Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Zapraszamy na Discord!

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

6/10
postaci: 6/10 grafika: 6/10
fabuła: 6/10 muzyka: 7/10

Ocena redakcji

5/10
Głosów: 3 Zobacz jak ocenili
Średnia: 5,00

Ocena czytelników

6/10
Głosów: 143
Średnia: 6,18
σ=2,11

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Piotrek)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

R-15

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2011
Czas trwania: 12×24 min
Tytuły powiązane:
Gatunki: Komedia, Romans
Postaci: Artyści, Uczniowie/studenci; Pierwowzór: Powieść/opowiadanie; Miejsce: Japonia; Czas: Współczesność; Inne: Ecchi, Harem
zrzutka

Jeśli twoim talentem jest pisanie opowiadań pornograficznych, a koleżanki uważają cię za nieuleczalnego zboczeńca, to nic straconego. Wciąż możesz uratować świat, a przynajmniej kilka zbłąkanych niewieścich dusz.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Podobno talent to błogosławieństwo, które należy pielęgnować. Istnieją jednak nietypowe i średnio potrzebne zdolności zbliżone bardziej do klątwy. Taketo Akutagawa jest nastolatkiem, którego natura obdarowała talentem wątpliwej wartości. Otóż nie jest genialnym informatykiem, budowlańcem czy kucharzem. Nieborak ma pecha mieć potencjał na zdolnego pisarza. Co więcej – pornopisarza. Jego zdolności już w gimnazjum były przedmiotem drwin i szykan, tym bardziej więc cieszył się na myśl, że po zakończeniu tego etapu nauki trafi do elitarnej szkoły średniej Hirameki – gdzie przyjmowani są jedynie geniusze w swoich dziedzinach. Jednak i tam jego erotyczne dzieła nie znajdują poklasku, a wręcz przeciwnie – wspiera go jedynie genialny matematyk­‑gej. Czy Taketo uda się znaleźć zrozumienie wśród koleżanek i swoim pornopisarstwem zrewolucjonizować świat?

Anime ecchi nie miały szczęścia do drugiej połowy pierwszej dekady dwudziestego pierwszego wieku. Japończykom albo skończyła się kreatywność w materii humoru sprośnego, albo – co bardziej prawdopodobne – zmieniły się oczekiwania rynku (czyt. zaczęły się sprzedawać bardziej patologiczne zboczenia). Dogłębną analizę przyczyn tego stanu rzeczy pozostawmy marketingowcom, psychologom i socjologom. Skupmy się na skutkach – a jest nimi odejście od wesołych, rubasznych i często pomysłowych komedii z dużą dawką fanserwisu na rzecz coraz większego bombardowania widza narysowanymi dziewczynkami, siostrzyczkami, mamusiami (wyglądającymi czasem młodziej od siostrzyczek) i (o zgrozo!) gejami oraz transwestytami z przerostem libido. Owszem, są wyjątki potwierdzające regułę, ale próżno wśród nich szukać hitów na miarę Onegai Teacher, Chobits czy Golden Boya. Pewne światełko w tunelu dał początek drugiej dekady, kiedy światło dzienne ujrzało udane Seitokai Yakuindomo, pomysłowe 30­‑Sai no Hoken Taiiku oraz przesycone humorem klozetowym, kontrowersyjne, ale starające się wnieść trochę świeżości do gatunku, Hen Zemi.

Pewnie niejedni z was, zwłaszcza ci, których znajomość anime ecchi kończy się mniej więcej na 2008 roku, zapytają, po jaki grzyb wymądrzam się niczym jakiś ero­‑mistrz. Już śpieszę wyjaśniać. Otóż zabierając się za seans R­‑15, miałem wobec tego tytułu spore oczekiwania. Zwłaszcza że pomysł miał spory potencjał i można było z tego anime zrobić jeśli nie hit, to całkiem dobrą serię rozrywkową spod szyldu humoru sprośnego w starym stylu. Pokrewną ideę wykorzystali scenarzyści leciwego ecchi o wiele mówiącym tytule Junk Boy, z tą różnicą, że główny bohater był tam dorosły i parał się dziennikarstwem, a dokładniej pracował w świerszczyku. Ideę przemyślano całkiem nieźle i gdyby poprawić warstwę komediową (sporo gagów było powtarzalnych) oraz obyczajową (główny bohater niczym Kintaro Oe z Golden Boya prostował kobietom psychikę) Junk Boy wykorzystałby cały swój potencjał. Tak się jednak nie stało i wylądował w worku „niezłe, ale to jednak nie to”. Podobne obawy miałem w kwestii R­‑15, którego główny bohater nasuwał mi skojarzenia z młodszym Ryouheiem ze wspomnianego tytułu. Czy słusznie?

Zacznijmy od fabuły, która wprawdzie w ecchi nie jest konieczna do szczęścia, ale jeśli już jest, to potrafi wyróżnić dane anime z morza tytułów cyckowo­‑majtczanych. R­‑15 jest adaptacją light novel o tym samym tytule: nie czytałem jej, ale nie trzeba wróżbity Macieja, by domyślić się, że to kolejne taśmowo produkowane czytadło. Fabuła jednak nie do końca powiela milion razy widziane schematy z haremówek. Owszem, twórcy po raz Bóg Wie Który powtarzają epizody kąpielowe, damskokiblowe i wprowadzające nowe haremetki (oraz haremetka), ale się starają też zmieścić wątły, ale jednak, wątek obyczajowy. Jak już wspomniałem wcześniej, główny bohater swoją pornotwórczością stara się zmienić świat, ponieważ działa ona na podstawowe ludzkie instynkty. Okazuje się, że za pomocą słowa pisanego może też wpłynąć na psychikę dziewczęcia i sprawić, że problemy znikną jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki (bez skojarzeń). Jednak Taketo Akutagawie do Kintaro Oe pod względem kreatywności naprostowywania kobietom psychiki daleko jak stąd do Chin. A szkoda, bo oznacza to, że potencjał został w dużej mierze zmarnowany. No, ale nie samą fabułą ecchi się broni, ale przede wszystkim warstwą rozrywkowo­‑komediową. Gagi są, owszem, całkiem niezłe (np. parodia Neon Genesis Evangelion), poziom sprośności niezły, a niektóre sceny przypominały te ze starych dobrych czasów, kiedy działało się perwersyjną kreatywnością na wyobraźnię widza, a nie wsadzało się 19 siostrzyczek „i cześć”. Niestety część tych gagów jest mocno powtarzalna, a oglądanie po raz n­‑ty geja, który podnieca się po niedwuznacznych wypowiedziach Taketo i jest gaszony poleceniem wyrecytowania liczby pi, było najzwyczajniej w świecie nudne. Powiem szczerze, jakby twórcy skrócili serię o parę odcinków (co było niemożliwe, chyba że w formie OAV) albo postarali się o większą kreatywność, R­‑15 miałoby szansę w dużej mierze nadrobić braki fabuły. Warto też dodać, że sporo jest tu fanserwisu yaoi i yuri, który nie wydaje się jednak ani dobry, ani śmieszny. Sam motyw szkoły geniuszy to niezły materiał na zwariowane gagi (wyobraźcie sobie genialnego polityka, żołnierza czy terrorystę), ale niestety został wykorzystany dość przeciętnie.

Bardzo pozytywnie zaskoczył mnie fakt, że scenarzyści nie postanowili „dla kasy” upchnąć w serii żadnych motywów pokroju lolikonu czy kazirodztwa. Przewijałem niektóre odcinki po kilka razy, kupiłem okulary, a nawet teleskop. Żadnego efektu. Fanserwis utrzymuje się na przyzwoitym jak na współczesne ecchi poziomie. Owszem, sporo jest golizny, scen majtczano­‑stanikowych i fetyszy, które niejednemu nastolatkowi spędzają sen z powiek (acz dla niektórych, zwłaszcza japońskich, może być to za mało). Skrajni otaku (70% japońskich nastolatków nie ma dziewczyny) normalnieją? Prawo gubernatora Ishihary odnosi skutek? A może po prostu twórcy to altruiści i postanowili nie zarobić na tej rosnącej grupie społecznej? Albo znaleźli bardziej dochodową grupę? Prawda jest gdzieś tam, jak mawiał Mulder z Archiwum X, dla europejskiego odbiorcy przedstawione przeze mnie fakty oznaczają jedno – R­‑15 dużo lepiej się ogląda.

Skoncentrujmy się na postaciach. Muszę przyznać, że ciekawiło mnie bardzo, jak twórcy poradzą sobie z wdzięcznym typem bohatera, jakim jest pornopisarz, tym bardziej że sam w wieku licealnym pisałem (nazwijmy to) erotyki. Taketo Akutagawa wypada całkiem nieźle. Jest świadomy, że jego dar to bardziej klątwa niż błogosławieństwo, ale mimo to nie rezygnuje z młodzieńczych ambicji, jakkolwiek nierealne one by nie były, i co najważniejsze – rozwija posiadany talent i szuka nowych inspiracji (najczęściej w postaci majtek i staników koleżanek). Jego wybujała fantazja i niespełnione marzenia są całkiem niezłe, chociaż obawiam się, że współcześni nastolatkowie mają dużo bardziej… hardkorowe myśli na temat koleżanek, a twórczość Akutagawy odbiorą jako bardzo grzeczną. Nie powinni być zawiedzeni ci, którzy lubią mniej lub bardziej subtelne sprośne scenki, historyjki i skojarzenia. Tych, w postaci scen z pornoopowieści, jest całkiem sporo. Szkoda trochę tylko, że z Akutagawy zrobiono nieśmiałego, fajtłapowatego i wiecznie puszczającego krew z nosa Typowego Japońskiego Nastolatka, acz nie jest to akurat w tym przypadku jakaś wielka i dyskwalifikująca wada, ponieważ większość nastolatków zachowuje brudne myśli dla siebie.

A jak wypadają haremetki i rodzynek? Cóż, w tym przypadku zafundowano nam standardowy Zestaw Haremowy w postaci tsundere, moebloba, uke i stada mniej i bardziej kawaii panienek będących naukowcami, gwiazdkami popu, czirliderkami, menedżerkami i Bóg Jeden Wie Czym Jeszcze (w końcu Szkoła Geniuszy). Spośród tej plejady niewiast na pierwszy plan wysuwają się cztery. Genialna Fotograf Raika Meiki to typowa tsundere i bliska współpracownica Akutagawy ze szkolnego kółka dziennikarskiego. Co tam robi, łatwo się domyślić. Jej pasją jest robienie zdjęć eksponujących brzydotę w różnych formach, a że uważa swojego kolegę za obrzydliwego zboczeńca, często na niego czai się z aparatem. Utae Sonokoe to z kolei Genialna Pop Idolka z wianuszkiem fanów. Ona sama jest z kolei fanką… pornotwórczości protagonisty i – co nietrudno zgadnąć – podkochuje się w nim. Jej rywalką (choć niepodejmującą żadnych aktywnych działań) jest Genialna Klarnecistka Fukune Narukara. Jej rola początkowo sprowadza się do bycia typowym moeblobem – jest słodka, bezbronna, mało mówi, gra cały czas ten sam motyw, jest wcieleniem niewinności i po cichu podkochuje się w Akutagawie. Pod koniec serii staje się znacznie bardziej ciekawą postacią i chociaż osobiście nie przepadam za moeblobami, Fukune dużo zyskała w moich oczach. Jako że panie mają pierwszeństwo, na koniec pozostawiłem rodzynka. Ritsu Enschuu to przyjaciel Akutagawy i genialny matematyk, który żywi – nazwijmy to ciepłe uczucia do protagonisty. Towarzyszy mu niemal cały czas i (bez skojarzeń) wspiera go w trudnych chwilach.

No i dochodzimy do oprawy graficznej, która jest całkiem przyjemna dla oka. Animacja stoi na przyzwoitym poziomie, aczkolwiek, podobnie jak w większości serii telewizyjnych, da się zauważyć uproszczenia i oszczędności. Projekty postaci są niezłe, ale nie wybijają się zbytnio z tłumu. Na szczególną uwagę zasługuje cenzura, objawiająca się pod postacią Blasku Światłości, który chroni nasze niewinne oczy przed skalaniem. OK, ja rozumiem wymogi, ale kiedyś Japończycy w kwestii cenzury potrafili być dużo bardziej kreatywni. Już nie mówię o Symbolach Męskości, jakie pojawiły się w Alice, ale chociaż słonikach, krówkach, pszczółkach czy owocach. Chyba że już nawet cenzury kreatywnej zabronili, wtedy zwracam honor. Głosy postaciom podkładają głównie debiutantki, a co ciekawe, większość z nich śpiewa w openingu i endingu, notabene całkiem nieźle.

Oceniając R­‑15 miałem mieszane uczucia. Z jednej strony ta seria miała mocne punkty i żywiłem co do niej duże nadzieje, zwłaszcza że za produkcję wzięło się studio znane z takich kultowych komedii doprawionych fanserwisem, jak Oh! My Goddess, Photon czy Tenchi Muyo!. Z drugiej AIC miało też słabsze okresy, czego dowodem jest choćby Girls Bravo. R­‑15 zmarnowało dużą część swojego potencjału, ale obroniło się na tyle dobrze, że jestem w stanie wystawić solidną szóstkę. Seans odradzam fanom bardziej odmiennie kulturowego fanserwisu, takiego jak rozochocone, narysowane (i fikcyjne!) niebiologiczne i biologiczne mamusie, siostrzyczki oraz inne dziewczynki. Amatorzy transwestytów również się rozczarują. Polecam natomiast miłośnikom sprośnych komedii w starym stylu: może się nie zachwycą, ale nie powinni być szczególnie zawiedzeni.

Szaman Fetyszy, 4 grudnia 2011

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: AIC (Anime International Company)
Autor: Hiroyuki Fushimi, Takuya Fujima
Projekt: Mariko Fujita, Masako Matsumoto
Reżyser: Munenori Nawa
Scenariusz: Yoshito Nishouji
Muzyka: Yuuichi Nonaka