x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Powtórka z rozrywki
To wszystko już było.
Pomysł wtórny, bohaterowie niczym się nie wyróżniają spośród innych im podobnych, bardzo szybko ich sylwetki ulatniają się z pamięci.
Fabuła raczej z tych nudnych, jest przewidywalnie, choć nie można powiedzieć, że akcji brak. Są walki, jakieś dylematy…
Projekty potworków są… Śmieszne wręcz.
Niczym mnie ta seria nie zachwyciła, taki tam średniak science fiction. Obejrzeć można, ale nie oczekiwać zbyt wiele.
Przyjemny seans
Grafika trzyma poziom i piosenka na zakończenie wpada w ucho.
Nie daje się takich spoilerów na początku recenzji. Zaczynałbyś recenzję „Gwiezdnych Wojen” od mówienia, że Darth Vader jest ojcem Luke'a? Zaczynałbyś recenzję „Obywatela Kane'a” od „To były jego sanki”?
Cały drugi akapit – przepraszam bardzo, ale to naprawdę niesprawiedliwe traktowanie postaci. Ocenianie ich w całości po ich mocach to błąd jaki popełnia wielu, a przecież nie to decyduje, czy bohaterowie są ciekawi. Poświęcanie całego akapitu na gadanie o mocach a potem podsumowanie osobowości całej obsady w dwóch zdaniach to moim zdaniem jakiś żart.
Po drugie, cały ten system porównań jest mocno naciągany, zwłaszcza porównanie Kiri z Banshee, kiedy ich moce nie mogłyby być bardziej różne, jest wybiórczy bo jest cała góra postaci, które mają podobne moce i nic nie czyni X‑Men w tej strefie wyjątkowymi – oni nie mają licencji na regenrację czy telekinezę, zdolności znane w fikcji dłużej niż oni – i ignoruje prawdziwe źródła inspiracji postaci, które czerpią dużo z Tokusatsu.
No nie wiem, niech no pomyślę… TAK! TAK! TAK! TO był akurat jeden z lepszych plot twistów w serii a ty wymachujesz nim na prawo i lewo. Nikt ci nie każe lubić tego anime, ale takich rzeczy się zwyczajnie nie robi – możesz przekonywać by tytuły nie oglądać, ale nie możesz celowo psuć zabawy z oglądania w taki paskudny sposób i to jeszcze z uśmieszkiem na ustach.
Co? Cała historia porusza wcale nie tak lekkie tematy – transhumanizm, znaczenie emocji w zyciu, odejście od natury, nietoleracjia, życie z poczuciem winy, to nie są wcale lekkie rzeczy. Ciężkich scen też tutaj znalazłem sporo,. I zanim użyjesz jakiegoś popularnego zwrotu, sprawdź co on oznacza, bo poprawność polityczna pasuje tu jak pieść do nosa.
I za starych czasów to w ogóle, ludzie byli lepsi, trawa była bardziej zielona a Studio BONES robiło same oryginalne tytuły, których nikt nigdy nie śmiał porównywać z innymi, jak RahXephon, Darker Than BLACK czy X'amd…Chwila moment.
Podstawowy mój problem z tą recenzją – cały problem autora sprowadza się do tego, że tytuł nie jest oryginalny. Autor widział już gdzieś te motywy i to dla niego wystarczający powód by przekreślić tytuł, nie zagłębiając się ani w prawdziwe źródła – tytuł czerpie dużo ze starych anime z lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych oraz z Tokusatsu – ignoruje, gdzie tytuł jest oryginalny, jak w odwróceniu typowego schematu Tokusatsu i zupełnie olewa prawdziwe motywy przewodnie – tytuł porusza tematy których w X‑Men próżno szukać. Autor skupił się na smaczkach, na tym co rzucało się w oczy i nie zagłębiał się dalej. A przez to krzywdzi anime. Oryginalność sama w sobie nie może być jedynym wyznacznikiem jakości, a już szczególnie nie oryginalność w pojęciu opartym o ignorancję i powierzchowność. A już na pewno nie do przyjęcia jest rzucanie spoilerami, którego się recenzent dopuszcza.
Co do opinii o całym Bones, to nawet przeredagowałem fragment swojej recenzji, obawiając się, że ktoś zinterpretuje to tak jak Ty i napisałem bardzo dokładnie: przykro mi, że studio Bones już od jakiegoś czasu nie wyprodukowało niczego naprawdę dobrego, bo kiedyś takie produkcje z pewną regularnością wytwarzali. Wytwarzali też sporo tandety, ale to właśnie tych perełek (które zresztą w większości wymieniłeś), mi szkoda, bo od jakiegoś czasu ich nie ma. Ani słowa o tym, że płynęło od nich tylko wino i miód. Zaryzykowali by z czymś odważniejszym, a nie średniak za średniakiem. Wyrażenie „za starych dobrych czasów” połączone z datą 2008 to dość wyraźny żart.
Jestem paskudnie złośliwy, wiem to, ale na postaciach się jakoś szczególnie nie wyżywałem.
Jak i fabule, dałem im 6/10 „niezłe”, dałbym więcej, gdyby nie szwarcharakter. W akapicie z X‑Menami, pisałem nie tylko o ich mocach, ale też w kilku słowach o charakterze. Wymianiając analogie z X‑manów chciałem pokazać, że nie wychodzą poza „złoty standard” i tyle. Może za bardzo się o tym rozpisałem, może nie. Na pewno to drugorzędna kwestia. kliknij: ukryte Banshee, zależnie od nastroju scenarzystów, jest w stanie zrobić głosem dowolną nieprawdopodobną czynność, więc analogia do Kiri wydaje mi się doskonała.Główną uwagę skupia Quon, w którym też nie widzę głębi, coby elaboraty pisać. Głównie w historii jego życia jest trochę smaku, co było napisane, ale trudno bez spoilerów wchodzić w szczegóły. Uznałem, że ich dłuży opis nie wpłynie na zdanie czytających o serialu, bo to shounenowy standard. Często do tego standardu udaje się twórcom dodać coś od siebie (i to podniosłoby ocenę), tutaj tego nie zauważyłem, więc co będę przynudzał. Jak wskazują cytaty wyżej, jakoś przesadnie im tego nie wypominam.
Pasuje idealnie. Tolerancja dla inności, bogactwo w różnorodności, ekologia, „podążaj za głosem serca”, każdy ma szansę na odkupienie… Rzeczy, z którymi wypada się zgadzać. Dla mnie w porządku, ale w innym wykonaniu. Pisałem, że „serial w tym tonie”. Innymi słowy: nie łapie się trzech srok za ogon. Wybraliby jeden i rozwinęli (6 odcinków to niewiele), tak – wszystko o niczym zgodnie z obowiązującą społeczną wrażliwością. Ciężkie sceny? kliknij: ukryte Bohaterowie są dobrzy, wszystko co robią jest słusznie‑słuszne. Obrażenia w walce są nietrwałe, wszystko pozbawione nadmiernej przemocy. To serial akcji, ma budować napięcie, czymś je wywołać trzeba. Fabułą, walkami, bohaterami. Ten serial oglądało mi się przyjemnie (jak pisałem), ale dreszczu żadnego nie było. Lepiej jest w wątkach pobocznych (np. chłopak‑orchidea), co też wspomniałem. Kwestia gustu?
Co do aluzji do „Tokusatsu”. Nie oglądałem, więc nie dostrzegłem. Wierzę Ci, że są ewidentne. Gdybym o tym wiedział, moja recenzja byłaby pełniejsza, ale nikt nie zna wszystkiego. Oglądałem X‑menów. Widzę bardzo wyraźne aluzje. Te pomysły krążą w popkulturze, więc całkiem możliwe, że w rzeczywistości nie były z tego źródła, ale tego nie da się udowodnić. Nie zmienia to faktu, że widz potraktowany zdaniem „X‑men po japońsku”, będzie miał całkiem dobry ogólny obraz tego serialu. O to mi chodziło.
Jako autor oczywiście mam spaczony pogląd, ale patrząc wyłącznie objętością odpowiedniego tekstu, to bardziej tą serię chwaliłem niż ganiłem. Patrząc po ocenie (wiem, powtarzam się) – jest „niezła i warta uwagi, lecz to jeszcze nie to”. Twoja krytyka dotyczy głownie treści, których nie miałem w intencji. Zasadne jest pytanie, czy w takim razie poniosłem porażkę tą intencję oddając. Na razie wydaje mi się, że wyciągnąłeś krytyczne fragmenty mojego tekstu, które Ci się nie spodobały i zignorowałeś resztę, która ten obraz znacząco łagodziła.
O spoilerach.
Wiadomo od pierwszego odcinka, nie widzę problemu. „i/lub” nie determinuje sprawy, tym bardziej, że jest to pisane w analogii do X‑menów, gdzie (co powszechnie wiadomo) pojawiają się raz jedna, raz druga opcja, niekiedy obie naraz.
Co do reszty – masz rację. Mój błąd, poprawię te fragmenty.
Innymi słowy, mylisz się. Poprawność polityczna to nie wciskanie gdzieś konkretnych morałów, to unikanie spychania na margines grup w określony sposób odmiennych, to, że tytuł mówi o tolerancji wcale nie znaczy, że zaraz jest politycznie poprawny. Szczerze mówiąc, sam podejrzewam, że ludzie od politycznej poprawności by się akurat mogli do niego w wielu miejscach przyczepić.
To ty mi teraz wyjaśnij co przez to rozumiesz, bo ja nie widzę niczego, co by zrobił Star Driver a nie zrobił Towa no Quon.
A ja przywołałem te tytuły by pokazać, że stare anime od bones wcale nie są tak oryginalne, jak próbujesz nam i sobie wmówić. RahXephon ma sporo przeciwników, którzy próbują światu wmówić, że jest podróbką Neon Genesis Evangelion, tylko dlatego, że obydwa czerpią z tych samych źródeł. Darker Than BLACK to zwyczajnie wariacja na temat motywu superbohaterów i też nie zrobiło nic wyjątkowo odważnego ani odkrywczego (sam zresztą uważam, że najlepsza w tym tytule jest koncepcja świata a reszta jest średnia) a w fandomie X'amd nikt już nawet nie próbuje protestować jak się mówi, że główna bohaterka jest żywcem skopiowana z tytułowej bohaterki „Nausica From The Valley Of The Wind”.
Akurat na współczesnym rynku takie produkcje jak Heroman, Star Driver czy Towa no Quon są właśnie tymi odważniejszymi, porównaj je sobie z tandetą, z którą przychodzi im konkurować i porównaj, że z tych trzech tylko Star Driver odniósł komercjalny sukces.
O Quonie powiedziałeś najwięcej. O Yuri nie powiedziałeś nic, prócz nazwania jej wojowniczką i ma jędrny tyłek a o Kiri tyle, że się opiekuje babcią – naprawdę wiele się można z tego dowiedzieć o osobowościach bohaterów. O Takao nie powiedziałeś nic prócz jego mocy – jedna z bardziej złożonych postaci w serii a ty nawet go nie nazwałeś z imienia, tylko „teleporter”, co jest krzywdzące dla postaci lekceważące. Do tego porównania które zrobiłeś też są warte funta kłaków – Takao nie tylko ma zupełnie inną osobowość niż Nightcrawler, nawet ich moce działają zupełnie inaczej, podobnie Yuri i Speed mają wspólnego ze sobą tyle co nic, bo mają inną osobowosć i jego zdolności też działają inaczej niż jej. Twoje porównania to niemalże okłamywanie czytelnika – nastawi się po przeczytaniu na postacie podobne do tych, jakie wymieniłeś a dostanie zupełnie co innego.
kliknij: ukryte
Bzdur podwójna, on ma bardzo ograniczone zdolności i nigdy nie widziałem, by używał ich poza oryginalnym przeznaczeniem, a ona może ich używać tylko do dwóch rzeczy, do tego ani jedna z nich nie działa tak, jak jego moce.
Ale przecież można się wgłębić w osobowość postaci bez wymachiwania jej historia na prawo i lewo, wcale nie musisz pisać elaboratów, ale wypadałoby powiedzieć o głównym bohaterze nieco więcej niż sprecyzować go jednym zdaniem.
Po pierwsze, nikt nie każe ci wydłużać nie wiadomo jak, ale wypadałoby przynajmniej coś o nich powiedzieć. Jeśli uważasz ich za shonenowy standard, to dobrze, twoje prawo, ale wypadałoby powiedzieć o nich coś więcej, niż jakie mają moce. Wyjaśnij czemu uważasz ich za shonenowy standard i czemu to ci się nie podoba. Tak jak jest teraz, gdy mówisz
To muszę ci powiedzieć, że niczego nie udowodniłeś. Jeśli uważasz postacie za nieciekawe i kliszowate, to pokaż nam to, choćby w jednym zdaniu powiedz czemu. Ty nie powiedziałeś o nich nic znaczącego.
To, że Kiri opiekuje się babcią nic o niej nie mówi. Jak powiem „jestem bezrobotny” to mówi to, czym się zajmuję, ale nie mówi nic o moim charakterze, ani nawet jak podchodzę do faktu, że jestem bezrobotny. To, że Yuri jest wojowniczką nic nam nie mówi. Kupa postaci w anime jest wojowniczkami – Clare z Claymore, Casca z Berserka, Saber z Fate/Stay Night, główne bohaterki Rayeheart, Rukia z Bleach, Asuka z NGE, Wonder Woman, każda z nich jest wojowniczką i żadna nie jest do drugiej podobna. Zamiast nam pokazać w czym leży problem, poszedłeś na łatwiznę i nakleiłeś postaciom łatki, które niczego nam o nich nie mówią, jakbyś liczył, że czytelnik sam sobie dopowie. To nie musi być dużo. Wracając do powyższego przykładu: Clare pragnie zemsty, Saber szuka odkupienia, Casca jest lojalna Griffithowi a Asuka ma ego jak stodoła. Nie zużyłem dużo miejsca, ale powiedziałem znacznie więcej o postaciach, niż nic nie znaczące „jest wojowniczką”.
kliknij: ukryte
Podejście Quona jest często krytykowane i określane mianem naiwnego, Takao popełnia poważny błąd na koniec, całe wątki poświęcone masakrze, jaką urządził Quon i przygarnięcie Shuna są przedstawiane w raczej szarych barwach, ani Attractors nei są pokazywani jako czyste dobro (chłopiec‑roślina) ani Order jako czyste zło (naukowiec).
Przespałeś tę scenę jak Quonowi ucięli rękę, pochlastali i rozwalili łeb? Nie każdy tytuł musi zaraz być jak Berserk, by być brutalny
Krzywdzącą, bo te tytuły są w gruncie rzeczy o dwóch zupełnie innych rzeczach. W X‑Men motywem przewodnim jest tolerancja, ale w Towa no Quon motywem przewodnim są emocje i to, jakie mają one znaczenie w naszym życiu.
Pokazuje ci, gdzie moim zdaniem popełniłeś błąd, albo byłeś niesprawiedliwy, nie będę cię klepał po plechach za to, że gdzieś byłeś miły. Zresztą, akurat ogólny obraz wyłaniający się z recenzji wcale nie jest złagodzony, pierwsze co przychodzi do głowy to to, że ocena jest zawyżona w stosunku do tego, co napisałeś w tekście. Jeśli chciałeś przedstawić tytuł jako dobry, ale nie zadziwiający, to ci się nie udało, obraz twojej opinii jaki ja wyniosłem z tekstu to taki, że ponieważ tytuł nie jest oryginalny ani nowatorski, to śmieć.
Problem w tym, że wspominając o tym od razu sugerujesz ludziom, że ta druga opcja się pojawi i zarazem psujesz im zabawę z oglądania, bo przez ciebie będą jego pojawienia wyczekiwać i ich tak nie zaskoczy, kiedy do niego dojdzie. A to nie jest coś, co wychodzi w pierwszym odcinku, tylko pod koniec serii. A nawet gdyby to mogło przejść, to kompletnie zepsułeś to dalej, wskazując palcem, że nie tylko ten mutant jest, ale też kim on jest. Jak mówiłem, możesz równie dobrze zacząć recenzję Obywatela Kane'a od krzyczenia „To były jego sanki!”.
Yhy.
- brak tsundere, yandera i haremów
- Lina była słodka jak nie wiem co, ale do moebloba jej daleko
- szkoła to jednie tło
- podtekst yaoi może na czepianego da się znaleźć jedynie w jednym odcinku i to przez sekundę
- zamiast słodkiej młodszej siostry dostaliśmy hardkorową starszą siostrę
- jak na gatunek całkiem przyziemne walki
- bardzo lekki fanserwis
- Ameryka ratuje świat a jedyny Japończyk w serii jest obok Obcego jednym z głównych złych
- żadnych bizonów kliknij: ukryte jedynie co to główny bohater był kopalnią zasady 63 ale mniejsza
Bones odważnie zrealizował w 100% familijną serię prawie w ogóle nie stawiając na elementy pod fujoshi i otaku. Szkoda, że zabrakło im odwagi by pomyśleć że to co się nie sprzedaje w Japonii ma wciąż szansę na Zachodzie.
Efekt jest taki że półki Heroman nie dostanie się do SRW i Bones nie będzie chciało (jak zrobili z Eureką) dokręcić chociażby filmu by mieć co jeszcze do SRW dorzucić, ja nie zobaczę walki Heromana z Villainmanem… >_>
Star Driver również mi się podobał, (chociaż ta seria znacznie bardziej potrzebuje kontynuacji) ale bizonów, szkoły, elementów haremu i podtekstów yaoi miał na pęczki. Efekt – sprzedał się.
Tymczasem, Infinite Stratos któremu, (będąc łagodnym) dałem oceny o 2 oczka mniej, sprzedał się swego czasu lepiej niż Gundam Unicorn.
WHY.jpg
@Gamer2002 Nie widzałem, stąd nie komentowałem. Wylądował na liście do przerobienia.
@616 Będzie trochę nieuporządkowanie, posortowane względem tematów:
O poprawności politycznej: Dobra, masz rację, „asekuracyjny” byłoby bardziej na miejscu.
O postaciach: Nie rozumiem, o co Ci chodzi. W recenzji można nie pisać nic o charakterach postaci i jest to dla mnie całkowicie dopuszczalne, jeśli seria/film nie aspiruje do miana kina psychologicznego. Niech skonam, jeśli ta aspiruje. Mógłbym obdarować każdą z nich zdaniem psychologicznego opisu. Czy byłaby to istotna informacja dla widzów? Nie, informacja, że jest młodzieżowo powinna im wystarczyć, nie obejrzą tego serialu ponieważ dowiedzą się, że Kiri jest opiekuńcza i nieśmiała. Ten serial jest oparty na głównym bohaterze, to on powinien wciągać w akcję charyzmą. Nie robi tego, bo to katarynka „uratuj wszystkich”, ale to inna sprawa. Jak stwierdzasz
W ten sposób lepiej ode mnie podsumowałeś moją opinię o miałkości tego serialu pod tym względem. O wszystkim i o niczym.
Swoimi porównaniami chciałem pokazać, że te postacie to zbiór klisz z innych produkcji. Nie pisałem nigdzie, że są dokładnymi kopiami postaci z X‑mena. Napisałem
i jakby nie patrzeć zdanie to jest prawdziwe. Zarówno Kiri jak i Banshee posiadają moc głosu.
Jeśli dobrze Cię zrozumiałem, to zgadzasz się ze mną, że postacie te do najoryginalniejszych nie należą. Zgadzasz się więc ze mną i krytykujesz mnie za to? Z tego co zrozumiałem uważasz za to, że realizacja jest na tyle dobra, że postacie i dalszej kolejności cała seria zasługują na lepszą ocenę.
A więc:
to tylko część. Nic Ci nie poradzę, że odnosisz takie wrażenie.
Poświęcasz też cały akapit krytyce wcześniejszych seriali studia Bones. Co ma piernik do wiatraka? Słabość (dyskusyjna) wcześniejszych dokonań Bonesów nijak się ma do oceny tego. Ja napisałem, że mimo, że serial ten jest niezły, to jestem zły na studio Bones, więc napisałem dlaczego. Ma to zdecydowanie więcej sensu.
Długi temat. Skoncentrowanie się na mniejszej ilości postaci sprawiło, że nie przeskakiwał po każdej z nich po łepkach. Traktował siebie z poczuciem humoru i dystansem, co uczyniło w nim wątki równie tandetne i zużyte jak główny w Towa no Quon zabawnymi i przyjemnymi w ogladaniu. Mam zresztą wrażenie, że mechy w tamtym serialu były tylko tłem dla warstwy obyczajowej, w której 3 główne postacie i ich relacje ulegały nieustannej ewolucji. Towa no Quon jest serialem 2 razy krótszym, w którym chciano zmieścić 2 razy więcej postaci i 2 razy więcej wątków. Powodzenia. Aczkolwiek osobiście oceniłem go na 7/10, więc wspomniane argumenty dotyczą tej -1/10.
hm.
Zgadzam się z recenzentem w zupełności. Pomimo powielanego schematu udało się coś nie coś wyciągnąć autorom ale nie jest to wystarczające do polecenia komuś tej serii. Fajnie zrobić japońskich x‑menów ale fabuła powinna być tak skonstruowana, że nie myślisz o podobieństwach do pierwowzoru tylko fajnie bawisz się podczas oglądania.
Może skończę pozostałe trzy epizody ale nie obiecuję^^
dobre