Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Forum Kotatsu

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

7/10
postaci: 7/10 grafika: 7/10
fabuła: 7/10 muzyka: 5/10

Ocena redakcji

6/10
Głosów: 4 Zobacz jak ocenili
Średnia: 6,25

Ocena czytelników

7/10
Głosów: 129
Średnia: 6,94
σ=1,72

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Cthulhoo, Piotrek)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Mashiroiro Symphony -The Color of Lovers-

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2011
Czas trwania: 12×24 min
Tytuły alternatywne:
  • ましろ色シンフォニー -The color of lovers-
Tytuły powiązane:
Gatunki: Dramat, Romans
Postaci: Uczniowie/studenci; Pierwowzór: Gra (bishoujo); Miejsce: Japonia; Czas: Współczesność; Inne: Harem, Realizm
zrzutka

Jeden bohater i grupka dziewcząt. Niby nic oryginalnego, z drugiej jednak strony całkiem sprawnie zrealizowana adaptacja eroge.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Nie będę ukrywał, iż zabierając się za ekranizacje japońskich gier dla dorosłych, nie robię sobie większych nadziei i, mówiąc szczerze, spodziewam się rzeczy w najlepszym razie przeciętnej i do bólu schematycznej. Czasem jednak twórcy potrafią sprawić mi miłą niespodziankę i, jak w tym przypadku, wyprodukować serię może nie tyle oryginalną, lecz taką, której na pewno nie mogę odmówić uroku.

Co sprawiło, że Mashiroiro Symphony -The Color of Lovers- wyróżnia się na tle podobnych serii? Po pierwsze – widz nie jest zasypywany żenującymi i mało wyszukanymi żartami, a fanserwis nie wylewa się co chwilę z ekranu (co nie znaczy, że nie pojawiło się parę pikantniejszych scen, lecz ich ilość nie powinna nikogo przestraszyć). Po drugie – poziom dramaturgii nie przekracza granicy, za którą już nie wzrusza, a wywołuje tylko uśmiech politowania, lub, w skrajnych przypadkach, atak śmiechu. Oszczędzono nam również traum z przeszłości oraz samochodów, które tylko się czają, żeby kogoś rozjechać. Problemy bohaterów wypadły całkiem zwyczajnie, co pozwoliło mi bez trudu spojrzeć na nie z perspektywy postaci. Po trzecie – na szczęście nikt nie wpadł na pomysł, żeby opakować to wszystko w udziwniony świat przedstawiony. Fakt, takich zwyczajnych romansów szkolnych powstało całkiem sporo, jednak wyżej sobie cenię dobrze zrealizowane założenia niż poszukiwania oryginalności kosztem dziur w logice i widocznych gołym okiem niedociągnięć. Oczywiście najlepiej by było, jakby seria łączyła oryginalność i solidne wykonanie, jednakże niewiele tytułów spełnia te kryteria, a Mashiroiro Symphony -The Color of Lovers- nie mogę do nich zaliczyć, jednakże nie zmienia to faktu, że seans sprawiał mi dużą przyjemność.

Shingo Uryuu wraz ze swoją młodszą siostrą Sakuno do niedawna jeszcze uczęszczali do koedukacyjnego liceum Kagamidai. Wszystko ulega zmianie, gdy rodzeństwo zostaje wybrane do grupy uczniów wysłanej na próbę do żeńskiej placówki Yuihime w ramach planowanej fuzji obu szkół. Nie czeka ich tam jednak ciepłe przyjęcie i szybko zdają sobie sprawę, że nie wszystkim podoba się ta idea. Największą zaś oponentką zmiany profilu żeńskiej szkoły, czyli naturalnego następstwa fuzji, jest córka dyrektorki liceum, Airi Sena. Jednakże Shingo nie ma zamiaru się załamywać i jest gotów zrobić wszystko, by udowodnić malkontentkom, że chłopcy i dziewczęta mogą koegzystować w murach jednej szkoły.

Widać na pierwszy rzut oka, iż fabuła sprzyja wprowadzaniu do historii kolejnych dziewcząt, których więzi z głównym bohaterem z biegiem czasu ulegają zacieśnieniu. W myśl zasady rządzącej haremówkami, Shingo zdobywa sympatię nowo poznanych koleżanek ze szkoły, a jednej z nich przypadnie zaszczyt zostania wybranką jego serca. Nie mam zamiaru jednak zdradzać, którą z dziewczyn pokochał główny bohater, dam tylko małą wskazówkę – nie jest to takie oczywiste, jak mogłoby się na początku wydawać. Sama zaś scena wyznania miłości odbyła się w kameralnych warunkach i została poprzedzona odpowiednim rozwojem relacji między postaciami, dzięki czemu wypadła naturalnie. Oczywiście zawsze znajdą się osoby, które widziałyby inną dziewczynę u boku głównego bohatera i w pełni to rozumiem. Jednakże w adaptacji eroge jesteśmy skazani na wybór twórców lub na przerobienie wszystkich „ścieżek”, które gra nam oferuje, a z doświadczenia wiem, że to drugie rozwiązanie nie zawsze wychodzi serii na dobre.

Omówienie wątku romantycznego mamy już za sobą, więc przyjrzyjmy się fabule. Na sam początek dostajemy wspomniany powyżej wątek związany z fuzją szkół. Z biegiem czasu schodzi on jednak na dalszy plan i coraz większą rolę zaczynają odgrywać codzienne perypetie ekipy bohaterów. Przy czym, muszę to zaznaczyć, fabuła zachowuje ciągłość od początku do końca i nie popada w epizodyczność. Sama historia, choć prosta i sztampowa, została zgrabnie opowiedziana. Ponadto oszczędzono widzowi takich „smaczków” jak przesadzony dramatyzm czy bardzo irytujące mnie nieporozumienia, które, zamiast zostać szybko wyjaśnione, stanowią źródło niepotrzebnych problemów. Oczywiście trafiają się słabsze momenty i mniej interesujące wątki, jednakże nie są one na tyle znaczące, żeby w wyraźny sposób wpłynąć na ocenę końcową.

Przejdźmy zatem do postaci. Na pierwszy ogień idzie jeden z nielicznych przedstawicieli płci męskiej, czyli Shingo. Ucieszył mnie fakt, że nie mamy tu do czynienia ani z napalonym nastolatkiem, któremu tylko kobiece wdzięki w głowie, ani z osobą całkowicie pozbawioną inteligencji emocjonalnej. Jakiego więc protagonistę zaproponowali nam twórcy? Chłopaka, który wszystko osiąga poprzez ciężką pracę i nie zniechęcają go przeciwności losu. Stara się pokonać wszelkie przeszkody na swojej drodze i zawsze to robi z uśmiechem na ustach. Ponadto zyskuje on sympatię zarówno widza, jak i innych postaci, dzięki dużym pokładom życzliwości i optymizmu oraz chęci niesienia pomocy innym. Wspomnę również, że sam uświadamia sobie, dla kogo bije jego serce i jest w stanie wykazać w kwestii swoich uczuć inicjatywę, zamiast czekać jak na zbawienie na krok ze strony wybranki. No dobra, na razie wymieniam same jego zalety, więc warto byłoby znaleźć jakieś wady. Niektórym może wydać się za mało „męski” i za bardzo bezkonfliktowy, co zresztą nie będzie się mijało z prawdą. Nikt jednak nie jest idealny, a w ostatecznych rozrachunku plusów naliczyłem dużo więcej niż minusów.

Wypada również przyjrzeć się postaciom kobiecym. Jak to zwykle bywa w takich produkcjach, mamy pełen przekrój różnych charakterów, żeby każdy widz (domyślnie gracz) mógł wybrać tę pannę, która najbardziej przypadnie mu do gustu. Pierwszą poznaną przez widza dziewczyną jest cicha i spokojna młodsza siostra głównego bohatera, Sakuno. Choć bywa lekko roztargniona, nie ma problemów z zajmowaniem się całym domem, a przy tym twórcy nie zrobili z niej ciepłej kluchy. Ta rola przypadła głupiutkiej i infantylnej pokojówce Ange, która moim zdaniem wypadła najsłabiej z całej piątki, głównie dlatego, że takie postacie nigdy nie przypadały mi do gustu. Kolejną bohaterką jest córka dyrektorki Yuihime, Airi. Pozornie bogata panna z dobrego domu, która początkowo nie wywarła na mnie dobrego wrażenia, jednak z biegiem czasu zyskała w moich oczach, gdyż dostrzegłem w niej osobę ambitną i pragnącą się usamodzielnić. Pokazała się też z lepszej i sympatyczniejszej strony, jak to zwykle bywa w przypadku tsundere. Z całego haremu najbardziej polubiłem emanującą ciepłem Miu. Nie zważając na konsekwencje, poświęcała się ciężkiej pracy, aby nieść pomoc zwierzętom w potrzebie. Gdyby nie wsparcie przyjaciół, zapewne zmierzałaby do samowyniszczenia, lecz była na to gotowa, ponieważ praca na rzecz innych znaczyła dla niej więcej niż własne zdrowie. Na sam koniec zostawiłem sobie postać, z której oceną miałem największy problem. Mam na myśli Sanę. Początkowo wyrobiłem sobie o niej bardzo dobre zdanie, wydawała mi się sympatyczna i pełna energii. Potem poznałem jednak jej prawdziwą naturę – zawistną, zaborczą i pełną agresji. A kto zazwyczaj dostaje po głowie? Odpowiedź jest prosta – bogu ducha winny główny bohater. A ja bardzo nie lubię, gdy protagoniście obrywa się za nic i takim zachowaniom mówię stanowcze „nie”. Mimo tych wszystkich wad twórcom udało się tak pokierować fabułą, iż pod koniec serii mogłem spojrzeć na Sanę przychylniejszym okiem, chociaż parę scen nie jest w stanie wymazać z mej pamięci jej wcześniejszej postawy.

Kreska jest przyjemna dla oka, chociaż nie wyróżnia się na tle podobnych produkcji. Projekty postaci mają się jednak głównie widzowi podobać, a nie urzekać oryginalnością. Mógłbym zarzucić grafice prostotę i brak szczegółów, ale odbieram to jako cechę stylu, a nie jako niedopracowanie. Barwy są stonowane, pozbawione mocniejszych kontrastów. Tła prezentują się bardzo dobrze i widać, że twórcy nie potraktowali ich po macoszemu, lecz solidnie wykonali swoją robotę. Zawsze największe problemy mam z oceną animacji w takich seriach. Z jednej strony jest ona płynna, jednakże raczej statyczna akcja sprawia, że praca nad nią nie stanowiła większego wyzwania, zwłaszcza że nie uświadczymy tu żadnych smaczków graficznych charakterystycznych dla studia SHAFT czy Silver Link. Niestety, ale zabrakło mi muzyki lub po prostu nie przykuła mojej uwagi. Nie zrekompensowały mi tego również przeciętne i typowe utwory w openingu i endingu. Nie przepadam za takimi sentymentalnymi piosenkami i po jednym odsłuchaniu po prostu je przewijałem.

Mashiroiro Symphony -The Color of Lovers- nie jest produkcją innowacyjną, lecz dzięki sympatycznym i ciekawym postaciom oraz dobrze opowiedzianej historii prezentuje poziom wyższy niż przeciętna ekranizacja eroge. Dlatego też fani romansów szkolnych nie powinni czuć się rozczarowani tą serią. Sam spędziłem przy niej miłe chwile i nie żałuję czasu poświęconego na seans. Jeżeli ktoś ma ochotę na ciekawą i wzruszającą opowieść o miłości, to z czystym sumieniem zachęcam do zapoznania się z tym tytułem.

Cthulhoo, 30 grudnia 2012

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Manglobe
Autor: Palette
Projekt: Toshie Kawamura
Reżyser: Eiji Suganuma