Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Komikslandia

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

8/10
postaci: 9/10 grafika: 10/10
fabuła: 8/10 muzyka: 7/10

Ocena redakcji

8/10
Głosów: 13 Zobacz jak ocenili
Średnia: 8,23

Ocena czytelników

8/10
Głosów: 704
Średnia: 7,83
σ=1,45

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Piotrek)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Miłość, gimbaza i kosmiczna faza

zrzutka

Nietypowa opowieść o dorastaniu ukryta w typowej fabule o facecie uszczęśliwionym przez los ekscentryczną pannicą.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Życie nastoletniej Rikki Takanashi to ciągła walka. Nierozumiana i wyobcowana spośród rówieśników dziewczyna skrywa mroczny sekret – w jej ciele została zaklęta złowroga moc Diabelskiego Oka, Jaou Shingan. Jednakże właśnie dzięki tej mocy Rikka ma nadzieję odnaleźć tajemniczy Wiekuisty Horyzont, chociaż jej sytuacja wydaje się prawie że beznadziejna – na jej drodze stoi potężna organizacja Nadzorców, a wsparcie pojedynczej wiernej przyjaciółki i podwładnej, walczącej magicznym młotem Mjölnirem, okazuje się niewystarczające. Na szczęście w nowej szkole znajduje nieoczekiwanego sprzymierzeńca – to Dark Flame Master, podobnie jak ona obdarzony niezwykle potężnymi mocami ciemności. Czy jednak Rikka zdoła go przekonać, by zawarł z nią kontrakt i pomógł jej w walce?

Życie nastoletniego Yuuty Togashiego to (przynajmniej w tej chwili) ucieczka przed przeszłością. Za wszelką cenę pragnie ukryć przed otoczeniem, że do niedawna jeszcze cierpiał na ostrą postać chuunibyou – dotykającej wielu gimnazjalistów przypadłości objawiającej się niezachwianą wiarą w posiadanie magicznych czy też w inny sposób nadprzyrodzonych mocy. Teraz, kiedy ktoś mu przypomni czasy biegania w czarnym płaszczu i z plastikowym mieczem, gotów jest spalić się ze wstydu… Dlatego też wybiera liceum na przeciwległym końcu miasta, aby na pewno nie natrafić na kolegów z gimnazjum i zacząć wszystko od nowa. Początkowo sprawy idą zgodnie z planem – bez większego problemu nawiązuje kontakty z rówieśnikami i już jest przekonany, że upragnione zwykłe szkolne życie jest na wyciągnięcie ręki… Gdy nagle okazuje się, że rasowy i pełnowymiarowy przypadek chuunibyou mieszka z nim po sąsiedzku, a co gorsza, całe otoczenie najwyraźniej oczekuje, że to on zajmie się Rikką, która od pierwszej chwili wyraźnie go polubiła. Jak to się odbije na jego życiowych planach znalezienia zwyczajnych kolegów i (przy odrobinie szczęścia) jakiejś miłej dziewczyny?

Trudno mi decydować za innych, jednak przypuszczam, że ta seria nie zawiera niczego, co miałoby się nie spodobać osobom, które lubią nowsze produkcje Kyoto Animation. Znajdą tutaj przyjemne projekty postaci, płynną i staranną animację (w niektórych scenach wręcz olśniewającą), a przede wszystkim kilka przeuroczych dziewcząt, które przy różnych okazjach będą się prezentować w scenach nie tyle typowo fanserwiśnych, co podkreślających ich niewinność, naiwność i ogólny urok (tak, to celowe powtórzenie). Warto natomiast podkreślić, że na tym walory tego anime się nie kończą – ostatecznie zdołało ono przekonać do wystawienia wysokiej oceny mnie, czyli osobę podchodzącą do stylu KyoAni co najmniej bardzo sceptycznie. Chuunibyou demo Koi ga Shitai! nie jest (jak mógłby podejrzewać nieuprzedzony widz) kolejną adaptacją gry randkowej, ale bardzo swobodną przeróbką powieści autorstwa Nozomiego Ousaki. Jak swobodną? Na to pytanie trudno mi odpowiedzieć, ale sądząc po tym, że Wikipedia jako postaci stworzone wyłącznie na potrzeby animacji wylicza na przykład Kumin, Dekomori oraz siostrę Rikki, Toukę, czyli postaci kluczowe dla fabuły, prawdopodobnie – naprawdę bardzo swobodną. Nietrzymanie się fabuły oryginalnej powieści (dalekiej jeszcze od zakończenia) pozwoliło jednak na stworzenie opowieści zamkniętej (choć nie bez szans na kontynuację) i – co niezwykle ważne – dobrze rozplanowanej w przeznaczonych na nią dwunastu odcinkach.

Anime broni się doskonale, nawet jeśli uznamy je po prostu za kolejną odsłonę szkolnej komedii romantycznej. Na tle podobnych produkcji zyskuje bowiem mnóstwo punktów prostotą i naturalnością, bez silenia się na nadmierne kombinowanie. Oczywiście od razu widać, że między Rikką a Yuutą coś iskrzy, ale oni sami nie od razu sobie to uświadamiają – w trakcie kolejnych odcinków pomalutku „uczą się” siebie nawzajem i stają się sobie coraz bliżsi, widać, że coraz bardziej im na sobie zależy. Scena wyznania miłości jest jedną z najbardziej uroczych, a przy tym naturalnych, jakie widziałam w anime i choćby dla niej samej warto sięgnąć po tę produkcję. Choć komediowa przez większość czasu konwencja sprawia, że zdarzają się rozmaite nieporozumienia, anime radzi sobie bez sięgania po najbardziej ograne schematy w rodzaju paniki przy „pośrednim pocałunku” czy innych męczących na dłuższą metę zagrań. Scenarzysta oparł się też pokusie komplikowania bohaterom życia poprzez budowanie wokół Yuuty haremu – chociaż w obsadzie przeważają panie, nie próbują one wpychać się pomiędzy główną parę, co jeszcze dodaje serii rysu realistycznego (bo umówmy się, Yuuta jest fajny, ale nie takie znowu cudo, żeby się na niego rzucać). Zamiast tego wykorzystana zostaje inna pułapka – w pewnym momencie nasz bohater z całą nastoletnią naiwnością dochodzi do wniosku, że potrafi pomóc swojej dziewczynie i robi w tym kierunku wszystko, nie dostrzegając, że może to nie być najlepszy pomysł na świecie…

Tu dochodzimy jednak do drugiego wątku głównego anime: tego, jak właściwie należy patrzeć na chuunibyou. Scenarzysta nienachalnie, ale bardzo zgrabnie prezentuje najróżniejsze postawy bohaterów, widzowi zostawiając ostateczny osąd. Rikka, jak widać od pierwszej chwili, zdecydowanie za głęboko tkwi w świecie złudzeń, nawet jeśli (jak się z czasem dowiadujemy) ma po temu dobre powody. Czy jednak brutalne „otrzeźwienie” i znormalnienie jest faktycznie jedyną drogą? Yuuta początkowo z gorliwością neofity odrzuca jej fantazje, ale czy sam tak naprawdę nie zamienia jednego wyobrażenia siebie (Dark Flame Mastera) na inne (Idealnego Ucznia)? Niezależnie od dodatkowych okoliczności i szantażu podejrzanie łatwo daje się wciągnąć na orbitę Rikki i widać chwilami, że miałby jeszcze ochotę poflirtować ze swoim własnym chuunibyou – musi tylko mieć po temu jakiś pretekst. Z trzeciej strony warto zwrócić uwagę na ich starszą o rok koleżankę, uroczo roztrzepaną Kumin. W pierwszej chwili robi wrażenie typowo pustogłowej dziewuszki, ale gdy przyjrzeć się bliżej, można dostrzec bardzo interesujące uzupełnienie postaw bohaterów. Kumin przy całym swoim niepozbieraniu jest zaskakująco nonkonformistyczna – upiera się przy klubie, który nikogo nie interesuje, wykazuje też absolutną tolerancję dla pomysłów Rikki. To osoba, która nie walczy z niepasującą jej rzeczywistością (jak robi to chociażby Yuuta, czy jego kolega Makoto) – ale najzwyczajniej i niezłośliwie tę rzeczywistość ignoruje. Podobnie można by przeanalizować postaci przyjaciółki Rikki, Sanae Dekomori, oraz przewodniczącej klasy, Shinki Nibutani (szczególnie tej drugiej!) jednak to już wymagałoby zdradzenia zdecydowanie zbyt wielu rzeczy, które widz powinien sam zobaczyć.

Z obserwowanych przeze mnie w internecie reakcji, a nawet opinii moich kolegów wynika, że bardzo różnie odbierana jest zmiana klimatu w drugiej połowie serii. Część osób odebrała to jako nadmierne przedramatyzowanie i chociaż rozumiem ich punkt widzenia, dla mnie akurat nie stanowiło to problemu. Chuunibyou demo Koi ga Shitai! nie sprawia bowiem wrażenia historii „z życia wziętej”, ba! – moim zdaniem celowo wykorzystuje fikcyjną tytułową „chorobę”, zamiast uczynić swoich bohaterów po prostu zagorzałymi otaku jakiegoś hobby. Dzięki temu właśnie udało mu się zachować uniwersalność, bez zamieniania się w opowieść o fanach na przykład gier randkowych, mang czy innego RPG. Chuunibyou zgrabnie ucieleśnia dowolny rodzaj ucieczki przed rzeczywistością, znany dobrze młodym ludziom na całym świecie, niezależnie od kręgu kulturowego – i tak samo znany jest im problem powrotu do tejże rzeczywistości, kiedy zaczyna ona nadmiernie skrzeczeć. Dlatego właśnie wszystkie wydarzenia związane z tym wątkiem – w tym motyw przeszłości Rikki – wydawały mi się tak samo umownym „przetworzeniem” problemu, pokazaniem w wyrazisty i podkreślony przez fikcję sposób pewnych postaw. Od razu przyznam jednak, że jako nieprzyjemny zgrzyt odebrałam pod tym względem ostatni odcinek. Nawet nie samą końcową konkluzję, ale sposób dojścia do niej – za pomocą pełnego zbiegów okoliczności i dziur scenariusza, wymagającego od bohaterów cudownego czytania sobie w myślach, nagłego zmieniania dotychczasowych zachowań oraz niemalże teleportowania się z miejsca na miejsce. Tu jednak również reakcje widzów były bardzo różne, więc w tym przypadku moją ocenę należy potraktować jako jeden z możliwych punktów widzenia.

Całkiem niepostrzeżenie udało mi się wpleść w poprzednie akapity właściwie wszystko, co warto wiedzieć o bohaterach. Rikka i Yuuta doskonale się uzupełniają – to jeden z tych przypadków, kiedy widz naprawdę może uwierzyć w rodzące się między bohaterami uczucie, a co więcej, założyć, że ich związek może się okazać całkiem trwały. Żadne z bohaterów pierwszo- i drugoplanowych nie daje się tu zamknąć w pojedynczym przymiotniku czy ciasnej szufladce, choć podejrzewam, że części widzów do szczęścia wystarczą minki Rikki, biust Shinki czy urocza maniera mówienia Dekomori. Chciałam jednak poprosić o cierpliwość – każdej postaci warto się tu przyglądać dokładniej, analizować jej zachowanie w poszczególnych scenach. Dopiero wtedy na koniec serii dostaniemy obraz ciekawy i wielowymiarowy, bardzo ładnie odzwierciedlający zachowania młodych ludzi, którzy nie przestali być jeszcze dziećmi, nawet jeśli stoją już jedną nogą w dorosłości.

Za cały opis grafiki i animacji wystarczyłoby zapewne zdanie „No cóż, standard dla Kyoto Animation”, poparte okrągłym 10 w ocenach. Nie ma jednak tak dobrze – oto kilka zdań na ten temat dla ciekawych. Szczerze i uczciwie mówiąc, nie do końca podobały mi się projekty postaci – nie lubię tego okrągłookiego stylu, w dodatku niemal identycznego we wszystkich nowszych produkcjach KyoAni (gdyby ktoś wymieszał obsadę tej serii i powiedzmy Hyouka, nikt by nie zauważył, że postaci pochodzą z różnych tytułów). Nie obniżam jednak za to oceny, bo od strony technicznej zrobione były bez zarzutu – dopracowane do przyjemnych drobiazgów, zróżnicowane pod wieloma względami i nienagannie rysowane niemalże we wszystkich ujęciach. Tłom należą się standardowe komplementy, chociaż znalazłabym tu z jedną czy dwie sceny, kiedy troszeczkę przesadzono z nasyceniem – rozumiem, że dla efektu, ale ten efekt zaczął dawać po oczach. Światło i kolorystyka służą także budowaniu nastroju, co aż do przesady wykorzystywane jest w odcinku 11., ale znowu – to już moje czepianie się, nie sądzę, żeby komukolwiek tego rodzaju efekciarstwo miało przeszkadzać, szczególnie jeśli jest tak dobrze zrobione.

Osobna sprawa to animacja. Kyoto Animation potrafi wydawać absurdalny budżet na najbardziej codzienne sceny, z iście dalekowschodnią obsesją estetyzując najprostsze gesty czy czynności – proszę popatrzeć chociażby na to króciutkie ujęcie w jednym z odcinków, kiedy Touka płynnym ruchem robi przewrót w tył i wstaje. Jednakże animatorzy znaleźli idealną okazję, żeby się popisać, pokazując na ekranie część tego, co dzieje się w głowach bohaterów – fantastyczne bitwy z niesamowitymi efektami specjalnymi. Muszę przyznać, że po zakończeniu serii byłam naprawdę pod wrażeniem. Te sceny początkowo sprawiały wrażenie czystej ozdoby, dodatkowego fanserwisu – mamy budżet i umiemy go wydawać! Z czasem jednak da się zauważyć, że to, kiedy się pojawiają – a co ważniejsze, kiedy się nie pojawiają – ma kluczowe znaczenie dla fabuły i doskonale potrafi oddać chaos lub zwątpienie w sercach poszczególnych bohaterów.

W roli narzędzia budującego klimat sprawdza się także muzyka – podkreślająca sceny komiczne i dyskretnie cichnąca, kiedy robi się za poważnie na jakieś tam plumkanie w tle. Jej kompozytor, Nijine, ma na koncie ładne kilka ścieżek dźwiękowych do anime, chociaż częściej chyba tworzy na potrzeby eroge – znać w tym rękę solidnego rzemieślnika, ale przyznam szczerze, że nie ma tu niczego, co byłoby warte słuchania oddzielnie. Kompozycję piosenek w czołówce i przy napisach końcowych powierzono artystce ukrywającej się pod pseudonimem ZAQ. Oba utwory są przyjemnie energiczne, chociaż śpiewany przez seiyuu głównych bohaterek ending, Inside Identity, ma więcej oryginalności i uroku niż bardziej standardowy Sparkling Daydream w openingu, który wykonuje sama ZAQ. Kyoto Animation nie po raz pierwszy postanowiło powierzyć główną rolę żeńską stosunkowo mało jeszcze znanej seiyuu – ważniejsze role Maayi Uchidy to właściwie tylko Lilith z Holy Knight oraz tytułowa bohaterka Sankarea, ale doskonale poradziła sobie z oddaniem różnych stron osobowości Rikki. Pod względem zmienności stylu i nastroju lepsza wydała mi się jednak Chinatsu Akasaki w roli Shinki – postaram się śledzić jej kolejne role, bo z pewnością jest to bardzo obiecująca aktorka. W przypadku Yuuty postawiono jednak na sprawdzone nazwisko, a Jun Fukuyama pokazał, że umie z dystansem podejść do swoich licznych ról „genialnych bishounenów” – proszę tylko popatrzeć na jego manierę mówienia, kiedy wchodzi w rolę Dark Flame Mastera!

Na swój sposób Chuunibyou demo Koi ga Shitai! przypomina mi Melancholię Haruhi Suzumiyi potraktowaną à rebours: Haruhi jako jedyna jest nieświadoma istnienia własnych mocy; Rikka jako jedyna naprawdę wierzy w ich istnienie, a w obu przypadkach główna oś fabuły jest pretekstem do pokazania kilku prawd o dorastaniu i poszukiwaniu sposobu na wyrażenie siebie i własnej indywidualności. Dodatkowo obie serie mają skłonności przyciągania widzów, którzy nie spojrzą poza ich najbardziej powierzchowną warstwę („ale fajnie byłoby mieć Boga­‑licealistkę!” vs „ale ona jest słodka w tej opasce na oko!”), dlatego – paradoksalnie – nie zdziwiłabym się, gdyby bardziej wyrobionych widzów zniechęcały hałaśliwe i agresywne rzesze „prawdziwych fanów”. Tak jak pisałam na wstępie – amatorów słodkich dziewcząt w stylu Kyoto Animation nie muszę do tej serii zachęcać. Chciałabym jednak poprosić sceptyków, żeby nie sprowadzali sensu tego anime do popularnych w sieci zapętlonych gifów z podskakującymi tyłeczkami i dali mu szansę, na jaką zasługuje.

Avellana, 13 stycznia 2013

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Kyoto Animation
Autor: Nozomi Ousaka, Torako
Projekt: Kazumi Ikeda
Reżyser: Tatsuya Ishihara
Scenariusz: Jukki Hanada
Muzyka: Nijine