Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Otaku.pl

Komentarze

Mass Effect: Paragon Lost

  • Dodaj komentarz
  • Recenzja anime
  • Zegarmistrz 10.06.2013 14:06:49 - komentarz usunięto
  • Avatar
    A
    odpowiedzi: 4
    Pazuzu 29.01.2013 13:10
    Okiem nerda
    Nie znam uniwersum Mass Effecta. Wiem tylko tyle, że jest to o niejakim Shepardzie, który ratuje świat przed Żniwiarzami i uwodzi niebieskoskure laski. Anime obejrzałam tylko dla tego, że prosił mnie o to mój brat, wielki fan Mass Effecta. Mogę więc ocenić go jako niezależny widz. I co?
    I bida z bryndzą jak mawia moja babcia. Zacznijmy od technikaliów. Tu mamy słabiutki charadesign i kulawą animację. Plusem był projekt broni i statków (mój młodszy na pierwszy rzut oka rozpoznał większość), minusem postaci – często krzywe i ze znikającymi nosami. Sam Vega wyglądał misiowato, co wzbudzało sympatię, ale nijak się miał do oryginału (no co? Nie grałam, ale widziałam kilka filmików), poza tym było boleśnie ubogo. Nawet kombinezony bojowe w jakich przez większą część czasu paradowali wydawały mi się bardzo boleśnie ogołocone z szczegółów. Mocno średnio wypadły postacie kobiece – krzywe i aseksualne. Brat kilka razy mi wspominał, że asari to niezłe laski i dobrzy wojownicy, po anime nigdy bym tak nie powiedziała. Asari wyglądała jakoś dziwnie z tymi mackami na głowie (wina kolorystyki), i często traciła proporcje ciała. Zdecydowanie była słabiutka. Bawiły mnie okulary jednego z bohaterów – ludzie podbijają galaktyki, stosują przekaźniki masy, mają super­‑mega­‑hiper technologie a elitarny żołnierz paraduje w brylach. Mogiła. Kulała też animacja – była sztywna, rwana i na odwal się. To bolało, zwłaszcza że pierwsza walka była chwilami szalenie efektowna i dawała nadzieję na coś dużo lepszego. Potem nawet pojedynki stały się jakieś, takie prostackie. Muzyki nie zauważyłam, co dobrze o niej nie świadczy.
    Fabuła – ach, fabuła. Na pierwszy rzut oka dla kompletnego laika nie była zła – taka przeciętna dla s­‑f i filmów akcji. Trzymała się jakoś kupy i dała się oglądać. Problem zaczął się, gdy zaczęłam ją analizować. Może nawet nie tyle, wystarczyło, że się zastanowiłam i doszłam do wniosku, że o ile ogólne założenie było wtórne ale znośne, o tyle detale położyły je zupełnie. Schematy wylewały się wiadrami, postacie niczym nie zaskakiwały, poszczególne wątki były albo oklepane do bólu, albo przewidywalne jak cholera. Zdrajca pozostał zdrajcą i tchórzem, dzielni marines pozostali dzielni do samego końca, irytujący bachor miał wycisnąć łzy w odpowiednim momencie (co w moim wypadku zupełnie nie podziałało), a efekt był taki, że przejmująca końcówka – zamiast chwycić za serce i pokazać, pełnie dylematu moralnego Vegi i jego cierpienia sprawiła, że ryknęłam śmiechem. Jasne, jak się potem zastanowiłam, to nic śmiesznego w niej nie było, ale w trakcie seansu ilość banałów i „przejmujących momentów” wywołała efekt zupełnie przeciwny do zamierzonego.
    Dodatkowo autorzy nic nie tłumaczyli, w związku z tym, by dowiedzieć się co i jak, choćby z takim Cerberusem, musiałam pytać się brata. Dla niezaznajomionych z grami film był po prostu nieczytelny!
    Tak więc ja, jako zupełny Mass Effectowy nerd nie byłam zachwycona z seansu. Animacja gorsza niż w starszych seriach TV, kiepściutka fabuła i papierowe postacie nie ujęły mojego serca. Daję 4/10 a i to z lekka naciągane.

    Na koniec kilka słów o tym, jak Mass Effecta przyjął mój młodszy brat – wyjadacz growy, który każdą część przeszedł po kilka razy na wszystkich stopniach trudności i odkrywając wszystkie zakończenia. Otóż o ile na początku chętnie komentował i opisywał co i jak (dla mnie duża pomoc, bo wyjaśniał poszczególne wątki fabuły), im bliżej było końca tym częściej milczał, a na końcu zrobił wielkiego facepalma. I to by było na tyle. Też nie poleca.
    Odpowiedz
  • Dodaj komentarz
  • Recenzja anime