Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Forum Kotatsu

Komentarze

Chihayafuru

  • Avatar
    A
    Aoi 15.07.2020 00:55
    Całkiem dobrze się to ogląda. Na relax jak znalazł.
  • Avatar
    A
    Maurenn 21.05.2017 14:06
    Nie rozumiem, dlaczego to jest josei? Z pewnością mogłabym to polecić wielu dziewczynkom z podstawówki…Jest piękne, ciekawe i wzruszające.
    • Avatar
      Easnadh 21.05.2017 22:18
      Ponieważ manga pierwotnie była publikowana w „Be Love”, wydawanym przez Kodanshę magazynie skierowanym do kobiet, nie dziewcząt.
    • Avatar
      Amrod 7.11.2018 20:19
      Jest to Josei ponieważ wychodzi w magazynie z mangami Josei. Tyle.
  • Avatar
    A
    manami 30.12.2014 02:55
    To "coś"
    Nie jestem pewna, czy po obejrzeniu zaledwie jednego odcinka mogę wystawiać jakiekolwiek oceny, ale wiem jedno. Chihayafuru jest wyjątkową pozycją, którą pochłonę jednym tchem. Już po obejrzeniu wspomnianego pierwszego odcinka pokochałam to „coś”. A kiedy skończę oglądać, wtedy napiszę coś więcej.
    • Avatar
      Anonimowa 19.07.2020 00:47
      Re: To "coś"
      Ja też jestem zauroczona Chihayafuru.

      Wczoraj właśnie obejrzałam i dla mnie jest super.

      Poza tym tak ślicznych projektów bohaterów  kliknij: ukryte  dawno nie widziałam.

      Do tego postacie niesztampowe i ludzkie.

      Sama gra w karutę pierwotnie odebrana przeze mnie jako prosta i nudna – (tylko 100 poematów) – a tu wchodzą różne możliwe sposoby gry, a nawet strategie… Super. Z początkowej oceny 7 na początku pierwszej serii – na 9 z gwiazdką przy drugiej połowie odcinków.


      Lubię serie sportowe w których liczy się i talent i ciężka praca i panowanie nad emocjami oraz refleks. Dodatkowo strategie rozgrywania poszczególnych meczy.

      Polecam mimo, że to seria zapewne nie dla każdego.

      Zróżnicowane graficznie i osobowością postacie, oraz ich progres na plus.
  • Avatar
    A
    Atena 12.10.2014 13:19
    Denerwowały mnie dwie rzeczy. Chyba w każdym odcinku ktoś beczy, łzy lecą potokami, scena wydłuża się niemiłosiernie. Człowiek zastanawia się, no cholera, czy to naprawdę powód by płakać, znowu?! Na dłuższą metę to naprawdę irytujące. I jeszcze jedno, jak zauważyła recenzentka – relacje bohaterów, które stanęły w martwym punkcie nie postępując do przodu ani o milimetr. Wielka szkoda, bo to ciekawiło mnie bardziej od karcianych potyczek. Mimo to anime naprawdę udane. Wciągające i pięknie narysowane. Polecam 7/10!
  • Avatar
    A
    muhomorniczy 9.10.2014 12:56
    głupia gra
    Największą wadom tego anime jest głupota tej gry, chodzi wyłącznie o refleks, bo nauczyć się fragmenty jedne i te same 100 poematów na pamieć to banał,Polecam serie o Go, to było coś.
  • Avatar
    A
    Grimmjow 24.09.2013 16:23
    Odpuszczam sobie dalsze ogladanie...
    Po obejrzeniu pierwszych odcinków, anime bardzo mi się spodobało, osobowość bohaterów jest bardzo ciekawa i zróżnicowana. Każdy z nich ma swój własny cel, który wspólnymi siłami realizują. Bardzo dobre okruchy życia i szczerze wolałbym, aby anime skupiło się na relacjach między klubowiczami. Karuta, to ciekawy sport, ale ileż można? Większość seansu to zbijanie kart, przez co widz z czasem coraz bardziej jest znudzony. Do tego czytanie tych wersów jest dobijające. Za którymś razem nachodziły mnie myśli „cholera, pośpiesz się babo z czytaniem”. Jestem teraz na 3 odcinku drugiej serii i chciałem oglądać dalej, jednak przeczytałem tutaj, że zarówno w anime, jak i w mandze, między dwójką głównych bohaterów do niczego nie dochodzi. Miałem nadzieję, że w kolejnej serii ich relacja jakoś się rozwinie. Nie lubię anime, gdzie akcja stoi w miejscu. Ok, karuta idzie do przodu, mimo wszystko ta ich obsesja na punkcie kart zaczyna mnie już męczyć. Ogólnie miałem dać 8, ale skoro dalej nic się nie zmienia – 7/10.
    • Avatar
      Hiromi 24.09.2013 22:45
      Re: Odpuszczam sobie dalsze ogladanie...
      Ja też głęboko ubolewam, że rozwój relacji między postaciami staną w martwym punkcie, manga obecnie skupia się na turnieju o tytuł króla gdzie walczy Dr Harada.
    • Avatar
      Hiromi 25.09.2013 00:02
      Re: Odpuszczam sobie dalsze ogladanie...
      Skoro zrezygnowałaś z oglądania to nie zrobi Ci różnicy obejrzenie odcinka 20 drugiej serii, zapewniam, że Ci się spodoba.
  • Avatar
    A
    Hiromi 12.09.2013 02:14
    To jak potoczą się losy bohaterów nie jest zależne od nas fanów, oczywiście w głębi serca możemy tworzyć własne scenariusze, a czy znajdą one odzwierciedlanie w anime, tego nie wiemy. Powinniśmy się cieszyć, iż dano nam obserwować tę historię.
    • Avatar
      czarna mamba 12.09.2013 10:30
      Ucieszyłabym się tylko,  kliknij: ukryte 
      • Avatar
        Hiromi 12.09.2013 19:31
        Zaczekamy, zobaczymy, co w zanadrzu ma jeszcze dla nas autorka mangi.
        • Avatar
          czarna mamba 12.09.2013 20:25
          Wątpię, żeby stworzyła coś odkrywczego. W drugiej serii brakuje mi tego, co chociaż w szczątkowej ilości było, czyli zwyczajnego życia, łażenia po mieście, kawiarni, sklepach, czy wycieczki do Fukui albo gdzieś indziej. Druga seria w zasadzie jest jednym wielkim turniejem karuty, przerywanym treningami karuty. No, ile można? Poza karutą w zasadzie nic innego się nie dzieje. Dobrze chociaż, że poznajemy większą ilość bohaterów i, że wrócił Arata, ale ich relacje mogłyby trochę bardziej odbiegać od karutowych realiów, bo ja na początku miało to nawet trochę uroku (ot nowość, nieznana gierka, o której nikt nic nie wiedział, więc intrygowała), ale później pewien przesyt zaczął już męczyć.
          • Avatar
            Hiromi 12.09.2013 22:43
            Takie jest główne założenie fabularne, ten świat kręci wokół tej gry, a my możemy to zaakceptować, albo zgrzytać zębami.
            • Avatar
              czarna mamba 25.09.2013 12:13
              Taki problem mam chyba z każdą sportówką. Na początku fabuła jest w miarę wyważona, z biegiem czasu mamy do czynienia z przesytem dyscypliny, która jest tematyką anime. Być może jest tak z każdym anime tematycznym, ale inaczej odbieram serię, której tematyką jest sport, a inaczej z muzyką, filmem, malarstwem. Obejrzane niedawno 'Nodame Cantabile' aż za bardzo było przesycone muzyką, ale nie przeszkadzało mi to tak bardzo, jak przesyt karuty w 'Chihayafuru' ;).
              • Avatar
                Hiromi 25.09.2013 15:46
                Może z tym przesytem to „chwilowy zabieg” w końcu muszą się pojawić jakieś mistrzostwa i inne zawody, to karuta.
              • Avatar
                Lina 9.04.2014 13:31
                U mnie było dokładnie odwrotnie, a mianowicie mimo że bardzo lubię muzykę klasyczną to w Nodame Cantabile autentycznie kolejne koncerty mi się zaczynały dłużyć. Z kolei nawet w drugim sezonie Chihayafuru gdzie karuty było jeszcze więcej niż w pierwszym to wcale mi to nie przeszkadzało. Wydaje mi się, że powodów było kilka: wielopłaszczyznowe piękno rywalizacji w meczach karuty, zaangażowanie bohaterów oraz różne podejścia poszczególnych postaci do kolejnych pojedynków i w ogóle w podejściu do tego „sportu”, napięcia, uczucia i emocje towarzyszące zmaganiom.
                Oczywiście łatwiej o emocje gdy mamy do czynienia z rywalizacją gdzie zasady prosto określają warunki zwycięstwa, ale trudniej przedstawić samą rywalizację w sposób interesujący ustrzegając się jednocześnie sztuczności, nieścisłości i nielogiczności między innymi w zachowaniu bohaterów. Owszem były takowe w Chihayafuru, ale było ich mało, drobne, raczej niedostrzegalne, które można podciągnąć pod nieuwagę lub taki a nie inny sposób przedstawienia danej sytuacji.
                Poza tym bardzo dobrze, że wątek romantyczny zszedł na drugi plan (i zazwyczaj rozgrywa się raczej w tle) gdyż gdyby nie fascynacja karutą to prawdopodobnie do żadnych relacji między postaciami by nie doszło. Po prostu jak się ktoś decyduje na uprawianie na serio jakiegoś sportu to zwłaszcza w młodym wieku nie ma czasu na inne rzeczy, bo najzwyczajniej w świecie później się tego nie nadrobi.
                • Avatar
                  Hiromi 9.04.2014 19:10
                  Wprost nic dodać nic ująć.
  • Avatar
    A
    Lycoris 7.09.2013 09:33
    W sumie czemu nie.
    Sięgając po tę serię liczyłam na odkrycie drugiego Hikaru no Go, tym razem w wersji żeńskiej. Niestety, fakt, że Chihaya jest uroczą dziewczyną zamiast zaletą stał się jedną z głównych w moim przekonaniu wad.

    1. Trójkąt romantyczny. Jeśli ktoś niespecjalnie lubi wątki tego typu, niech poważnie się zastanowi przed obejrzeniem tej serii. Cała trójka głównych zainteresowanych wykazała się bowiem nadzwyczajną umiejętnością do zadawania sobie nawzajem więcej bólu niż to konieczne.

    2. Zachwyt główną bohaterką. Ależ owszem, czemu nie? Głupiej też należy się. Tylko nie w takich ilościach, bo zachwyt nią był w niektórych momentach nie tylko naciągany, ale i ciężkostrawny.

    3. Postęp. Tym, co najbardziej urzekło mnie w Hikaru no Go były postępy czynione przez głównego bohatera, jego „nemezis” oraz przyjaciół. Tutaj mi tego zabrakło – każda „walka” Chihayi wyglądała niemal tak samo: najpierw widz dowiaduje się, jak silny jest przeciwnik i że ma szanse wygrać, a potem główna bohaterka jednak pokonuje go, bo… zrobiła postęp i stała się lepszym graczem? Nie… Raczej nie. Dużo lepiej wypada to w odniesieniu do jej przyjaciół, którzy dopiero zaczynają przygodę z karutą, aczkolwiek cały czas zastanawiało mnie jak to możliwe żeby praktycznie jako żółtodziób tak szybko wspiąć się na szczyt…

    4. Arata. Jego kreacja bardzo przypominała mi Akirę, z tym, że Akira… Akira bez przerwy rósł w siłę. Arata natomiast jest absolutnie niepokonany i nie ma nikogo, kto mógłby się z nim mierzyć. Nie przypadło mi to do gustu, ale cóż…

    Mogłabym generalnie wysnuć wniosek, iż seria ta nie jest dla mnie. Problem polega jednak na tym, że bawiłam się na niej bardzo dobrze i czasu na nią poświęconego ani trochę nie żałuję. Do perfekcji jej daleko, ale nie zmienia to faktu, że jest jedną z najprzyjemniejszych serii „sportowych” z jakimi miałam do czynienia i mogę ją z czystym sumieniem polecić wszystkim fanom zarówno anime szkolnych jak i sportowych z wątkiem miłosnym w tle.
    • Avatar
      Hiromi 8.09.2013 02:32
      Re: W sumie czemu nie.
      Jeśli chodzi o kwestie związane z Aratą to zupełnie się z Tobą zgadzam o mało, co nie jest brany za „boga” karuty, bo jego dziadek był mistrzem. Nie widzisz postępów czynionych przez postaci, a co z kolejnymi zdobywanymi przez nich rangami, temu chyba nie zaprzeczysz? Po za tym w tym anime głownie chodzi o rozwój postaci, ale troszeczkę inaczej rozumiany, ich osobowości, wzajemne relacje, a nie umiejętności gry głównie zyskują.
      • Avatar
        Lycoris 8.09.2013 10:17
        Re: W sumie czemu nie.
        Ok, zdobywają kolejne rangi, tylko jakoś nie zauważyłam żeby grali lepiej czy chociaż inaczej. Ten sam problem miałam z resztą z Kuroko no Basket. Jest przeciwnik, jest problem, jest Chihaya, jest zwycięstwo. Doprowadziło to nawet do tego, że pod koniec serii wolałam kibicować jej przeciwnikom. Po prostu uważam, że gdyby strona czysto sportowa tego anime była lepiej dopracowana, byłoby jeszcze lepsze, to wszystko.
        • Avatar
          San-san 8.09.2013 11:02
          Re: W sumie czemu nie.
          Nee, ale oni w sumie dość często przegrywali. A ja gorąco kibicowałam Chihayi, bo choć jest niepoukładana i chaotyczna, to ma talent i ciężko pracuje. Nie można jej tego odmówić. Ile razy przecież oglądała film z walką Shinobu. Takim samym geniuszem co Arata była Shinobu zresztą, tylko Shinobu dało się jakoś lubić ^^, a Arata mógłby dla mnie nie istnieć.
          • Avatar
            Lycoris 8.09.2013 12:26
            Re: W sumie czemu nie.
            Tak. To zdecydowanie podniosłoby jakość serii xD
            Shinobu po prostu miała jakąś osobowość i nie była kreowana na bóstwo. Fakt, była królową, itd, itp, ale miała też jakieś słabości i zainteresowania. Ją akurat bardzo lubiłam.
            • Avatar
              Hiromi 8.09.2013 17:18
              Re: W sumie czemu nie.
              Ja również polubiłam Shinobu za jej poszanowanie dla kart i otrzymaliśmy wyjaśnienie, dlaczego jest taka troszkę aspołeczna. Zmuszona przez babcię do gry, zabroniono jej zabawy z rówieśnikami by mogła doskonalić swe umiejętności gry.
      • Avatar
        czarna mamba 10.09.2013 14:10
        Re: W sumie czemu nie.
        Hiromi, mnie też irytuje fakt, że wszyscy patrzą na Aratę pod kątem jego dziadka. Chłopak nie może sam wypracować własnego stylu, bo każdy chce zobaczyć styl dziadka w jego grze. Dziadek to dziadek, Arata to Arata. Lepiej, żeby dziadkowi pozwolono odpoczywać w spokoju na wieki, zamiast nieustannie wywoływać go z zaświatów. Samego Aratę lubię, choć nie ma jakieś rozwojowej osobowości, jak np. Taichi czy inni bohaterowie (bardzo lubię Tsutomu i uważam, że mikrusek bardzo został skrzywdzony przez twórców przez danie mu minimum czasu antenowego w drugiej serii, moim zdaniem niesprawiedliwie, gdyż jest jedną z najsympatyczniejszych postaci w anime). Główna bohaterka strasznie zaczęła mnie irytować ostatnimi czasy, jako dziecko była bardziej konkretna i przystępna.

        Co do kwestii, z kim powinna być Chihaya, już mi to lotto. Niech będzie sobie nawet z Prosiakiem, byle zakończenie serii było jakieś sensowne. Niespecjalnie mnie to interesuje, z kim twórcy postanowią sparować te mało rozgarnięte dziewczę. W tej chwili wolę skupić się bardziej na obserwowaniu rozwoju Shinobu. Ta postać ma dużo większy potencjał, niż Chihaya, Taichi i inni bohaterowie razem wzięci, więc przydałoby się odrobinę ją uczłowieczyć. Co nie zmienia faktu, że jest jedną z najbardziej wyrazistych postaci, tylko w tej chwili kojarzy mi się z agresywnym pit bullem, aniżeli zawodniczką karuty. Najbardziej nie znoszę Yumin i jej senseia. Tej dziewczyny nie da się wytrzymać ani po pijaku, ani tym bardziej na trzeźwo. Chodząca depresja, która tylko odstręcza od siebie.
        • Avatar
          czarna mamba 10.09.2013 15:07
          Re: W sumie czemu nie.
          Ups! Pomyłka. Taichi nie ma rozwojowej osobowości. On jako jedyny ją zatracił, gdy zaczął snuć się za ogonem Chihayi. Byłby o wiele ciekawszą postacią, gdyby nadal miał zlew na karutę i omijał ten grajdoł z daleka. Zamiast realizować własne plany i ambicje, wkręcił się w coś, co nie było jego pasją, tylko po to, by uszczęśliwić swoją ukochaną. Z drugiej strony, tak ukształtowała go matka, która zrobiła z dziecka maszynkę do spełniania życzeń, zamiast człowieka posiadającego własne zdanie. Nie ma to jak zepsuć kogoś od embrionu bezwzględnym wymuszaniem na nim posłuszeństwa.
          • Avatar
            Hiromi 11.09.2013 01:57
            Re: W sumie czemu nie.
            A czy nie jest jego własną wolą, to że gra. Chce być blisko osoby dla niego obecnie najważniejszej, może jego sposoby są przesiąknięte desperacją, lecz czego się nie robi dla miłości.
            • Avatar
              czarna mamba 11.09.2013 11:39
              Re: W sumie czemu nie.
              No właśnie, desperacją. Na pewno nie zyska w oczach Chihayi, jeżeli zawsze będzie grał wyłącznie dla niej, a nie dla siebie. Owszem, w którymś momencie zdał sobie sprawę z tego, że nie lubi przegrywać (a kto lubi?), ale jak dotąd nie widziałam w jego grze prawdziwej radości, jaką mógłby z niej czerpać, gdyby rzeczywiście była jego hobby. Robiąc to tylko dla miłości, kompletnie pozbawił samego siebie indywidualizmu i osobowości, a przecież byłby dużo ciekawszą postacią, gdyby zlewał i Chihayę (albo chociaż udawał, że ją zlewa), a tym bardziej karutę, która sama w sobie jest niezbyt ciekawa. Podnóżek nigdy nie jest atrakcyjny dla kobiet, nawet jeżeli ma buźkę aniołka i jest na każde skinienie, tym bardziej dla kogoś tak upośledzonego emocjonalnie, jak Chihaya, która nie wie, jak to się je i dlaczego akurat tym widelcem.
              • Avatar
                czarna mamba 11.09.2013 11:58
                Re: W sumie czemu nie.
                Z moich obserwacji wynika, że Chihaya jest raczej typem zdobywcy, a nie ofiary. To ona lubi gonić króliczka, aniżeli nim być. Taichi, uważając, że to on powinien ją zdobywać, popełnia radykalny błąd. Każda osoba będąca poza zasięgiem Chihayi, jest dla niej atrakcyjna, niezależnie od płci. Wszystko w tym anime obraca się wokół karuty, więc pod tym kątem należy rozpatrywać jej osobowość i zachowanie. Dopóki może gonić swój cel, dopóty nie zechce stracić go z zasięgu wzroku, złapany króliczek szybko się nudzi. Taichi albo jest nieudolnym myśliwym albo wybitnie ociężałym króliczkiem. Ani jedna z opcji nie gwarantuje mu sukcesu na drodze uczuciowej.
              • Avatar
                Lin 11.09.2013 13:28
                Re: W sumie czemu nie.
                Pamiętam, jak jakiś czas temu zarzucałaś Taichiemu, że jest wyjątkowo niedojrzałą postacią i nie potrafi się zachować po męsku, z honorem (odnośnie zrywania z dziewczyną przez telefon). Teraz mówisz, że byłby ciekawszą postacią, gdyby udawał, że zlewa dziewczynę, którą tak naprawdę kocha? To dopiero byłoby dojrzałe, męskie i z honorem, prawda? ;)

                Co do hobbystycznego podejścia do karuty. Faktycznie, Taichi zgodził się na założenie klubu dla Chihayi – ponieważ chciał ją uszczęśliwić i być bliżej niej. Może i brakowało w tym podejścia taktycznego – może gdyby zdał sobie sprawę z, jak to nazywasz, zdobywczego charakteru Chihayi, na jej prośbę o utworzenie klubu, odburknąłby coś niemrawo, odwrócił się na pięcie i zostawił ją samą, tak by ona zaczęła za nim gonić, niczym za przysłowiowym króliczkiem. Ale serio, czy to by z niego uczyniło postać w jakikolwiek sposób bardziej rozwojową czy ciekawą dla widza? To jest chyba absolutnie naturalne i wręcz pożądane, że chce się pomagać i spełniać marzenia osoby, którą się kocha, zamiast udawać, że ma się ją i jej pragnienia gdzieś? Co jest w tym tak bardzo złego, że uznajesz to za wadę tej postaci?

                Inna sprawa, w toku opowieści, zwłaszcza zaś w drugim sezonie, widać, że gra w karutę staje się dla Taichiego czymś znacznie więcej, niż sposobem na zbliżenie się do Chihayi. Było to, moim zdaniem, bardzo widoczne. Co do jednego mogę się z Tobą zgodzić – Taichi został dziwnie wychowany przez swoją zaborczą matkę z obsesją na punkcie wygrywania. W bardzo wczesnym wieku zaczęto mu wbijać do głowy, że jeśli nie jest w czymś najlepszy, to nie powinien się w to angażować i tracić na to czasu. W karucie nigdy nie był najlepszy, dlatego też szybko zrezygnował, gdy tylko stracił możliwość grania z Chihayą. Ponowne z nią spotkanie i założenie klubu przypomniało mu o tym wszystkim i mimo to, że miał świadomość swojej niedoskonałości w tym temacie, postanowił nie rezygnować. Jako dojrzewający chłopak zdał sobie sprawę, że nie może wiecznie uciekać przed tym, co mu nie wychodzi. Więc może faktycznie karuta nie jest dla Taichiego takim hobby, jakim jest dla Chihayi czy Araty. Absolutnie nie można jednak powiedzieć, że brnie w to tylko dla dziewczyny, w której jest zakochany. Brnie w to, ponieważ chce nauczyć się stawiać czoła sytuacjom, w których mimo, że szanse na wygraną są znikome, to jednak warto podjąć walkę. I robi to dla siebie, nie dla Chihayi.

                Czy zresztą motywacja Taichiego jest gorsza od motywacji innych osób grających w karutę? Nie każdy jest od razu takim pasjonatem samej gry, jak Chihaya, Arata czy Shinobu. Kana gra, bo kocha poezję karuty. Nieustannie wychwalany przez Ciebie Tsutomu zaczął grę tylko dlatego, że sądził, że dzięki niej będzie w stanie wytrenować sobie pamięć i być lepszym uczniem. W jaki sposób początkowa motywacja Taichiego jest od tego gorsza? Każda z tych postaci zaczynała grę z powodów kompletnie niezwiązanych z miłością do karuty jako taką – ale każda z nich (tak, włącznie z Taichim), z czasem dostrzegła w grze coś więcej, odkryła jej osobisty dla siebie sens, coś co sprawiło, że mimo tak licznych niepowodzeń, nadal chcieli próbować. Na tym polega rozwój postaci w tej serii.
                • Avatar
                  czarna mamba 11.09.2013 16:41
                  Re: W sumie czemu nie.
                  Pamiętam, jak jakiś czas temu zarzucałaś Taichiemu, że jest wyjątkowo niedojrzałą postacią i nie potrafi się zachować po męsku, z honorem (odnośnie zrywania z dziewczyną przez telefon). Teraz mówisz, że byłby ciekawszą postacią, gdyby udawał, że zlewa dziewczynę, którą tak naprawdę kocha? To dopiero byłoby dojrzałe, męskie i z honorem, prawda? ;)


                  Gratuluję pamięci ;). Owszem, napisałam tak, ale co innego, gdy przestanie nadskakiwać Chihayi i powie w końcu 'nie!' jej różnym dziwnym kaprysom, a co innego, gdy jest z dziewczyną dla zabawy i zrywa z nią przez telefon. Pierwszy wariant nazywa się odrobiną indywidualizmu, osobistą przestrzenią, którą posiada każdy, a druga strona nie powinna tak do końca w nią wnikać, żeby nie zaburzyć równowagi między dobrem moim i twoim. Pantoflarz z reguły jest mało atrakcyjnym obiektem, zwłaszcza dla kogoś, kogo gloryfikuje i wynosi na piedestał, a Chihaya jest osobą, której, jak ktoś nie stuknie w głowę, to nie skapnie się, że coś jest na rzeczy. Jeżeli lekka zlewka ze strony Taichi'ego jest takim wielkim problemem, niech wszyscy jego fani nie płaczą później, że chłopak nie może być z ukochaną, bo ta traktuje go jako podnóżek lub chusteczkę do nosa w zależności od potrzeb. Może to brzmieć zbyt powierzchownie, ale takie są reguły miłości, chyba że mamy do czynienia z kiepskim melodramatem, wtedy płacz nad sobaczym losem Taichi'ego będzie w pełni uzasadniony.
                  • Avatar
                    czarna mamba 11.09.2013 16:52
                    Re: W sumie czemu nie.
                    Na koniec dodam jeszcze, że nie życzę mu, by był z Chihayą. Widząc, co dziewczyna odstawia, aż szkoda mi chłopaka. Zatracił się kompletnie w miłość, która go tylko rani i aż żal patrzeć, jak musi cierpieć, widząc, jak jego 'muza' wodzi maślanym wzrokiem za wszystkim, co zwycięża, niezależnie od płci, wieku, koloru skóry i statusu społecznego. Znacznie lepiej byłoby mu z kimś, kto doceni wszystkie jego starania. Dziewczyna mogłaby nawet nie być szkolną gwiazdą, być tak piękna jak Chihaya, ale spojrzałaby na niego, jak na mężczyznę, a nie kastrata.

                    Kiedyś go nie lubiłam, ale z biegiem czasu zaczęłam powoli zmieniać o nim zdanie. Nie zmienia to jednak mojej opinii, że przez grę w karutę dla Chihayi, zatracił swoją osobowość i byłoby dla niego lepiej, gdyby choć trochę się od tego zdystansował. Nie mam jednak co liczyć na tak radykalny zwrot, jeżeli całe anime od A do Z kręci się wokół karuty, więc wszyscy musza w nią grać, nawet jeżeli dostają odruchu wymiotnego na widok kart.
  • Avatar
    A
    ERA 1.07.2013 08:48
    Złe
    A mi się jakoś kompletnie nie podobało. Ta Karuta przyprawia mnie o mdłości – jak słyszę, iż ktoś nazywa ta irytującą gierke w karty SPORTEM to dosłownie wybucham śmiechem.
    • Avatar
      Hiromi 8.07.2013 01:36
      Re: Złe
      Ktoś tu nie bardzo wiedział, za co się zabiera, a szkoda, bo ta seria ma wiele do zaoferowania. „Chihayafuru” nie opiera się na akcji tylko na rozwoju postaci ich umiejętności i wzajemnych relacji, i to właśnie jest w niej najpiękniejsze.
      • Avatar
        ERA 9.07.2013 01:48
        Re: Złe
        Mogłoby się na tym opierać – tylko żeby wykluczyli z tego akurat t kąkretną gierkę karuto­‑głupote.
        • ERA 9.07.2013 01:49:41 - komentarz usunięto
        • Avatar
          tanuki 9.07.2013 10:33
          Re: Złe
          Problemem jest nie tyle karuta, która sama w sobie mi w niczym nie przeszkadza (gra jak gra – jedni lubią szachy, inni brydża, a niektórzy curling ;) ale to fetyszyzowanie jej: „Kocham karutę!”, „karuta to moje życie!” „wiedziałam, że Arata kocha karutę!” itp. Naprawdę, co tu kochać, co tu uwielbiać? Istnieje dużo ciekawszych, bardziej rozwijających i pożyteczniejszych zajęć, niż gra w karutę. Z miłością do muzyki, sztuki czy poezji można się jeszcze identyfikować, ale z uwielbieniem dla w gruncie rzeczy BARDZO monotonnej gierki już nie. Mamy Chiakiego, mamy Nodame, ale spoiwo które ich rzekomo łączy jest trochę naiwne i śmieszne.
          Chociaż trzeba przyznać, że z początku to tak nie wyglądało:
          - Arata grał w karutę, bo to rodzinna tradycja (poza tym był w tym najlepszy, a jak się jest w czymś choćby dobrym, to już się to lubi);
          - Chihaya grała w karutę, bo wierzyła, że to jedyna rzecz w której może być najlepsza i dorównać przez to siostrze;
          - Taichi grał w karutę, bo Chihaya grała, a skoro już grał, to też chciał być w tym dobry, bo miał ambicję do wygrywania wpojoną od dziecka;
          - Kana grała w karutę, bo kochała poezję, przez co czuła się trochę wyalienowana, a w grupie miłośników karuty znalazła jako­‑takie zrozumienie dla swoich upodobań (fascynacja Chiyahi jej wiedzą na temat 100 wierszy itp.)
          - Desktomo grał w karutę, bo Taichi grał w karutę, i myślał że jak będzie grał w karutę równie dobrze jak Taichi, to stanie się równie dobry w nauce jak Taichi (ćwiczenie pamięci i umysłu);
          - Nishida grał w karutę… w sumie nie wiem, dlaczego Nishida grał w karutę O_o? A to, żeby taki grubasek miał być dobry w tenisa, było trochę śmieszne – tenis wymaga żelaznej kondycji, której grubaski nie posiadają… No mogłoby być tak, że Nishida grał w karutę, bo to była jedyna dziedzina sportu, w którą mógł być dobry przy swojej tuszy.
          I gdyby twórcy trzymali się realistycznej motywacji bohaterów (Chihaya wciąga pozostałych niejako na zasadzie efektu domina), to wszystko wyglądałoby zgrabnie. A tak, to te peany na temat wspaniałości karuty strasznie zgrzytają.
          Ale seria i tak bardzo fajna ^^
          • Avatar
            Hiromi 9.07.2013 12:55
            Re: Złe
            Motywację zostawmy w spokoju, ważne, że dobrze się to ogląda i gołym okiem widać, jak bohaterowie ze sobą współgrają, ich relacje itd. Motywacja Chihayi faktycznie jest płytka, ale które dziecko nie pragnie uwagi ze strony swych rodziców, którzy dotychczas zajmowali się tylko uroczą starszą siostrą. W końcu zmagania Chihayi zostają nagrodzone, bo rodzice ją dostrzegają, ale to i tak miało miejsce wcześnie tylko ona nie była tego świadoma, bo nie chwalono jej cały czas.
    • Avatar
      czarna mamba 9.07.2013 16:11
      Re: Złe
      Szczerze mówiąc, lepiej jak grają sobie w Karutę, aniżeli akcja anime miałaby rozgrywa się pod budką z piwem xD. Nie no, żart. Mnie osobiście, na samym początku zaintrygowała tematyka. Pierwszy raz w ogóle o niej słyszałam. Nie wiedziałam, co to jest, czym to się je i dlaczego akurat tym widelcem. Na pewno wolę oglądac ludki walące w tatami, niż piłkarzy albo bokserów ;D. Tak samo intryguje mnie tematyka anime – gra Shougi lub Go. Z tymi dyscyplinami jest jak z szachami. Trzeba myślec, myślec i jeszcze raz myślec.

      Fakt, że z biegiem czasu Karuty trochę jest za dużo, ale istnieją również inne wątki – trochę obyczajowości, trochę shoujo, trochę dramy poszczególnych bohaterów. Mimo, że anime nie zawsze powala inteligencją, zdążyłam się w nie wciągną i delektuję się wszystkim, co ma do zaoferowania :).
      • Avatar
        Hiromi 9.07.2013 18:19
        Re: Złe
        Mnie początkowo zafascynowała oprawa audiowizualna, a późnij skupiłam się na fabule i poszczególnych postaciach.
        • Avatar
          czarna mamba 9.07.2013 23:08
          Re: Złe
          Mnie przede wszystkim urzekło to, że najbardziej, z pozoru, szare myszki, dają się lubic. Kana jest świetna pod każdym względem. Podobnie Komano. Mały, chuderlawy brzydalek, który spędziłby życie z nosem w książkach, gdyby Chihaya nie przytargała go do klubu razem z biurkiem. Niby nic specjalnego, ale charakterologicznie stał się jedna z moich ulubionych postaci. Doceniam tą serię również za wyrazistośc wszystkich postaci. Niemal w każdej z nich można odnaleźc coś ciekawego. Oczywiście, moim niekwestionowanym faworytem jest Arata, ale inni nie zostają zbytnio w tyle.  kliknij: ukryte 
          • Avatar
            Hiromi 9.07.2013 23:57
            Re: Złe
            Chihayę pochłania pasja i na razie nie ma, co liczyć na przełom w tej sprawie, ja lubię jej osobowość, choć są mankamenty, które osobiście bym zmieniła, no ale Chihaya nie była by „sobą”. Kana jest urocza, bo w karucie dostrzega nie wyłącznie sport, a piękno poematów.
  • Avatar
    A
    Subaru 23.06.2013 14:11

    Zrobić ciekawe anime o nudnej, tradycyjnej grze w karty – możliwe.

    Zabierając się za tę serię, nie miałem pojęcia, o czym będzie, spodziewałem się jakiegoś szkolnego romansidła. Pozytywnie się zaskoczyłem, bo jest to jedno z nielicznych anime sportowych skierowanych do kobiet. Nie trzyma się to kupy tylko w teorii, bo realizacja wypada nieźle.

    Od razu w oczy rzuca się delikatna i przyjemna dla oka kreska, Chihaya jest naprawdę śliczna, a jej skromny iloraz inteligencji w ogóle (mnie) nie irytuje, co u tego typu bohaterek jest rzadkością. Pewnie w drugim sezonie trafi mnie szlag, ale póki co jest fajna.

    Wszystkie postaci są rozpoznawalne, Taichi i Arata przystojni i znacząco różniący się od siebie, mimo że nie ma tu nic przejaskrawionego, nie ma nienaturalnych, przesadzonych zachowań. Postawiono na realizm, i bardzo dobrze. Mimo że wyraźnie widać, kto wiedzie prym w tej serii, to reszta bohaterów jest przedstawiona na tyle dobrze, że da się ich bez problemu polubić, choć Arata najczęściej jest tylko wystrojem wnętrza. Oby to potem zmienili.

    Wątek romantyczny jest niby ciągle obecny, a tak, jakby go nie było. Tylko w jednej scenie Taichi przyznaje, że jest zakochany, Chihaya jest zupełnie ślepa na jego delikatne podchody.

    Na początku anime mnie wciągnęło, ale od około połowy zaczęło nużyć. Zbyt przeciągające się karciane pojedynki, za mało akcji, za dużo rozgrywek, by ekscytować się każdą jedną, bo mimo że rangi są wyraźnie zaznaczone, to nie ma się wrażenia, że przechodzi się na jakiś kolejny poziom, że jest to piramida osiągnięć, że dąży się do pewnego konkretnego celu, tak jak w shounenach, i tego mi brakowało. Wszystkie turnieje wyglądały bardzo podobnie.

    6/10.
  • Avatar
    A
    Hiyorin25 3.03.2013 22:05
    Chihayafuru było moim pierwszym anime sportowym. Zabrałam się za nie tylko dlatego, że moja koleżanka wychwalała je pod niebiosa. Cóż… chyba zrozumiałam, o co jej chodzi.
    Przygoda Chihayi i jej przyjaciół z karutą wciągnęła mnie bardziej, niż niejedno anime akcji. Rzadko się zdarza, bym tak wczuwała się w klimat i bohaterów. Wszelkie ich porażki powodowały u mnie zaszklenie oczu, to było tak druzgocące, jakbym to ja przegrywała. Jednak bez nich ta seria nie była by tak realistyczna. Główna bohaterka stara się, ewidentnie ma talent, ale nie jest mistrzem świata już po pierwszym turnieju. Stara się pracować nad brakami, choć jest tylko człowiekiem. Oczywiście, oprócz niej, są jeszcze inne postacie, wszystkie naprawdę sympatyczne i łatwe do polubienia. Techincznie, również jest cacy. Kreska przyjemna dla oka, za to muzyka, a szczególnie ending i opening, po prostu cudowna. Dawno nie oglądałam tak dobrej serii, co więcej, przekonałam się do sportowych anime, a słyszałam już o kilku must watch. Wiadomość o drugim sezonie spowodowała u mnie nagłą chęć dzikiego tańca radości. Na szczęście, ten również trzyma wysoki poziom swojej poprzedniczki. Ode mnie 9.5/10, pół punkcika w dół za kilka nudnawych odcinków. Polecam!
    • Hiromi 15.03.2013 01:17:23 - komentarz usunięto
    • Avatar
      Progeusz 19.05.2013 00:22
      W takim razie szczerze polecam Hikaru no Go ;) Anime nie widziałem, ale słyszałem, ze to dobra adaptacja. Mangę szczerze uwielbiam. Co prawda to shounen, a nie josei, więc istnieją pewne różnice typowe dla tych gatunków, ale sportowo są podobne.
  • Avatar
    A
    Chudy 27.01.2013 23:27
    -
    Anime jest świetne, lecz żałuję, że zacząłem oglądać je teraz. Ponieważ będę naładowany emocjami podczas oczekiwania na kolejne epizody 2 sezonu. Ale cóż jakoś trzeba to znieść :). Anime Genialne. Bardzo ładnie wykonane. Powiem szczerze, że karuta mnie wciągnęła i chętnie bym w to pograł, lecz wymaga to znajomości japońskiego . . .

    Gorąco polecam to anime każdemu, ponieważ jest ... (brak słów). Właśnie skończyłem 1 serię i mam za dużo emocji w sobie z tym powiązanych. Tak obejrzałem całą serię w jeden dzień. Urzekła mnie uroda głównej bohaterki, lecz drażni mnie jej zauroczenie względem Araty. Osobiście uważam, iż chihaya powinna związać się z taichim, gdyż bardziej do siebie pasują (o ile autorzy anime zamierzają coś takiego wprowadzić ( mam na myśli pogłębienie wątku miłosnego (na co liczę :) ))).

    Oczywiście oceniam to anime na maxa. 10/10. Niczego mi tu nie brakowało :).
    • Avatar
      Hiromi 30.01.2013 18:01
      Re: - Anime
      Prawdą jest, że Taichi zasługuje na związek z Chiihayą, lecz wielu fanów mangi uważa zupełnie inaczej twierdzą, że poematy karuty mówią właśnie o Aracie, co wprawia mnie we wściekłość, jak taki zadufany w sobie koleś może dostać naszą głupią piękność. Sama Chihaya mnie denerwuje, bo widzi w nim wręcz Boga, dopiero później dostrzega osiągnięcia Taichiego. Mam nadzieję, że Taichi będzie grał z Aratą o tytuł króla i zwycięży, a Chhihaya przejrzy na oczy. Arata może się związać z Shinobu mają podobne zdolności, bardzo do siebie pasują fizycznie i mentalnie. Jeżeli autorka mangi zostanie przy swoi guście to istnieje duże prawdopodobieństwo, że to właśnie Taichi zwycięży wyścig do serca Chihayi. Mangoczka lubi postaci opiekuńczych blondynów, a Taichi prezentuje właśnie taki typ, z którym ona przeważnie łączy swoje bohaterki, głupotom byłoby dawanie mu tak wiele czasu antenowego i mangowego przeznaczonego na rozwój jego osobowości i relacji z Chihayą, gdyby później nie miałoby to odegrać żadnej roli w całej historii. Taichi musi jedynie konkretniej okazać swoje uczucia, aby nie tylko Kana wiedziała, co jest na rzeczy.
      • Avatar
        czarna mamba 13.05.2013 19:05
        Re: - Anime
        W takim razie mogę zakończyć czytanie mangi i oglądanie anime na bieżących odcinkach, ponieważ nudzi mnie podążanie utartymi schematami i dopiero dobiłaby mnie wieść, że Chihaya, mimo swojej wyraźnej fascynacji Aratą, nagle zmieni front i zainteresuje się Taichim. Osobiście lubię tego 'zadufanego w sobie kolesia' bardziej, niż wymuskanego do granic możliwości Taichi'ego, który jest, co prawda, opiekuńczy, ale odniosłam wrażenie, że jest trochę zbyt nachalny w stosunku do dziewczyny. Jak tylko Chihaya wspomina o Aracie, Taichi zaczyna zachowywać się, jakby ktoś zabierał mu lizaka. Zamiast normalnie porozmawiać z dziewczyną, robi jakieś dziwne podchody, to próbując zbliżyć się do niej, to próbując zrównać ją z gruntem za to, że wspomina o ich dawnym przyjacielu. Cały czas nie mogę zrozumieć, dlaczego większość fanów serii wiesza psy na Aracie. Jeżeli chodzi o Shinobu, na jego miejscu uciekałabym od niej z krzykiem. Kto chciałby przebywać w pobliżu krwiożerczego bulteriera, który tylko czyha na odpowiedni moment, by rzucić się ofierze do gardła?… Arata jest bardziej skryty od Taichi'ego, ale na litość, nie ujmujmy mu pozytywnych cech, bo takich ma całkiem sporo. W dodatku jest bohaterem prawdziwszym od przejaskrawionego Taichi'ego. Wszyscy pieją nad urodą blondyna, twierdząc że jest przystojny i słodki. Owszem, jest przystojny i słodki, ale słodkie mogą być psiaki i dzieci, a facet ma być męski, trochę chłodny, ale nie chamski, trochę surowy (z wyglądu), ale nie zaniedbany. Poza tym, nie zauważyłam, by Arata był mniej opiekuńczy od Taichi'ego. Po śmierci ukochanego dziadka załamały się jego pasja i ideały, na jakiś czas zapomniał o wszystkim, co było dla niego ważne, ale z mojej perspektywy jest to zrozumiałe. Jeżeli ktoś go za to potępia, to chyba nigdy nie stracił najważniejszej w życiu osoby. Z kimś takim nie będę nawet polemizować nad zasadnością postępowania Araty, bo po prostu nie ma sensu. W końcu jednak chłopak wziął się w garść po przeczytaniu listu od Chihayi i na nowo zaczął pielęgnować swoją życiową pasję. Mimo że nie zawsze mógł być fizycznie z grupą przyjaciół, był z nimi mentalnie i duchowo. Po jakimś czasie zaczął nawet patrzeć na Chihayę jak na kobietę, a nie tylko przyjaciółkę, więc mam nadzieję, że w całej historii zagra jeszcze kluczową rolę, by nie ułatwiać Taichi'emu sprawy. Byłabym rozczarowana faktem, że jedna z moich ulubionych serii kończy się banałem.
        • Avatar
          Hiromi 16.05.2013 01:35
          Re: - Anime
          Dla jednych to banał, ale dla większości polskich i zagranicznych fanów zakończenie „Chihayafuru” wiążące się z rozwojem związku między Taichim a Chihayą jest wprost idealne. Może nie zauważyłaś, ale postać Araty przez całe dwie seria anime i mangę nie rozwinęła się personalnie, on wciąż jest „Najlepszym graczem” pyszałkowaty patrzył na Taicxhiego z góry twierdząc, że nigdy nie będzie w stanie dorównać mu w karucie, uwielbiam widok twarzy Araty, gdy uświadamia sobie, że nie doceniał Taichiego i jego umiejętności. Faktem jest, iż na początku Taichi grał ze względu na Chihayę, ale z biegiem czasu sam zapragnął coś osiągnąć, jego postać żyje, ma swoje słabości, walczy o swoje, a nie uważa, że skoro mój dziadek był dobry w karucie to ja też jestem i nikt mi nie dorówna. Arata dla mnie jest fałszywy, ponieważ z jednej strony pragnie znów grać z przyjaciółmi, ale z drugiej pragnie, aby powinęła im się noga, gardzi osobami grającymi zespołowo, a co za tym idzie gardzi swoimi „Przyjaciółmi”. Jeżeli nie wierzysz w moja wersję końca tej historii, to zajrzyj do innej mangi tej autorki w „Eden no Hana” sytuacja wygląda bardzo podobnie, lecz realia historii są inne. Konstrukt postaci, ich osobowości jest bardzo podobny. Cóż to na tyle, bo ja wierzę, że cierpliwe czekanie na miłość przynosi rezultaty.
          • Avatar
            Lin 16.05.2013 14:58
            Re: - Anime
            Nie szłabym tak daleko w negatywnej ocenie Araty i jego fałszywości oraz pyszałkowatości – co do grania w zespole, nie wydaje mi się, by gardził takimi drużynami. W drugim sezonie, podczas turnieju zespołowego w Omi Jingu,  kliknij: ukryte  Warto też zauważyć, że w dalszych rozdziałach mangi  kliknij: ukryte , a zatem nie można powiedzieć, żeby gardził grą zespołową.

            Pomijając jednak to, zgadzam się z Hiromi odnośnie Taichiego. Jest to postać, której charakter został najlepiej ukazany (zaraz po Chihayi) – poświęcono bardzo dużo czasu ekranowego na to, by pokazać jego rozwój, od samolubnego i rozpieszczonego dzieciaka, do chłopaka, który otwarcie konfrontuje się ze swoimi słabościami i nabiera ogromnej pokory. Z konstrukcyjnego punktu widzenia byłoby dziwne, gdyby na koniec historii główna bohaterka wybrała kogoś, kogo w serii prawie w ogóle nie ma, z kim widz nie ma szansy się zżyć, zamiast kogoś, kogo starania i walkę widz obserwuje od początku i kto bardzo wyraźnie dojrzewa do pewnej roli. Sądzę, że nie po to pokazuje nam się tak wiele z wyboistej drogi Taichiego, by na koniec zostawić go z niczym – nie sądzę bowiem, by doszedł do punktu, w którym wygra tytuł Mistrza. Do tego miałby jeszcze przegrać w sprawie ukochanej dziewczyny? Dziwne zakończenie, biorąc pod uwagę, że jest to jeden z najważniejszych bohaterów serii.

            Inna jeszcze sprawa – faktycznie w mandze silnie akcentowana jest nić przeznaczenia między Aratą a Chihayą, co przewijające się poematy tylko podkreślają. Niemniej, gdybym miała określić, jakie przesłanie niesie ze sobą Chihayafuru, powiedziałabym, że jest to historia o odkrywaniu i spełnianiu swoich marzeń, ale tylko i wyłącznie przy udziale ciężkiej pracy nad sobą i swoimi słabościami. Ta seria pokazuje, że nie wystarczy bardzo chcieć – trzeba też wylać siódme poty w pracy nad sobą, by osiągnąć zamierzony cel. I jak dla mnie, postać Taichiego jest dokładną reprezentacją tego morału. Mamy więc z jednej strony Aratę, który uosabia przeznaczenie, z drugiej strony zaś Taichiego, który uosabia opłaconą wyrzeczeniami drogę do zwycięstwa. Wspomniane zostało, że wybór Taichiego byłby w tym przypadku banałem. Mnie się wydaje, że właśnie na odwrót – gdyby Chihaya wybrała Aratę, wiecznie nieobecnego, tak bardzo odległego Aratę, z którym jednak wiąże ją nić przeznaczenia, to byłoby banalne i nieuzasadnione fabularnie. Gdyby zaś wybrała Taichiego, który od pierwszego momentu gra drugie skrzypce (pozornie), który jest underdogiem tej serii, to byłoby coś niebanalnego i naprawdę nietypowego :)

            Oczywiście, może być też tak, że słodka Chihaya nigdy nie ogarnie się romantycznie i do końca nadawania tego anime będzie żyła w rozkosznej nieświadomości i radosnym przekonaniu o tym, jakimi to fajnymi przyjaciółmi są dla niej Arata i Taichi :P Taki koniec też by mnie nie zaskoczył :>
            • Avatar
              Hiromi 16.05.2013 23:07
              Re: - Anime
              To jest pewne, że w drugim sezonie nie dane nam będzie skosztować obrazu pogłębienia relacji między Chihayą, a Taichim, ponieważ mamy już 19 odcinek, a tu wciąż prószy śniegiem. Jestem troszkę rozczarowana kontynuacją „Chihayafuru” mam wrażenie, że kręcę się w kółko, a poza tym turniej w Tokio trwa za długo i do tego ten zapychacz w postaci 16 odcinka, myślałam, że się przekręcę z żalu po jego obejrzeniu, co to było? W tak ważnym momencie fabuły anime wstawiono odcinek przypominający to, co dotychczas się wydarzyło, choć wiem, że miało to odegrać rolę podnośnika napięcia, ach trudno, chciałabym choć zobaczyć Taichiego zdobywającego jakże należną mu rangę „A”, ale moje oczekiwania chyba wykraczają poza zakres wydarzeń obecnie wychodzącego drugiego sezonu. Pozostaje mi liczyć na pojawienie się trzeciego sezonu, może on zaspokoi moje oczekiwania względem tego anime, po tak owocnym pierwszy sezonie, drugi bardzo odstaje. Choć i tak to nie zmieni mojej miłości do „Chihayafuru”!
          • Avatar
            czarna mamba 17.05.2013 19:29
            Re: - Anime
            Skoro dla Ciebie Arata jest pyszałkowaty, patrzy na kogokolwiek z góry i życzy przegranej przyjaciołom, to chyba nie oglądamy tej samej serii Chihayafuru, bo osobiście odniosłam całkiem odwrotne wrażenie. Mimo, że musiał opuścić przyjaciół, nigdy nie zapomniał o nich, a gdy tylko dowiedział się, że grają drużynowo na turniejach, zawsze im kibicował, choć nie zawsze był obecny na zawodach. To prawda, że nie rozwija się personalnie, choć może to za ciężkie słowo, bo na pewno w jakiś sposób ewoluuje, tylko nie tak wyraźny, jak np. Taichi, Kana czy sympatyczny Ławeczek, ale mnie to w ogóle nie przeszkadza. Dla tej części widzów, którzy cenią go za posiadane walory (których wg mnie posiada bardzo dużo) wystarczy taki Arata, jaki jest.

            Będąc na miejscu Chihayi, osobiście nie wyobrażam sobie brnąć w związek z facetem, za którym goni sznur dziewoj, ze starymi babami włącznie, który za nic ma swoją dziewczynę, kręci z inną, a na dodatek zrywa przez telefon (sic!). Nie wyobrażam sobie również odejścia Araty od swoich przekonań, honorowego zachowania i ogólnego bycia w porządku wobec innych. W porównaniu do niego, Taichi byłby tylko rozrywką, przygodą, ale nie materiałem na stały związek, nie mówiąc już o małżeństwie. Wiem, co piszę, bo mam już trochę lat i posiadam wyrobiony gust w stosunku do męskich typów. Gdyby tak kiedykolwiek Chihaya znudziła się Taichi'emu, jak laska, z którą był na początku pierwszego sezonu, też zerwałby smsem czy przez telefon? Żalosne…

            Najbardziej irytuje mnie wieczne użalanie się nad sobą Taichi'ego przy wtórze całego otoczenia (biedny Taichi, tak ciężko pracuje, posiada umiejętności, ale ciągle ma pecha i niczego nie wygrywa). Nie wiem, czy autorka chciała wykreować sobie postać, którą chętnie, w napływie matczynych uczuć, przytuliłaby do piersi, jak małe dziecko, by ją pocieszyć, ale trochę przesadziła z kreowaniem Taia na wieczną ofiarę losu. Można litować się nad małym dzieckiem, ale nie nad prawie dorosłym facetem, a tu widać, że trzeba mu współczuć, bo mimo wysiłku, niczego nie osiąga. Wielu ludziom nie udaje się osiągnąć nic lub niezbyt wiele, mimo włożonych ogromnych pokładów wysiłku, ale czy ktoś głaszcze ich po głowach i współczuje im? Zazwyczaj jeszcze mocniej kopani są przez życie, a jeżeli chodzi o Taichi'ego, ma wszystko, co umożliwia mu dobry start w dorosłość, ale i tak będzie cierpiał, płakał, że nie może mieć tego, czego najbardziej pragnie. No cóż, życie… Równoważnią dla niego jest właśnie Arata, który poza momentem śmierci dziadka, twardo trzyma się rzeczywistości, nigdy się nie rozkleja, po prostu zachowuje się, jak na mężczyznę przystało, a nie jak rozmemłana ciepła klucha, mimo że życie i otoczenie od początku kopało go po tyłku. Jako, że byłam w bardzo podobnej sytuacji (utrata bliskiej osoby), jestem w stanie w pełni zrozumieć jego rezygnację z pasji, jako swego rodzaju karę za egoizm, który popchnął go na zawody, mimo że w domu był chory dziadek. Postępując w ten sposób wobec siebie, udowadnia, że nigdy nie ucieka od problemów i zawsze stara się postępować honorowo, no i cały czas dręczyły go wyrzuty sumienia wobec dziadka, któremu nie mógł pomóc lub potrzymać za rękę w ostatnich chwilach życia. Właśnie to pokazuje, jaka przepaść dzieli Taichi'ego, który przypomina mi raczej rozkapryszonego bachora, aniżeli dojrzałego faceta i zahartowanego psychicznie Aratę, dlatego z całego serca kibicuję temu drugiemu.

            Fakt, że trochę mało go w serii, jako głównego (jakby nie było) bohatera, ale  kliknij: ukryte  Może właśnie przez to, że tak rzadko pojawia się w akcji, zawsze pozostawia niedosyt, który chce się jak najszybciej zaspokoić. Trochę taki człowiek – enigma, a takich facetów lubię najbardziej ;). Poza tym, jest motorkiem napędowym ambicji bohaterów, więc nie można odejmować mu jego ważnej roli w serii ;).
            • Avatar
              Hiromi 17.05.2013 23:41
              Re: - Anime
              Są gusta i guściki mojego zdania nic nie zmieni. Właściwie to powinniśmy się litować nad Aratą, tak? Ah jakiż to on biedny, ciągle poniewierany, osamotniony tchórz, który zamiast kontynuować pasję dziadka zamkną się w swojej skorupce. Dlaczego wciąż uważa siebie za najlepszego gracza to niedorzeczne aż bucha od niego egoizmem. Dla Twojej informacji ja również już troszkę przeżyłam w swoim życiu. Wolę mężczyzn, którzy są zdolni do poświęceń w imię swej miłości, a szczerzę wątpię, że Arata byłby w stanie porzucić grę, aby być przy Chihayi, dla Taichiego nic na świecie nie jest ważniejsze, jak kobieta, którą kocha. Wydaje mi się, że nasza dyskusja zmierza w zupełnie różnych kierunkach, nie ma sensu pisać, jeżeli na siłę próbujemy przekonywać siebie na wzajem do swoich osobistych odczuć. Obie mamy zupełnie inne poglądy dotyczące związków między lidzkich, ja stawiam na miłość i równouprawnienie, a Ty za to cenisz sobie troszkę staroświecki obraz, gdzie facet ma być męski, chłodny, obojętny, a kobieta stanowi dla niego nie partnerkę, lecz zdobycz, która nie ma prawa się przeciwstawić. Trudno mi to zaakceptować, ale nie jestem w stanie tego zmienić.
              • Avatar
                czarna mamba 18.05.2013 01:11
                Re: - Anime
                Kto powiedział, że mamy litować się nad Aratą? Dopowiadasz sobie ja jakieś bzdury wyssane z palca. On, jako postać, nie potrzebuje litości, w przeciwieństwie do rozpieszczonego Taichi'ego, więc nie widzę powodów do tego, żeby mu współczuć… Przytocz mi, w którym momencie mangi czy anime, Arata twierdzi że jest najlepszym graczem, a cała reszta jest totalnymi cieniasami, bo staram się dokładnie śledzić anime i, jak dotąd nie zauważyłam, by w jakikolwiek sposób się wywyższał…

                Nie będę wnikać w Twoje gusta, ale nie wyobrażam sobie związku z mazgajem, więc z miejsca podziękowałabym Taichi'emu, jako potencjalnemu kandydatowi na faceta. Arata jest dla mnie uosobieniem męskości i naprawdę nie wiem, na jakiej podstawie twierdzisz, że mam staroświeckie podejście do kwestii miłości, jeżeli odpycha mnie facet, który kręci z jedną dziewczyną, a nie potrafi uporządkować swoich spraw z drugą, w rezultacie zrywa przez telefon. No wybacz, ale jak można szanować takiego gościa, który ma za nic cudze uczucia, podczas gdy pod nosem jest facet, którego uczuć i podejścia można być pewnym? Jeżeli uważasz to za zbyt staroświeckie, mogę być jedynie dumna z tego, że nie podążam za jakimś głupim trendem i nie tak łatwo jest mnie uwieść na piękną buźkę i równie piękne słówka.

                Dla mnie Taichi to pospolita, rozkapryszona ciepła klucha, której na siłę trzeba współczuć. Arata jest po prostu facetem, który jest szczery, a nie wymyśla bzdur, które miałyby kogokolwiek do niego zbliżyć. Każdy ma prawo do słabszego okresu, niestety Taichi ma same słabsze okresy, co w moim mniemaniu, jest już po prostu irytujące i nie zamierzam ukrywać faktu, że uważam go za postać najbardziej żałosną w całej serii (nie licząc Yamamoto Yumi, która jest postacią epizodyczną). Nie zauważyłam również, by Taichi dawał Chihayi jakikolwiek wybór. Cały czas mam wrażenie, że to właśnie dla niego jest potencjalną zdobyczą, której trzeba pilnować i odganiać adoratorów, kręcąc się wokół jej nóg, jak pies, samiec alfa, którym (z przykrością stwierdzam) Taichi po prostu nie jest. Taki pies ogrodnika, sam nie zje, a innym nie da. Arata nigdy nie narzucił jej swojej woli, cały czas wolał być z boku, myśląc że Chihaya i Taichi są razem. Nie chciał być natrętny, dlatego bardzo u mnie zaplusował. Wybitnie nie trawię facetów, którzy jak psy próbują mnie obskakiwać, dlatego zawsze wolałam kogoś, o kogo trzeba się bardziej postarać. Między innymi stąd płynie moja sympatia do Araty.

                Cóż poradzić na to, że nie akceptujesz mojego punktu widzenia. Na siłę nie będę przekonywać Cię do swoich poglądów, bo nie ma to najmniejszego sensu. Feminizm jest w końcu taki trendy…
                • Avatar
                  jolekp 18.05.2013 21:33
                  Re: - Anime
                  Mam wrażenie, że wymyśliłaś sobie, że Arata jest taki wspaniały „bo tak”, a Taichi jest „be” z założenia i próbujesz naginać fakty pod tą tezę.
                  Co świadczy o tym, że Taichi jest „rozkapryszoną ciepłą kluchą” albo mazgajem, który oczekuje od wszystkich współczucia (może przykład jakiejś konkretnej sceny, z której to wynika – chodzi tylko o anime, mangi nie czytałam i nie zamierzam)? Z tego co pamiętam, to on łaził na te wszystkie zawody w tajemnicy przed wszystkimi i nie żalił się przed nikim z porażek. To, że inni mu potem współczuli to już nie jego wina.
                  Co do zerwania przez telefon – z tym zarzutem, owszem, zgadzam się, aczkolwiek trzeba mieć na uwadze, że on ma ok. 16 lat – to jeszcze nie jest facet, ale chłopiec i zwyczajnie brak mu dojrzałości.
                  Cały czas mam wrażenie, że to właśnie dla niego jest potencjalną zdobyczą, której trzeba pilnować i odganiać adoratorów, kręcąc się wokół jej nóg, jak pies

                  Czy to na prawdę takie dziwne, że chce być blisko osoby, którą kocha i że jest zazdrosny? To chyba ludzkie.
                  • Avatar
                    czarna mamba 18.05.2013 23:45
                    Re: - Anime
                    Arata nie jest wspaniały „bo tak”, tylko po prostu bardziej odpowiada mi, jako postać i facet. Z resztą, na mojej liście zaraz po nim plasują się wszyscy główni i epizodyczni, ale za to bardzo charakterystyczni męscy bohaterowie, jak choćby sadysta Sudou i sympatyczny Ławeczek. Nie wyróżniam tylko i wyłącznie Araty, bo jest cudowny, boski, wspaniały, plepleple. Po prostu jest wielu dużo fajniejszych bohaterów od Taichi'ego, którym poświęca się tak mało czasu antenowego na rzecz marmoladowego chłopca, że aż zaczyna mnie to irytować.

                    Co świadczy o tym, że uważam, iż Taichi jest ciepłą kluchę? Choćby to, że ludzie mają naprawdę poważne problemy, z którymi muszą się zmagać, a on po każdej porażce w meczu czy na stopie prywatnej, zmienia się w chodzącą depresję. Zupełnie, jakby bogatemu, pięknemu, rożowowłosemu, kandy boyowi należało się wszystko na świecie, a gdy ktoś inny spija śmietankę, większość widzów, a także jego własnego otoczenia widzi tylko jego problemy i robi z niego ofiarę losu, podczas gdy powinien być facetem, który ma jaja, zamiast wydmuszek. Czy ktoś przystanął nad Nishidą, Kaną czy Tsutomu, gdy przegrywali swoje mecze? Ktoś powiedział 'biedny/a Prosiak/ławek/Kana, znów miał/a pecha', etc? Nie, bo autorka mangi wykreowała sobie biednego handsome boya do przytulania, który ma wiecznie problem ze zdobywaniem tego, czego chce. Przykro mi, ale życie jest brutalne, nie można mieć wszystkiego, co się chce, a Taichi właśnie zaczyna budzić się z letargu, w którym tkwił głównie dzięki zaborczej mamuśce z przerostem ambicji i skłonnościami sadystycznymi.

                    Co do zerwania przez telefon. Wybacz, ale kiedyś, jak chciało się zakończyć znajomość, spotykało się z obecnym partnerem i powiadamiało się go osobiście, patrząc mu prosto w oczy. Teraz wystarczy pyknąć smsa „wybacz, ale znudziłaś mi się, nie ma sensu ciągnąć tego dalej, żegnaj” i po sprawie. Nie obchodzi mnie, że ma 16 lat i siano w różowowłosym czerepie. Chłopak z zasadami nie poniewierałby w ten sposób kimś, z kim niewiele go łączy, tylko po pierwsze – nie wchodziłby w ogóle z związek, który nie jest oparty na miłości, robiąc niepotrzebnie nadzieję drugiej osobie, po drugie – nawet gdyby wszedł i nie widział sensu w dalszym ciągnięciu tego związku, spotkałby się z dziewczyną i porozmawiał z nią. Oczywiście, pisząc to, ryzykuję znów nazwanie mnie staroświecką, ale przy najmniej nie parzę się co 5 min., wchodząc w związki z facetami, którzy mieliby mnie za nic. Szkoda byłoby mi Chihayi, którą bardzo lubię, gdyby związała się z kimś, dla kogo wejście w związek z przypadkową dziewczyną i późniejsze zerwanie z nią, jest jak splunąć.

                    Cały czas mam wrażenie, że to właśnie dla niego jest potencjalną zdobyczą, której trzeba pilnować i odganiać adoratorów, kręcąc się wokół jej nóg, jak pies


                    Czy to na prawdę takie dziwne, że chce być blisko osoby, którą kocha i że jest zazdrosny? To chyba ludzkie.


                    A czy to nie dziwne, że jednocześnie robi sobie z niej niewybredne żarty, albo ironizuje, że powinna umówić się z absztyfikantem, żeby nabierać doświadczenia? Wielu ludziom wydaje się, że kogoś kochają, ale jak widzą, że druga osoba nie odwzajemnia uczuć, to dlaczego ją naciskają, zamiast zostawić w spokoju i pozwolić jej dokonywać samodzielnych wyborów? Chyba tylko po to, by ją do siebie zniechęcić. Zawsze, gdy Chihaya wspomina przed meczami Aratę, Taichi sprowadza ją na ziemię pod pretekstem skupienia na rozgrywce, ale widać,że wyprowadza ją z równowagi zbyt wiele rzeczy, a jednak w innych sytuacjach zostawia ją z rozbieganymi myślami i skupia się na swojej grze, a w przypadku wyżej wspomnianego, sam dostaje nerwicy na myśl o konkurencie i to właśnie on zazwyczaj wali wtedy mecze grupowe. Wie dokładnie, że Chihaya mobilizuje się zawsze na myśl o okularniku, ale chce ją od niego zdystansować, bo sam ma kompleks na jego tle. Póki co, nie musi jeszcze być jej przyłbicą i tarczą, bo zwyczajnie z nią nie jest. Gdyby z nią był, takie zachowanie byłoby bardziej uzasadnione.

                    Tak na marginesie, gdybym miała określać 'pozycję w stadzie', tj. szkolnym klubie karuty, to prezesurę dałabym Prosiakowi, jako osobie grającej najdłużej ze wszystkich, posiadającej najwięcej doświadczenia i zdrowego rozsądku (chociaż często nie mógł wygrać, ale obecny prezio też zalicza wiele wpadek, a mimo to, chyba jeszcze nikt, oprócz mnie nie zakwestionował jego pozycji, więc dlaczego trzeba by było odmawiać pozycji Prosiakowi?). Na awans zespołowy zasługuje przede wszystkim analityczny mózg Ławka, którego strategie zazwyczaj się sprawdzają. Dziwi mnie, dlaczego na pozycji kapitana dalej tkwi Chihaya jako osoba niepewna pod względem emocjonalnym i taki z niej lider, jak z koziego tyłka trąbka. To, że ma talent do gry w karutę, nie znaczy, że równie dobrze potrafi kierować grupą, a poczciwy Tsutomu pasuje do tej roli idealnie.
          • Avatar
            czarna mamba 30.05.2013 18:06
            Re: - Anime
            [cytuj kogo]Prawdą jest, że Taichi zasługuje na związek z Chiihayą[/cytuj]

            Co tam jakieś rozgdakane babsko, mające fioła na punkcie karcianki. Myślę, że pomnik byłby stokroć lepszy. Uwieczniłby jego nieprzeciętne oblicze oraz heroizm na wsze czasy.

            Sama Chihaya mnie denerwuje, bo widzi w nim wręcz Boga, dopiero później dostrzega osiągnięcia Taichiego. Mam nadzieję, że Taichi będzie grał z Aratą o tytuł króla i zwycięży, a Chhihaya przejrzy na oczy.


            Jakże przykro patrzeć na to, że chłopak wypruwa sobie żyły dla niej, a ona woli poświęcić się bogu. W sumie  kliknij: ukryte 

            lecz wielu fanów mangi uważa zupełnie inaczej twierdzą, że poematy karuty mówią właśnie o Aracie, co wprawia mnie we wściekłość, jak taki zadufany w sobie koleś może dostać naszą głupią piękność.


            W tym anime poeamty Hyakunin Issue naprawdę nawiązują do relacji Chihayi z Aratą. Gdyby było inaczej, w żadnej ze scen deklamacji miłosnych poematów, nie byłby pokazany obiekt jej kultu ;). Dowodzi tego opowiadanie o mglistym moście, o prawdziwym znaczeniu karty „Chihayaburu” („Ten poemat jest o głębokiej czerwonej miłośći”), którą, jakby nie było, zdobyła w obecności Araty i to on przedstawił jej ją jako szczęśliwą kartę :).

            Poza tym:

            -Przypadkowe spotkanie („Meguri Aite”)...
            -Cytujesz Murasaki Shibiku?
            -Kojarzy mi się z Aratą. Widziałam go jedynie przez chwilę… Przecież to poemat o miłości, a dotyczy dziewczyny i jej przyjaciela z dzieciństwa. Idealnie do nas pasuje.


            / manga ch.37, anime ep. 20 ;)

            Ta scena pokazuje, jak głęboka więź łączy ją z Aratą. Nigdy ani wcześniej, ani poźniej podobne sceny nie dotyczyły Taichi'ego. Chihaya może nie jest najinteligentniejsza, ale widać, że jej instynkt samozachowawczy ma się całkiem dobrze ;).

            ****

            Twoje słowa dowodzą, że niewiele potrzeba fanom, żeby przyciągnąć ich do serii. Wystarczy na pierwszy plan wystawić pięknego chłopca z dobrego, bogatego domu, który bawi się w bycie herosem z dużymi pokładami pecha. Nic innego mu nie potrzeba, tylko trochę szczęścia. Nie jest ani brzydki, ani głupi, garbaty, łysy, kulawy, nie sepleni, nie nosi szkieł grubości denka od słoika, nie musi zarabiać na własne utrzymanie i nie zmarł mu dziadek, ktory był meijinem karuty, etc. Zawsze popularny, zachwalany, nr 1 wszędzie, gdzie się znajdzie, tylko nie w karucie i miłości. Jakaś równowaga musi zostać zachowana. Jedyne, czego mu brakuje, to trochę szczęścia i ten fakt czyni z niego największego przegranego na świecie. Nie ma chyba w serii żadnej innej postaci, która szczyciłaby się bogatrzą ekspresją emocji oraz większą ilością min, co on. Widzieliśmy już Taichi'ego w każdej możliwej odsłonie i żadna z nich nie zachwycała. Powiem więcej, żenowała z każdym kolejnym zwieszeniem rozczochranego, rożowego czerepa. Mężczyznę poznaje się nie po tym, jak zaczyna, tylko jak kończy ;).

            Ostatnie odcinki anime pokazały właśnie to, o czym pisałam wcześniej, że autorka mangi zrobiła sobie z niego biednego chłopca do przytulenia do matczynej, opiekuńczej piersi, nie dając mu szansy na prawdziwe wykazanie się męskością. Wiem, że wiele kobiet uwielbia typ faceta, którym trzeba się zaopiekować, ale dla równowagi muszą też być mężczyźni, którzy twardo potrafią stąpać po ziemi i to zazwyczaj oni są największym wsparciem dla kobiety. Jeżeli Taichi kiedykolwiek poczuje prawdziwego kopniaka ze strony rzeczywistości i będzie zmuszony do samodzielnego zadbania o siebie własnym wysiłkiem, nie pieniędzmi rodziców i wszelkimi możliwościami, jakie mu zaoferowali, wtedy jeszcze raz rozważę moją opinię na temat jego (nie)męskości. Milion pięćset sto dziewięćset min i emocji, jakie nim targają, wywołuje we mnie co najwyżej grymas politowania na widok chłopca, który w końcu zaczyna wychodzić z piaskownicy i może kiedyś, w dalekiej przyszłości będzie miał okazję zakosztować prawdziwego życia. Na razie jednak ktoś podwędził mu grabki, ktorymi chciał się pobawić, a tym kimś jest wredny, fałszywy, dwulicowy, nudny, ale boski Arata.
  • Avatar
    R
    Góral 15.01.2013 11:35
    Recenzja moshi_moshi - parę uwag
    moshi_moshi napisał(a):
    Istotny jest fakt, że kyougi karuta ma bardziej przejrzyste zasady od na przykład go

    Polemizowałbym, że karuta ma bardziej przejrzyste zasady od go. Nie wyobrażam sobie bardziej przejrzystych (ani prostszych) zasad niż te w go.

    Problemem okazało się to, że seria została nakręcona na podstawie wciąż publikowanej mangi.

    Dla mnie to nie jest problem. Problemem są raczej anime, w których twórcy postanawiają zademonstrować własną pomysłowość w wyniku czego fabuła cierpi na tyle, że nie da się później zekranizować dalszego materiału mangi bez restartu serii. Tak było w przypadku choćby FMA, Hellsinga, Guyver'a czy Claymore'a (z tym, że w przypadku tego ostatniego nie wiemy czy doczekamy się kiedyś remake'u). Stąd otwarte, ale wierne mandze zakończenie na pewno nie jest wadą.
    Jeśli chodzi zaś o przegrywanie pojedynków, również zaliczam to jako plus. Odrobina realizmu w serii sportowej to rzecz naprawdę rzadko spotykana, szczególnie w przypadku skuteczności głównego bohatera. Przeważnie mamy do czynienia z osobami, które mogą tylko piąć się w górę i „levelować” w przesadzonym i niczym nieograniczonym tempie (przykładem jest choćby Echizen z PoT albo Tsubasa). I nie, widz nie oczekuje szybkiej ewolucji o czym świadczy choćby niesamowita popularność Chihayafuru. Nie wiem jak można oczekiwać, by w tak krótkim czasie bohater, który ledwo dostał się do najwyższej ligi, pokonał najlepszego z najlepszych. Raz, że byłoby to nierealne, a dwa odcięłoby drogę rozwinięcia historii lub wymusiło wprowadzenie nieziemskich przeciwników (co może tylko zgubić serię i od takich momentów mamy tendencję spadkową). Tempo prowadzenia historii i rozwijania umiejętności boahaterów jest właśnie w sam raz (czyli szybsze niż w rzeczywistości, ale bez przesady).

    Chwilami zastanawiałam się, czy nie zatrzymała się ona na poziomie szkoły podstawowej.

    Śmiem twierdzić, że nawet w tych mniej poważnych momentach Chihaya zachowuje się bardziej dojrzale niż znacząca większość postaci w jej wieku z innych anime. To że nie zachowuje się jak panna, której tylko królewicze w głowie uważam akurat za sporą zaletę i jeden z uroków tej postaci. Możliwe, że dla dziewczyn wątek romantyczny potraktowany po macoszemu może się nie podobać, ale męska część widowni będzie z kolei zadowolona z takiego obrotu sprawy. Podejrzewam, że gdyby proporcje sport­‑romans były odwrócone i dominowała właśnie część obyczajowa seria stałaby się niestrawna dla wszystkich za wyjątkiem wielbicielek shoujo.

    Chihayafuru to seria ze sporą ilością wad

    Po czym wymieniasz dwie, które sporo osób (większość?) nie uzna za wady.

    Jestem zawiedziona, ponieważ mimo niedociągnięć, seria wyjątkowo przypadła mi do gustu i ani razu nie poczułam się znudzona. Wręcz przeciwnie, po zakończeniu seansu każda komórka mojego umysłu wołała „więcej!”

    Jesteś zawiedziona, ponieważ ani przez chwilę się nie nudziłaś, a seria wyjątkowo przypadła Ci do gustu? W takim razie życzę tobie więcej takich zawodów.

    Widzę spore sprzeczności w zacytowanym fragmencie.

    Karuta zawsze stoi u niej na pierwszym miejscu i chociaż uwielbia przyjaciół, zawsze patrzy na nich przez pryzmat gry, często nie dostrzegając rzeczy oczywistych, jak chociażby uczucia Taichiego.

    Dla widza może i jest to oczywiste, ale niby czemu dla niej miałoby być? Tym bardziej, że Taichi sam sobie nieraz przeczy i pcha ją w stronę innych adoratorów. Jak wspomniałaś, Chihayi tylko karuta w głowie (co z dowcipem zostało zademonstrowane w anime i mandze – mam tu na myśli wizualizację jej umysłu) stąd nie powinno dziwić, że jej życie uczuciowe na tym cierpi (a co za tym idzie cierpią osoby oczekujące rozwiniętego wątku romantycznego). I nie wiem jak można jej postępowanie nazwać błędnym, po prostu dziewczyna ma inne priorytety niż przeciętna siksa.

    przez swoją dziecinność i brak zdrowego rozsądku częstokroć marnuje ona szanse na zwycięstwo w grze, a z całym szacunkiem, nawet najsympatyczniejszy główny bohater, który nie potrafi wziąć się w garść, w końcu zostanie uznany za, za przeproszeniem, dupę wołową, nie bohatera.

    Nie zauważyłem niczego podobnego. Jeśli Chihaya przegrywała to w wyniku niedostatecznych umiejętności (chyba raz zdarzyło się, że nie wytrzymała presji, w debiutanckim występie, co jest zrozumiałe, ale później czegoś podobnego nie pamiętam). No i zupełnie nie wiem skąd zarzut, że Chihaya nie potrafiła wziąć się w garść albo brakowało jej zdrowego rozsądku. Jest wręcz przeciwnie. Nawet podczas najtrudniejszych meczów potrafiła zachować spokój, dokonać analizy sytuacji i wyciągnąć wnioski. Doskonale to widać podczas pojedynku Chihayii z królową, która słynęła z „łamania” swoich adwersarzy. Właśnie to uczenie się na błędach jest jedną z jej największych zalet.
  • Avatar
    A
    Gosiaczek 7.11.2012 00:55
    Cieszmy się!!!!!!!!!!!
    Tak, jak wszyscy fani „Chihayafuru” ja również nie mogłam doczekać się drugiego sezonu, ale nasza cierpliwość została nagrodzona, ponieważ zgodnie z krążącymi plotkami w tego rocznym zimowym sezonie anime rusza „Chihayafuru 2”. nie posiadam się z radości, mam nadzieję, że ta informacja was też ucieszy, to nie podpucha, ale sprawdzona sprawa. Pozostaje nam tylko poczekać.
    • Avatar
      miko_kikyou 23.12.2012 00:06
      Re: Cieszmy się!!!!!!!!!!!
      Też chciałam to ogłosić, ale widzę, że mnie ubiegłaś, przez szkołę jestem opóźniona ;) Moja radość jest niezmierna, liczę na porządny, przynajmniej 24 odcinkowy sezonik, nie jakieś tam 13…
      • Avatar
        Gosiaczek 24.12.2012 22:55
        Re: Cieszmy się!!!!!!!!!!!
        Pewnie niech nawet z nas nie próbują żartować robiąc 12 odcinkowy sezon, mangi jest przeszło 60 rozdziałów, które powinny być zrealizowane w drugim sezonie. Ja chcę zobaczyć Taichiego zdobywającego rangę A i  kliknij: ukryte . Już nie mogę się doczekać 13.01.2013r., ponieważ w tym właśnie dniu ma pojawić się pierwszy odcinek drugiego sezonu.
  • Avatar
    A
    Góral 22.10.2012 05:26
    Jedna z ciekawszych "sportówek"
    Świetne anime, jedna z najlepszych sportówek jakie oglądałem. Przede wszystkim postacie są rewelacyjne. Twórczyni naprawdę przyłożyła się do ich kreacji. Bohaterowie są przekonujący, realistyczni i dają się polubić od razu, a przy tym na tyle różnorodni i charakterystyczni, że widz zapamiętuje ich natychmiastowo. Do tego wyrywają się schematom, autorka wyraźnie postawiła tu na realizm, a nie przerysowanie czy zbytnie podkreślenie niektórych cech. Nie ma tutaj ludzi doskonałych czy skończonych partaczy i poszczególne cechy są dobrane w idealnych proporcjach. No i może najważniejsze – wyglądają i zachowują się jak przystało na swój wiek co w dzisiejszych anime/mangach rzadko się zdarza (przeważnie 17­‑18­‑latki wyglądają i postępują jak 10­‑12­‑latki). Z tak interesującymi postaciami mógłbym nawet curling oglądać albo konserwację powierzchni płaskich. Interakcje między nimi i dialogi były przemyślane, nieraz przedstawione w dowcipny sposób i zawsze ciekawe.

    Sama dyscyplina sportu wydawać mogłaby się na pierwszy rzut oka nudna i bezsensowna, ale w miarę poznawania zasad i śledzenia meczów pierwsze niedobre wrażenie mijało i z czasem niektóre pojedynki (zwłaszcza te indywidualne) potrafiły wywołać we mnie wiele emocji. W efekcie kończyło się na tym, że kibicowałem komuś i z bezsensownej gry, karuta stała się interesującą dyscypliną. Duża w tym zasługa nie tylko postaci, ale również sposobu prowadzenia rozgrywek i reżyserii widowiska. Odpowiednie stopniowanie napięcia, ujawnianie we właściwym momencie asów w rękawie, wprowadzanie przypadkowego elementu do gry to jedne z wielu zabiegów, które urozmaicały rozgrywkę. Co więcej same postacie zarażały widza swoją miłością do gry w karutę. Widać było, że zależy im na wygranej, a mecze to coś więcej niż zabawa. Tego niestety nieraz brakuje w wielu anime sportowych albo jest ono słabo przedstawione. Generalnie również na tym polu anime wypadło znakomicie i Chihayafuru mogłoby służyć jako wzór odpowiedniego przedstawienia danej dyscypliny sportu.

    Na osobne wspomnienie zasługuje fabuła, która w przeciwieństwie do większości anime z gatunku sportowego nie została całkowicie pominięta. Jej podstawą jest przyjaźń trójki dzieci poddana próbie czasu. Po kilku latach cała trójka spotyka się razem, a relacje między nimi stają się znacznie bardziej skomplikowane. Pomimo etykiety josei romansu jest tutaj jak na lekarstwo co dla mnie jest zaletą. W mojej ocenie jest go w sam raz dla każdego i nawet wielbiciele tego gatunku powinni być zadowoleni. Jeśli nawet „cukierkowe” momenty się pojawiły to nie były zbyt nachalne, także i pod tym względem Chihayafuru się broni.

    Z technicznego punktu widzenia powiedziałbym, że seria jest perfekcyjna. Grafika i kreska są przepiękne, a muzyka nastrojowa, do tego pojawiająca się kiedy trzeba. Pod tym względem nie mam serii nic do zarzucenia i takiej oprawy życzyłbym każdej wartej obejrzenia serii.

    Podczas oglądania anime właściwie nigdy się nie nudziłem (wyjątkiem był wykład z poezji w 7 odcinku i powtórkowy 16), a na każdy odcinek czekałem z niecierpliwością. Duża w tym zasługa samej Chihayii, której nie da się nie lubić. Rzadko spotyka się niepłaczące (prawie) i nierozemocjonowane dziewczyny. I choć były słabsze momenty (szczególnie w pierwszej połowie serii) anime ostatecznie pozostawiło po sobie bardzo pozytywne wrażenie stąd polecam je bez wahania. Ode mnie solidne 8/10.
  • Avatar
    A
    Maciejka 22.07.2012 16:06
    let's play karuta~!
    I kto by się spodziewał, że seria o karucie może być tak przyjemna, urocza i ekscytująca zarazem? Największa siła anime tkwi w postaciach, tak przesympatycznej gromadki nie widziałam już dawno i, co lepsze, Chihaya w klubie karuty nie ma wokół siebie męskiego haremu składającego się z bizonów o tęczowych włosach, nie! – jeden z chłopców wygląda jak prosiaczek, drugi jak typowy kujon, dopiero trzeci to Taichi – i tu mogłabym zacząć wychwalać autorkę pod niebiosa, bo od początku kibicowałam Aracie. Nie wiem czemu, może ze względu na to, że był takim biednym, pociesznym chłopcem i z miejsca zapałałam do niego sympatią, która trwała nieprzerwanie przez dziesięć odcinków. Ale w trakcie tych dziesięciu odcinków powoli zaczynałam przekonywać się również do Taichiego i kiedy z ekscytacji serce zabiło mi szybciej przy scenie z urodzinowym tortem dla Chihayi, już wiedziałam, że coś się dzieje… Tutaj brawa dla autorki za świetną kreację postaci, bo jak się już na początku uprę, to jestem w teamie tej jednej postaci aż do końca, teraz po raz pierwszy w życiu zdarzyło mi się tę zasadę złamać i przejść na drugą stronę, tak że… Taichi, ganbare! Mimo że Aratę nadal uwielbiam, to właśnie naszego zazdrosnego chłopca widzę w parze z Chihayą, tylko on da radę poskromić jej zapał do nieustannej gry w karutę, z Aratą tylko by się wzajemnie nakręcali. Główna bohaterka natomiast ma fioła i to całkiem niezłego na punkcie gry, ale nie oznacza to wcale, że widza denerwuje, ja ją bardzo polubiłam, zresztą jak cały klub. Jej przeciwieństwem jest Kana­‑chan, która karutę traktuje jak coś więcej niż zwyczajną rozgrywkę, a jej mała obsesja na punkcie poematów i tradycyjnych strojów jest całkiem urocza. Postaci na przełomie tych dwudziestu pięciu odcinków rozwijają się, starają się realizować marzenia; dobrym przykładem jest tu właśnie osoba Kany, która postanowiła zostać recytatorką.
    Pozostaje tylko czekać na drugi sezon, acz może to być trudne zadanie, bo najchętniej już teraz poznałabym dalsze wysiłki gromadki na drodze do zostania Mistrzem i Królową. *___*
    Naprawdę, karuta może być ekscytująca, zwłaszcza jeśli przedstawi się ją tak, jak to zrobiono w Chihayafuru.
    • Avatar
      Gosiaczek 1.10.2012 22:16
      Re: let's play karuta~!
      Jak najbardziej podzielam Twoją opinię, lecz z jedną rzeczą się nie zgodzę od samego początku nie cierpię Araty, koleś wciąż się nad sobą użala, kto to widział a żeby dziewczyna stawała w obronie faceta. Natomiast Taichi owszem ma swoje małe wady, ale to chyba oczywiste, że jest zazdrosny o Chihaye, ponieważ mimo jego subtelnych gestów ona nie dostrzega, jego uczuć. Ja również mam nadzieję, że jego starania zostaną wynagrodzone i w końcu zdobędzie kobietę, którą tak bardzo kocha. Będziemy mogli się o tym przekonać w tegorocznym zimowym sezonie anime,który głosi oficjalną zapowiedz drugiego sezonu „Chihayafuru” i oby nasze marzenia względem Chihay i Taichego znalazły szczęśliwe odzwierciedlenie.
      • Avatar
        miko_kikyou 17.10.2012 00:35
        Re: let's play karuta~!
        Naprawdę będzie 2 sezon?! To mi poprawiłaś humor ;D (własnie skończyłam dziś serię) Zakochałam się w tym anime, tak uroczej i ciepłej serii nie oglądałam od czasów Nodame (choć ona jest bardziej niestabilna psychicznie ^^) Nie wiedziałam że zwykła karcianka tak mnie wciągnie ;) Co do Taichiego mam podobne odczucia, na początku kibicowałam Aracie, ale jak lepiej poznałam Ta i zauważyłam jak bardzo chłopak jest beznadziejnie w Chi zakochany, zmieniłam front. Arata jest przez większość czasu nieobecny i nie poświęca się tak dla naszej „głupiej piękności”. Niech będzie jej najlepszym przyjacielem, ale w parze ich razem nie widzę.
        • Avatar
          miko_kikyou 17.10.2012 00:37
          Re: let's play karuta~!
          A i mam nadzieje, że w 2 sezonie Shinobu wróci do siebie, dość już tych lodów ! ;)
          • Avatar
            Gosiaczek 22.10.2012 03:29
            Re: let's play karuta~!
            Co do drugiego sezonu to 100% pewne wieści, ponieważ ta informacja pojawiła się w 17 tomie mangi i potwierdziła mi ją koleżanka, która doskonale orientuje się w nowościach anime, więc pozostaje nam tylko czekać. Pamiętasz noworoczną rozmowę Chihayi z Aratą myślałam wtedy, że gdybym mogła to złapałabym ją za tę „piękną główkę” i trzasnęła za to porównanie ich znajomości do zamglonego mostu, jeżeli ona na prawdę wybierze Aratę to nie oglądam dalej.  kliknij: ukryte  A co do Shinobu to przypuszczam, że powróci do pierwotnego wyglądu, gdy była taka śliczna.
            • Avatar
              miko_kikyou 22.10.2012 20:40
              Re: let's play karuta~!
              Właśnie zastanawiałam się nad przeczytaniem mangi, ale skoro ma wyjść 2 seria, to się wstrzymam. Nie chcę sobie psuć przyjemności ;) Najwyżej wezmę się za nią już po seansie by sobie wszystko porównać. Chihaya z tego co widzę jest dość ciemna w kwestii uczuć… No i wkurza mnie, że ciągle tylko Arata i Arata, mam nadzieje, że oprzytomnieje i wybierze chłopaka, który by za nią w ogień wskoczył. Poza tym nie ma nic lepszego niż zakochać się w najlepszym przyjacielu, który cię tak dobrze zna. Co do Shinobu to szczerzę, w to wierzę, bo moim zdaniem była najładniejsza ze wszystkich dziewczyn ^^
              • Avatar
                Gosiaczek 22.10.2012 23:17
                Re: let's play karuta~!
                Podziwiam Cie za cierpliwość, ponieważ ja gdy już skończyłam oglądać pierwszą serię nie umiałam się powstrzymać i od razu sięgnęłam po mangę. Co do wyglądu postaci jego urok mnie powalał szczególnie główna parka. Głos Taichiego przyprawiał mnie o gęsią skórkę. Byłam zła, że mimo tylu starań nie zdobył rangi A. Ciekawa jestem, czy czasami nie będzie tak, że Taichi z Arata nie będą walczyć przeciwko sobie o tytuł króla i serce Chihay. To dopiero nasza piękność miała by dylemat komu kibicować. Zgadzam się Shinobu to jedna z najładniejszych postaci, jakie widziałam w animach.
                • Avatar
                  Gosiaczek 19.01.2013 22:55
                  Re: let's play karuta~!
                  Ja chyba padnę trupem jeżeli Chihaya i Taichi nie będą razem. Taichi jest pierwszą postacią męską, która tak bardzo polubiłam, wręcz kocham go, ta jego subtelność ach.  kliknij: ukryte 
                  • Avatar
                    czarna mamba 19.05.2013 13:59
                    Re: let's play karuta~!
                    Ja z kolei wybitnie nie trawię Taichi'ego. Cały urok traci, gdy zwiesza smętnie głowę po kolejnej porażce na tle karuty i sfery uczuciowej, czego nie można powiedzieć o większości innych bohaterów, zwłaszcza męskich. W dodatku drażni mnie podejście otoczenia do tego marmoladowego chłopca, najwidoczniej będącego jedynym człowiekiem w świecie Chihayafuru, który ma pecha i nie zawsze jest w stanie osiągnąć wszystko, czego pragnie. Bardzo dobrze, bo byłoby to wielce niesprawiedliwe, gdyby posiadał nie tylko urodę, słodki głosik, pozycję, popularność, talenty, pieniądze i inteligencję, a na dodatek z łatwością prześlizgiwałby się przez wszystko, co zwykłym ludziom sprawia niebywałe kłopoty. Trzeba było stworzyć jakiś kontrast dla w/w walorów, by nie kreować postaci absolutnie doskonałej. Szkoda, że twórcy mangi&anime poświęcają mu tyle uwagi, ale może jest to właśnie zabieg celowy, żeby przyciągnąć przed ekran grono damskiej widowni, która uwielbia jarać się wyjątkowo doskonałą powierzchownością, a jego niedoskonałość wewnętrzna daje pole do popisu wrażliwej i opiekuńczej stronie kobiecej natury. Można zwymiotować tęczą…

                    Pomijam już moją ogromną sympatię do Araty, który jest moim ulubionym męskim bohaterem, na więcej uwagi zasługuje Ławek, pełniący dotychczas rolę klasowego kozła ofiarnego, przy czym ewoluuje najbardziej ze wszystkich głównych bohaterów, zyskując mnóstwo pewności siebie. W końcu może również w praktyczny sposób wykorzystać swoją inteligencję, służąc ogromnym wsparciem merytorycznym dla całej drużyny. Przede wszystkim, niesprawiedliwe jest wobec niego umieszczenie Taichi'ego na stanowisku przewodniczącego (znów podkreślenie pozycji golden boya na tle pozostałych członków grupy) lub mianowanie Chihayi, jako totalnego roztrzepańca, na pozycji kapitana. Analityczny umysł Tsutomu aż prosi się o awans grupowy, więc nie rozumiem, dlaczego do tej pory nie zmieniono jeszcze lidera klubu. Oczywiście nie spodziewam się, że w którymkolwiek odcinku uwaga twórców skupi się głównie na nim, bo kto chciałby oglądać przez 20 min. chudziutkiego karzełka, wyglądającego jak półtora nieszczęścia, a któremu nie można nawet zajrzeć w oczy, bo gunią się gdzieś za grubymi szkłami. Nie zmienia to jednak mojej opinii, że jest o niebo lepszą postacią od Mashimy i należałaby mu się choć 1/4 czasu antenowego, jaki poświęcony jest różowowłosemu.

                    Dużo większą sympatią darzę również czołowego sadystę – Sudou, który nie jest do końca ani czarny ani biały i stanowi kontrast dla tej bardziej sympatycznej strony bohaterów. Owszem, posiada skłonności sadystyczne, co często można zauważyć w jego relacjach z drużyną Hokuo oraz w pojedynkach (i zakładach) z Chihayą, ale nie da się przy tym go nie lubić :). Czemu się dziwić, że wykorzystuje rożne sztuczki, jeżeli doskonale rozumie, że powodzenie meczu zależy od stanu emocjonalnego przeciwnika i, żeby zwiększyć swoje szanse na wygraną, należy podłamać ducha walki stronie przeciwnej. Sudou znęca się nad swoimi ofiarami w tak wdzięczny sposób, ukazujący jego diabelską naturę w bardzo pocieszny sposób. Uwielbiam go za diabliki w oczach i fakt, że nie oszczędza nawet swojej własnej drużyny. Bardzo miło słuchało mi się jego płynnego, śpiewnego głosu w odcinku, w którym był lektorem i, aż chcę więcej takich scen. Można powiedzieć, że kunsztem i talentem lektorskim przebił wieloletnich zawodowych lektorów. Chylę czoła ;).

                    Więcej Ławka, Kany, Sudou, Araty, aniżeli Chihayi i Taichi'ego. Mogliby zostać czasem odsunięci w cień, żeby skupić się na pobocznych postaciach, które nie są tylko tłem całej historii, biorąc czynny udział w każdym epizodzie. Araty jest stanowczo za mało i za każdym razem czuję niedosyt, gdy pojawia się gdzieś na końcu odcinka, by zniknąć na kolejne kilka. Jego miła aparycja, klasyczna uroda, a także siła wewnętrzna, spokój i powaga uzmysławiają mi, że jest facetem, z którym chciałabym mieć do czynienia w świecie realnym, mając wokół siebie prawie samych wariatów, którzy nie mają nic pod czaszką, oprócz siana. Facet z fantazją jest dobry na chwilę, ale facet z ugruntowanym charakterem, zasadami moralnymi, a także potrafiący zachować się bardzo honorowo to czarna perła, zagubiona gdzieś w błocie. Przy kimś takim nie trzeba bać się, że odwali jakiś brudny numer czy po prostu rzuci kobietę, z którą był, jak zużyty przedmiot. Szkoda tylko, że w serii patrzy się na niego przede wszystkim przez pryzmat dziadka, zacierając jego indywidualność. Dziadek był jego mentorem, mistrzem, inspiracją do rozwoju pasji, ale już go nie ma, a każdy chce widzieć w Aracie poprzedniego Meijina. Drażnią mnie takie porównania, bo jeżeli człowiek wypada odrobinę słabiej na tle chodzącej doskonałości, od razu wychodzi na to, że nie rokuje większych nadziei. Ten zabieg nie tyle trochę, co bardzo mu szkodzi, bo widz nie patrzy na chłopaka, tylko na jego podobieństwo do dziadka. Ja jednak staram się odsunąć poczciwego dziadziunia na bok i spojrzeć w indywidualną naturę Araty.

                    No cóż, seria ukazuje dwoje rywali, z których wobec jednego wszyscy się litują i choćby sam chciał cokolwiek zrobić, to otoczenie podaje mu pomocną dłoń, czyniąc z niego bezradne dziecko. Drugi jest chłopakiem, w którym wszyscy pokładają nadzieje na pójście w ślady dziadka, nie pozwalając mu na bycie sobą i obawiam się, że w jego przypadku może być podobnie, jak z kilkuletnią Ririką, którą kreowano na przyszłą Wakamiyę Shinobu, po czym od razu skreślono po przegranym meczu z Chihayą. Tak się nie robi, bo człowiek jest tylko człowiekiem, ma swoje wady, zalety, słabostki, a wystarczy kilka głupich i nieprzemyślanych słów, by doszczętnie kogoś zniszczyć, zwłaszcza nieukształtowane jeszcze emocjonalnie dziecko.
                    • Avatar
                      Pum boom 19.05.2013 14:26
                      Re: let's play karuta~!
                      Piszesz, że każdy jest tylko człowiekiem i że każdy może mieć słabszy okres czyżby te słowa dotyczyły tylko Araty? Ciągle wspominasz zerwanie Taichi'ego z dziewczyną a ile to odcinków temu było? Taichi cały czas się zmienia i pracuje nad sobą, ktoś wspominał nawet, że Taichi powiedział, że dla niego ważniejsze niż bycie w randze A jest stanie się lepszym człowiekiem i ty nadal nazywasz go słodkim słabym i użalającym się nad sobą chłopcem? Gdyby było tak jak mówisz to zamiast starać się poddałby się , porzucił karutę i korzystał by ze swojego wyglądu umawiając się z każda chętna. Arata zarówno dla Chihaya jak i dla Taichi'ego jest inspiracją i powodem zmian. Chihaya znalazła coś dla siebie karute a Taichi zaczął się zmieniać i to na lepsze. Moim zdaniem Arata jest zbyt doskonały natomiast Taichi i Chi… mają słabości i cały czas muszą nad nimi pracować i to ich łączy. Arata jest zbyt idealny, nie musi tak ciężko pracować nad sobą jak inni, miał dziadka, który to od małego go uczył ma oczywiście też talent. Arata wydaje mi się, że nie zna tak dobrze Chiha.. to Taichi zawsze jest przy niej i wie co zrobić by ją uspokoić, kiedy zostawić ją samą. Nie mówię, że Arata jest zły itp. lecz nie pasuje mi on na partnera Chiha… raczej na wzór, nauczyciela może?
                      • Avatar
                        czarna mamba 19.05.2013 15:20
                        Re: let's play karuta~!
                        Gdybym, pisząc o byciu człowiekiem, miała na myśli tylko Aratę, nie pisałabym o Ławku, Prosiaku, i całej reszcie. Po prostu nie lubię Taichi'ego i mam do tego prawo. Za to lubię Aratę, na którym wszyscy wieszają psy głównie przez fascynację Chihayi. Gdyby nasza piękność nie była otwarcie nim zainteresowana, dla nikogo nie byłby żadnym problemem, ale jest, bo w serii występuje w roli antagonisty uwielbianego przez większość Mashimy. Arata nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, że spędza sen z powiek Taichi'ego, który teoretycznie nie powinien w ogóle obawiać się kogokolwiek. Poza tym, w komentarzu wspominam Ławka (którego też bardzo lubię, nie ukrywam, ze rozczula mnie ten wielkomózgi karzełek :)), który charakterologicznie ewoluuje najbardziej z całej śmietanki bohaterów, a mimo to, poświęca mu się niezbędne minimum uwagi, aby tylko był i nikt nie zapomniał o tym, że nasz kujonek żyje i ma się całkiem dobrze.

                        Może właśnie przez wieczne użalanie się otoczenia (głównie damskiej części widowni turniejów) nad pechem i heroizmem Taichi'ego, nie byłabym tak bardzo do niego uprzedzona. Nie mam cierpliwości do wysłuchiwania pisków dziewoj, twierdzących że Taichi nie wygrywa, bo ma potwornego pecha. Zepsuty klimatyzator jakoś innym nie przeszkadza tak bardzo, by nie mogli wygrać, wiec tłumaczenie jego braku umiejętności brakiem szczęścia jest słabe i czyni z niego postać, którą można co najwyżej negatywnie pożałować. Gdyby nie fakt, że facetowi nie przystoi ronienie łez z powodu porażki, chodziłby wiecznie zapłakany, ale i tak jego zwieszanie głowy powoduje zamierzony efekt współczucia u płci pięknej. Żadna z pozostałych postaci (poza Chihayą, oczywiście) nie skupiała nigdy nawet połowy uwagi, jaką poświęca się jemu, a również miały okresy słabości, jak i poważnych wzlotów. Być może nawet polubię Taichi'ego, jeżeli skończy się ten cały cyrk wokół jego pecha i potrzeby zmiany, a także halo na punkcie jego uczuć do Chihayi. Na razie jednak plasuje się dość nisko w moim rankingu postaci.

                        to Taichi zawsze jest przy niej i wie co zrobić by ją uspokoić, kiedy zostawić ją samą.


                        Ja odnoszę całkiem odwrotne wrażenie. Gdyby Taichi potrafił panować nad emocjami Chihayi, nie stwierdziłby po nieudanym meczu Chihayi (bodajże z Yumin), że tylko Arata byłby w stanie przemówić jej do rozsądku. Poza tym, jeżeli na horyzoncie pojawia się wyżej wymieniony, Taichi sam traci grunt pod nogami i przedwcześnie poddaje mecz, skupiając się na swoim konkurencie. Jeżeli chce cokolwiek w sobie zmienić, musi przestać ciągle patrzeć na boki, dostając nerwicy na myśl o kimś, kogo nawet nie ma w pobliżu.

                        Nie zawsze jest tak, że najbliższy przyjaciel dziewczyny staje się jej partnerem. Dobra znajomość kogoś sprawia, że druga strona jest tak przyzwyczajona do przyjaciela odmiennej płci, że nie widzi w nim materiału na partnera, tylko ewentualnie chusteczkę do nosa, która pomoże uporać się z problemami. Z resztą, wierzę w to, że  kliknij: ukryte 
  • Avatar
    A
    Qualu 20.07.2012 18:44
    karty, bałwanki, kimona.. ależ to urocze!
    Róż na włosach, a bardziej to to męskie od większości napakowanych cwaniaczków z shounenów i seinenów. Taichi, wróć do mnie. W drugiej serii najlepiej. Ostatnio coraz mniej przywiązuję się do postaci z krótszych serii, a tu proszę, Chihayafuru zaskoczyło mnie zbiorem ciekawych, ale nie przesadzonych osobowości, których naprawdę ciężko nie polubić. No, może Yumi i Arata nie są najlepszymi postaciami z tej serii, ale główna piątka, a zwłaszcza Chihaya, Kana i Taichi to bohaterowie, do których chyba zatęsknię. Ładna, nieprzeładowana kreska, przyjemna animacja, śliczne kolory i śliczne buzie Chihayi i Shinobu. Chyba brakowało mi takiej schematycznej, nachalnej piękności w twarzach postaci w innych anime wychodzących równolegle, bo się po prostu napatrzeć nie mogłam. I te kimona.. miód. Opening i ending takie, jakie być powinny, muzyka przyjemnie podkreślała nastrój, ale osobno by nie zachwyciła. Pojedynki o dziwo były emocjonujące i niektóre „starcia” oglądałam z zapartym tchem. Niemniej, najważniejsze w tej serii były dla mnie postaci, a w tym aspekcie absolutnie się nie zawiodłam. Anime potrafiło rozbawić (ogólne „ogarnięcie” protagonistki czy postawa matki „na kochaną teściową” szczytem humoru nie były, ale przyjemnie rozluźniały widza), do tego nie popadało w tragiczne przeszłości (choć mogło). Bardzo przyjemna seria, o ile nie oczekuje się jakiegoś oświecenia ani fajerwerków. Jedyny niesmak, jaki pozostaje, to ten po zakończeniu. Jako wierna fanka sztandarowego pairingu tej serii, wypatruję dobrej kontynuacji zmagań bohaterów z karutą i z sobą na wzajem. Taichi, do boju :)
  • Avatar
    A
    Lin 25.06.2012 15:36
    więcej, więcej, więcej!
    Jak dla mnie, seria absolutnie zachwycająca! Przy czym szczerze polecam zebranie sobie całej serii i oglądanie jej w porcjach po kilka odcinków na raz. Pierwsze kilkanaście odcinków oglądałam w tempie, w jakim były serwowane przez telewizję, czyli jeden na tydzień i faktycznie, miałam poczucie, że niewiele się dzieje – odcinki nie są wyładowane po brzegi akcją, dopiero kilka z nich połączonych w całość daje jakiś spójnie zamknięty wątek. Na początku dłużyzny mnie trochę niecierpliwiły – kiedy na przykład po pierwszych kilku minutach pierwszego odcinka  kliknij: ukryte  Także warto sobie to podawać w większych, niż jednoodcinkowa, dawkach.

    Z czasem do powolnego rytmu opowieści idzie się przyzwyczaić, a nawet zacząć go cenić – mamy dzięki temu możliwość dokładnego poznania wszystkich bohaterów, ich charakterów, motywacji, wreszcie nawet sposobu gry w karutę. To jest zresztą dużą siłą tego anime – jakkolwiek mamy ewidentnie trzech głównych bohaterów, wokół których toczy się oś dramatu, tak nie zapomina się przy okazji o bohaterach drugoplanowych, czy nawet epizodycznych. Każdy z nich dostaje swoją historię. Ta zaś, w połączeniu z bardzo fajnie zindywidualizowaną animacją, sprawia, że nie ma tutaj właściwie sztucznego tłumu, który kołysze się na tle perypetii Chihayi, Taichiego i Araty, tylko galerię wyrazistych postaci, z których każda ma coś do zaoferowania.

    Co do animacji – kreska zauroczyła mnie już od pierwszego momentu. Może i przestrzenie, w których rozgrywa się większość akcji nie są wybitnie ciekawe – są to głównie albo proste sale o jednokolorowych ścianach wyłożone tatami, albo klasy szkolne – ale tego przecież wymaga sama fabuła. Tam jednak, gdzie trafiają się krajobrazy, urzeka ich ciepła, przyjemna dla oka kolorystyka. I tak, jak wspomniałam, świetnie udała się indywidualizacja postaci – każda z nich rysowana jest inaczej. Jasne, Chihaya i Taichi są niedorzecznie śliczni w dość schematyczny sposób, ale pozostali bohaterowie mają nadane bardzo indywidualne cechy – nawet postaci pojawiające się w tle, np. podczas rozgrywek karuty są zróżnicowane. Ponadto, mimo że karuta nie jest jakimś szczególnie ekstremalnym sportem, to jest w niej sporo ruchu. I animacja świetnie go oddaje – podoba mi się to, że karty do karuty wydają się wręcz wyskakiwać z ekranu, w momencie, w którym zawodnicy je odrzucają.

    Najjaśniejszym punktem całej historii jest, jak dla mnie, Taichi. To niesamowite, jak ten chłopak, który niemal od początku wydaje się grać jedynie drugie skrzypce w tej opowieści, bardzo szybko kradnie całe show, nie tylko wiecznie nieobecnemu Aracie, ale i samej Chihayi. Taichi dojrzewa w sposób, który bardzo dobrze się ogląda – już dla samych scen takich, jak ta,  kliknij: ukryte  warto oglądać tę serię. Bez wątpienia Taichi stanowi postać z największym potencjałem. Klasyczny „golden boy”, przystojny, inteligentny, z bogatej rodziny – może mieć wszystko, czego zapragnie, poza dwoma najważniejszymi rzeczami – sercem ukochanej dziewczyny i wybitnym talentem do karuty. Na to musi ciężko pracować, a jak pokazuje fabuła późniejszych odcinków, częstokroć ta praca nie jest niczym tak naprawdę wynagradzana.

    Chihayafuru w sposób bardzo ładny realizuje też motyw trójkąta miłosnego. Nie jest to nachalne, jak często się zdarza. Z reguły nie lubię takich rozgrywek, bo i tak od początku wiadomo, kogo dziewczyna (ewentualnie chłopak) wybierze. Tutaj tego nie ma. Choć z całego serca kibicuję oczywiście Taichiemu, to za nic nie jestem w stanie powiedzieć, jakiego wyboru potencjalnie dokona Chihaya i czy w ogóle nadejdzie moment, w którym go dokona – bo, jak widać do tej pory, jest ona kompletnie nieświadoma, nie tylko tego, jak bardzo Taichi jest w niej zakochany, ale i chyba natury własnych uczuć wobec obydwu kolegów. Ten wątek rozgrywa się gdzieś w tle, co może z jednej strony irytować, że nic się nie posuwa tutaj na przód, ale z drugiej pozwala tej anime być bardziej wszechstronnej. Nie jest to po prostu romans. Tak, jak nie jest to po prostu turniejówka. Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze ciekawie zapowiadająca się relacja między obydwoma chłopakami, która wysuwa się naprzód zwłaszcza w ostatnich odcinkach.

    Co do mało rozstrzygającego zakończenia. Może, gdyby koniec serii był ostatecznym końcem tej anime, byłabym poirytowana tak słabym finałem. Ale w obliczu niedawno ogłoszonego rozpoczęcia prac nad drugim sezonem, nie mam nic do zarzucenia takiemu, a nie innemu zakończeniu. Pozostaje czekać na więcej.
  • Avatar
    A
    Alart 25.05.2012 12:52
    no raczej nie
    No to tak czytałem jakże się zachwycacie. Komentarze, cudeńka, recenzja no to se obejrzałem.

    I co? Nico. Nudno. Jakoś nic tam nie było takiego, co chciałbym wiedzieć. Po prostu mogłem porzucić serię po pierwszym odcinku, albo obejrzeć od razu ostatni – bez różnicy, dla mnie te seria nie zawierała żadnej treści.

    Dlatego po prostu jej nie polecam, i ostrzegam, jeśli ktoś po przeczytaniu komentarzy rzuci się na tę serię oczekując i miodu, i orzeszków może się jak najbardziej zawieść.


    Gratis dołożę znaczny mankament, jaki spowodował zdystansowanie się od tego tworu od razu na początku. Otóż dzieci zostały przedstawione jako krwiożercze i zorganizowane bestie, wybierające między sobą ofiarę i znęcające się nad nią. Dwukrotnie: pierwsze 3 odcinki + wspomnienia Queen. Nie wiem na ile trzeba mieć dziwne dzieciństwo, żeby je zapamiętać w ten sposób, mi to bardzo przeszkadzało. I nie, nie byłem po tej „silniejszej stronie barykady”, nie dowodziłem grupką młodocianych sadystów, ale też nigdy jakoś nie zauważyłem przesadnego i bezpodstawnego sadyzmu wśród rówieśników na dowolnym poziomie. Nie wiem jak jest w Japonii, ale ponoć młodzi ludzie się niewiele różnią, więc wątpię żeby było inaczej.
    Jakoś tak po prostu źle oglądało mi się dzieci znęcające się nad innymi.
    • ymi 28.01.2013 06:56:12 - komentarz usunięto
  • Avatar
    A
    kamiltrol 27.03.2012 19:23
    ...
    a mi się podoba, nie wiem czemu, ale ma coś w sobie.
    • Avatar
      kamiltrol 28.03.2012 19:52
      Re: ...
      ciekawe czy będzie kontynuacja?? może za jakiś rok?
      • Avatar
        bastek 2.05.2012 09:51
        Re: ...
        Słabo się sprzedało, ale powtórki o lepszych porach miały większą oglądalność. Trzeba mieć nadzieje, w końcu to Madhouse, zrobili drugi sezon Kaijiego.
  • Avatar
    A
    Novalogic 25.03.2012 09:44
    Niezłe
    Anime nie jest złe. Twórcy dosyć wyraźnie wzorowali się na Hikaru no go. W teorii wszystko jest bardzo dobrze, jednak… karuta :/ Nie chcę tu nikogo urazić, ale nie jest to materiał na dobrą historię. W wielu scenach raziło wręcz wymuszanie reakcji bohaterów w określonych sytuacjach związanych z karutą. Być może wam nie będzie to przeszkadzało. Seria jako taka zła nie jest, jednakże spośród innych niczym specjalnym się nie wyróżnia.
  • Avatar
    A
    San-san 7.01.2012 14:09
    Karuta!
    Po sześciu odcinkach zapragnęłam sama zagrać w karutę i rozpaczam, że finezji tej gry nie da się przenieść na realia języka polskiego >_<.

    Kreska mi się bardzo podoba, Bohaterowie zarówno w wersji młodszej jak i licealnej mają przyjemne buzie i głosy. Bohaterka jest taka jakie najbardziej lubię: ma własne zdanie, własny styl, nie przejmuje się głosami innych ludzi, ma entuzjazm dla sprawy, łatwo się nie poddaje, nie należy do ludzi, którzy stwarzają problemy i wreszcie ma niegroźne wady, za które najwięcej się takie postaci lubi.

    Chłopcy depczą Chihayi po piętach jeśli chodzi o nominację na przyjazny, ciekawy charakter. Tak samo nauczyciel od karuty. Mam zatem uzasadnioną nadzieję, że kolejni bohaterowie również okażą się ciekawi.

    Cieszy mnie również równowaga wątków i to, że romans się nie wybija. Męczarnie tylko sprawia powolne dodawanie odcinków ;<.
    • Avatar
      Taki tam 7.02.2012 23:09
      Re: Karuta!
      Jak się nie da? Całkowicie się da zagrać w tą gre :)
      ok inne utwory, dobrze by były jako tako dobrane ale jest to całkowicie realne.

      Ale popieram – plus dla romansu, który może być ale nie jest najważniejszy.

      Szkoda tylko, że na drugi sezon raczej nie ma co liczyć w związku ze słabą sprzedażą.
      • Avatar
        San-san 8.02.2012 23:16
        Re: Karuta!
        Mówisz da się?
        Przede wszystkim różnice stanowi, moim zdaniem, kierunek pisania. I fakt, że aby podtrzymać trudność gry, należałoby czytać dzieląc sylaby. Wtedy miałoby sens tworzenie kart podobnych.
        Musiałby zostać napisany poemat na 100 wersów stanowiący całość, ale by wersy nie były zbyt długie. Jeden musi się zmieścić na jednej karcie.
        U nich sylabą jest znak, Nawet jak jest do góry nogami, można się domyślić – co to? U nas karty przeciwnika byłyby ogromnie trudne do zbicia.
        Także myślę, że owszem można by spróbować zrobić karutę po polsku, ale to nie byłoby TO. :)
        • Avatar
          kuri 15.02.2012 13:14
          Re: Karuta!
          Wszystkie wiersze wyglądają niemal tak samo :
          5­‑7-5­‑7-7 sylab , nie trudno by było znaleźć wierszyki które mają 31+/- 2 sylaby i podzielić je odpowiednio :]
          a karuta to nie poemat na 100 wersów a 100 krótkich wierszy. Wbrew pozorom na takiej karcie spokojnie mogłoby znajdować się 14­‑15 polskich sylab napisanych dobrym krojem czcionki by dało się to spokojnie przeczytać nawet do góry nogami. Jedynym problemem by było znalezienie takich wierszy by nie były one wszystkie jednosylabowymi kartami.
          • Avatar
            San-san 15.02.2012 20:58
            Re: Karuta!
            czyli pięcio- i siedmiozgłoskowce…
            Jeśli karta byłaby wielkości pokerowej* karty czyli załóżmy 6x9cm mogłoby się rzeczywiście zmieścić nawet ze 20 sylab (rozpisałam sobie dużymi literami):
            po­‑wia­‑da­‑ją
            że z­‑baj­‑ki
            pły­‑ną­‑ca
            na­‑u-ka
            mniej­‑łat­‑wo
            -wier­‑nym
            u­‑czy­‑ni­‑ła
            kru­‑ka.


            I to załóżmy TmNR 18.
            Rzeczywiście da rade…
            I mogą być ze sobą niepowiązane.
            A najlepiej wymyślić samemu i rozprowadzić na konwencie… <zaciera łapy>

            Problem polega tylko na tym, by odpowiednio przeczytać. I to z super­‑dykcją.

            *przykład
    • Avatar
      b 15.02.2012 10:27
      Re: Karuta!
      już widzę fraszki Kochanowskiego :D
  • Avatar
    A
    morwika 3.01.2012 11:25
    Obejrzałam pierwsze 3 odcinki i przepadłam. Wciągająca, ciekawa i… czekam na więcej. Perełka jak dla mnie.
  • Avatar
    A
    Kici 3.01.2012 10:36
    No fakt do dźwięków karuty trzeba się przyzwyczaić…i w okolicach 5 odcinka tak też się stało;) wystarczy się wciągnąć, a i katuta staje się fascynująca. Piękna opowieść o przyjaźni i pasji bohaterów. To anime sprawia, że robi się ciepło na sercu…dlaczego nie ma 100 odcinków;(
    • Avatar
      Solteck 3.03.2012 14:23
      żeby nie było jak w beelzebubie :)
      60­‑150 fabuła stop i lanie wody o niczym
  • Avatar
    A
    benny 27.12.2011 23:13
    rozumiem że w tej serii chodzi o pasje, marzenia itp.ale ... karuta??dziwne,dziwnie się ogląda,jak dla mnie trochę ekstremalna opcja.Cała reszta w na wysokim poziomie:muzyka,grafika,bohaterowie… tylko ta, karuta.Chociaż jestem dopiero na 3 odcinku więc zbastuje z oceną narazie.
  • Avatar
    A
    Wektork 23.12.2011 23:36
    Myślałem, że to będzie jakaś komedia, na co wskazywał 1 odcinek. Nawet nie zauważyłem, jak zaczęli grać w tą karutę. Czekałem, aż się skończy ten koszmarny flashback. A Oni zaczęli grać w karutę na poważnie :(
    Denerwujący w tym anime jest proces czytania, a w zasadzie śpiewania. W pewnym momencie chce się dźwięk wyłączyć…
    • Avatar
      ivanesca 25.12.2011 01:32
      a mi dokładnie to się w tym anime podoba,że nie jest taką produkcją jak inne. a do karuty można się przyzwyczaić. jest całkiem rozkoszna.
  • Avatar
    A
    Manul 9.12.2011 20:15
    Najbardziej w tym anime cenię bohaterkę. Nie jest to eteryczna nimfa, która nie wie, którego z panów wybrać. Dziewczyna jest chłopczycą, skupioną całkowicie na swoim marzeniu.
    Ciepło bijące po 10 odcinkach sprawia, że chce się oglądać i oglądać. Nic dodać nic ująć. Z czystym sumieniem polecam.
    • Avatar
      Kysz 9.12.2011 23:10
      Dziewczyna jest chłopczycą, skupioną całkowicie na swoim marzeniu.

      Mnie właśnie denerwuje to jej „skupienie”. Nic tylko karuta i karuta, ewentualnie Arata. Nie mówię, że ma od razu być „eteryczną nimfą”, ale trochę rozumu by się jej przydało…Dobrze ją określili w pierwszym odcinku- „Głupia piękność”.
      Osobiście bardziej wolałabym, żeby anime w dalszej części bardziej poszło w te okruchy życia niż „sport”, ale pewnie nie ma co liczyć…A zapowiadało się naprawdę sympatycznie…
      • Avatar
        Manul 10.12.2011 12:50
        E tam. Miło się patrzy na bohaterkę, która w odróżnieniu od całej armii innych typowych shoujo nie rzuca się w miłosny wir, a ma własne hobby i cel. Nawet jeżeli ono czasem odbiera jej rozum i zdolność logicznego myślenia.
        • ivanesca 25.12.2011 01:32:39 - komentarz usunięto
      • Avatar
        kuri 7.02.2012 21:26
        I dlatego nie oglądam polskich tłumaczeń ^^.
        Chihaya to nie „głupia piękność” a „bezużyteczna piękność lub „stracona piękność” wg oryginalnego tłumaczenia. I tak się składa, że to anime jest o karucie… więc jak oglądasz anime o karucie i przeszkadza Ci karuta to po co oglądać :)?
        • Avatar
          Kysz 7.02.2012 22:28
          Tylko, że mnie wcale nie przeszkadza karuta, a nawet wręcz przeciwnie- strasznie mnie wciągnęła ta gra. Denerwuje mnie natomiast zapatrzenie tylko w jedno u Chihayi (no dobra w dwa- bo przecież jest jeszcze jej kochany Arata xd).
          Tak na marginesie dodam, że nie oglądam anime z polskim tłumaczeniem. A „głupia piękność” to może nie dokładne tłumaczenie, ale oddaje sens wypowiedzi przecież.
          • Avatar
            kuri 15.02.2012 13:08
            głupia piękność – idiotka
            bezużyteczna piękność – kobieta której nie zależy na związku z facetami (marnuje swoją urodę)

            nie oddaje sensu :] po prostu chcesz by była głupia bo nie trawisz tej postaci i to wszystko.
            • Avatar
              Kysz 3.03.2012 15:40
              Nie tak do końca jej nie trawię – po prostu momentami irytuje mnie jej zapatrzenie tylko w jedno. Na szczęście wraz z kolejnymi odcinkami się to zmienia. A gwoli ścisłości (bo wydaje mi się, że nie wiem skąd odnosisz wrażenie, iż to anime uważam za beznadziejne, a główną bohaterkę za totalną idiotkę) – anime mi się podoba, chociaż liczyłam, że pokażą więcej sytuacji spoza samej gry (zwłaszcza, że mają naprawdę wielki potencjał jeśli chodzi o bohaterów). Sama Chihaya wychodzi na plus w porównaniu z cukierkowatymi moe potworami z innych serii, ale jednak nie da się nie zauważyć, że poza sama karutą jest raczej mało inteligentna. O wiele lepsza pod tym względem jest Kana­‑chan i szkoda, że to nie ona gra tu główną rolę.

              Poprawione. Moderacja
      • Avatar
        czarna mamba 13.05.2013 19:58
        Lepsza bohaterka chłopczyca, całkowicie skupiona na karucie (i ewentualnie Aracie – muszę wtrącić trochę tego 'be' dla wszystkich Araty, bo go uwielbiam ;]),  kliknij: ukryte Połączenie tych cech oraz ślicznej buzi czyni z Chihayi bohaterkę niebanalną, która całkowicie wymyka się stereotypowi słodkiej piękności ;]. Według mnie ogromny plus dla twórczyni za tę postać. Jeszcze żeby nie chciała spiknąć ze sobą Chihayi i Taichi'ego, byłoby dla mnie idealnie, bo nie lubię takich banalnych zakończeń :).
  • Avatar
    A
    Mizuki 2.12.2011 11:15
    Świetne anime. Gorąco polecam w jeden dzień obejrzałam 9 odcinków które na razie wyszło i nie mogę się doczekać na więcej mimo 22 lat :)
  • Avatar
    A
    NEBUKADNECCAR 30.11.2011 01:44
    urzekła mnie prostota tego anime i brak (jak do tej pory) zbędnego patosu. Jeżeli ma się skończyć na 25 odcinkach, to powinni trochę „odejść z fabułą” od mangi, bo tam w relacjach uczuciowych pomiędzy głównymi bohaterami niewiele się zmieniło po 11 tomach.
    I chociarz ma to swój urok, to ostatnio zbyt wiele jest tzw.„nie spełnionych miłości” w anime i przestaje to być oryginalne.
  • Avatar
    A
    zimny2 29.11.2011 20:54
    o0
    cud mód i szwedzkie bułeczki, czyli jak sprawić by po 9 odcinkach żałowało się, że będzie ich tylko 25.