x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w polityce prywatności.
Bez zalogowania
22.09.2020 23:14 Najlepsze szkolne okruchy, a raczej historia
Jak w temacie. Od kilku lat nie spotkałam bardziej realistycznej i fabularnie i charakterologicznie serii typu szkolne okruchy z wątkiem uczuciowym.
Zwolennicy romansów nie wiem, czy będą szczęśliwi, ale Ci, którzy lubią prawdziwe historie w anime – mogą być naprawdę zadowoleni.
Plus muzyka jazzowa.
Dla mnie – najlepsze pod wieloma względami.
A
Uratugo
20.09.2017 22:51 Genialne, gdyby nie to zakończenie...
Początkowo byłem sceptyczny. Nie dlatego, że mi się nie podobało, a dlatego, że sądziłem, iż będzie to jedynie przyjemna, niezobowiązująca seria. Na szczęście się pomyliłem i okazało się, że jest świetnie.
Wszystko jest z jednej strony stosunkowo schematyczne, ale z drugiej udało się twórcom zachować duży poziom indywidualności. Nawet początkowo zapowiadany trójkąt (jak w prawie każdej serii) okazuje się pięciokątem, i to świetnie poprowadzonym, pozbawionym zbytniej dramaturgii i karykatury. Było to o tyle świetne, że łatwo było popaść w groteskę albo ecchi.
Postacie niby schematyczne, niby niespecjalnie oryginalne, a jednak tak rzeczywiste i zachowujące swoją indywidualność, że bardzo ich polubiłem- wszystkich, od Kaoru, po wujaszka Tsutomu.
Fabuła jest bardzo okruchowa i właściwie trudno tu mówić o jakiejś fabule sensu stricto: bardziej to wygląda, jak „z kamerą wśród ludzi”, dzięki czemu mamy szansę obserwować (nie)zwykłe życie kilkoro Japończyków w naturalnym środowisku lat 60 XX wieku. Duży plus.
Jazz świetny, soundtrack również. Kreska ładna i charakterystyczna. Nie było fajerwerków, ale po co one? Wszystko było w jak najlepszym porządku.
Jakieś minusy? Fabuła moim zdaniem brnęła trochę za szybko do przodu, ale plusem w minusie jest to, że właściwie nie było tutaj nudnych momentów. Troszkę drażniły mnie te wieczne podchody i niedopowiedzenia między bohaterami, ale nie było to aż tak rażące. Jedyne, do czego TAK NAPRAWDĘ muszę się przyczepić, to zakończenie…
kliknij: ukryte Nie zagrali na festynie, bo był wypadek? ok, pomysł nie był zły. Sentaro uciekł z domu? To też niezły pomysł fabularny. Sentaro został księdzem? To wręcz genialne! Po głębszym zastanowieniu, pomimo szoku, jaki wywołuje ten fakt, właściwie ta rola nie jest taka oderwana od niego. Sentaro, to człowiek pełen ciepła, uczynności, dobrego serca, charyzmy i widocznie również wiary, bo choć nigdy nie było gadki o Bogu, to jednak chłopak regularnie uczęszczał na msze, nosił różaniec, miał dobry kontakt z księdzem… W dodatku nie miał szczęścia do kobiet. :) Gdyby trochę inaczej poprowadzili ten wątek, to z pewnością dałbym tej serii dyszkę. Ale niestety…
Sentaro opuścił rodzinę i przyjaciół. Zostawił przyjaciół, którzy znaczyli dla niego bardzo wiele. Zostawił piwnicę, która była dla niego czymś bardzo ważnym. Aż w końcu zostawił swoją rodzinę, pełną dzieciaków, dla których był nie tylko starszym bratem, ale pełnił również rolę ojca i autorytetu. Nie mówiąc już o Saki, która- kto wie- prawdopodobnie do końca życia będzie się obwiniać za całą sytuację… Odszedł bez słowa pożegnania. Tylko najgorsze w tym wszystkim jest to, że sama końcówka sugeruje nam, że Sentaro „po prostu” ułożył sobie nowe życie, bez żalu i poczucia winy. A Ritsuko i Kaoru tak po prostu przyjechali do niego, jak w odwiedziny od dawna niewidzianego przyjeciela… Nie kupuję tego- tak na poziomie intelektualnym, jak i emocjonalnym.
Dlatego daję tej serii „tylko” dziewiątkę. Serię zakończyłem z bólem serca i poczuciem nielogiczności.
Mimo wielu urwanych wątków (które zapewne swoje rozwinięcie znalazły w mandze), mimo przedramatyzowania w kilku momentach, mimo przyspieszonego i mało satysfakcjonującego zakończenia, nie jestem w stanie podejść do tego anime obiektywnie. Było czymś, czego od bardzo dawna potrzebowałem, lekiem na wszystkie smutki, a jednocześnie odpowiedzią na wiele dręczących pytań. Jestem pewien, że będzie to jedna z tych produkcji, które wspominał będę z uśmiechem na twarzy przez długie lata. Na dzień dzisiejszy natomiast mogę jedynie wpisać ją do grona „my favorite things” i smucić się, że to już koniec… Polecam każdemu, a szczególnie tym, których w życiu czasem dopada melancholia. Może i wam odrobinę się polepszy?
Jedno proste pytanie, czy przez całe anime główni bohaterowie to będą takie pierdoły w sprawach romansu? Bo szczerze jazz mnie trochę zainteresował, ale nie zdzierżę kolejnej serii, gdzie postać „męska” poprzez głupi dotyk, a nawet rozmowę czy spojrzenie przez swój obiekt westchnień, ma milion myśli, odwraca wzrok i w ogóle zachowuje się jak ostatnia ekhm.. Na razie zobaczyłem dwa i pól odcinka i porzuciłem, ale kurde, ten jazz kusi :p
Można. Tylko zastanawiam się, czego oczekujesz od męskich bohaterów anime, którego akcja dzieje się w latach 60. XX wieku, kiedy normy zachowania były troszkę inne niż obecnie?
Niczego nie oczekuję, bo to tylko bajka. Zadałem proste pytanie i oczekiwałem prostej odpowiedzi, to wszystko. A patrząc na przebieg chińskich bajek w ostatnich latach, to z 80% jak nie więcej ma za głównego bohatera pierdołę, która zachowuje się tak jak napisałem w pierwszym poście, niezależnie od czasów, w których toczy się historia.
J ♣
13.04.2016 23:36 Re: Pytanko.
Jest później odcinek, w którym piorą się po mordach z powodu dziewczyny, jeśli ci to wystarcza za rekomendację.
Impos
13.04.2016 22:48 Re: Pytanko.
Jeśli początkowe odcinki nie przypadły ci do gustu, to dalsze pewnie też ci się nie spodobają…
A
Secor152
29.06.2015 14:42 Pytanie
Zapomniałem się zapytać, czy w anime dokładnie objaśniono czemu Sentaro nie pasuje do swojej rodziny? Dlaczego postanowił odejść? Przecież wydawało się, że rodzina to dla niego wszystko. Czy chodzi tutaj o pewniej rodzaj dedukcji, że po powrocie ojca stracił swoje zajęcie, czyli opiekę nad rodzeństwem? Ogólnie miał przecież wspaniałych przyjaciół, dla których warto być. Tak jak ktoś wspomniał koniec moim zdaniem jest trochę wymuszony, jednak mając 21 lat zauważyłem, że nawet największe przyjaźnie mogą zniknąć. Jestem pod wrażeniem, oby więcej takich ponadczasowych historii, którę mogą trafić do każdego pokolenia tak samo dobrze. Wielki PLUS
A
Sector152
29.06.2015 00:06 Perelka
To następne z tych anime, które trzeba obejrzeć. Nie będę się rozpisywał, ponieważ to arcydzieło w czystym wydaniu.
A
ddddd
10.02.2015 00:03 vvvv
dawno nie oglądałam tak dobrego anime,do szczegółów można się przyczepić ale ja nie jestem małostkowa,cała ta historia bardzo mnie oczarowała,jestem pod wrażeniem.
A
kuronekocena
16.10.2013 12:03 Podobało mi się
Czarna mamba już chyba wszysko napisała. Mi się ogólnie podobało. Z niedociągniec: strasznie mi sie nie podobała mi się kreska, którą została namalowana dziewczyna.No i zakończenie, jakoś tak nie wyobrażam sobie, żeby w rzeczywistości przyjaciele się tak nagle rozstali(mimo tych kilku incydentów pod koniec), ale to Japonia. Mam takie wrażenie, że zakończenie jest troche na siłe przekręcone. I ostatnia rzecz okropna scena, w której głowny bohater rzucił się z pożądaniem na swoją wybrankę, a ona uciekła.TT Wolę wersję 'Żyli długo i szczęśliwie, mieli dzieci itd.';p Bardzo polubiłam Sentarou, natomiast Kaoru… sama nie wiem,
czegoś mu brakowało.
La fonda chyba sięgnę po mangę, bo mam spory niedosyt. Ostatnie odcinki są dla mnie chaotyczne i nie wiem co się stało.
świetne !!!!!!! fabuła, pomysł, zakończenie no i oczwiście opening. 12 odcinków cenniejsze od nie jednego tasiemca !
A
czarna mamba
27.08.2013 22:50 Chcę więcej takich anime :).
zę się, że istnieją jeszcze na tym świecie anime, które odbiegają od utartych schematów. Bardzo podobało mi się zakończenie, mimo że okazało się nieco smutne. Ścieżki głównych bohaterów rozeszły się, choć wszyscy sądzili, że Kaoru będzie z Ritsuko. Życie jest jednak bardziej zaskakujące i nieprzewidywalne, niż sądzimy. Nie jesteśmy w stanie całkowicie go zaplanować. Gdzie nas poniesie i do czego zmusi, nie wiemy. Ostatni odcinek to udowadnia.
Już dawno nie oglądałam tak przyjemnego anime. Zazwyczaj spotykałam tytuły, w których jest przesyt dziwacznych osobowości, magii, romansu, dziwnych stworzeń i nieludzkich mocy. \'Sakamichi no ...\' choć nie posiada bardzo spektakularnej fabuły, bardzo dobrze się ogląda. Jeżeli ktoś jest miłośnikiem muzyki, zwłaszcza jazzu, ta pozycja jest niemal obowiązkowa, podobnie jak dla fanów rock\'n\'rolla \'Beck, Mongolian Chop Squad\'. Ja co prawda nie jestem miłośniczką jazzu, ale lubię od czasu do czasu posłuchać dobrej, czarnej muzyki. Ten serial daje mi taką możliwość :).
Z głównych postaci najbardziej na plus jest postać Sentarou. Prosty chłopak ze wsi, biedny jak mysz kościelna, na pierwszy rzut oka chuligan i Mike Tyson w wersji japońskiej. Z drugiej jednak strony jest to chłopak o wielkim sercu i choć przywdział pozę luzaka, wymięka w obliczu kobiety, która jest dla niego ważna. W dodatku równy z niego kompan, nie tylko do wspólnego grania :). Żeby dobroci stało się za dość, bardzo ucieszyłam się z głosu Yoshimasu Hosoi, którego kojarzę z roli Araty w \'Chihayafuru\' :). Bardzo podoba mi się jego głęboki, męski głos. Ten seyuu podkłada głos pod drugą postać, którą najbardziej polubiłam. W najbliższym czasie muszę zapoznać się z innymi jego rolami :). Nieco bladziej wypadają Kaoru oraz Ritsuko. Kaoru momentami okazywał się nieznośnie zaborczy i niezdecydowany, a Ritsu trochę za bardzo nieśmiała. Mniemam jednak, że jest to wina japońskiej mentalności, która nie pozwala na ujawnianie prawdziwych uczuć. Gdyby jednak każdy Japończyk był tak nieznośnie skryty, już dawno na świecie nie byłoby tego narodu ;).
Jestem zadowolona z obejrzenia całego serialu. Bardzo przyjemne, ciepłe, spokojne, ale niezamulające anime. Udanym zabiegiem było stworzenie muzycznej oprawy całej historii. Niezbyt często można natknąć się na tytułu o muzykach – amatorach. Gra na fortepianie Kaoru chwyta za serce, a perkusja Sentarou ukazuje wszystkie emocje, targające bohaterem w trakcie gry. Lubię dobrą muzykę, dlatego nie żałuję, że zabrałam się za ten tytuł. Zwykle nie czytam opisów, więc nie mam pojęcia, czego mogę się spodziewać, dopóki nie spróbuję. W tym wypadku to był celny strzał w ciemno. Mam jedynie pewne zastrzeżenia co do oprawy graficznej. Od razu widać, że twórcy dysponowali niezbyt pokaźnym budżetem na realizację serialu. Kreska pozostawia bardzo wiele do życzenia. Na tle wielu innych anime nie razi jednak tak bardzo. Postaci wyglądają zwyczajnie, normalnie, nie wyróżniają się jakimś spektakularnie oczojebnym kolorem włosów i oczu, nie wyrastają im z głów antenki, kocie uszy i ogony. Normalność to jest to, czego ostatnimi czasy usilnie poszukuję w anime. Przesyt kiczu muszę w jakiś sposób zrównoważyć czymś zwyczajnym, dlatego polubiłam serie o szkolnym życiu. Gdyby poprawiono kreskę, anime byłoby doskonałe w każdym calu. Całości daję 9/10 pkt. Punkcik odejmuję za kreskę. Studio tworzące anime mogło się trochę bardziej postarać, ale póki co, nie zrobiło z postaci niekształtnych pokrak, z czego niezmiernie się cieszę :). Dawno nie miałam okazji oglądać serialu, który pokazuje normalne, codzienne życie, ale ani trochę mnie nie znudził. Plus za Sentarou. Mimo, że chłopak jest trochę nieokrzesany, jest chyba najfajniejszą postacią serii :).
A
Gin Gajad
20.03.2013 11:19
Dojrzała i bardzo realna opowieść o zaprzyjaźnianiu się, pierwszych miłościach i odkrywaniu w życiu pasji. Bohaterowie są zwyczajni, ludzcy w swoich błędach. Starają się być coraz lepsi, ale nie zawsze im to wychodzi, często nawet nieświadomie krzywdzą innych. Za to należy się plus, bo wśród postaci nie spotkamy Superbohatera Takiego Jak TyTM czy innych „osobistości”, tylko zwyczajnych ludzi, ze swoimi lękami, obawami, ale też marzeniami, pragnieniami i pasją. W tym przypadku – do jazzu. Szczerze mówiąc nie znam się zupełnie na owym gatunku muzycznym, „świadomie” nie przesłuchałam ani jednej płyty, jednak wyjątkowo pasował mi do tego tytułu, łatwo było mi uwierzyć w pewną fascynację, jaką wzbudza w niektórych japońskich licealistach lat 60'. Grafika ładnie współgra z muzyką, postacie wyglądają na swój wiek i wydają się takie… normalne. Fakt, niektóre ładniejsze od innych, ale żadna z nich nie olśniewa widowni np. grzywą fioletowych włosów do pasa, to by kompletnie zepsuło atmosferę. A co do samego klimatu – przyjaźń, miłość i pasja do jazzu. Aż namacalne. Polecam.
Jest to moim zdaniem jedno z 2 najlepszych anime ubiegłego roku (obok „Uchuu Kyoudai”).
Już od pierwszego odcinka oczarowuje nietypowym klimatem (lata 60', jazz), ciekawą oprawą graficzną, dobrą animacją i muzyką. Nie jest to kolejna typowa szkolna love story (jakich wiele), lecz produkt skierowany do starszego i bardziej wymagającego widza.
Oceniłabym tą serię wyżej, jednak końcowe odcinki trochę mnie zawiodły. Twórcy chyba zapomnieli że muszą zmieścić się z adaptacja mangi w zaledwie 12 odcinkach i nieco źle rozplanowali akcję, gdyż finał toczy się bardzo szybko i pozostawia widza ze zbyt dużą liczba pytań i niedomówień (podczas gdy wcześniej następowało parę zbędnych dłużyzn). Cóż, może warto w tej sytuacji sięgnąć po mangę i tam poszukać odpowiedzi na dręczące pytania… :)
A
harpagon
22.01.2013 13:35
Bardzo dobre anime do połowy. Później też całkiem fajnie się ogląda, ale odcinek 11 i 12 to porażka. Wątki zamknięte na siłę. Albo kwestie uczuciowe powinny być w środku potraktowane zwięźlej, albo seria powinna mieć 4 odcinki więcej. Muzycznie bardzo przyjemnie. Grafika nieco plastikowa, ale znacznie nadrabia animacją, co dla mnie jest istotniejsze niż detale w rysunkach.
Anime świetne, nie mogłem się oderwać. Jedyną rzeczą która mnie boli, jest brak wyjaśnień, dlaczego kliknij: ukryte Sentaro uciekł i nie odzywał się przez tyle lat. Domysły mi nie wystarczą ; /
Musze przyznać, że Sakamichi no Apollon mnie oczarowało. Czym? Klimatem. Sama jestem w pierwszej klasie szkoły średniej i po prostu aż łza zakręciła się w oku. Teraz wiem, że nie mogę zmarnować tych lat. ^.^ No i oczywiście kliknij: ukryte marzę o takim spotkaniu z przyjaciółmi po latach. Kiedy nasze plany się spełnią.
Kolejną piękną rzeczą w anime byli bohaterowie – podobały mi się ich charaktery. I nawet to, że nie lubię jazzu… Kurcze, ten, który grał Sen i Kaoru wymiatał. Wspaniałe… I te miłosne problemy… Świetne. Chcę znaleźć więcej takich serii do oglądania! ; D
Dwunastoodcinkowa, ciekawa pozycja z gatunku josei.
Pierwsze kilka odcinków – zachłysnąłem się z zachwytu, ta fabuła, ten pomysł, ta muzyka, bohaterowie, KLIMAT! Potem entuzjazm trochę opadł, ale seria niewątpliwie warta jest obejrzenia przede wszystkim ze względu na bohaterów, którzy są wiarygodni, ich charaktery wyraźnie rozrysowane, motywy jasne, lecz nie na tyle przewidywalne, by wiedzieć, co wydarzy się w kolejnym odcinku.. To jest wielki plus tego anime, czyli realizm w ukazywaniu świata i jego bohaterów.
Kolejny punkt, czyli muzyka – wybrano świetne kawałki wpadające w ucho, miło się tego słucha, a ending jest po prostu cudowny, choć nie jazzowy. Grafika staranna, zwłaszcza przyjemnie ogląda si koncerty.
W dwunastu odcinkach twórcy musieli opisać tę historię, która… widać momentami, że jest potraktowana skrótowo, bo czasu brak, a wątki jakoś zakończyć trzeba. Niemniej klimat jest na tyle wyrazisty, a fabuła ciekawa, że jest to anime udane.
Polecam miłośnikom spokojnych okruchów życia, dramatów, realizmu. Raczej się nie zawiodą.
Z przypisywaniem SNO do gatunku „dla pań” byłbym bardzo ostrożny, bowiem jeśli się nad tym przez chwilę zastanowić to wydaje się, że anime adresowane jest raczej do mężczyzn, a nie do kobiet. Już sam fakt, że bohaterki kobiece znajdują się tu na drugim planie (Yurika nawet na trzecim) i akcja skupia się na męskim duecie Kaoru‑Sentaro, ich przyjaźni i dojrzewaniu, zdecydowanie przemawia za przyznaniem anime kategorii seinen.
Tak, wiem, utarł się stereotyp, że jak nie strzelają, nie walą się po pyskach ani nie łapią za cycki to na pewno musi być coś dla bab. Nie musi, nawet jeśli podoba im się tak samo jak nosicielom chromosomu Y.
Subaru
11.10.2012 09:52 Re: czy aby na pewno josei
Rzeczywiście, gdyby tak na to spojrzeć, to można przyznać Ci rację. W każdym razie dla panów, którym nawalanki nie zawsze wystarczają.
gilraen_tinuviel
24.09.2013 00:30 Re: czy aby na pewno josei
Tak, to jest na pewno josei, ponieważ manga była wydawana w magazynie Flowers, a jest to jak najbardziej czasopismo josei.
Za to ty pojechałeś stereotypem, że jak główny bohater nie jest kobietą i manga czy anime nie jest z gatunku romansu z kwiatuszkami w tle, to nie może być adresowana do pań.
W shōjo i josei najważniejsze są relacje między bohaterami, a nie akcja i czyny, dlatego wiele z nich ma wolniejszy rozwój wydarzeń. Chociaż trzeba przyznać, że shōjo wybiera gatunek romansu znacznie częściej, aby te relacje ukazać i opisać. Co więcej wiele mang i anime josei są często mylone z shōnen lub seinen, ponieważ w przeciwieństwie do nastolatek troszkę starsze dziewczyny i kobiety lubią też trochę akcji i nawalanka czy dwie nie jest niczym strasznym, a nawet czasem czymś pożądanym i ekscytującym (oczywiście, tylko w fikcji!).
Sezonowy
24.09.2013 09:52 Re: czy aby na pewno josei
Przeczytałem Twój komentarz bardzo uważnie. To już kolejny raz gdy czytam, że manga josei czy shounen są tym czy innym gatunkiem dlatego, że zostały opublikowane w magazynie specjalizującym się w historiach josei czy shounen. Że medium definiuje gatunek utworu. Nie jestem o tym do końca przekonany. Więcej nawet, jestem pewien, że wydawcy, którzy wydają swoje pismo po to, by mieć za co żyć i za co posyłać dzieci do szkoły, nie kierują się ideą "publikujemy tylko komiksy dla dziewczyn, bo jesteśmy pismem josei". Ich idea prawdopodobnie brzmi "publikujemy komiksy, które spodobają się czytelnikom czytającym josei". A to oznacza, że wydają również takie tytuły, które mogą spodobać się zarówno dziewczynom jak i chłopakom. Uniwersalne. Przemawiające do obu płci. Najważniejsze, żeby czytelniczki pisma pokochały je i kupiły. Czy to oznacza, że taka historia w tym momencie i niejako z definicji staje się historią dla dziewczyn? Tylko dlatego, że wydało ją np. Monthly Comic Zero Sum? Naprawdę nie ma tu znaczenia fakt, że z taką samą (a może i większą) siłą przemawia ona do wyobraźni męskiej części widowni? A może stosowanie sztywnego podziału josei‑seinen jest w tym przypadku krzywdzące?
Poza tym, mówimy o anime. Jeśli przyjąć za wyznacznik gatunkowy to, w jakim medium publikowano mangowy oryginał, wtedy zaszufladkowanie tytułu do tego czy innego wydaje się proste. Ale co w przypadku, gdy anime nie powstało na podstawie mangi? Jeśli jest adaptacją powieści? Albo powstało w oparciu o scenariusz oryginalny? Tu już nie można pójść na łatwiznę i wypada wyłącznie przeanalizować treść, fabułę, bohaterów i na jej podstawie zastanowić się, czy adresowana jest do dziewczyn czy do chłopaków. Albo, jak moim zdaniem jest w przypadku Sakamichi no Apollon, czy można i czy czy w ogóle należy stosować tu sztywny podział czarne/białe. Subaru wyżej, na którego komentarz odpowiedziałem, opisał SnA jako josei. Moim zdaniem to pozycja dla obu płci, taki uniseks, którego nie da się zaszufladkować, na co zresztą wskazywałoby żywe zainteresowanie ze strony widzów obu płci. Etykietka josei jest, moim zdaniem, dla serialu krzywdząca. Bo czy to oznacza, że męska część widownia raptem zachwyciła się tytułem dla dziewczyn? Nie. To oznacza, że sztywne zaszufladkowanie do jednego gatunku potrafi zwieść na manowce. I że w gruncie rzeczy to tytuł nie dający się zaszufladkować zgodnie z przyjętym podziałem. Powtórzę tu raz jeszcze: moim zdaniem SaA nie jest josei. Oczywiście, nie jest też seinen. To opowieść uniwersalna, przemawiająca z tą samą siłą do obu płci. Uniseks, jak napisałem wyżej. Czy w tym przypadku fakt, że została opublikowana w magazynie josei decyduje jednoznacznie o tym, że to bezwzględnie jest josei? A co, gdyby została opublikowana w magazynie w magazynie dla męskiej, starszej części widowni (a sądząc po odzewie, z powodzeniem mogłaby) czy w ten sposób zostałaby seinen?
Mam w tym przypadku naprawdę duże wątpliwości.
Łatwiej jest zrozumieć mój punkt widzenia jeśli wziąć pod uwagę, że ja nie czytam mang. Oceniam anime wyłącznie na podstawie tego, co widzę na ekranie i do jakich wniosków prowadzi mnie to co widzę. I jak sądzę, na dłuższą metę to słuszne podejście, bo pozwala od podstaw wyrobić sobie własne zdanie na temat tego, czym jest dany serial czy film, a czym nie jest. I umieć to zdanie uzasadnić, a jeśli trzeba, obronić. Tak też było w przypadku Sakamichi no Apollon, który jest opowieścią dla wszystkich, nie dla dziewczyn, nie dla chłopaków, a po prostu dla ludzi nieunikających wzruszeń, niezależnie od tego, czy w dzieciństwie mamusia ubierała ich w niebieskie czy różowe śpioszki.
gilraen_tinuviel
3.10.2013 05:21 Re: czy aby na pewno josei
Przede wszystkim josei, seinen, shōnen czy shōjo to nie są żadne gatunki. Zupełnie nie wiem, kiedy wreszcie ludzie to pojmą, że są to kategorie demograficzne. I tak, mangi są oznaczane na podstawie tego, w jakim czasopiśmie czy magazynie zostały wydane.
Oczywiście, każda kategoria demograficzna ma pewne unikalne cechy, dzięki którym ogólnikowo można je rozpoznać, jednakże często dotyczy to tylko, co i jak można pokazać (np. sceny brutalnej przemocy, czy sceny erotyczne raczej nie nadają się dla osób poniżej 18 roku życia).
Kategorie demograficzne mają również swoje ulubione gatunki, które wybierają częściej, i tak np. jak już powiedziałam ulubionym gatunkiem shōjo jest romans, a np. dla shōnenów jest to bijatyka/fantasy/supermoce. I tak jak wspomniałam josei, ale także seinen nie tylko używają znacznie więcej gatunków, ale również różnych środków wyrazu czy sposobów narracji. Prawdopodobnie wynika to raczej z wieku adresatów, wbrew pozorom nastolatki mają znacznie bardziej zunifikowany gust niż osoby dorosłe, które albo już się znudziły uniwersalnymi historiami i poszukują czegoś innego, albo wręcz przeciwnie znaleźli swoją wyspecjalizowaną niszę, która trafia tylko do wąskiego grona odbiorców. Co nie znaczy, że osoby dorosłe nie mogą się nadal cieszyć uniwersalnymi, czy bardziej przewidywalnymi mangami (to może być dla kogoś zaleta).
Trzeba też wspomnieć, że bardzo wiele zależy od polityki magazynów i wydawnictw, które ustalają, jakie mangi bardziej pasują do ich filozofii. I tak niektóre wybierają tylko takie, które trafią w większości do określonej grupy odbiorców, a niektóre wybierają bardziej uniwersalne historie, które mogą się spodobać szerszemu gronu. Musisz wiedzieć, że największe wydawnictwa często mają różne magazyny, które wydają inne mangi.
Jak jest ustalane to z anime? Szczerze mówiąc, tego nie wiem, ale podejrzewam, że jeśli anime jest na podstawie mangi, czy powieści to brany jest pod uwagę adresat pierwowzoru, a gdy jest oryginalne, to ustalają to producenci wraz z reżyserem i scenarzystami. W Japonii bardzo często można poznać kategorię demograficzną po tym, w jakim bloku są nadawane tytuły (czas i kanał).
Oczywiście, często jest tak, że pomimo iż jakaś manga czy anime jest adresowane do jednej grupy, to spotyka się ze znacznie szerszym zainteresowaniem lub nie jest nawet popularna w grupie ustalonej docelowo, tylko w całkiem przeciwnej (taki los spotkał parę popularnych shōnenów, które czytają najczęściej dziewczęta), ale tak może być z każdym produktem i tak jak każdy produkt manga czy anime musi podlegać wstępnej segmentacji rynkowej. Może to być uznane za sprawiedliwe, czy niesprawiedliwe, czy głupie, ale wielu osobom ułatwia wstępną selekcję. Czy przez to ktoś może pominąć wspaniały produkt, wspaniała mangę czy anime? Tak, ale to będzie tylko ich wina, że zamiast jedynie kierować się oznaczeniami jako luźnymi wskazówkami czy podpowiedziami, a jednocześnie być otwartymi na zróżnicowanie, to potraktowali je jak zakazy czy nakazy.
Sezonowy
3.10.2013 11:04 Re: czy aby na pewno josei
Świat mangi to dla mnie praktycznie terra incognita i dlatego przeczytałem z niekłamaną przyjemnością. To było bardzo ciekawe, dziękuję.
Utwierdziłaś mnie w przekonaniu, że nigdy nie polubię kategoryzacji według klucza wiekowo/płciowego shoujo/shounen, josei/seinen. Przypomina mi się sytuacja, z jaką spotkałem się przy dodawaniu ogryzków do bazy danych i łamałem sobie głowę, do jakiej widowni przypisać dane anime, bo nie funkcjonuje tu termin jak „dla młodzieży” (musi być młodzież albo męska albo żeńska, a to może być krzywdzące) czy dla dorosłych (muszą być dorosłe kobiety albo dorośli mężczyźni). Owszem, jeśli uważasz tytuł za uniwersalny i równie interesujący dla wszystkich, bez względu na wiek, zawsze możesz zostawić puste miejsce, ale wtedy grozi to tym, że Redakcja skorzysta z okazji i wpisze kategorię według swego uznania i sztywnego klucza, bo „autor ogryzka zapomniał”. :)
Powinno być dużo niżej, bo „romans” tutaj zaserwowany jest ogólnie mówiąc naiwny i pełen dziwnych i urwanych niedomówień (albo inaczej: „mocno nastoletni”), ale co tam. Oglądało się rewelacyjnie i nawet nie miałem czasu popijać w trakcie bo tak mnie wciągnęło! Świetnie nakreśleni bohaterowie, szczególnie monologi/przemyślenia Kaoru robią z tego coś więcej niż kolejne szkolne love story, których tak nie znoszę. Nieporozumień miłosnych trochę za dużo, ale to idzie wybaczyć. Co do muzyki: kapitalny OP, bardzo słaby ED i MOCNO jazzowy OST z kawałkami granymi w anime (czyli jest cholernie dobrze!). To w sumie moja pierwsza seria w tych klimatach, ale wrażenie zrobiła – co ciekawe nic nie musiało zagrać na emocjach, aby wryło się w pamięć. Ciekawe.
PS: bez znajomości mangi zrozumiałem wszytko, w komentarzach widzę, że niektórzy mieli problemy…
Bardzo dobre anime. Ciekawy temat, wykonanie, postaci też były dobre, mogę tutaj wyróżnić Sentaro. kliknij: ukryte Najbardziej mi się podobało gdy na końcu Sen został księdzem :)
Ten klimat późnych lat 60 , sklep z płytami winylowymi, protesty studentów no i Watanabe – od razu mi się przypomniał „Norwegian Wood” Murakamiego. Wracając do anime – szkoda że tylko 12 odcinków, bo aż prosiło się o więcej , no ale i tak jest dobrze. Daję 8/10 – podobało mi się.
Rozumiem, ze anime jest adaptacją mangi i watro sie do tego odniesc, ale w jednym akapicie, nie co czwartym zdaniu.
Mozna dac 7/10, ale, na boga, nie za to, ze w mandze bylo wszystkiego wiecej. Czy ktorykolwiek odcinek anime nużył i zmarnowal swoj czas ekranowy? Mi seanse mijały w mgnieniu oka.
Prawie nic recenzentka nie napisala o settingu w latach 60 (poza tym, ze jest i nie bylo ajfonow), a szkoda.
Dobrze, ze chociaz Watanabe dostal jedno (sic!) zdanie w recenzji…
IMHO pod koniec już mocno wiało nudą i żenadą. Na tyle mocno, że w połowie dziesiątego odcinka porzuciłem serię. Dobry początek nie wystarczy, żeby otrzymać dobrą ocenę.
Widzisz, akurat trafiło na recenzentkę, dla której porównanie pierwowzoru (zwłaszcza jeśli jest do zdobycia) i ewentualnej ekranizacji jest bardzo ważne i chce się podzielić swoimi uwagami na ten temat z innymi.
Inna kwestia, że recenzja osoby, która mangi nie czytała też by się przydała, bo byłaby innym spojrzeniem na całość.
Porównywanie ocen dwóch skrajnie różnych anime odrobinę mija się z celem, bo dla niektórych to właśnie cyferki mogą stanowić punkt odniesienia i wyrocznię, ale dla mnie „cyferkowanie” staje się powoli coraz bardziej uciążliwe, bo zwykle wystawiona przeze mnie ocena równa się przyjemności z oglądania (podobnie składowe… – może nieco bardzeij uniwersalne, ale tu „naznaczone” przez istnienie mangi) i jeśli już ją do czegoś porównywać, to do recenzji innych serii obyczajowych, bo dla mnie ocena siedem wystawiona obyczajówce nie równa się ocenie 7 wystawionej s‑f. To zupełnie inne bajki oceniane przeze mnie w obrębie własnego podwórka.
Jeśli chodzi o omówienie świata przedstawionego… Owszem, zastanawiałam się, czy się w to nie wgłębić, ale biorąc pod uwagę dostępność różnych materiałów w Internecie i to, że dla Apollona wydarzenia hitoryczne są tłem, a nie istotną częścią fabuły, postanowiłam ograniczyć się do wspomnienia o tym, a jeśli ktoś będzie chciał sobie na ten temat poczytać, znajdzie zdecydowanie lepsze teksty gdzie indziej.
Kwestia reżyera. Ok, pan Watanabe jest znany i podziwiany… głównie za jedno anime. Dla jednych to już może czynić z niego niedościgniony wzór i geniusza, ale nie wszyscy muszą się zachwycać nim samym. Pewnie gdybym była jego wielką fanką wspominałabym o nim właśnie w co czwartym zdaniu, ale ponieważ tak nie jest (co nie znaczy, że nie darzę jego anime sympatią), skupiłam się na samym anime. Bo chyba najistoniejsze jest efekt końcowy, a nie głównie nazwisko reżysera? Owszem, na pewno jest ważne i dla niektórych może stanowić wystarczającą rekomendację, ale ja recenzowałam samo anime, a to że akurat jego reżyserem został pan Watanabe potraktowałabym jako dodatkową zachętę, a nie główny wyznacznik, czy warto po to anime sięgnąć.
Ippiki Kitsune
30.07.2012 16:20
No to skoro już padła kwestia reżysera, to dorzucę od siebie, że o ile Watanabe świetnie radził sobie w seriach o budowie epizodycznej, o tyle w SnA ten styl narracji już się zupełnie nie sprawdzał. Z obyczajówką jest trochę jak z telenowelą – zawsze na koniec odcinka powinno być „trzęsienie ziemi”, punkt kulminacyjny i suspens, po czym wątek ulega rozwiązaniu na początku następnego odcinka. W SnA często mamy do czynienia z sytuacją, w której po zostawieniu fabuły w zawieszeniu na koniec jednego odcinka, w następnym bez żadnego wyjaśnienia następuje przeskok czasowy, a my dopiero potem (czy to z kontekstu, czy to ze słów samych bohaterów) dowiadujemy się jak akcja została rozwiązana.
Oczko
30.07.2012 20:00 sprawa dywagacji o adaptacji
Widzę, że kwestia zasadności porównań SnA z mangowym pierwowzorem budzi wiele emocji. Generalnie uważam, że anime oparte na mandze/powieści/grze itd. powinno bronić się samo jako całkowicie niezależny byt artystyczny i jako takie należy je oceniać. Udatność adaptacyjna może jedynie podnieść jego wartość w oczach odbiorców, gdy do satysfakcji z oglądania dochodzi świadomość, że twórcy w pełni i z szacunkiem wykorzystali lub może nawet twórczo pomnożyli potencjał tytułu ekranizowanego (przykład: w moim odczuciu kongenialna adaptacja „Oniisama e”). Co innego jednak, jeśli owemu potencjałowi w sposób widoczny nie podołali – a myślę, że o takim przypadku tutaj dyskutujemy. Wtedy należy im to wytknąć. Fakt, iż Recenzentka zamiast lakonicznie „odnieść” się do mangi, dokonała rzeczowego porównania obu utworów, świadczy tylko o jej rzetelności. Przyjętą przez Enevi strategię opiniowania dodatkowo uzasadnia fakt, że większość „obiektywnych” usterek animowanego SnA wynika właśnie z nie do końca szczęśliwych zabiegów na mangowym pierwowzorze. Wyliczając porażki i sukcesy adaptacyjne, wylicza ona automatycznie zalety i niedostatki serii jako takiej – a dokładnie tego chyba oczekujemy od recenzji, prawda?
recenzja osoby, która mangi nie czytała też by się przydała, bo byłaby innym spojrzeniem na całość
Szczęśliwym zbiegiem okoliczności przynajmniej częściowo podpadam pod kategorię widza „nieskażonego” lekturą mangi, ponieważ przeczytałam ją dopiero po zakończeniu seansu. I naprawdę niepotrzebna mi była znajomość oryginału, by dostrzec, że – mimo całego tego jazzu ;) – coś tu nie gra. Fabuła albo ziała irytującymi dziurami, albo kłuła w oczy rozwiązaniami pt. „jak Filip z konopi”, co w sposób oczywisty zaburzało przyjemność odbioru.
o ile Watanabe świetnie radził sobie w seriach o budowie epizodycznej, o tyle w SnA ten styl narracji już się zupełnie nie sprawdzał.
Zgadzam się, że po części chodzi nie tyle o „wierność” przekładu, co o „styl”. Poniekąd SnA jest „wierną” ekranizacją mangi. Za wyjątkiem epizodu 12., który – jak słusznie zaznaczono w recenzji – pełen jest drastycznych skrótów fabularnych oraz przeinaczeń mających te odstępstwa maskować, reszta dość ściśle trzyma się oryginalnego układu wydarzeń. Esencja historii – na nieszczęście adaptatorów – lokuje się jednak zupełnie gdzie indziej. Będę się upierać, że urok opowieści o dzieciakach z Kiusiu leży w jej specyficznie „introwertycznym”, kontemplacyjnym charakterze. Cała przyczynowo‑skutkowa, czysto faktograficzna maszyneria fabularna – przynajmniej w mandze – zostaje z założenia podporządkowana wiwisekcji emocjonalnej oraz nienatarczywej egzystencjalnej zadumie. Sukcesywne opuszczanie w wersji animowanej pozornie (!!!) nieznaczących gestów, słów, spojrzeń, skrawków wewnętrznego monologu przy zachowaniu „głównej” linii narracyjnej ma fatalne skutki, bo pozbawia całość psychologicznej i dramaturgicznej płynności. Czyni ją chropowatą, nazbyt histeryczną (co widać zwłaszcza w zachowaniach postaci). Co więcej, mocno tłumi nostalgiczno‑kontemplacyjny czar oryginału. Większość elementów teoretycznie w anime jest, gdzie być powinna, ale momentami obijają się one o siebie nieprzyjemnie i fałszywie przy tym grzechoczą – jak porcelanowe filiżanki włożone do pudła bez żadnego mięciutkiego „fillera”.
Oczywiście krzywdzące byłoby opatrzenie animowanej wersji SnA mianem „katastrofy” (co najwyżej „pięknej katastrofy”), ale już „urocze niepowodzenie” dobrze określa efekt pracy adaptatorów. Ostatecznie, mimo licznych defektów, rzeczona produkcja ciągle jest w stanie zaangażować, rozczulić, rozśmieszyć. Uskrzydlić. Chwycić widza za serce na tyle, by – tak było ze mną – zadał sobie trud sięgnięcia po materiał bazowy. Lub na tyle, by podjął polemikę z zaniżonymi lub nieadekwatnymi – w jego odczuciu – ocenami innych ^^
Progeusz
31.07.2012 21:58 Re: sprawa dywagacji o adaptacji
Nie słyszałem o osobie nie znającej mangi, której anime SnA by się nie podobało. Zwykle podoba im się wyjątkowo. Studio odwaliło kawał dobrej roboty, m.in. dzięki świetnej kompozytorce i dobrej oprawie graficznej, mimo ze budzącej na początkowych etapach seansu pewne wątpliwości. Trzeba umieć odróżnić udaną adaptację od wiernej adaptacji. Nie trzeba być drugą, by być pierwszą. Jeśli recenzentka nie jest do tego zdolna, nazywanie jej rzetelną nie ma żadnego sensu. Można mówić co najwyżej o nie spełnieniu absurdalnych oczekiwań. Dwunastoodcinkowa seria nie ma możliwości wiernie oddać dziewięciotomowej mangi z przyczyn technicznych.
Aha, pisze się „filip z konopi”, nie „Filip z konopi”. Chodzi o zająca, nie człowieka.
ale mniej cierpliwi widzowie mogą odnieść wrażenie, że chłopak zbyt często narzeka, zamiast wziąć się w garść i coś zrobić
Z tego co mi wiadomo, Kaoru był jednym z bardziej chwalonych głównych bohaterów sezonu wiosennego właśnie za brak ciapowatości i zdecydowanie w działaniu. Prawdopodobnie właśnie dzięki przyspieszeniu wydarzeń i m.in. kliknij: ukryte kissu po kilku odcinkach.
Ostatnimi czasy (a może tak w ogóle?) dobrych animowanych serii spod znaku josei jest tyle, co kot napłakał
Hahaha, Chihayafuru, będące jedną z najlepszych serii ostatnich sezonów.
Ok, przeczytałem recenzję. W tym miejscu przepraszam Enevi za pochopny osąd. To jej najlepsza (ze znanych mi, całkiem prawdopodobne, że którejś nie czytałem, choć i tak mam pewne, całkiem solidne, podstawy by podejrzewać, że to właśnie ta jest 'naj') recenzja i ciężko mi jej cokolwiek zarzucić, poza narzekaniem na niespełnienie niemożliwych oczekiwań (co jest jednak w sporym stopniu zrozumiałe, zważywszy, ze chodzi tu o adaptację lubianej mangi, nie demonizowanie tytułu za gatunek, które to jest niestety powszechne na tym portalu) i w mojej ocenie niesłusznie zaniżoną oceną. Prawdę mówiąc, powinienem napisać „Oby tak dalej!”, gdyż jest to ewenement na skalę tanuki. Nie zgadzam się z całą masa recenzji redakcji, a nawet jeśli nasze oceny się pokrywają lub są zbliżone, to i tak zwykle mam wiele do zarzucenia samemu tekstowi, tu zaś tak nie jest. Brawo. Tym razem szczerze, choć wciąż z lekkim niedosytem.
hitsujin
31.07.2012 22:38 Re: sprawa dywagacji o adaptacji
Nie słyszałem o osobie nie znającej mangi, której anime SnA by się nie podobało. Zwykle podoba im się wyjątkowo.
Teraz już słyszałeś.^^ A gwoli ścisłości: podobały mi się – i to nawet bardzo – pierwsze trzy odcinki i wybrane fragmenty następnych, poza tym jednak seria zawiodła mnie na całej linii. Ilość niepotrzebnego, sztucznego dramatyzmu i co najmniej mało prawdopodobnych (lub też – słabo poprowadzonych, vide: wypadek Sena i co potem) wątków w przeliczeniu na odcinek jest zatrważająca. Ja rozumiem, że widz ma przeżywać, ale za zwrot akcji co dwie minuty serdecznie dziękuję. Chyba żaden motyw nie został w pełni rozwinięty, postaci składają się z zaledwie kilku cech, z których ta wychodzi na wierzch, która akurat jest potrzebna do podtrzymania zaplanowanej fabuły… mogłabym tak długo wymieniać i w zasadzie sama nie wiem, za co dałam aż 7, chyba tylko za oprawę i sentyment do początku.
Żeby się nie rozpisywać: pełną listę zarzutów znaleźć można poniżej, w komentarzach do każdego odcinka – a trochę tego jest.
Tamago-chan
22.07.2012 20:14 Długo musiałam czekać
Długo czekałam na tak sympatyczną serię z gatunku. Bardzo miło spędziłam przy tym anime czas, chyba głównie przez wzgląd na głównych bohaterów. Polubiłam wszystkich, choć chyba najbardziej Sentarou. Świetna postać, taka prosta i zwyczajna, a jednocześnie niezwykle ciepła. Relacje głównych bohaterów są naprawdę fajnie przedstawione, zwłaszcza przyjaźń Sentarou i Kaoru. Jeśli chodzi o muzykę to jest w porządku. Ogólnie nie znam się ani trochę na jazzie i nie przepadam za tym gatunkiem muzyki, ale utwory występujące w anime wpadają w ucho. Wystawiłam temu anime 9/10, a nie pełną dziesiątkę tylko przez zakończenie. kliknij: ukryte Historia kończy się co prawda jako takim happy endem, ale drażni mnie to, że musiało to zająć tyle lat. Już znudziły mi się te rozstania na koniec i spotkania po latach w anime. Ale w sumie lepszy taki happy end niż całkowity jego brak.
anime git:) początkowo wydawało mi się zbyt monotonne, ale na zakończeniu płakałam jak bóbr:) za wywołanie we mnie jakichkolwiek emocji w trakcje seansu daję 10/10.
O anime dowiedziałem się dwie godziny temu, jestem już na czwartym odcinku i prawdopodobnie dzisiaj je skończę. Świetna historia, ciekawi i naturalni bohaterowie, czyli wszystko to, co potrzebuje anime o życiu…
Najbardziej wyczekiwane prze ze mnie anime sezonu (a nawet roku) nie zawiodłem się. wszystko w tym anime mi się podobało ,ode mnie 10/10
A
BMVR
12.07.2012 15:40
W zapowiedziach i na screenach nie wygladalo to anime korzystnie, odpuscilem sobie ta serie koncentrujac sie na innych. Troche zaskoczony wysokimi ocenami na portalach postanowilem ze rzuce okiem na jeden‑dwa epki.
No i potem poszlo blyskawicznie, cala serie lyknalem w dwa dni i nie zaluje ani minuty. Wspaniala
Moge z czystym sumieniem wystawic 9/10, punkt odejmuje bo chociaz mangi nie czytalem, to zdaje sobie sprawe ze pewne watki potraktowano po macoszemu albo je wyrzucono. Apollon moglby miec wiecej odcinkow i wcale bym sie z tego powodu nie obrazil :P
To anime pochwyciło mnie od pierwszej do ostatniej minuty. Bez wątpienia najlepsza muzyka od dłuższego czasu jeśli chodzi o tegoroczne tytuły, najbardziej odważna i przebojowa seria w dwóch słowach – tytuł roku. Absolutnie numerem jeden jest Sentarou, jego energia i miłość do jazzu są aż zaraźliwe, a zakończenie jego losów, dawno już nie poprowadzono życia bohatera tak krętą ścieżką. Na Kaoru jednak się trochę zawiodłem pod koniec, prezentował się przez cały czas dobrze, solidnie, ale myślę, że trochę potencjał tej postaci zamieciono pod dywan w ostatnim odcinku. Bardzo dobre postaci drugoplanowe, za wyjątkiem domowników Kaoru, gdyby ich nie było Wisła by nie wyschła z tego powodu. Docenić należy twórców za skromną co prawda próbę przedsawienia społeczeństwa japońskiego lat 60'. Kreska również bardzo dobra. Na koniec jeszcze raz powrócę do muzyki „Sakamichi…” to absolutny must have dla wszystkich fanów jazzu, ale też i dla tych, którym jazz niezbyt dobrze się kojarzy by przełamali swoją niechęć i zmierzyli się po obejrzeniu z twórczością Daviesa, Parkera, Tatuma i wielu innych znakomitych jazzmanów lat 60'.
A
PTB
5.07.2012 10:23 Po pierwszym odcinku wiedziałem
Że to anime będzie bardzo dobre ale nie aż tak bardzo dobre.Jedyny minus to że jest za krótkie to anime powinno dostać spokojnie 24 odcinków.Nie rozumiem inne anime dostają po 24 odcinków i nie są bardzo dobre jak to,a dobre anime jak to dostaje tylko 12 odcinków to nie jest fair dla widzów którzy czują duży niedosyt.Mogę czystym sumieniem powiedzieć że w tym roku nie będzie lepszego anime w tym gatunku.Jeszcze do tego Jazz który niezbyt lubię wyjątkiem O.S.T.R który trochę kombinuje Rap + Jazz :) Ocena 9.9/10 dobra można powiedzieć 10/10 :) Anime The Best :)
Otōsan
12.07.2012 10:56 Re: Po pierwszym odcinku wiedziałem
Zgadzam się bardzo dobre anime, rzekłbym że w tym sezonie jak dotąd najlepsze, ale to fabularne przyspieszenie pod koniec lekko psuje wrażenie… Także tak jak piszesz mogli zrobić z tego dłuższą serię.
Koneserem anime muzycznych nie jestem, a i na jazzie się nie znam. Uważam jednak, że jest to najlepsza produkcja sezonu i jedno z lepszych okruchów życia, jakie miałam okazję oglądać. Tak jak podejrzewałam od pierwszego odcinka, bardziej skupiono się na relacjach między bohaterami niż na muzyce. Przyznam, mnie takie zagranie odpowiadało. Postacie są namacalne, realne i w większości sympatyczne. Mangi nie miałam okazji przeczytać, ale mam wrażenie, że parę wątków pouciekało. Mimo wszystko jednak uważam to za bardzo udane anime. Nuta, którą bardzo często zdarzało się grać chłopakom, będzie tkwić w mojej głowie przez jeszcze długi czas.
A
Krakon
2.07.2012 00:07 Rozpocznij przygodę...
Gdyby zrobili adaptację w stylu tej jakiej doczekała się manga Monster, to wystawiłbym nawet 9/10.
Serial obejrzałem i odczuwałem niedosyt, sięgnąłem po komiks i wypełnił mi niedobory serii. Chcieli się zmieścić w 12 odcinkach, ale gnanie po materiale źródłowym nie wyszło tej produkcji najlepiej (szczególnie w końcówce).
Anime oczywiście dosyć dobre, jednak mogło być lepiej.
A
Mazik
29.06.2012 02:49 Za krótko, za szybko
Według mnie anime świetne… do połowy. Końcówka jest zbyt mocno uproszczona i pośpieszona względem mangi (zwłaszcza ostatni – 12 odcinek, który można byłoby rozciągnąć co najmniej na 2) Szkoda, szczególnie że pierwszą połowę ogląda się super. Bardzo możliwe, że gdyby nie manga całość oglądałoby mi się wspaniale od początku do końca, a tak końcówką jestem zawiedziony (czuć ten straszny pośpiech, tempo wzrasta nienaturalnie i klimat umyka). Mimo wszystko, moim zdaniem najlepsza seria tego sezonu. Polecam najpierw obejrzeć, a potem sięgnąć po lekturę ;)
I mam nadzieję, że na następną serię/film pana Watanabe nie będzie trzeba czekać 8 lat :P
..., nareszcie mogę z czystym sumieniem dać jakiejś nowej serii pełne 10/10. To anime jest po prostu „moje”. Opowiedziana tu historia trafiła do mnie jak mało która. Jestem absolutnie oczarowany tym tytułem. Happy end? Chciałbym, by w życiu też się takie częściej zdarzały…
A
Ippiki Kitsune
28.06.2012 21:47 Zespół zgrany ;P
Końcówka mnie rozwaliła! XD No i uratowała całą serię. Niemniej jednak można odnieść wrażenie, że dałoby się to zrobić lepiej…
Hmm… mnie się końcówka podobała raczej tak sobie – wcześniej seria starała się być realistyczna (choć z różnym skutkiem), a tu takie coś, w co nijak nie idzie mi uwierzyć :/
ps.
A ja wygrałem orzechy! ^^
To wcale nie jest takie oczywiste… Chrześcijaństwo nie odegrało tu roli większej niż ładnego, egzotycznego sztafażu ^^'
Ippiki Kitsune
28.06.2012 22:51 Re: Zespół zgrany ;P
O_o' E tam. Jam w kościele rekompensuje wszystko! ;P
Jestem trochę zawiedziona końcówką ;< Czuję niedosyt, bo było mi bardziej smutno. Nie odczuwałam jakiejś specjalnej satysfakcji z happy endu. Motyw z Sentaro podobał mi się. kliknij: ukryte perkusja w kościele xD cudnie! No i Paniczykowi kliknij: ukryte dobrze było w długich włosach. Ale to z Ricchan spalili ;< Yurika trochę uratowała sytuację, ale…
hm… nie do końca rozumiem Wasz zachwyt nad kliknij: ukryte sceną koncertu w kościele… Dla mnie sprawiała wrażenie dość mocno naciąganej i wprowadzonej jedynie po to, by potem panowie mogli razem uciec. No bo, skoro kliknij: ukryte proboszczowi tak przeszkadzało, iż Sen gra na perkusji kiedy mu się podoba, to po kiego biesa pozwolił postawić perkusję w samym budynku kościoła, a nie w którymś z okolicznych zabudowań mieszkalnych? Nawet jeśli czasem zachodziła potrzeba, by zagrać w samym kościele, perkusja chyba nie jest instrumentem aż tak trudnym do przetransportowania… Na siłę zrobili z wszystkich tam obecnych idiotów, a takie zagrania dość mocno mnie niestety irytują.
Z reguły na takie zagrania staram się nie zwracać uwagi, ale tym razem mi też niezbyt to przypasowało i raczej mam podobne odczucia. W ogóle eskalacja dramatów niebezpiecznie zbliżyła się do tolerowanej przeze mnie granicy, ale to pewnie wynika ze zbyt małej ilości czasu antenowego, niestety seria przez to trochę straciła, bo po pierwszych odcinkach oczekiwałam jednak czegoś innego. Trochę nie pykło.
Mi się akcja podobała, jako zastępstwo słów. kliknij: ukryte Po tylu latach, żaden nic nie mówił tylko zaczęli grać. A to, że w kościele – było zabawnie. Chociaż tak bez ćwiczenia, bez przygotowania… ;/ Kaoru przyznał się, że nie grał od dawna. A tu pach! i daje czadu i to jeszcze z rewelacyjnym zgraniem z perkusją. Fakt. Mimo to scena pasowała mi do całokształtu SnA. Ale mam taki jakiś niesmak, że ;< smutno mi. Nawet My Favorite Things już mi się tak nie wkręca.
Ippiki Kitsune
2.07.2012 22:26 Re: Zespół zgrany ;P
Swoją drogą to symptomatyczne, że kliknij: ukryte Kaouru został „lekarzem ciała”, a Sen lekarzem duszy ^^
Co do Ricchan to nie do końca się zgadzam – tylko czemu miała kliknij: ukryte krótkie włosy i garsonkę? Wyszła za mąż? Zaczęła pracę? Skoro szła do kościoła, to wiedziała, że Sen został księdzem? Brakuje mi odpowiedzi… :<
Ippiki Kitsune
2.07.2012 22:39 Re: Zespół zgrany ;P
kliknij: ukryte Prawdopodobnie była już zdecydowana wstąpić do klasztoru, ale w tym momencie, po ośmiu latach, spotkała ponownie Kaouru!*_* A ciąg dalszy, to sobie same napiszcie ;P
Wiesz, na ogół dokonuje się przeskoku X lat w przód na to, by wyjaśnić dalsze losy bohaterów, a nie zostawić całość w zawieszeniu…
A ciąg dalszy, to sobie same napiszcie ;P
hmm… to może tak: kliknij: ukryte Ricchan tak naprawdę nigdy nie zapomniała o Senie – im bliżej była z Kaoru, tym silniej czuła, że to jednak był błąd. Sen to dostrzega i znika, nie z powodu siostry, ale dlatego, że dostrzega uczucia Ricchan a nie chce stracić tego, co dla niego najważniejsze (przyjaźni Kaoru) – już woli zaszyć się w górach i zostać księdzem. Po zniknięciu Sena Ricchan załamuje się psychicznie, zrywa z Kaoru i rozpaczliwie poszukuje prawdziwej miłości – a gdy dowiaduje się, że Sen jest już poza jej zasięgiem, z rozpaczy ścina włosy i czyni śluby, że odtąd będzie się ubierać jak najgorzej, tak, by już żaden mężczyzna na nią nie spojrzał. Mijają jednak lata, a ona wciąż nie może zapomnieć swej wielkiej miłości, widzi Sena we snach i na jawie – w końcu nie może już tego znieść, starannie piecze ciasto i jeszcze staranniej faszeruje je trucizną, by wraz z Senem popełnić shinju (podwójne samobójstwo), tak, aby w przyszłym życiu powrócili jako kochankowie… niestety, los bywa złośliwy: za ostatnim, kurczowym uśmiechem Ricchan kryje się myśl „do licha, przechytrzył mnie i skombinował lekarza!” ^^
Ippiki Kitsune
2.07.2012 23:09 Re: Zespół zgrany ;P
czyni śluby, że odtąd będzie się ubierać jak najgorzej, tak, by już żaden mężczyzna na nią nie spojrzał.
To dlatego tyle dziewczyn się tak fatalnie ubiera! O_O' ;P A tak poważnie, to Twoją wersja bardzo mi się podoba – jest wręcz zaskakująco spójna i logiczna ^^' Ale zapomniałaś o jednym elemencie: kliknij: ukryte że chłopców łączy ze sobą coś więcej niż tylko przyjaźń… ;P
Bardzo dobre anime muzyczne, ten gatunek należy do moich ulubionych i ja nie wiem jak oni to robią ale zupełnie bez znaczenia jest gatunek uprawianej muzyki, a i tak wychodzi im świetnie. Troszkę rozczarowało mnie zakończenie, mogli by popchnąć historię troszkę dalej lub wypełnić jakoś ośmioletni przeskok. 9/10 jak dla mnie.
Anime całkiem nieźle zrealizowane, ale wieje w nim nudą. No i jeśli ktoś nie daj Boże nie zalicza Jazzu do swoich ulubionych gatunków muzycznych, to raczej seria go nie przyciągnie.
Czuję się zdradzony. Anime wystartowało dobrze. Pierwsze odcinki oglądałem z przyjemnością. Niestety te ostatnie to pikowanie ostro w dół. Dziesiątego odcinka nie dałem rady do końca obejrzeć. :( Mam wrażenie, że zrezygnowano z fabuły na rzecz stworzenia dość żenującej telenoweli.
A
neira-san
15.06.2012 20:21 anime vs manga
Anime mi się podoba i jest dość wierne mandze, ale mi jednak zabrakło sceny, w której kliknij: ukryte matka Kaoru wyjaśnia mu jak to się stało, że go opuściła. Ta scena była w mandze i dużo mówiła o relacjach rodzinnych w Japonii w latach 60 kliknij: ukryte (nie wiem jak jest teraz, ale w Japonii rodzina męża miała większe prawo do dziecka niż jego matka, nawet do nieślubnego)
Jest dobrze, świetna animacja i muzyka, ale cały czas dręczy mnie śmiech na siłę, który pojawia się w co drugim odcinku. xD Coś w stylu „zapomniałem zawiązać sznurówkę” i eksplozja radości. Pewnie tylko ja to zauważyłam :x Na razie 7/10, czekam na dalszy obrót wydarzeń.
A
Mayissa
10.06.2012 00:03 Na stunach szyn orkiestra może grać...
W końcu jakieś objawienie, jakieś ukojenie… to takie cudowne przenieść się w te chwile gdy było się na prawdę szczęśliwym i spełnionym. A wystarczyło tylko zobaczyć pracę rąk na klawiaturze, ich odbicie w lakierze pianina, usłyszeń nabijany bit na perce… miękkie dźwięki basu i ta trąbka.. Muzyka wypełniła mnie po brzegi i wylewała się błogim uśmiechem z mej twarzy…Tak, to właśnie to, mogłabym to anime oglądać z zamkniętymi oczami ;)
Świetna fabuła, rozrysowanie postaci, nie dość, że każde ma tylko sobie charakterystyczną twarz, to jeszcze gadają gwarą ! Cudowne :) Piękna historia przyjaźni, miłości i pasji. Jestem po 9 odcinku i nadal jestem pełna zachwytu! Poziom prowadzenia akcji nadal jest taki sam jak w pierwszym epizodzie! Dawno nie spotkałam się z tym w oglądanych przeze mnie tytułach. Świetna kreska, to jak poruszają się włosy bohaterów dosłownie wprawia mnie w uniesienie!
Chcąc opisać to anime jednym zdaniem – ono jest jak Jazz- żywe, pełne emocji i nieprzewidywalne ;)ekstaza :)
Szczególnie jedna rzecz podoba mi się w tym anime, że wreszcie bohaterami nie są bezmózgie, niczego się nie domyślające kukły, tak jak ma to miejsce w innych produkcjach tego typu, ale myślące jednostki potrafiące podejmować decyzje i wyciągać wnioski. Kawałki jazzowe trochę leżą tutaj, no ale mam świadomość że jest to anime i tego typu motyw jest jedynie tłem dla rozwoju wydarzeń. Niemniej jednak seria jest świetna i odpowiednio wyważona w niemal każdym elemencie. Tak więc myślę że każdy znajdzie tu coś dla siebie, trochę humoru, trochę dramatu, trochę muzyki, romansu, rozrywki, wszystko podane w miarę lekkiej formie bez skakania z jednej skrajności w drugą, dzięki czemu jest ona bardzo przyjemna w odbiorze.
W jakim sensie „trochę leżą”? Że nie brzmią tak dobrze, jak na najnowszej płycie Pata Metheny'ego? Nie odpowiada ci aranżacja, dobór repertuaru, a może wykonanie? Jeśli to ostatnie, to przypominam, że anime opowiada o docierającym się amatorskim kwartecie (teraz znowu tercecie) jazzowym, nie o zawodowej orkiestrze. Musi brzmieć naturalnie, a nie jakby wyszło prosto ze studia nagraniowego. Jeśli rozwiniesz swoją myśl , chętnie na ten temat podyskutuję, ponieważ jako wierny słuchacz i od lat miłośnik jazzu mogę z ręką na sercu powiedzieć, że to najlepsze anime ilustrowane tego typu muzyką, jakie kiedykolwiek dane mi było oglądać. Zwłaszcza, że jazz pojawia się tu w klasycznym, kameralnym brzmieniu, jakie dziś rzadko można usłyszeć na płytach.
Przy okazji chwała animatorom, że nie popadli w rozpacz ani w opilstwo podczas zgrywania w czasie dźwięków muzyki z ruchem palców śmigających po instrumentach, co przecież stanowi nie lada wyzwanie, jak się dowiedziałem przy okazji czytania o procesie produkcji „Nodame Cantabile”.
Cóż, wielkim melomanem jazzu nie jestem i jeśli słucham jakiś kawałków z tego gatunku to jest to najczęściej nowsza muzyka gdzie jazz jest zmieszany z elementami soula, bluesa etc. Klasycznych kawałków, które mają zupełnie inny charakter niż te współczesne znam niewiele, więc prawdopodobnie jestem laikiem w tym temacie. Ale jakimiś tam wrażeniami muzycznymi mogę się podzielić :).
Pierwsze moje odczucie gdy usłyszałem muzykę w tym anime to uczucie ciężkości. Po lekkim openningu spodziewałem się nieco lżejszych rytmów, większego nastawienia na rozrywkę, tymczasem chłopaki siedli i z marszu zaczęli improwizować, do starego kawałka klasycznego jazzu, z cała swoją topornością i chaosem temu towarzyszącym. Trochę do mnie to nie trafiło mimo wszystko. Wiadomo że w jazzie liczy się improwizacja i jak chcesz to możesz mieć wszystko w nosie i zagrać nawet jakiś utwór zupełnie nierytmicznie, ale słuchacz wchodząc w świat animacji chciałby usłyszeć coś bardziej przyswajalnego dla ucha, a nie tego typu ciężkie kawałki. Poza tym jazz jest pokazany tutaj jako forma wyładowania emocji, czuje się że wiele melodii jest granych w taki sposób jakby perkusista miał zamiar zaraz wybuchnąć. Z pewnością dobrze jest to związane z fabułą anime i energicznością Sentarou, jednak poszczególne kawałki tracą na tym sporo. Słuchacz ma wrażenie że muzyka jest gdzieś daleko od niego i pozostawia jego odczucia gdzieś daleko z tyłu. Chyba najlepiej w tym wszystkim sprawują się rytmy fortepianowe – kawałek o księciu świetny. Właśnie czegoś w tym kierunku mogłoby być więcej. No i oczywiście brakowało mi w tym wszystkim saksofonu…kurczę choćby jakaś postać epizodyczna i jakiś niewielki utworek, liczyłem trochę na tą dziewczynę Sentarou, ale się przeliczyłem niestety. A myślę że taki lekko melancholijny nastrój w paru miejscach byłby fajnym urozmaiceniem muzycznym serii.
Tak wiem co napiszesz, że chłopaki ćwiczą, grają dla zabawy, docierają się i dlatego ma to wszystko taki charakter a nie inny. Zapewne będziesz miał rację, ale mi ta ich toporność nieco przeszkadzała.
Ippiki Kitsune
12.06.2012 12:11 Krytyka z prawa
A dla mnie, to oni grają właśnie zdecydowanie zbyt dobrze jak na nastoletnich amatorów. Kaoru, nawet będąc gruntownie muzycznie wykształconym, nie miał prawa się tak szybko odnaleźć w sztuce improwizacji – to po prostu wyższa szkoła jazdy, wymaga lat osłuchania i doświadczenia. Sentaro jest w tym wiarygodniejszy, bo gra na perkusji nie jest aż tak skomplikowana jak na fortepianie, a on jakichś cudów to tam nie wyprawia. Trzyma rytm i to się liczy! XD
Pisanie nut ze słuchu nie nazwałbym amatorszczyzną cechującą nastolatka. Zresztą tak samo jak wychwytywanie przez niego różnego rodzaju muzycznych przejść w muzyce której w danym momencie słuchał. Po prostu postaci tej został dany błysk muzycznego geniuszu, który należy zaakceptować, stąd to jego szybkie wdrożenie w jazz, przynajmniej ja przyjąłem taki punkt widzenia.
Ippiki Kitsune
12.06.2012 12:51 Re: Krytyka z prawa
Pisania nut ze słuchu uczą w każdej szkole muzycznej, a skoro chłopak gra Chopina, to znaczy że jest muzycznie wykształcony. Ale odtwarzanie muzyki z nut, a tworzenie jej na bieżąco w czasie gry, to dwie zupełnie różne sprawy. Pewnie, możemy przyjąć, że to anime o kolejnym japońskim genialnym nastolatku, ale w takim razie wałkowanie znowu tego samego motywu staje się już dla mnie męczące -,-' Co prawda możemy wyjść z założenia, że warto opowiadać historię wyłącznie ludzi wybitnych, ale konwencją tego anime miała być chyba jednak opowieść o zwykłych ludziach…
Jasne że pisania nut ze słuchu uczą w szkole, ale nie znaczy to, że każdy jest w tym dobry i potrafi wyłapać z utworu wszystko co potrzeba, szczególnie w takim wieku. Mam znajomą która grywa na fortepianie, nawet bierze udział od czasu do czasu w jakiś tam konkursach z tym związanych i ma spore problemy z pisaniem nut ze słuchu, wydawałoby się wcale nie takich trudnych utworów, a co dopiero pisanie nut z jazzowej płyty.
Co do geniuszy…mimo wszystko fajnie się na nich patrzy, ludzie chcą oglądać to czego sami nie mają i często o tym marzą, nieprawdaż ;). Poza tym nasz główny bohater mimo wszystko wykazuje jakieś tam zwyczajne ludzkie cechy – początkowo jest spięty, później w jakimś tam momencie się gubi, nawet jest taka scena że przestaje grać i podziwia muzykę pozostałych osób. Jak dla mnie to wystarczy by pokazać jego wdrażanie się w jazz, mając na uwadze jego nieco ponadprzeciętne umiejętności muzyczne, którymi od czasu do czasu błyszczy.
Abstrahując od poziomu wykonania i tego, czy umiejętność pisania nut ze słuchu wymaga geniuszu czy jedynie dobrego ucha i odpowiedniej ilości ciężkiej pracy, najważniejsze wydaje mi się, że SnA prezentuje gatunek muzyczny, który w anime pojawia się niezwykle rzadko, a jeśli już, to w nowoczesnej postaci fusion, łączącej z jazzem elementy rocka, metalu, popu itp., gdzie nieosłuchany odbiorca może nie zdawać sobie sprawy z tego, że ma do czynienia z muzyką jazzową. Ciekawa rzecz, że choć w wielu państwach, różnych ustrojach i różnych okresach jazz był zakazany ze względu na amerykańskie (Japonia i kraje bloku komunistycznego, w tym Polska) lub czarne (hitlerowskie Niemcy) korzenie, to ludzie grali go i grają nadal.
Poza tym, bardzo sobie cenię też fakt, że pięknie pokazano jam session i frajdę, jaką daje wolne, nieskrepowane granie z grupą ludzi, którzy tak jak Ty mają fioła na punkcie muzyki. Kto kiedykolwiek grał w jakimś zespole, niezależnie od gatunku muzyki, wie o czym mowa.
Ippiki Kitsune
12.06.2012 14:04 Re: Krytyka z prawa
Zgadzam się. Uczucie, jak gra całej kapeli zaczyna naprawdę wychodzić, jest rzeczywiście niesamowite. Coś wręcz na pograniczu ekstazy XD
W takim układzie chętnie w wolnej chwili obejrzę jakieś anime stricte jazzowe, jeśli takie znasz i możesz coś polecić. Ja z motywem jazzu w anime spotkałem się pierwszy raz, więc być może moje odczucia biorą się z tego, że nie mam możliwości porównania tego z innymi seriami tego typu.
Motyw jam session to jedno ale muzyka z niej powstająca to drugie. Tu tak jak pisałem wcześniej, można było to zrobić trochę inaczej, w lżejszy sposób i myślę że efekt pozostał by ten sam.
Niestety, nie znam innego anime w jazzowych klimatach, którego muzyka byłaby tak istotnym, integralnym wręcz elementem, czymś więcej, niż tylko rekwizytem.
A jeśli chodzi o jazz w lżejszej postaci, to obawiam się, że pod koniec lat sześćdziesiątych w powszechnym obiegu praktycznie nie było jeszcze „lekkiego” jazzu, który wtedy dopiero się rodził. Trzeba by przenieść akcję jakieś 10‑15 lat do przodu, tyle że to byłaby już epoka disco i nastolatki nie te same. Na scenie szkolnego festiwalu zobaczylibyśmy nie naśladowców The Beatles, a Bee Gees [link][link][/link]. Też fajnie, ale jednak klimat zupełnie inny.
...
Po namyśle… jednak chętnie zobaczyłbym anime z muzyką disco jako motywem przewodnim. :)
Ciężko mi sobie wyobrazić epokę disco w anime, chyba że weszli by z tym w styl zwariowanej komedii muzycznej :D. Z ciekawym pomysłem mogłoby powstać coś dobrego…zresztą cenię sobie serie anime z niepowtarzalną muzyką, wiec z pewnością bym takie cudo z chęcią obejrzał ;).
Co do jazzu i jego stylu w tym anime, może rzeczywiście trochę pochopnie go skrytykowałem. Nie wziąłem pod uwagę okresu w jakim akcja tego anime jest umieszczona…no ale też, z jednej strony dobrze że jest realizm, ale z drugiej trochę szkoda że nie ma większej pogodności i rozrywki.
To będzie hit sezonu, a w zasadzie to jak dla mnie już niewątpliwie się stał. Nie wiem jak manga, ale anime ogląda się znakomicie. Proste, ale treściwe. I nie potrzeba mechanicznych potworów, żeby zaciekawić, a co najważniejsze zadziwić widza. Liczę na więcej.
Wreszcie wszystko wróciło na właściwe tory! Były emocje, była muzyka, był dramat XD Pytanie tylko brzmi, jak długo seria zdoła utrzymać podobny poziom i czy za chwilę znowu nie obniży lotów? -,-'
PS Na podstawie daty śmierci Johna Coltrane'a można ustalić, że akcja zaczyna się na wiosnę '66 ^^
Czyli na pytanie: „jak na podstawie wydarzeń z serialu określić dokładnie czas miejsca akcji?” odpowiedziałabyś: „sprawdzić w wikipedii”? Myślałem, że zatrważające wynika badań o nieumiejętności czytania ze zrozumieniem przez Polaków są mocno przesadzone, ale teraz widzę, że wcale niekoniecznie… -,-'
Mnie też się podobało^^ Nareszcie odcinek, który nie dorzuca nowego składnika do kociołka, a spokojnie kontynuuje wątki z poprzednich epizodów. Wybaczam nawet lekką naiwność ( kliknij: ukryte ci ledwie zaczęli grać, a już cała szkoła rzuca swe zajęcia i zbiega się drzwiami i oknami…)
ps. kliknij: ukryte Ciekawe, co właściwie było przyczyną degrengolady Jun‑ni – rzeczywiście jakaś kobieta (zgodnie z przypuszczeniami Sa‑san san), czy może kryje się za tym coś bardziej złożonego…
kliknij: ukryte Z doświadczenia wiem, że tylko kobieta może doprowadzić do takiego stanu faceta XD A co do koncertu, to pomyślałem sobie coś podobnego: „Kurczę, jak ja gram, to ludziska sobie co najwyżej nie przeszkadzają, ale żeby mieli sie specjalnie schodzić, to nie zauważyłem ^^'
kliknij: ukryte Rozumiałabym, gdyby zeszli się ci z okolic sali, lecz ten tłum biegnący korytarzami wyglądał poniekąd komicznie…
Z doświadczenia wiem, że tylko kobieta może doprowadzić do takiego stanu faceta
Mam nadzieję, że jednak nie… wystarczająco już w tej serii komplikacji uczuciowych, przydałoby się coś innego dla odmiany. Tak czy owak, Yurice pewnie minie zauroczenie^^ Końcówka na 95% będzie Kaoru x Ricchan i Sen x Yurika.
kliknij: ukryte Jakoś nie chce mi się wierzyć, żeby Yurika miała się zejść z Sentaro -,-' Zupełnie nierealistyczne rozwiązanie, rodem z shoujo. Nic ich nie łączy, nie pasują do siebie, ona nie jest w nim zakochana i nie ma za bardzo powodu, żeby być. Prędzej rzuci szkołę i wyjedzie w świat za Jun‑nim, do reszty się pogrążając…
kliknij: ukryte Oj, nie lubisz Sentaro… A to całkiem atrakcyjny chłopak jest, wiesz? Poza tym, Yurika na pewno nie żywi do niego niechęci… Jeśli chodzi zaś o realistyczne rozwiązanie, nie rodem z shoujo czy telenoweli, to wszystko powinno rozejść się po kościach. No bo kto niby odnajduje miłość życia w liceum? Przyjaźń, to może…
kliknij: ukryte Ja nie lubię Sentaro?! O_O' Ja właśnie Sena w tej serii lubię – to jedyna postać, z którą się choć trochę identyfikuję ^^' Dlatego chciałbym mu oszczędzić rozczarowań -,-'
Chyba raczej sobie? ;] Jeśli chodzi o Sena, to już po ptakach, chłopak od drugiego odcinka zakochany^^'
O to pytaj już San, nie mnie
To San‑san san ma tego typu przeszłość? W sumie, ja też znam taki przypadek… ale w każdym razie, tacy szczęśliwcy nie zdarzają się za często, mam wrażenie-.-'.
Tak sobie tylko gdybacie czy faktycznie chcecie wiedzieć kto z kim skończy? Jeśli tak, to zajrzycie tu kliknij: ukryte Yurika ucieka z Junem do Tokio, bo rodzice chcą ją wyswatać dla pieniędzy. Co do reszty to już szczegóły z samego zakończenia, więc jak chcece… kliknij: ukryte Sen jadąc z siostrą ma wypadek i dziewczynka zostaje ranna. Chłopak miał już wcześniej wątpliwości, czy nie odejść z domu i w końcu się na to zdecyduje. Dosłownie znika bez śladu i przyprawia Kaoru o załamanie nerwowe. Sam Kaoru po skończeniu szkoły wyjeżdża do Tokio na studia medyczne. Kilka lat później Sen się jednak odnajduje jako… bodajże diakon. W każdym razie chłopak zostaje księdzem. Wszyscy spotykają się ostatecznie na ślubie jego młodszej siostry, Kaoru zostaje lekarzem gdzieś tam w pobliżu na Kiusiu i chyba schodzi się z Ritsu. Wszyscy żyją długo i szczęśliwie. Koniec ~~ Żeby zrozumieć sytuację Juna warto poczytać, co się w Japonii w latach 60. działo. Protesty studentów i te inne…
Żeby zrozumieć sytuację Juna warto poczytać, co się w Japonii w latach 60. działo. Protesty studentów i te inne…
A więc jednak tak jak przewidywałam – 楽しみにしています~
Dziękuję Ci, Enevi, za wyjaśnienie, ale niestety chyba na razie nie przeczytam ukrytej części wypowiedzi. Nie chcę popsuć sobie przyjemności gdybania^^
>_< Enevi‑san, zerknęłam niechcący i ujrzałam kawałek spojlera :<, wolę gdybać, a potem dopiero sprawdzać na bieżąco czy dobrze gdybam. Trochę spóźniona, ale też już obejrzałam :) Przy scenie na scenie szczerzyłam się zadowolona i przymykałam oko na nieścisłości. Przyjemna kompilacja utworów, chociaż brakowało mi jeszcze jakiejś trąbki :P
A końcówka sprawiła, że aż mi się wyrwało radosne 'ajwai!” ;)
To San‑san san ma tego typu przeszłość?
(Chwilę mnie nie ma i już obgadują ;D) San Ma nawet taką teraźniejszość ;), a podobnych przypadków znam kilka. Niemniej tez bym stawiała na to, że się rozejdzie.
kliknij: ukryte Ciekawe, co właściwie było przyczyną degrengolady Jun‑ni, a może kłopoty finansowe + kobieta? Hm, może pan student nie może się utrzymać bo jakiś babsztyl go szantażuje? Oj, już spekuluję 'pełną gębą'
I myślę, że Yurica będąc po prostu z innej sfery społecznej nie nadaje się dla Sena. Jest dla niego miła, lubi go, ale „To nie To”.
A @ Propos zbiegających się z całej szkoły uczniów: zwróciliście może uwagę, to była bardzo ładna animacja w tym momencie. Takie odniosłam wrażenie, jakby zupełnie inna płynność ruchów, jak w bajkach rosyjskich. I jak grają, Sen przy perkusji, to także zupełnie inne wrażenie niż przy zwykłych rozmowach. Czy się mylę? Przypomina mi to precyzyjne animacje gry na instrumentach w NodameC. ale tam był odczuwalny większy kontrast. W zasadzie nie wiem jak ten dźwięk się niesie, przez chwilę myślałam, że lecą przez radiowęzeł, ale raczej nie. Kiedyś sprawdzałam z koleżanką jak u nas na uczelni słychać. Zadziwiająco szybko się wytłumia, choć nasz instytut z drugiej strony jest zwinięty jak ślimak i może też dlatego. No, nie ma co się czepiać, szczegół taki. Ten mężczyzna jest tego przykładem ^^ [link] po jakimś czasie zbiera się spory tłumek :)
kliknij: ukryte A szkoda mi trochę, że Beatelsów nie zagrali czegoś ;)
Hmmm… Jeśli już poruszamy kwestie czysto techniczne, to „wypełnienie” dźwiękiem pianina (szczególnie, że Richie nawet nie otworzył pokrywy), mogłoby być trudne do wykonania ^^' A taka gra na „klawiszach” bez systemu podwójnej repetycji, również wydaje się trochę mało prawdopodobna. Rzeczywiście, w dzisiejszych czasach robią takie Yamahy, że różnica między mechaniką pianina a fortepianu jest niewielka (sam nawet na takim grałem ^^), ale jakieś przypadkowe, rozklekotane, szkolne pianino raczej nie dawałoby Richiemu możliwości rozwinięcia skrzydeł. Ale to już oczywiście kwestie z pogranicza hiperrealizmu XD
Wiesz… Chyba, że uwzględnić pogłos sali. Sufit był dość wysoko, to była sala gimnastyczna nie? To trochę się jednak niesie, nawet bez otwartego skrzydła.
Wysłałem Ci kiedyś nagranie z pogłosem sali gimnastycznej ^^' Wszystko wokół dudni, kiedy fala dźwiękowa odbija się od ścian, a kiedy jest tłum ludzi, to się w nim rozprasza -,-' Swoją drogą, też chciałbym w wieku lat szesnastu (?) grać jak Youko Kanno ;P
Też prawda. Chociaż nie tłumacz wszystkiego pogłosem i chrypą ;D Ale na przykład u nas w auli pogłos sprzyjał, choć nagle było słychać wszelkie kiksy. Wszystko zależy od rodzaju pomieszczenia. Może japońskie sale gimnastyczne są przystosowane do koncertów? XD. W końcu nagłośnienie mieli, znaczy – gitary i mikrofon.
Nie wykluczam, że uzyskanie akustyki tej jakości byłoby mozliwe, ale doświadczenie życiowe każe mi w to powątpiewać ^^' Ty, to jeszcze jesteś młoda! Tylko ja już jestem stary T‑T
Cichaj, jesteśmy młodzi. Tylko na bycie wirtuozem w wieku 16 lat jesteśmy za starzy ;P
A właśnie, ciekawi mnie też, że oni się tak dobrze zgrywają. Bo paniczyk z zasadzie improwizował, a Sen bez żadnego problemu się wbił, i nawet wiedział kiedy pauzę zrobić :P.
Ciekawe, co właściwie było przyczyną degrengolady Jun‑ni, a może kłopoty finansowe + kobieta? Hm, może pan student nie może się utrzymać bo jakiś babsztyl go szantażuje?
Ja stawiam jednak, że przystał do socjalistów a potem dopadło go poczucie ogólnego bezsensu egzystencji… (choć być może zamieszana była w to i jakaś urocza studentka, kto wie^^)
I myślę, że Yurica będąc po prostu z innej sfery społecznej nie nadaje się dla Sena. Jest dla niego miła, lubi go, ale „To nie To”.
Mimo to, chciałabym, by tak się skończyło – może to naiwne i sentymentalne z mojej strony, ale cieszę się, gdy bohaterom, których lubię, czasem udaje się niemożliwe. A co do „to nie to”... w anime bardzo rzadko miewam odczucie, że „to jest to”. Na ogół między postaciami nie ma chemii, a w to, że do siebie coś czują, trzeba uwierzyć na słowo. Hmm… jedyne wyjątki, jakie mi teraz przychodzą do głowy, to Turn A Gundam i Full moon wo sagashite^^"
San – kouhai… kliknij: ukryte Tanoshimi ni shite imasu – w wolnym przekładzie: „czekam z niecierpliwością”, w nieco bardziej ścisłym: „cieszę się na (tę perspektywę)"^^
A, to może być. W zasadzie sprawiał wrażenie jakby się ukrywał. Siedział tam w piwnicy właściwie po ciemku. Spał? Odsypiał kaca?
Ja bym chciała, żeby Kaoru był z Ritsuko. Co prawda tu też jest lekka nierówność klas, skoro już raz się przyczepiłam, ale sytuacja jest inna – jak w Weselu. Lucjan Rydel w końcu ożenił się z chłopką :P Wniosek: facet może.
„Nie ma chemii” – Aż znowu mi przychodzi na myśl Nodame :D. Nooo i Nazo no Kanojo X: uparcie polecam, bo tam się wszystko wokół „chemii” kręci ;). Absurd kontra przyzwoity shonen. Tak mi się wydaje.
Ja też bym chciała^^ (w końcu w tym wszystkim to z Kaoru się najbardziej utożsamiam). A skoro tak, to trzeba Senowi na pociechę „opchnąć” Yurikę…
Wniosek: facet może.
A Wokulski? (ten to co prawda źle skończył…) A ci wszyscy błędni rycerze od swych księżniczek i pół‑królestw? A Szewczyk Dratewka wreszcie? Wniosek: w literaturze wszystko jest możliwe.^^
ps. Nazo no Kanojo X – skoro tak polecasz, może zerknę w wolnej chwili…
^^' eh… Trędowatej też się nie udało. Ale, Wyspiański akurat opisał wydarzenie prawdziwe ;). Chociaż, prawda, jak był czas „chłopomanii” to mezalians był na topie ;D
skoro tak polecasz, może zerknę w wolnej chwili…
Tak, tak. I nie zrażaj się śliną. Da się przyzwyczaić ^^ i poza tym działa pięknie ;)
trzeba Senowi na pociechę „opchnąć” Yurikę
No, ale chyba już się zorientował, że coś ona 'nie bardzo' :P W przeciwnym razie by kliknij: ukryte nie uderzył Juna‑ni.
kliknij: ukryte Wyspiański akurat opisał wydarzenie prawdziwe ;)
I sam miał żonę „z ludu”. Ale nie sądzę, by Prus opisał zjawisko całkiem wtedy nieobecne… w końcu arystokratów łasych na pieniążki pewnie trochę było^^ Coś podobnego miało miejsce w Koi monogatari Emma – z tego co pamiętam, ojciec głównego bohatera swego czasu „wkupił się” w kręgi wysoko urodzonych… w każdym razie, tam były mezalianse w obie strony^^'
Co do tego kliknij: ukryte uderzenia Jun‑ni przez Sena – nie sądzę, by była to oznaka „rezygnacji” z Yuriki. Ja bym to określiła jako coś w rodzaju: kliknij: ukryte „jak mogłeś ją (i mnie) tak zawieść” – dodałam „i mnie”, ponieważ Sen też w końcu wielbił Jun‑ni, a ten nie dość, że wrócił jako degenerat, to jeszcze zdawał się szczególnie tego nie wstydzić – już raczej radośnie taplał się w swym bajorku samoupokorzenia.
Tak, zgadzam się. To bez wątpienia było powodem. Ale chodziło mi o Jej reakcję. Później zresztą miała poczucie winy :P i raczej się do siebie nie garnęli.
Hmm… kliknij: ukryte mnie właśnie jej reakcja – ta ucieczka i późniejsze poczucie winy, oraz to, że słuchała koncertu stojąc na zewnątrz sali i to, że jako pierwsza zaczęła bić brawo, nasunęło myśl, iż może jednak dla Sena są jakieś szanse…
kliknij: ukryte Ale ona od początku była dla niego miła i sprawiała wrażenie, że daje mu szanse. Chętnie go zagadywała, wzięła go sobie na modela, ale gdyby była zakochana, to by inaczej się zachowywała. Gdy tylko pojawił się Jun‑ni, rumieniła się, milkła i spuszczała wzrok. Przy Senie była zbyt pewna siebie. Myślę, że jego afekt schlebiał jej, ale gdy na horyzoncie pojawił się ktoś jeszcze – poczuła, że dalsze takie zachowanie wobec Sentaro, byłoby już bawieniem się nim. A to w gruncie rzeczy dobra dziewczyna. Choć za nią nie przepadam I_I
gdyby była zakochana, to by inaczej się zachowywała. Gdy tylko pojawił się Jun‑ni, rumieniła się, milkła i spuszczała wzrok
Myślę, że miłość nie jedno ma imię – Jun‑ni była zauroczona, to na pewno, poza tym był studentem ze stolicy, a to zapewne imponujące dla licealistki. Tak ze nic dziwnego, że ją onieśmielał – Sen z drugiej strony może nie zachwycał na pierwszy rzut oka, ale za to miał wiele pozytywnych cech, które dostrzec można w trakcie znajomości. Jakby to ująć… Jun‑ni był niczym bajeczna bombonierka, a Sen – paczka pumpernikla^^ Jedno zachwyca (jednak zawartość jest często taka sobie), drugie można jeść bez końca – sądzę, że ich relacja mogła by się rozwinąć właśnie w coś takiego, z pozoru mało zajmującego, nie obfitującego w romantyczne porywy, a jednak trwałego. No ale to tylko moje „myślenie życzeniowe” -.-".
Może Jun‑ni to była galaretka z owocami i bita śmietaną, a Sen to ciasto drożdżowe z rodzynkami
... nie lubię rodzynek T‑T. To może: Jun‑ni jako super‑słodki tort śmietankowy z truskawkami, a Sen – drożdżówka?^^" Hmm… Kaoru porównałabym wtedy do tarty z czarną porzeczką;)
A z mojej strony – wystarczy cytat: „jest taka cierpienia granica, za którą się uśmiech pogodny zaczyna” (copyright by Miłosz)
Ippiki Kitsune
21.06.2012 22:55 Re: Odcinek 11
Niestety nie wszyscy uznali, że akuratny ^^' (tak na marginesie, to był zwyczajny cytat z dzieła, dozwolony przez polskie prawo autorskie). No to wytłumaczę łopatologicznie: kliknij: ukryte Jedzie sobie chłopiec na koniu i po chwili ta dziewczynka spada z osła i rozbija sobie głowę o kamień, przez co ląduje w szpitalu, bo ma stłuczony tyłek ;P
Widać nie wszyscy są podatni na działanie metafor… mnie jakoś się upiekło, choć z tych dwóch muszę przyznać, iż Twoja była bardziej przejrzysta.
Bo mnie się paradoksalnie podobało – Sakamichi przekroczyło taką granicę, za którą już straciłam wszelkie wymagania tudzież własne wyobrażenia i cieszę się serią, jaką jest. Mam nawet własną teorię, że kliknij: ukryte to Sachi właśnie prowadziła ten samochód z naprzeciwka, co by wiele wyjaśniało – skąd się tam wzięła, skąd jej poczucie winy, skąd poczucie winy Sena, skąd jego ucieczka, choć dziewczynce nic się nie stało… -.-'. Ale tak ogólnie to do doceniam ironię pomysłu: jak nie kijem go, to pałką, czyli kliknij: ukryte jak nie udało się wyrzucić Sena drzwiami, to trza go wypchnąć oknem.
Tak że, Draczeksie, San‑san san – przyznaję wam rację, Sakamichi to jakość sama w sobie, nie do porównania z innymi seriami, pionier i przecieracz szlaków.
Ippiki Kitsune
22.06.2012 09:35 Re: Odcinek 11
A ja myślę, że Sen został kliknij: ukryte przeklęty przez japońskie pogańskie bóstwa za to, że przyjął chrześcijaństwo *_* I teraz go prześladują niczym Hera Heraklesa ;P I Sen w ostatnim odcinku wezwie na pomoc Jezusa, tak jak planetarianie wzywali Kapitana Planetę, i Jezus przyjdzie i pozamiata! XD Tylko jak on go teraz wezwie bez różańca -,-?
HA! Za to właśnie lubię SnA – wszelkie telenowelowe pomysły dziewczyn spaliły na panewce :D. Drugą fajną sprawą w tym odcinku była muzyka, wreszcie znalazłem w nim soundtrackowe kawałki, których kiedyś słuchałem i z nadzieją czekałem aż zostaną wykorzystane w serii.
Jednak muszę też trochę skrytykować pomysł na rozwój fabuły w tym odcinku. kliknij: ukryte Scena z wypadkiem i późniejszą ucieczką Sentaro była jak do tej pory najgorszym pomysłem w tej serii. Generalnie we wszelkich tego typu produkcjach nie cierpię oglądać udramatyzowanych wypadków samochodowych – najprostszy, najbardziej toporny pomysł na wprowadzenie dramatu i zaskoczenie widza, a tutaj motyw ten był szczególnie kiepski. No i wtórna ucieczka naszego perkusisty…aż razi w tym miejscu brak pomysłu na ładne rozwiązanie tej akcji i spompowanie nagromadzonego napięcia. Poza tym zgodnie ze starą mądrością ludową: dwa razy nie wchodzi się do tej samej rzeki. Trochę szkoda że w końcówce seria zanotowała takie potknięcie, no ale cóż…
Mam nawet własną teorię, że kliknij: ukryte to Sachi właśnie prowadziła ten samochód z naprzeciwka, co by wiele wyjaśniało – skąd się tam wzięła, skąd jej poczucie winy, skąd poczucie winy Sena, skąd jego ucieczka, choć dziewczynce nic się nie stało… -.-'.
O mateńko :D…skąd się wam biorą takie pomysły z kosmosu? To już jednak wolę to wyjaśnienia z SnA – skręcona kostka i konieczność podwiezienia siostry motorkiem do domu.
Tak że, Draczeksie, San‑san san – przyznaję wam rację, Sakamichi to jakość sama w sobie, nie do porównania z innymi seriami, pionier i przecieracz szlaków.
Jak zwykle przesadzasz, ale pewnie świetnie byś się odnalazła w pisaniu jakiejś groteski ;).
Za to właśnie lubię SnA – wszelkie telenowelowe pomysły dziewczyn spaliły na panewce
Faktycznie, autorzy mają tak wspaniałe pomysły na ubarwienie akcji, że my o skromnej wyobraźni nawet stupek niegodneśmy całować… ^^
Natomiast, jeśli chodzi o wypadki, same w sobie nie są złe – wręcz przeciwnie, wypadki mają to do siebie, że zupełnie nieoczekiwanie wkraczają w ludzkie życie, uświadamiając, na jak wątłych podstawach budujemy swe plany na przyszłość. Tak że sam motyw nie był aż tak znowu naciągany, jednak kliknij: ukryte dołożenie do tego siostry (oczywiście, bez żadnej scenki jak to dosiadła się do Sena, co by było dhramatyczniej – musieli to wyjaśnić po fakcie, w sposób jak najmniej przekonujący) i dalsze pociągnięcie sytuacji przeniosło całość niebezpiecznie w rejony kiczu.
A jeśli chodzi o muzykę, to… zgodzę się, i to nawet bez śladu ironii. Pierwsza połowa odcinka bardzo mi się podobała, szczególnie „rozśpiewywanie się” Ritsuko. Słychać było, jak początkowa trema w jej głosie stopniowo znika, jak zaczyna łapać melodię i cieszyć się śpiewem, wspólnym tworzeniem muzyki, nawet jeśli nie ma się genialnego głosu. Naprawdę ładnie zostało to pokazane.
wspaniałe pomysły na ubarwienie akcji, że my o skromnej wyobraźni nawet stupek niegodneśmy całować
Wspaniałe, nie wspaniałe, ale z pewnością nie takie oklepane i oczywiste jak wasze ;)...no może poza ostatnim z wypadkiem.
wypadki mają to do siebie, że zupełnie nieoczekiwanie wkraczają w ludzkie życie
Tak zgadza się, ale w anime takie wypadki wprowadza się najczęściej gdy scenarzystom brak pomysłu na zakończenie jakiegoś wątku lub rozwój wydarzeń i czuć niestety z tego powodu sztuczność. Poza tym jaki związek miał Sentaro z motorynką i do czego mu ona była tak naprawdę potrzebna? Przed tą sceną nawet nikt nie wiedział, że on ma coś takiego w domu – bardziej topornie, na siłę tego elementu nie dało już się wprowadzić. Już wolałbym zobaczyć lekkie trzęsienie ziemi doprowadzające do sytuacji podobnej do obecnej, byłoby w tym o 100% więcej wiarygodności.
Naprawdę ładnie zostało to pokazane.
Ale prawdopodobnie już więcej tego nie usłyszymy, niestety.
Zobaczycie! Jazzus ich wszystkich zbawi! XD
Dzięki, po tym jak to przeczytałem to już do końca dnia nic nie będzie w stanie popsuć mi dobrego humoru :D.
No proszę, czyżbyś krytykował? Choć jeszcze odcinek temu broniłeś serii niczym lew? (Nie, żebym się dziwiła…) – w takim razie nie pozostaje mi nic innego, jak przejść do obrony…
No więc tak, pomijając rozwinięcie sytuacji, ze wszystkich możliwych Deus ex Machina wypadek jest najlepszy, bo i najbardziej prawdopodobny (wielkie trzęsienie ziemi raczej odpada ze względów historycznych, no i to nie te rejony Japonii – owszem, małe trzęsienia czasem są, ale zupełnie niegroźne).
A co do motorynki, czy też – skutera, to pojawił się on już wcześniej, w tym samym odcinku, gdy Sen i Kaoru mijają się na ulicy. Ale że nie kojarzę, by ten element uposażenia występował w poprzednich epizodach, w niczym to autorki (?) nie usprawiedliwia.
Pierwsza połowa odcinka bardzo mi się podobała, szczególnie „rozśpiewywanie się” Ritsuko.
Popieram ^^ wysłuchałam tego jeszcze kilka razy. Ona ma taki uroczy delikatny głosik ;D
Wiecie… Ja jestem nieodporna na kicz ^^ Gdybyście widzieli moją minę i pisk jaki wydałam gdy kliknij: ukryte Sen miał wypadek.
Ale całe napięcie ze mnie spadło, gdy powiedzieli, że to kliknij: ukryte Sachiko. Myślę, że jakby jej tam nie wcisnęli, tylko: kliknij: ukryte a) pozwolili mu zginąć, albo b) połamali mu ręce/ palce żeby nie mógł więcej grać… Było by lepiej Rozpaczałabym, ale to by było dobre. :P
A tak, czuję się zawiedziona, że zamiast robić przyjemną serię nawarstwili tragedie ;<. Ma być piękne, wzruszające kiczowate, radosne zakończenie!!! Musi być! ;p
(P.S. dlaczego komentujemy ep. 11 pomiędzy 7, a 8?)
Ippiki Kitsune
23.06.2012 23:09 Re: Odcinek 11
kliknij: ukryte Ale motyw z połamanymi łapkami już wykorzystali, przy okazji saksofonisty‑przyjaciela Jun‑ni‑kuna. Gdyby to powtórzyli, to zjadaliby własny ogon -,-' Z kolei nie przygotowali widzów dobrze na śmierć Sena. Najpierw musiałoby się w jego życiu wszystko ułożyć, tzn. wiadomo, że ułożył sobie stosunki z „ojcem: który go w pełni zaakceptował, podciągnął się w nauce, znalazł sobie dziewczynę – generalnie wszystko zaczęło się w jego życiu układać… i dopiero wtedy BUM!!! Poza tym już gołym okiem widać, że wycinają całe wątki z mangi: kliknij: ukryte nagle okazuje się, że Sen pracuje na pół etatu i ma własny skuter. No sorry, ale o takich faktach to należy widza uprzedzać >_<'
Mam podobne odczucia – kliknij: ukryte gdyby tylko ten wypadek, to jeszcze (choć musieliby wymyślić coś innego niż połamanie)... szczerze mówiąc, mogłoby się w ogóle obejść bez tragedii, a całość posłużyłby cementowaniu związku Sena z rodziną (dzięki temu mógłby np. uświadomić sobie, że naprawdę jest im potrzebny). Drugie wyjście, to śmierć Sena (nawet bez dziewczyny, i tak zaczęło mu się w życiu układać…) i ukierunkowanie akcji w kierunku godzenia się z tym faktem przez Ricchan i Kaoru (co z kolei scementowałoby ich związek). Niestety, przez to nagłe wepchnięcie Satchan cały wątek poleciał na pysk :<. Poza tym, gdyby nie ona, Sen mógłby po prostu wpaść pod samochód, nie potrzebując do tego wyciągniętego z kapelusza skutera…
(PS. Dlatego, że Ippiki zamiast na swój komentarz „odcinek 7” odpowiedział na mój ^^')
hitsujin
31.05.2012 20:48 Odcinek 8
Odcinek ósmy dobry, nie powiem – choć da się zauważyć pewną tendencję spadkową, szczególnie pod koniec całość niebezpiecznie zbliża się do telenoweli ( kliknij: ukryte iście brazylijski szereg nieporozumień i spóźnionych olśnień na linii Kaoru – Ricchan – Sentaro). Przyznaję, że kliknij: ukryte pomyliłam się co do Yuriki, nie doceniłam jej. Ale za to co do Jun'ni miałam zdaje się rację… swoją drogą, na koniec dostał list od kolegi, ciekawe, czy w takim razie powróci do Tokio.
Po prostu melodramat pomyłek, a dobra telenowela nie jest zła XD (tyle, że te brazylijskie akurat do dobrych nie należą, więc na przyszłość lepiej porównuj SnA do argentyńskich ^^'). A Jun‑ni zaczyna mi coraz bardziej przypominać wczesnego Stawrogina ;P
Stawrogina (???) Krętymi ścieżkami błądzą skojarzenia ludzkie – mnie, jeśli już, raczej by przypominał Szatowa…
Co do tych telenoweli, to już sama nie wiem – słyszałam, że właśnie określenie „brazylijskie” jest krzywdzące, bo właśnie te wcale nie są aż takie złe… nie wiem, nie orientuję się w tym temacie za dobrze (określenia użyłam raczej ze względów stylistyczno‑skojarzeniowych)^^"
Jun‑niego chcesz przyrównywać do biednego Szatuszki, co go tylko jedna kobieta w całym jego parszywym życiu do siebie dopuściła?! O_O' Przecież to własnie nasz upadły i socjalizujący „książę Harry”! XD Zaraz na Kyushu przyjedzie jego kumpel i będą rewolucyjne szóstki zakładać ;P
Telenowela brazylijska, to przykładowo „Niewolnica Isaura” i tym podobne kostiumowe badziewie ;P A argentyńskie, to „Muneca brava”, „Sos mi vida”, „Amor latino czy „Padre Coraje”. Sama sobie oceń, które lepsze XD
Telenowela brazylijska, to przykładowo „Niewolnica Isaura” i tym podobne kostiumowe badziewie ;P A argentyńskie, to „Muneca brava”, „Sos mi vida”, „Amor latino czy „Padre Coraje”. Sama sobie oceń, które lepsze XD
Widzę, że trafiłam na specjalistę… ale żeby „sobie ocenić”, musiałabym jeszcze cokolwiek z tego obejrzeć>.<" (przyznaję się bez bicia, w krytyce telenowel kieruję się tylko i wyłącznie ich złą sławą oraz pozorami i dobrze mi z tym)
„Biesy” czytałam dość dawno, więc szczegółów nie podam, ale Jun‑ni ze Stawroginem o tyle mi się nie kojarzy, że nie ma w nim ani krztyny tej bezcelowości, trochę nonszalanckiej, trochę tragicznej bezideowości tamtego… wygląda mi raczej na dość wrażliwego i nie aż tak silnego idealistę o w sumie dobrym sercu, a tu już przychodzi mi na myśl zdecydowanie Szatow (co do którego pamiętam przede wszystkim to, że tylko jego z nich wszystkich lubiłam^^")
Bo chyba tylko jego dało się tam lubić ;) No ale Jun‑ni przyjechał właśnie już taki wypalony i bezideowy, gotowy przynajmniej pogrążyć siebie. No i na niego też zawsze najlepsze laski leciały XD
Jun‑ni przyjechał właśnie już taki wypalony i bezideowy, gotowy przynajmniej pogrążyć siebie.
Hmmm… jak dla mnie to kliknij: ukryte on przyjechał w trybie „o,o, zobacz jak upadłem, pociesz mnie” (na to by wskazywała jego rozmowa z Yuriką) – wcale nie jest bezideowy ani cyniczny, zwyczajnie zdał sobie sprawę, w co w istocie się bawił, i czmychnął przed poczuciem winy wobec kolegi (przynajmniej ja tak to widzę-.-')
A co do tych „lasek”, to… widzę jedną, poza nią jakoś horyzont pusty:/
Zainteresowanie najatrakcyjniejszej kobiety w okolicy z samego założenia zawiera w sobie zainteresowanie wszystkich pozostałych i mniej atrakcyjnych ^^
Podobał mi się ten odcinek. Czuję, że moje potrzeby odbiorcze zostały odpowiednio zaspokojone.
Sytuacja w gruncie rzeczy się już powoli klaruje i chyba zwraca w kierunku pierwotnego trójkąta, przy czym zauważcie mimo iż Risuko wspomina, kliknij: ukryte że ma już swojego wybranka, nie jest powiedziane to wprost i nie możemy być na 100% pewni, że to Sentaro. I jej rodzące się uczucie do Nishimi‑kuna… szalik. Sceny KaoruxSen, są takie trochę ajwai, Kaoru się często rumieni xD. No i moment: kliknij: ukryte odliczam od 5 i uciekamy do Niej. urocze!
Hitsu‑sempai – miałaś rację w stos. do Jun‑nicciego. Punkt dla Ciebie ;). Yurika ma silną wolę i rzeczywiście pokazała charakter, ale jakoś nie sprawiła, że lubię ją bardziej. O dziwo większą sympatią darzę, dziewczęcą i raczej prostą Ricchan (prostą. nie prostacką!)
Końcowa scena była jak stempel. W dodatku c.d.n. szczególnie mnie wzburzyło ;), co dalej, co dalej…
Jun‑ni przyjechał właśnie już taki wypalony i bezideowy
Raczej kliknij: ukryte wyrzucenie z domu, nie napawa optymizmem. Stracił wsparcie i pogubił się w tym co słuszne, a co rani ludzi. Chciaż… Czy te 'wypadki' lat 60. były istotnie aż tak drastyczne?
Tyle, że na odwyrtkę ^^ – kliknij: ukryte Sen w końcu dostrzega istnienie Ritsuko, Ristuko zwraca się ku Kaoru, a ten ostatni poświęca się dla przyjaciół i myśli, że nikt go nie kocha…
A co do scen Sen x Kaoru – też je lubię. Muszę przyznać, że z trzech motywów naczelnych: miłość, przyjaźń, muzyka, to przyjaźń wychodzi w tej serii zdecydowanie najlepiej (muzyki jest za mało, a romanse momentami ochoczo balansują nad przepaścią).
Ricchan zaś… jest urocza przez swoją naturalność. Yurika sprawia wrażenie silniejszej, ale tak naprawdę nie jestem pewna, czy w istocie taka jest. Coś za dużo w niej pozoranctwa… jak to mówią Japończycy: najsprawniejszy sokół nie obnaża szponów (cytuję z pamięci, więc mogłam coś przekręcić)
Wracając do buntów studenckich – niestety, nie wiem o nich za wiele. Tyle, co przytoczyłam poniżej, a także ogólny obraz wyniesiony z książek Murakamiego „Norwegian Wood” i „Kafka nad morzem”, nic więcej :( W „Kafce…” była wspomniana ofiara śmiertelna tych wydarzeń, nie wiem jednak, na ile dużo jest w tym fikcji literackiej.
Ja powiem tak, ludy wschodu generalnie się z nikim nie patyczkują. Humanitaryzm, to wymysł cywilizacji europejskiej. Dla nas obdzieranie psa czy kota ze skóry i gotowanie go żywcem to szczyt bestialstwa, a dla nich przepis kulinarny -,-'
Nie wiem, czemu wrzucasz cały wschód do jednego worka… żaby też gotuje się ponoć żywcem, i to bynajmniej nie w Korei:< A co do Japonii, tam akurat przez bardzo długi okres czasu – aż do końcówki XIX wieku – panowało silne tabu krwi (związane z shinto). Co prawda, patrząc na dzieje Kraju Kwitnącej Wiśni, dziwnym trafem nie obejmowało ono krwi ludzkiej :/ Jeśli zaś czegoś w dawnej Japonii nie było, to idei takich jak „fair play” czy też „miłosierdzie”.
Bo dla mnie mentalny Wschód zaczyna się już za Bugiem. Wydaje mi się, że takie pomysły jak przywiązywanie noworodków drutem kolczastym do drzewa, nie przywędrowały na Ukrainę z Zachodu. Ale może się łudzę… -,-'
Bo dla mnie mentalny Wschód zaczyna się już za Bugiem.
Wybacz, że się spytam, ale co to w takim razie ma wspólnego z buntami studenckimi z SnA? Między Dnieprem a Pacyfikiem znajdziesz akurat najróżniejsze ludy i zwyczaje, a stwierdzenie, że w Japonii mogły być ofiary śmiertelne, bo Ukraina dzika, jest co najmniej dziwne… (pomijając już fakt, że nie do końca się z Tobą zgadzam, ale to nie miejsce na takie dyskusje).
Oczywiście, że to pewne uogólnienie, ale mentalność ludów wschodu jest co do zasady kolektywna, co oznacza że władza nie liczy się tam z jednostką, a społeczeństwa wcale nie są tym faktem oburzone (komunizm i konfucjanizm wydają mi się w tym aspekcie dziwnie ze sobą spokrewnione ;) A Ukraina ma to do tego, że wyznacza granice mongolskiego imperium i tatarskiej „okupacji” niemal całej Azji. Uważam, że zaszczepili oni u naszych wschodnichsąsiadów, taką pogardę dla ludzkiego życia, jako celu i wartości samej w sobie.
Teraz już rozumiem, co masz na myśli – ale wciąż trudno mi się zgodzić. No bo, czy ten nasz europejski osławiony szacunek dla jednostki nie jest raczej mitem i iluzją? Popatrz na rewolucję francuską (wiem, oklepany przykład) – co ma niby pacyfikacja Wandei wspólnego z humanitaryzmem czy poszanowaniem życia? Co ma z nią wspólnego aborcja czy eutanazja? Nie wspominając już o Polsce doby obecnej…
A wracając do Japonii – myślenie Japończyków o państwie jest hierarchiczne (każdy ma swoje ustalone miejsce w drabinie społecznej), jednak obowiązki nie obejmują jedynie „dołu” – dobrym przykładem jest sytuacja społeczna po zeszłorocznym tsunami: Japończycy najpierw całkowicie zawierzyli premierowi, potem jednak, gdy okazało się, że ten nie stanął na wysokości zadania, spotkał się z dość ostrą, powszechną krytyką… inaczej mówiąc, relacja jest obustronna, a „góra” jest od tego, żeby dbać o swoich „wasali”. No i tatarzy nigdy nie podbili Japonii ^^
Ale dwa, czy trzy razy próbowali ;) Ja właściwie zmierzałem tylko do tego, że Japończycy też do świętoszków nigdy nie należeli i jakoś mnie nie dziwi, że brutalnie rozprawiali się z lewackimi protestami studenckimi (żeby było śmieszniej, w tym samym czasie polscy komuniści też brutalnie rozprawiali się z protestami studenckimi ;P). I masz zupełną rację, że na poziomie faktów, trudno cokolwiek w tej kwestii uogólnić, bo wystarczy powiedzieć: hitlerowskie Niemcy, żeby zakończyć dyskusję. Dlatego ja się bardziej odnosiłem do głoszonych i uznawanych idei, chociaż niekonieczie wprowadzanych w życie. Jednak w Europie wiele zmieniło się na plus od czasów oświecenie i dalej promieniuje na cały świat. Własność, wolność osobista, równość wobec prawa, kodyfikacja prawa karnego i związane z nią postulaty humanitaryzmu kar… To, że jest już na świecie niewiele miejsc, gdzie za kradzież ucina się jeszcze ręce, to pokłosie faktu, że najpierw zaprzestano tego typu praktyk w Europie. A że inter arma silent leges... -,-'
Bo dla mnie mentalny Wschód zaczyna się już za Bugiem.
ja bym powiedziała, ze nawet za Gubinem xD…
Bogowie O_O czuję się niegodna waszej dyskusji ;D…
w Europie wiele zmieniło się na plus od czasów oświecenie
Demo… Z tym oświeceniem, jak to jeden z profesorów na mojej uczelni kiedyś nam opowiadał, to jest tak, że szczytne jego idee nie zostały do końca wprowadzone. (Jak to w historii często już bywało) Ba, twierdził, że ta myśl oświeceniowa trwa nadal… Albo raczej myśl, że się ją realizuje, a tak naprawdę prawdziwie oświeceniowe myślenie pozostaje wciąż w sferze planowania :P
kliknij: ukryte ten ostatni poświęca się dla przyjaciół i myśli, że nikt go nie kocha… Taki trochę emowaty jest ^^, jednocześnie to jego wada i zaleta (zaleta, jako budowy postaci), że jest trochę obrażalski i taki trochę cierpiący. Sen, mimo rewelacji z kliknij: ukryte Yuriką nie jest typem, który długo byłby się męczył z jakimś problemem (tak mi się wydaje). A Kaoru tak to w dwójnasób przeżywa… Nie wiem czy dobrze wyrażam to co mam na myśli, bo w gruncie rzeczy lubię Kaoru. Jego dzielne: kliknij: ukryte „To wcale tak bardzo nie boli”, no ale jednak jest bardziej 'miętki' niż Sen xD.
Bo ja wiem… dla mnie to Kaoru jest tutaj silniejszy^^ (podobnie trochę do Ricchan i Yuriki – ta ostatnia wydaje się „mocniejsza”, ale kto wie…). A także, jest wierniejszym przyjacielem (może dlatego, że Sen jest jego jedynym kolegą) – nasz perkusista w końcu myśli przede wszystkim o sobie. w sumie Kaoru też, ale skoro dotychczas nie miał przyjaciół, życie nauczyło go dostrzegać innych i w pewnej mierze ustępować im. Sądzę, że całe to jego „obrażalstwo” i „zarozumiałość”, brało się głównie ze złych proporcji ego (w dużych ilościach) i pewności siebie (w ilościach znikomych)... Reasumując, będzie wspaniałym facetem, gdy w końcu uwierzy w siebie :3
ps. kliknij: ukryte obejrzałam Naze no kanojo X, ale jakoś pozostałam całkiem odporna na urok tej produkcji :<
Nie wiem… Sen ma liczne rodzeństwo. Wydaje się raczej typem, który myśli dużo o innych (pomijając tych, których zwykł prać ^^'). Czy Kaoru ustępuje innym? Masz na myśli to, że kliknij: ukryte 'oddaje' Ricchan Senowi?, bo poza tym nie widzę w nim wielu ustępstw. Ustępstwo na rzecz grania jazzu, było czym innym…
będzie wspaniałym facetem, gdy w końcu uwierzy w siebie :3
Też mam taką nadzieję ^^
p.s. >> Cóż, w rzeczy samej jest dziwna. Ale interesująca i mimo wszystko bardzo spójna. Waham się przed ostateczną opinią, aż nie ujrzę końca.
Jakby to ująć… nie miałam na myśli, że Sen jest egoistą, już raczej, że jest bardzo prostolinijny i przez to wielu rzeczy nie dostrzega (uczucie Ricchan jest tu sztandarowym przykładem, ale chyba nie jedynym). Bardzo też dbał o Kaoru przez cały czas trwania ich przyjaźni, tu nie mogę mu nic zarzucić. Tak że… hmm, w sumie chodziło mi po prostu o to, że nie był tak ukierunkowany na odbieranie uczuć innych jak Nishimi, a posługując się metaforą – przy Kaoru był jak owczarek przy wiecznie czujnym lisie ^^' A co do tego ostatniego, to dobrym przykładem jego „ustępstw” była scena na plaży, bodajże w 6 odcinku. kliknij: ukryte „Ego” Kaoru mówi mu, że powinien być jedynym i wyjątkowym przyjacielem Sena (bo dla niego samego Sen jest jedynym i wyjątkowym przyjacielem), brak pewności siebie zaś sprawia, iż najpierw pozostaje bierny – gdy pojawia się Matsuoka, nie idzie za nim i za Senem – potem zaś wybucha gniewem i ucieka, wręcz przekreślając całą wartość dotychczasowej przyjaźni… właśnie to miałam na myśli: Kaoru „czyta” drobne zmiany nastroju, nastawienia Sena do Matsuoki i sam usuwa się w cień w sytuacji, gdy większość pewnych siebie ludzi zachowałaby się chyba inaczej (choćby nie bałaby się tak panicznie, że straci przyjaciela tylko dlatego, iż nie jest mu chwilowo potrzebny pianista). Tak ja go przynajmniej rozumiem ^^"
ps. kliknij: ukryte hmm… na pewno ma swój klimat i b. dobrą muzykę. Tyle że nie do końca mi podchodzi bardzo przedmiotowy sposób, w jaki traktowana jest Urabe w tej serii… Dla Tsubakiego jest w końcu przede wszystkim ciałem, które w dodatku jest jego własnością :/
6.ep. > kliknij: ukryte To akurat wydaje mi się przykładem upartości. Zabrali mi przyjaciela, to do nikogo już nie będę się odzywał, foch z przytupem :P. Mało kto z dorosłych się tak zachowuje, istotnie. Tak zachowują się dzieci. Deshoo? Odsunięciem się w cień była wyłącznie sytuacja oddania Ricchan Senowi. No ale wszystko przed Kaoru. Na plus także jest to, że jako pierwszy wyciągnął rękę na zgodę.
P.S. kliknij: ukryte
Dla Tsubakiego jest w końcu przede wszystkim ciałem, które w dodatku jest jego własnością :/
Cielesność w tym anime to dla mnie akurat jego duży atut. Mimo wszystko nie jest to ecchi, nie chodzi też o fanserwis. Tsubaki jest facetem, niech Hitori się wypowie jako przedstawiciel, czy nie jest tak, że facet myśli o dziewczynie równie często w sferze cielesności, czy może da się ją zupełnie pominąć? Z tego co wiem, u chłopców i mężczyzn ten temat czasem urasta do problemu nadrzędnego. Ich popęd jest inny niż popęd dziewcząt, mniej nad nim panują. Tsubaki zaś ma dużo siły woli, jest uległy wobec Urabe i szanuje jej zdanie. Czy nie tak było gdy stwierdził, że pierwszego pocałunku nie należy marnować ot tak? Obejrzałaś 8 odcinków?
Zabrali mi przyjaciela, to do nikogo już nie będę się odzywał, foch z przytupem :P.
Hm… nie do końca foch – upierać się będę przy braku pewności siebie. Wydaje mi się, że kliknij: ukryte Kaoru tak bardzo bał się opuszczenia, że wolał sam pierwszy odejść, na zasadzie, że to będzie mniej bolało. No i to było ustąpienie z pola, jakby nie patrzeć – coś w rodzaju „jak sam ze mną nie zostaniesz, to ja na pewno nie będę się narzucał”. No a strach przed narzucaniem się z jednej strony i przed opuszczeniem z drugiej to są w końcu naczelne cechy ludzi nieśmiałych, ale mających swoje ego…
ps. kliknij: ukryte nawet dziewięć ^^
facet myśli o dziewczynie równie często w sferze cielesności
Żeby to było równie często! Przecież między nimi nic nie ma, nie mają nawet o czym rozmawiać, żadnych wspólnych zainteresowań, pustka i golizna czysta. Wymowa serii jest trochę taka, że w dziewczynie liczy się ciało i nie szkodzi, że facet jest nieco nudny czy mało inteligentny, powinna czuć się szczęśliwa z samego faktu, że on nie bierze jej siłą… wiem, że tak jest w większości anime, ale nie przepadam za takim podejściem. Promuje typ związku, który raczej za długo nie pociągnie :(
A H.O. pytać nie muszę, z założenia znam odpowiedź -.-"
w dziewczynie liczy się ciało i nie szkodzi, że facet jest nieco nudny czy mało inteligentny, powinna czuć się szczęśliwa z samego faktu, że on nie bierze jej siłą
wolał sam pierwszy odejść, na zasadzie, że to będzie mniej bolało.
To prawda, zresztą sam tak mówił, ale nie sądzę, by myślał bardzo racjonalnie w chwili gniewu ^^. Raczej to była ucieczka niż ustępstwo :P. kliknij: ukryte Przecież obraził się na Sena. W przeciwnym razie nie unikałby go, tylko by udawał, że nic się nie stało. Kolegowałby się z nim, rzucając zdawkowe 'cześć', ale nie dopuszczał bliżej.
P.S. kliknij: ukryte
między nimi nic nie ma, nie mają nawet o czym rozmawiać
Fakt, ale to raczej spisałabym na karb dziwności i aspołeczności Urabe niż upośledzeniu emocjonalnym Tsubakiego. W zasadzie do 8 odcinka nawet przytulić się nie dała grożąc nożyczkami. Urabe jest ekstramalnie nierozmowna, ale mimo to są coraz bliżej siebie mimo iż nic wielkiego w zasadzie się nie dzieje. Może po prostu robi na mnie wrażenie odwrócenie priorytetów. Dla zupełnego przeciwieństwa: Clannad. Tomoya i Nagisa (oprócz pocałunku na koniec 1 serii i niewyobrażalnym dla mnie płodzeniu dziecięcia w drugiej) mieli ze sobą kontakt raczej mentalny i szczerze mówiąc mimo całej mojej miłości dla Clannada, nie ogarniam w jaki sposób się w sobie zakochali >_<. Wiele serii bazuje na rodzącym się uczuciu, ale mimo, że ogląda je się często z przyjemnością, są przez platoniczność związku, jakieś takie nierealne. NnK jest tak inne, że sam ten kontrast mnie urzeka.
Przecież obraził się na Sena. W przeciwnym razie nie unikałby go, tylko by udawał, że nic się nie stało. Kolegowałby się z nim, rzucając zdawkowe 'cześć', ale nie dopuszczał bliżej.
Myślę, że to nie do końca tak… sądzę, że kliknij: ukryte było mu po prostu głupio i źle z samym sobą po tym całym „przedstawieniu”, jakie dał na plaży. Poza tym pewnie wmawiał sobie, że skoro Sen ma nowych przyjaciół, to droga wolna, samemu też mi będzie dobrze, nie potrzebuję pozorów przyjaźni… coś a'la Kłapouchy ^^". No i Kaoru unika wszelkich konfrontacji, również z sobą samym – a mina Sena zapowiadała raczej, że będzie chciał wprost wyjaśnić sprawę.
ps. kliknij: ukryte Fakt, to trzeba przynajmniej oddać Tsubakiemu, że chociaż próbował rozmawiać z Urabe, ale z drugiej strony – zaprosił ją tylko i wyłącznie na fanserwiśną plażę (przy kinie nie próbował już tak uparcie, ot, raz pod początek serii). Ale tak jak Ty nie możesz uwierzyć, jak Nagisa i Tomoya się w sobie zakochali, tak ja nie mogę sobie wyobrazić, by związek Tsubakiego i Urabe (czy Ueno i Oki, ten sam problem) potrwał dłużej niż kilka miesięcy >.<' (chyba że coś się między nimi zmieni, czego nie wykluczam).
A co do serii łączących miłość platoniczną i fizyczną fascynację… jedyne, co przychodzi mi do głowy, to Tenshi na Konamaiki i, z mang, Paradise Kiss^^'.
Sugoi! *_* Jeden z lepszych, jeśli nie najlepszy odcinek do tej pory (w warstwie fabularnej oczywiście ^^). Z Jun‑nim i Yuriką wyszło na moje, a co do Sena, to parafrazując znane powiedzenie: kto szybko bierze, dwa razy bierze! ;P
Muszę się zgodzić, odcinek palce lizać (szczególnie to z Jun‑ni i Yuriką, po prostu prześliczna scena, kliknij: ukryte już nawet nie żałuję, że zostawiła Sentaro). Kajam się, swoją drogą, za tamten domysł, głupi z mojej strony, jak widać. Autorka (?) lepiej to rozwiązała.
A co do Sentaro, to już się obawiałam, że teraz kliknij: ukryte to on będzie tęsknił do Ricchan, ale na szczęście, niezależnie od wszystkiego, konsekwentnie darzył ją uczuciem jedynie braterskim… to się ceni po seriach, których bohaterowie mają zadziwiającą zdolność do bezstresowego zmieniania obiektów swych uczuć (jedna Ritsuko tutaj wystarczy, satysfakcjonująco wypełniając normę na nagłe olśnienia).
A tego to akurat mogą się uczyć^^ – tylko to najlepiej od mistrzów od razu… Jak choćby powyższe, lub też – KSP. Niewinnym dziecięciem będąc, nawet nie przypuszczałam, iż w sympatycznych tekstach Przybory tyle pieprzu jest zawarte i z czego to chichoczą się moi rodzice… ^^'
Motyw z włóczką kliknij: ukryte myszkująca w śmietniku Yurika XD Bezcenne! Wyzwanie, również było ciekawe. Przeczytałam ten jeden spojler dotyczący kliknij: ukryte ich wspólnej ucieczki – Juna‑ni i Yuriki, ale i tak uwierzyłam, że jednak ją zostawi. Piękne ^^.
No i końcówka napawa optymizmem. Chwileczkę, jeszcze tylko 3 odcinki nam zostały… Ale mimo wszystko chyba fabule uda się całkiem zgrabnie zamknąć w tej dwunastce :). Jest nadzieja!
Nie wiem, jak to jest, że Sakamichi co i rusz drugą połową odcinka konsekwentnie psuje dobre wrażenia wyniesione z pierwszej… może poprzedni odcinek do tej grupy nie należał, ale ten – jak najbardziej. Najpierw przypomniałam sobie, dlaczego tak lubiłam pierwsze odcinki serii – było trochę zabawnie, trochę wzruszająco, a przede wszystkim naturalnie, bohaterowie zachowywali się jak najprawdziwsi ludzie z krwi i kości. No a niestety dalszy ciąg przypomniał mi, dlaczego byłam rozczarowana odcinkami środkowymi – kolejny królik z kapelusza, nowe wątki się mnożą, końcówka dhramatyczna… (oczywiście, nieco przesadzam tutaj, ale gdzieś trzeba wylać żółć). Zastanawiam się tylko, ile jeszcze zdołają naplątać przez ostatnie trzy odcinki, a także pomstuję sobie cichutko, czemu ta seria nie ma 52 odcinków. Akcja pędzi bowiem na przód, zarzynając przy okazji klimat, a także i w pewnej mierze prawdopodobieństwo psychologiczne – nie mówiąc już o muzyce, której ostatnio zwyczajnie nie ma.
Ippiki Kitsune
14.06.2012 22:06 Re: Odcinek 10.
„O‑mój‑Boże!” – jakby powiedziała Janice z „Przyjaciół”. Tani, pompatyczny melodramatyzm, który niczemu nie służy, szczególnie że po kulminacji wszystko wraca do stanu sprzed kulminacji. Niby się stało, ale się nie stało. Żałość ~~!
po kulminacji wszystko wraca do stanu sprzed kulminacji.
Przypuszczam, iż masz na myśli kliknij: ukryte ponowne, jakże dramatyczne, wyznanie uczuć przez Kaoru? W większości serii ich docieranie się jako pary, szczególnie na tle przygotowań do następnego festiwalu szkolnego, swobodnie wystarczyłoby na dwa‑trzy odcinki akcji, no ale nie tutaj – tutaj Sen musi mieć jeszcze kliknij: ukryte problemy rodzinne i sugerować odejście z domu... no już doprawdy, jak w każdym kolejnym odcinku jest trzęsienie ziemi, widz robi się zwyczajnie odporny na wstrząsy.
Ja jestem nieodporna na wstrząsy. Ostatniej scenie towarzyszyło pełen emocji zassanie powietrza *Hyyyp* kliknij: ukryte zwłaszcza to jak wypuścił swoją ukochaną gołębicę. Kaoru w ogóle jest bardzo dramatyczny, ale to taki typ. Sen dramatyczny nie jest, raczej stara się wszystko zbywać śmiechem. Ritsuko jest cicha, ale jej kwestia kliknij: ukryte jak wychodziła z pokoju Paniczyka uważam świadczy o jej dojrzałości i sile. A Kaoru jak to Kaoru. Przesadyzm i histeryczne zachowanie to są jego cechy naturalne :P tak myślę.
Ogólnie po waszych komentarzach spodziewałam się czegoś gorszego. Ale jestem pozytywnie rozczarowana. Podobał mi się ten odcinek. Moment jak wybierali wspólnie z Senem kliknij: ukryte płytę Moanin , reakcja natychmiastowa, mina Ritsuko – bezcenna ^^.
Myślę, że w tych trzech odcinkach: kliknij: ukryte Ricchan zejdzie się z Paniczykiem; Sen oprze się ojcu, który a) jednak okaże się pijakiem, ale Sen nie będzie już małym zahukanym chłopcem, b) okaże się, że istotnie się zmienił; wygrają festiwal, Jun‑ni prześle kartkę, że wraca na studia i Yurika idzie na tę samą uczelnię co on. O. Marzenie ;D
Hmm, mnie właśnie to kliknij: ukryte wypuszczenie gołębicy przyprawiło o złe przeczucia i popsuło nastrój – może coś znowu nadinterpretuję, ale dla mnie to jednoznacznie wskazuje, że Sen kliknij: ukryte wcale nie zamierza stawiać czoła ojcu, a odejść/uciec. Przed Kaoru udał, że nic się nie dzieje, ale już jego słowa (wygłoszone na koniec odcinka i do siebie) przepraszające Nishimiego za to, że nie zagrają razem na festiwalu, sugerują zupełnie co innego.
A tak w ogóle, to nie mam nic przeciwko dramatycznym reakcjom i słowom Kaoru, naprawdę – tylko że seria niestety składa się w dużej mierze ze scen dramatycznych. Czego tu brakuje, to stopniowego budowanie relacji między bohaterami – już miałam nadzieję na spokojniejszą końcówkę, ale, jak widać, ktoś uznał, iż samo kliknij: ukryte wyznanie sobie uczuć przez Kaoru i Ricchan wystarczy, przygotowywanie się do festiwalu jest nudne, więc należy dorzucić jeszcze coś tragicznego, a żeby było wzniośle i pompatycznie skończył się odcinek.
A co do wizji ostatnich trzech odcinków – kliknij: ukryte co do Ricchan i Kaoru oraz wygranego festiwalu zgadzam się jak najbardziej, nie wierzę tylko, by Jun‑ni miał wrócić na studia – raczej po prostu zajmie się pracą, z piękną żoną i pięciorgiem dzieci przy boku^^.
dla mnie to jednoznacznie wskazuje, że Sen kliknij: ukryte wcale nie zamierza stawiać czoła ojcu
No na początku ucieknie, ale wróci ;). Wydaje mi się, że jest to taki standard historii. Bohater najpierw tchórzy i ślad po nim ginie. Przyjaciele czują się zawiedzeni i albo go gonią, albo sam przychodzi w kulminacyjnym momencie np. powstrzymując ojca przed uderzeniem młodszej siostry. Złapie go za nadgarstek, spokojnie powie jakieś epickie słowa i przegna drania. Wtedy rodzina i przyjaciele rzucają się na niego wołając: „Wróciłeś, wróciłeś!!”; „Taa. Nie mogłem was przecież zostawić samych”. I jeszcze powinny pojawić się słowa w stylu: „ni emożna uciekać przed tym czego się boimy tylko stawić temu czoło…” Tadaa! I w ten sposób Jest wątek zamknięty pod tytułem: Trudne dzieciństwo Sena. Kaoru powodowany jego bohaterstwem bierze się w garść i popycha akcję z Ricchan. No i wygrana konkursu. Powinna jeszcze być scena taka: „On nie przyjdzie.”; „Nie prawda, zjawi się tu. Wiem to”; „Hej Kaoru‑kun, gdzie twój przyjaciel, czyżby strach go obleciał?” i w ostatniej chwili wpada Sen wołając „Bo! Będziesz tak stał, czy gramy wreszcie”. Wygrywają i wszystko kończy się szczęśliwie. A Jun‑ni może sobie robić co chce. ^^
A więc to tak! Wreszcie zrozumiałam swój podstawowy błąd, źródło dysonansu poznawczego i skołatanych nerwów – Sakamichi to parodia! Dotarło do mnie, późno bo późno, ale jednak. Z miejsca podnoszę ocenę na 9/10 (co tam, 10/10) i od tej pory zobowiązuję się sumiennie wygłaszać jedynie pochwały ^^
A tak serio, to problemy Sena z ojcem właśnie w takim momencie powinny się zacząć… ^^"
Oj dziewczyny dziewczyny, ale kombinujecie, jak tylko się da ;). Tylko proszę nie róbcie z tego brazylijskiej telenoweli, bo mam wrażenie że niewiele wam do tego brakuje, mimo że przekaz tego anime jest z goła inny – dzięki Bogu ;).
Mam dziwne wrażenie, że to kto inny robi z tego telenowelę (a imię jego reżyser, scenarzysta czy kto tam jeszcze bawił się nożyczkami przy produkcji).
A tak z ciekawości, jaki jest przekaz anime – Twoim zdaniem? (nie ironizuję tutaj, naprawdę – może pomożesz mi dostrzec coś, czego nie widzę)
Ippiki Kitsune
19.06.2012 10:45 Re: Odcinek 10.
No ale ci, co czytali mangę twierdzą, że anime dość wiernie trzyma się pierwowzoru. Co prawda akcja dzieje się za szybko, ale zasadniczo twórcy niczego nie zmienili. I teraz pojawia się pytanie, czy telenowela podpada pod josei? No bo w sumie telenowele są kierowane do właśnie dorosłych kobiet, więc niby czemu nie? ^^' Co do przesłania, to ja widzę tylko takie banały jak: trzeba wierzyć w siebie, przyjaźń i miłość.
Możliwe, że manga to też była telenowela, to bardzo prawdopodobne. Moje stwierdzenie o nożyczkach wzięło się jednak z – być może mylnego – przeczucia, iż akcja rozłożona na więcej odcinków toczyłaby się jakoś naturalniej, bez tego natrętnego dramatyzmu i trzęsień ziemi co krok (a jedynie raz na jakiś czas). Z drugiej strony, telenowele też są długie, i jakoś im to nie pomaga…
A telenowela to jak najbardziej josei… tak jak James Bond to seinen ^^'
Według mnie seria ta stara się pokazać, że wspólna pasja może połączyć ze sobą ludzi o różnych charakterach, a niekiedy stać się nawet sposobem na życie. Jakby na to nie patrzeć to właśnie muzyka przychodzi bohaterom z pomocą w najtrudniejszych momentach – gdy trzeba wyznać miłość, gdy trzeba wyjaśnić pewne koleżeńskie sprawy, w końcu nawet gdy trzeba rozwiązać jakiś poważny konflikt. To właśnie muzyka jest stale obecnym motywem tego anime, to przez nią bohaterowie manifestują swoją młodzieńczość, emocje i energię.
Natomiast wszelkie motywy dramatyczne w tej serii są krótkie, pojawiają się i znikają, stanowią jedynie pewnego rodzaju koloryt dzięki któremu seria ta nabiera barw, jednak z pewnością nie są jej głównym trzonem tak jak jedna z koleżanek sugerowała ;). Rzekłbym raczej, że ich rolą jest stwarzanie okazji do zacieśnianie relacji w tej naszej grupce bohaterów – w każdej scenie tego typu można odnaleźć jakiś motyw budowania przyjaźni czy też miłości, więc sceny te są środkiem do osiągnięcia, pokazania czegoś a nie celem samym w sobie. Poza tym sądzę, że krótkość tego typu scen i treściwe ich przedstawienie na ekranie jest zaletą a nie wadą. Bardziej szczegółowe przedstawienie elementów dramatycznych sprawiłoby, że seria stałaby się cięższa w odbiorze, młodzieńcza energia zostałaby stłumiona przez nieszczęśliwe historie z życia bohaterów, cała powyżej opisana koncepcja serii ległaby w gruzach. „nieszczęśliwi, doświadczeni przez los ludzie uciekli przed złym światem w swój świat muzyki” – przyznasz, że wydźwięk tego jest niezbyt optymistyczny.
Natomiast podchodząc do tego jeszcze z innej strony i rozwlekając motywy budowania relacji pomiędzy bohaterami (tak jak sugerowała tu jedna z koleżanek) otrzymamy właśnie taką telenowelę brazylijską,, w której przez 10 odcinków bohater będzie się zastanawiał jak coś komuś powiedzieć, a przez kolejne 10 będzie rozmyślał czy zrobił to dobrze – NIE, nie i jeszcze raz nie. Zauważcie że relacje bohaterów nie stoją w miejscu, stale są tu jakieś gesty, słowa pokazujące że więzi te non stop się rozwijają.
seria ta stara się pokazać, że wspólna pasja może połączyć ze sobą ludzi o różnych charakterach, a niekiedy stać się nawet sposobem na życie. Jakby na to nie patrzeć to właśnie muzyka przychodzi bohaterom z pomocą w najtrudniejszych momentach
No i wszystko byłoby pięknie, gdyby taka była rzeczywistość – a niestety (moim zdaniem, skromnym i omylnym) nie jest. Muzyka jest wielkim nieobecnym serii, poza wybranymi odcinkami praktycznie nie występuje. A jeśli uważasz, że jest wystarczająco dużo i więcej być nie powinno – obejrzyj Nodame Cantabile, potem możemy podyskutować o „pasji do muzyki łączącej ludzi z różnymi charakterami”. Tam było to po prostu ukazane o niebo lepiej, nie mówiąc już o autentycznej pasji tworzenia, której tutaj ze świecą szukać (obecna, owszem – ale tylko w pierwszych odcinkach).
Co do „rozwlekania” – miałam na myśli raczej „uzupełnienie” o to, co pomiędzy kolejnymi dramatami. A więc, nie tworzenie serii dobijającej a smutnej, wręcz przeciwnie – ukazanie bohaterów z tej codziennej strony, gdy akurat nie przeżywają rozczarowań miłosnych i tragedii rodzinnych. Być może byłaby to telenowela, ale przynajmniej miałaby klimat, nastrój, którego niestety nie czuję przez znaczną część seansu – owszem, klimat czasem się zdarza, lecz szybko znika zdmuchnięty przez kolejny dhramat wyskakujący jak filip z konopi, byle zaskoczyć. No i bohaterowie – owszem, zmieniają się, ale znowu – za szybko, przez co tracą na prawdopodobieństwie psychologicznym – vide Yurika, bohaterka skądinąd interesująca, ale zaprezentowana strasznie po łebkach, przez co pozostawia po sobie wrażenie trochę takie, jakby w połowie seansu została podmieniona przez dublerkę.
Jak widać, mamy zupełnie odmienne oczekiwania co do kina mieniącego się psychologicznym ^^
Ippiki Kitsune
19.06.2012 17:27 Re: Odcinek 10.
urika, bohaterka skądinąd interesująca, ale zaprezentowana strasznie po łebkach, przez co pozostawia po sobie wrażenie trochę takie, jakby w połowie seansu została podmieniona przez dublerkę.
Bo została podmieniona, tylko nie zauważyłaś ^^ kliknij: ukryte Zrobili to w tej scenie, w której ścięła włosy – jak zaczyna ścinać, to była jeszcze Yurika, a po skończeniu postrzyżyn już jej dublerka ;P
No i wszystko byłoby pięknie, gdyby taka była rzeczywistość – a niestety (moim zdaniem, skromnym i omylnym) nie jest. Muzyka jest wielkim nieobecnym serii, poza wybranymi odcinkami praktycznie nie występuje. A jeśli uważasz, że jest wystarczająco dużo i więcej być nie powinno – obejrzyj Nodame Cantabile, potem możemy podyskutować o „pasji do muzyki łączącej ludzi z różnymi charakterami”. Tam było to po prostu ukazane o niebo lepiej, nie mówiąc już o autentycznej pasji tworzenia, której tutaj ze świecą szukać (obecna, owszem – ale tylko w pierwszych odcinkach).
Generalnie muzyką można operować w najróżniejszy sposób i wyrażać co tylko się chce i kiedy tylko się chce, a w szczególności gdy mówimy o seriach anime gdzie jest to mimo wszystko łatwiejsze i przyjemniejsze niż w zwykłych filmach ;). Tutaj muzyka często jest tak zwanym „ostatecznym rozwiązaniem” sytuacji bez wyjścia i w taki sposób bym ją postrzegał. Zauważ że nie ma tu dążenia do stworzenia jakiegoś jazzowego zespołu i osiągnięcia w ten sposób sukcesu połączonego z happy endem. Ludzie grają bo chcą, nie mają nastroju to nie grają, żyją swoim życiem, a w sytuacjach w których sobie nie radzą sięgają po muzykę. Jest tu trochę inne znaczenie muzyki niż w seriach gdzie ludzie spotykają się i ćwiczą by być coraz lepszymi…tu nawet proces doskonalenia muzycznego został ograniczony do niezbędnego minimum ;).
ukazanie bohaterów z tej codziennej strony, gdy akurat nie przeżywają rozczarowań miłosnych i tragedii rodzinnych.
Czyli brakuje Ci wypraw nad morze, motywu z randką i zabaw na jakimś japońskim festiwalu, jednym słowem schematycznego, japońskiego stylu tworzenia tego typu serii :p. Moim zdaniem troszkę to przejaskrawiasz. Dramaty tu nie wyskakują jeden po drugim, masz tutaj chociażby z ostatnich odcinków scenkę wspólnej nauki z Sentarou, scenkę zdejmowania obrazu, spędzanie czasu Sentarou z dzieciakami w rodzinie…i jeszcze pewnie trochę tego typu obrazków by się znalazło. Poza tym miej na uwadze to, że seria się kończy więc teraz tego typu scen będzie coraz mniej.
Yurika, bohaterka skądinąd interesująca, ale zaprezentowana strasznie po łebkach, przez co pozostawia po sobie wrażenie trochę takie, jakby w połowie seansu została podmieniona przez dublerkę
Postać epizodyczna mimo wszystko. Zresztą w jej przypadku zastosowano fajną moim zdaniem rzecz. Fakt że nie obserwujemy jej przemiany psychologicznej, ale z dialogów i opisów jej przez innych bohaterów widzimy że jednak coś się z nią dzieje. Całkiem dobrze to zostało ujęte, tyle że po prostu my w tym nie uczestniczymy, stoimy tak jakby z boku czasem tylko zmieniając ten punkt widzenia.
Jak widać, mamy zupełnie odmienne oczekiwania co do kina mieniącego się psychologicznym
Spoko, ja też sobie cenię gdy postaci są przedstawione w składny, kompletny sposób z odpowiednią warstwą psychologiczno‑emocjonalną. I też nie lubię gdy ich psychologia zmienia się bez jakiegokolwiek przejścia, jednak tutaj nie odczuwam aby było tak źle jak o tym piszesz ;). Nawet uczucie Ritsuko, które zmienia się o 180 stopni zostało tutaj bardzo sprawnie i ładnie pokazane widzom, mimo że miało to miejsce tylko w przeciągu paru odcinków.
tu nawet proces doskonalenia muzycznego został ograniczony do niezbędnego minimum
No i właśnie o to chodzi – nie doskonalą się, nie muszą, już tacy genialni są. A muzyczny sukces połączony z Happy Endem raczej jednak będzie (i tym razem zbiegnie się całe miasto posłuchać ^^')
Czyli brakuje Ci wypraw nad morze, motywu z randką i zabaw na jakimś japońskim festiwalu, jednym słowem schematycznego, japońskiego stylu tworzenia tego typu serii :p
Akurat wyprawa nad morze była – i był to jeden z lepszych odcinków, dobrze go wspominam. Właśnie doskonale pokazywał nawiązywanie się nici przyjaźni między młodymi ludźmi, może nie rozpieszczanymi przez los, jednak pełnymi chęci życia.
dramaty tu nie wyskakują jeden po drugim, masz tutaj chociażby z ostatnich odcinków scenkę wspólnej nauki z Sentarou, scenkę zdejmowania obrazu, spędzanie czasu Sentarou z dzieciakami w rodzinie…
A właśnie ten fragment odcinka mi się podobał ^^ – jak napisałam w komentarzu wyżej, pozytywne wrażenie wyniesione z pierwszej połowy epizodu popsuła dopiero udramatyzowana końcówka.
A że przejaskrawiam… przejaskrawiam, nie będę się wypierać. Seria ogólnie mi się podoba, to jedynie boli, że tak marnują znacznie większy potencjał. Tylko i li.
Ja myślę, że nasze zdanie co do serii różni się wbrew pozorom tylko w kwestii drobiazgów. To trudne do ocenienia. Ale, gomenasai Ippiki kun, hitsu‑sempai, chyba przechodzę bardziej na stronę Draczeksa. ;) Mam pewien niedosyt, choć uważam, że twórcy nie marnują w żadnym odcinku czasu. Mało tego, ilość drobnych sytuacyjek i wątków jest bardzo rozbudowana i w zasadzie jestem pod wrażeniem, że zmieścili to w tak krótkim czasie antenowym.
Mimo to, najbardziej z zasady lubię serie 26/28 odcinkowe. Jest wtedy czas na fabułę i poznanie bohatera. Choć serie ogólnie maja tendencje do wciskania jakichś fanserwiśnych fragmentów, albo takich, które absolutnie żadnej wartości fabularnej czy obyczajowej nie mają. W SnA, tak myślę, nie ma rzeczy niepotrzebnych. Nie znajdziemy tutaj najazdy na biusty, ani godzin rozterek monologowych, ani przydługich monologów/dialogów. Tu pada czasem tylko kilka słów… Myślę, że realizm potocznej, zwykłej rozmowy jest zachowany (+ inwencja tłumacza, który kolokwializuje wypowiedzi, czy doprawia do nich elementy gwarowe ^^).
Najwięcej pretensji mam do zbyt małej obecności muzyki. To na co Draczeks zwrócił uwagę: że Sen i Kaoru nie mają ambicji bycia słynnym zespołem, po prostu grają dla przyjemności, ma swoją dużą zaletę i doceniam pod tym względem pomysł. Ale i tak za mało ;<. Najbardziej rzucił mi się na uszy Moanin zespołu Art and Blakey (czy ja to dobrze piszę? O_O jest późno…). Był też jakiś utwór, który Kaoru polecił kliknij: ukryte matce. No i ten kawałek dla Ritsuko. Nic więcej nie zapamiętałam z jazzu. Reszta to były improwizacje. 3 utwory na 13 odcinków to trochę maławo :P.
Ale jestem bardzo optymistycznie nastawiona. Mamy trochę wygórowane pretensje do poziomu SnA. Nie mamy po pierwsze zbyt wiele serii do porównania. Jazzowości jak już wspomniała Hitsujin raczej się w anime nie spotyka. Porównujemy tylko z Nodame C. Ale to był pod wieloma względami inny typ. Przede wszystkim bardziej komediowy. Uważam, że SnA nie mamy z czym porównywać. Może dlatego taka krytyka. Bo seria musi się wobec tego bronić sama wobec siebie.
Draczeks
20.06.2012 19:11 Re: Odcinek 10.
nie doskonalą się, nie muszą, już tacy genialni są.
Po prostu nie jest ten proces szlifowania muzycznego pokazany, gdyż nie jest to celem tego anime jak już napisałem wcześniej ;). Zresztą jazz jest taką muzyką gdzie chyba bardziej się liczy polot i serce do gry niż muzyczne wyszlifowanie, przynajmniej taki charakter miał jazz wczesnego okresu, grany przez czarnoskórych amerykanów. A błysk genialności ma tylko paniczyk, ale nie jest to moim zdaniem zbytnio przesadzone, na szczęście.
A muzyczny sukces połączony z Happy Endem raczej jednak będzie (i tym razem zbiegnie się całe miasto posłuchać ^^')
O nieeee! To by było zbyt kiczowate ;p, niech zakończą to w nieco lepszy sposób.
Akurat wyprawa nad morze była – i był to jeden z lepszych odcinków,
Ano była, ale na szczęście nie pokazana w taki bardzo schematyczny sposób, no i tak jak napisałaś – młodość, przyjaźń, energia, ale nie widzę sensu wprowadzania większej ilości tego typu motywów i powielania tej treści ;). Poza fillerowym charakterem i sztucznym wydłużeniem serii nie wprowadziłoby to żadnych istotnych zmian.
marnują znacznie większy potencjał
A ja tak nie czuję. Akcja jest składna, treściwa i w większości momentów spójna. Trochę inaczej wyobrażałem sobie tutaj muzykę, ale ostatecznie doszedłem do wniosku że też nie jest wcale źle. Brak wyraźnych scen służących budowaniu relacji, typu – wyprawa nad morze, zastępują z powodzeniem niewielkie scenki, czasem jedynie motywy wplatane w momenty dramatyczne tej serii, dzięki czemu nie mam odczucia że coś tracę, albo że bohaterowie zmieniają się w jakiś dziwny sposób. Ale masz prawo odbierać to wszystko po swojemu ;).
chyba przechodzę bardziej na stronę Draczeksa. ;)
Już Cię lubię ;).
Reszta to były improwizacje. 3 utwory na 13 odcinków to trochę maławo :P.
Zabrzmiało to tak, jakby improwizacje były czymś bezwartościowym, czego nie da się słuchać….cóż jazz jest specyficzny mimo wszystko ;). Przy tyworzeniu anime w oparciu o rockowe piosenki nie ma żadnego problemu – 2 ballady rockowe, 5 szybszych kawałków i jest ładny, składny soundtrack w oparciu o który można budować serię, w jazzie natomiast dochodzi ta improwizacja, którą jedni uwielbiają a inni już niezbyt ;) i gdy chcemy oddać realistycznie jazzowy charakter jakiegoś okresu (tak jak jest to zrobione w tej serii) to trzeba znaleźć odpowiednie proporcje, bo jakby na to nie patrzeć, jazz nie polegał na odklepywaniu znanych jazzowych kawałków, cały fun w tej muzyce brał się z tworzenia własnych koślawych rytmów ;).
Uważam, że SnA nie mamy z czym porównywać. Może dlatego taka krytyka.
Tak…więc oceniajmy tą serię wysoko, aby w przyszłości mogły powstać produkcje idące właśnie w tym kierunku, może nawet jeszcze lepsze i ciekawsze niż SnA :).
Cóż…klimat to anime ma zdecydowanie genialny – japońskie lata 60 i jazz…no coś pięknego. Jedno mnie jednak niesamowicie nurtuje i tu mam pytanie do wszystkich, którzy czytali mangę: mam niesamowite wręcz wrażenie, że strasznie szybko lecą po fabule, w sensie omijając bardzo dużo wydarzeń. Czy to uprościli tak na potrzeby anime, czy może w mandze też to taka „okrojona” historia była? Albo inaczej – czy tak wygląda pierwowzór, czy rzeczywiście jakieś wydarzenia pomijają?
Co do opisu – napisałam bodaj „na prowincjonalne Kyushu”, wyszło – „do prowincjonalnego miasta”. Nie chcę się czepiać, jestem po prostu ciekawa, skąd taka korekta? Z punktu widzenia Tokijczyka Kyushu to naprawdę prowincja (największe miasto, Fukuoka, ma „zaledwie” półtora miliona mieszkańców). Nie bez znaczenia pozostaje tu też kwestia dialektu – gwara z północnego Kyushu (taką posługują się bohaterowie) jest raczej trudno zrozumiała dla kogoś posługującego się tzw standardowym japońskim (to jakby Warszawiak znalazł się pośród górali), co stwarza dodatkową barierę. Dociekliwym proponuję wsłuchać się w kwestie Ritsuko – to, jak mówi do Nishimiego i jak zwraca się do Sentaro (dobrym przykładem jest też matka tego ostatniego). Może zwróci uwagę osłuchanych z japońskim słówko „ken”, często dodawane na zakończenie – odpowiada ono końcówkom „kedo” (ale) oraz „ne”, które słyszy się niemal w każdym anime. Choć w sumie rzeczywiście, znaczna większość zjadaczy anime pewnie po pierwsze takich szczegółów nie spostrzeże (bo niby jak?), a po drugie nie będzie to miało dla nich większego znaczenia, czy to Kyushu, czy gdziekolwiek indziej bądź… Tak że podaję to tylko jako ciekawostkę^^'.
Jeśli chodzi o język to mam 'szczęście' oglądać anime z tłumaczeniem jakiegoś kreatywnego tłumacza, który stylizuje język Ritsuko i Sentaro na bardziej 'prowincjonalny'. Wygląda to czasem pokracznie, ale oddaje w pewien sposób styl języka nieogólnego. Ciekawa jestem więc jak to brzmi po japońsku. Czy oprócz tego 'ken' pojawiają się jeszcze jakieś drobiazgi możliwe do wychwycenia, jeśli laik (ja) będzie ich się doszukiwał?
Niech pomyślę… jest jeszcze „jan” (czyt. dzian – zaprzeczenie: nie jest). W języku standardowym wymawia się „ja nai”, w gwarze tokijskiej – „ja nee” (często się to słyszy, zwłaszcza domniemani chuligani zaczepiający bohaterów mają zwyczaj mówić np „fuzaketerun ja nee yo” – nie kpij sobie ze mnie – na ogół ze zgubnym dla siebie skutkiem). W ogóle dialekt z północnego Kyushu ma tendencję do skracania form przeczących czasowników, np. „kakanai” (nie pisać) – w gwarze tokijskiej: „kakanee”, na Kyushu: „kakan”, „iwanai” (nie mówić) – odpowiednio „iwanee” oraz „iwan”. W sumie nic więcej mi się nie kojarzy, ale i żadna ze mnie specjalistka od dialektów, nigdy nie zgłębiałam tematu (na sam dźwięk słowa „językoznawstwo” jako pierwsza uciekam z krzykiem^^'). Tyle że zdarzyło mi się przebywać na Kyushu, to i się trochę osłuchałam.
Uwagi/pytania do opisów anime najlepiej przesyłać do mnie przez PW – największe szanse na odpowiedź. W tym przypadku przyznam, że zmyliła mnie forma. Do „jednostki geograficznej”, jaką jest wyspa, nie może być dodany przymiotnik „prowincjonalna”. Rozumiem problem: w tym przypadku wyspa jest też jednostką administracyjną, ale mimo wszystko wyspa prowincjonalna być nie może i już. W związku z tym nie byłam pewna czy chodzi o wyspę Kiusiu (nie „Kyushu”, jeśli istnieje polska utarta nazwa, to należy się jej trzymać), czy też może o jakieś miasto/inną jednostkę o podobnej nazwie – dlatego poleciało na rzecz formy bezpieczniejszej i bardziej ogólnej.
Tak czy siak, już na początku pierwszego epa bohater samstwierdza, że nie nadąża za dialektem z Kiusiu, więc trudno się nie zorientować, że istnieje lokalna specyfika ^^ Poza tym mieszkańców Kiusiu porównałbym raczej do Kaszebów – Górale to są przecież z Hokkaido ;P
PS Czy ktoś się może orientuje, czy Watanabe ma jakieś związki z chrześcijaństwem, bo kliknij: ukryte na trzy wyreżyserowane przez niego seriale, to już drugi, który porusza taki wątek?
Poza tym mieszkańców Kiusiu porównałbym raczej do Kaszebów – Górale to są przecież z Hokkaido ;P
A gdzieżby tam – w porównaniu do Kyushu Hokkaido wcale nie jest bardziej górzyste. Poza tym, tam żyją (żyli?) Ainu, lud nie spokrewniony z Japończykami… no i geograficznie się zgadza, Górale na południu^^
A nie tylko Górale – znam jedną rodzinę warszawską, co też uprawia sporty zimowe (we Włoszech, co prawda, ale to prawie jak Włochy^^')
Wracając do Watanabe, kliknij: ukryte domyślam się, że chodzi o Samurai Champloo – tak się składa, że obie serie mają silny związek z Kiusiu, może więc to stąd? Na Kiusiu w końcu jest najwięcej Chrześcijan w Japonii – tam właśnie lądowali pierwsi misjonarze z Portugalii, a po okresie Edo i przywróceniu do łask chrześcijaństwa ujawniło się wielu „ukrytych katolików”. Zresztą, również dwudziestowieczni misjonarze jakoś lubili Nagasaki (w tym polscy zakonnicy z Niepokalanowa – przez jakiś czas przebywał tam nawet ojciec Kolbe)
również dwudziestowieczni misjonarze jakoś lubili Nagasaki
No to Amerykanie w '45 trochę przetrzebili japońskich chrześcijan -,-' Ale czy to tylko zbieg okoliczności, że Watanabe wybiera fabuły rozgrywające się na Kiusiu, chociaż sam pochodzi z Kyoto? I znowu uderza w chrześcijańskie struny, chociaż dla Japończyków ta religia jest w sumie bardzo egzotyczna?
hitsujin
30.04.2012 20:40 Re: Co do opisu
Nie wiem, czy jest to przypadek – ale z drugiej strony, wcale nie odebrałam Samuraia Champloo jako serii o wymowie jakoś szczególnie chrześcijańskiej, już raczej potraktowałam te wszystkie nawiązania po prostu jako kolejny „zachodni” element serii. Jeśli zaś chodzi o Sakamichi kliknij: ukryte to tutaj również katolicyzm Ritsuko i Sentaro wydaje się mieć nieco odmienną rolę – właśnie owej „egzotyczności”, to kolejna bariera jaka staje pomiędzy światem Kaoru a „tubylczej” dwójki – z jego punktu widzenia, zwiększa dystans między nim samym a Ritsuko oraz zbliża ją i Sentaro. Ja to raczej tak odebrałam, ale niewykluczone, że kryje się za tym coś więcej.
Nie chcę przynudzać, wałkując dalej ten temat, ale po prostu chyba w żadnym innym anime nie natrafiłem na takie wyraziste chrześcijańskie wątki, a u Watanabe już dwa razy i stąd moje spekulacje, że może ma słabość do tej religii ^^
hitsujin – zgadzam się. Też mam takie przeczucie, ale na razie ten wątek został dopiero napoczęty. Zastanawia mnie jaką rolę będzie odgrywał później. Nic tylko czekać na rozwój wydarzeń
To nie zupełnie to samo. Tam były przeważnie elementy chrześcijańskiej symboliki i wierzeń, a tu mamy konkretne historyczne wątki dotyczące Japończyków‑chrześcijan.
Na tej samej zasadzie jak w Samurai Champloo można by odnaleźć historyczne wątki chrześcijańskie w Ninja Resurrection, a trzy razy zastanowiłabym się przed nazwaniem tego anime chrześcijańskim w wymowie… a co do Sakamichi, to nawet nie wiemy, czy te akurat motywy zostaną w jakikolwiek sposób rozwinięte. Tak więc chyba jednak się doszukujesz^^
Niech będzie, orzechów Ci u mnie dostatek (mam całe drzewo, choć co prawda rośnie u sąsiada^^'). Jeśli okaże się, że jest to motyw ważny nie tylko ze względu na komplikacje uczuciowe, pokajam się i wyślę kobyłkę pod wskazany adres;]
Sądząc po czwartym epku, orzechy wychodzą na prowadzenie! ;P Swoją drogą wyróżnik trójkąt romantyczny okazał się być dalece nieprecyzyjny kliknij: ukryte powinno być wielokąt romantyczny XD
PS Czy ja dobrze usłyszałem i zrozumiałem, że „shiku” znaczy „siku”? ^^'
4 ep. Szkoda mi Sentaro, zwłaszcza przy końcówce. Rzeczywiście kombinacja uczuciowa robi się skomplikowana, zwłaszcza, że wszyscy tutaj się nawzajem raczej lubią i nie chcą nawzajem się ranić. A tu taka gmatwanina.
kliknij: ukryte mały Sen, był śliczniutki ^^. kliknij: ukryte występ bardzo mi się podobał. 'Jun‑ni' jest ciekawą kreacją. Oprócz głównej trójki na plan wychodzą kolejne postaci, które mają swoje dość znaczne role do odegrania. Myślę, że to będzie kolejny plus tego anime. :) Jak widać oprócz wątku chrześcijańskiego dochodzi problem ostracyzmu społecznego i konflikt… Jak to dobrze nazwać narodowościowo‑klasowy. Nie wiem. Ten okrzyk kliknij: ukryte „Dosyć mamy czarnego jazzu – to hałas, zagrajcie coś białego” wskazuje, tak mi się wydaje na pewne tendencje i problemy, jakich możemy się spodziewać w następnych odcinkach. Zgrabnie to wszystko jest wplecione moim zdaniem pomiędzy relacje bohaterów i fabułę.
Mam wrażenie, że to było trochę niepotrzebne – ta kliknij: ukryte wzajemna (?) fascynacja Yuriki i Jun‑ni. Jakby mało było w tej serii komplikacji uczuciowych…
Co do przeszłości Sentaro zaś – pachnie mi to tragicznymi przeszłościami czającymi się za każdym rogiem. Obym się myliła, ale jak na ten moment mam złe przeczucia co do kierunku, jaki zaczyna obierać seria…
A występ był ładny – aż chciałoby się, by w serii było więcej muzyki (tyle co w Nodame, na przykład^^)
No to w 5 epku mieliśmy kliknij: ukryte niewiele muzyki, znowu „komedię” pomyłek rodem z telenoweli (ktoś coś przez przypadek podsłuchał te sprawy), kolejny zupełnie nowy wątek bez wyjaśnienia poprzednich. Akcja toczy się niespiesznie, jak to celnie określiła Enevi w recenzji mangi, jesteśmy już prawie w połowie serii i w tym tempie nie nawet zdążymy zżyć z bohaterami. Z kolei jeśli teraz nagle kolejne wątki zaczną być gwałtownie wyjaśniane czy rozwijane, zostawi to po sobie wrażenie pośpiechu, niespójności i upychania fabuły kolanem. Albo nakręcą drugi sezon, albo seria wyjdzie poprawna, a najwyżej dobra… -,-'
Zgadzam się. Brakuje czasu antenowego. Powinno być najmniej 28 odcinków, a najlepiej 50. Byłby czas żeby dowiedzieć się o każdym z bohaterów po kawałku, byłby czas na jakąś ich ewolucję, no i na artystyczne tournee do Ameryki z zespołem. Pomarzyć
Ritsuko mnie zdziwiła. Jeszcze jeden podobny ep. i chyba stracę do niej sympatię. Za bardzo się skupiają na romansowaniu a za mało na graniu. (Przeciwnie niż w Chihayafuru :P) Nawet Sentaro był w tym epku jakiś taki trochę sztuczny. Czuję, że się czepiam, ale skoro ustawiliśmy poprzeczkę wysoko, to Niech seria daje radę. Sanowe życzenie.
Nie wiem, czy takie było pozątkowe założenie (jeśli nie, to chyba powinno być), że muzyka miała ilustrować stany emocjonalne bohaterów (trochę jak w musicalu) – doświadczają czegoś w prywatnym życiu i idą odreagować do piwnicy. A im silniejsze są ich uczucia i namiętności, tym lepiej grają. W ostatnim epku zupełnie takiego motywu zabrakło. A przecież kliknij: ukryte po powrocie z Tokio mogli nie tylko przywitać się z Ri‑chan, tylko pokusić się o pełne pasji wykonanie „Lullaby od Birdland” Chyba Nodame mnie trochę rozpuściła, że mam takie wymagania ^^' No ale fabuła, zwłaszcza dotycząca wątków miłosnych, to mało odkrywcza jest w tej serii, więc od początku oczywistym było, że wartością dodana ma być muzyka. Jeśli zrezygnują z muzyki na pierwszym planie, to niewiele ciekawego z tego zostanie… -,-'
W Nodame czuć było autentyczną pasję do muzyki, w dodatku zaraźliwą – tutaj natomiast zupełnie tego brakuje. Bohaterowie sobie od czasu do czasu coś‑tam odbębnią (przepraszam za dobór słów, nie mam na myśli poziomu muzyki, ale postawę postaci).
Z drugiej strony, odcinek nie był aż tak tragiczny – końcowa kliknij: ukryte poprawa relacji sugeruje, że dalszy ciąg może wrócić do klimatu serii z pierwszych odcinków. Poza tym, zaintrygowało mnie kliknij: ukryte zniknięcie Jun‑ni – biorąc pod uwagę, że jest to rok 66, zapewne był socjalistą… gdyby mieli uwzględnić bunty studenckie z 68 roku (najlepiej nie tylko w roli 3‑planowego tła), to zdecydowanie podniosłoby poziom serii, przynajmniej w moich oczach.
Bądźmy poważni! kliknij: ukryte Która normalna dziewczyna mając do wyboru gołodupca Sentaro i paniczyka z bogatego domu, ustawionego przez tatusia na całe życie, wybrałaby tego pierwszego? XD To miał być dramat, okruchy życia, a nie bajka ;P A co do buntów studenckich (pomijając moje zszokowanie faktem, że Japończycy też czasami okazują społeczne niezadowolenie O_O') to jesetm jak najbardziej za pociągnięciem takiego wątku ^^
Społeczne niezadowolenie… dużo powiedziane (chyba za dużo-.-'). Nie jestem specjalistką od tematu, ale akurat w tym roku buntowali się studenci w różnych częściach globu, poza tym – młodzi ludzie najczęściej buntują się przeciwko zastanemu status quo (czyli cynizmowi i zakłamaniu obecnemu w polityce od zarania dziejów). Po prostu w Polsce buntowali się przeciw komunizmowi, w Japonii protestowali socjaliści. Gdyby sytuacja wyjściowa była odwrotna, zapewne i buntowali by się na odwrót… choć to może tylko moje wrażenie. W każdym razie, taki motyw na pewno byłby pewnym powiewem świeżości w anime.
ps. kliknij: ukryte
Która normalna dziewczyna mając do wyboru gołodupca Sentaro i paniczyka z bogatego domu, ustawionego przez tatusia na całe życie, wybrałaby tego pierwszego?
Wiecie, ja mam podejrzenie, kliknij: ukryte że Ritsuko kocha się w Junnichim. Bunty studenckie… A Jun‑ni jest studentem? O_o wydawało mi się, że jest trochę starszy. W każdym razie myślę, że jednak chodzi o jakąś kobitkę. No i oprócz owego niezadowolonego głosu z tłumu, brak tak naprawdę jakichś elementów deprecjonujących ówczesną sytuację. Gdyby chcieli ten temat jakoś zaznaczyć, wtrąciliby już wcześniej 'zahaczki'. Klimat jest. Winyle i nieco zaniedbane zaułki miasteczka na Kiusiu… Ale Jakoś nikt nawet się nie poskarżył na sytuację społeczną… kliknij: ukryte No oprócz wątku Sentaro, ale to raczej dziecięce okrucieństwo i aktualna przez wszystkie epoki relacja społeczeństwo‑obcy.
NodameC. było ciekawe także ze względu na ewolucję bohaterki. Nodame mimo iż uzdolniona, musiała powściągnąć wodze fantazji i improwizacji, ugiąć się nieco przed zasadami gry… Tu mamy na odwrót, bo Kaoru jest dobry w 'sztywnej' klasyce i potrzebuje nieco swobody. Dało się do odczuć dwa, może trzy razy, ale tak naprawdę umyka najlepsza część tego rodzaju problemów: czyli postęp. Paniczyk nie robi postępów, a przynajmniej nie pokazuje się tego odbiorcy. ;/
Odcinek był fajny, ale pod warunkiem, że mamy zaplecze jeszcze kilkunastu innych odcinków. Po prostu trochę marnują czas.
Hmm… ja cały czas miałam wrażenie, że Jun‑ni to student… chyba że znowu coś pomieszałam-.-'. No i miejsce, w którym mieszkał, bardzo przypominało akademik.
W każdym razie, ówczesne bunty studenckie właściwie nie miały charakteru społecznego, już raczej były antyamerykańskie (przeciwko wojnie w Wietnamie, nie bez znaczenia było pewnie ciągłe okupowanie Okinawy), a także wynikały ze złych warunków nauki (problem stanowiła m.in. kiepska organizacja, wysokie czesne, trudne egzaminy wstępne i przestarzały program). Protesty odbywały się od 1965 r, w 1968 osiągnęły apogeum – szczególnie silne były na Todai'u, przez długi czas nie odbywały się zajęcia (zainteresowanych odsyłam do publikacji Ewy Pałasz Rutkowskiej i Katarzyny Stareckiej „Japonia” z serii „Historia państw XX wieku”, str. 278). Napisałam „socjaliści”, gdyż przewodziła im tzw. Nowa Lewica.
Co do marnowania czasu, w pełni się zgadzam – aż trudno uwierzyć, że to już 1/3 serii… na początku nawet było coś w ten deseń, otwierania się Kaoru na „czystą” muzykę, nie ubraną w żadne ramy czy sztywne zasady. Szkoda, że tylko na początku :( A teraz tylko co odcinek kolejne wątki wyskakują z kapelusza, i wszystko po łebkach.
ps. do Okami Ippiki: jeśli tylko takie dziewczyny masz w swoim otoczeniu, to szczerze Ci współczuję ;*
Kwestię czy Ippiki czy Hitori, to już przerabiałem z Areki‑chan i koniec końców przyznała mi rację, że jednak Hitori XD A tak w ogóle, to co w tym złego, że kobiety preferują bogatych, społecznie i materialnie ustawionych partnerów? Przecież to tylko świadczy o ich inteligencji! Skoro facet się niczego nie dorobił, to znaczy, że leń, albo niezaradny, albo sam pochodzi z niezamożnej rodziny, czyli rodziny „niezaradnych leni”, a w takim razie wcale nie dysponuje atrakcyjnym garniturem genów do zaoferowania. Poza tym bardzo często panienki poczytujące się za atrakcyjne z samego założenia inwestują wyłącznie we własną urodę, a nie w edukację czy karierę zawodową, po to właśnie, by zdobyć bogatego partnera, który je będzie utrzymywał. Taka taktyka życiowego prztrwania. Skoro od wieków był popyt na taki towar, to musiała pojawić się i podaż. Tyle samo w tym „winy” kobiet, co i mężczyzn ^^
Hitori ty wiesz, że cholernie upraszczasz i w sumie obrażasz większość użytkowników Tanuka? Zresztą- spójrz na siebie. Czego się dorobiłeś i co masz szansę osiągnąć w życiu? czy to znaczy, że wszyscy jak stoimy jesteśmy niezaradnymi leniami i nasi rodzice też?
Co do inwestowania w urodę- tak robią tylko bardzo głupie panienki, którym mamusia nie powiedziała, że każy się kiedyś zmarszczy.
Przecież ja właśnie o sobie pisałem ^^' Jeśli ja słyszę, i to jest autentyk, że ojciec musiał wziąć 60.000 zł kredytu, żeby kupić dwudziestoletniemu synowi porządny samochód, bo inaczej syn sobie dziewczyny nie znajdzie, to przecież ten 20‑letni syn sam się jeszcze w tym wieku dorobić niczego nie mógł. Żeby spełnić oczekiwania swoich koleżanek, musiała się dorobić jego rodzina (albo przynajmniej uzyskać zdolność kredytową ^^). PS A kiedy się już zmarszczą, to zaczną dostawać alimenty i jakoś to będzie XD
Kurczę, gdzie te chłopy, którym rodzina rozdaje lekką rączką samochody, żeby damy mogły wygodnie pupcię podwozić? IMHO przesada z gatunku „na komunię trzeba tipsy i quady bo się sąsiedzi krzywo popatrzą”
Ja mam dodatkowo skrzywioną optykę, bo pochodzę spod stolycy i zakładam, że u nas natężenie tej patologii jest znacznie większe niż na prowincji. Ale akurat anegdotka dotyczy ściany wschodniej XD
Hm, macie rację. Wikipedia rzecze: “Brother Jun” goes to college in Tokyo now.
Mam nadzieję, że rozmawiacie w kontekście SnA. Nun, jedyną taką 'panieńką' tutaj jest Yuriko, której się podoba przystojny studencik. Ritsuko wydaje się raczej pracowitą dziewuszką z prowincji. Sentaro w kontekście ludzi, którzy niewiele osiągnęli: ma gdzieś szkołę i wykształcenie, bo bardziej go pociąga Jazz i niezależność, przy czym nie zauważyłam by próbował zdobyć Yuri‑san za pomocą wypasionej bryki. Zatem do brzegu moi mili. Hitori – bez dygresji.
Aha, zerknęłam do recenzji mangi. Enevi‑san pisze, że większy nacisk jest tam położony na relacje między‑bohaterskie, a muzyka ucieka nieco w kąt. Jeśli rozumiem uznaje to za zaletę, więc może akcja ładnie się rozwiąże.
Ależ oczywiście, że w kontekście! ^^' W kontekście fabuły, która przedstawia Sentaro jako atrakcyjniejszegio dla płci przeciwnej niż Kaoru. A z mojego osobistego doświadczenia wynika, że to nie jest takie oczywiste XD Ale że Jun‑ni wygrywa rywalizację ze wszystkimi, o to się nie czepiam. On z kolei emanuje dorosłością, co dla licealistki na pewno musi wydawać się strasznie atrakcyjne.
Niestety, nadzieja na ładne rozwiązanie akcji na ten moment (po szóstym odcinku) coraz bardziej przypomina złudne marzenie. Wytarte chwyty w rodzaju kliknij: ukryte „on się poświęca i usuwa w cień, by ona mogła być szczęśliwa” byłyby jeszcze do zniesienia, ale ten Matsuoka… rzadko odzywają się we mnie instynkty mordercze, to już jednak lekka przesada, intrygant jak z romansidła (tylko kogo on uwodzi?!). Brr…
Eee, nastraszyłaś mnie! NIe było tak źle ^^ Ale na pewno nie było też lepiej, niż poprzednio -,-' kliknij: ukryte Matsuoka w roli głównego złego, to chyba jakiś japoński żart, zupełnie niezrozumiały poza tą kulturą. Zresztą, nie będę rozwijał tej myśli, bo nie chciałbym nikogo urazić… Żeby to jeszcze ktoś pokroju Akio Ohtoriego był! *_*
Japoński żart czy nie kliknij: ukryte (domyślałam się, że ma być zabawny przez swoją „gejowatość”, w dodatku połączoną z The Beatles), to postać typowa dla shoujo, nie josei – jak dla mnie to wyraźne obniżenie lotów i wyrzucenie jakichkolwiek ambicji za okno. On tu po prostu nie pasuje, cały klimat diabli biorą. Co do Akio… tamten nadęty bubek to chyba moja najbardziej znienawidzona postać z anime, ale i on byłby tu pewnie lepszy, choć nie wiem, czy milej widziany.
Ps. Czy też macie wrażenie, że kliknij: ukryte ta kobieta na końcu to matka Sentaro?Jakby potrzeba było kolejnego zwrotu akcji…
kliknij: ukryte Ja przypuszczałem, że tam Jun‑ni siedzi, ale zachodzące słońce waliło mi w okno i słabo widziałem. Spróbuję się jeszcze raz przyjrzeć jak będzie ciemniej.
Akio… tamten nadęty bubek to chyba moja najbardziej znienawidzona postać z anime
Hmm? myślałam, że te błyszczące oczka to z sympatii i podziwu…
To raczej na pewno nie kliknij: ukryte Jun‑ni, obejrzałam scenę jeszcze raz i wciąż sądzę, że to kobieta, na mężczyznę ma trochę za długie włosy… chyba że dotychczasowy pan atrakcyjny bardzo się zapuścił -.-'
kliknij: ukryte No właśnie tak sobie pomyślałem, że wrócił zarośnięty, pobity i zapija smutki ^^' Wiesz, Akio jest na swój sposób fascynujący (jak na wcielenie szatana przystało ;P) – taki mój największy wróg XD
kliknij: ukryte No właśnie tak sobie pomyślałem, że wrócił zarośnięty, pobity i zapija smutki ^^'
A, to niewykluczone, w pewnym sensie – oby tak było. Następna postać tylko jeszcze bardziej by w tym wszystkim namieszała.
Akio jest na swój sposób fascynujący (jak na wcielenie szatana przystało ;P) – taki mój największy wróg XD
Wszystko to brzmi bardzo wzniośle i szlachetnie, ale… mnie przede wszystkim irytował swoją bufonadą. Bo przecież, czy on też na swój sposób nie był ofiarą? To mu nieco odbiera z tej grozy i powagi, jaką powinno mieć „wcielenie szatana”.
Ale z kolei Akio wydaje nam się żałosny, kiedy widzimy z boku jak podrywa gimnazjalistki. Natomiast uwodzonym przez niego dziewczynkom wcale już taki żałosny się nie wydaje XD A wracając do SnA, to gdyby kliknij: ukryte Matsuoka w czymkolwiek przypominał ohtoriego, to możnaby było zrozumieć mir i poruszenie, jaki wywołuje wśród pozostałych uczniów. A tak to on raczej powinien być kompanijną ofermą ze swoim sposobem bycia, żeby już się nie uciekać do porównań więziennych ;P
Jakby imponowanie gimnazjalistkom było w czymkolwiek nobilitujące… (w tym miejscu przepraszam wszystkie gimnazjalistki)
Akurat jeśli chodzi o reakcje na kliknij: ukryte Matsuokę, to do tego nie mam większych zastrzeżeń – ani Sentaro, ani Kaoru z założenia go nie lubią. tego pierwszego udaje się skubańcowi przekabacić przy pomocy słodkich słówek (kto by się nie dał…), ten drugi reaguje paniką na myśl, że znów zostanie sam – pod koniec odcinka jego niechęć do Matsuoki jest powodowana nie tyle charakterem tego ostatniego, co irracjonalnym lękiem przed porzuceniem. A co do dwóch „wspólników” Matsuoki, byli oni cokolwiek niewydarzeni, nie sądzę, by akurat im trudno było zaimponować… tak że pod tym względem wszystko wydaje się miej więcej grać.
kliknij: ukryte No sorry! Ten z pieprzykiem był do tej pory liderem grupy szkolnych napinaczy. Z kolei gruby ni stąd, ni zowąd wymiata na wiośle. Za chwilę się okaże, że Ri‑chan lata na miotle i chrześcijanie będą ją chcieli spalić na stosie -,-' Zagospodarowywanie bohaterów, poprzez dodawanie im nowych skillów i nowych funkcji do odegrania chyba nie świadczy najlepiej o konstrukcji fabuły. Gdyby od początku w szkole istniał rock‑band, z którym Sentaro rywalizuje i dlatego w kółko się leją, to by miało wtedy sens. Odwieczny konflikt i przechwytywanie co zdolniejszych muzyków do swojej grupy. I wtedy Kaotu, decydując się na grę w jazz‑bandzie z Sentaro, miałby powód, żeby czuć się przez niego zdradzonym.
Hmm, czy ja dobrze widzę, że Ty bardziej krytykujesz ostatni odcinek ode mnie?^^
Akurat jeśli chodzi o Kaoru, to kliknij: ukryte przecież nie dlatego zarzucał Sentaro zdradę, że ten odszedł do innej grupy muzycznej! To nie miałoby pewnie kompletnie żadnego znaczenia, gdyby nie jego wywiedzione z samotniczej przeszłości irracjonalne przekonanie, że jeśli nie będzie elementu łączącego jego i Sentaro (w tym wypadku, muzyki) niewątpliwie rozejdą się także jako przyjaciele. Inaczej mówiąc, Kaoru całkowicie nie wierzy w to, że ktoś mógłby tak po prostu bezinteresownie się z nim zaprzyjaźnić i jeszcze pamiętać o nim, gdy znajdzie sobie nowych znajomych. Poza tym, po raz pierwszy ma przyjaciela, więc pewnie chciałby też być jego jedynym przyjacielem… coś w tym stylu, mi się wydaje.
Za chwilę się okaże, że Ri‑chan lata na miotle i chrześcijanie będą ją chcieli spalić na stosie -,-'
To by oznaczało Twoją wygraną zakładu, nie cieszysz się?^^. Ale nie zdziwiłabym się, sądząc prędkości wyskakiwania kolejnych królików z kapelusza, niedługo zaczną sięgać po coraz „ciekawsze” zagrywki. Chyba jeszcze niejedno w tej serii zobaczymy…;]
ani Sentaro, ani Kaoru z założenia go nie lubią. tego pierwszego udaje się skubańcowi przekabacić przy pomocy słodkich słówek (kto by się nie dał…)
Niedokładnie oglądaliście, oboje. Sen zdecydował się przyłączyć do rock‑bandu w momencie, w którym Matsuoka opowiedział mu o swojej licznej i niebyt bogatej rodzinie oraz że zostając gwiazdą nie dość, że pokaże im, że do czegoś się nadaje, to jeszcze im pomoże materialnie. Sen też ma liczną rodzinę, a jego sytuacja rodzinna jako taka jest generalnie bardzo skomplikowana, więc po prostu postawił się na miejscu Matsuoki i wykazał zrozumienie.
Wasze zarzuty przeciwko SnA wynikają w zasadzie z 1) dość szybkiego tempa wydarzeń w anime, a więc pomijania pewnych dość istotnych fragmentów obecnych w mandze; 2) szufladkowania – to, że Yamaoka był przywódcą szkolnych chuliganów, a Maruo był gruby i niezbyt popularny, nie znaczy, że nie mogli grać na gitarze. Rany, co z wam, ludzie? To właśnie w SnA jest takie realistyczne i ludzkie, że każda postać ma nie tylko jedną stronę.
By the way, w tamtych czasach w Japonii rock dopiero robił się popularny, i nie tylko jego szybki, rozrywkowy rytm, ale także piszczące fanki nieco degustowały Japończyków. Zarzut „gdyby od początku w szkole istniał rock‑band” nie trzyma się kupy, bo rock‑bandy nie były wtedy jeszcze powszechne i popularne, a zresztą SnA to nie kolejny tytuł o dwóch grupach przekrzykujących się gówniarzy z przerostem ambicji, którzy myślą, że potrafią śpiewać i wybijają sobie nawzajem zęby. Jeśli tego chcieliście – bardzo źle trafiliście.
A na koniec – kliknij: ukryte tam w barze to był Jun, a nie matka Sentarou, serio nie wiem, skąd wam taki pomysł do głowy wpadł…
6 ep Trochę się spóźniłam na najżywszą dyskusję, ale dopiero obejrzałam. Ogólnie rzecz biorąc odcinek był dosyć dynamiczny i podobał mi się. W zasadzie czuję się trochę zdezorientowana bo poza oczywistymi sprawami, znamy odczucia i myśli jedynie Kaoru, reszta (Ritsuko, Junnichi) są okryci welonem tajemnicy. Deprymuje mnie trochę to bo nie wiem czy kliknij: ukryte Ritsuko rzeczywiście kocha się w Sentaro? Ten odcinek w zasadzie na to wskazywał, ale mam pewności ^^.
Zgadzam się z Easnadh‑san. Sentaro zareagował na ten moment " kliknij: ukryte moja rodzina jest biedna i znakuję ubrania, żeby się nie pomieszały wśród licznego rodzeństwa„to jakiś kit. Ten chłopak ma kolorowe koszule i wygląda raczej na zadbanego, dobrze ubranego paniczyka, aniżeli biedaka. Chce wygryźć Kaoru‑kuna, specjalnie tak powiedział Senowi! Mówię wam ^^.
Jak pierwszy raz zobaczyłam Matsuokiego to myślałam, ze do SnA wkradły się Hetalia. -_- Zgadzam się z tym, ze pasuje tu jak krowa do wiatraka… Chociaż miny chłopaków: bezcenne ^^ Przede wszystkim kojarzy mi się bardziej z naszym współczesnym (jak‑mu‑tam) 'Justynem Bimbrem', aniżeli z Beatelsami. A ten grubcio z wiosłem był zabawny :) szkoda, ze nie zagrał czegoś więcej… tylko jakieś plum‑plum tyle to i ja mogę poudawać :P.
A końcówki nie widziałam, bo mój monitor‑staruszek niedowidzi >.<
Rany. Sorry, ale nie dość, że nie potraficie oglądać, to czytać ze zrozumieniem też nie. Gdzie ja napisałam, że Matsuoka wciskał Sentarou kit o byciu biednym? I co, specjalnie sobie naszył łatę z imieniem, żeby kit był wiarygodniejszy? Nie, jak na razie, po przeczytaniu 5 tomów mangi, nic nie zadało kłamu stwierdzeniu Matsuoki, że jest biedny i ma liczną rodzinę. Ma kolorowe koszule. A Sentarou ma koszulę w paski, i co z tego?
Plus jego motywy nie są z gruntu złe. Powtarzam, nie szufladkujcie. Tak, on miał być w zamierzeniu postacią irytującą, ale słowo „irytujący” nie jest synonimem do „evil lorda”. Matsuoka chce zostać gwiazdą, a do zespołu potrzebuje perkusisty. Sen jest najlepszy. Są lata 60‑te, coraz więcej młodych ludzi uważa, że era jazzu już minęła, więc podejście Matsuoki nie powinno aż tak dziwić – po co tak dobry perkusista jak Sentarou ma się marnować? Poza tym przypominam, że Sen i Kaoru nie tworzą żadnego oficjalnego zespołu w szkole, ich jazz‑band jest pozaszkolny i w sumie niewiele osób w szkole nawet wie, że Kaoru potrafi grać na pianinie (chociaż Mastuoka może wiedzieć, bo mogła mu o tym powiedzieć Yurika).
A co do Justina Bibera… <facepalm> Radzę poszukać zdjęć Beatlesów, oni mieli wtedy takie fryzury (wikipedia twierdzi, że to akurat zdjęcia z roku '64).
Easnadh, jakby to ująć… Twój ton jest dość napastliwy. Pamiętaj, że chyba żadne z nas nie czytało mangi, więc tak sobie gawędzimy odnośnie tego, co udało nam się zrozumieć z migających obrazków. Ja się często mylę, kliknij: ukryte przy kontuarze zobaczyłam matkę Sentaro, bo mam bujną wyobraźnię i nie znam dalszego ciągu - poza tym, na litość, to był tylko taki rzucony domysł… kliknij: ukryte
Niedokładnie oglądaliście, oboje. Sen zdecydował się przyłączyć do rock‑bandu w momencie, w którym Matsuoka opowiedział mu o swojej licznej i niebyt bogatej rodzinie
Tak, ale gdyby wcześniej Matsuoka go nie przekabacił, wtedy, na plaży, nawet by nie słuchał, co tamten ma mu do powiedzenia czy zaoferowania – choć to może tylko moje wrażenie, ale wydaje mi się, że właśnie te bajki o Yurice były punktem przełomowym w ich relacjach.
Wasze zarzuty przeciwko SnA wynikają w zasadzie z 1) dość szybkiego tempa wydarzeń w anime,
Bo tempo wydarzeń jest za szybkie i stanowi to istotną wadę? Nie mam zamiaru sięgać po mangę, zresztą – anime powinno bronić się samo.
choć to może tylko moje wrażenie, ale wydaje mi się, że właśnie te bajki o Yurice były punktem przełomowym w ich relacjach.
Nie. Pomijając to, że rozmowa o Yurice wprowadziła Sentarou w dobry nastrój i doprowadziła do wciśnięcia mu płyty Beatlesów, przełom miał miejsce w momencie, kiedy Matsuoka powiedział mu o swojej sytuacji rodzinnej. Do tego czasu Sen nie chciał przesłuchiwać płyty i zwyczajnie olewał argumenty o byciu sławnym itd. To akurat jest pokazane w anime, nie wnioskuję tego na podstawie mangi.
Zresztą, tylko w jednym miejscu napisałam, że moja przewaga wynika z tego, że przeczytałam mangę (okej, w dwóch, jeśli policzymy spoiler). Reszta mojej wypowiedzi bazuje na odnoszeniu się do realiów tamtych czasów oraz do ogólnego nie szufladkowania postaci.
I generalnie – tak, tempo w anime jest zdecydowanie za szybkie, co jest przykre, bo nie to dobra seria, a ma mało odcinków, podczas gdy jakiś randomalny czterdziestotysięczny z kolei tytuł ecchi ma ich 24…
Droga koleżanko! Twoje oburzenie ewidentnie dotyczyło naszego braku wiedzy, co do okoliczności, które ty znasz z mangi. A mnie średnio interesuje, co jest w mandze, kiedy oglądam anime. Jeśli manga jest poprowadzona lepiej, to tym gorzej dla anime, że nie potrafiło przełożyć tego na język serialu! To by oznaczało, że odpowiedni materiał ku temu był, tylko twórcy nieumiejętnie się z nim obeszli (a mówimy o Watanabe, więc mam prawo wymagać!). Nie wiem dokładnie w jakich latach ma miejsce akcja serialu, bo nie jest to powiedziane, a historyczne punkty odniesienia są zbyt mgliste, żeby laik mógł się zorientować. Natomiast dalece niekonsekwentnym jest twierdzenie, że w jednym roku zespół quai‑rockowy nie mógł istnieć, bo było na to za wcześnie, a w następnym już mógł. Pewnie, że beatlemania dotarła do Japonii w jakimś konkretnym czasie, ale twórcy nie zadbali o to, żeby widz mógł zweryfikować zgranie wydarzeń fikcyjnych z historycznymi, bo nie podają żadnych dat. A sposób bycia Matsuoki jest ewidentnie anachroniczny i kładzie cały klimat początku lat sześćdziesiątych. Beatlesi chodzili w tym czasie w garniakach i pod krawatem, a kolorowe koszule i dzieci‑kwiaty to już końcówka lat szesćdziesiątych i zupełnie inna moda muzyczna.
Matsuoka powiedział, że kliknij: ukryte jego rodzina jest biedna i ledwie wiąże koniec z końcem. [link] O wciskaniu kitu naturalnie sama sobie dopowiedziałam, ponieważ spekuluję i zastanawiam się nad dalszym ciągiem. Mam do tego prawo :P Jak rzekła Histu‑sempai, mangi nie czytaliśmy. To, że nie przypadł nam do gustu jakiś bohater to nasza sprawa :P. I mamy tez prawo zmienić nastawienie, jeśli Matsuoka nie okaże się taki zły.
Zarówno na Warmi jak i na Kaszubach jest wiele wzgórz i stoków, po których można jeździć na nartach i się jeździ. A kaszubski jest totalnie odrębnym językiem (totalnie niezrozumiałym dla zwykłego Polaka), a nie gwarą, więc nawiązanie gawry z Kiusiu do gwary góralskiej jest bardziej na miejscu. Tośmy se pogodali.
Na Kids on the Slope czekalem w zniecierpliwieniu od uslyszenia pierwszych newsow o tym anime. Watanabe, Kanno, jazz. Czyli to co tygryski lubia najbardziej. Nie lubie oceniac serii w trakcie jej ogladania ale tu zrobie wyjatek. Session #1: Wyczekiwanie zaostalo nagrodzone, odcinek wzbudzil moje zainteresowanie. Session #2: Akcja sie rozkreca, jestem zauroczony. Session #3: Osiagnalem Nirwane, brak mi slow. Jezeli seria utrzyma poziom (w co nie watpie) znajdzie sie napewno wsrod klasykow anime. Jak na razie arcydzielo! 10+/10
Oto co już mi się podoba po 1 ep. Okularnik, Przewodnicząca i Buntownik.
Okularnik przypomina trochę Aratę z Chihayafuru. Ściąga na siebie uwagę jako wybitny uczeń i to z wielkiego miasta, wyglancowany i z pozoru zadzierający nosa. Przewodnicząca – super miła, nie zrazi ją pański wygląd ani odpychające zachowanie ani tym bardziej… Mm a więc grasz na fortepianie? Intresting... Buntownik – wielki, wygląda jak bosman, perkusista, bijatyki – tak, szkoła – nie, muzyka – jaaaazz. Czy tylko ja lubię go od pierwszego wejrzenia?
Rysunek postaci jest realistyczny, w różnych ujęciach różnie to wygląda, ale na mnie robi wrażenie brak wielkich oczu, kreski zamiast ust, kolorowych żelowych fryzur i szpiczastych podbródków.
Muzyka: Ten pan gra na fortepianie, a ten drugi lubi jazz… niech ktoś ma w tym anime jeszcze skrzypki i będę „totemo ureshii”.
Nawiązuje się trójkącik uczuciowy. I zespół muzyczny… A pomiędzy? Zobaczymy ;)
Pierwsza połowa – uśmiałam się stenie XD, Sentaro był niesamowity. W drugiej siedziałam jak na szpilkach. Ach te nieporozumienia…
Już wiem, że Ending Altair szczególnie przypadł mi do gustu, początek melodii kojarzy mi się z „Dream a Little Dream of me”. Kawałki Jazzowe są również świetne ^^
Podoba mi się, że wszystko dzieje się w latach 60. Podoba mi się klimat drobnomiasteczkowy, podobają mi się wnętrza. To w jaki sposób słońce oświetla pomieszczenia i pewien nieład. Śmieci, firanki, meble. Podobają mi się okolice i ubrania.
O_O Gdybyś nie napisała, to bym się w ogóle nie zorientował ^^' Dla mnie słuchanie winyli to codzienność, a że dorastałem jeszcze w erze przedkomórkowej i przedinternetowej, to brak tych atrybutów współczesności jest dla mnie zupełnie niezauważalny XD
Miałam przeczucie i sprawdziłam na Wikipedii. Przeczucie dotyczyło ogólnego klimatu, kreski (ubiorów) i jazzu. Tego typu jazz kojarzy mi się właśnie z wcześniejszą (jak dla mnie) epoką.
Już grali, sesja z drugiego odcinka to przecież Bags' Groove
A tak nawiasem mówiąc, soundtrack jest już dostępny i na oficjalnej stronie można zobaczyć listę utworów, które pojawiły/pojawią się w serii – [link] Niczego z KoB nie widzę, jest za to Milestones (a biorąc pod uwagę jak znana to kompozycja, zapewne poświęcą jej którąś „sesję tygodnia”).
Dzisiaj pytanie, dzisiaj odpowiedź! XD No ale „Bags' Groove” to chyba jeszcze bez Coltrane'a, o ile się nie mylę ^^' Mi na „So what” najbardziej zależy, ale z drugiej strony, to nawet wolałbym posłuchac kawałków, których jeszcze nie znam.
Nun, ja już zaopatrzyłam się w kilka utworów „Art Blakey & The Jazz Messengers” (ci od Moanin). Właściwie liczę na niespodzianki :)
A
Em
15.04.2012 18:49 Sakamichi no Apollon
Na razie nieźle, zresztą po takim teamie ciężko spodziewać się klapy ;) Nie mogę się doczekać kolejnego odcinka, a szczególnie muzyki (narobili mi smaczku…)
Najlepsze szkolne okruchy, a raczej historia
Zwolennicy romansów nie wiem, czy będą szczęśliwi, ale Ci, którzy lubią prawdziwe historie w anime – mogą być naprawdę zadowoleni.
Plus muzyka jazzowa.
Dla mnie – najlepsze pod wieloma względami.
Genialne, gdyby nie to zakończenie...
Wszystko jest z jednej strony stosunkowo schematyczne, ale z drugiej udało się twórcom zachować duży poziom indywidualności. Nawet początkowo zapowiadany trójkąt (jak w prawie każdej serii) okazuje się pięciokątem, i to świetnie poprowadzonym, pozbawionym zbytniej dramaturgii i karykatury. Było to o tyle świetne, że łatwo było popaść w groteskę albo ecchi.
Postacie niby schematyczne, niby niespecjalnie oryginalne, a jednak tak rzeczywiste i zachowujące swoją indywidualność, że bardzo ich polubiłem- wszystkich, od Kaoru, po wujaszka Tsutomu.
Fabuła jest bardzo okruchowa i właściwie trudno tu mówić o jakiejś fabule sensu stricto: bardziej to wygląda, jak „z kamerą wśród ludzi”, dzięki czemu mamy szansę obserwować (nie)zwykłe życie kilkoro Japończyków w naturalnym środowisku lat 60 XX wieku. Duży plus.
Jazz świetny, soundtrack również. Kreska ładna i charakterystyczna. Nie było fajerwerków, ale po co one? Wszystko było w jak najlepszym porządku.
Jakieś minusy? Fabuła moim zdaniem brnęła trochę za szybko do przodu, ale plusem w minusie jest to, że właściwie nie było tutaj nudnych momentów. Troszkę drażniły mnie te wieczne podchody i niedopowiedzenia między bohaterami, ale nie było to aż tak rażące. Jedyne, do czego TAK NAPRAWDĘ muszę się przyczepić, to zakończenie…
kliknij: ukryte Nie zagrali na festynie, bo był wypadek? ok, pomysł nie był zły. Sentaro uciekł z domu? To też niezły pomysł fabularny. Sentaro został księdzem? To wręcz genialne! Po głębszym zastanowieniu, pomimo szoku, jaki wywołuje ten fakt, właściwie ta rola nie jest taka oderwana od niego. Sentaro, to człowiek pełen ciepła, uczynności, dobrego serca, charyzmy i widocznie również wiary, bo choć nigdy nie było gadki o Bogu, to jednak chłopak regularnie uczęszczał na msze, nosił różaniec, miał dobry kontakt z księdzem… W dodatku nie miał szczęścia do kobiet. :) Gdyby trochę inaczej poprowadzili ten wątek, to z pewnością dałbym tej serii dyszkę. Ale niestety…
Sentaro opuścił rodzinę i przyjaciół. Zostawił przyjaciół, którzy znaczyli dla niego bardzo wiele. Zostawił piwnicę, która była dla niego czymś bardzo ważnym. Aż w końcu zostawił swoją rodzinę, pełną dzieciaków, dla których był nie tylko starszym bratem, ale pełnił również rolę ojca i autorytetu. Nie mówiąc już o Saki, która- kto wie- prawdopodobnie do końca życia będzie się obwiniać za całą sytuację… Odszedł bez słowa pożegnania. Tylko najgorsze w tym wszystkim jest to, że sama końcówka sugeruje nam, że Sentaro „po prostu” ułożył sobie nowe życie, bez żalu i poczucia winy. A Ritsuko i Kaoru tak po prostu przyjechali do niego, jak w odwiedziny od dawna niewidzianego przyjeciela… Nie kupuję tego- tak na poziomie intelektualnym, jak i emocjonalnym.
Dlatego daję tej serii „tylko” dziewiątkę. Serię zakończyłem z bólem serca i poczuciem nielogiczności.
My favorite things
Pytanko.
Re: Pytanko.
Re: Pytanko.
Re: Pytanko.
Re: Pytanko.
Re: Pytanko.
Re: Pytanko.
Pytanie
Perelka
vvvv
Podobało mi się
czegoś mu brakowało.
La fonda chyba sięgnę po mangę, bo mam spory niedosyt. Ostatnie odcinki są dla mnie chaotyczne i nie wiem co się stało.
Chcę więcej takich anime :).
Już dawno nie oglądałam tak przyjemnego anime. Zazwyczaj spotykałam tytuły, w których jest przesyt dziwacznych osobowości, magii, romansu, dziwnych stworzeń i nieludzkich mocy. \'Sakamichi no ...\' choć nie posiada bardzo spektakularnej fabuły, bardzo dobrze się ogląda. Jeżeli ktoś jest miłośnikiem muzyki, zwłaszcza jazzu, ta pozycja jest niemal obowiązkowa, podobnie jak dla fanów rock\'n\'rolla \'Beck, Mongolian Chop Squad\'. Ja co prawda nie jestem miłośniczką jazzu, ale lubię od czasu do czasu posłuchać dobrej, czarnej muzyki. Ten serial daje mi taką możliwość :).
Z głównych postaci najbardziej na plus jest postać Sentarou. Prosty chłopak ze wsi, biedny jak mysz kościelna, na pierwszy rzut oka chuligan i Mike Tyson w wersji japońskiej. Z drugiej jednak strony jest to chłopak o wielkim sercu i choć przywdział pozę luzaka, wymięka w obliczu kobiety, która jest dla niego ważna. W dodatku równy z niego kompan, nie tylko do wspólnego grania :). Żeby dobroci stało się za dość, bardzo ucieszyłam się z głosu Yoshimasu Hosoi, którego kojarzę z roli Araty w \'Chihayafuru\' :). Bardzo podoba mi się jego głęboki, męski głos. Ten seyuu podkłada głos pod drugą postać, którą najbardziej polubiłam. W najbliższym czasie muszę zapoznać się z innymi jego rolami :). Nieco bladziej wypadają Kaoru oraz Ritsuko. Kaoru momentami okazywał się nieznośnie zaborczy i niezdecydowany, a Ritsu trochę za bardzo nieśmiała. Mniemam jednak, że jest to wina japońskiej mentalności, która nie pozwala na ujawnianie prawdziwych uczuć. Gdyby jednak każdy Japończyk był tak nieznośnie skryty, już dawno na świecie nie byłoby tego narodu ;).
Jestem zadowolona z obejrzenia całego serialu. Bardzo przyjemne, ciepłe, spokojne, ale niezamulające anime. Udanym zabiegiem było stworzenie muzycznej oprawy całej historii. Niezbyt często można natknąć się na tytułu o muzykach – amatorach. Gra na fortepianie Kaoru chwyta za serce, a perkusja Sentarou ukazuje wszystkie emocje, targające bohaterem w trakcie gry. Lubię dobrą muzykę, dlatego nie żałuję, że zabrałam się za ten tytuł. Zwykle nie czytam opisów, więc nie mam pojęcia, czego mogę się spodziewać, dopóki nie spróbuję. W tym wypadku to był celny strzał w ciemno. Mam jedynie pewne zastrzeżenia co do oprawy graficznej. Od razu widać, że twórcy dysponowali niezbyt pokaźnym budżetem na realizację serialu. Kreska pozostawia bardzo wiele do życzenia. Na tle wielu innych anime nie razi jednak tak bardzo. Postaci wyglądają zwyczajnie, normalnie, nie wyróżniają się jakimś spektakularnie oczojebnym kolorem włosów i oczu, nie wyrastają im z głów antenki, kocie uszy i ogony. Normalność to jest to, czego ostatnimi czasy usilnie poszukuję w anime. Przesyt kiczu muszę w jakiś sposób zrównoważyć czymś zwyczajnym, dlatego polubiłam serie o szkolnym życiu. Gdyby poprawiono kreskę, anime byłoby doskonałe w każdym calu. Całości daję 9/10 pkt. Punkcik odejmuję za kreskę. Studio tworzące anime mogło się trochę bardziej postarać, ale póki co, nie zrobiło z postaci niekształtnych pokrak, z czego niezmiernie się cieszę :). Dawno nie miałam okazji oglądać serialu, który pokazuje normalne, codzienne życie, ale ani trochę mnie nie znudził. Plus za Sentarou. Mimo, że chłopak jest trochę nieokrzesany, jest chyba najfajniejszą postacią serii :).
Dobra seria - 7/10
Już od pierwszego odcinka oczarowuje nietypowym klimatem (lata 60', jazz), ciekawą oprawą graficzną, dobrą animacją i muzyką. Nie jest to kolejna typowa szkolna love story (jakich wiele), lecz produkt skierowany do starszego i bardziej wymagającego widza.
Oceniłabym tą serię wyżej, jednak końcowe odcinki trochę mnie zawiodły. Twórcy chyba zapomnieli że muszą zmieścić się z adaptacja mangi w zaledwie 12 odcinkach i nieco źle rozplanowali akcję, gdyż finał toczy się bardzo szybko i pozostawia widza ze zbyt dużą liczba pytań i niedomówień (podczas gdy wcześniej następowało parę zbędnych dłużyzn). Cóż, może warto w tej sytuacji sięgnąć po mangę i tam poszukać odpowiedzi na dręczące pytania… :)
9/10
Kolejną piękną rzeczą w anime byli bohaterowie – podobały mi się ich charaktery. I nawet to, że nie lubię jazzu… Kurcze, ten, który grał Sen i Kaoru wymiatał. Wspaniałe… I te miłosne problemy… Świetne. Chcę znaleźć więcej takich serii do oglądania! ; D
Dwunastoodcinkowa, ciekawa pozycja z gatunku josei.
Pierwsze kilka odcinków – zachłysnąłem się z zachwytu, ta fabuła, ten pomysł, ta muzyka, bohaterowie, KLIMAT! Potem entuzjazm trochę opadł, ale seria niewątpliwie warta jest obejrzenia przede wszystkim ze względu na bohaterów, którzy są wiarygodni, ich charaktery wyraźnie rozrysowane, motywy jasne, lecz nie na tyle przewidywalne, by wiedzieć, co wydarzy się w kolejnym odcinku.. To jest wielki plus tego anime, czyli realizm w ukazywaniu świata i jego bohaterów.
Kolejny punkt, czyli muzyka – wybrano świetne kawałki wpadające w ucho, miło się tego słucha, a ending jest po prostu cudowny, choć nie jazzowy.
Grafika staranna, zwłaszcza przyjemnie ogląda si koncerty.
W dwunastu odcinkach twórcy musieli opisać tę historię, która… widać momentami, że jest potraktowana skrótowo, bo czasu brak, a wątki jakoś zakończyć trzeba. Niemniej klimat jest na tyle wyrazisty, a fabuła ciekawa, że jest to anime udane.
Polecam miłośnikom spokojnych okruchów życia, dramatów, realizmu. Raczej się nie zawiodą.
8/10.
czy aby na pewno josei
Tak, wiem, utarł się stereotyp, że jak nie strzelają, nie walą się po pyskach ani nie łapią za cycki to na pewno musi być coś dla bab. Nie musi, nawet jeśli podoba im się tak samo jak nosicielom chromosomu Y.
Re: czy aby na pewno josei
Re: czy aby na pewno josei
Za to ty pojechałeś stereotypem, że jak główny bohater nie jest kobietą i manga czy anime nie jest z gatunku romansu z kwiatuszkami w tle, to nie może być adresowana do pań.
W shōjo i josei najważniejsze są relacje między bohaterami, a nie akcja i czyny, dlatego wiele z nich ma wolniejszy rozwój wydarzeń. Chociaż trzeba przyznać, że shōjo wybiera gatunek romansu znacznie częściej, aby te relacje ukazać i opisać. Co więcej wiele mang i anime josei są często mylone z shōnen lub seinen, ponieważ w przeciwieństwie do nastolatek troszkę starsze dziewczyny i kobiety lubią też trochę akcji i nawalanka czy dwie nie jest niczym strasznym, a nawet czasem czymś pożądanym i ekscytującym (oczywiście, tylko w fikcji!).
Re: czy aby na pewno josei
Poza tym, mówimy o anime. Jeśli przyjąć za wyznacznik gatunkowy to, w jakim medium publikowano mangowy oryginał, wtedy zaszufladkowanie tytułu do tego czy innego wydaje się proste. Ale co w przypadku, gdy anime nie powstało na podstawie mangi? Jeśli jest adaptacją powieści? Albo powstało w oparciu o scenariusz oryginalny? Tu już nie można pójść na łatwiznę i wypada wyłącznie przeanalizować treść, fabułę, bohaterów i na jej podstawie zastanowić się, czy adresowana jest do dziewczyn czy do chłopaków. Albo, jak moim zdaniem jest w przypadku Sakamichi no Apollon, czy można i czy czy w ogóle należy stosować tu sztywny podział czarne/białe. Subaru wyżej, na którego komentarz odpowiedziałem, opisał SnA jako josei. Moim zdaniem to pozycja dla obu płci, taki uniseks, którego nie da się zaszufladkować, na co zresztą wskazywałoby żywe zainteresowanie ze strony widzów obu płci. Etykietka josei jest, moim zdaniem, dla serialu krzywdząca. Bo czy to oznacza, że męska część widownia raptem zachwyciła się tytułem dla dziewczyn? Nie. To oznacza, że sztywne zaszufladkowanie do jednego gatunku potrafi zwieść na manowce. I że w gruncie rzeczy to tytuł nie dający się zaszufladkować zgodnie z przyjętym podziałem. Powtórzę tu raz jeszcze: moim zdaniem SaA nie jest josei. Oczywiście, nie jest też seinen. To opowieść uniwersalna, przemawiająca z tą samą siłą do obu płci. Uniseks, jak napisałem wyżej. Czy w tym przypadku fakt, że została opublikowana w magazynie josei decyduje jednoznacznie o tym, że to bezwzględnie jest josei? A co, gdyby została opublikowana w magazynie w magazynie dla męskiej, starszej części widowni (a sądząc po odzewie, z powodzeniem mogłaby) czy w ten sposób zostałaby seinen?
Mam w tym przypadku naprawdę duże wątpliwości.
Łatwiej jest zrozumieć mój punkt widzenia jeśli wziąć pod uwagę, że ja nie czytam mang. Oceniam anime wyłącznie na podstawie tego, co widzę na ekranie i do jakich wniosków prowadzi mnie to co widzę. I jak sądzę, na dłuższą metę to słuszne podejście, bo pozwala od podstaw wyrobić sobie własne zdanie na temat tego, czym jest dany serial czy film, a czym nie jest. I umieć to zdanie uzasadnić, a jeśli trzeba, obronić. Tak też było w przypadku Sakamichi no Apollon, który jest opowieścią dla wszystkich, nie dla dziewczyn, nie dla chłopaków, a po prostu dla ludzi nieunikających wzruszeń, niezależnie od tego, czy w dzieciństwie mamusia ubierała ich w niebieskie czy różowe śpioszki.
Re: czy aby na pewno josei
Oczywiście, każda kategoria demograficzna ma pewne unikalne cechy, dzięki którym ogólnikowo można je rozpoznać, jednakże często dotyczy to tylko, co i jak można pokazać (np. sceny brutalnej przemocy, czy sceny erotyczne raczej nie nadają się dla osób poniżej 18 roku życia).
Kategorie demograficzne mają również swoje ulubione gatunki, które wybierają częściej, i tak np. jak już powiedziałam ulubionym gatunkiem shōjo jest romans, a np. dla shōnenów jest to bijatyka/fantasy/supermoce. I tak jak wspomniałam josei, ale także seinen nie tylko używają znacznie więcej gatunków, ale również różnych środków wyrazu czy sposobów narracji. Prawdopodobnie wynika to raczej z wieku adresatów, wbrew pozorom nastolatki mają znacznie bardziej zunifikowany gust niż osoby dorosłe, które albo już się znudziły uniwersalnymi historiami i poszukują czegoś innego, albo wręcz przeciwnie znaleźli swoją wyspecjalizowaną niszę, która trafia tylko do wąskiego grona odbiorców. Co nie znaczy, że osoby dorosłe nie mogą się nadal cieszyć uniwersalnymi, czy bardziej przewidywalnymi mangami (to może być dla kogoś zaleta).
Trzeba też wspomnieć, że bardzo wiele zależy od polityki magazynów i wydawnictw, które ustalają, jakie mangi bardziej pasują do ich filozofii. I tak niektóre wybierają tylko takie, które trafią w większości do określonej grupy odbiorców, a niektóre wybierają bardziej uniwersalne historie, które mogą się spodobać szerszemu gronu. Musisz wiedzieć, że największe wydawnictwa często mają różne magazyny, które wydają inne mangi.
Jak jest ustalane to z anime? Szczerze mówiąc, tego nie wiem, ale podejrzewam, że jeśli anime jest na podstawie mangi, czy powieści to brany jest pod uwagę adresat pierwowzoru, a gdy jest oryginalne, to ustalają to producenci wraz z reżyserem i scenarzystami. W Japonii bardzo często można poznać kategorię demograficzną po tym, w jakim bloku są nadawane tytuły (czas i kanał).
Oczywiście, często jest tak, że pomimo iż jakaś manga czy anime jest adresowane do jednej grupy, to spotyka się ze znacznie szerszym zainteresowaniem lub nie jest nawet popularna w grupie ustalonej docelowo, tylko w całkiem przeciwnej (taki los spotkał parę popularnych shōnenów, które czytają najczęściej dziewczęta), ale tak może być z każdym produktem i tak jak każdy produkt manga czy anime musi podlegać wstępnej segmentacji rynkowej. Może to być uznane za sprawiedliwe, czy niesprawiedliwe, czy głupie, ale wielu osobom ułatwia wstępną selekcję. Czy przez to ktoś może pominąć wspaniały produkt, wspaniała mangę czy anime? Tak, ale to będzie tylko ich wina, że zamiast jedynie kierować się oznaczeniami jako luźnymi wskazówkami czy podpowiedziami, a jednocześnie być otwartymi na zróżnicowanie, to potraktowali je jak zakazy czy nakazy.
Re: czy aby na pewno josei
Utwierdziłaś mnie w przekonaniu, że nigdy nie polubię kategoryzacji według klucza wiekowo/płciowego shoujo/shounen, josei/seinen. Przypomina mi się sytuacja, z jaką spotkałem się przy dodawaniu ogryzków do bazy danych i łamałem sobie głowę, do jakiej widowni przypisać dane anime, bo nie funkcjonuje tu termin jak „dla młodzieży” (musi być młodzież albo męska albo żeńska, a to może być krzywdzące) czy dla dorosłych (muszą być dorosłe kobiety albo dorośli mężczyźni). Owszem, jeśli uważasz tytuł za uniwersalny i równie interesujący dla wszystkich, bez względu na wiek, zawsze możesz zostawić puste miejsce, ale wtedy grozi to tym, że Redakcja skorzysta z okazji i wpisze kategorię według swego uznania i sztywnego klucza, bo „autor ogryzka zapomniał”. :)
9/10
PS: bez znajomości mangi zrozumiałem wszytko, w komentarzach widzę, że niektórzy mieli problemy…
Sakamichi no Apollon
Daję 8/10 – podobało mi się.
Oklaski!
Rozumiem, ze anime jest adaptacją mangi i watro sie do tego odniesc, ale w jednym akapicie, nie co czwartym zdaniu.
Mozna dac 7/10, ale, na boga, nie za to, ze w mandze bylo wszystkiego wiecej. Czy ktorykolwiek odcinek anime nużył i zmarnowal swoj czas ekranowy? Mi seanse mijały w mgnieniu oka.
Prawie nic recenzentka nie napisala o settingu w latach 60 (poza tym, ze jest i nie bylo ajfonow), a szkoda.
Dobrze, ze chociaz Watanabe dostal jedno (sic!) zdanie w recenzji…
Inna kwestia, że recenzja osoby, która mangi nie czytała też by się przydała, bo byłaby innym spojrzeniem na całość.
Porównywanie ocen dwóch skrajnie różnych anime odrobinę mija się z celem, bo dla niektórych to właśnie cyferki mogą stanowić punkt odniesienia i wyrocznię, ale dla mnie „cyferkowanie” staje się powoli coraz bardziej uciążliwe, bo zwykle wystawiona przeze mnie ocena równa się przyjemności z oglądania (podobnie składowe… – może nieco bardzeij uniwersalne, ale tu „naznaczone” przez istnienie mangi) i jeśli już ją do czegoś porównywać, to do recenzji innych serii obyczajowych, bo dla mnie ocena siedem wystawiona obyczajówce nie równa się ocenie 7 wystawionej s‑f. To zupełnie inne bajki oceniane przeze mnie w obrębie własnego podwórka.
Jeśli chodzi o omówienie świata przedstawionego… Owszem, zastanawiałam się, czy się w to nie wgłębić, ale biorąc pod uwagę dostępność różnych materiałów w Internecie i to, że dla Apollona wydarzenia hitoryczne są tłem, a nie istotną częścią fabuły, postanowiłam ograniczyć się do wspomnienia o tym, a jeśli ktoś będzie chciał sobie na ten temat poczytać, znajdzie zdecydowanie lepsze teksty gdzie indziej.
Kwestia reżyera. Ok, pan Watanabe jest znany i podziwiany… głównie za jedno anime. Dla jednych to już może czynić z niego niedościgniony wzór i geniusza, ale nie wszyscy muszą się zachwycać nim samym. Pewnie gdybym była jego wielką fanką wspominałabym o nim właśnie w co czwartym zdaniu, ale ponieważ tak nie jest (co nie znaczy, że nie darzę jego anime sympatią), skupiłam się na samym anime. Bo chyba najistoniejsze jest efekt końcowy, a nie głównie nazwisko reżysera? Owszem, na pewno jest ważne i dla niektórych może stanowić wystarczającą rekomendację, ale ja recenzowałam samo anime, a to że akurat jego reżyserem został pan Watanabe potraktowałabym jako dodatkową zachętę, a nie główny wyznacznik, czy warto po to anime sięgnąć.
sprawa dywagacji o adaptacji
Szczęśliwym zbiegiem okoliczności przynajmniej częściowo podpadam pod kategorię widza „nieskażonego” lekturą mangi, ponieważ przeczytałam ją dopiero po zakończeniu seansu. I naprawdę niepotrzebna mi była znajomość oryginału, by dostrzec, że – mimo całego tego jazzu ;) – coś tu nie gra. Fabuła albo ziała irytującymi dziurami, albo kłuła w oczy rozwiązaniami pt. „jak Filip z konopi”, co w sposób oczywisty zaburzało przyjemność odbioru.
Zgadzam się, że po części chodzi nie tyle o „wierność” przekładu, co o „styl”. Poniekąd SnA jest „wierną” ekranizacją mangi. Za wyjątkiem epizodu 12., który – jak słusznie zaznaczono w recenzji – pełen jest drastycznych skrótów fabularnych oraz przeinaczeń mających te odstępstwa maskować, reszta dość ściśle trzyma się oryginalnego układu wydarzeń. Esencja historii – na nieszczęście adaptatorów – lokuje się jednak zupełnie gdzie indziej. Będę się upierać, że urok opowieści o dzieciakach z Kiusiu leży w jej specyficznie „introwertycznym”, kontemplacyjnym charakterze. Cała przyczynowo‑skutkowa, czysto faktograficzna maszyneria fabularna – przynajmniej w mandze – zostaje z założenia podporządkowana wiwisekcji emocjonalnej oraz nienatarczywej egzystencjalnej zadumie. Sukcesywne opuszczanie w wersji animowanej pozornie (!!!) nieznaczących gestów, słów, spojrzeń, skrawków wewnętrznego monologu przy zachowaniu „głównej” linii narracyjnej ma fatalne skutki, bo pozbawia całość psychologicznej i dramaturgicznej płynności. Czyni ją chropowatą, nazbyt histeryczną (co widać zwłaszcza w zachowaniach postaci). Co więcej, mocno tłumi nostalgiczno‑kontemplacyjny czar oryginału. Większość elementów teoretycznie w anime jest, gdzie być powinna, ale momentami obijają się one o siebie nieprzyjemnie i fałszywie przy tym grzechoczą – jak porcelanowe filiżanki włożone do pudła bez żadnego mięciutkiego „fillera”.
Oczywiście krzywdzące byłoby opatrzenie animowanej wersji SnA mianem „katastrofy” (co najwyżej „pięknej katastrofy”), ale już „urocze niepowodzenie” dobrze określa efekt pracy adaptatorów. Ostatecznie, mimo licznych defektów, rzeczona produkcja ciągle jest w stanie zaangażować, rozczulić, rozśmieszyć. Uskrzydlić. Chwycić widza za serce na tyle, by – tak było ze mną – zadał sobie trud sięgnięcia po materiał bazowy. Lub na tyle, by podjął polemikę z zaniżonymi lub nieadekwatnymi – w jego odczuciu – ocenami innych ^^
Re: sprawa dywagacji o adaptacji
Aha, pisze się „filip z konopi”, nie „Filip z konopi”. Chodzi o zająca, nie człowieka.
Z tego co mi wiadomo, Kaoru był jednym z bardziej chwalonych głównych bohaterów sezonu wiosennego właśnie za brak ciapowatości i zdecydowanie w działaniu. Prawdopodobnie właśnie dzięki przyspieszeniu wydarzeń i m.in. kliknij: ukryte kissu po kilku odcinkach.
Hahaha, Chihayafuru, będące jedną z najlepszych serii ostatnich sezonów.
Ok, przeczytałem recenzję. W tym miejscu przepraszam Enevi za pochopny osąd. To jej najlepsza (ze znanych mi, całkiem prawdopodobne, że którejś nie czytałem, choć i tak mam pewne, całkiem solidne, podstawy by podejrzewać, że to właśnie ta jest 'naj') recenzja i ciężko mi jej cokolwiek zarzucić, poza narzekaniem na niespełnienie niemożliwych oczekiwań (co jest jednak w sporym stopniu zrozumiałe, zważywszy, ze chodzi tu o adaptację lubianej mangi, nie demonizowanie tytułu za gatunek, które to jest niestety powszechne na tym portalu) i w mojej ocenie niesłusznie zaniżoną oceną. Prawdę mówiąc, powinienem napisać „Oby tak dalej!”, gdyż jest to ewenement na skalę tanuki. Nie zgadzam się z całą masa recenzji redakcji, a nawet jeśli nasze oceny się pokrywają lub są zbliżone, to i tak zwykle mam wiele do zarzucenia samemu tekstowi, tu zaś tak nie jest. Brawo. Tym razem szczerze, choć wciąż z lekkim niedosytem.
Re: sprawa dywagacji o adaptacji
Teraz już słyszałeś.^^
A gwoli ścisłości: podobały mi się – i to nawet bardzo – pierwsze trzy odcinki i wybrane fragmenty następnych, poza tym jednak seria zawiodła mnie na całej linii. Ilość niepotrzebnego, sztucznego dramatyzmu i co najmniej mało prawdopodobnych (lub też – słabo poprowadzonych, vide: wypadek Sena i co potem) wątków w przeliczeniu na odcinek jest zatrważająca. Ja rozumiem, że widz ma przeżywać, ale za zwrot akcji co dwie minuty serdecznie dziękuję. Chyba żaden motyw nie został w pełni rozwinięty, postaci składają się z zaledwie kilku cech, z których ta wychodzi na wierzch, która akurat jest potrzebna do podtrzymania zaplanowanej fabuły… mogłabym tak długo wymieniać i w zasadzie sama nie wiem, za co dałam aż 7, chyba tylko za oprawę i sentyment do początku.
Żeby się nie rozpisywać: pełną listę zarzutów znaleźć można poniżej, w komentarzach do każdego odcinka – a trochę tego jest.
Długo musiałam czekać
wciągające
No i potem poszlo blyskawicznie, cala serie lyknalem w dwa dni i nie zaluje ani minuty.
Wspaniala
Moge z czystym sumieniem wystawic 9/10, punkt odejmuje bo chociaz mangi nie czytalem, to zdaje sobie sprawe ze pewne watki potraktowano po macoszemu albo je wyrzucono.
Apollon moglby miec wiecej odcinkow i wcale bym sie z tego powodu nie obrazil :P
So good!
Bardzo dobre postaci drugoplanowe, za wyjątkiem domowników Kaoru, gdyby ich nie było Wisła by nie wyschła z tego powodu. Docenić należy twórców za skromną co prawda próbę przedsawienia społeczeństwa japońskiego lat 60'. Kreska również bardzo dobra. Na koniec jeszcze raz powrócę do muzyki „Sakamichi…” to absolutny must have dla wszystkich fanów jazzu, ale też i dla tych, którym jazz niezbyt dobrze się kojarzy by przełamali swoją niechęć i zmierzyli się po obejrzeniu z twórczością Daviesa, Parkera, Tatuma i wielu innych znakomitych jazzmanów lat 60'.
Po pierwszym odcinku wiedziałem
Re: Po pierwszym odcinku wiedziałem
I o to chodzi
Przyjaźń i jazz
Tak jak podejrzewałam od pierwszego odcinka, bardziej skupiono się na relacjach między bohaterami niż na muzyce. Przyznam, mnie takie zagranie odpowiadało. Postacie są namacalne, realne i w większości sympatyczne. Mangi nie miałam okazji przeczytać, ale mam wrażenie, że parę wątków pouciekało. Mimo wszystko jednak uważam to za bardzo udane anime.
Nuta, którą bardzo często zdarzało się grać chłopakom, będzie tkwić w mojej głowie przez jeszcze długi czas.
Rozpocznij przygodę...
Serial obejrzałem i odczuwałem niedosyt, sięgnąłem po komiks i wypełnił mi niedobory serii. Chcieli się zmieścić w 12 odcinkach, ale gnanie po materiale źródłowym nie wyszło tej produkcji najlepiej (szczególnie w końcówce).
Anime oczywiście dosyć dobre, jednak mogło być lepiej.
Za krótko, za szybko
I mam nadzieję, że na następną serię/film pana Watanabe nie będzie trzeba czekać 8 lat :P
Nareszcie...
Zespół zgrany ;P
PS A ja wygrałem orzechy! ^^
Re: Zespół zgrany ;P
ps.
To wcale nie jest takie oczywiste… Chrześcijaństwo nie odegrało tu roli większej niż ładnego, egzotycznego sztafażu ^^'
Re: Zespół zgrany ;P
E tam. Jam w kościele rekompensuje wszystko! ;P
Re: Zespół zgrany ;P
Czuję niedosyt, bo było mi bardziej smutno. Nie odczuwałam jakiejś specjalnej satysfakcji z happy endu.
Motyw z Sentaro podobał mi się. kliknij: ukryte perkusja w kościele xD cudnie!
No i Paniczykowi kliknij: ukryte dobrze było w długich włosach.
Ale to z Ricchan spalili ;<
Yurika trochę uratowała sytuację, ale…
;( Jakoś…
nie.
Re: Zespół zgrany ;P
Re: Zespół zgrany ;P
Trochę nie pykło.
Re: Zespół zgrany ;P
Ale mam taki jakiś niesmak, że ;<
smutno mi.
Nawet My Favorite Things już mi się tak nie wkręca.
Re: Zespół zgrany ;P
Re: Zespół zgrany ;P
( kliknij: ukryte A Ricchan została durno‑stójką, czyli tym czym była cały czas >_<)
Re: Zespół zgrany ;P
Co do Ricchan to nie do końca się zgadzam – tylko czemu miała kliknij: ukryte krótkie włosy i garsonkę? Wyszła za mąż? Zaczęła pracę? Skoro szła do kościoła, to wiedziała, że Sen został księdzem? Brakuje mi odpowiedzi… :<
Re: Zespół zgrany ;P
A ciąg dalszy, to sobie same napiszcie ;P
Re: Zespół zgrany ;P
hmm… to może tak: kliknij: ukryte Ricchan tak naprawdę nigdy nie zapomniała o Senie – im bliżej była z Kaoru, tym silniej czuła, że to jednak był błąd. Sen to dostrzega i znika, nie z powodu siostry, ale dlatego, że dostrzega uczucia Ricchan a nie chce stracić tego, co dla niego najważniejsze (przyjaźni Kaoru) – już woli zaszyć się w górach i zostać księdzem. Po zniknięciu Sena Ricchan załamuje się psychicznie, zrywa z Kaoru i rozpaczliwie poszukuje prawdziwej miłości – a gdy dowiaduje się, że Sen jest już poza jej zasięgiem, z rozpaczy ścina włosy i czyni śluby, że odtąd będzie się ubierać jak najgorzej, tak, by już żaden mężczyzna na nią nie spojrzał. Mijają jednak lata, a ona wciąż nie może zapomnieć swej wielkiej miłości, widzi Sena we snach i na jawie – w końcu nie może już tego znieść, starannie piecze ciasto i jeszcze staranniej faszeruje je trucizną, by wraz z Senem popełnić shinju (podwójne samobójstwo), tak, aby w przyszłym życiu powrócili jako kochankowie… niestety, los bywa złośliwy: za ostatnim, kurczowym uśmiechem Ricchan kryje się myśl „do licha, przechytrzył mnie i skombinował lekarza!” ^^
Re: Zespół zgrany ;P
To dlatego tyle dziewczyn się tak fatalnie ubiera! O_O'
;P
A tak poważnie, to Twoją wersja bardzo mi się podoba – jest wręcz zaskakująco spójna i logiczna ^^'
Ale zapomniałaś o jednym elemencie: kliknij: ukryte że chłopców łączy ze sobą coś więcej niż tylko przyjaźń… ;P
Bardzo przyjemne.
Nuda
anime vs manga
Na razie 7/10, czekam na dalszy obrót wydarzeń.
Na stunach szyn orkiestra może grać...
Świetna fabuła, rozrysowanie postaci, nie dość, że każde ma tylko sobie charakterystyczną twarz, to jeszcze gadają gwarą ! Cudowne :) Piękna historia przyjaźni, miłości i pasji. Jestem po 9 odcinku i nadal jestem pełna zachwytu! Poziom prowadzenia akcji nadal jest taki sam jak w pierwszym epizodzie! Dawno nie spotkałam się z tym w oglądanych przeze mnie tytułach. Świetna kreska, to jak poruszają się włosy bohaterów dosłownie wprawia mnie w uniesienie!
Chcąc opisać to anime jednym zdaniem – ono jest jak Jazz- żywe, pełne emocji i nieprzewidywalne ;)ekstaza :)
Kawałki jazzowe trochę leżą tutaj, no ale mam świadomość że jest to anime i tego typu motyw jest jedynie tłem dla rozwoju wydarzeń.
Niemniej jednak seria jest świetna i odpowiednio wyważona w niemal każdym elemencie. Tak więc myślę że każdy znajdzie tu coś dla siebie, trochę humoru, trochę dramatu, trochę muzyki, romansu, rozrywki, wszystko podane w miarę lekkiej formie bez skakania z jednej skrajności w drugą, dzięki czemu jest ona bardzo przyjemna w odbiorze.
W jakim sensie „trochę leżą”? Że nie brzmią tak dobrze, jak na najnowszej płycie Pata Metheny'ego? Nie odpowiada ci aranżacja, dobór repertuaru, a może wykonanie? Jeśli to ostatnie, to przypominam, że anime opowiada o docierającym się amatorskim kwartecie (teraz znowu tercecie) jazzowym, nie o zawodowej orkiestrze. Musi brzmieć naturalnie, a nie jakby wyszło prosto ze studia nagraniowego. Jeśli rozwiniesz swoją myśl , chętnie na ten temat podyskutuję, ponieważ jako wierny słuchacz i od lat miłośnik jazzu mogę z ręką na sercu powiedzieć, że to najlepsze anime ilustrowane tego typu muzyką, jakie kiedykolwiek dane mi było oglądać. Zwłaszcza, że jazz pojawia się tu w klasycznym, kameralnym brzmieniu, jakie dziś rzadko można usłyszeć na płytach.
Przy okazji chwała animatorom, że nie popadli w rozpacz ani w opilstwo podczas zgrywania w czasie dźwięków muzyki z ruchem palców śmigających po instrumentach, co przecież stanowi nie lada wyzwanie, jak się dowiedziałem przy okazji czytania o procesie produkcji „Nodame Cantabile”.
Pierwsze moje odczucie gdy usłyszałem muzykę w tym anime to uczucie ciężkości. Po lekkim openningu spodziewałem się nieco lżejszych rytmów, większego nastawienia na rozrywkę, tymczasem chłopaki siedli i z marszu zaczęli improwizować, do starego kawałka klasycznego jazzu, z cała swoją topornością i chaosem temu towarzyszącym. Trochę do mnie to nie trafiło mimo wszystko. Wiadomo że w jazzie liczy się improwizacja i jak chcesz to możesz mieć wszystko w nosie i zagrać nawet jakiś utwór zupełnie nierytmicznie, ale słuchacz wchodząc w świat animacji chciałby usłyszeć coś bardziej przyswajalnego dla ucha, a nie tego typu ciężkie kawałki.
Poza tym jazz jest pokazany tutaj jako forma wyładowania emocji, czuje się że wiele melodii jest granych w taki sposób jakby perkusista miał zamiar zaraz wybuchnąć. Z pewnością dobrze jest to związane z fabułą anime i energicznością Sentarou, jednak poszczególne kawałki tracą na tym sporo. Słuchacz ma wrażenie że muzyka jest gdzieś daleko od niego i pozostawia jego odczucia gdzieś daleko z tyłu.
Chyba najlepiej w tym wszystkim sprawują się rytmy fortepianowe – kawałek o księciu świetny. Właśnie czegoś w tym kierunku mogłoby być więcej.
No i oczywiście brakowało mi w tym wszystkim saksofonu…kurczę choćby jakaś postać epizodyczna i jakiś niewielki utworek, liczyłem trochę na tą dziewczynę Sentarou, ale się przeliczyłem niestety. A myślę że taki lekko melancholijny nastrój w paru miejscach byłby fajnym urozmaiceniem muzycznym serii.
Tak wiem co napiszesz, że chłopaki ćwiczą, grają dla zabawy, docierają się i dlatego ma to wszystko taki charakter a nie inny. Zapewne będziesz miał rację, ale mi ta ich toporność nieco przeszkadzała.
Krytyka z prawa
Re: Krytyka z prawa
Re: Krytyka z prawa
Co prawda możemy wyjść z założenia, że warto opowiadać historię wyłącznie ludzi wybitnych, ale konwencją tego anime miała być chyba jednak opowieść o zwykłych ludziach…
Re: Krytyka z prawa
Co do geniuszy…mimo wszystko fajnie się na nich patrzy, ludzie chcą oglądać to czego sami nie mają i często o tym marzą, nieprawdaż ;). Poza tym nasz główny bohater mimo wszystko wykazuje jakieś tam zwyczajne ludzkie cechy – początkowo jest spięty, później w jakimś tam momencie się gubi, nawet jest taka scena że przestaje grać i podziwia muzykę pozostałych osób. Jak dla mnie to wystarczy by pokazać jego wdrażanie się w jazz, mając na uwadze jego nieco ponadprzeciętne umiejętności muzyczne, którymi od czasu do czasu błyszczy.
Re: Krytyka z prawa
Poza tym, bardzo sobie cenię też fakt, że pięknie pokazano jam session i frajdę, jaką daje wolne, nieskrepowane granie z grupą ludzi, którzy tak jak Ty mają fioła na punkcie muzyki. Kto kiedykolwiek grał w jakimś zespole, niezależnie od gatunku muzyki, wie o czym mowa.
Re: Krytyka z prawa
Re: Krytyka z prawa
Motyw jam session to jedno ale muzyka z niej powstająca to drugie. Tu tak jak pisałem wcześniej, można było to zrobić trochę inaczej, w lżejszy sposób i myślę że efekt pozostał by ten sam.
Re: Krytyka z prawa
A jeśli chodzi o jazz w lżejszej postaci, to obawiam się, że pod koniec lat sześćdziesiątych w powszechnym obiegu praktycznie nie było jeszcze „lekkiego” jazzu, który wtedy dopiero się rodził. Trzeba by przenieść akcję jakieś 10‑15 lat do przodu, tyle że to byłaby już epoka disco i nastolatki nie te same. Na scenie szkolnego festiwalu zobaczylibyśmy nie naśladowców The Beatles, a Bee Gees [link][link][/link]. Też fajnie, ale jednak klimat zupełnie inny.
...
Po namyśle… jednak chętnie zobaczyłbym anime z muzyką disco jako motywem przewodnim. :)
Re: Krytyka z prawa
Co do jazzu i jego stylu w tym anime, może rzeczywiście trochę pochopnie go skrytykowałem. Nie wziąłem pod uwagę okresu w jakim akcja tego anime jest umieszczona…no ale też, z jednej strony dobrze że jest realizm, ale z drugiej trochę szkoda że nie ma większej pogodności i rozrywki.
...
Odcinek 7.
PS Na podstawie daty śmierci Johna Coltrane'a można ustalić, że akcja zaczyna się na wiosnę '66 ^^
Re: Odcinek 7.
A pewnie i tak znowu mi się oberwie, że jestem taka mądra, bo czytałam mangę…
Re: Odcinek 7.
Myślałem, że zatrważające wynika badań o nieumiejętności czytania ze zrozumieniem przez Polaków są mocno przesadzone, ale teraz widzę, że wcale niekoniecznie… -,-'
Re: Odcinek 7.
ps. kliknij: ukryte Ciekawe, co właściwie było przyczyną degrengolady Jun‑ni – rzeczywiście jakaś kobieta (zgodnie z przypuszczeniami Sa‑san san), czy może kryje się za tym coś bardziej złożonego…
Re: Odcinek 7.
A co do koncertu, to pomyślałem sobie coś podobnego: „Kurczę, jak ja gram, to ludziska sobie co najwyżej nie przeszkadzają, ale żeby mieli sie specjalnie schodzić, to nie zauważyłem ^^'
Re: Odcinek 7.
Mam nadzieję, że jednak nie… wystarczająco już w tej serii komplikacji uczuciowych, przydałoby się coś innego dla odmiany. Tak czy owak, Yurice pewnie minie zauroczenie^^ Końcówka na 95% będzie Kaoru x Ricchan i Sen x Yurika.
Re: Odcinek 7.
Re: Odcinek 7.
Jeśli chodzi zaś o realistyczne rozwiązanie, nie rodem z shoujo czy telenoweli, to wszystko powinno rozejść się po kościach. No bo kto niby odnajduje miłość życia w liceum? Przyjaźń, to może…
Re: Odcinek 7.
Ja właśnie Sena w tej serii lubię – to jedyna postać, z którą się choć trochę identyfikuję ^^'
Dlatego chciałbym mu oszczędzić rozczarowań -,-'
O to pytaj już San, nie mnie XD
Re: Odcinek 7.
Chyba raczej sobie? ;]
Jeśli chodzi o Sena, to już po ptakach, chłopak od drugiego odcinka zakochany^^'
To San‑san san ma tego typu przeszłość? W sumie, ja też znam taki przypadek… ale w każdym razie, tacy szczęśliwcy nie zdarzają się za często, mam wrażenie-.-'.
Re: Odcinek 7.
Żeby zrozumieć sytuację Juna warto poczytać, co się w Japonii w latach 60. działo. Protesty studentów i te inne…
Re: Odcinek 7.
A więc jednak tak jak przewidywałam – 楽しみにしています~
Dziękuję Ci, Enevi, za wyjaśnienie, ale niestety chyba na razie nie przeczytam ukrytej części wypowiedzi. Nie chcę popsuć sobie przyjemności gdybania^^
Re: Odcinek 7.
:<, wolę gdybać, a potem dopiero sprawdzać na bieżąco czy dobrze gdybam.
Trochę spóźniona, ale też już obejrzałam :)
Przy scenie na scenie szczerzyłam się zadowolona i przymykałam oko na nieścisłości.
Przyjemna kompilacja utworów, chociaż brakowało mi jeszcze jakiejś trąbki :P
A końcówka sprawiła, że aż mi się wyrwało radosne 'ajwai!” ;)
(Chwilę mnie nie ma i już obgadują ;D)
San Ma nawet taką teraźniejszość ;), a podobnych przypadków znam kilka. Niemniej tez bym stawiała na to, że się rozejdzie.
kliknij: ukryte Ciekawe, co właściwie było przyczyną degrengolady Jun‑ni, a może kłopoty finansowe + kobieta? Hm, może pan student nie może się utrzymać bo jakiś babsztyl go szantażuje? Oj, już spekuluję 'pełną gębą'
I myślę, że Yurica będąc po prostu z innej sfery społecznej nie nadaje się dla Sena. Jest dla niego miła, lubi go, ale „To nie To”.
A @ Propos zbiegających się z całej szkoły uczniów: zwróciliście może uwagę, to była bardzo ładna animacja w tym momencie. Takie odniosłam wrażenie, jakby zupełnie inna płynność ruchów, jak w bajkach rosyjskich. I jak grają, Sen przy perkusji, to także zupełnie inne wrażenie niż przy zwykłych rozmowach. Czy się mylę? Przypomina mi to precyzyjne animacje gry na instrumentach w NodameC. ale tam był odczuwalny większy kontrast.
W zasadzie nie wiem jak ten dźwięk się niesie, przez chwilę myślałam, że lecą przez radiowęzeł, ale raczej nie.
Kiedyś sprawdzałam z koleżanką jak u nas na uczelni słychać. Zadziwiająco szybko się wytłumia, choć nasz instytut z drugiej strony jest zwinięty jak ślimak i może też dlatego.
No, nie ma co się czepiać, szczegół taki.
Ten mężczyzna jest tego przykładem ^^ [link]
po jakimś czasie zbiera się spory tłumek :)
kliknij: ukryte A szkoda mi trochę, że Beatelsów nie zagrali czegoś ;)
Hitsu‑sempai… kliknij: ukryte coś… Shi‑mi‑ni--shi‑te‑i-ma‑su ?
Re: Odcinek 7.
Ale to już oczywiście kwestie z pogranicza hiperrealizmu XD
Re: Odcinek 7.
...
Kaoru Nishimi ;P
Wiesz… Chyba, że uwzględnić pogłos sali. Sufit był dość wysoko, to była sala gimnastyczna nie? To trochę się jednak niesie, nawet bez otwartego skrzydła.
Re: Odcinek 7.
Wszystko wokół dudni, kiedy fala dźwiękowa odbija się od ścian, a kiedy jest tłum ludzi, to się w nim rozprasza -,-'
Swoją drogą, też chciałbym w wieku lat szesnastu (?) grać jak Youko Kanno ;P
Re: Odcinek 7.
Ale na przykład u nas w auli pogłos sprzyjał, choć nagle było słychać wszelkie kiksy. Wszystko zależy od rodzaju pomieszczenia. Może japońskie sale gimnastyczne są przystosowane do koncertów? XD. W końcu nagłośnienie mieli, znaczy – gitary i mikrofon.
Hitori… Jesteśmy już za starzy Q.Q
Re: Odcinek 7.
Ty, to jeszcze jesteś młoda! Tylko ja już jestem stary T‑T
Re: Odcinek 7.
A właśnie, ciekawi mnie też, że oni się tak dobrze zgrywają. Bo paniczyk z zasadzie improwizował, a Sen bez żadnego problemu się wbił, i nawet wiedział kiedy pauzę zrobić :P.
Re: Odcinek 7.
;P
Re: Odcinek 7.
Ja stawiam jednak, że przystał do socjalistów a potem dopadło go poczucie ogólnego bezsensu egzystencji… (choć być może zamieszana była w to i jakaś urocza studentka, kto wie^^)
Mimo to, chciałabym, by tak się skończyło – może to naiwne i sentymentalne z mojej strony, ale cieszę się, gdy bohaterom, których lubię, czasem udaje się niemożliwe. A co do „to nie to”... w anime bardzo rzadko miewam odczucie, że „to jest to”. Na ogół między postaciami nie ma chemii, a w to, że do siebie coś czują, trzeba uwierzyć na słowo. Hmm… jedyne wyjątki, jakie mi teraz przychodzą do głowy, to Turn A Gundam i Full moon wo sagashite^^"
San – kouhai… kliknij: ukryte Tanoshimi ni shite imasu – w wolnym przekładzie: „czekam z niecierpliwością”, w nieco bardziej ścisłym: „cieszę się na (tę perspektywę)"^^
Re: Odcinek 7.
A, to może być. W zasadzie sprawiał wrażenie jakby się ukrywał. Siedział tam w piwnicy właściwie po ciemku. Spał? Odsypiał kaca?
Ja bym chciała, żeby Kaoru był z Ritsuko. Co prawda tu też jest lekka nierówność klas, skoro już raz się przyczepiłam, ale sytuacja jest inna – jak w Weselu. Lucjan Rydel w końcu ożenił się z chłopką :P
Wniosek: facet może.
„Nie ma chemii” – Aż znowu mi przychodzi na myśl Nodame :D. Nooo i Nazo no Kanojo X: uparcie polecam, bo tam się wszystko wokół „chemii” kręci ;). Absurd kontra przyzwoity shonen. Tak mi się wydaje.
Re: Odcinek 7.
My, mężczyźni, to mamy fajnie XD
Re: Odcinek 7.
Ja też bym chciała^^ (w końcu w tym wszystkim to z Kaoru się najbardziej utożsamiam). A skoro tak, to trzeba Senowi na pociechę „opchnąć” Yurikę…
A Wokulski? (ten to co prawda źle skończył…) A ci wszyscy błędni rycerze od swych księżniczek i pół‑królestw? A Szewczyk Dratewka wreszcie?
Wniosek: w literaturze wszystko jest możliwe.^^
ps. Nazo no Kanojo X – skoro tak polecasz, może zerknę w wolnej chwili…
Re: Odcinek 7.
A jak się nie podoba, to choćby się zes… stanął na głowie, to i tak niczego to nie zmieni -,-'
Re: Odcinek 7.
^^' eh… Trędowatej też się nie udało. Ale, Wyspiański akurat opisał wydarzenie prawdziwe ;).
Chociaż, prawda, jak był czas „chłopomanii” to mezalians był na topie ;D
Tak, tak. I nie zrażaj się śliną. Da się przyzwyczaić ^^ i poza tym działa pięknie ;)
No, ale chyba już się zorientował, że coś ona 'nie bardzo' :P
W przeciwnym razie by kliknij: ukryte nie uderzył Juna‑ni.
Re: Odcinek 7.
I sam miał żonę „z ludu”. Ale nie sądzę, by Prus opisał zjawisko całkiem wtedy nieobecne… w końcu arystokratów łasych na pieniążki pewnie trochę było^^ Coś podobnego miało miejsce w Koi monogatari Emma – z tego co pamiętam, ojciec głównego bohatera swego czasu „wkupił się” w kręgi wysoko urodzonych… w każdym razie, tam były mezalianse w obie strony^^'
Co do tego kliknij: ukryte uderzenia Jun‑ni przez Sena – nie sądzę, by była to oznaka „rezygnacji” z Yuriki. Ja bym to określiła jako coś w rodzaju: kliknij: ukryte „jak mogłeś ją (i mnie) tak zawieść” – dodałam „i mnie”, ponieważ Sen też w końcu wielbił Jun‑ni, a ten nie dość, że wrócił jako degenerat, to jeszcze zdawał się szczególnie tego nie wstydzić – już raczej radośnie taplał się w swym bajorku samoupokorzenia.
Re: Odcinek 7.
Tak, zgadzam się. To bez wątpienia było powodem.
Ale chodziło mi o Jej reakcję. Później zresztą miała poczucie winy :P i raczej się do siebie nie garnęli.
Re: Odcinek 7.
Re: Odcinek 7.
Re: Odcinek 7.
Myślę, że miłość nie jedno ma imię – Jun‑ni była zauroczona, to na pewno, poza tym był studentem ze stolicy, a to zapewne imponujące dla licealistki. Tak ze nic dziwnego, że ją onieśmielał – Sen z drugiej strony może nie zachwycał na pierwszy rzut oka, ale za to miał wiele pozytywnych cech, które dostrzec można w trakcie znajomości. Jakby to ująć… Jun‑ni był niczym bajeczna bombonierka, a Sen – paczka pumpernikla^^ Jedno zachwyca (jednak zawartość jest często taka sobie), drugie można jeść bez końca – sądzę, że ich relacja mogła by się rozwinąć właśnie w coś takiego, z pozoru mało zajmującego, nie obfitującego w romantyczne porywy, a jednak trwałego. No ale to tylko moje „myślenie życzeniowe” -.-".
Re: Odcinek 7.
Może Jun‑ni to była galaretka z owocami i bita śmietaną, a Sen to ciasto drożdżowe z rodzynkami ;D
Re: Odcinek 7.
... nie lubię rodzynek T‑T.
To może: Jun‑ni jako super‑słodki tort śmietankowy z truskawkami, a Sen – drożdżówka?^^" Hmm… Kaoru porównałabym wtedy do tarty z czarną porzeczką;)
Re: Odcinek 11
A z mojej strony – wystarczy cytat: „jest taka cierpienia granica, za którą się uśmiech pogodny zaczyna” (copyright by Miłosz)
Re: Odcinek 11
(tak na marginesie, to był zwyczajny cytat z dzieła, dozwolony przez polskie prawo autorskie).
No to wytłumaczę łopatologicznie:
kliknij: ukryte Jedzie sobie chłopiec na koniu i po chwili ta dziewczynka spada z osła i rozbija sobie głowę o kamień, przez co ląduje w szpitalu, bo ma stłuczony tyłek ;P
Re: Odcinek 11
Bo mnie się paradoksalnie podobało – Sakamichi przekroczyło taką granicę, za którą już straciłam wszelkie wymagania tudzież własne wyobrażenia i cieszę się serią, jaką jest. Mam nawet własną teorię, że kliknij: ukryte to Sachi właśnie prowadziła ten samochód z naprzeciwka, co by wiele wyjaśniało – skąd się tam wzięła, skąd jej poczucie winy, skąd poczucie winy Sena, skąd jego ucieczka, choć dziewczynce nic się nie stało… -.-'. Ale tak ogólnie to do doceniam ironię pomysłu: jak nie kijem go, to pałką, czyli kliknij: ukryte jak nie udało się wyrzucić Sena drzwiami, to trza go wypchnąć oknem.
Tak że, Draczeksie, San‑san san – przyznaję wam rację, Sakamichi to jakość sama w sobie, nie do porównania z innymi seriami, pionier i przecieracz szlaków.
Re: Odcinek 11
Re: Odcinek 11
Drugą fajną sprawą w tym odcinku była muzyka, wreszcie znalazłem w nim soundtrackowe kawałki, których kiedyś słuchałem i z nadzieją czekałem aż zostaną wykorzystane w serii.
Jednak muszę też trochę skrytykować pomysł na rozwój fabuły w tym odcinku. kliknij: ukryte Scena z wypadkiem i późniejszą ucieczką Sentaro była jak do tej pory najgorszym pomysłem w tej serii. Generalnie we wszelkich tego typu produkcjach nie cierpię oglądać udramatyzowanych wypadków samochodowych – najprostszy, najbardziej toporny pomysł na wprowadzenie dramatu i zaskoczenie widza, a tutaj motyw ten był szczególnie kiepski. No i wtórna ucieczka naszego perkusisty…aż razi w tym miejscu brak pomysłu na ładne rozwiązanie tej akcji i spompowanie nagromadzonego napięcia. Poza tym zgodnie ze starą mądrością ludową: dwa razy nie wchodzi się do tej samej rzeki. Trochę szkoda że w końcówce seria zanotowała takie potknięcie, no ale cóż…
O mateńko :D…skąd się wam biorą takie pomysły z kosmosu? To już jednak wolę to wyjaśnienia z SnA – skręcona kostka i konieczność podwiezienia siostry motorkiem do domu.
Jak zwykle przesadzasz, ale pewnie świetnie byś się odnalazła w pisaniu jakiejś groteski ;).
Re: Odcinek 11
Faktycznie, autorzy mają tak wspaniałe pomysły na ubarwienie akcji, że my o skromnej wyobraźni nawet stupek niegodneśmy całować… ^^
Natomiast, jeśli chodzi o wypadki, same w sobie nie są złe – wręcz przeciwnie, wypadki mają to do siebie, że zupełnie nieoczekiwanie wkraczają w ludzkie życie, uświadamiając, na jak wątłych podstawach budujemy swe plany na przyszłość. Tak że sam motyw nie był aż tak znowu naciągany, jednak kliknij: ukryte dołożenie do tego siostry (oczywiście, bez żadnej scenki jak to dosiadła się do Sena, co by było dhramatyczniej – musieli to wyjaśnić po fakcie, w sposób jak najmniej przekonujący) i dalsze pociągnięcie sytuacji przeniosło całość niebezpiecznie w rejony kiczu.
A jeśli chodzi o muzykę, to… zgodzę się, i to nawet bez śladu ironii. Pierwsza połowa odcinka bardzo mi się podobała, szczególnie „rozśpiewywanie się” Ritsuko. Słychać było, jak początkowa trema w jej głosie stopniowo znika, jak zaczyna łapać melodię i cieszyć się śpiewem, wspólnym tworzeniem muzyki, nawet jeśli nie ma się genialnego głosu. Naprawdę ładnie zostało to pokazane.
Re: Odcinek 11
Wspaniałe, nie wspaniałe, ale z pewnością nie takie oklepane i oczywiste jak wasze ;)...no może poza ostatnim z wypadkiem.
Tak zgadza się, ale w anime takie wypadki wprowadza się najczęściej gdy scenarzystom brak pomysłu na zakończenie jakiegoś wątku lub rozwój wydarzeń i czuć niestety z tego powodu sztuczność.
Poza tym jaki związek miał Sentaro z motorynką i do czego mu ona była tak naprawdę potrzebna? Przed tą sceną nawet nikt nie wiedział, że on ma coś takiego w domu – bardziej topornie, na siłę tego elementu nie dało już się wprowadzić. Już wolałbym zobaczyć lekkie trzęsienie ziemi doprowadzające do sytuacji podobnej do obecnej, byłoby w tym o 100% więcej wiarygodności.
Ale prawdopodobnie już więcej tego nie usłyszymy, niestety.
Dzięki, po tym jak to przeczytałem to już do końca dnia nic nie będzie w stanie popsuć mi dobrego humoru :D.
Re: Odcinek 11
No więc tak, pomijając rozwinięcie sytuacji, ze wszystkich możliwych Deus ex Machina wypadek jest najlepszy, bo i najbardziej prawdopodobny (wielkie trzęsienie ziemi raczej odpada ze względów historycznych, no i to nie te rejony Japonii – owszem, małe trzęsienia czasem są, ale zupełnie niegroźne).
A co do motorynki, czy też – skutera, to pojawił się on już wcześniej, w tym samym odcinku, gdy Sen i Kaoru mijają się na ulicy. Ale że nie kojarzę, by ten element uposażenia występował w poprzednich epizodach, w niczym to autorki (?) nie usprawiedliwia.
Re: Odcinek 11
Popieram ^^ wysłuchałam tego jeszcze kilka razy. Ona ma taki uroczy delikatny głosik ;D
Wiecie… Ja jestem nieodporna na kicz ^^
Gdybyście widzieli moją minę i pisk jaki wydałam gdy kliknij: ukryte Sen miał wypadek.
Ale całe napięcie ze mnie spadło, gdy powiedzieli, że to kliknij: ukryte Sachiko. Myślę, że jakby jej tam nie wcisnęli, tylko:
kliknij: ukryte a) pozwolili mu zginąć, albo
b) połamali mu ręce/ palce żeby nie mógł więcej grać… Było by lepiej
Rozpaczałabym, ale to by było dobre. :P
A tak, czuję się zawiedziona, że zamiast robić przyjemną serię nawarstwili tragedie ;<.
Ma być piękne, wzruszające kiczowate, radosne zakończenie!!! Musi być! ;p
(P.S. dlaczego komentujemy ep. 11 pomiędzy 7, a 8?)
Re: Odcinek 11
Poza tym już gołym okiem widać, że wycinają całe wątki z mangi: kliknij: ukryte nagle okazuje się, że Sen pracuje na pół etatu i ma własny skuter. No sorry, ale o takich faktach to należy widza uprzedzać >_<'
Re: Odcinek 11
(PS. Dlatego, że Ippiki zamiast na swój komentarz „odcinek 7” odpowiedział na mój ^^')
Odcinek 8
Przyznaję, że kliknij: ukryte pomyliłam się co do Yuriki, nie doceniłam jej. Ale za to co do Jun'ni miałam zdaje się rację… swoją drogą, na koniec dostał list od kolegi, ciekawe, czy w takim razie powróci do Tokio.
Re: Odcinek 8
A Jun‑ni zaczyna mi coraz bardziej przypominać wczesnego Stawrogina ;P
Re: Odcinek 8
Co do tych telenoweli, to już sama nie wiem – słyszałam, że właśnie określenie „brazylijskie” jest krzywdzące, bo właśnie te wcale nie są aż takie złe… nie wiem, nie orientuję się w tym temacie za dobrze (określenia użyłam raczej ze względów stylistyczno‑skojarzeniowych)^^"
Re: Odcinek 8
Przecież to własnie nasz upadły i socjalizujący „książę Harry”! XD Zaraz na Kyushu przyjedzie jego kumpel i będą rewolucyjne szóstki zakładać ;P
Telenowela brazylijska, to przykładowo „Niewolnica Isaura” i tym podobne kostiumowe badziewie ;P
A argentyńskie, to „Muneca brava”, „Sos mi vida”, „Amor latino czy „Padre Coraje”.
Sama sobie oceń, które lepsze XD
Re: Odcinek 8
Widzę, że trafiłam na specjalistę… ale żeby „sobie ocenić”, musiałabym jeszcze cokolwiek z tego obejrzeć>.<" (przyznaję się bez bicia, w krytyce telenowel kieruję się tylko i wyłącznie ich złą sławą oraz pozorami i dobrze mi z tym)
„Biesy” czytałam dość dawno, więc szczegółów nie podam, ale Jun‑ni ze Stawroginem o tyle mi się nie kojarzy, że nie ma w nim ani krztyny tej bezcelowości, trochę nonszalanckiej, trochę tragicznej bezideowości tamtego… wygląda mi raczej na dość wrażliwego i nie aż tak silnego idealistę o w sumie dobrym sercu, a tu już przychodzi mi na myśl zdecydowanie Szatow (co do którego pamiętam przede wszystkim to, że tylko jego z nich wszystkich lubiłam^^")
Re: Odcinek 8
No ale Jun‑ni przyjechał właśnie już taki wypalony i bezideowy, gotowy przynajmniej pogrążyć siebie. No i na niego też zawsze najlepsze laski leciały XD
Re: Odcinek 8
Hmmm… jak dla mnie to kliknij: ukryte on przyjechał w trybie „o,o, zobacz jak upadłem, pociesz mnie” (na to by wskazywała jego rozmowa z Yuriką) – wcale nie jest bezideowy ani cyniczny, zwyczajnie zdał sobie sprawę, w co w istocie się bawił, i czmychnął przed poczuciem winy wobec kolegi (przynajmniej ja tak to widzę-.-')
A co do tych „lasek”, to… widzę jedną, poza nią jakoś horyzont pusty:/
Re: Odcinek 8
Re: Odcinek 8
Podobał mi się ten odcinek. Czuję, że moje potrzeby odbiorcze zostały odpowiednio zaspokojone.
Sytuacja w gruncie rzeczy się już powoli klaruje i chyba zwraca w kierunku pierwotnego trójkąta, przy czym zauważcie mimo iż Risuko wspomina, kliknij: ukryte że ma już swojego wybranka, nie jest powiedziane to wprost i nie możemy być na 100% pewni, że to Sentaro. I jej rodzące się uczucie do Nishimi‑kuna… szalik.
Sceny KaoruxSen, są takie trochę ajwai, Kaoru się często rumieni xD. No i moment: kliknij: ukryte odliczam od 5 i uciekamy do Niej. urocze!
Hitsu‑sempai – miałaś rację w stos. do Jun‑nicciego. Punkt dla Ciebie ;). Yurika ma silną wolę i rzeczywiście pokazała charakter, ale jakoś nie sprawiła, że lubię ją bardziej. O dziwo większą sympatią darzę, dziewczęcą i raczej prostą Ricchan (prostą. nie prostacką!)
Końcowa scena była jak stempel. W dodatku c.d.n. szczególnie mnie wzburzyło ;), co dalej, co dalej…
Raczej kliknij: ukryte wyrzucenie z domu, nie napawa optymizmem. Stracił wsparcie i pogubił się w tym co słuszne, a co rani ludzi. Chciaż… Czy te 'wypadki' lat 60. były istotnie aż tak drastyczne?
Re: Odcinek 8
Tyle, że na odwyrtkę ^^ – kliknij: ukryte Sen w końcu dostrzega istnienie Ritsuko, Ristuko zwraca się ku Kaoru, a ten ostatni poświęca się dla przyjaciół i myśli, że nikt go nie kocha…
A co do scen Sen x Kaoru – też je lubię. Muszę przyznać, że z trzech motywów naczelnych: miłość, przyjaźń, muzyka, to przyjaźń wychodzi w tej serii zdecydowanie najlepiej (muzyki jest za mało, a romanse momentami ochoczo balansują nad przepaścią).
Ricchan zaś… jest urocza przez swoją naturalność. Yurika sprawia wrażenie silniejszej, ale tak naprawdę nie jestem pewna, czy w istocie taka jest. Coś za dużo w niej pozoranctwa… jak to mówią Japończycy: najsprawniejszy sokół nie obnaża szponów (cytuję z pamięci, więc mogłam coś przekręcić)
Wracając do buntów studenckich – niestety, nie wiem o nich za wiele. Tyle, co przytoczyłam poniżej, a także ogólny obraz wyniesiony z książek Murakamiego „Norwegian Wood” i „Kafka nad morzem”, nic więcej :(
W „Kafce…” była wspomniana ofiara śmiertelna tych wydarzeń, nie wiem jednak, na ile dużo jest w tym fikcji literackiej.
Re: Odcinek 8
Re: Odcinek 8
A co do Japonii, tam akurat przez bardzo długi okres czasu – aż do końcówki XIX wieku – panowało silne tabu krwi (związane z shinto). Co prawda, patrząc na dzieje Kraju Kwitnącej Wiśni, dziwnym trafem nie obejmowało ono krwi ludzkiej :/
Jeśli zaś czegoś w dawnej Japonii nie było, to idei takich jak „fair play” czy też „miłosierdzie”.
Re: Odcinek 8
Wydaje mi się, że takie pomysły jak przywiązywanie noworodków drutem kolczastym do drzewa, nie przywędrowały na Ukrainę z Zachodu. Ale może się łudzę… -,-'
Re: Odcinek 8
Wybacz, że się spytam, ale co to w takim razie ma wspólnego z buntami studenckimi z SnA?
Między Dnieprem a Pacyfikiem znajdziesz akurat najróżniejsze ludy i zwyczaje, a stwierdzenie, że w Japonii mogły być ofiary śmiertelne, bo Ukraina dzika, jest co najmniej dziwne… (pomijając już fakt, że nie do końca się z Tobą zgadzam, ale to nie miejsce na takie dyskusje).
Re: Odcinek 8
A Ukraina ma to do tego, że wyznacza granice mongolskiego imperium i tatarskiej „okupacji” niemal całej Azji. Uważam, że zaszczepili oni u naszych wschodnichsąsiadów, taką pogardę dla ludzkiego życia, jako celu i wartości samej w sobie.
Re: Odcinek 8
A wracając do Japonii – myślenie Japończyków o państwie jest hierarchiczne (każdy ma swoje ustalone miejsce w drabinie społecznej), jednak obowiązki nie obejmują jedynie „dołu” – dobrym przykładem jest sytuacja społeczna po zeszłorocznym tsunami: Japończycy najpierw całkowicie zawierzyli premierowi, potem jednak, gdy okazało się, że ten nie stanął na wysokości zadania, spotkał się z dość ostrą, powszechną krytyką… inaczej mówiąc, relacja jest obustronna, a „góra” jest od tego, żeby dbać o swoich „wasali”.
No i tatarzy nigdy nie podbili Japonii ^^
Re: Odcinek 8
Ale dwa, czy trzy razy próbowali ;)
Ja właściwie zmierzałem tylko do tego, że Japończycy też do świętoszków nigdy nie należeli i jakoś mnie nie dziwi, że brutalnie rozprawiali się z lewackimi protestami studenckimi (żeby było śmieszniej, w tym samym czasie polscy komuniści też brutalnie rozprawiali się z protestami studenckimi ;P).
I masz zupełną rację, że na poziomie faktów, trudno cokolwiek w tej kwestii uogólnić, bo wystarczy powiedzieć: hitlerowskie Niemcy, żeby zakończyć dyskusję.
Dlatego ja się bardziej odnosiłem do głoszonych i uznawanych idei, chociaż niekonieczie wprowadzanych w życie. Jednak w Europie wiele zmieniło się na plus od czasów oświecenie i dalej promieniuje na cały świat. Własność, wolność osobista, równość wobec prawa, kodyfikacja prawa karnego i związane z nią postulaty humanitaryzmu kar… To, że jest już na świecie niewiele miejsc, gdzie za kradzież ucina się jeszcze ręce, to pokłosie faktu, że najpierw zaprzestano tego typu praktyk w Europie.
A że inter arma silent leges... -,-'
Re: Odcinek 8
Ale był jeden, co stwierdził łzawo, iż Japończycy byli narodem łagodnych poetów, dopóki nie pojawili się ci podli europejczycy xD
Wiesz, akurat w „Kafce…” wspomniana ofiara została ,z tego co pamiętam, zabita właśnie przez studentów… ale może coś przekręcam.
A co do ucinania, to… sama bym pewnie co poniektórym poucinała łapy za kradzieże ^^" (tym miłościwie nam panującym, szczególnie…)
Re: Odcinek 8
Bogowie O_O czuję się niegodna waszej dyskusji ;D…
Demo… Z tym oświeceniem, jak to jeden z profesorów na mojej uczelni kiedyś nam opowiadał, to jest tak, że szczytne jego idee nie zostały do końca wprowadzone. (Jak to w historii często już bywało) Ba, twierdził, że ta myśl oświeceniowa trwa nadal… Albo raczej myśl, że się ją realizuje, a tak naprawdę prawdziwie oświeceniowe myślenie pozostaje wciąż w sferze planowania :P
kliknij: ukryte ten ostatni poświęca się dla przyjaciół i myśli, że nikt go nie kocha… Taki trochę emowaty jest ^^, jednocześnie to jego wada i zaleta (zaleta, jako budowy postaci), że jest trochę obrażalski i taki trochę cierpiący. Sen, mimo rewelacji z kliknij: ukryte Yuriką nie jest typem, który długo byłby się męczył z jakimś problemem (tak mi się wydaje). A Kaoru tak to w dwójnasób przeżywa… Nie wiem czy dobrze wyrażam to co mam na myśli, bo w gruncie rzeczy lubię Kaoru. Jego dzielne: kliknij: ukryte „To wcale tak bardzo nie boli”, no ale jednak jest bardziej 'miętki' niż Sen xD.
Re: Odcinek 8
Bo ja wiem… dla mnie to Kaoru jest tutaj silniejszy^^ (podobnie trochę do Ricchan i Yuriki – ta ostatnia wydaje się „mocniejsza”, ale kto wie…).
A także, jest wierniejszym przyjacielem (może dlatego, że Sen jest jego jedynym kolegą) – nasz perkusista w końcu myśli przede wszystkim o sobie. w sumie Kaoru też, ale skoro dotychczas nie miał przyjaciół, życie nauczyło go dostrzegać innych i w pewnej mierze ustępować im. Sądzę, że całe to jego „obrażalstwo” i „zarozumiałość”, brało się głównie ze złych proporcji ego (w dużych ilościach) i pewności siebie (w ilościach znikomych)... Reasumując, będzie wspaniałym facetem, gdy w końcu uwierzy w siebie :3
ps. kliknij: ukryte obejrzałam Naze no kanojo X, ale jakoś pozostałam całkiem odporna na urok tej produkcji :<
Re: Odcinek 8
Też mam taką nadzieję ^^
p.s. >> Cóż, w rzeczy samej jest dziwna. Ale interesująca i mimo wszystko bardzo spójna. Waham się przed ostateczną opinią, aż nie ujrzę końca.
Re: Odcinek 8
A co do tego ostatniego, to dobrym przykładem jego „ustępstw” była scena na plaży, bodajże w 6 odcinku. kliknij: ukryte „Ego” Kaoru mówi mu, że powinien być jedynym i wyjątkowym przyjacielem Sena (bo dla niego samego Sen jest jedynym i wyjątkowym przyjacielem), brak pewności siebie zaś sprawia, iż najpierw pozostaje bierny – gdy pojawia się Matsuoka, nie idzie za nim i za Senem – potem zaś wybucha gniewem i ucieka, wręcz przekreślając całą wartość dotychczasowej przyjaźni… właśnie to miałam na myśli: Kaoru „czyta” drobne zmiany nastroju, nastawienia Sena do Matsuoki i sam usuwa się w cień w sytuacji, gdy większość pewnych siebie ludzi zachowałaby się chyba inaczej (choćby nie bałaby się tak panicznie, że straci przyjaciela tylko dlatego, iż nie jest mu chwilowo potrzebny pianista). Tak ja go przynajmniej rozumiem ^^"
ps. kliknij: ukryte hmm… na pewno ma swój klimat i b. dobrą muzykę. Tyle że nie do końca mi podchodzi bardzo przedmiotowy sposób, w jaki traktowana jest Urabe w tej serii… Dla Tsubakiego jest w końcu przede wszystkim ciałem, które w dodatku jest jego własnością :/
Re: Odcinek 8
Podhalański ^^
6.ep. > kliknij: ukryte To akurat wydaje mi się przykładem upartości. Zabrali mi przyjaciela, to do nikogo już nie będę się odzywał, foch z przytupem :P. Mało kto z dorosłych się tak zachowuje, istotnie. Tak zachowują się dzieci. Deshoo?
Odsunięciem się w cień była wyłącznie sytuacja oddania Ricchan Senowi. No ale wszystko przed Kaoru. Na plus także jest to, że jako pierwszy wyciągnął rękę na zgodę.
P.S. kliknij: ukryte
Cielesność w tym anime to dla mnie akurat jego duży atut. Mimo wszystko nie jest to ecchi, nie chodzi też o fanserwis.
Tsubaki jest facetem, niech Hitori się wypowie jako przedstawiciel, czy nie jest tak, że facet myśli o dziewczynie równie często w sferze cielesności, czy może da się ją zupełnie pominąć?
Z tego co wiem, u chłopców i mężczyzn ten temat czasem urasta do problemu nadrzędnego. Ich popęd jest inny niż popęd dziewcząt, mniej nad nim panują. Tsubaki zaś ma dużo siły woli, jest uległy wobec Urabe i szanuje jej zdanie. Czy nie tak było gdy stwierdził, że pierwszego pocałunku nie należy marnować ot tak?
Obejrzałaś 8 odcinków?
Re: Odcinek 8
Hm… nie do końca foch – upierać się będę przy braku pewności siebie. Wydaje mi się, że kliknij: ukryte Kaoru tak bardzo bał się opuszczenia, że wolał sam pierwszy odejść, na zasadzie, że to będzie mniej bolało. No i to było ustąpienie z pola, jakby nie patrzeć – coś w rodzaju „jak sam ze mną nie zostaniesz, to ja na pewno nie będę się narzucał”. No a strach przed narzucaniem się z jednej strony i przed opuszczeniem z drugiej to są w końcu naczelne cechy ludzi nieśmiałych, ale mających swoje ego…
ps. kliknij: ukryte nawet dziewięć ^^
Żeby to było równie często! Przecież między nimi nic nie ma, nie mają nawet o czym rozmawiać, żadnych wspólnych zainteresowań, pustka i golizna czysta. Wymowa serii jest trochę taka, że w dziewczynie liczy się ciało i nie szkodzi, że facet jest nieco nudny czy mało inteligentny, powinna czuć się szczęśliwa z samego faktu, że on nie bierze jej siłą… wiem, że tak jest w większości anime, ale nie przepadam za takim podejściem. Promuje typ związku, który raczej za długo nie pociągnie :(
A H.O. pytać nie muszę, z założenia znam odpowiedź -.-"
Re: Odcinek 8
Święta prawda! ^^
;P
Re: Odcinek 8
To prawda, zresztą sam tak mówił, ale nie sądzę, by myślał bardzo racjonalnie w chwili gniewu ^^. Raczej to była ucieczka niż ustępstwo :P. kliknij: ukryte Przecież obraził się na Sena. W przeciwnym razie nie unikałby go, tylko by udawał, że nic się nie stało. Kolegowałby się z nim, rzucając zdawkowe 'cześć', ale nie dopuszczał bliżej.
P.S.
kliknij: ukryte
Fakt, ale to raczej spisałabym na karb dziwności i aspołeczności Urabe niż upośledzeniu emocjonalnym Tsubakiego.
W zasadzie do 8 odcinka nawet przytulić się nie dała grożąc nożyczkami.
Urabe jest ekstramalnie nierozmowna, ale mimo to są coraz bliżej siebie mimo iż nic wielkiego w zasadzie się nie dzieje.
Może po prostu robi na mnie wrażenie odwrócenie priorytetów.
Dla zupełnego przeciwieństwa: Clannad. Tomoya i Nagisa (oprócz pocałunku na koniec 1 serii i niewyobrażalnym dla mnie płodzeniu dziecięcia w drugiej) mieli ze sobą kontakt raczej mentalny i szczerze mówiąc mimo całej mojej miłości dla Clannada, nie ogarniam w jaki sposób się w sobie zakochali >_<. Wiele serii bazuje na rodzącym się uczuciu, ale mimo, że ogląda je się często z przyjemnością, są przez platoniczność związku, jakieś takie nierealne. NnK jest tak inne, że sam ten kontrast mnie urzeka.
Re: Odcinek 8
Myślę, że to nie do końca tak… sądzę, że kliknij: ukryte było mu po prostu głupio i źle z samym sobą po tym całym „przedstawieniu”, jakie dał na plaży. Poza tym pewnie wmawiał sobie, że skoro Sen ma nowych przyjaciół, to droga wolna, samemu też mi będzie dobrze, nie potrzebuję pozorów przyjaźni… coś a'la Kłapouchy ^^". No i Kaoru unika wszelkich konfrontacji, również z sobą samym – a mina Sena zapowiadała raczej, że będzie chciał wprost wyjaśnić sprawę.
ps. kliknij: ukryte Fakt, to trzeba przynajmniej oddać Tsubakiemu, że chociaż próbował rozmawiać z Urabe, ale z drugiej strony – zaprosił ją tylko i wyłącznie na fanserwiśną plażę (przy kinie nie próbował już tak uparcie, ot, raz pod początek serii). Ale tak jak Ty nie możesz uwierzyć, jak Nagisa i Tomoya się w sobie zakochali, tak ja nie mogę sobie wyobrazić, by związek Tsubakiego i Urabe (czy Ueno i Oki, ten sam problem) potrwał dłużej niż kilka miesięcy >.<' (chyba że coś się między nimi zmieni, czego nie wykluczam).
A co do serii łączących miłość platoniczną i fizyczną fascynację… jedyne, co przychodzi mi do głowy, to Tenshi na Konamaiki i, z mang, Paradise Kiss^^'.
Odcinek 9
Jeden z lepszych, jeśli nie najlepszy odcinek do tej pory (w warstwie fabularnej oczywiście ^^).
Z Jun‑nim i Yuriką wyszło na moje, a co do Sena, to parafrazując znane powiedzenie: kto szybko bierze, dwa razy bierze! ;P
Re: Odcinek 9
A co do Sentaro, to już się obawiałam, że teraz kliknij: ukryte to on będzie tęsknił do Ricchan, ale na szczęście, niezależnie od wszystkiego, konsekwentnie darzył ją uczuciem jedynie braterskim… to się ceni po seriach, których bohaterowie mają zadziwiającą zdolność do bezstresowego zmieniania obiektów swych uczuć (jedna Ritsuko tutaj wystarczy, satysfakcjonująco wypełniając normę na nagłe olśnienia).
Re: Odcinek 9
Re: Odcinek 9
Motyw z włóczką kliknij: ukryte myszkująca w śmietniku Yurika XD Bezcenne!
Wyzwanie, również było ciekawe.
Przeczytałam ten jeden spojler dotyczący kliknij: ukryte ich wspólnej ucieczki – Juna‑ni i Yuriki, ale i tak uwierzyłam, że jednak ją zostawi. Piękne ^^.
No i końcówka napawa optymizmem. Chwileczkę, jeszcze tylko 3 odcinki nam zostały…
Ale mimo wszystko chyba fabule uda się całkiem zgrabnie zamknąć w tej dwunastce :). Jest nadzieja!
Re: Odcinek 9
Moderacja.
Re: Odcinek 10.
Zastanawiam się tylko, ile jeszcze zdołają naplątać przez ostatnie trzy odcinki, a także pomstuję sobie cichutko, czemu ta seria nie ma 52 odcinków. Akcja pędzi bowiem na przód, zarzynając przy okazji klimat, a także i w pewnej mierze prawdopodobieństwo psychologiczne – nie mówiąc już o muzyce, której ostatnio zwyczajnie nie ma.
Re: Odcinek 10.
Re: Odcinek 10.
Przypuszczam, iż masz na myśli kliknij: ukryte ponowne, jakże dramatyczne, wyznanie uczuć przez Kaoru? W większości serii ich docieranie się jako pary, szczególnie na tle przygotowań do następnego festiwalu szkolnego, swobodnie wystarczyłoby na dwa‑trzy odcinki akcji, no ale nie tutaj – tutaj Sen musi mieć jeszcze kliknij: ukryte problemy rodzinne i sugerować odejście z domu... no już doprawdy, jak w każdym kolejnym odcinku jest trzęsienie ziemi, widz robi się zwyczajnie odporny na wstrząsy.
Re: Odcinek 10.
kliknij: ukryte zwłaszcza to jak wypuścił swoją ukochaną gołębicę.
Kaoru w ogóle jest bardzo dramatyczny, ale to taki typ. Sen dramatyczny nie jest, raczej stara się wszystko zbywać śmiechem. Ritsuko jest cicha, ale jej kwestia kliknij: ukryte jak wychodziła z pokoju Paniczyka uważam świadczy o jej dojrzałości i sile. A Kaoru jak to Kaoru. Przesadyzm i histeryczne zachowanie to są jego cechy naturalne :P tak myślę.
Ogólnie po waszych komentarzach spodziewałam się czegoś gorszego. Ale jestem pozytywnie rozczarowana. Podobał mi się ten odcinek. Moment jak wybierali wspólnie z Senem kliknij: ukryte płytę Moanin , reakcja natychmiastowa, mina Ritsuko – bezcenna ^^.
Myślę, że w tych trzech odcinkach: kliknij: ukryte Ricchan zejdzie się z Paniczykiem; Sen oprze się ojcu, który a) jednak okaże się pijakiem, ale Sen nie będzie już małym zahukanym chłopcem, b) okaże się, że istotnie się zmienił; wygrają festiwal, Jun‑ni prześle kartkę, że wraca na studia i Yurika idzie na tę samą uczelnię co on. O. Marzenie ;D
Re: Odcinek 10.
A tak w ogóle, to nie mam nic przeciwko dramatycznym reakcjom i słowom Kaoru, naprawdę – tylko że seria niestety składa się w dużej mierze ze scen dramatycznych. Czego tu brakuje, to stopniowego budowanie relacji między bohaterami – już miałam nadzieję na spokojniejszą końcówkę, ale, jak widać, ktoś uznał, iż samo kliknij: ukryte wyznanie sobie uczuć przez Kaoru i Ricchan wystarczy, przygotowywanie się do festiwalu jest nudne, więc należy dorzucić jeszcze coś tragicznego, a żeby było wzniośle i pompatycznie skończył się odcinek.
A co do wizji ostatnich trzech odcinków – kliknij: ukryte co do Ricchan i Kaoru oraz wygranego festiwalu zgadzam się jak najbardziej, nie wierzę tylko, by Jun‑ni miał wrócić na studia – raczej po prostu zajmie się pracą, z piękną żoną i pięciorgiem dzieci przy boku^^.
Re: Odcinek 10.
No na początku ucieknie, ale wróci ;). Wydaje mi się, że jest to taki standard historii. Bohater najpierw tchórzy i ślad po nim ginie. Przyjaciele czują się zawiedzeni i albo go gonią, albo sam przychodzi w kulminacyjnym momencie np. powstrzymując ojca przed uderzeniem młodszej siostry. Złapie go za nadgarstek, spokojnie powie jakieś epickie słowa i przegna drania. Wtedy rodzina i przyjaciele rzucają się na niego wołając: „Wróciłeś, wróciłeś!!”; „Taa. Nie mogłem was przecież zostawić samych”. I jeszcze powinny pojawić się słowa w stylu: „ni emożna uciekać przed tym czego się boimy tylko stawić temu czoło…” Tadaa! I w ten sposób Jest wątek zamknięty pod tytułem: Trudne dzieciństwo Sena. Kaoru powodowany jego bohaterstwem bierze się w garść i popycha akcję z Ricchan. No i wygrana konkursu. Powinna jeszcze być scena taka: „On nie przyjdzie.”; „Nie prawda, zjawi się tu. Wiem to”; „Hej Kaoru‑kun, gdzie twój przyjaciel, czyżby strach go obleciał?” i w ostatniej chwili wpada Sen wołając „Bo! Będziesz tak stał, czy gramy wreszcie”. Wygrywają i wszystko kończy się szczęśliwie. A Jun‑ni może sobie robić co chce. ^^
Re: Odcinek 10.
A tak serio, to problemy Sena z ojcem właśnie w takim momencie powinny się zacząć… ^^"
Re: Odcinek 10.
Re: Odcinek 10.
A tak z ciekawości, jaki jest przekaz anime – Twoim zdaniem? (nie ironizuję tutaj, naprawdę – może pomożesz mi dostrzec coś, czego nie widzę)
Re: Odcinek 10.
I teraz pojawia się pytanie, czy telenowela podpada pod josei? No bo w sumie telenowele są kierowane do właśnie dorosłych kobiet, więc niby czemu nie? ^^'
Co do przesłania, to ja widzę tylko takie banały jak:
trzeba wierzyć w siebie, przyjaźń i miłość.
Re: Odcinek 10.
A telenowela to jak najbardziej josei… tak jak James Bond to seinen ^^'
Re: Odcinek 10.
Natomiast wszelkie motywy dramatyczne w tej serii są krótkie, pojawiają się i znikają, stanowią jedynie pewnego rodzaju koloryt dzięki któremu seria ta nabiera barw, jednak z pewnością nie są jej głównym trzonem tak jak jedna z koleżanek sugerowała ;). Rzekłbym raczej, że ich rolą jest stwarzanie okazji do zacieśnianie relacji w tej naszej grupce bohaterów – w każdej scenie tego typu można odnaleźć jakiś motyw budowania przyjaźni czy też miłości, więc sceny te są środkiem do osiągnięcia, pokazania czegoś a nie celem samym w sobie.
Poza tym sądzę, że krótkość tego typu scen i treściwe ich przedstawienie na ekranie jest zaletą a nie wadą. Bardziej szczegółowe przedstawienie elementów dramatycznych sprawiłoby, że seria stałaby się cięższa w odbiorze, młodzieńcza energia zostałaby stłumiona przez nieszczęśliwe historie z życia bohaterów, cała powyżej opisana koncepcja serii ległaby w gruzach. „nieszczęśliwi, doświadczeni przez los ludzie uciekli przed złym światem w swój świat muzyki” – przyznasz, że wydźwięk tego jest niezbyt optymistyczny.
Natomiast podchodząc do tego jeszcze z innej strony i rozwlekając motywy budowania relacji pomiędzy bohaterami (tak jak sugerowała tu jedna z koleżanek) otrzymamy właśnie taką telenowelę brazylijską,, w której przez 10 odcinków bohater będzie się zastanawiał jak coś komuś powiedzieć, a przez kolejne 10 będzie rozmyślał czy zrobił to dobrze – NIE, nie i jeszcze raz nie.
Zauważcie że relacje bohaterów nie stoją w miejscu, stale są tu jakieś gesty, słowa pokazujące że więzi te non stop się rozwijają.
Re: Odcinek 10.
No i wszystko byłoby pięknie, gdyby taka była rzeczywistość – a niestety (moim zdaniem, skromnym i omylnym) nie jest. Muzyka jest wielkim nieobecnym serii, poza wybranymi odcinkami praktycznie nie występuje. A jeśli uważasz, że jest wystarczająco dużo i więcej być nie powinno – obejrzyj Nodame Cantabile, potem możemy podyskutować o „pasji do muzyki łączącej ludzi z różnymi charakterami”. Tam było to po prostu ukazane o niebo lepiej, nie mówiąc już o autentycznej pasji tworzenia, której tutaj ze świecą szukać (obecna, owszem – ale tylko w pierwszych odcinkach).
Co do „rozwlekania” – miałam na myśli raczej „uzupełnienie” o to, co pomiędzy kolejnymi dramatami. A więc, nie tworzenie serii dobijającej a smutnej, wręcz przeciwnie – ukazanie bohaterów z tej codziennej strony, gdy akurat nie przeżywają rozczarowań miłosnych i tragedii rodzinnych. Być może byłaby to telenowela, ale przynajmniej miałaby klimat, nastrój, którego niestety nie czuję przez znaczną część seansu – owszem, klimat czasem się zdarza, lecz szybko znika zdmuchnięty przez kolejny dhramat wyskakujący jak filip z konopi, byle zaskoczyć. No i bohaterowie – owszem, zmieniają się, ale znowu – za szybko, przez co tracą na prawdopodobieństwie psychologicznym – vide Yurika, bohaterka skądinąd interesująca, ale zaprezentowana strasznie po łebkach, przez co pozostawia po sobie wrażenie trochę takie, jakby w połowie seansu została podmieniona przez dublerkę.
Jak widać, mamy zupełnie odmienne oczekiwania co do kina mieniącego się psychologicznym ^^
Re: Odcinek 10.
Bo została podmieniona, tylko nie zauważyłaś ^^ kliknij: ukryte Zrobili to w tej scenie, w której ścięła włosy – jak zaczyna ścinać, to była jeszcze Yurika, a po skończeniu postrzyżyn już jej dublerka ;P
Re: Odcinek 10.
Swoją drogą, biedna właściwa Yurika, kliknij: ukryte została z włosami ściętymi do połowy, nic dziwnego, że już się więcej nie pokazała….
Re: Odcinek 10.
Generalnie muzyką można operować w najróżniejszy sposób i wyrażać co tylko się chce i kiedy tylko się chce, a w szczególności gdy mówimy o seriach anime gdzie jest to mimo wszystko łatwiejsze i przyjemniejsze niż w zwykłych filmach ;). Tutaj muzyka często jest tak zwanym „ostatecznym rozwiązaniem” sytuacji bez wyjścia i w taki sposób bym ją postrzegał. Zauważ że nie ma tu dążenia do stworzenia jakiegoś jazzowego zespołu i osiągnięcia w ten sposób sukcesu połączonego z happy endem. Ludzie grają bo chcą, nie mają nastroju to nie grają, żyją swoim życiem, a w sytuacjach w których sobie nie radzą sięgają po muzykę. Jest tu trochę inne znaczenie muzyki niż w seriach gdzie ludzie spotykają się i ćwiczą by być coraz lepszymi…tu nawet proces doskonalenia muzycznego został ograniczony do niezbędnego minimum ;).
Czyli brakuje Ci wypraw nad morze, motywu z randką i zabaw na jakimś japońskim festiwalu, jednym słowem schematycznego, japońskiego stylu tworzenia tego typu serii :p.
Moim zdaniem troszkę to przejaskrawiasz. Dramaty tu nie wyskakują jeden po drugim, masz tutaj chociażby z ostatnich odcinków scenkę wspólnej nauki z Sentarou, scenkę zdejmowania obrazu, spędzanie czasu Sentarou z dzieciakami w rodzinie…i jeszcze pewnie trochę tego typu obrazków by się znalazło. Poza tym miej na uwadze to, że seria się kończy więc teraz tego typu scen będzie coraz mniej.
Postać epizodyczna mimo wszystko. Zresztą w jej przypadku zastosowano fajną moim zdaniem rzecz. Fakt że nie obserwujemy jej przemiany psychologicznej, ale z dialogów i opisów jej przez innych bohaterów widzimy że jednak coś się z nią dzieje. Całkiem dobrze to zostało ujęte, tyle że po prostu my w tym nie uczestniczymy, stoimy tak jakby z boku czasem tylko zmieniając ten punkt widzenia.
Spoko, ja też sobie cenię gdy postaci są przedstawione w składny, kompletny sposób z odpowiednią warstwą psychologiczno‑emocjonalną. I też nie lubię gdy ich psychologia zmienia się bez jakiegokolwiek przejścia, jednak tutaj nie odczuwam aby było tak źle jak o tym piszesz ;). Nawet uczucie Ritsuko, które zmienia się o 180 stopni zostało tutaj bardzo sprawnie i ładnie pokazane widzom, mimo że miało to miejsce tylko w przeciągu paru odcinków.
Re: Odcinek 10.
No i właśnie o to chodzi – nie doskonalą się, nie muszą, już tacy genialni są. A muzyczny sukces połączony z Happy Endem raczej jednak będzie (i tym razem zbiegnie się całe miasto posłuchać ^^')
Akurat wyprawa nad morze była – i był to jeden z lepszych odcinków, dobrze go wspominam. Właśnie doskonale pokazywał nawiązywanie się nici przyjaźni między młodymi ludźmi, może nie rozpieszczanymi przez los, jednak pełnymi chęci życia.
A właśnie ten fragment odcinka mi się podobał ^^ – jak napisałam w komentarzu wyżej, pozytywne wrażenie wyniesione z pierwszej połowy epizodu popsuła dopiero udramatyzowana końcówka.
A że przejaskrawiam… przejaskrawiam, nie będę się wypierać. Seria ogólnie mi się podoba, to jedynie boli, że tak marnują znacznie większy potencjał. Tylko i li.
Re: Odcinek 10.
Ale, gomenasai Ippiki kun, hitsu‑sempai, chyba przechodzę bardziej na stronę Draczeksa. ;)
Mam pewien niedosyt, choć uważam, że twórcy nie marnują w żadnym odcinku czasu. Mało tego, ilość drobnych sytuacyjek i wątków jest bardzo rozbudowana i w zasadzie jestem pod wrażeniem, że zmieścili to w tak krótkim czasie antenowym.
Mimo to, najbardziej z zasady lubię serie 26/28 odcinkowe. Jest wtedy czas na fabułę i poznanie bohatera. Choć serie ogólnie maja tendencje do wciskania jakichś fanserwiśnych fragmentów, albo takich, które absolutnie żadnej wartości fabularnej czy obyczajowej nie mają. W SnA, tak myślę, nie ma rzeczy niepotrzebnych. Nie znajdziemy tutaj najazdy na biusty, ani godzin rozterek monologowych, ani przydługich monologów/dialogów. Tu pada czasem tylko kilka słów… Myślę, że realizm potocznej, zwykłej rozmowy jest zachowany (+ inwencja tłumacza, który kolokwializuje wypowiedzi, czy doprawia do nich elementy gwarowe ^^).
Najwięcej pretensji mam do zbyt małej obecności muzyki. To na co Draczeks zwrócił uwagę: że Sen i Kaoru nie mają ambicji bycia słynnym zespołem, po prostu grają dla przyjemności, ma swoją dużą zaletę i doceniam pod tym względem pomysł. Ale i tak za mało ;<. Najbardziej rzucił mi się na uszy Moanin zespołu Art and Blakey (czy ja to dobrze piszę? O_O jest późno…). Był też jakiś utwór, który Kaoru polecił kliknij: ukryte matce. No i ten kawałek dla Ritsuko. Nic więcej nie zapamiętałam z jazzu. Reszta to były improwizacje. 3 utwory na 13 odcinków to trochę maławo :P.
Ale jestem bardzo optymistycznie nastawiona. Mamy trochę wygórowane pretensje do poziomu SnA. Nie mamy po pierwsze zbyt wiele serii do porównania. Jazzowości jak już wspomniała Hitsujin raczej się w anime nie spotyka. Porównujemy tylko z Nodame C. Ale to był pod wieloma względami inny typ. Przede wszystkim bardziej komediowy.
Uważam, że SnA nie mamy z czym porównywać. Może dlatego taka krytyka. Bo seria musi się wobec tego bronić sama wobec siebie.
Re: Odcinek 10.
Po prostu nie jest ten proces szlifowania muzycznego pokazany, gdyż nie jest to celem tego anime jak już napisałem wcześniej ;). Zresztą jazz jest taką muzyką gdzie chyba bardziej się liczy polot i serce do gry niż muzyczne wyszlifowanie, przynajmniej taki charakter miał jazz wczesnego okresu, grany przez czarnoskórych amerykanów. A błysk genialności ma tylko paniczyk, ale nie jest to moim zdaniem zbytnio przesadzone, na szczęście.
O nieeee! To by było zbyt kiczowate ;p, niech zakończą to w nieco lepszy sposób.
Ano była, ale na szczęście nie pokazana w taki bardzo schematyczny sposób, no i tak jak napisałaś – młodość, przyjaźń, energia, ale nie widzę sensu wprowadzania większej ilości tego typu motywów i powielania tej treści ;). Poza fillerowym charakterem i sztucznym wydłużeniem serii nie wprowadziłoby to żadnych istotnych zmian.
A ja tak nie czuję. Akcja jest składna, treściwa i w większości momentów spójna. Trochę inaczej wyobrażałem sobie tutaj muzykę, ale ostatecznie doszedłem do wniosku że też nie jest wcale źle. Brak wyraźnych scen służących budowaniu relacji, typu – wyprawa nad morze, zastępują z powodzeniem niewielkie scenki, czasem jedynie motywy wplatane w momenty dramatyczne tej serii, dzięki czemu nie mam odczucia że coś tracę, albo że bohaterowie zmieniają się w jakiś dziwny sposób.
Ale masz prawo odbierać to wszystko po swojemu ;).
Już Cię lubię ;).
Zabrzmiało to tak, jakby improwizacje były czymś bezwartościowym, czego nie da się słuchać….cóż jazz jest specyficzny mimo wszystko ;). Przy tyworzeniu anime w oparciu o rockowe piosenki nie ma żadnego problemu – 2 ballady rockowe, 5 szybszych kawałków i jest ładny, składny soundtrack w oparciu o który można budować serię, w jazzie natomiast dochodzi ta improwizacja, którą jedni uwielbiają a inni już niezbyt ;) i gdy chcemy oddać realistycznie jazzowy charakter jakiegoś okresu (tak jak jest to zrobione w tej serii) to trzeba znaleźć odpowiednie proporcje, bo jakby na to nie patrzeć, jazz nie polegał na odklepywaniu znanych jazzowych kawałków, cały fun w tej muzyce brał się z tworzenia własnych koślawych rytmów ;).
Tak…więc oceniajmy tą serię wysoko, aby w przyszłości mogły powstać produkcje idące właśnie w tym kierunku, może nawet jeszcze lepsze i ciekawsze niż SnA :).
Co do opisu
Z punktu widzenia Tokijczyka Kyushu to naprawdę prowincja (największe miasto, Fukuoka, ma „zaledwie” półtora miliona mieszkańców). Nie bez znaczenia pozostaje tu też kwestia dialektu – gwara z północnego Kyushu (taką posługują się bohaterowie) jest raczej trudno zrozumiała dla kogoś posługującego się tzw standardowym japońskim (to jakby Warszawiak znalazł się pośród górali), co stwarza dodatkową barierę. Dociekliwym proponuję wsłuchać się w kwestie Ritsuko – to, jak mówi do Nishimiego i jak zwraca się do Sentaro (dobrym przykładem jest też matka tego ostatniego). Może zwróci uwagę osłuchanych z japońskim słówko „ken”, często dodawane na zakończenie – odpowiada ono końcówkom „kedo” (ale) oraz „ne”, które słyszy się niemal w każdym anime.
Choć w sumie rzeczywiście, znaczna większość zjadaczy anime pewnie po pierwsze takich szczegółów nie spostrzeże (bo niby jak?), a po drugie nie będzie to miało dla nich większego znaczenia, czy to Kyushu, czy gdziekolwiek indziej bądź… Tak że podaję to tylko jako ciekawostkę^^'.
Re: Co do opisu
Re: Co do opisu
W sumie nic więcej mi się nie kojarzy, ale i żadna ze mnie specjalistka od dialektów, nigdy nie zgłębiałam tematu (na sam dźwięk słowa „językoznawstwo” jako pierwsza uciekam z krzykiem^^'). Tyle że zdarzyło mi się przebywać na Kyushu, to i się trochę osłuchałam.
Re: Co do opisu
Re: Co do opisu
Poza tym mieszkańców Kiusiu porównałbym raczej do Kaszebów – Górale to są przecież z Hokkaido ;P
PS Czy ktoś się może orientuje, czy Watanabe ma jakieś związki z chrześcijaństwem, bo kliknij: ukryte na trzy wyreżyserowane przez niego seriale, to już drugi, który porusza taki wątek?
Re: Co do opisu
A gdzieżby tam – w porównaniu do Kyushu Hokkaido wcale nie jest bardziej górzyste. Poza tym, tam żyją (żyli?) Ainu, lud nie spokrewniony z Japończykami… no i geograficznie się zgadza, Górale na południu^^
Re: Co do opisu
Re: Co do opisu
Wracając do Watanabe, kliknij: ukryte domyślam się, że chodzi o Samurai Champloo – tak się składa, że obie serie mają silny związek z Kiusiu, może więc to stąd? Na Kiusiu w końcu jest najwięcej Chrześcijan w Japonii – tam właśnie lądowali pierwsi misjonarze z Portugalii, a po okresie Edo i przywróceniu do łask chrześcijaństwa ujawniło się wielu „ukrytych katolików”. Zresztą, również dwudziestowieczni misjonarze jakoś lubili Nagasaki (w tym polscy zakonnicy z Niepokalanowa – przez jakiś czas przebywał tam nawet ojciec Kolbe)
Re: Co do opisu
No to Amerykanie w '45 trochę przetrzebili japońskich chrześcijan -,-'
Ale czy to tylko zbieg okoliczności, że Watanabe wybiera fabuły rozgrywające się na Kiusiu, chociaż sam pochodzi z Kyoto? I znowu uderza w chrześcijańskie struny, chociaż dla Japończyków ta religia jest w sumie bardzo egzotyczna?
Re: Co do opisu
Re: Co do opisu
Re: Co do opisu
hitsujin – zgadzam się. Też mam takie przeczucie, ale na razie ten wątek został dopiero napoczęty. Zastanawia mnie jaką rolę będzie odgrywał później.
Nic tylko czekać na rozwój wydarzeń
Re: Co do opisu
Więcej chyba jeszcze nie nadali? ^^'
Re: Co do opisu
Tokyo Godfathers, Haibane renmei – żeby już nie wspominać o wszystkich tych seriach, w których pojawia się złowroga organizacja pod nazwą Watykan…
A poza tym, to tak jak napisała San‑san, nic tylko czekać na dalszy rozwój wydarzeń^^
Re: Co do opisu
Re: Co do opisu
Re: Co do opisu
Re: Co do opisu
Re: Co do opisu
PS Tylko gdzie ja teraz banany dostanę… -,-'
Re: Co do opisu
Swoją drogą wyróżnik trójkąt romantyczny okazał się być dalece nieprecyzyjny kliknij: ukryte powinno być wielokąt romantyczny XD
PS Czy ja dobrze usłyszałem i zrozumiałem, że „shiku” znaczy „siku”? ^^'
Re: Co do opisu
PS. Nie w tym japońskim, który znam^^'
Re: Co do opisu
Szkoda mi Sentaro, zwłaszcza przy końcówce.
Rzeczywiście kombinacja uczuciowa robi się skomplikowana, zwłaszcza, że wszyscy tutaj się nawzajem raczej lubią i nie chcą nawzajem się ranić. A tu taka gmatwanina.
kliknij: ukryte mały Sen, był śliczniutki ^^.
kliknij: ukryte występ bardzo mi się podobał. 'Jun‑ni' jest ciekawą kreacją. Oprócz głównej trójki na plan wychodzą kolejne postaci, które mają swoje dość znaczne role do odegrania. Myślę, że to będzie kolejny plus tego anime. :)
Jak widać oprócz wątku chrześcijańskiego dochodzi problem ostracyzmu społecznego i konflikt… Jak to dobrze nazwać narodowościowo‑klasowy. Nie wiem. Ten okrzyk kliknij: ukryte „Dosyć mamy czarnego jazzu – to hałas, zagrajcie coś białego” wskazuje, tak mi się wydaje na pewne tendencje i problemy, jakich możemy się spodziewać w następnych odcinkach. Zgrabnie to wszystko jest wplecione moim zdaniem pomiędzy relacje bohaterów i fabułę.
Re: Co do opisu
Co do przeszłości Sentaro zaś – pachnie mi to tragicznymi przeszłościami czającymi się za każdym rogiem. Obym się myliła, ale jak na ten moment mam złe przeczucia co do kierunku, jaki zaczyna obierać seria…
A występ był ładny – aż chciałoby się, by w serii było więcej muzyki (tyle co w Nodame, na przykład^^)
Re: Co do opisu
Albo nakręcą drugi sezon, albo seria wyjdzie poprawna, a najwyżej dobra… -,-'
Pomarzyć
Ritsuko mnie zdziwiła. Jeszcze jeden podobny ep. i chyba stracę do niej sympatię.
Za bardzo się skupiają na romansowaniu a za mało na graniu. (Przeciwnie niż w Chihayafuru :P)
Nawet Sentaro był w tym epku jakiś taki trochę sztuczny.
Czuję, że się czepiam, ale skoro ustawiliśmy poprzeczkę wysoko, to Niech seria daje radę. Sanowe życzenie.
W ostatnim epku zupełnie takiego motywu zabrakło. A przecież kliknij: ukryte po powrocie z Tokio mogli nie tylko przywitać się z Ri‑chan, tylko pokusić się o pełne pasji wykonanie „Lullaby od Birdland”
Chyba Nodame mnie trochę rozpuściła, że mam takie wymagania ^^'
No ale fabuła, zwłaszcza dotycząca wątków miłosnych, to mało odkrywcza jest w tej serii, więc od początku oczywistym było, że wartością dodana ma być muzyka. Jeśli zrezygnują z muzyki na pierwszym planie, to niewiele ciekawego z tego zostanie… -,-'
Z drugiej strony, odcinek nie był aż tak tragiczny – końcowa kliknij: ukryte poprawa relacji sugeruje, że dalszy ciąg może wrócić do klimatu serii z pierwszych odcinków. Poza tym, zaintrygowało mnie kliknij: ukryte zniknięcie Jun‑ni – biorąc pod uwagę, że jest to rok 66, zapewne był socjalistą… gdyby mieli uwzględnić bunty studenckie z 68 roku (najlepiej nie tylko w roli 3‑planowego tła), to zdecydowanie podniosłoby poziom serii, przynajmniej w moich oczach.
A co do buntów studenckich (pomijając moje zszokowanie faktem, że Japończycy też czasami okazują społeczne niezadowolenie O_O') to jesetm jak najbardziej za pociągnięciem takiego wątku ^^
ps. kliknij: ukryte
ja^^ (ale może nie jestem „normalną dziewczyną”)
Bunty studenckie… A Jun‑ni jest studentem? O_o wydawało mi się, że jest trochę starszy.
W każdym razie myślę, że jednak chodzi o jakąś kobitkę.
No i oprócz owego niezadowolonego głosu z tłumu, brak tak naprawdę jakichś elementów deprecjonujących ówczesną sytuację. Gdyby chcieli ten temat jakoś zaznaczyć, wtrąciliby już wcześniej 'zahaczki'. Klimat jest. Winyle i nieco zaniedbane zaułki miasteczka na Kiusiu… Ale Jakoś nikt nawet się nie poskarżył na sytuację społeczną… kliknij: ukryte No oprócz wątku Sentaro, ale to raczej dziecięce okrucieństwo i aktualna przez wszystkie epoki relacja społeczeństwo‑obcy.
NodameC. było ciekawe także ze względu na ewolucję bohaterki. Nodame mimo iż uzdolniona, musiała powściągnąć wodze fantazji i improwizacji, ugiąć się nieco przed zasadami gry…
Tu mamy na odwrót, bo Kaoru jest dobry w 'sztywnej' klasyce i potrzebuje nieco swobody. Dało się do odczuć dwa, może trzy razy, ale tak naprawdę umyka najlepsza część tego rodzaju problemów: czyli postęp. Paniczyk nie robi postępów, a przynajmniej nie pokazuje się tego odbiorcy. ;/
Odcinek był fajny, ale pod warunkiem, że mamy zaplecze jeszcze kilkunastu innych odcinków. Po prostu trochę marnują czas.
W każdym razie, ówczesne bunty studenckie właściwie nie miały charakteru społecznego, już raczej były antyamerykańskie (przeciwko wojnie w Wietnamie, nie bez znaczenia było pewnie ciągłe okupowanie Okinawy), a także wynikały ze złych warunków nauki (problem stanowiła m.in. kiepska organizacja, wysokie czesne, trudne egzaminy wstępne i przestarzały program). Protesty odbywały się od 1965 r, w 1968 osiągnęły apogeum – szczególnie silne były na Todai'u, przez długi czas nie odbywały się zajęcia (zainteresowanych odsyłam do publikacji Ewy Pałasz Rutkowskiej i Katarzyny Stareckiej „Japonia” z serii „Historia państw XX wieku”, str. 278). Napisałam „socjaliści”, gdyż przewodziła im tzw. Nowa Lewica.
Co do marnowania czasu, w pełni się zgadzam – aż trudno uwierzyć, że to już 1/3 serii… na początku nawet było coś w ten deseń, otwierania się Kaoru na „czystą” muzykę, nie ubraną w żadne ramy czy sztywne zasady. Szkoda, że tylko na początku :( A teraz tylko co odcinek kolejne wątki wyskakują z kapelusza, i wszystko po łebkach.
ps. do Okami Ippiki: jeśli tylko takie dziewczyny masz w swoim otoczeniu, to szczerze Ci współczuję ;*
Kwestię czy Ippiki czy Hitori, to już przerabiałem z Areki‑chan i koniec końców przyznała mi rację, że jednak Hitori XD
A tak w ogóle, to co w tym złego, że kobiety preferują bogatych, społecznie i materialnie ustawionych partnerów? Przecież to tylko świadczy o ich inteligencji! Skoro facet się niczego nie dorobił, to znaczy, że leń, albo niezaradny, albo sam pochodzi z niezamożnej rodziny, czyli rodziny „niezaradnych leni”, a w takim razie wcale nie dysponuje atrakcyjnym garniturem genów do zaoferowania.
Poza tym bardzo często panienki poczytujące się za atrakcyjne z samego założenia inwestują wyłącznie we własną urodę, a nie w edukację czy karierę zawodową, po to właśnie, by zdobyć bogatego partnera, który je będzie utrzymywał. Taka taktyka życiowego prztrwania.
Skoro od wieków był popyt na taki towar, to musiała pojawić się i podaż. Tyle samo w tym „winy” kobiet, co i mężczyzn ^^
Co do inwestowania w urodę- tak robią tylko bardzo głupie panienki, którym mamusia nie powiedziała, że każy się kiedyś zmarszczy.
Jeśli ja słyszę, i to jest autentyk, że ojciec musiał wziąć 60.000 zł kredytu, żeby kupić dwudziestoletniemu synowi porządny samochód, bo inaczej syn sobie dziewczyny nie znajdzie, to przecież ten 20‑letni syn sam się jeszcze w tym wieku dorobić niczego nie mógł. Żeby spełnić oczekiwania swoich koleżanek, musiała się dorobić jego rodzina (albo przynajmniej uzyskać zdolność kredytową ^^).
PS A kiedy się już zmarszczą, to zaczną dostawać alimenty i jakoś to będzie XD
Mam nadzieję, że rozmawiacie w kontekście SnA.
Nun, jedyną taką 'panieńką' tutaj jest Yuriko, której się podoba przystojny studencik. Ritsuko wydaje się raczej pracowitą dziewuszką z prowincji. Sentaro w kontekście ludzi, którzy niewiele osiągnęli: ma gdzieś szkołę i wykształcenie, bo bardziej go pociąga Jazz i niezależność, przy czym nie zauważyłam by próbował zdobyć Yuri‑san za pomocą wypasionej bryki.
Zatem do brzegu moi mili. Hitori – bez dygresji.
Aha, zerknęłam do recenzji mangi. Enevi‑san pisze, że większy nacisk jest tam położony na relacje między‑bohaterskie, a muzyka ucieka nieco w kąt. Jeśli rozumiem uznaje to za zaletę, więc może akcja ładnie się rozwiąże.
W kontekście fabuły, która przedstawia Sentaro jako atrakcyjniejszegio dla płci przeciwnej niż Kaoru. A z mojego osobistego doświadczenia wynika, że to nie jest takie oczywiste XD
Ale że Jun‑ni wygrywa rywalizację ze wszystkimi, o to się nie czepiam. On z kolei emanuje dorosłością, co dla licealistki na pewno musi wydawać się strasznie atrakcyjne.
Ale na pewno nie było też lepiej, niż poprzednio -,-'
kliknij: ukryte Matsuoka w roli głównego złego, to chyba jakiś japoński żart, zupełnie niezrozumiały poza tą kulturą. Zresztą, nie będę rozwijał tej myśli, bo nie chciałbym nikogo urazić… Żeby to jeszcze ktoś pokroju Akio Ohtoriego był! *_*
Ps. Czy też macie wrażenie, że kliknij: ukryte ta kobieta na końcu to matka Sentaro?Jakby potrzeba było kolejnego zwrotu akcji…
To jest nas dwoje ^^
Hmm? myślałam, że te błyszczące oczka to z sympatii i podziwu…
To raczej na pewno nie kliknij: ukryte Jun‑ni, obejrzałam scenę jeszcze raz i wciąż sądzę, że to kobieta, na mężczyznę ma trochę za długie włosy… chyba że dotychczasowy pan atrakcyjny bardzo się zapuścił -.-'
Wiesz, Akio jest na swój sposób fascynujący (jak na wcielenie szatana przystało ;P) – taki mój największy wróg XD
A, to niewykluczone, w pewnym sensie – oby tak było. Następna postać tylko jeszcze bardziej by w tym wszystkim namieszała.
Wszystko to brzmi bardzo wzniośle i szlachetnie, ale… mnie przede wszystkim irytował swoją bufonadą. Bo przecież, czy on też na swój sposób nie był ofiarą? To mu nieco odbiera z tej grozy i powagi, jaką powinno mieć „wcielenie szatana”.
Ale odbiegamy od tematu, tu powinny być komentarze do Sakamichi no Apollon, w teorii…^^'
A wracając do SnA, to gdyby kliknij: ukryte Matsuoka w czymkolwiek przypominał ohtoriego, to możnaby było zrozumieć mir i poruszenie, jaki wywołuje wśród pozostałych uczniów. A tak to on raczej powinien być kompanijną ofermą ze swoim sposobem bycia, żeby już się nie uciekać do porównań więziennych ;P
Akurat jeśli chodzi o reakcje na kliknij: ukryte Matsuokę, to do tego nie mam większych zastrzeżeń – ani Sentaro, ani Kaoru z założenia go nie lubią. tego pierwszego udaje się skubańcowi przekabacić przy pomocy słodkich słówek (kto by się nie dał…), ten drugi reaguje paniką na myśl, że znów zostanie sam – pod koniec odcinka jego niechęć do Matsuoki jest powodowana nie tyle charakterem tego ostatniego, co irracjonalnym lękiem przed porzuceniem. A co do dwóch „wspólników” Matsuoki, byli oni cokolwiek niewydarzeni, nie sądzę, by akurat im trudno było zaimponować… tak że pod tym względem wszystko wydaje się miej więcej grać.
Akurat jeśli chodzi o Kaoru, to kliknij: ukryte przecież nie dlatego zarzucał Sentaro zdradę, że ten odszedł do innej grupy muzycznej! To nie miałoby pewnie kompletnie żadnego znaczenia, gdyby nie jego wywiedzione z samotniczej przeszłości irracjonalne przekonanie, że jeśli nie będzie elementu łączącego jego i Sentaro (w tym wypadku, muzyki) niewątpliwie rozejdą się także jako przyjaciele. Inaczej mówiąc, Kaoru całkowicie nie wierzy w to, że ktoś mógłby tak po prostu bezinteresownie się z nim zaprzyjaźnić i jeszcze pamiętać o nim, gdy znajdzie sobie nowych znajomych. Poza tym, po raz pierwszy ma przyjaciela, więc pewnie chciałby też być jego jedynym przyjacielem… coś w tym stylu, mi się wydaje.
To by oznaczało Twoją wygraną zakładu, nie cieszysz się?^^. Ale nie zdziwiłabym się, sądząc prędkości wyskakiwania kolejnych królików z kapelusza, niedługo zaczną sięgać po coraz „ciekawsze” zagrywki. Chyba jeszcze niejedno w tej serii zobaczymy…;]
bullshit
Wasze zarzuty przeciwko SnA wynikają w zasadzie z 1) dość szybkiego tempa wydarzeń w anime, a więc pomijania pewnych dość istotnych fragmentów obecnych w mandze; 2) szufladkowania – to, że Yamaoka był przywódcą szkolnych chuliganów, a Maruo był gruby i niezbyt popularny, nie znaczy, że nie mogli grać na gitarze. Rany, co z wam, ludzie? To właśnie w SnA jest takie realistyczne i ludzkie, że każda postać ma nie tylko jedną stronę.
By the way, w tamtych czasach w Japonii rock dopiero robił się popularny, i nie tylko jego szybki, rozrywkowy rytm, ale także piszczące fanki nieco degustowały Japończyków. Zarzut „gdyby od początku w szkole istniał rock‑band” nie trzyma się kupy, bo rock‑bandy nie były wtedy jeszcze powszechne i popularne, a zresztą SnA to nie kolejny tytuł o dwóch grupach przekrzykujących się gówniarzy z przerostem ambicji, którzy myślą, że potrafią śpiewać i wybijają sobie nawzajem zęby. Jeśli tego chcieliście – bardzo źle trafiliście.
A na koniec – kliknij: ukryte tam w barze to był Jun, a nie matka Sentarou, serio nie wiem, skąd wam taki pomysł do głowy wpadł…
Re: bullshit
Trochę się spóźniłam na najżywszą dyskusję, ale dopiero obejrzałam. Ogólnie rzecz biorąc odcinek był dosyć dynamiczny i podobał mi się. W zasadzie czuję się trochę zdezorientowana bo poza oczywistymi sprawami, znamy odczucia i myśli jedynie Kaoru, reszta (Ritsuko, Junnichi) są okryci welonem tajemnicy. Deprymuje mnie trochę to bo nie wiem czy kliknij: ukryte Ritsuko rzeczywiście kocha się w Sentaro? Ten odcinek w zasadzie na to wskazywał, ale mam pewności ^^.
Zgadzam się z Easnadh‑san. Sentaro zareagował na ten moment " kliknij: ukryte moja rodzina jest biedna i znakuję ubrania, żeby się nie pomieszały wśród licznego rodzeństwa„to jakiś kit. Ten chłopak ma kolorowe koszule i wygląda raczej na zadbanego, dobrze ubranego paniczyka, aniżeli biedaka. Chce wygryźć Kaoru‑kuna, specjalnie tak powiedział Senowi! Mówię wam ^^.
Jak pierwszy raz zobaczyłam Matsuokiego to myślałam, ze do SnA wkradły się Hetalia. -_-
Zgadzam się z tym, ze pasuje tu jak krowa do wiatraka…
Chociaż miny chłopaków: bezcenne ^^
Przede wszystkim kojarzy mi się bardziej z naszym współczesnym (jak‑mu‑tam) 'Justynem Bimbrem', aniżeli z Beatelsami.
A ten grubcio z wiosłem był zabawny :) szkoda, ze nie zagrał czegoś więcej… tylko jakieś plum‑plum tyle to i ja mogę poudawać :P.
A końcówki nie widziałam, bo mój monitor‑staruszek niedowidzi >.<
<facepalm>
Plus jego motywy nie są z gruntu złe. Powtarzam, nie szufladkujcie. Tak, on miał być w zamierzeniu postacią irytującą, ale słowo „irytujący” nie jest synonimem do „evil lorda”. Matsuoka chce zostać gwiazdą, a do zespołu potrzebuje perkusisty. Sen jest najlepszy. Są lata 60‑te, coraz więcej młodych ludzi uważa, że era jazzu już minęła, więc podejście Matsuoki nie powinno aż tak dziwić – po co tak dobry perkusista jak Sentarou ma się marnować? Poza tym przypominam, że Sen i Kaoru nie tworzą żadnego oficjalnego zespołu w szkole, ich jazz‑band jest pozaszkolny i w sumie niewiele osób w szkole nawet wie, że Kaoru potrafi grać na pianinie (chociaż Mastuoka może wiedzieć, bo mogła mu o tym powiedzieć Yurika).
A co do Justina Bibera… <facepalm> Radzę poszukać zdjęć Beatlesów, oni mieli wtedy takie fryzury (wikipedia twierdzi, że to akurat zdjęcia z roku '64).
Re: <facepalm>
kliknij: ukryte
Tak, ale gdyby wcześniej Matsuoka go nie przekabacił, wtedy, na plaży, nawet by nie słuchał, co tamten ma mu do powiedzenia czy zaoferowania – choć to może tylko moje wrażenie, ale wydaje mi się, że właśnie te bajki o Yurice były punktem przełomowym w ich relacjach.
Bo tempo wydarzeń jest za szybkie i stanowi to istotną wadę? Nie mam zamiaru sięgać po mangę, zresztą – anime powinno bronić się samo.
Re: <facepalm>
Zresztą, tylko w jednym miejscu napisałam, że moja przewaga wynika z tego, że przeczytałam mangę (okej, w dwóch, jeśli policzymy spoiler). Reszta mojej wypowiedzi bazuje na odnoszeniu się do realiów tamtych czasów oraz do ogólnego nie szufladkowania postaci.
I generalnie – tak, tempo w anime jest zdecydowanie za szybkie, co jest przykre, bo nie to dobra seria, a ma mało odcinków, podczas gdy jakiś randomalny czterdziestotysięczny z kolei tytuł ecchi ma ich 24…
Re: <facepalm>
Nie wiem dokładnie w jakich latach ma miejsce akcja serialu, bo nie jest to powiedziane, a historyczne punkty odniesienia są zbyt mgliste, żeby laik mógł się zorientować. Natomiast dalece niekonsekwentnym jest twierdzenie, że w jednym roku zespół quai‑rockowy nie mógł istnieć, bo było na to za wcześnie, a w następnym już mógł. Pewnie, że beatlemania dotarła do Japonii w jakimś konkretnym czasie, ale twórcy nie zadbali o to, żeby widz mógł zweryfikować zgranie wydarzeń fikcyjnych z historycznymi, bo nie podają żadnych dat.
A sposób bycia Matsuoki jest ewidentnie anachroniczny i kładzie cały klimat początku lat sześćdziesiątych. Beatlesi chodzili w tym czasie w garniakach i pod krawatem, a kolorowe koszule i dzieci‑kwiaty to już końcówka lat szesćdziesiątych i zupełnie inna moda muzyczna.
Re: <facepalm>
Matsuoka powiedział, że kliknij: ukryte jego rodzina jest biedna i ledwie wiąże koniec z końcem.
[link]
O wciskaniu kitu naturalnie sama sobie dopowiedziałam, ponieważ spekuluję i zastanawiam się nad dalszym ciągiem. Mam do tego prawo :P
Jak rzekła Histu‑sempai, mangi nie czytaliśmy. To, że nie przypadł nam do gustu jakiś bohater to nasza sprawa :P.
I mamy tez prawo zmienić nastawienie, jeśli Matsuoka nie okaże się taki zły.
Re: Co do opisu
Re: Co do opisu
OK 3, 2, 1. Lets JAZZ!!! :)
Session #1: Wyczekiwanie zaostalo nagrodzone, odcinek wzbudzil moje zainteresowanie.
Session #2: Akcja sie rozkreca, jestem zauroczony.
Session #3: Osiagnalem Nirwane, brak mi slow.
Jezeli seria utrzyma poziom (w co nie watpie) znajdzie sie napewno wsrod klasykow anime. Jak na razie arcydzielo! 10+/10
Jazz!
Kreska
Muzyka
Oto co już mi się podoba po 1 ep.
Okularnik, Przewodnicząca i Buntownik.
Okularnik przypomina trochę Aratę z Chihayafuru. Ściąga na siebie uwagę jako wybitny uczeń i to z wielkiego miasta, wyglancowany i z pozoru zadzierający nosa.
Przewodnicząca – super miła, nie zrazi ją pański wygląd ani odpychające zachowanie ani tym bardziej… Mm a więc grasz na fortepianie? Intresting...
Buntownik – wielki, wygląda jak bosman, perkusista, bijatyki – tak, szkoła – nie, muzyka – jaaaazz. Czy tylko ja lubię go od pierwszego wejrzenia?
Rysunek postaci jest realistyczny, w różnych ujęciach różnie to wygląda, ale na mnie robi wrażenie brak wielkich oczu, kreski zamiast ust, kolorowych żelowych fryzur i szpiczastych podbródków.
Muzyka: Ten pan gra na fortepianie, a ten drugi lubi jazz… niech ktoś ma w tym anime jeszcze skrzypki i będę „totemo ureshii”.
Nawiązuje się trójkącik uczuciowy. I zespół muzyczny… A pomiędzy? Zobaczymy ;)
Re: Jazz!
Pierwsza połowa – uśmiałam się stenie XD, Sentaro był niesamowity. W drugiej siedziałam jak na szpilkach. Ach te nieporozumienia…
Już wiem, że Ending Altair szczególnie przypadł mi do gustu, początek melodii kojarzy mi się z „Dream a Little Dream of me”. Kawałki Jazzowe są również świetne ^^
Podoba mi się, że wszystko dzieje się w latach 60.
Podoba mi się klimat drobnomiasteczkowy, podobają mi się wnętrza. To w jaki sposób słońce oświetla pomieszczenia i pewien nieład. Śmieci, firanki, meble. Podobają mi się okolice i ubrania.
Czekam na kolejne odcinki z utęsknieniem.
Re: Jazz!
Gdybyś nie napisała, to bym się w ogóle nie zorientował ^^' Dla mnie słuchanie winyli to codzienność, a że dorastałem jeszcze w erze przedkomórkowej i przedinternetowej, to brak tych atrybutów współczesności jest dla mnie zupełnie niezauważalny XD
Re: Jazz!
Przeczucie dotyczyło ogólnego klimatu, kreski (ubiorów) i jazzu. Tego typu jazz kojarzy mi się właśnie z wcześniejszą (jak dla mnie) epoką.
Re: Jazz!
Re: Jazz!
A tak nawiasem mówiąc, soundtrack jest już dostępny i na oficjalnej stronie można zobaczyć listę utworów, które pojawiły/pojawią się w serii – [link] Niczego z KoB nie widzę, jest za to Milestones (a biorąc pod uwagę jak znana to kompozycja, zapewne poświęcą jej którąś „sesję tygodnia”).
Re: Jazz!
No ale „Bags' Groove” to chyba jeszcze bez Coltrane'a, o ile się nie mylę ^^' Mi na „So what” najbardziej zależy, ale z drugiej strony, to nawet wolałbym posłuchac kawałków, których jeszcze nie znam.
Re: Jazz!
Właściwie liczę na niespodzianki :)
Sakamichi no Apollon
Pierwszy odcinek