Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Studio JG

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

7/10
postaci: 6/10 grafika: 6/10
fabuła: 6/10 muzyka: 6/10

Ocena redakcji

7/10
Głosów: 4 Zobacz jak ocenili
Średnia: 6,75

Ocena czytelników

6/10
Głosów: 9
Średnia: 6
σ=1,63

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Sezonowy)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Gallery Fake

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2005
Czas trwania: 37×25 min
Tytuły alternatywne:
  • ギャラリーフェイク
Postaci: Artyści, Przestępcy; Pierwowzór: Manga; Czas: Współczesność; Inne: Realizm
zrzutka

Lekka, przyjemna opowieść o niezwykłym właścicielu nietypowej galerii, a przy okazji sprytny sposób na zainteresowanie widza zagadnieniami ze świata sztuki.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Sophronimos

Recenzja / Opis

Z czym kojarzy Ci się słowo Ermitaż? Z nazwą funduszu inwestycyjnego? Z marką luksusowej odzieży dla posiadaczy platynowych kart kredytowych? Jeśli tak, to Gallery Fake prawdopodobnie nie jest dla Ciebie. Również w przypadku, jeśli żywisz przekonanie graniczące z pewnością, że Vincent van Gogh i Rembrandt van Rijn to imiona i nazwiska piłkarzy narodowej reprezentacji Holandii, prawdopodobnie powinieneś darować sobie oglądanie tego anime. Podobnie, gdy na klasowej wycieczce do Muzeum Narodowego, zamiast oglądaniem ekspozycji zajmowałeś się wszystkim innym, z rzucaniem papierowymi kulkami w nauczycielkę włącznie. Jeśli spełniasz którykolwiek z powyższych warunków, w trakcie seansu grozi ci, że wynudzisz się jak mops. Z drugiej jednak strony, jesteś przecież fanem anime, a to znaczy, że automatycznie jesteś fanem szeroko rozumianej kultury. Szansa na to, iż przypadnie Ci do gustu serial opowiadający o dziełach sztuki i ludziach, którzy zajmują się nią zawodowo lub z zamiłowania, jest znacząco większa niż w przypadku fanatyka sportów siłowych. Jestem przekonany, że warto spróbować.

Fujita Reiji: kawaler około czterdziestki, nałogowy palacz tanich francuskich papierosów, marszand, koneser i konserwator dzieł sztuki. Przed laty piastował prestiżowe stanowisko kuratora nowojorskiego Metropolitan Museum of Art i zapowiadał się na jednego z najlepszych specjalistów w branży. Niestety, jego niezłomna postawa etyczna stanęła na drodze czyjegoś świetnie zapowiadającego się interesu. Przeciwko Fujicie uknuto intrygę, na skutek której musiał opuścić Nowy Jork w niesławie, atmosferze skandalu i oskarżeń o korupcję. Ale choć droga na salony artystycznej bohemy zamknęła się przed nim raz na zawsze – nie spuścił głowy, nie zaszył się w mysiej dziurze, nie stoczył na dno ani nie przystąpił do planowania zemsty. Przeciwnie: zdecydował, że skoro przypięto mu na stałe łatkę człowieka o brudnych rękach, grzechem byłoby tego nie wykorzystać.

Poznajemy Fujitę w chwili, gdy jest już właścicielem galerii sztuki. Nietypowej, ponieważ handluje w niej niemal wyłącznie falsyfikatami i kopiami autentycznych dzieł eksponowanych w muzeach, zbiorach prywatnych albo dawno temu skradzionych czy uznanych za zaginione. Stąd słowo „podróbka” („fake”) w nazwie firmy. Plotki w środowisku artystycznym głoszą, że sama galeria to przykrywka, a główne źródłem dochodu Fujity stanowi nielegalny obrót „gorącym” artystycznym towarem na czarnym rynku. Choć nikt go jeszcze za rękę nie złapał, ludzie z branży trzymają się od niego z daleka, traktując jak trędowatego. Tymczasem, co dla jednych jest ciężarem, dla innych stanowi najlepszą reklamę, dlatego Fujita nie narzeka na brak klientów pragnących kupić czy sprzedać dzieło sztuki bez zwracania na siebie uwagi odpowiednich służb czy środowisk. Interes, zarówno oficjalny, jak i nieoficjalny, kręci się świetnie.

Serial składa się z ciągu jednoodcinkowych, niepowiązanych ze sobą historii. Zobaczymy Fujitę ratującego od zniszczenia Madonnę Rafaela, uszkodzoną podczas próby kradzieży. Będziemy mu kibicować, gdy podejmie próbę zwrócenia jednego ze Słoneczników van Gogha ich prawowitej właścicielce. Sprawdzimy, ilu ważnych informacji o malarzu można dowiedzieć się na podstawie analizy kształtu ustnika fajki, którą umieścił na obrazie. W przypadku Gallery Fake konstrukcję epizodyczną należy uznać za plus, gdyż fakt, że każdy odcinek przedstawia opowieść związaną z innym artystą, dziełem czy gatunkiem sztuki, nie pozwala widzom nieobeznanym ze światem sztuki i wysokiej kultury znużyć się tematem. Mając to na uwadze, twórcy serialu z założenia nie próbują edukować, a jedynie zainteresować i otworzyć oczy odbiorcy na zagadnienia, którym wcześniej być może nie poświęcał wiele uwagi. W rezultacie mamy do czynienia z lekką i przyjemną opowieścią o komediowym charakterze, jakby mimochodem przemycającą do świadomości widza coś więcej niż tylko kadry z paroma reprodukcjami obrazów czy brzmienie kilku sławnych nazwisk. To zaskakujące, ale Gallery Fake, jak rzadko które anime, autentycznie jest w stanie poszerzyć nasze horyzonty i nauczyć czegoś pożytecznego, w myśl hasła: „bawiąc – uczy, ucząc – bawi”. Na podkreślenie zasługuje fakt, że serial nie trzyma się sztywno kanonu sztuk pięknych, a prezentuje na wskroś nowoczesne podejście do tematu, daleko wykraczające poza ramy zakreślone jeszcze w XVIII wieku przez francuskiego filozofa Charlesa Batteux. Arcydzieła mechaniki precyzyjnej, sztuka komponowania zapachów, fotografia czy moda doskonale wpisują się w to, co nam współcześni – ludzie epoki internetu – gotowi są uznać za prawdziwą sztukę, odpowiadająca aktualnym gustom.

Na uwagę zasługuje fakt, że lwią część Gallery Fake poświęcono sztuce Zachodu, dla mieszkańców Kraju Kwitnącej Wiśni stosunkowo nowej i tak obcej kulturowo, jak to tylko możliwe. Dość wspomnieć, że pierwsi japońscy artyści malujący obrazy w stylu zachodnim pojawili się dopiero pod koniec XIX wieku i zamiast z uznaniem, spotkali się z powszechnym potępieniem wśród rodaków. Sylwetkę Yuzo Saekiego, jednego z pierwszych malarzy japońskich, którym udało się wyjść z cienia, poznamy dzięki Gallery Fake. Zakładam, że to właśnie odcinki prezentujące dzieła sztuki i artystów Zachodu dla japońskich widzów mają największą wartość poznawczą. Z kolei dla Europejczyka szczególnie atrakcyjne wydają się epizody poświęcone sztuce rdzennie japońskiej, w opinii przeciętnego długonosego gaijina – egzotycznej, tajemniczej i niezwykłej. Tym bardziej że anime opowiada o nich z autentyczną, nieskrywaną dumą, podkreślając wyjątkową estetykę i narodowy, zwykle hermetyczny charakter.

Wątki związane bezpośrednio ze sztuką to bez wątpienia największy atut serialu. Reszta, niestety, nie wygląda tak różowo, choć przystępując do pracy, twórcy dysponowali całą gamą atutów. Mieli oryginalny, niewyeksploatowany pomysł na konwencję opowieści i znakomity materiał na głównego bohatera: postać niejednoznaczną, wielowymiarową, mogącą działać zarówno legalnie i po stronie prawa, jak i w cieniu, na czarnym rynku. Dysponowali nie byle jakim doświadczeniem w animacji, że wymienię tylko Rurouni Kenshin, Great Teacher Onizuka, Full Metal Panic!, Inuyasha, Toward the Terra czy Vampire Princess Miyu, do których wcześniej pisali scenariusze, scenopisy czy też je reżyserowali. Biorąc pod uwagę wymieniony potencjał, trudno zrozumieć, dlaczego nie został on przekuty w interesującą fabułę z pełnokrwistymi bohaterami. Historie prezentowane w Gallery Fake w większości są bardzo proste, a czasami wręcz naiwne. Gdyby usunąć z nich walory poznawcze związane ze sztuką, w żadnym razie nie mogłyby się obronić. W gruncie rzeczy mamy tu do czynienia z przeciętnym serialem komediowym z elementami kryminału, sensacji i przygody. Owszem, sprawnie zrealizowanym, miłym dla oka i ciekawym ze względu na tematykę, lecz w sensie fabularnym – nienadzwyczajnym. Sam Fujita, z którego charakterystyki wynika, że powinien mieć w sobie więcej z Waldemara Batury (jeśli ktoś czytał książki Zbigniewa Nienackiego o przygodach Pana Samochodzika) niż ze zwykłego muzealnika czy handlarza, pokazany jest jako człowiek­‑oaza spokoju, niemal safanduła, którego łatwiej wyobrazić sobie karmiącego gołębie w parku niż dobijającego transakcji z kryminalistami (obejrzymy zaledwie dwie sceny takich negocjacji, w których Fujita pokaże charakter, stalowe nerwy i silną wolę, ale to daleko za mało, by uznać, iż potencjał tkwiący w postaci został wykorzystany). Bohaterowie drugoplanowi, może z wyjątkiem wiecznie spłukanego poszukiwacza skarbów, którego wątek poboczny jest najbardziej interesujący, nie są ani oryginalni, ani nie wnoszą wiele do scenariusza. Czasami wygląda to wręcz nienaturalne, jak w przypadku młodziutkiej asystentki Fujity, Sary Halifa, która przez trzydzieści siedem odcinków praktycznie nie odstępuje pracodawcy na krok, cały czas dając mu do zrozumienia, że żywi do niego więcej niż ciepłe uczucia. Niestety, Reiji zachowuje się, jakby nie bardzo wiedział, co z tym fantem począć, a w konsekwencji stosunki między obojgiem nie posuwają się ani o krok w żadną stronę. Nawet jeśli na chwilę temperatura podskoczy o kilka stopni, zaraz szybko opada w dół. Zupełnie, jakby chodziło o uczucia dzieciaków z podstawówki. Jest to tym bardziej niezrozumiałe, że Fujita cieszy się autentycznym powodzeniem u kobiet, które w dodatku przeważają wśród bohaterów drugiego planu. Zarówno piękna Sayoko Mitamura – dyrektor muzeum Takada, jak i obdarzona wyrafinowanym gustem Fei Cui – złodziejka klejnotów, dodałyby serialowi ognia, gdyby tylko scenarzysta zdecydował się na wprowadzenie autentycznego męsko­‑damskiego napięcia między bohaterami.

Gallery Fake zostało wyprodukowane przez dwa różne studia. Dwadzieścia pięć odcinków powstało w Tokyo Movie (późniejszym TMS Entertainment), kolejne w Tokyo Kids. To widać na ekranie i słychać z głośników. Pierwsza część, lepiej lub gorzej, trzyma pewien nastrój, klimat. Spokojny, chwilami wręcz refleksyjny, a sama opowieść rozwija się powoli i leniwie. Fujita, niczym bohater kina noir, chętnie nosi kapelusz i prochowiec na wzór Humphreya Bogarta w Sokole maltańskim, choć w rzeczywistości kapelusze wyszły z mody jeszcze na początku lat siedemdziesiątych. Bardzo przypadł mi do gustu odcinek przypominający teatralną jednoaktówkę, praktycznie cały rozgrywający się nocą, w pogrążonym w półmroku wnętrzu starego nowojorskiego baru, z udziałem zaledwie trzech postaci: Fujity, dziewczyny samotnie sączącej drinka i starego barmana. Nie znajdziemy tu spektakularnych efektów komputerowych, kreska jest prosta, łagodna, miękka, a kolory stonowane i miłe dla oka. W czołówce usłyszymy Ragtime w dynamicznej aranżacji zespołu Katteni Shiyagare, zgrabnie łączącej elementy jazzu i rhytm and bluesa, pięknie wpisującej się w klimat opowieści z wyrafinowanego świata kultury i sztuki. Niestety, z chwilą, gdy produkcja serialu przechodzi w ręce studia Tokyo Kids, znakomity Ragtime zostaje zastąpiony pop­‑rockowym i pozbawionym większego wyrazu Beautiful Life, w wykonaniu grupy OUTLAW. Nie jest to jedyna zmiana na gorsze. Z sobie tylko znanego powodu twórcy postanowili serial uatrakcyjnić, zmieniając jego charakter na bardziej przygodowy i sensacyjny. Obejrzymy więc wybuchy, strzały, pościgi, a w poszukiwaniu zysku Fujita zwiedzi pół świata. W którymś momencie dostaniemy nawet coś na kształt fanserwisu w postaci pięknej dyrektor Mitamury prezentującej swe posągowe wdzięki w skąpym kostiumie kąpielowym, dla której to sceny, jak podejrzewam, specjalnie przeniesiono akcję aż na Hawaje. Na szczęście ostatni, podsumowujący całość, bardzo spokojny i refleksyjny odcinek, w którym Fujita na chwilę powraca w mury Metropolitan Museum of Art – coś jakby duchowe credo Fujity­‑konesera sztuki – pozwala zapomnieć o wcześniejszych potknięciach i zakończyć seans z melancholijnym uśmiechem na twarzy.

Bez wątpienia Gallery Fake to serial nierówny i pozostawiający wiele do życzenia pod względem fabularnym. Z drugiej jednak strony tematyka i sposób, w jaki ją prezentuje, czynią z niego znakomitą odskocznię od zalewu anime, które nie mają widzowi absolutnie nic do powiedzenia, nie wspominając już nawet o tym, żeby chciały mu przekazać coś wartościowego, co zostanie w głowie dłużej niż chwilę po odejściu od ekranu. W tym miejscu zaryzykuję stwierdzenie, że gdyby szkoły wpadły kiedyś na pomysł skorzystania z podobnego, co Gallery Fake, pomysłu na zainteresowanie młodego człowieka „nudnym” tematem sztuki, może w kraju nad Wisłą nie byłoby tak źle z liczbą odbiorców wysokiej kultury. A już na pewno w nauczycieli wychowania plastycznego, podczas wycieczki do Muzeum Narodowego, poleciałoby kilka papierowych kulek mniej.

Sezonowy, 7 lutego 2012

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: TMS Entertainment, Tokyo Kids
Autor: Fujihiko Hosono
Projekt: Toshiko Sasaki
Reżyser: Akira Nishimori, Osamu Yamasaki
Scenariusz: Masashi Sogo
Muzyka: Face 2 Fake