Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Zapraszamy na Discord!

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

3/10
postaci: 4/10 grafika: 2/10
fabuła: 3/10 muzyka: 3/10

Ocena redakcji

brak

Ocena czytelników

brak

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Eire)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Perrine Monogatari

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 1978
Czas trwania: 53×24 min
Tytuły alternatywne:
  • Perrine Story
  • ペリーヌ物語
Postaci: Dzieci; Pierwowzór: Powieść/opowiadanie; Miejsce: Europa; Czas: Przeszłość; Inne: Realizm
zrzutka

Trochę podróż, trochę Mały lord, ale w sumie kiepsko.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Pokarało mnie. Próbowałam oszukać przeznaczenie widza i wpadłam jak śliwka w kompot. Starannie dobierałam serie, przeglądałam oceny, wszystko po to, by zminimalizować szanse trafienia na gniota, który zburzyłby mój plan oglądania i recenzowania wyłącznie serii mądrych i wartościowych. Znalazłam bezpieczną kryjówkę – cykl World's Masterpiece Theater. Zadowolona z siebie, zabrałam się za przegląd serii, które złotymi zgłoskami zapisały się w pamięci dzieci niemal na całym świecie. Tu będę bezpieczna. Tymczasem w samym środku mojej bazy na głowę spadła mi cegła. A imię jej Perrine.

Zabrałam się za serię, zupełnie nie przeczuwając katastrofy. Fakt, że po raz pierwszy podstawą projektu była książka, której nie znałam, wcale nie nastroił mnie źle, wręcz przeciwnie. O autorze wyczytałam, że w XIX wieku pisał książki dla dzieci, a inne z jego dzieł zostało uhonorowane dwoma seriami anime. Poszłam na żywioł. I utknęłam. Opening powinien mnie ostrzec. Dziwne zawodzenie miało być miłe, ale skłoniło mnie tylko do przeskoczenia muzyki. Przewinęłam, czekając, aż zacznie się akcja. Czekałam długie kilkanaście odcinków. Halo, nie na to się umawialiśmy! Jakoś inne serie potrafiły zagospodarować dane im pięćdziesiąt i więcej odcinków. O co tu chodzi?

Zasadniczo chodzi o Perrine. Akcja dzieje się pi razy oko w drugiej połowie XIX wieku, zaczyna się w Bośni i idzie przez Włochy do Francji. Wlecze się noga za nogą, niczym osioł ciągnący wóz, którym Perrine i jej matka jadą na spotkanie nigdy niewidzianego dziadka. Jego ukochany syn kilka miesięcy wcześniej zmarł niespodziewanie, w trakcie podróży z Indii, zostawiając żonę i córkę bez środków do życia. Właściwie jedyną wartościową rzeczą, jaką posiadają, jest aparat fotograficzny i zielone sari matki. Z początku radzą sobie nieźle – wędrowni fotografowie byli wówczas częścią krajobrazu, a kto nie chciałby mieć zdjęcia zrobionego przez piękną kobietę w egzotycznym stroju? I na takiej wędrówce upływa nam pierwsza część historii. Druga to krótki pobyt w Paryżu, trzecia – konfrontacja z dziadkiem­‑kapitalistą, żywcem wyjętym z komunistycznych broszurek. Niewidomy dżentelmen owszem, za synem tęskni, ale za synową już niekoniecznie, a o Perrine nigdy nie słyszał. Zaczyna się nawracanie i kruszenie serc hardych.

Najdłuższe pięćdziesiąt odcinków w moim życiu. Skrócić o połowę, o dwie trzecie nawet. Pod względem tempa akcji Perrine Monogatari jest Arią do potęgi n­‑tej. Jeśli osiołek się zgubi w pierwszej minucie odcinka, możecie być pewni, że znajdzie się tuż przed endingiem, a akcja i rozwój postaci w tym czasie zrobią sobie drzemkę. W rezultacie pierwszą część można podsumować może pięcioma zdaniami. Drugą jednym, choć złożonym. Trzecią dwoma słowami – Mały lord. Znacie tę uroczą książeczkę, która dziwnym trafem pojawiła się na świecie parę lat przed literackim pierwowzorem Perrine Monogatari? O zgorzkniałym bogatym starcu, który po śmierci ukochanego syna sprowadza do siebie nigdy niewidzianego wnuka i zmienia się pod jego wpływem na tyle, by wybaczyć synowi koszmarny mezalians i zaakceptować synową z niższych sfer? Tutaj macie coś podobnego, tyle że dziadek zamiast angielskim arystokratą, jest francuskim fabrykantem, a Perrine zamiast jego dziedziczką, zostaje sekretarką i tłumaczką. Dziwne? Żeby było naprawdę śmiesznie – gdyby Perrine z niewiadomych powodów nie trzymała gęby na kłódkę, cała historia zamknęłaby się w jednej scenie. Pewnie dlatego ta część nie dość, że powolna, jest przedramatyzowana i przegadana ponad miarę.

Historia taka sobie, ale może charaktery… zapomnijcie. Wszystkie postacie noszą na czole plakietki ze stereotypami, jakie mają reprezentować. W dodatku główna bohaterka non stop robi ze wszystkich idiotów. Ze swojej matki, dziadka, koleżanek z pracy. No, pokażmy, jaka jest dzielna i mądrą, pokażmy, że bez jej pomocy nikt nie jest w stanie podjąć najprostszej decyzji, że tylko interwencja dziecka chroni ich od finansowego i moralnego upadku. Perrine wpada na pomysł robienia zdjęć, bo przecież matka na to za głupia. Perrine pogodzi zwaśnionych od lat sąsiadów i pomoże zgorzkniałym sercom. Perrine przyniesie pokój i prawa pracy robotnikom w fabryce. W międzyczasie zrobi sobie i buty, i sukienkę i przetłumaczy techniczny tekst z angielskiego bez żadnych notatek, po prostu czytając na głos, bo kiedyś jako dziecko mieszkała w Anglii, a pan potentat bawełniany nie jest w stanie wynająć sobie tłumacza. Reszta bohaterów będzie ją lubić i kochać, rozpływając się w uśmiechach, a kto nie kocha, ten jest zły i zostanie ukarany w imię imperatywu narracyjnego. Jeden stary i niedobry dziadek wykazuje ślady własnego myślenia.

Do tego jest koszmarnie brzydka, jak wszyscy i wszystko w tym serialu. Grafika w Perrine Monogatari okazała się gorsza niż… nie mam porównania. Postacie wyglądają jak narysowane przez pięciolatka, zamiast ust mają kreseczki układające się w dwie miny. Tła są absolutnie nieruchome, bohaterowie ledwo­‑ledwo się ruszają. Ja wiem, że to lata 70., że World’s Masterpiece Theater wielkim budżetem nigdy nie grzeszyło, ale wygląda brzydziej niż wcześniejszy Araiguma Rascal czy pierwsze Muminki. Od kolejnej w cyklu Ani z Zielonego Wzgórza dzielą tę serię lata świetlne. Skoro rysowane tła zawiodły, to może tło społeczne? Byłoby dobrze, gdyby w trzeciej części twórcy zdecydowali się, czy pokazują wesołych robotników w sielskiej fabryce, czy udręczony proletariat wypatrujący nadejścia czerwonego gołąbka pokoju. Momentami brakuje tylko nadzorcy z batem. Tyle, że ja, która zawsze wzruszenie mam w pogotowiu, nie byłam w stanie wydusić z siebie minimum solidarności z bohaterami. Muzyka – pierwszy opening zgrzyta, reszta już mnie nie straszyła po nocach. Mały plusik za francuskie melodyjki przewijające się od czasu do czasu.

Nie oglądaj, nie płacą za to – było słuchać dobrych rad. Przez cały seans Perrine Monogatari nie mogłam uwierzyć, że w World’s Masterpiece Theater trafiło się coś takiego – tak nudna historia, tak płaskie postacie, tak zimne emocje. Jedyna myśl, jaka została mi po seansie, to niepewność, czy materiał sam z siebie był słaby, czy może ten jeden raz nie wyszło i Japończycy zamiast przerobić kreatywnie powieść, po prostu skiepścili sprawę. Nic fajnego do patrzenia i słuchania. Zostaliście ostrzeżeni, nie powtarzajcie mojego błędu, zajmijcie się bardziej wartościowymi seriami.

Eire, 1 lutego 2012

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Nippon Animation
Autor: Hector-Henri Malot
Projekt: Shuuichi Seki
Reżyser: Hiroshi Saitou, Shigeo Koshi
Scenariusz: Akira Miyazaki, Tai Katou
Muzyka: Takeo Watanabe