Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Dango

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

3/10
postaci: 2/10 grafika: 5/10
fabuła: 3/10 muzyka: 6/10

Ocena redakcji

3/10
Głosów: 6 Zobacz jak ocenili
Średnia: 3,00

Ocena czytelników

5/10
Głosów: 463
Średnia: 5,1
σ=2,35

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Piotrek)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Amnesia

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2013
Czas trwania: 12×24 min
Tytuły powiązane:
Gatunki: Przygodowe, Romans
Widownia: Shoujo; Pierwowzór: Gra (otome); Miejsce: Świat alternatywny; Inne: Magia, Męski harem
zrzutka

Seria na podstawie gry otome – wydanie kolejne. Czyli krótka rzecz o nudnych bohaterkach, mdłych bishounenach i braku sensownej fabuły… Wszystko oczywiście w kolorach tęczy!

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Już po kilku minutach anime z całą pewnością możemy stwierdzić, iż bezimienna bohaterka cierpi na anemię, o czym dobitnie świadczy sposób jej wypowiedzi. Niestety szybko okazuje się, że w tej chwili jest to najmniejszy z jej problemów. Dziewczyna budzi się w kawiarni i choć ma na sobie strój kelnerki, a reszta obsługi zachowuje się wobec niej poufale, nie ma pojęcia, kim jest, ani co tam robi. Jakby tego było mało, słyszy i widzi dziwnego duszka, którego nikt inny zdaje się nie dostrzegać. Orion, bo tak zwie się owa istota, tłumaczy, że pochodzi z innego świata i przypadkowo został uwięziony w duszy bohaterki, stąd najprawdopodobniej wzięła się amnezja. Ponieważ jej przypadek nie nadaje się do normalnego leczenia, duszek namawia ją, by udawała przed znajomymi, że wszystko jest w porządku, a być może kontakt z nimi przywróci jej utracone wspomnienia.

Amnesia, mimo interesującej zapowiedzi, bardzo szybko obnaża wszystkie swoje słabości i niedoróbki. Nastrój zagadkowości, chociaż cały czas obecny, już w drugim odcinku ustępuje pola nudzie. Mimo mnożenia kolejnych tajemnic i niedomówień, a także podsuwania wskazówek, twórcy nie są w stanie przykuć widza do ekranu. Kolejne odcinki zupełnie nie angażują, a ciągle powtarzane przez bohaterów „Nic takiego… Nic się nie stało… Nieważne…”, doprowadzają do szału, zwłaszcza że każda taka odpowiedź zastępuje solidny pęczek wyjaśnień. Zasadniczo nie jestem osobą, która musi wiedzieć wszystko od początku – lubię, kiedy reżyser wraz ze scenarzystami wodzi mnie za nos i pozwala samodzielnie dojść do konkretnych wniosków, ale tego typu zabawy należy stosować z umiarem i umiejętnie. Amnesia zupełnie nie spełnia tych warunków, jest przekombinowana – każdy odcinek kończy się czymś w rodzaju resetu pamięci bohaterki. Widzieliście Dzień świstaka? To film opowiadający o pewnym reporterze, który utknął w prowincjonalnym miasteczku i jest zmuszony ciągle przeżywać ten sam dzień. Anime bazuje na bardzo podobnym schemacie – bohaterka co jakiś czas ulega wypadkowi, by po przebudzeniu zorientować się, że znowu cofnęła się w czasie. Żeby było ciekawiej, zachowuje dotychczasowe wspomnienia, ale szybko okazuje się, że nie są one całkowicie zgodne z tym, co opowiadają jej znajomi, a każdy kolejny dzień ma zupełnie różny scenariusz. Naturalnie nie służy to wyjaśnieniu czegokolwiek, a jest jedynie okazją do zaprezentowania protagonistki z następnym przystojniakiem. Bo być może nie wszyscy mają świadomość, że seria powstała na podstawie gry otome, a naszą anemiczną bohaterkę otacza wianuszek bishounenów, nadskakujących jej przy każdej możliwej okazji. Dopiero ostatnie trzy odcinki nieco wyłamują się z tego schematu, chociaż nie do końca. Do tego czasu widz ma już jakieś pojęcie o tym, co się dzieje, brakuje jedynie motywu, który okazuje się cokolwiek głupi i naciągany.

Serio, po Arcana Famiglia i Uta no Prince­‑sama: Maji Love 1000%, mam serdecznie dość powtarzania w tekstach tego samego, ale cóż zrobić, skoro twórcy seriali kręconych na podstawie gier bez przerwy maglują identyczne schematy? Fabuła? Na co komu fabuła! Mamy stado przystojniaków i nie zawahamy się go użyć! Dlatego też, zamiast drążyć temat tytułowej amnezji, oglądamy naszą heroinę na spacerkach, wycieczkach, seansach kinowych, za każdym razem z innym panem u boku. Pal licho, że w żaden sposób nie przybliża nas to do rozwiązania tajemnicy, nijakie rozmowy wzbudzają chęć wyłączenia odcinka, a wyidealizowani partnerzy, widziani po raz enty, nie wywołują żadnej reakcji. Mam przykre wrażenie, że mogłabym napisać tę recenzję bez znajomości anime (czego nie zrobiłam) i nikt by nawet nie zauważył. Od poprzedników Amnesię odróżniają tylko kolory włosów panów i jeszcze wyższe stężenie przeciętności. Marnowanie czasu ekranowego na nic nieznaczące epizody? Obecne! Ekspresowe rozwiązanie wszystkich wątków, upchnięte pod sam koniec, bo ktoś sobie przypomniał, że seria ma tylko dwanaście odcinków (jedna z nielicznych zalet)? Na miejscu! Totalnie beznadziejne i mdłe przedstawienie czas więc zacząć…

Jakość tego typu gniotów zazwyczaj zależy od jakości bishounenów, tutaj wyjątkowo marnej. Cóż, panowie nie grzeszą ani intelektem, ani wyglądem, ani czymkolwiek innym, może poza niepozbieraniem. Wycięci z papieru przystojniacy idealnie pasują do pozbawionej wyrazu bohaterki. Tęczowowłosi książęta z bajki zostali wyposażeni przez twórców w bagaż wyszukanych traum, żeby wyróżniać się trochę na tle lepiej narysowanej konkurencji. Dlatego miłośniczki tragicznych przeszłości, niespotykanych kompleksów czy rasowych świrów z pewnością znajdą tutaj coś dla siebie, acz wszystko to było, tyle że lepsze. Umówmy się, nikt nie oczekuje po tego typu serii Bóg wie jakich fajerwerków, bo przecież wiemy, że czekają na nas sprawdzone schematy – ładne i płytkie. Szkoda, że nie tym razem. Można się przejechać, próbując ulepszyć postacie, dodać im nieco charakteru, realizmu, ale żeby skopać schemat? Rzadka sztuka, która udała się autorom Amnesii. Oprócz tajemniczego Ukyou, snującego się po ekranie bez celu i uśmiechającego się psychopatycznie, nie ma w anime nawet pół ciekawej postaci. I nie mam na myśli bohatera, który intryguje i przyciąga, nie pozwala o sobie zapomnieć – a jedynie takiego, który minimalnie zapada w pamięć i daje się chociaż odrobinę lubić.

Wypadałoby poświęcić jeszcze kilka słów naszej heroinie, ale nie mam pojęcia, co mogłabym o niej napisać, poza tym, że mówi w sposób wzbudzający mordercze instynkty. Amnezja to znacznie za mało, by wyjaśnić jej bezbarwność. Bohaterka jest dosłownie przezroczysta i nie robi kompletnie nic, by zmienić swoje położenie. Wychodzi z błędnego założenia, że udawanie, iż wszystko jest w najlepszym porządku, coś jej pomoże. Panna szwenda się z jednego miejsca w drugie, gapi się na wszystkich cielęcym wzrokiem i liczy na to, że sytuacja sama się rozwiąże. Nie zadaje pytań i nie odpowiada na nie, bo po co? Nie jest jakoś szczególnie głupia czy infantylna, generalnie problem polega na tym, że gdyby w jej miejsce wstawić wieszak, seria nic by nie straciła, a widz nawet nie zauważyłby różnicy.

Za drugą, obok liczby odcinków, zaletę (chociaż to o wiele za duże słowo) serii można uznać oprawę graficzną – nieszczególnie wyszukaną i dopracowaną, ale przyzwoitą. Odpowiedzialne za animację studio Brains­‑Base nie wysiliło się zbytnio. Owszem, projekty postaci są poprawne i przede wszystkim zgodne z oryginałem, ale nie porywają. Pięknym chłopcom w wyszukanych, acz koszmarnie krzykliwych i tandetnych kostiumach (bo normalnymi ubraniami trudno to nazwać), brakuje charakteru. Są niczym sklepowe manekiny, poprzebierane przez projektanta­‑wizjonera – kuriozalnie teatralne i sztywne. Zresztą to samo można napisać o głównej bohaterce, równie przeciętnej z wyglądu, jak z zachowania. Ogólnie seria prezentuje się nieźle, do czasu, kiedy trzeba pokazać coś więcej niż zbliżenie. Wszelkie sceny grupowe, na dodatek dynamiczniejsze od stania, wypadają dużo słabiej. Tęczowa kolorystyka i paskudne efekty komputerowe, widoczne głównie w tłach, stawiają Amnesię w roli ubogiego kuzyna wspomnianego wyżej Uta no Prince­‑sama: Maji Love 1000%. Tam było na czym zawiesić oko, a bohaterowie mieli więcej niż jedno ubranie, tutaj chyba zabrakło funduszy i pomysłu, jak to wszystko poskładać w sensowną całość. Na koniec zostawiłam sobie to, co irytowało najbardziej, czyli wielobarwne ślepia. Z jakiegoś powodu bohaterowie mają tylko połówki tęczówek, w kolorach, o jakich nie śniło się genetyce. No dobrze, to nadal nie jest poziom bazyliszkowych ocząt Haruki z Uta Prince­‑sama…, ale i tak efekt jest paskudny. Ja nie wiem, co Japończycy mają do normalnych oczu, ale każda następna ekranizacja gry dla dziewcząt jest coraz bardziej przerażająca pod tym względem. Może zapatrzyli się w Marilyn Mansona?

Ścieżka dźwiękowa zdecydowanie nie rzuca na kolana – mimo różnorodności, kompozycje w tle zdają się zbyt podniosłe. Teoretycznie miały budować klimat, podkreślać wyobcowanie bohaterki i przypominać widzom, że gdzieś tu czai się wielka tajemnica, ale kiedy z ekranu wieje nudą, nawet najlepsza muzyka nie pomoże. Kiepski scenariusz sprawia, że utwory o mocniejszym brzmieniu, którym udaje przebić się do świadomości oglądającego, wydają się zupełnie nie na miejscu. To tak, jakby leniwe okruchy życia zilustrować muzyką z filmu grozy – dysonans jest aż nadto wyraźny. Dużo więcej szczęścia seria miała do piosenek – zarówno czołówka, jak i dwie kompozycje towarzyszące napisom końcowym, są jedną z najlepszych i najbardziej wybijających się składowych anime. Energiczny opening Zoetrope, w wykonaniu Nagi Yanagi (śpiewa ona również ending – Hoshiboshi no Watari Tori, w ostatnim odcinku) przykuwa uwagę dobrym wokalem i udaną linią melodyczną. Zdecydowanie jest czego posłuchać, chociaż obiektywnie rzecz biorąc, piosenka nie wychodzi poza j­‑popową przeciętność. Nieco słabiej, acz nadal ciekawie wypada utwór kończący jedenaście odcinków, czyli Recall, śpiewany przez Ray. Szkoda, iż nie zadbano o odpowiednie animacje, bo te, które serwują nam twórcy, trudno uznać za udane i zachęcające do seansu. Nie popisali się także seiyuu, odgrywający swoje role „na pamięć” i bez krzty zaangażowania. Jedynymi osobami godnymi wspomnienia są Hidenori Takahashi, grający drugoplanową rolę Waki, właściciela kawiarni, w której pracują bohaterowie, oraz Kouki Miyata, podkładający głos Ukyou. Ich role są o tyle interesujące, że obydwaj bohaterowie posiadają kilka osobowości i panowie w zależności od odcinka/sceny są zmuszeni grać zupełnie różne osoby. Najgorzej wspominam Kaori Nazukę, czyli panią odpowiedzialną za anemię protagonistki – niezależnie od tego, czy postać została w ten sposób „napisana”, słuchanie kolejnych mdłych wypowiedzi heroiny sprawiało mi niemalże fizyczny ból. Jej bezbarwny charakter, a właściwie jego brak, został podkreślony „popisami” pani Nazuki, która chyba specjalnie nie jadła śniadania, by brzmieć bardziej wiarygodnie.

Amnesia pokazuje, jak dalece można zniszczyć najprostszy scenariusz. Nadal nie wiem, jakim cudem nie rzuciłam tego po trzech odcinkach i poniekąd żałuję, że wytrwałam do końca. Szkoda zmarnowanego czasu, który można było poświęcić na jakieś konstruktywne zajęcie albo zwykłe lenistwo. Nie polecam tej serii nawet najzagorzalszym fankom adaptacji gier randkowych dla dziewcząt, głównie dlatego, że w tej kategorii znajdzie się mnóstwo produkcji lepszych i bardziej dopracowanych. Twórcom należy się bura jak stąd do Chin i to dosłownie za wszystko – nudny scenariusz, nijakich bohaterów, ohydne kostiumy, wizualną nędzę i kiepskich seiyuu. Mam też cichą nadzieję, że nikomu nie przyjdzie do głowy nakręcić drugą część albo serię OVA, bo aż strach się bać, co jeszcze potrafią zepsuć autorzy tegoż „dzieła”...

moshi_moshi, 28 kwietnia 2013

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Brain's Base
Autor: Otomate
Projekt: Maho Yoshikawa
Reżyser: Yoshimitsu Oohashi
Scenariusz: Touko Machida
Muzyka: Yoshiaki Dewa