Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Forum Kotatsu

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

5/10
postaci: 7/10 grafika: 7/10
fabuła: 5/10 muzyka: 6/10

Ocena redakcji

7/10
Głosów: 13 Zobacz jak ocenili
Średnia: 6,92

Ocena czytelników

7/10
Głosów: 132
Średnia: 7,05
σ=1,89

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (kapplakk)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Persona 4 The Animation

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2011
Czas trwania: 25×24 min
Tytuły alternatywne:
  • ペルソナ4 the ANIMATION
zrzutka

Ekranizacja zbierającej świetne recenzje gry na PS2. W oderwaniu od konsolowego pierwowzoru – produkt średnio udany.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Niniejsza recenzja pisana jest z pozycji osoby niezaznajomionej z konsolowym odpowiednikiem serii i do takich właśnie osób kierowany jest poniższy tekst.

Wiele jest i wiele będzie książek, komiksów czy gier, które doczekają się adaptacji na ekranie, zarówno dużym, kinowym, jak i telewizyjnym. Wartość dodana wszelakich ekranizacji dla ich twórców jest oczywista: dostają gotowy pomysł, szczegółowo wykreowane realia, nie muszą głowić się nad scenariuszem, bo dostają go niejako na tacy. Jeśli pierwowzór zdążył zdobyć już dużą popularność wśród fanów, nie ma większych problemów z przyciągnięciem widowni przed ekran. Niestety, każda forma przekazu rządzi się swoimi prawami, a jak trudnym zadaniem jest sprawna adaptacja jednego medium do postaci innego, pokazuje liczba nieudanych ekranizacji – mam tu na myśli głównie ekranizacje gier, które często okazują się niczym innym, jak marnej jakości produkcją, mającą jakąkolwiek wartość tylko dla fanów pierwowzoru. Wielu twórców uważa jednak, że sprosta zadaniu, a ryzyko warte jest podjęcia.

Persona 4 to drugie podejście firmy Aniplex do ekranizacji gry z tego cyklu. Poprzednia seria – trinity soul – była produkcją niszową, skierowaną do wąskiego grona odbiorców. Dostało się jej na wielu frontach – fani gry punktowali niespójności z pierwowzorem, fani akcji marudzili, że mało się dzieje, jeszcze inni krytykowali sposób prowadzenia fabuły – mnożące się tajemnice były wyjaśnione dopiero w drugiej połowie serii. Nie zmienia to jednak faktu, iż była to wzruszająca, stonowana, poważna opowieść, z bardzo dobrze skonstruowanymi postaciami – niestety ze względu na swoją niszowość (czytaj: brak wybuchów, pościgów i skaczących cycków) nie zdobyła popularności wśród tak zwanych mas. Przy tworzeniu kolejnej adaptacji całkowicie zmieniono front. Tym razem realizacja przypadła studiu AIC, czyli całkowicie innej ekipie twórców (trinity soul wyszło spod igły A­‑1 Pictures). Postawiono na spójność z konsolowym pierwowzorem: fabuła jest (podobno) w dużej części zbieżna ze scenariuszem gry, wyluzowano również z klimatem opowieści (ta sama tendencja występuje w całym cyklu Persona), zatrudniono tych samych seiyuu, wykorzystano muzykę z oryginału. Wszystko to sprawia, że fani gry, oglądając anime, mają wszelkie szanse poczuć się jak u siebie w domu. Problem polega na tym, że nie wszyscy maniacy japońskiej animacji grali w oryginał. I tu zaczynają się schody.

Początek nie jest rewelacyjny, ale dość obiecujący. Akcja anime rozgrywa się w małym miasteczku, w którym dochodzi do tajemniczych porwań i morderstw. Policja jest bezradna, jednak grupa miejscowych licealistów odkrywa, że ofiary na chwilę przed śmiercią pojawiają się o północy w telewizji na jednym z kanałów. Szybko okazuje się, że ekran telewizora może być portalem do innego świata. Bohaterowie opowieści odbywają liczne podróże „na drugą stronę”, dążąc do rozwiązania zagadki. Ich cel jest jasny, wyboista droga ku jego spełnieniu oczywista. Niestety, szybko okazuje się, że Persona 4 to seria, w której popsuto mniej więcej tyle, ile dało się popsuć, adaptując grę do postaci anime. Czyli zrobiono bezmyślną konwersję.

Pierwszym z dwóch głównych problemów serii jest to, że zbyt szybko wszystkiego się dowiadujemy. W ciągu kilku odcinków poznajemy realia podróży do innego świata, wszystko, co jest z tymi podróżami związane i… na później nic nie zostaje. Tak jak w grach komputerowych – oglądamy intro, wgłębiamy się w realia, uczymy się zasad, poznajemy cel, a potem już tylko giwera w łapę, przechodzenie kolejnych poziomów, zdobywanie kolejnych umiejętności, członków drużyny, zaliczanie kolejnych „questów”. W tym anime nie zostawiono nic na później, wszystkie karty odkryto na początku. Oczywiście fabuła obfituje w „niespodziewane” zwroty akcji (tak to już bywa, że jak jakaś zagadka zostaje rozwiązana w połowie serii, to oznacza tylko jedno – zagadka nie jest jeszcze rozwiązana), ale wszystko dzieje się w zabetonowanej już na początku rzeczywistości. Jedyną tajemnicą pozostaje tożsamość sprawcy morderstw i system dobierania kolejnych ofiar – jak dla mnie to trochę mało, biorąc pod uwagę brak istotnych wątków pobocznych. Drugim problemem jest długość serii. Wiele tu odcinków­‑wypełniaczy, w których nie dzieje się nic sensownego. Wybory miss, spotkania w barach (jest ich naprawdę sporo, a rzadko towarzyszą im ciekawe dialogi), podglądanie śpiących koleżanek – takie „atrakcje” stanowią lwią część seansu. Część obyczajowa w ogóle się nie udała, bo poza kilkoma wyjątkami jest płytka i nazbyt rozciągnięta. To, co w grze jest atrakcją (zdobywanie „społecznych” umiejętności), tu okazało się niepotrzebnym balastem. Gdyby skrócić serię o połowę, seans byłby mniej męczący.

Podróże do alternatywnej rzeczywistości okazały się dla mnie kiepską atrakcją i kolejnym rozczarowaniem. Naprawiono niewątpliwy grzech poprzedniej serii – tym razem projekty Person prezentują się o wiele ciekawiej, a pojedynki są bardziej wyraziste i dynamiczne. I to by było wszystko, jeśli chodzi o plusy. Bohaterom po drugiej stronie przyjdzie stoczyć wiele starć na śmierć i życie, które jednak nie okazują się przesadnie pasjonujące. Protagonista i jego brygada są nie do ruszenia – pojawiają się oczywiście różne problemy, ale z góry wiadomo, że zaraz ktoś użyje jakiejś mocy, o której akurat mu się przypomniało, bo właśnie ją dostał i po kłopocie. Bohaterowie sypią jak z rękawa różnymi mocami, zapewne rozpoznawalnymi dla fanów gry, ale całkowicie obojętnymi dla całej reszty. Pojedynki Person przypominają mi trochę C: The Money of Soul and Possibility Control – efektowne, ale mało emocjonujące, wszystko przychodzi zbyt łatwo, widz kompletnie nie czuje zagrożenia płynącego z przeczucia, że jego faworytom może się coś nie udać. „Śmiercionośne” Cienie – stanowiące pierwszą falę przeciwników – to mięso armatnie, którym nikt nie zaprząta sobie głowy. Postaci zawsze trafiają tam gdzie trzeba, bo towarzyszący bohaterom w innym świecie Miś, szybko zostający przyjacielem drużyny, „ma nosa” i zawsze wie, gdzie trzeba iść, żeby posunąć akcję do przodu – zero wysiłku. Sam Miś psuje klimat świata „w telewizorze” swoim głupkowatym zachowaniem. Pozostali mu wtórują i zamiast klimatycznej zagadki mamy niepoważnych licealistów, do śmiertelnego zagrożenia podchodzących jak do… gry komputerowej, w której można trochę pobiegać, trochę się powygłupiać, następnie wyprowadzić kilka ataków w celu dezintegracji przeciwników i wracać do domu. Ciekawy element stanowi poznawanie prawdziwego ja przez kolejne postacie, jednak problematyka jest banalna, a całość odbywa się według tego samego schematu. No właśnie… podróże do alternatywnego świata to jeden wielki schemat. Oglądanie tak samo skonstruowanej akcji po raz dziesiąty jest męczące i wręcz frustrujące. Fabuła jest też przeraźliwie przewidywalna, co na szczęście zmienia się pod koniec serii.

Mimo usilnych prób i wmawiania sobie, że tak ma być, do końca seansu nie zdołałem w pełni zaakceptować klimatu serii. Całość ma moim zdaniem zbyt lekki charakter, niezbyt dobrze współgrający z mroczną tajemnicą trupa na słupie telefonicznym z pierwszego odcinka. Wiem, że gra poszła w tym kierunku, ale w przypadku anime marna to pociecha. Podobnie było w Kamisama no Memo­‑chou – nadmierne „odciążanie” klimatu nie służy seriom z tego gatunku, zwłaszcza że motywy komediowe w przeważającej części są w Personie 4 po prostu słabe (choć muszę uczciwie przyznać, że zdarzyło mi się zaśmiać raz czy dwa). Mamy tu więc głupkowatego Misia, bohaterów, którzy podczas śmiertelnych pojedynków zachowują się jak dzieci, mnóstwo nic niewnoszących dłużyzn w realnym świecie (ile razy można pokazywać, jak grupka głównych bohaterów idzie do knajpy coś zjeść). Do tego dochodzi kilka absurdalnych scen, jak ta, kiedy pod koniec odcinka jeden z bohaterów niemalże na łożu śmierci z trudem próbuje wykrztusić być może ostatnie słowa, a w tle przygrywa wesoły ending – kompletna klimatyczna porażka, która nawet nie śmieszy, lecz wzbudza uczucie zażenowania – jak to możliwe, że studio przepuszcza takie kwiatki?

Ku mojemu zaskoczeniu, wiele spośród wymienionych powyżej wad w okolicach dwudziestego odcinka znika, a seria niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki nagle staje się bardziej ciekawa. Zmiana przyszła w momencie, kiedy straciłem wszelką nadzieję i oglądałem tylko dlatego, że niewiele pozostało do końca. Kiedy nadchodzi długo wyczekiwana chwila rozwiązania zagadki, bohaterowie poważnieją, klimat gęstnieje, a widz w końcu dostaje to, czym tak naprawdę powinien być ten tytuł od samego początku. Po raz kolejny wyraźnie widać, że robienie 25 odcinków zamiast 13 było bezsensownym pomysłem, a gdyby upchnąć wszystkie wydarzenia w krótszej serii, efekt byłby o niebo lepszy. Niby lepiej jest dobrze kończyć niż zaczynać, ale marna to pociecha, skoro przez dwadzieścia długich odcinków anime to jest po prostu słabe.

Na szczęście nie wszystko poszło źle – postaci wypadają całkiem przyzwoicie. Paczka głównych bohaterów jest sympatyczna i dość wyrazista. Wyjątkiem jest protagonista Yuu, dużo poważniejszy od swoich towarzyszy. Charakteryzuje się wysoką charyzmą i stoickim spokojem, wynosząc tę filozofię na zupełnie inny, nieznany dotąd ludzkości poziom. Z tego powodu dla mnie był bohaterem trochę bezpłciowym, ale mimo wszystko wiarygodnym. Natomiast postać Misia to dla mnie jakiś żart – jest po prostu beznadziejny (choć do Teleranku pasowałby jak ulał), a jego głosu pod koniec serii nie mogłem wręcz słuchać. Więcej na jego temat nie piszę, żeby nie zdradzać za wiele.

Kreska robi pozytywne wrażenie, choć technicznie mistrzostwem świata nie jest. Jej pierwszą cechą, jaka przychodzi mi na myśl, jest oszczędność, zarówno w tym pozytywnym (estetyzm, minimalizm), jak i negatywnym słowa znaczeniu (bardzo mała ilość detali, np. twarzy, już na drugim planie). Ładnie został przedstawiony świat po drugiej stronie ekranu telewizora, nie można też przyczepić się do projektów person i efektowności pojedynków z ich udziałem. Jedna kwestia mnie drażniła: zaczerwienione twarze i szyje (czoło żółtawe, broda czerwona – jakaś nowa choroba? – to już drugie podobieństwo do C). Ogólnie – z arcydziełem do czynienia nie mamy, ale seria jest całkiem przyjemna dla oka.

Ścieżka dźwiękowa nie należy do tych, które na długo zapadają w pamięć. Coś tam sobie pogrywa w tle, ale niestety wiele utworów przypomina aranże z co lepszych keyboardów. Jest kilka lekkich i niezłych jazzujących kompozycji, ale bez większego polotu. Jedyne wyróżniające się elementy to konkretny rockowy utwór towarzyszący walkom z „bossami” (niestety czasami zamiast niego podczas pojedynków słyszymy inne, lekkie i mdłe kompozycje) oraz pierwszy opening i ending – kawałki te są naprawdę udane. Poza tym – przeciętność.

Podsumowując, seria okazała się rozczarowaniem. Po anime tym spodziewałem się świetnej, rozbudowanej opowieści, a dostałem średniej jakości popłuczyny po grze konsolowej. Persona 4 jest dla mnie ucieleśnieniem negatywnych cech wielu gier komputerowych – nudne przechodzenie przez kolejne odcinki, niczym kolejne poziomy, na których dzieje się z grubsza to samo, co na poprzednich. Nie twierdzę, że jest to anime jednoznacznie złe, to po prostu średni, mocno komercyjny produkt, przygotowany bez polotu, mający wszelkie szanse zdobyć sympatię rzeszy widzów mało wybrednych, chętnie łykających lekkie i zabawne historyjki. Oczywiście tytuł ten może spodobać się niektórym fanom gry, siedzącym w jej realiach i klimacie, a przez to skłonnym wybaczyć wiele niedoróbek – ale nie do nich kierowany jest ten tekst. Opowieść została oparta na dobrych pomysłach, ale niestety jak na realia anime całość jest zbyt mocna spłycona. Dziś już wiadomo, że na konsole nowej generacji powstanie kolejna część Persony, opatrzona numerkiem „5” (to zresztą było pewne, brak kontynuacji byłby marnotrawstwem popularności cyklu). Ja mam jednak nadzieję, że kolejna ewentualna ekranizacja cyklu wypadnie dla przeciętnego widza znacznie lepiej.

kapplakk, 12 sierpnia 2012

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: AIC (Anime International Company)
Autor: Index
Projekt: Kazuaki Morita, Kazuma Kaneko, Shigenori Soejima, Shinobu Tsuneki
Reżyser: Seiji Kishi
Scenariusz: Yuuko Kakihara
Muzyka: Shouji Meguro