Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Komikslandia

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

6/10
postaci: 6/10 grafika: 6/10
fabuła: 5/10 muzyka: 5/10

Ocena redakcji

6/10
Głosów: 3 Zobacz jak ocenili
Średnia: 5,67

Ocena czytelników

6/10
Głosów: 232
Średnia: 6,48
σ=1,7

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Avellana, Tassadar)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Ore no Kanojo to Osananajimi ga Shuraba Sugiru

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2013
Czas trwania: 13×24 min
Tytuły alternatywne:
  • OreShura
  • 俺の彼女と幼なじみが修羅場すぎる
Gatunki: Komedia, Romans
Postaci: Uczniowie/studenci; Pierwowzór: Powieść/opowiadanie; Miejsce: Japonia; Czas: Współczesność; Inne: Harem, Realizm
zrzutka

Nieprzychylny jakimkolwiek związkom uczuciowym bohater zostaje zmuszony do gwałtownego przewartościowania swojego światopoglądu. Cztery dziewczyny tylko czekają na jakiekolwiek oznaki słabości i zrobią wszystko, by zawrócić mu w głowie.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Eita nie chce mieć nic wspólnego z miłością i wydaje się na jej przejawy niemal uczulony. Wychodzi z założenia, że życie uczuciowe tylko przeszkadza w nauce i codziennych pracach domowych, a ponadto wiąże się z masą dodatkowych obowiązków, zabierających cenny czas. Chłopak równie niechętnie odnosi się do prostych rozrywek w stylu gier komputerowych i komiksów. Wszystko, co nie przybliża go do upragnionych studiów medycznych, zupełnie się nie liczy. Jedynie Chiwa, mieszkająca po sąsiedzku i regularnie wpadająca z odwiedzinami koleżanka z dzieciństwa, sprawia, że główny bohater Ore no Kanojo to Osananajimi ga Shuraba Sugiru nie żyje w całkowitym odosobnieniu i nie nabiera w związku z tym dziwacznych nawyków. Taki styl życia całkowicie go satysfakcjonuje i tym samym nie może trwać wiecznie.

Do jego liceum trafia Masuzu, egzotyczna piękność, która z miejsca przyciąga uwagę wszystkich chłopaków, oczywiście poza protagonistą, któremu nie w głowie amory. Tymczasem, całkowicie ignorując względy zauroczonych nieszczęśników, dziewczyna publicznie wyznaje Eicie miłość. Klasa oczywiście wariuje, ale bohater nie daje się tak łatwo omamić. W rozmowie na osobności kwestionuje prawdziwość deklaracji uczuć, wykazując się rzadką jak na postać z haremówki przytomnością umysłu. Sprawa okazuje się mistyfikacją, mającą na celu zniechęcenie dziesiątek adoratorów, a sama dziewczyna ujawnia swoje prawdziwe oblicze osoby równie nieprzyjaźnie nastawionej do miłości, co główny bohater, a przy tym obdarzonej wyjątkowo paskudnym charakterem. By „partner” przypadkiem się nie rozmyślił, prezentuje mu zdobyty w antykwariacie pamiętnik, pełen zawstydzających wpisów, popełnionych przez Eitę w latach młodzieńczej głupawki.

Pomysł na fabułę wydaje się podejrzanie zbliżony do emitowanego ledwie sezon wcześniej Chuunibyou demo Koi ga Shitai!, ale wbrew pozorom nie jest to plagiat ani też bezpośrednia inspiracja, a jedynie zbieg okoliczności. Obie serie powstały na bazie light novel, przy czym OreShura (tym oficjalnym skrótem będę się posługiwał dla uproszczenia) jest tytułem o kilka miesięcy starszym. Ma też zupełnie inny styl – to czystej wody haremówka, balansująca pomiędzy poważniejszym a komediowym podejściem do tematu. Autorzy trzymają się konkretów i nie próbują nowatorskich zagrywek, co warto mieć na względzie, rozważając seans.

Przy całej swej prostocie, jest to anime modelowo urzeczywistniające podstawowe schematy gatunku, na czele ze zróżnicowanymi, wyrazistymi osobowościami bohaterów. Eita, jak na protagonistę przystało, jest popularny bez większego powodu, ale w toku wydarzeń wychodzą na jaw fakty mające ową popularność uzasadnić. Wyjaśnienia są akceptowalne, bez nadmiernego rozwodzenia się nad każdym wątkiem. Systematycznie pojawiają się kolejne zabujane w bohaterze koleżanki, ale pozostaje on świadom sytuacji, w jakiej się znajduje, i potrafi stawić jej czoła. „Wybieraj, czy chcesz zrobić z życia harem, czy pole bitwy” – oznajmia jego ciotka, ale bohater staje na głowie, by znaleźć trzecie rozwiązanie, niepsujące relacji z żadną z dziewczyn i umożliwiające choć częściowy powrót do dawnej, harmonijnej rzeczywistości.

Trudno o bardziej syzyfową pracę, ponieważ cztery wielbicielki też nie dają łatwo za wygraną i powoli, ale nieustępliwie usiłują usidlić biedaka. Początkowy i jednocześnie najciekawszy konflikt toczy się pomiędzy Masuzu a Chiwą. Szantażystka w pełni cieszy się swobodą uzyskaną dzięki swojej grze, ale na tym nie poprzestaje, regularnie dając upust wrednym skłonnościom (choć ma ku temu poważniejsze, niż by się mogło wydawać, powody). Przyjaciółka z dzieciństwa, co nie dziwi, pełni za to rolę nieustraszonego obrońcy, za punkt honoru stawiając sobie oswobodzenie kolegi ze szponów bestii. Na polu walki nie brakuje podstępów, wzajemnych uszczypliwości i innych tanich chwytów, ale o umiarkowanej intensywności. Przy okazji, powoli kształtują się w tym gronie przekonujące relacje, i choć cała sytuacja jest patowa, z czasem dochodzi do przynajmniej częściowego zawieszenia broni.

Wątpliwości nabrałem dopiero wraz z wprowadzeniem kolejnych bohaterek. Himeka jest zamknięta w sobie i nie do końca normalna – twierdzi, jakoby była dziewczyną Eity w poprzednim życiu (w rzeczywistości jest jedynie niewyleczoną z młodocianych fantazji maniaczką gier, przypominającą mu na każdym kroku o wstydliwej przeszłości, zawartej na kartach feralnego pamiętnika). Poza mało przekonującymi walorami komediowymi jej obecność nie ma dla fabuły żadnego znaczenia, być może dlatego, że adaptacja wciąż ukazującej się light novel jest niepełna i autor oryginału dopiero przygotowuje dla niej ważniejszą rolę, ale śmiem twierdzić, że miała po prostu uzupełnić skład grupy o cenioną przez niektórych widzów osobowość. Podobnie ma się sprawa z Ai. Przez trzynaście odcinków członkini rady uczniowskiej, mimo przyzwoicie poprowadzonej retrospekcji ukazującej przyczyny jej zainteresowania bohaterem, wnosi do wydarzeń niewiele poza okazjonalnym pretekstem do rozbawienia odbiorcy. Cóż, przynajmniej dzięki niej nie zabrakło w obsadzie klasycznej tsundere.

Wspominana niekompletność adaptacji odbija się na finale serii, z którego niewiele wynika. Trudno oczekiwać od haremówki, by w ogóle gwarantowała rozstrzygnięcie i pokazywała wybór protagonisty, a nawet jeśli, to by czyniła to przed zakończeniem wydawania pierwowzoru, i nie inaczej jest w przypadku OreShura. Nawet jeśli rozwiązanie jest sugerowane po drodze, ostateczny rezultat trudno uznać za pewny, i ciekawym pozostaje czekać na kontynuację bądź finał wersji książkowej. Do tego czasu wstrzymałbym się z prorokowaniem, bo autorowi po drodze różne rzeczy mogą przyjść do głowy.

Alternatywą dla romansów jest spora ilość humoru, jaki autorzy wpletli w perypetie Eity i jego wielbicielek. Zapewnia on całkiem niezłą rozrywkę, choć niektóre chwyty, jak choćby cytowanie najbardziej wstydliwych fragmentów pamiętnika, szybko powszednieją. Inne formy droczenia się z protagonistą już tak łatwo się nie nudzą, głównie za sprawą odgrywającej Masuzu Tamury Yukari, szerzej znanej jako Togame z Katanagatari i Rika z Higurashi no Naku Koro ni. Fałszywa sympatia głównego bohatera potrafi skutecznie namieszać mu w głowie, a reszta dziewczyn, pozornie przyjaźniej do niego nastawionych, z czasem dzielnie zaczyna jej wtórować. Nie należy spodziewać się świeżych ani odkrywczych gagów, wszystko było już wcześniej po wielokroć wykorzystane w innych anime, ale dobre pomysły zdecydowanie górują nad sucharami.

Na koniec warto wspomnieć o specyficznym rysunku i stylistyce anime. To jeden z wyróżniających je elementów, który jeszcze na etapie zwiastunów rozbudził moje zainteresowanie tym tytułem. Charakterystycznie zaokrąglone rysy twarzy w połączeniu z wyblakłą kolorystyką dają ciekawy efekt, choć z pewnością nie każdemu przypadnie on do gustu. Osobiście nie mam do tej formy zastrzeżeń, uznałem, iż łagodzi atmosferę wokół wydarzeń, w istotny sposób temperując dramatyzm poważniejszych scen, przez co całość ogląda się przyjemniej. Sporym zaskoczeniem jest też wyjątkowo stonowany i niemal nieobecny fanserwis, przynajmniej w jego najbardziej klasycznym wydaniu. Obowiązkowy odcinek plażowy i poprzedzające go przygotowania to maksimum, na jakie można liczyć, co czyni z OreShura tytuł bardziej przystępny. Ścieżkę dźwiękową mógłbym podsumować stwierdzeniem, że istnieje, ale powtarzalność i bylejakość utworów zasługują na ostrzejszą krytykę. Te kilka poskładanych bez słyszalnego zaangażowania melodyjek chwilami wręcz przeszkadza zamiast pomagać w budowaniu atmosfery. Również opening i ending nie wyróżniają się ponad klasyczną j­‑popową mieszankę, ale przynajmniej towarzyszące im tła prezentują się interesująco i powstrzymują przed każdorazowym przewijaniem piosenek.

Ludzie mają tendencję do przychylnego oceniania rzeczy, które już znają. OreShura powinno bez większych trudności zadowolić osoby preferujące romans podany w lekkiej, uproszczonej formie, z obowiązkowym podziałem na haremówkowe stereotypy. Nie widzę szans na przyciągniecie szerszej widowni, ale twórcy nie mają się czego wstydzić. Od początku wiedzieli, co chcą przygotować i wypełnili swój plan bez zarzutu. To wciąż w najlepszym przypadku przeciętne anime, ale ma w sobie dość zalet i autentycznego ciepła, by nie żal było spędzonego przy nim czasu. Stąd ocena może i na wyrost, ale niech będzie, choćby w zamian za pozytywne emocje, jakie zdołało wywołać.

Tassadar, 30 kwietnia 2013

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: A-1 Pictures
Autor: Yuuji Yuuji
Projekt: Mai Ootsuka, Ruroo, Tomomi Ozaki
Reżyser: Kanta Kamei
Scenariusz: Tatsuhiko Urahata
Muzyka: Masatomo Oota