie większego wrażenia, jest wiele scen, które pamiętam znacznie lepiej). Ale do rzeczy: napisałam, że Ringo nie miała z tym praktycznie związku, i podtrzymuję swoją opinię – kliknij: ukryte ona jedynie odziedziczyła pamiętnik Momoki. Gdybym miała starszą siostrę, której nawet nie znałam i gdyby ta siostra zginęła poświęcając życie za coś, chyba nie czułabym się zobligowana ginąć za to samo – natomiast gdyby moi rodzice, których znałam i kochałam, popełnili jakąś zbrodnię, to nałożyło by na mnie znacznie większy ciężar odpowiedzialności. Tak mi się przynajmniej wydaje, i świadomość, że dzieci nie odpowiadają za zbrodnie swoich rodziców, nic tu nie pomaga. Po prostu już sam fakt, że jesteśmy z kimś blisko, implikuje poczucie odpowiedzialności – bo chyba to właśnie oznacza „nie być kimś obcym”, takie mam wrażenie. Jeśli odcinamy się od zbrodni tych, których kochamy, to już właściwie możemy od razu skreślić jakiekolwiek związki międzyludzkie…
Dobrze, że przypomniałaś tamto jabłko, całkiem o nim zapomniałam^^'. Mam wrażenie, że wtedy po prostu przyjęli wspólny los, czyli – w pewnym sensie, kliknij: ukryte przyjmując połówkę jabłka, Sho przyjął także jakieś zobowiązanie wobec Kanby – może dlatego musieli odejść razem?Związani wspólnym przeznaczeniem?
A, i jeszcze wracając do zapominania – masz rację, lepiej, kliknij: ukryte by Ringo pamiętała. Skoro zapomniała, to faktycznie jakby wróciła do punktu wyjścia, zamiast dorosnąć – no i szkoda Sho. A co do tego, czy ja sama wolałabym pamiętać… prawdę mówiąc nie wiem. Tak piszę o tym „dorastaniu”, ale jak przychodzi co do czego, to po prostu nie wiem… i tu znowu odejdę od tematu, ale wybitny pisarz japoński, Natsume Soseki napisał kiedyś wspomnienie o kobiecie, która przyszła opowiedzieć mu o tragedii, jaka ją spotkała – samej tragedii nie opisał, stwierdził natomiast, co ową kobietę bolało najbardziej: że jej ranę ukoić może jedynie czas, ale jednocześnie ten sam czas nieuchronnie odbierze jej wyraziste wspomnienie o tym, co najbardziej kochała.
Yumi
22.04.2012 21:16 Wsiadłam do ekspresu, nie przypuszczając, że aż do Nibylandii porwie mnie...
Co do związku Ringo z całą sytuacją – OK, mi wcale nie chodziło o jej uczucia. Ja miałam na myśli kliknij: ukryte ten związek w jej przypadku, spadek po Momoce, który niezależnie od jej woli stawia ją w centrum wydarzeń. Z kolei w przypadku Sho miałam na myśli jego spontaniczne pojawienie się w ekspresie, tj. że moim zdaniem został tam wrzucony na doczepkę. Ale w momencie, kiedy przypomniałam sobie o owocu przeznaczenia, którym podzielił się z nim Kanba, sprawa wygląda zupełnie inaczej. I cała sprawa przybiera zupełnie inny obrót, dlaczego zapomniałam o czymś tak ważnym? Masz rację, to było uwspólnienie ich losu – kliknij: ukryte swoją drogą, ciekawe, czy fakt, że to Kanba pierwotnie został obdarowany takim przeznaczeniem, zależny był od tożsamości jego ojca, czy raczej chodziło o charakter Kana, który dużo lepiej współgrał z celem, a może jeszcze o co innego? Bo przecież rodzice Sho mieli równie czynny udział w całym zamachu…
A wracając jeszcze do Ringo – możemy sobie gdybać, jak byśmy się poczuły, ale faktem jest, kliknij: ukryte że ona i tak czuła się z siostrą bardzo mocno związana. Przecież Ringo od samego początku pragnie stać się Momoką, zastąpić ją, chociaż nigdy jej nie poznała, ma nadzieję, że w ten sposób uda jej się spełnić oczekiwania rodziców i odbudować rodzinę. Więc tak, pewnie czuła odpowiedzialność za czyny siostry, no i tak chciała zrobić dokładnie wszystko to, co ona niegdyś. Później to się zmienia, głównie za sprawą Sho i Himari, ale tak czy inaczej, przypuszczam, że dzięki Momoce poczuła „ducha sprawy”. No i chciała ocalić Takakurów, to inna rzecz. I fakt faktem, że nie mam pojęcia, co bym czuła na jej miejscu, ale wydaje mi się, że jednak zawsze lepiej pamiętać. To trochę tak, jakby została oszukana przez los, ona i Himari tak samo. Ale największy wpływ miała cała sytuacja na Ringo. Swoją drogą, ciekawe, co dokładnie pamiętała… Pamiętnik, siostrę, Tabukiego? Czy to, co zrobiła i konsekwencje tego czynu, zupełnie zmieniło jej system wartości, wszystko, w co wierzyła? Chociaż wolę myśleć, że jednak gdzieś w głębi serca obie pamiętają…
Oj tak, wspomniana przez Ciebie scena z Tabukim była naprawdę dziwna. kliknij: ukryte Szczerze mówiąc, ja nadal nie łapię, jakim cudem ona w końcu przeżyła? Nie wiem, może tępa jestem, ale ten aspekt zupełnie mi umknął…
Zwróciłaś uwagę na scenę z samej końcówki, kliknij: ukryte w której widać Sho i Kanbę kilka lat młodszych, może siedmioletnich, przechodzących obok ich starego domu, teraz należącego do Himari? Jak ją interpretujesz? Swoją drogą, to przykre, że tak pięknie ozdobiony przez nich domek wrócił do poprzedniej, szarej formy…
hitsujin
22.04.2012 23:25 Re: Wsiadłam do ekspresu, nie przypuszczając, że aż do Nibylandii porwie mnie...
Ostatnia scena, tak? To jest kolejna zagadka i znowu wiąże się z jabłkiem… ciekawe jest to, że kliknij: ukryte rozmowa Kanby i Sho powiela drugą połowę rozmowy dwóch chłopców z pierwszego odcinka (około 6 min.), na temat Ginga Tetsudou no yoru Miyazawy Kenji'ego. Nie wiem, czy znasz tę powieść – choć w anime często jest wspominana, jest też adaptacja – z grubsza opowiada o godzeniu się ze śmiercią. Co by sugerowało, że Kanba i Sho jednak zginęli, ale – zgodnie z ich słowami – nie był to koniec. Z czego wniosek, że stali się bytami na kształt Momoki i Sanetoshiego (duchami? nie wiem, czy to określenie tu pasuje), dlaczego jednak byli dziećmi? Powrót do „wieku niewinności”, zanim człowiek zacznie zapadać na miłość, bunt i inne choroby dorosłości? (choć z anime wiemy, że zakochać się może nawet przedszkolak…^^') – w pewnym sensie stali się wolni, o czym świadczyło by pytanie „dokąd chcesz iść?”. W każdym razie nie ścigało ich już żadne przeznaczenie czy konieczność (z kolei można się zastanawiać, czy to aby nie jest bezcelowość, zamiast wolności – wydawali się być jednak zadowoleni). Odeszły z nimi wszystkie trzy pingwiny, co by znaczyło, że Himari również została uwolniona, w tym dobrym i złym sensie – może dlatego domek wrócił do koloru szarego, monotonnej codzienności, bez braci (w końcu to oni wprowadzali zamęt, a więc i koloryt do jej życia – może warto by w tym kontekście rozważyć tekst jednego z endingów, Hai‑iro no suiyoubi – Środa w kolorze popiołu, swoją drogą świetna piosenka). Ciekawe są też nowe interpretacje dla jabłka, jakie dają nam te rozmowy chłopców, z początku i z końca – w pierwszym odcinku padają obie, ta o „jabłku będącym miniaturą całego świata mieszczącą się na dłoni” i ta o „jabłku będącym nagrodą dla tego, kto poświęci życie w imię miłości”, w ostatnim odcinku pada już tylko druga z tych kwestii. Acha, w Ginga…, o ile dobrze kojarzę, nie było żadnych jabłek, więc to chyba dodatek odautorski reżysera…
Wracając do pamiętania – myślę, że jednak coś w nich ze wspomnień zostało, inaczej czemu Himari płakałaby nad karteczką od braci, tą która była schowana w pluszaku? Bo w rzeczywistości tak to nie działa, tracąc pamięć traci się i uczucia do bliskich wcześniej osób (słyszałam o takim przypadku z drugiej ręki). No i gdyby miały wszystko zapomnieć, całe to dorastanie diabli by wzięli…
A co do Ringo – ona chciała stać się drugą Momoką, jednak żywą Momoką – wypełnić to, czego tamta nie zdołała. To, że ostatecznie wkroczyła na tą samą ścieżkę samopoświęcenia spowodowane było już jej własnymi uczuciami. Gdy tak o tym piszę, coraz bardziej mam za złe zakończeniu, że one obie straciły pamięć. To rzeczywiście nie fair…
A we wspomnianej scenie z Tabukim niestety ja też nie wiem, jakim cudem ona przeżyła…ale że od początku niemal żyła życiem pożyczonym od kapelusza, to może nie mogła zginąć?
Przepraszam, poszłam na łatwiznę i ukryłam cały komentarz;)
bardzo fajne anime i ocenił bym je wyżej niż 7, gdyby nie tandetne białe ludki (takie coś może odstraszyć) no i było jeszcze parę cukierkowych wręcz rzeczy które mi się nie podobały,ale mniejsza o nie. Anime poza ludkamiXD ma bardzo ładną grafikę, ciekawe postacie, oraz wciągająca fabułę. Ode mnie ma 7/10 polecam
Mawaru Penguindrum to anime,do którego podchodziłam z dystansem.Patrząc na kadry wrzucone tu na stronie,zastanawiałam się czy to przypadkiem nie jest jakieś magical girls,ale spojrzałam na gatunek – nie,to kryminał/zagadka/tajemnica. Zaczęłam oglądać i szok,tak dobrego anime nie widziałam już dawno. Podobało mi się wszystko.Począwszy od postaci na kresce kończąc. Fabuła przypominała mi trochę Durararę!!!.W obu tych produkcjach występowały takie niewyjaśnione wątki,a z biegiem akcji twórcy odsłaniali karty i powalali widza dziwnymi rozwiązaniami,ba,w niektórych momentach byłam totalnie skołowana,co?! kliknij: ukryte ta ruda dziewczyna (z pingwinem Esmeraldą) jest siostrą Kanby??! no way!
Ktoś już napisał,że Mawaru Penguindrum aż kipi od symboli i ukrytych znaczeń.Czy można je wszystkie wyłapać? Oj to może być trudne.
Podobało mi się,że twórcy wykorzystali motyw kliknij: ukryte zespołu,który chciały stworzyć Himari,Hibari i Hikari.Pomimo,że w anime zespół nazywał się Double H to w endingach możemy zobaczyć Triple H z Himari.Miłe.
O dziwo nie przeszkadzał mi lukier wylewający się z ekranu.Nadawał Mawaru taki wyjątkowy klimat.
No i zakończenie.Do ostatniej chwili wierzyłam,że kliknij: ukryte bracia pokonają unmei,ale niestety. Jak Kanba niósł na rękach Himari to myślę uradowana‑tak,happy end,ale nagle chłopak zaczyna się kruszyć i znika jak pył.Aż mi serce ścisnęło. A końcowa scena.Himari nie pamięta,że kiedykolwiek istniał ktoś taki jak Kanba czy Shoma i odczytuje ich wiadomość ukrytą w misiu i zaczyna płakać.Łzy same jej płyną po policzkach,a ta nie wie dlaczego…smutne i przygnębiające.No i piękne było jak w tym samym momencie mali Kanba i Shoma przechodzą obok „swego” domu,a za nimi człapią pingwiny.Raczej nigdy nie zapomnę tej sceny.
Polecam każdemu. Ode mnie 10. Piękna jest piosenka z któregoś endingu – Hairo No Suiyoubi. A słowa…ech.
Tak czekałam na recenzję Mawaru Penguindrum i doczekałam się….marnej oceny 8.
Wiem,wiem,każdy ma inny gust,a recenzant o tyle ma utrudnione działanie,bo musi jednak być zarazem obiektywny,ale i musi wyrazić swoją indywidualną opinię. Tak,doskonale to rozumiem,ale i tak nie mogę patrzeć na tą 8. Moim zdaniem zakończenie anime było idealne,bo co niby miało się stać? To wszystko miało być snem któregoś z braci? A może kliknij: ukryte Himari powinna po prostu umrzeć?Twórcy pokazali,że od przeznaczenia nie da się uciec,a za grzechy prędzej czy później będzie trzeba zapłacić. Tak więc nie zgadzam się z oceną. Ale to nic osobistego, po prostu ja też lubię sobie czasem pomarudzić.
Twórcy pokazali,że od przeznaczenia nie da się uciec, a za grzechy prędzej czy później będzie trzeba zapłacić.
Nie da się uciec? Z zapłatą za grzechy się zgodzę, z drugą częścią nie. kliknij: ukryte Przeznaczeniem Himari było umrzeć. Nie umarła, wniosek prosty – z przeznaczeniem można walczyć, nawet trzeba! To samo zresztą nie raz i nie dwa zrobiła Momoka.
Na początku seria mnie oczarowała. Spodziewałem się czegoś na poziomie Uteny… Niestety, im dalej w las, tym więcej elementów typowych dla przeciętnych komedii dla nastolatków – głupawy humor, fanserwis z 14latkami, przerost formy nad treścią. Porzuciłem oglądanie po 7 lub 8 odcinku. Być może kiedyś dokończę to anime. Jak narazie jednak seria mnie zmęczyła swoim brakiem dojrzałości. Potencjał gdzieś w serii jest, niestety został polukrowany przeciętną kreską(gdzie te czasy, kiedy nie bano się z nią eksperymentować…), cliche postaciami(mówię o braciszkach) i w.w rozwiązaniami rodem z tanich animków dla trzynastolatków. Tak, wiem że to kontrowersyjna opinia. Nic nie poradzę, że się rozczarowałem. To jednak nie jest klasa Uteny(przymnajmniej patrząc po tym, co widziałem). Taka refleksja: Hideaki Anno i Kuniko Ikuhara tworzyli zdecydowanie lepsze animce, gdy inspiracje czerpali od siebie nawzajem, a nie mainstreamowych badziewiaków.
NuG
17.02.2012 12:33 Re: Rozczerowanie.
W takim razie polecam sie przelamac i ogladac dalej. Seria idzie bardzo w górę z kazdym odcinkiem i zdecydowanie zmienia się jej wydzwiek. mam nadzieje, ze to nie spoiler : <
Nie rozczarowała cię seria, bo jej nie widziałeś, ale parę odcinków rozczarowało. Przy 24 epizodach to jest malutka cząstka, na której zwyczajnie nie można zbudować opinii, mającej solidną argumentację.
Tym bardziej, że MP jest mieszaniną motywów i gatunków, które raz przenikają się bardziej zgrabnie i płynnie, innym mniej, jednak patrząc na to całościowo – z perspektywy obejrzanych wszystkich odcinków – wyraźnie widać spójność i przeprowadzony od początku do końca, niezwykle ciekawy koncept.
Można również dodać, że Utena sama w sobie wykorzystała ówczesne shoujo do zaprezentowania fabuły. Tak dzieje się również tutaj. Wizualnie została wykorzystana na pierwszy rzut oka „komedyjka dla gimnazjalistek”, co ułatwiło oczywiście odbiór. Nie zapominajmy, że nie liczy się to co widzimy w pierwszej kolejność a 'dalszy plan'.
Tylko że shoujo zostało jednak inteligentniej wykorzystane, niż komedyjka w MP. Przykładowo – w shoujo często występują stereotypowe postacie. W Utenie tego nie było. Zostały wykorzystane ogólne założenia, niekoniecznie estetyka.
gaijin
26.02.2012 16:23 Re: Rozczarowanie.
Odnoszę wrażenie, że o tym, czy w MP elementy komedyjki zostały inteligentnie wykorzystane, czy nie, można stwierdzić dopiero po obejrzeniu wszystkich odcinków :)
To nie jest anime dla mnie i nie będe marnować wielu godzin, by się w tym stwierdzeniu utwierdzać. Wolę odpalić kolejny odcinek Twin Peaksa, którego estetyka, bohaterowie i poziom o wiele bardziej mi pasuje :) Swoją drogą – twój post skusił mnie, by (jako, że nie mam zamiaru wracać nigdy do tej serii) przeczytać streszczenia przyszłych odcinków na Wiki. Powiem jedno: cieszę się tym bardziej, że w ostatniej chwili uratowałem się od pingwinów. Chyba się starzeje, bo co raz surowszy się tobie wobec oglądanych pozycji. No ale cóż, porównuje z najlepszymi :)
Każdy ma swoje gusta,więc przekonywanie Cię do dalszego wgłębiania się w akcję Mawaru Penguindrum – biorąc pod uwagę fakt iż początkowe odcinki nie zrobiły na Tobie wrażenia – jest błędem. Popieram Twoją decyzję.Bo lepiej porzucić,niż pod koniec złorzeczyć i wystawiać ocenę 1.
Ale mi się seria podobała. Zakochałam się i już jest na liście ulubionych. Pozdrawiam.
A
guuchan
15.02.2012 22:28 rodzina ponad wszystko!
Po raz pierwszy od czasów „mononoke” (tj.2007 r.) coś autentycznie mnie zachwyciło i wzruszyło. Przepiękna seria. Na ostatnim odcinku wyłam jak głupia. Brak słów. Polecam.
P.S. seria do obejrzenia co najmniej kilka razy aby można było wyłapać wszystkie „smaczki”. Większość dialogów czy odwzorowania graficzne mają tu znaczenie. Ilość aluzji, symboli i odwołań do sztuki, malarstwa, literatury, mitów przytłacza. Symbolika w nazwach imion bohaterów kliknij: ukryte (np imię Kanby zawiera kanji, które występuje także w słowie czapka czy raczej welon ślubny Himari i jest pośrednią odpowiedzią na pytanie czyją jest ona panną młodą, że nie wspomnę o samej Ringo, której imię oznacza po prostu jabłko) czy nawet w ujęciach kąta padania światła, wszechobecnych kręgach (koło przeznaczenia)czy liniach prostych (wyrwanie się z kręgu przeznaczenia). Nawet zdjęcie z wyprawy na Antarktydę stojące na biurku lekarza Himari odwołuje się do autentycznych wydarzeń i filmu fabularnego powstałego na ich kanwie. Książka, którą szuka Himari w Bibliotece „Super żaba ratuje Tokyo” to książka japońskiego pisarza Murakamiego, której akcja zawiera odwołania do przyszłych wydarzeń anime, stąd taka silna symbolika żaby i jej wszechobecność zaraz obok jabłka. Sama biblioteka i jej nazwa to także odwołania do literatury. Malowanie portretu i rozmowa Masako z Kanbą posiada także ukryte dno. Widzimy także oczywiste aluzje do ataku w japońskim metrze, które miały miejsce w 1995 r. i do trzęsienia ziemi, które nastąpiło bodajże także w tym roku. I najważniejsze:cała seria to jakby hołd oddany wybitnemu japońskiemu pisarzowi Kenji Miyazawa i wariacja na temat jego dzieła Night on the Galactic Railroad (pociągi, pociągi i jeszcze raz pociągi), które zawiera odpowiedź na pytanie nurtującą niektórych widzów dotyczących jego zakończenia. Sam dobór pingwinów nie jest tu także przypadkowy.I można by tak wymieniać i pisać, pisać i pisać :)).
Od początku mi się podobało. Wciągało mnie i to bardzo. W żadnym odcinku się nie nudziłam. No może trochę w niektórych końcowych… Tak od 21 mniej więcej, no nie? Kiedy Mawaru zaczęło zmieniać nieco swój charakter… Ale przymykam na to oko, i tak mi się podobało~ Dodaję to do listy ulubionych. Strasznie podobała mi się fabuła, postaci też były bardzo ciekawe, a muzyka była świetna~ ^^ Nie będę dużo więcej pisać, bo jakbym zaczęła, to musiałabym już napisać naprawdę dużo. Tego nie umiem opisać skrótowo. Na pewno na długo zapamiętam to anime. Polecam serdecznie. :3
A
bassty
5.01.2012 00:43
Oceniając całokształt daje 8 ale gdybym miał oceniać ostatnie pare epizodów…to dałbym 3.Dramat na siłe.Momentami przewijałem.W dodatku drażniło mnie coś od samego początku tej serii: Momoka,momoka i jeszcze raz momoka.Czestotliwość występowania tego słowa w tym anime strasznie mnie irytowała.Atmosfera często też zbyt cukierkowa co nie musi być wada np. Usagi Drop które wręcz zalewało widza morzem cukru oceniam wysoko,ale wszystko jest zależne od wykonania.Ogólnie rzecz biorąc anime całkiem dobre ale do ideału jeszcze brakuje.
Zawsze upierałam się przy tym, że każda tego typu produkcja robiona jest dla czystej przyjemności widza. I świetnie, niech tak będzie. Dziesiąta głębia naprawdę mnie nie bawi, a na licealnym polskim znienawidziłam rozważania na jej temat. I powiem szczerze, iż z przykrością stwierdzam, że w „Mawaru Penguindrum’’ widzę coś co zabrania mi żyć w zgodzie z samą sobą i zachęca do pewnych przemyśleń. Naprawdę z ciężkim sercem stwierdzam, że seria była dla mnie pewną metaforą (z siódmym dnem) podaną w bardzo rozrywkowy, interesujący i przede wszystkim zwariowany sposób. Nastolatkowi żyjący bez rodziców są w anime naprawdę częstymi przypadkami. Najczęściej brak rodziców znaczy również brak fabuły, brak smaku i pełnię staniczków i majtoszków. Pragnę podziękować twórcom za to, że „Mawaru Penguindrum’’ ani na chwilkę nie było podobne do takich serii.
Rodzeństwo Takakurów zapadanie mi w pamięci jako zbiór naprawdę fajnych, nie denerwujących postaci. Każdy był inny i niepowtarzalny. Kamba, Sho i Himari ciągle błądzili i niechcący ranili się wzajemnie. Właśnie te działania, a także wybryki Ringo, rozżalenie Tabukiego i Yuri czy miłość Masako, były dla mnie wariacją na temat szukania szczęścia dla siebie i najbliższych. Oczywiście nie zawsze było to prawidłowe i nie zawsze od razu prowadziło do zamierzonych celów, jednak powodowało, że do wszystkich dało się czuć pewną sympatię. Jedynym przeszkadzającym mi osobnikiem był różowy Santoshi i jego biały płaszczyk. W zasadzie nie chodzi mi o jego wygląd tylko o zachowanie, które z każdym odcinkiem stawało się coraz bardziej paskudne. Już dawno nie spotkałam ‘głównego, złego bohatera’, który doprowadziłby mnie do takiej irytacji. Wszechobecne pingwiny często rozluźniały atmosferę i to może dzięki nim nie wyszło tak dramatycznie. Cała czwórka była czasem tak zabawna, że nawet podczas najbardziej poważnego momentu musiałam się uśmiechnąć. To były takie wesołe kluski z naprawdę niecodziennymi pomysłami. Muszę dodać, że seria ta była pięknym dowodem, że nieuleczalnie chora nie oznacza upośledzona psychicznie.
Muzyka była według mnie naprawdę przyjemna i ładna. Bardzo rzadko słyszę openingi, których praktycznie nigdy nie chce mi się przewijać, a i wśród endingów można było znaleźć coś dla siebie. O grafice już nie mogę powiedzieć tyle dobrego, bo chociaż niektóre sceny były bardzo oryginalne, sam poziom wykonania odcinków był bardzo nierówny. Jeden z nich był na tyle brzydki, że w pewnym momencie nie byłam pewna czy nie pomyliłam tytułów.
Na początku było dość sielankowo, potem coraz bardziej dramatycznie. Nie powiem jednak, żeby przeszkadzało to mocno w oglądaniu. W końcu już pierwszy odcinek świadczył wyraźnie o tym, że seria będzie skłaniać się bliżej smutnego zakończenia. Nie podejrzewam, że byłabym tak oczarowana gdyby okazało się ono w pełni szczęśliwe. I choć było mi troszkę smutno, jestem w pełni usatysfakcjonowana.
‘Mawaru Penguindrum’ jest dla mnie serią naprawdę wyjątkową. Wszystko tam przeplata się i łączy, a na samym końcu pozostają pytania, na które może i została udzielona odpowiedź, ale nikt nie powiedział wprost czy ta o jakiej myśli widz jest prawidłowa. I to właśnie chyba ten fakt uznałam za tak czarujący, że nawet nie starałam się śledzić nieścisłości (?) i poszukiwać jakichkolwiek błędów (?).
Zdecydowanie jedne wielkie puzzle! Od początku do końca dawkuje się nam kolejne elementy układanki i bez chociażby jednego z nich nie uda nam się stworzyć całego obrazu, na który w sumie ciągle patrzymy. Może jestem ślepa, może zbyt zafascynowana, ale nie potrafię znaleźć w tym anime żadnego słabego punktu, czegoś, co psułoby mi odbiór. Najbardziej obawiałam się zakończenia. Z pewnością nie tak go sobie wyobrażałam, a i tak czuję się usatysfakcjonowana – było takie, jakie być miało i tyle. Jak dla mnie jedyne anime z tego roku, które w pełni zasługuje na ocenę 10/10 – za wszystko, ale chyba przede wszystkim za innowacyjność i to niecierpliwe wyczekiwanie „co będzie dalej”.
A
PTB
23.12.2011 15:43
Do tego anime cieżko podejść przymróżeniem oko,kreska jest bardzo dobra i słodka.Postacie są róźni i to się ceni.Fabuła jest tak bardzo dobra że hej,nie myślałem że takie będzie zakończenie,bardzo dziwne to było.Ogólnie to dziwne jest to anime wg mnie za dużo było komedii (te głópkowate sceny połowy anime ni fajne ni śmieszne a bardzo głupie.Powinno byćwięcej dramatu z życia :) Ocena 6+/10 za całe anime :)
Niesamowite anime. Po prostu niesamowite. Koniec pozostawił trochę pytań bez odpowiedzi, ale był po prostu piękny. ;_; Normalnie tak mnie zatkał/zachwycił, że aż nie chce mi się więcej pisać :D 10/10 jak dla mnie, + ulubione anime ex aequo z Eureką 7. DESTINY!
A
ivanesca
18.12.2011 02:13 Deus ex machina! czyli top 5 anime 2011.
Gombrowicz napisał scenariusz do tego anime. nie przewidujcie niczego. nie oczekujcie niczego. rozkoszujcie się absurdem, eskapizmem, pingwinami. to, że to teraz czytasz, to przeznaczenie.
Mawaru Penguindrum robi mi papkę z mózgu – prawie każda moja teoria okazuje się błędna, rozwiązania fabularne są zaskakujące i przewidzenie ich jest niemal niemożliwe. Bez względu na to, jakie będzie zakończenie, anime zdecydowanie pozostanie w czołówce tegorocznych serii. Zaczęło się niepozornie, kolorowo i słodko, więc kto mógłby przypuszczać, że tak potoczy się akcja? Ikuhara‑sensei, chciałabym częściej o tobie słyszeć. Teraz pozostaje tylko czekać na zakończenie, które, mam wielką nadzieję, będzie szczęśliwe. (:
..ogląda się to anime na przemian z Uteną. Faktycznie widać, że to Ikuhara zajmował się reżyserią obydwu serii. Widać to po samych openingach obu serii. Co do samego Mawaru – pierwszy odcinek na początku mnie znudził, jednak akcja szybko się rozkręciła i drugi odcinek pochłonąłem z ogromnym zaangażowaniem. Świetna kreska, pokręcony klimat któremu najbliżej do połączenia Uteny z FLCL.. No i niespodzianka – naprawdę cudowny ending! Dear Future tak pod względem graficznym, jak i (zwłaszcza!) muzycznym pozytywnie zaskakuje, jako że raczej nauczony doświadczeniem nie nastawiam się na nic więcej, niż mniej rób bardziej drażniącą j‑popową papkę. Jestem dopiero po 3 odcinku. Mam nadzieję, że twórcy nie powinie się noga, bo na razie MP to prawdziwy hit.
Anime zapowiada się ciekawie, zwłaszcza jeśli zostało stworzone przez osoby, które wykreowały takie serie jak Utena, Princess Tutu, Sailor Moon. Ewidentnie widać rękę Kunihiko Ikuhary. Zauważyłam to głównie w projekcie dwóch postaci: Masako Natsume (do złudzenia przypomina Juri z Uteny)i Sanetoshi Watase (czyżby Souji Mikage?) :). Ale to tylko moje skojarzenia;] Wszystko się okaże.
Seria jak na razie mi się bardzo, bardzo podoba i zapowiada się naprawdę genialnie. Coś czuję, że na koniec będę myślała „mogłam się domyślić!”, bo różnych małych scen, sugestii jest tyle, że można spekulować i spekulować. Szczególnie ostatni, 9 odcinek zostawił sporo miejsca na różne spekulacje. Kurczę, dawno tyle nie myślałam nad tym, co może się stać dalej w jakimś anime, co oczywiście wiążę się ze strasznym wyczekiwaniem na kolejne odcinki. Wciągnęłam się na maxa. kliknij: ukryte FABULOUS MAXa
Muszę przyznać, że jest to dla mnie największa niespodzianka sezonu i jak na razie także i roku. Oczywiście na plus. Dawno już nie wyczekiwałam kolejnych odcinków z takim zniecierpliwieniem jak w tym przypadku. Totalnie nie wiem, czego się mogę spodziewać w kolejnych epkach. Niby coś się wyjaśnia, mam już pewien zarys sytuacji, a tu nagle zmieniają akcje o 180 stopni! Chociażby wątek Ringo: kliknij: ukryte Ot, taka zakochana w starszym facecie dziewczynka…Potem dochodzą jej skłonności prześladowcze i dziennik podający przyszłość. Już coś jest nie halo. No to dodajmy jeszcze chęć bycia swoją zmarłą siostrą dla wskrzeszenia rodziny. Oczywiście owa siostra była bardzo blisko ze wspomnianym już mężczyzną. Zaczyna się układać logicznie? To teraz zniszczymy dziennik! Oczywiście przez tajemniczą postać! I znowu mamy jeden wielki chaos. Jestem urzeczona. Z pewnością tytuł należy do wyjątkowych i wraz z (również wychodzącym w tym sezonie) Usagi Drop będzie należał do czołówki z tego roku. Ogólnie ten sezon taki zły nie jest- są jak zwykle wielkie faile (typu Blood‑C), tytuły przeciętne (Mayo Chiki), dobre (Natsume, No.6 czy Kamisama Dolls) jak i te dwie prawdziwe perełki. Na szczęście zresztą Mawaru ma posiadać 24 epki, co niesie spore nadzieje na porządne rozwinięcie fabuły i jej zakończenie^^
A
mhm
9.09.2011 14:16
Jestem po 9 odcinku i muszę powiedzieć, że już zaczyna się co nieco wyjaśniać. Nawet zaczęło trochę Uteną pachnieć, mało, ale to 9 odcinek, a na razie rozwijał się głównie jeden wątek. Dlatego jeśli ktoś nie wie czy kontynuować to na razie radzę i polecam.
Sporo osób narzeka na aktualny poziom anime, ale wakacyjny okres roku 2011 obfituje w wyjątkowo udane pozycje: Usagi Drop, Mayo Chiki i Mawaru Penguindrum- jeszcze się nie skończyły, ale wątpię żeby się coś miało pozmieniać. Mawaru Penguindrum kojarzy mi się Fooly Cooly. Oczywiście sporo jest anime, które się tak kojarzy, ale bardzo niewielka liczba jest udana. Tajemniczość, klimat, fabuła, lekkie zakręcenie i wiele różnych wątków, jednak sklejających się w jedną całość i bardzo jasno przedstawiona akcja. Wszystko w doskonałej (moim zdaniem) oprawie muzycznej i graficznej. Piszę przed zakończeniem serii, bo może jest jakaś liczba osób, które nie mają co robić pod koniec studenckich wakacji, a rozczarowani Blood‑C, No. 6 i innymi kiepskimi produkcjami boją się spróbować czegoś jeszcze. W każdym razie polecam wszystkim, którzy polubili Fooly Cooly i uważali, że 6 odcinków rycia bani to mało.
bassty
3.10.2011 15:16 Re: Bardzo dobre
a mi momentami bardziej pachnie jak Durarara!! bądź Steins;Gate,ale też momentami bezcześci ekran do bólu różową scenerią(czego absolutnie nie trawie, na szczeście tylko parokrotnie).Czasami wydaje się ,że ogląda się coś ponadprzeciętnego,a czasami coś schematycznego i typowego.Seria jak na razie pełna sprzeczności chociaż więcej jest tych lepszych fragmentów.Zawiera też wstawki typowo komediowe co tworzy z całości niezły kocioł. Swoją drogą co może być takiego w pamiętniku dziecka z podstawówki??;P A dodając ending trafił na liste moich ulubionych utworów.Ost jak do tej pory całkiem przyjemnie komponuje się z wydarzeniami na ekranie ,ciesząc ucho spokojnym bądź bardziej rytmicznym kawałkiem.
Dawno już nie oglądałam takiego anime! :) Na początku, po pierwszych kilku minutach chciałam przestać oglądać. Akcja na początku była beznadziejna. Jednak wytrzymałam do końca i dzięki temu niczego nie żałuję! :) To anime ma w sobie tyle ciekawych wątków, że wyczekuję każdego odcinka z niecierpliwością. Poza tym, to anime ma to, co najbardziej lubię: Komedię i Romans. ;P Polecam.
Seria może okazać się jedną z bardziej znaczących w tym sezonie. Odcinek premierowy to wysokiego poziomu dramat, z niefortunną końcówką, gdzie twórcy wpompowują na stałe elementy fantastyczne. Byłem w szoku, odrobinę się wściekłem obawiając się powtórki z rozrywki tj. przypadku kiedy twórcy mają pomysł na 1 epizod a pozostałe przepełnia akcja, efekty specjalne oraz oderwanie od rzeczywistości. To anime na dzień dzisiejszy realizuje bazowe wymogi, które kuleją w przypadku innych serii okrzykiwanych mianem genialnych, czyli ani chwila przed monitorem nie stanowi ciężaru oraz najzwyczajniej w świecie nie możemy przewidzieć tego co za chwilę się stanie. Żeby było jasne, nie posądzam Mawaru Penguindrum o idealność, natomiast z czystym sercem mogę ją polecić. Uradowała mnie wieść, że sezon będzie liczyć aż 24 epizody, co również nie często się przytrafia.
Oryginalne wątki poboczne oraz liczne niewiadome to dla mnie najpiękniejsza melodia. Co oznaczał pocaunek z pierwszego epizodu? Czy trójka bohaterów jest rzeczywiście rodzeństwem? Itd. Tak długo, jak widzowie będą miec powody do spekulacji, a akcja będzie wybierać trudno przewidywalny tor, to siedmiodniowa separacja między kolejnym epizodem będzie otoczona tęsknotą, nienasyceniem.
Magwaru Penguindrum
Re: Magwaru Penguindrum
Pytanie
Zachęcam do obejrzenia tej serii, nie zniechęcajcie się~
Dlaczego z tego nie zrobili komedii na 100%?
6/10
Podziękuję :)
Czuć wątkiem romantycznym na kilometr, nawet po przeczytaniu komentarzy czy obejrzeniu wielu screenów… Także podziękuję i będę dalej siedzieć w shounenach i shounen‑ai/yaoi :|
Dziękuję. Do widzenia. Wychodzę.
Re: Podziękuję :)
Re: Podziękuję :)
kliknij: ukryte Rodzeństwo adopcyjne to też rodzeństwo według prawa, w dodatku oni się wychowywali razem od małego więc to nie był pocałunek obcych sobie osób.
A gdyby ojciec obcałowywał adopcyjną córkę też byś to uważała za normalne?
Re: Podziękuję :)
No i, co jak co, ale akurat polskie prawo w przypadku japońskiej kreskówki, ma ekstremalnie małe znaczenie.
Re: Podziękuję :)
Re: Podziękuję :)
Re: Podziękuję :)
Fabuła. Fabuła, która rozrosła się,wytworzyła mnóstwo odnóg i powędrowała w różnych kierunkach jak gałęzie drzewa. Tak bardzo, że aż ciężko pozbierać myśli, na granicy umysłu balansują pytania, których lista wydłużała się z każdym odcinkiem, ale jakoś uciekają i pozostaje tylko uczucie zamurowania.
Znacznie łatwiej określić mi takie rzeczy jak : muzyka, która była bardzo dobra + ciekawy zabieg z endingami w drugiej połowie serii,( mój ulubiony to Grey Wednesday), oraz grafika, która wystartowała soczystymi barwami i ciekawymi tłami, potem spadła, szczególnie w projektach postaci.
Ale wszystko to nie jest ważne w obliczu fabuły. Muszę przyznać, że zaczynało mi się ciężko, pierwsze 4 odcinki było trochę wymuszone. Jak tak się zastanowię to początek wydaje mi się taki inny od późniejszych odcinków, kliknij: ukryte szczerze nie lubiłam na początku Ringo, ale to co zrobiła w ostatnim odcinku wywarło na mnie duże wrażenie i życzyłam jak najlepiej jej i Shoumie (pamiętam swój szok i może lekkie zniesmaczenie gdy Himari stwierdziła, że jest on jej przeznaczony Sanetoshi wydawał się kliknij: ukryte jakiś taki z początku bardziej… fajny? pociągający? potem jakby stracił swój czar, nawet jeśli nie było to zamierzone to dało efekt ponurego pochłonięcia przez ciemne cele
Ostatni odcinek prezentuje zakończenie idealne dla tej serii, choć byłam raczej pewna kliknij: ukryte że to Himari nie będzie dane dożyć w spokoju swoich dni, ostatecznie wszystkim się udało, ale dla niej bez takiej 'szkody' jak dla braci.Waham się pomiędzy 8 a 9, ale tym, którzy lubią rozkminiać przeplatane ludzkie relacje mogę bez wahania wskazać Mawaru Penguindrum do obejrzenie.
Penguinbear project
Re: Penguinbear project
problemy ze zrozumieniem :(
kliknij: ukryte Czy ktoś mógłby mi wytłumaczyć o co chodziło w scenie z pudełkami/klatkami? To była scena w jednym z końcowych odcinków, gdy Kanba i Shouma siedzą zamknięci w pudełkach i dzielą się ze sobą jabłkiem. O co chodziło? (Nie chodzi mi tu o dzielenie się jabłkiem, tylko właśnie o te pudełka – co to było za miejsce, czemu oni się tam znaleźli i w ogóle o co z tym chodziło).
Druga rzecz, którą nie za bardzo ogarniam (aczkolwiek nie jest ona aż tak istotna) jest to, kto jest czyim dzieckiem. Z tego co ja zrozumiałam to biologicznym dzieckiem Takakurów jest tylko Shouma, pozostali zostali w pewnym momencie przygarnięci. Tylko właśnie skąd wziął się u nich Kanba? Ze wspomnień Masako wynika, że Kanba odszedł razem z ich ojcem, więc skąd nagle znalazł się u Takakurów?
Było by mi bardzo miło, gdyby ktoś potrafił mi odpowiedzieć na te pytania (zwłaszcza na to pierwsze). Widać jestem za głupia na anime tego typu :(.
Re: problemy ze zrozumieniem :(
kliknij: ukryte O nic, sceneria była zupełnie nieistotna, być może to nawet było totalnie oniryczne, a ich wspomnienia z klatkami nie miały nic wspólnego z rzeczywistością – klatki równie dobrze mogły być wizualizacją i metaforą.
kliknij: ukryte Tego dokładnie nie pamiętam, ale chyba Kanba dołączył do Takakurów po tym, gdy zniknął ojciec Masako. No i Kanba był „lepszym” synem, niż Shouma.
Re: problemy ze zrozumieniem :(
Re: problemy ze zrozumieniem :(
Re: problemy ze zrozumieniem :(
Co do jabłka w anime wyraźnie jest powiedziane, że jabłko to nagroda dla tych którzy mają umrzeć za miłość. Pierwotnie tylko Kanba miał umrzeć ale dzieląc się jabłkiem z Shoumą, podzielił się z nim swoim przeznaczeniem, losem.
że co?
Zazwyczaj ufam recenzjom i ocenom redakcji na Tanuki, bo zgadzają się z moimi odczuciami. Dlatego nie wiem, czy tylko ze mną jest w tym wypadku coś nie tak, czy chodzi coś innego.
Re: że co?
Re: że co?
Re: że co?
Re: że co?
A jakie mam prawo? Takie, że od nadmiaru nastoletnich uczuć robiło się niedobrze. Wszystko dozwolone, ale w pewnych ilościach. A gdyby to byli ludzie dorośli, to już w ogóle stwierdziłabym, że są kompletnie umysłowo i emocjonalnie niedorozwinięci, gdyby tak się zachowywali.
Re: że co?
No i tych nastoletnich uczuć na starcie było całe nic, jedynie pewna niezrównoważona psychicznie stalkerka.
Re: że co?
No i dlatego też na starcie mi się bardzo podobało, potem przestawało coraz bardziej. Szesnastolatek i czternastolatka, tak, będą z tego dzieci, zaiste, ale mnie to nie chwyta za serce (a produkcje chociażby Makoto Shinkaia już owszem i to bardzo).
Już wytłumaczyłam, nie neguję wartości tego anime czy zawartego w nim przesłania. Moim problemem jest sposób, w jaki zostało to przedstawione. Miłość, samotność, śmierć, świetne tematy, problem w tym, że są wałkowane na okrągło, niektóre są podane oryginalnie, jak tu, inne niezbyt udanie. W sumie pozostaje tylko wybór, w jakiej formie chcę to oglądać i po tym, czego doświadczyłam oglądając to anime, po prostu wiem, że akurat nie w takiej.
Chciałabym zakończyć już dyskusję bo już chyba wszystko napisałam, dziękuję za cenne uwagi, ale po prostu takie jest moje zdanie, nic wielkiego w końcu :)
Re: że co?
Re: że co?
Staś po Afryce truchtał, żeby chininę dla Nel znaleźć a nawet nie wiedział, czy znajdzie i czy przypadkiem nie zginie ^^ Tutaj zaś koleś miał tylko wziąć co widział i w nogi.
Zresztą, już naprawdę nieważne, może to skończę, nie sądzę jednak, żeby nawet najlepsze zakończenie zmazało wspomnienia głębokiej irytacji i rozczarowania, jakie mi towarzyszyło gdy to oglądałam.
Bohaterowie, których nie jestem w stanie polubić czy chociażby zainteresować się ich losami, niestety psują mi odbiór, nawet gdy fabuła świetna, a to już kwestia gustu i tego chyba nie sposób przedyskutować i zmienić.
Re: że co?
Re: że co?
Re: że co?
Re: że co?
Koniec końców, jasne, każdy widzi, co widzi. Czy komuś pasuje taka oprawa czy nie, jego sprawa. Symbolika i metafory, bardzo chętnie, jedyne czego chciałam to jakakolwiek wiarygodność, czy to zdarzeń czy psychologiczna, ale tego nie dostałam.
Re: że co?
Po części Cię rozumiem. Jednak mimo wszystko, szukać wiarygodności w serii, w której występują nadzwyczajnie „gadatliwe” pingwiny, i główna bohaterka uganiająca się za czymś w czapce pingwina? A może chodziło o spójność? :p
Re: że co?
Re: że co?
No i chyba możemy zamknąć sprawę, jeśli komuś taki sposób ukazania odpowiada, w porządku, myślę, że ze 4 lata temu byłabym bardziej zadowolona. Nie mówię, że seria nie jest dla dojrzałego widza, ale akurat ja już tego nie kupuję, a i animowanej szczeniackiej miłości mam dość. W sumie chodziło mi tylko o to, czy ktoś zwrócił uwagę na tę nielogiczność o której pisałam, bo mnie to zburzyło cały porządek niestety. Metafory i znaczenie tu są i nawet po tej wymianie zdań zaczynam żałować, że taki sposób ich przekazania aż tak mi wszystko psuje, że nie mogę przez to przebrnąć. Nieco inaczej skonstruowany świat bardziej by mi odpowiadał i pewnie byłabym zachwycona.
W każdym razie dziękuję za konkretną dyskusję :)
Re: że co?
Jednak muszę przyznać, że wiele aspektów mnie denerwowało i irytowało. Iście zdziecinniała nawet jak na nastolatków postawa głównych bohaterów. Poboczne postacie również, wydawać by się mogło, że mają najzwyczajniej coś z mózgiem. Ale po pierwszych kilku odcinkach wiedziałam, że jest to na sto procent założenie twórców a nie, że po prostu im nie wyszło. Weźmy np. zachowanie Ringo i jej zauroczenie tym nauczycielem. Ot, taka zwykła miłostka, można by powiedzieć. Jednak nie, to nie to. Owszem było to strrrrasznie irytujące, ale jak dla mnie też przerażające. Zauroczenie przeradzające się w obsesję, jakieś chore myśli które mogą totalnie zmienić osobowość postaci. Twórca pokazuje nam tą sytuację najpierw jako pełną dramatyzmu i pompatyczności. I człowiek zaczyna aż w to wierzyć. Po czym mimo tych wszystkich odczuć, obsesji, absurdalności i psychodelizmu całej sytuacji wcale nie była ona aż tak poważna jak nam się wydawało. I o to chodzi w tej serii. Zachowania zostają specjalnie wyolbrzymione. W pewnym momencie widz zaczyna się zastanawiać, czy przypadkiem nie chodzi o jakieś chore psychicznie osoby, a tutaj tak na prawdę została ukazana zwykła miłość.
Według mnie właśnie o to chodzi. I jak najbardziej jestem za tą serią. Po seansie Uteny kilka lat temu (które jest do dzisiaj moim ulubionym anime), nic mnie chyba nie zaskoczy, przynajmniej w tej dziedzinie.
Również dziękuję za dyskusję:)
Re: że co?
W tym anime wszystko wyjaśnia się w ostatnim odcinku. komentowanie wcześniej mija się z sensem, bo nie wiesz, o czym to jest.
Re: że co?
Re: że co?
Re: że co?
Nie robię tego na przekór, ale faktem jest, że to jedno z najgorzej ocenionych przeze mnie anime. Już trochę czasu minęło i nie pamiętam szczegółów, wiem natomiast, że postaci były tak irytujące jak nigdzie indziej. Bynajmniej nie są to przemyślanie wykreowani bohaterowie, każdy zmieniał się diametralnie w momencie przestawienia nowego faktu, który postacią tak naprawdę był już znany wcześniej. Jasne, że anime mogło mieć aspirację do przemycenia pewnych wartości moralnych, ale to jak nierealistycznie i mało wiarygodnie zostało przedstawione, liczy się w wersji finalnej.
Re: że co?
Re: że co?
W recenzji jest napisane coś o jeździe bez trzymanki. Oglądając zastanawiałam się, kiedy się zacznie, w końcu wysiadłam nieco znudzona :)
Jeśli bohaterowie tego anime byliby starsi i nie tak histeryczni, chętnie bym je obejrzała w takiej postaci, bo nie wątpię, że coś w tym jednak jest.
...
Re: ...
Re: ...
kanashimi wa mou takusan nanda
niestety, to co w „Utenie” zagęszczało akcję w bardzo intrygujący i wielowarstwowy sposób, tutaj, już nie tak umiejętnie poprowadzone, spowalnia ją i rozrzedza. od 3/4 serię oglądałam z postępującym zmęczeniem i znudzeniem – nie dość, że dramaturgia przybiera coraz bardziej absurdalne formy (nie przekonuje mnie na dłuższą metę przeszłość żadnego z bohaterów, a jak mnie coś nie przekonuje, to przestaje mnie obchodzić), to jeszcze jest podlewana niestrawnymi gadkami o przeznaczeniu i bratersko‑siostrzanej miłości. w ogóle związana z przeznaczeniem symbolika jest w „Mawaru Penguindrum” dość oczywista, przy czym o ile metro jeszcze się broni identyfikacją wizualną (świetny patent z Double H w roli metrowo‑życiowych filozofek z ekranu), o tyle jabłko – nigga, please…
końcówka serii osłabia też bardzo dobre wrażenie wywołane początkiem – w tym głównie oprawą audiowizualną. podobały mi się właściwie wszystkie piosenki (zwłaszcza główny ending), a graficzne zabawy z konwencją wypadły po prostu świetnie. szczególnie brawa za wspomniane już metro, ukazanie tłumu jako zbioru piktogramów oraz wątek miłosny Ringo i Tabukiego w formie wycinankowego musicalu :D
podsumowując: seria nierówna z tendencją zniżkową i pod koniec nuży, ale jeśli kto lubi zabawy graficzne, można dać szansę. zakończenie też nie AŻ TAK złe ;) ofk nie wymknęło się pewnej sailor‑moonowej schematyczności (i nagości), ale motyw kliknij: ukryte zapomnienia / nieuświadomionego pamiętania bliskich osób i, szerzej, istnienia w ich wspomnieniach jest całkiem niegłupim pomysłem na zamknięcie tej historyjki.
Shibireru darou...
Podobał mi się temat który był mistrzowsko wykonany – „przeznaczenie”. Naprawdę rozważania bohaterów dają do myślenia o tym świecie. Fajnym zabiegiem okazało się stopniowe dorastanie fabuły. Na początku przygłupie anime potem akcja na poziomie death note. Przypomina to trochę madokę tylko, że dorastanie jest znacznie dłuższe i męczące.Wszechobecne pingwinie motywy… cóż mi się podobały bo lubię pingwiny, ale jak ktoś ich nie cierpi raczej nie skończy ( ach, te ichnie dźwięki „KYUUN”)
Ci co obejrzeli już po samym temacie znają moją ulubioną postać z tego anime. On ma zbyt wiele plusów aby wymieniać (jak chociaż króliki które kocham :3, kawaii). Co do innych postaci naprawdę dają się lubić. Jedynie Ringo trochę mnie irytowała. Muzyka naprawdę wpada w ucho zwłaszcza drugi opening.
Podsumowując świetna seria, jednak te retrospekcje uniemożliwiają dać oceny powyżej 8/10. Dlatego idę na kompromis 8/10 i ulubione. Dayo nee…
Re: Shibireru darou...
Może tak.
kliknij: ukryte Momoka była w wieku Tabukiego,a gdy umarła miała 10 lat.
W dniu jej śmierci na świat przyszła Ringo,więc pomiędzy nimi byłaby 10‑cio letnia różnica wieku.Jak wiemy Ringo jest w wieku Takakurów (16). Więc Tabuki jest 10 lat starszy od głównych bohaterów.
Tabuki ma 26 lat.
Wydaję mi,że oglądałeś serię z jakimś dziwnym tłumaczeniem,albo po prostu coś Ci umknęło.
Re: Shibireru darou...
No naprawdę teraz już nie wiem. Dlatego pod koniec serii tych retrospekcji nie brałem na poważnie tylko informacje z nich wynikające.
Też myślę że miałem poryte tłumaczenie jak teraz na to spojrzę.
Re: Shibireru darou...
Re: Shibireru darou...
Re: Shibireru darou...
...jednak było w nim dużo rzeczy, których nie zrozumiałam. Nie będę wypisywać ich, ale po prostu były. Nie wiem, może ja jestem za głupia na to anime, może nie zrozumiałam jakichś metafor albo nie poskładałam czegoś do kupy… Tak czy inaczej mam po tym anime trochę pustkę w głowie.
Genialne
Anime gorąco polecam. 10/10.
Unmei ga warau...
Uwielbiam wielowarstwowość i wielowątkowość fabuły, lubię być zaskakiwana w trakcie seansu i całe anime odkrywać sama, na własną rękę przekonać się, o czym tak naprawdę jest. W przypadku Mawaru Peinguindrum, jeśli ktoś zapytałby „o czym to?”, autentycznie nie wiedziałabym, co odpowiedzieć: chyba najpierw musiałabym zapytać, który poziom opisać. Ale to właśnie ta wielopoziomowość jest absolutnie cudowna i to dzięki niej oglądałam Mawaru z takim zafascynowaniem, zwłaszcza w drugiej połowie zastanawiając się, co też za niespodzianką wyciągną twórcy z zanadrza, choć zgadywanie nie miało sensu, bo zazwyczaj nie dało się uniknąć zaskoczenia, tak umiejętnie to było przygotowane. Kunihiko Ikuhara, stojący rzecz jasna za słynną Uteną, jest reżyserem Mawaru Penduindrum, i to się czuje niemal od początku – elementy, których nie umiem do końca nazwać, a które są bardzo charakterystyczne dla obu serii i po prostu „utenowate”, inaczej ich określić nie sposób. Dbałość o szczegóły, którą wprost uwielbiam, istotność detali: choćby pingwiny symbolizujące Himari, Sho i Kana, skądinąd urocze – warto im się przyjrzeć, pomagają zrozumieć intencje bohaterów lub trafnie podsumowują ich działania; jabłko kojarzone oczywiście z Ringo (choć, tak na marginesie, graficzne pokazanie go w openingu niesamowicie kojarzyło mi się z Death Notem), że nie wspomnę o metaforze pamiętnika czy pojawiających się później czarnych królików, a już Sanetoshi wyglądał, jakby go żywcem wyciągnięto z Uteny. Do tego oczywiście cała masa metafor.
No ale dobrze, ja tutaj gadam bez ładu i składu właściwie nie wiadomo o czym, a miałam przejść do sedna i esencji tej serii, która w gruncie rzeczy jest całkiem prosta i oczywista, inaczej niż w Utenie, do której rzeczywiście każdy może dorobić sobie własną teorię. Rozważania nad przeznaczeniem – nie tyle nad jego istnieniem, to raczej pokazywanie stosunku poszczególnych postaci do niego, połączonych przecież mocnymi nićmi losu, wplecionych w pajęczynę fortuny, bo patrząc na przebieg zdarzeń rzeczywiście trudno jest wątpić, że przeznaczenie istnieje. Przewrotny los, „unmei” (jak ja uwielbiam brzmienie tego słowa po japońsku!), doprowadza nawet do sytuacji, w której ta, która najbardziej w nie wierzyła i ufała, musi przeciwstawić się przeznaczeniu i odmienić sytuację, zaś ten, który go nienawidzi, biernie poddaje się losowi. Seria nie mówi oczywiście tylko o przeznaczeniu samemu w sobie, głównie widzę tu zastanawianie się nad tym, co je buduje? Jak wielki wpływ mają rodzice na to, co się później dzieje z ich dziećmi? Nie tylko rodzice, ale bliscy w ogóle? To był właśnie ten niesamowity pierwiastek, ta część, która starała się przekazać mityczne 'coś więcej'. Dlaczego na dzieci mają spadać grzechy rodziców? Nie zrozumiem nigdy tego dziwnego systemu, według którego społeczeństwo uznaje, że za popełniony z pełną świadomością przez dorosłego człowieka czyn odpowiedzialność ma ponosić również jakakolwiek bliska mu osoba, nawet jeśli była niczego nieświadoma, zwłaszcza w przypadku, kiedy 'sprawiedliwość' nie jest w stanie dosięgnąć rzeczywistego winowajcy. Oczywiście czyny rodziców same w sobie wpływają również na psychikę dziecka, widać to tutaj bardzo wyraźnie – w przypadku Masako, ale również Kana, Shoumy, Yuri, i chyba tylko jedna Himari pozostaje na całą przeszłą sytuację obojętna, choć ona jest jej również najmniej świadoma. Mawaru Penguindrum właśnie w tym miejscu dotyka najpoważniejszych tematów, ale robi to rzeczywiście z niezwykłym wyczuciem, głównie poprzez mniej lub bardziej wyraźne metafory, nie mówi niczego wprost, unikając tym samym sztucznych dialogów, wyznań i przegadanych scen. Wystarczy odpowiednio dobrana sceneria, kilka trafnych kadrów i niewielka ilość tekstu, by namalować obraz skrzywdzonego dziecka aż nazbyt wyraźnie. Dziecka, które prędzej czy później będzie musiało stać się dorosłe, a nie jest na to zupełnie gotowe, bo wciąż pozostaje okaleczone psychicznie. Bycie rodzicem to wielka odpowiedzialność… Demony przeszłości, których przyczyną są właśnie rodzice, nie opuszczają bohaterów Mawaru Penguindrum do samego końca serii i nie opuszczą pewnie nigdy. Tak prosty, a jednocześnie niesamowicie wstrząsający obraz miejsca o przewrotnej nazwie „Child Broiler”, który wrył mi się w pamięć bardzo intensywnie, a jest przedstawiony jako coś tak oczywistego, że obserwowanie tego miejsca okazuje się naprawdę bolesne i nieprzyjemne, bo to, czego nie pokazano dosłownie, każdy przecież sobie z łatwością dopowie.
Brzmi poważnie? Bardzo, prawda? Cóż, gdyby mi ktoś to wszystko powiedział na etapie ósmego, dziesiątego odcinka, nie uwierzyłabym. I to jest, naturalnie, kolejny plus. Mawaru Penguindrum nie wrzuca widza w sam środek akcji, problemów, etycznego grzęzawiska ani emocjonalnego rozgardiaszu. To jest typ historii, w której poszczególne wątki wprowadzane są stopniowo, a problematyka zostaje na początku jedynie delikatnie zarysowana, by później nabierać kształtów. W rezultacie widz sam nie wie, kiedy sielanka widoczna na ekranie jeszcze kilka odcinków temu, przekształciła się w coś o wiele poważniejszego, choć w jakiś dziwny sposób zachowującego pierwotny klimat. Tutaj mamy wręcz przepiękne obrócenie sytuacji, ale następujące w sposób całkowicie naturalny. Co dostajemy na początku? Zwyczajne, szczęśliwe rodzeństwo Takakura pewnego razu w wyniku dziwnego splotu okoliczności spotyka pewną licealistkę, Ringo Oginome. Świruskę, która z powodu jakiegoś głupiego pamiętnika siostry stalkuje nieświadomego niczego nauczyciela. Wymyśliła sobie, że będzie z nim za wszelką cenę, bo takie jest jej przeznaczenie… A przecież ten facet jest od niej dwa razy starszy, w dodatku ma bardzo miłą narzeczoną! Ale Ringo jest nieugięta i w całą sytuację poniekąd na siłę wplątuje Sho. Pojawia się równie dziwna i sprawiająca wrażenie niezrównoważonej panienka z dobrego domu, Masako, która kręci się w pobliżu Kana, nie wyjaśniając nigdy, jaki jest cel jej działań. Te wątki czysto obyczajowe są bardzo zajmujące, o pojawiającej się na ledwie kilka minut dziwacznej gadającej czapce niezwykle łatwo zapomnieć, choć przecież to ona powinna być najistotniejsza, ona jest też przyczyną spotkania Sho i Ringo. Równie łatwo zapomnieć o spotkaniach Kana z podejrzanie wyglądającymi ludźmi, od których bierze pieniądze, właściwie nie wiadomo za co. I tak dalej, i tym podobne, tymczasem im więcej dowiadujemy się o danej postaci, tym bardziej błędne stają się pierwsze wrażenia, a poważne wątki niby‑fantastyczne powoli zapuszczają swoje macki wgłąb serii. I w ten właśnie sposób na sam koniec najniewinniejszą, najczystszą postacią okazuje się Ringo. Kto by pomyślał, prawda? Trudno jest obrócić sytuację do tego stopnia obywając się bez deus ex machina, a ta seria poradziła sobie z tym zadaniem doskonale – i ten element jest chyba jej największym walorem. Oto są bohaterowie z krwi i kości, którzy czują, myślą, słowem mają solidne zaplecze psychologiczne.
Jeśli jest jakaś rzecz, która mi w tej serii bardzo mocno nie gra, jest nią zakończenie. Co prawda nietypowe dla Japończyków, którzy zwykle mają skłonności raczej do grożenia placem, mówiąc „nie igraj z przeznaczeniem, bo źle na tym wyjdziesz”, zakończenie zapisuje się na plus. Jednak poza ogólnym jego wydźwiękiem… nie. Nie lubię happy endów, które zostają przyprawione nutką goryczy i nie są do końca „happy”. Obrót wydarzeń mi się bardzo stanowczo nie podoba, tym bardziej, że zaprzepaszcza doskonale zapowiadający się wątek romantyczny. kliknij: ukryte Mam na myśli Ringo i Sho, bo akurat Ken i Himari średnio mnie przekonują – po pierwsze, ociera mi się to mocno o, było nie było, kazirodztwo (wychowywani jak rodzeństwo etc.). A zresztą, już nawet nie w tym rzecz, mam po prostu bardzo silne wrażenie, że z jej strony to i tak było jedynie uczucie siostrzane, choć oczywiście bardzo silne. Jak już o Himari mowa – choć polubiłam ją niesamowicie, nadal uważam, że powinna była umrzeć. Po części byłoby to zaburzenie wizerunku serii, zmieniania przyszłości, ale… Mam bardzo silne uczucie, że osoba, która umarła tyle razy, ostatecznie powinna pozostać nieżywa. Nie żebym jej źle życzyła, po prostu takie rozwiązanie pasowałoby mi o wiele bardziej. Tak czy siak, Ringo i Sho byli niesamowicie uroczy i szkoda, że nie dane było mi zobaczyć głębszego rozwoju tej relacji…
Krótko o stronie technicznej. Muzyka niesamowicie mi się spodobała, zwłaszcza oba openingi i wszystkie endingi kupiły mnie całkowicie, także animacją, która była wręcz cudownie dopasowana do tekstu i dźwięku. Seiyuu spisali się znakomicie, nie wyobrażam sobie innych głosów w tych rolach (aż trudno mi kogoś wyróżnić, po prostu… wszyscy!), a z nieraz trudnymi rolami poradzili sobie świetnie. Grafika… no cóż, właśnie w warstwie wizualnej tkwi wiele szczegółów, o których wspominałam wcześniej, dlatego trzeba uważnie patrzeć – choćby na teksty pojawiające na elektronicznych tablicach metra i postacie im towarzyszące. Wrażenie wyobcowania, ale i skupienia się całkowicie na głównych i drugoplanowych bohaterach, potęgowały białe ludziki zastępujące tłum. Poza tym projekty postaci spodobały mi się bardzo. Takie… plastyczne, kolorowe, momentami po prostu śliczne. Warto zwrócić uwagę na różnicę między pingwinami towarzyszącymi głównym bohaterom, a tymi z akwarium.
Cóż mogę powiedzieć? Uwielbiam serie takie jak Mawaru Penguindrum i szczerze polecam je wszystkim, choć nie każdemu zapewne przypadnie do gustu. Na pewno tym, którzy szukają treści podanej w interesujący sposób, spodoba się mniej lub bardziej.
Jabłko
„Ringo” rzeczywiście stanowi tu smakowity kąsek dla poszukiwaczy interpretacji. Jabłko to przecież jeden z najbardziej podstawowych symboli biblijnych – no bo czymże innym jest jabłko z wspomnianego Death Note'a, w dodatku smakowicie pożerane przez, jakby nie było, demona, wiecznie śmiejącego się z ludzkiej głupoty i ambicji? Wydaje mi się, iż w Mawaru tak samo mamy do czynienia z pewną pokusą – tutaj chęcią przezwyciężenia losu (opowiastka o trzech owieczkach…), nawet nie własnego, a cudzego. Przeciwstawiając się śmierci Himari bracia jednocześnie przechodzą przez cienką granicę ograniczającą to, co ludzkie i tego, co należy do wymiaru ponad (boskiego?) – w pewnym sensie wszystkie postaci usiłują tę granicę przekroczyć, by móc decydować o życiu innych, z rodzicami głównych bohaterów i różowowłosym lekarzem (zapomniałam imienia…^^')na czele – co z kolei przywodzi na myśl zamach w tokijskim metrze (w końcu członkowie Aum Shinrikyo też mieli na celu dobro tych, których zabili…). Prawdę mówiąc, wydaje mi się, że nawet bardziej niż o przeznaczeniu seria mówiła właśnie o owym przekraczaniu granic (bunt polega nie tylko na zanegowaniu własnego losu, ale i chęci naprawy całego społeczeństwa), jabłko zaś z jednej strony stanowiło symbol pokusy (by stać się kimś więcej niż człowiek, móc decydować o losie własnym i cudzym), a z drugiej – ostrzeżenie przed karą, nieuchronną ceną. Zawsze jest przecież jakiś demon, sarkastycznie śmiejący się z ludzkiej głupoty i ambicji (tutaj chyba można by umieścić w tej roli króliki…).
Takie miałam wrażenia po seansie, przepraszam, że trochę to wszystko mętne… ale jak tak na to spojrzeć, Mawaru trochę przypomina Death Note'a, nie tylko pod względem jabłka(sama jestem zaskoczona takim wnioskiem).
Re: Jabłko
Twoje spostrzeżenia są bardzo ciekawe. Mnie jabłko kojarzyło się raczej z usymbolizowaniem Ringo jako klucza, najważniejszej wskazówki i osóbki, która w pewnym momencie niejako stanowi centrum i trzon fabuły (jak się potem okazuje, z powodu Momoki) wyrywany sobie przez poszczególne postacie z rąk do rąk.
Sanetoshi. Bibiotekarzo‑lekarzo‑duch nazywał się Sanetoshi :)
Re: Jabłko
Co do zakończenia serii, to fakt, można sobie wyobrazić lepsze (nie koniecznie od razu Happy End, tutaj nie za bardzo nawet pasuje) – z drugiej strony, bracia zapłacili swoją cenę, a nadmiernie ich karanie (tak jak w historii o trzech owieczkach) byłoby przejawem właśnie owego japońskiego pesymizmu. Swoją drogą, może mój pogląd jest nieco heretycki, ale uważam, że jabłko z drzewa wiedzy dobrego i złego bezwzględnie zjeść należało. Bunt, robienie czegoś na opak jest nieodzownym elementem dorastania, w końcu – i nie jest to jedynie europejski sposób myślenia, ciekawe są relacje mistrzów zen o drodze prowadzącej do satori (oświecenie), na przykład: . Z pozoru jest to zupełnie bez sensu (ale tylko z pozoru, uwierz mi^^'), mówi jednak z grubsza o tym samym – o potrzebie przejścia drogi, która zawiera w sobie negację (zaprzeczenie status quo, niekoniecznie od razu bunt), by dojść do pełnego zrozumienia rzeczy (tu oświecenia). Na pierwszy rzut oka jest to zatoczenie koła, jednak mam wrażenie, że tego typu doświadczenie powinno przebiegać na kształt spirali (Tengen toppa gurren lagann się kłania…) – nie osiągnęłam ani oświecenia, ani nie zostałam świętą, więc nie wiem^^'.
Mam wrażenie, że również zakończenie Mawaru, choć „nie takie, ni siakie”, jednak nie doprowadziło bohaterów do punktu wyjścia.
Przepraszam, znów się rozpisałam. Snucie niepraktycznych dywagacji to mój konik i największa wada-.-'
Z pozdrowieniami od fanki Princess Tutu
Re: Jabłko
Tak, gdzieś kiedyś czytałam, że Bóg wcale nie pokarał pierwszych ludzi za złamanie jego zakazu, ale za to, że uczynili to tak późno. Że jako rodzic pragnął, aby jego dzieci dojrzały przechodząc także przez nieodzowny okres buntu (wskazany przez Ciebie), bo przecież musiał wiedzieć, jakie skutki wywoła stawianie pokusy na widoku. I że zdenerwował go nie sam uczynek, ale fakt, że zamiast oskarżyć Go o dziwne zachowanie, ukrywanie prawdy czy chociażby zapytać „dlaczego?”, dzieci pokornie przepraszały i błagały o litość. Tak więc zdecydował, że skoro są tak opornymi uczniami, same dorosną w sposób o wiele bardziej trudny i skomplikowany. Powiem szczerze, że taka interpretacja przekonuje mnie o wiele bardziej niż dosłowny odbiór historii. Ale to tak na marginesie :)
Powiem inaczej: dla mnie zakończenie było trochę pójściem na łatwiznę i pod pewnym względem było schematem (ile razy ludzie ginęli w obronie ukochanych osób?), którego akurat wyjątkowo nie lubię. Przyznaję, że taki zupełny happy end byłby mocno nie na miejscu, ale zirytowało mnie jednak mocno plątanie w całą sytuację Sho, który w pewnym sensie znalazł się tam przypadkiem, na doczepkę i akurat jego poświęcenie jakoś tak… sama nie wiem, po prostu nie. Kanba dążył do samozagłady od dłuższego czasu, w jego przypadku to było do przewidzenia i nieuchronne, z kolei jego brat reagował spontanicznie (co, jak się zastanowić, też ma swój urok). A poza tym dla mnie to chyba typowe – jak mam szablonowy happy end, marudzę że pójście na łatwiznę, a jak go nie mam, to też mi nie pasuje ^^'
O, właśnie w Princess Tutu zakończenie było moim zdaniem idealnie rozegrane. A to, co nie podpasowało, zawsze można było sobie dopowiedzieć…
Pozdrawiam również ;)
Re: Jabłko
Wracając do zakończenia Mawaru, mnie też było żal, że Ringo i Sho, nie dość, że się rozstali, to jeszcze ona całkowicie zapomniała o jego istnieniu. Z drugiej strony – jak już zauważyłaś, Ringo jest ostatecznie najczystszą i najniewinniejszą postacią, gdyby spotkał ją taki sam los, jak Momokę (a musiałby spotkać, gdyby Sho jej nie ocalił – w pewnym sensie to właśnie ona była w to wszystko wplątana mimo niemal całkowitego braku związku z całą sprawą, Sho jednak związek miał – Sanetoshi kontynuował bądź co bądź to, co zaczął wraz z jego rodzicami), to dopiero byłoby ponure zakończenie. Więc jak już ktoś miał zostać przy życiu, lepiej, że zostały Ringo i Himari, niż Kanba i Sho, dla nich byłoby to właśnie jak kara z owej bajki o trzech owcach – by była najboleśniejsza, odebrane zostałoby to, co kochali najbardziej. Choć z drugiej strony, takie zakończenie sprawia, że to tą niewinną Ringo spotkała ta najgorsza kara (gdyby pamiętała, jeszcze gorsza)... masz rację, tak czy siak jest źle^^'. Mam wrażenie jednak, że takie a nie inne zakończenie przekazywało jedno: tylko najwyższe poświęcenie – siebie i swojego życia – gwarantuje sukces w walce z losem…
Dobrze chociaż, że Tabuki odnalazł własną ścieżkę w życiu bez takich poświęceń, przynajmniej ta dwójka została szczęśliwa.
A co do Princess Tutu, to skończyłam oglądanie z jedną nadzieją, mianowicie – że Fakia jak najszybciej zacznie pisać następną powieść o Ahiru;)W tym wypadku bezwzględnie wymagam Happy Endu.
Re: Jabłko
Wiesz, moim zdaniem o wiele lepiej i zwyczajnie bardziej fair byłoby, gdyby Ringo jednak go pamiętała. Wiedza zawsze jest lepsza od niewiedzy, mimowolnie wracamy do drzewa poznania. Jakkolwiek bolesne by to nie było, chyba na jej miejscu wolałabym zachować wspomnienia. Jednak ostatecznie – i tak źle, i tak niedobrze, a moje preferencje odnośnie zakończenia pewnie i tak sprowadzają się do „być albo nie być” wątku Sho i Ringo. Ale prócz tego mam jeszcze jedno nieprzyjemnie skojarzenie – w anime sytuacja wygląda zupełnie tak, jakby płeć piękna nie mogła sobie sama poradzić z sytuacją, i to widać w każdym z wątków (z wyjątkiem Momoki, którą ostatecznie i tak spotyka przykry los. Nieważne, czy idzie o Himari (która w pewnym momencie wyraźnie dawała do zrozumienia, że woli umrzeć niż patrzeć na bezowocną walkę i zadręczanie się swoich braci), Ringo, Masako (ona miała najwięcej charakteru, ale było nie było, to Sanetoshi ją ostatecznie uratował), czy nawet o Yuri. Panie mogą robić sobie co chcą, ostatecznie to panowie przychodzą i biorą sprawy w swoje ręce, do nich należy ostatnie słowo. Może to przypadek, może jestem przewrażliwiona, ale w pewnym momencie uderzyło mnie to mocno.
Jeśli chodzi o Sho – nie chodziło mi o jego powiązanie z całą sytuacją jako taką (choć warto pamiętać, że to Kanba podzielił się z nim symbolicznym owocem przeznaczenie, nie na odwrót – i tu chyba wracamy do jeszcze innej, najważniejszej roli jabłka, o której wcześniej zupełnie zapomniałam), ale o to, że do pociągu przeznaczenia dostał się inaczej niż Kanba (który planował całą sytuację od dawna), Sanetoshi (patrz wyżej), Himari (przywleczonej przez Kana – i znowu wracamy do jej roli, która sprowadza się do przedmiotu wyrywanego z rąk do rąk, w pewnym momencie zaczęło mnie to irytować, ratowanie za wszelką cenę bez brania pod uwagę jej zdania) czy Ringo (która miała konkretny cel i plan, a biorąc pod uwagę pamiętnik, przez który właśnie połączona jest z Momoką, i przez samą Momokę, która jest jej siostrą – więc jednak związek jest, abstrahując do tego, co napisałaś). Sho biegnie tam impulsywnie, nie mając właściwie żadnego konkretnego pomysłu, co zrobi, gdy już się tam dostanie – ba, on nawet się nad tym nie zastanawia. Wiedziony jest przez czapkę‑Momokę, chęć ratowania Himari i powstrzymanie brata przed strasznym czynem, ale działa nagle, bez przygotowania.
Oj tak, ja także nie dopuszczam w ogóle innego zakończenia Tutu, nawet na przekór pewnej scenie w endingu, która może jednak sugerować, że Ahiru pozostanie w formie naturalnej już zawsze ;)
Re: Jabłko
Re: Jabłko
Re: Jabłko
Re: Jabłko
Wracając do zakończenia – muszę się przyznać, że nie mam serii na świeżo w pamięci i trochę już mi się pozacierało, kto i kiedy wsiadał do pociągu (z czego wniosek, że zakończenie nie zrobiło na mnie większego wrażenia, jest wiele scen, które pamiętam znacznie lepiej). Ale do rzeczy: napisałam, że Ringo nie miała z tym praktycznie związku, i podtrzymuję swoją opinię – kliknij: ukryte ona jedynie odziedziczyła pamiętnik Momoki. Gdybym miała starszą siostrę, której nawet nie znałam i gdyby ta siostra zginęła poświęcając życie za coś, chyba nie czułabym się zobligowana ginąć za to samo – natomiast gdyby moi rodzice, których znałam i kochałam, popełnili jakąś zbrodnię, to nałożyło by na mnie znacznie większy ciężar odpowiedzialności. Tak mi się przynajmniej wydaje, i świadomość, że dzieci nie odpowiadają za zbrodnie swoich rodziców, nic tu nie pomaga. Po prostu już sam fakt, że jesteśmy z kimś blisko, implikuje poczucie odpowiedzialności – bo chyba to właśnie oznacza „nie być kimś obcym”, takie mam wrażenie. Jeśli odcinamy się od zbrodni tych, których kochamy, to już właściwie możemy od razu skreślić jakiekolwiek związki międzyludzkie…
Dobrze, że przypomniałaś tamto jabłko, całkiem o nim zapomniałam^^'. Mam wrażenie, że wtedy po prostu przyjęli wspólny los, czyli – w pewnym sensie, kliknij: ukryte przyjmując połówkę jabłka, Sho przyjął także jakieś zobowiązanie wobec Kanby – może dlatego musieli odejść razem?Związani wspólnym przeznaczeniem?
A, i jeszcze wracając do zapominania – masz rację, lepiej, kliknij: ukryte by Ringo pamiętała. Skoro zapomniała, to faktycznie jakby wróciła do punktu wyjścia, zamiast dorosnąć – no i szkoda Sho. A co do tego, czy ja sama wolałabym pamiętać… prawdę mówiąc nie wiem. Tak piszę o tym „dorastaniu”, ale jak przychodzi co do czego, to po prostu nie wiem… i tu znowu odejdę od tematu, ale wybitny pisarz japoński, Natsume Soseki napisał kiedyś wspomnienie o kobiecie, która przyszła opowiedzieć mu o tragedii, jaka ją spotkała – samej tragedii nie opisał, stwierdził natomiast, co ową kobietę bolało najbardziej: że jej ranę ukoić może jedynie czas, ale jednocześnie ten sam czas nieuchronnie odbierze jej wyraziste wspomnienie o tym, co najbardziej kochała.
Wsiadłam do ekspresu, nie przypuszczając, że aż do Nibylandii porwie mnie...
A wracając jeszcze do Ringo – możemy sobie gdybać, jak byśmy się poczuły, ale faktem jest, kliknij: ukryte że ona i tak czuła się z siostrą bardzo mocno związana. Przecież Ringo od samego początku pragnie stać się Momoką, zastąpić ją, chociaż nigdy jej nie poznała, ma nadzieję, że w ten sposób uda jej się spełnić oczekiwania rodziców i odbudować rodzinę. Więc tak, pewnie czuła odpowiedzialność za czyny siostry, no i tak chciała zrobić dokładnie wszystko to, co ona niegdyś. Później to się zmienia, głównie za sprawą Sho i Himari, ale tak czy inaczej, przypuszczam, że dzięki Momoce poczuła „ducha sprawy”. No i chciała ocalić Takakurów, to inna rzecz. I fakt faktem, że nie mam pojęcia, co bym czuła na jej miejscu, ale wydaje mi się, że jednak zawsze lepiej pamiętać. To trochę tak, jakby została oszukana przez los, ona i Himari tak samo. Ale największy wpływ miała cała sytuacja na Ringo. Swoją drogą, ciekawe, co dokładnie pamiętała… Pamiętnik, siostrę, Tabukiego? Czy to, co zrobiła i konsekwencje tego czynu, zupełnie zmieniło jej system wartości, wszystko, w co wierzyła? Chociaż wolę myśleć, że jednak gdzieś w głębi serca obie pamiętają…
Oj tak, wspomniana przez Ciebie scena z Tabukim była naprawdę dziwna. kliknij: ukryte Szczerze mówiąc, ja nadal nie łapię, jakim cudem ona w końcu przeżyła? Nie wiem, może tępa jestem, ale ten aspekt zupełnie mi umknął…
Zwróciłaś uwagę na scenę z samej końcówki, kliknij: ukryte w której widać Sho i Kanbę kilka lat młodszych, może siedmioletnich, przechodzących obok ich starego domu, teraz należącego do Himari? Jak ją interpretujesz? Swoją drogą, to przykre, że tak pięknie ozdobiony przez nich domek wrócił do poprzedniej, szarej formy…
Re: Wsiadłam do ekspresu, nie przypuszczając, że aż do Nibylandii porwie mnie...
Wracając do pamiętania – myślę, że jednak coś w nich ze wspomnień zostało, inaczej czemu Himari płakałaby nad karteczką od braci, tą która była schowana w pluszaku? Bo w rzeczywistości tak to nie działa, tracąc pamięć traci się i uczucia do bliskich wcześniej osób (słyszałam o takim przypadku z drugiej ręki). No i gdyby miały wszystko zapomnieć, całe to dorastanie diabli by wzięli…
A co do Ringo – ona chciała stać się drugą Momoką, jednak żywą Momoką – wypełnić to, czego tamta nie zdołała. To, że ostatecznie wkroczyła na tą samą ścieżkę samopoświęcenia spowodowane było już jej własnymi uczuciami. Gdy tak o tym piszę, coraz bardziej mam za złe zakończeniu, że one obie straciły pamięć. To rzeczywiście nie fair…
A we wspomnianej scenie z Tabukim niestety ja też nie wiem, jakim cudem ona przeżyła…ale że od początku niemal żyła życiem pożyczonym od kapelusza, to może nie mogła zginąć?
Przepraszam, poszłam na łatwiznę i ukryłam cały komentarz;)
Triple H.
Zaczęłam oglądać i szok,tak dobrego anime nie widziałam już dawno.
Podobało mi się wszystko.Począwszy od postaci na kresce kończąc.
Fabuła przypominała mi trochę Durararę!!!.W obu tych produkcjach występowały takie niewyjaśnione wątki,a z biegiem akcji twórcy odsłaniali karty i powalali widza dziwnymi rozwiązaniami,ba,w niektórych momentach byłam totalnie skołowana,co?! kliknij: ukryte ta ruda dziewczyna (z pingwinem Esmeraldą) jest siostrą Kanby??! no way!
Ktoś już napisał,że Mawaru Penguindrum aż kipi od symboli i ukrytych znaczeń.Czy można je wszystkie wyłapać? Oj to może być trudne.
Podobało mi się,że twórcy wykorzystali motyw kliknij: ukryte zespołu,który chciały stworzyć Himari,Hibari i Hikari.Pomimo,że w anime zespół nazywał się Double H to w endingach możemy zobaczyć Triple H z Himari.Miłe.
O dziwo nie przeszkadzał mi lukier wylewający się z ekranu.Nadawał Mawaru taki wyjątkowy klimat.
No i zakończenie.Do ostatniej chwili wierzyłam,że kliknij: ukryte bracia pokonają unmei,ale niestety.
Jak Kanba niósł na rękach Himari to myślę uradowana‑tak,happy end,ale nagle chłopak zaczyna się kruszyć i znika jak pył.Aż mi serce ścisnęło.
A końcowa scena.Himari nie pamięta,że kiedykolwiek istniał ktoś taki jak Kanba czy Shoma i odczytuje ich wiadomość ukrytą w misiu i zaczyna płakać.Łzy same jej płyną po policzkach,a ta nie wie dlaczego…smutne i przygnębiające.No i piękne było jak w tym samym momencie mali Kanba i Shoma przechodzą obok „swego” domu,a za nimi człapią pingwiny.Raczej nigdy nie zapomnę tej sceny.
Polecam każdemu.
Ode mnie 10.
Piękna jest piosenka z któregoś endingu – Hairo No Suiyoubi.
A słowa…ech.
Re: Triple H.
Wiem,wiem,każdy ma inny gust,a recenzant o tyle ma utrudnione działanie,bo musi jednak być zarazem obiektywny,ale i musi wyrazić swoją indywidualną opinię.
Tak,doskonale to rozumiem,ale i tak nie mogę patrzeć na tą 8.
Moim zdaniem zakończenie anime było idealne,bo co niby miało się stać? To wszystko miało być snem któregoś z braci? A może kliknij: ukryte Himari powinna po prostu umrzeć?Twórcy pokazali,że od przeznaczenia nie da się uciec,a za grzechy prędzej czy później będzie trzeba zapłacić.
Tak więc nie zgadzam się z oceną.
Ale to nic osobistego,
po prostu ja też lubię sobie czasem pomarudzić.
Ave!
Re: Triple H.
Re: Triple H.
Nie da się uciec? Z zapłatą za grzechy się zgodzę, z drugą częścią nie. kliknij: ukryte Przeznaczeniem Himari było umrzeć. Nie umarła, wniosek prosty – z przeznaczeniem można walczyć, nawet trzeba! To samo zresztą nie raz i nie dwa zrobiła Momoka.
Rozczerowanie.
Porzuciłem oglądanie po 7 lub 8 odcinku. Być może kiedyś dokończę to anime. Jak narazie jednak seria mnie zmęczyła swoim brakiem dojrzałości. Potencjał gdzieś w serii jest, niestety został polukrowany przeciętną kreską(gdzie te czasy, kiedy nie bano się z nią eksperymentować…), cliche postaciami(mówię o braciszkach) i w.w rozwiązaniami rodem z tanich animków dla trzynastolatków.
Tak, wiem że to kontrowersyjna opinia. Nic nie poradzę, że się rozczarowałem. To jednak nie jest klasa Uteny(przymnajmniej patrząc po tym, co widziałem).
Taka refleksja: Hideaki Anno i Kuniko Ikuhara tworzyli zdecydowanie lepsze animce, gdy inspiracje czerpali od siebie nawzajem, a nie mainstreamowych badziewiaków.
Re: Rozczerowanie.
Re: Rozczerowanie.
Tym bardziej, że MP jest mieszaniną motywów i gatunków, które raz przenikają się bardziej zgrabnie i płynnie, innym mniej, jednak patrząc na to całościowo – z perspektywy obejrzanych wszystkich odcinków – wyraźnie widać spójność i przeprowadzony od początku do końca, niezwykle ciekawy koncept.
Re: Rozczerowanie.
Re: Rozczerowanie.
Re: Rozczarowanie.
Przykładowo – w shoujo często występują stereotypowe postacie. W Utenie tego nie było.
Zostały wykorzystane ogólne założenia, niekoniecznie estetyka.
Re: Rozczarowanie.
Re: Rozczarowanie.
Swoją drogą – twój post skusił mnie, by (jako, że nie mam zamiaru wracać nigdy do tej serii) przeczytać streszczenia przyszłych odcinków na Wiki. Powiem jedno: cieszę się tym bardziej, że w ostatniej chwili uratowałem się od pingwinów.
Chyba się starzeje, bo co raz surowszy się tobie wobec oglądanych pozycji. No ale cóż, porównuje z najlepszymi :)
Re: Rozczerowanie.
Popieram Twoją decyzję.Bo lepiej porzucić,niż pod koniec złorzeczyć i wystawiać ocenę 1.
Ale mi się seria podobała.
Zakochałam się i już jest na liście ulubionych.
Pozdrawiam.
rodzina ponad wszystko!
P.S. seria do obejrzenia co najmniej kilka razy aby można było wyłapać wszystkie „smaczki”. Większość dialogów czy odwzorowania graficzne mają tu znaczenie. Ilość aluzji, symboli i odwołań do sztuki, malarstwa, literatury, mitów przytłacza. Symbolika w nazwach imion bohaterów kliknij: ukryte (np imię Kanby zawiera kanji, które występuje także w słowie czapka czy raczej welon ślubny Himari i jest pośrednią odpowiedzią na pytanie czyją jest ona panną młodą, że nie wspomnę o samej Ringo, której imię oznacza po prostu jabłko) czy nawet w ujęciach kąta padania światła, wszechobecnych kręgach (koło przeznaczenia)czy liniach prostych (wyrwanie się z kręgu przeznaczenia). Nawet zdjęcie z wyprawy na Antarktydę stojące na biurku lekarza Himari odwołuje się do autentycznych wydarzeń i filmu fabularnego powstałego na ich kanwie. Książka, którą szuka Himari w Bibliotece „Super żaba ratuje Tokyo” to książka japońskiego pisarza Murakamiego, której akcja zawiera odwołania do przyszłych wydarzeń anime, stąd taka silna symbolika żaby i jej wszechobecność zaraz obok jabłka. Sama biblioteka i jej nazwa to także odwołania do literatury. Malowanie portretu i rozmowa Masako z Kanbą posiada także ukryte dno. Widzimy także oczywiste aluzje do ataku w japońskim metrze, które miały miejsce w 1995 r. i do trzęsienia ziemi, które nastąpiło bodajże także w tym roku. I najważniejsze:cała seria to jakby hołd oddany wybitnemu japońskiemu pisarzowi Kenji Miyazawa i wariacja na temat jego dzieła Night on the Galactic Railroad (pociągi, pociągi i jeszcze raz pociągi), które zawiera odpowiedź na pytanie nurtującą niektórych widzów dotyczących jego zakończenia. Sam dobór pingwinów nie jest tu także przypadkowy.I można by tak wymieniać i pisać, pisać i pisać :)).
Seizon Senryaku.
Na pewno na długo zapamiętam to anime. Polecam serdecznie. :3
Pingwini raj
Nastolatkowi żyjący bez rodziców są w anime naprawdę częstymi przypadkami. Najczęściej brak rodziców znaczy również brak fabuły, brak smaku i pełnię staniczków i majtoszków. Pragnę podziękować twórcom za to, że „Mawaru Penguindrum’’ ani na chwilkę nie było podobne do takich serii.
Rodzeństwo Takakurów zapadanie mi w pamięci jako zbiór naprawdę fajnych, nie denerwujących postaci. Każdy był inny i niepowtarzalny. Kamba, Sho i Himari ciągle błądzili i niechcący ranili się wzajemnie. Właśnie te działania, a także wybryki Ringo, rozżalenie Tabukiego i Yuri czy miłość Masako, były dla mnie wariacją na temat szukania szczęścia dla siebie i najbliższych. Oczywiście nie zawsze było to prawidłowe i nie zawsze od razu prowadziło do zamierzonych celów, jednak powodowało, że do wszystkich dało się czuć pewną sympatię.
Jedynym przeszkadzającym mi osobnikiem był różowy Santoshi i jego biały płaszczyk. W zasadzie nie chodzi mi o jego wygląd tylko o zachowanie, które z każdym odcinkiem stawało się coraz bardziej paskudne. Już dawno nie spotkałam ‘głównego, złego bohatera’, który doprowadziłby mnie do takiej irytacji.
Wszechobecne pingwiny często rozluźniały atmosferę i to może dzięki nim nie wyszło tak dramatycznie. Cała czwórka była czasem tak zabawna, że nawet podczas najbardziej poważnego momentu musiałam się uśmiechnąć. To były takie wesołe kluski z naprawdę niecodziennymi pomysłami.
Muszę dodać, że seria ta była pięknym dowodem, że nieuleczalnie chora nie oznacza upośledzona psychicznie.
Muzyka była według mnie naprawdę przyjemna i ładna. Bardzo rzadko słyszę openingi, których praktycznie nigdy nie chce mi się przewijać, a i wśród endingów można było znaleźć coś dla siebie. O grafice już nie mogę powiedzieć tyle dobrego, bo chociaż niektóre sceny były bardzo oryginalne, sam poziom wykonania odcinków był bardzo nierówny. Jeden z nich był na tyle brzydki, że w pewnym momencie nie byłam pewna czy nie pomyliłam tytułów.
Na początku było dość sielankowo, potem coraz bardziej dramatycznie. Nie powiem jednak, żeby przeszkadzało to mocno w oglądaniu. W końcu już pierwszy odcinek świadczył wyraźnie o tym, że seria będzie skłaniać się bliżej smutnego zakończenia. Nie podejrzewam, że byłabym tak oczarowana gdyby okazało się ono w pełni szczęśliwe. I choć było mi troszkę smutno, jestem w pełni usatysfakcjonowana.
‘Mawaru Penguindrum’ jest dla mnie serią naprawdę wyjątkową. Wszystko tam przeplata się i łączy, a na samym końcu pozostają pytania, na które może i została udzielona odpowiedź, ale nikt nie powiedział wprost czy ta o jakiej myśli widz jest prawidłowa. I to właśnie chyba ten fakt uznałam za tak czarujący, że nawet nie starałam się śledzić nieścisłości (?) i poszukiwać jakichkolwiek błędów (?).
Puzzle
Najbardziej obawiałam się zakończenia. Z pewnością nie tak go sobie wyobrażałam, a i tak czuję się usatysfakcjonowana – było takie, jakie być miało i tyle.
Jak dla mnie jedyne anime z tego roku, które w pełni zasługuje na ocenę 10/10 – za wszystko, ale chyba przede wszystkim za innowacyjność i to niecierpliwe wyczekiwanie „co będzie dalej”.
Normalnie tak mnie zatkał/zachwycił, że aż nie chce mi się więcej pisać :D 10/10 jak dla mnie, + ulubione anime ex aequo z Eureką 7.
DESTINY!
Deus ex machina! czyli top 5 anime 2011.
nie przewidujcie niczego. nie oczekujcie niczego. rozkoszujcie się absurdem, eskapizmem, pingwinami.
to, że to teraz czytasz, to przeznaczenie.
Kurukuru mawaru
Naprawdę świetnie...
Faktycznie widać, że to Ikuhara zajmował się reżyserią obydwu serii. Widać to po samych openingach obu serii.
Co do samego Mawaru – pierwszy odcinek na początku mnie znudził, jednak akcja szybko się rozkręciła i drugi odcinek pochłonąłem z ogromnym zaangażowaniem.
Świetna kreska, pokręcony klimat któremu najbliżej do połączenia Uteny z FLCL..
No i niespodzianka – naprawdę cudowny ending! Dear Future tak pod względem graficznym, jak i (zwłaszcza!) muzycznym pozytywnie zaskakuje, jako że raczej nauczony doświadczeniem nie nastawiam się na nic więcej, niż mniej rób bardziej drażniącą j‑popową papkę.
Jestem dopiero po 3 odcinku. Mam nadzieję, że twórcy nie powinie się noga, bo na razie MP to prawdziwy hit.
Twórcy...
kliknij: ukryte FABULOUS MAXa
Miło
kliknij: ukryte Ot, taka zakochana w starszym facecie dziewczynka…Potem dochodzą jej skłonności prześladowcze i dziennik podający przyszłość. Już coś jest nie halo. No to dodajmy jeszcze chęć bycia swoją zmarłą siostrą dla wskrzeszenia rodziny. Oczywiście owa siostra była bardzo blisko ze wspomnianym już mężczyzną. Zaczyna się układać logicznie? To teraz zniszczymy dziennik! Oczywiście przez tajemniczą postać! I znowu mamy jeden wielki chaos.
Jestem urzeczona. Z pewnością tytuł należy do wyjątkowych i wraz z (również wychodzącym w tym sezonie) Usagi Drop będzie należał do czołówki z tego roku. Ogólnie ten sezon taki zły nie jest- są jak zwykle wielkie faile (typu Blood‑C), tytuły przeciętne (Mayo Chiki), dobre (Natsume, No.6 czy Kamisama Dolls) jak i te dwie prawdziwe perełki. Na szczęście zresztą Mawaru ma posiadać 24 epki, co niesie spore nadzieje na porządne rozwinięcie fabuły i jej zakończenie^^
Bardzo dobre
Mawaru Penguindrum kojarzy mi się Fooly Cooly. Oczywiście sporo jest anime, które się tak kojarzy, ale bardzo niewielka liczba jest udana. Tajemniczość, klimat, fabuła, lekkie zakręcenie i wiele różnych wątków, jednak sklejających się w jedną całość i bardzo jasno przedstawiona akcja. Wszystko w doskonałej (moim zdaniem) oprawie muzycznej i graficznej.
Piszę przed zakończeniem serii, bo może jest jakaś liczba osób, które nie mają co robić pod koniec studenckich wakacji, a rozczarowani Blood‑C, No. 6 i innymi kiepskimi produkcjami boją się spróbować czegoś jeszcze.
W każdym razie polecam wszystkim, którzy polubili Fooly Cooly i uważali, że 6 odcinków rycia bani to mało.
Re: Bardzo dobre
Swoją drogą co może być takiego w pamiętniku dziecka z podstawówki??;P
A dodając ending trafił na liste moich ulubionych utworów.Ost jak do tej pory całkiem przyjemnie komponuje się z wydarzeniami na ekranie ,ciesząc ucho spokojnym bądź bardziej rytmicznym kawałkiem.
Niesamowite!
Oryginalne wątki poboczne oraz liczne niewiadome to dla mnie najpiękniejsza melodia. Co oznaczał pocaunek z pierwszego epizodu? Czy trójka bohaterów jest rzeczywiście rodzeństwem? Itd. Tak długo, jak widzowie będą miec powody do spekulacji, a akcja będzie wybierać trudno przewidywalny tor, to siedmiodniowa separacja między kolejnym epizodem będzie otoczona tęsknotą, nienasyceniem.