Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Otaku.pl

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

9/10
postaci: 8/10 grafika: 9/10
fabuła: 9/10 muzyka: 8/10

Ocena redakcji

8/10
Głosów: 17 Zobacz jak ocenili
Średnia: 7,65

Ocena czytelników

8/10
Głosów: 471
Średnia: 7,78
σ=1,29

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Piotrek)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Suisei no Gargantia

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2013
Czas trwania: 13×24 min
Tytuły alternatywne:
  • Gargantia on the Verdurous Planet
  • 翠星のガルガンティア
zrzutka

Kosmiczny rozbitek trafia na Ziemię, gdzie przyjdzie mu zmierzyć się z różnicami kulturowymi, pułapkami społeczeństwa, dawnymi wrogami i własnymi uprzedzeniami. Czyli jedna z najlepszych space oper ostatnich lat.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Kosmos. Daleka przyszłość. Led, zagubiony pilot wojskowy budzi się z hibernacji po nieudanym skoku nadprzestrzennym. Nie wie, gdzie jest, łączność i nawigacja nie działają, wszystko jednak wskazuje na to, że przypadkiem trafił na znaną tylko z legend Ziemię. Ludzkość porzuciła swój dom wieki temu, gdy przestał nadawać się do życia na skutek zlodowacenia. Dziś jednak Błękitna Planeta jest ponownie błękitna (w dodatku w całości pokryta przez ocean) i ciągle żyją na niej przedstawiciele Homo sapiens. Czy ludzie z dwóch cywilizacji zdołają odnaleźć wspólny język?

W czasach tak dawnych, że nie pamiętają ich nawet najstarsi górale, japońskie kreskówki dzielono na dwie kategorie: dziewczyńskie śmiecie w rodzaju Sailor Moon oraz prawdziwe anime, jak Neon Genesis Evangelion, Akira, Ghost in the Shell, Dragon Ball czy inne Naruto. Miały one jakoby czerpać garściami z kultury Wschodu i Zachodu, przekazywać tajemne prawdy o świecie, człowieku i Bogu, być wyświetlane na konferencjach naukowych i aspirować do miana sztuki. Prawdę mówiąc, nigdy tego gadania nie traktowałem poważnie.

Nie zmienia to faktu, że od czasu do czasu faktycznie trafia się na anime wpisujące się w szerszy nurt światowej kultury, a przy tym przemyślane i inteligentne. Przykładem takiego dzieła może być Suisei no Gargantia, naszpikowane odwołaniami do klasyki literatury science­‑fiction. A czegóż tu nie ma? Generalnie więc wizja konfliktu, jaki toczą „ludzie z gwiazd” z Obcymi o nazwie Hideous, wygląda jak skrzyżowanie Wiecznej wojny Haldemana z książkową Kawalerią kosmosu Heinleina, (choć w późniejszych odcinkach nabiera raczej charakteru wojny z Intruzami z cyklu Hyperion Dana Simmonsa). Nie chodzi tu tylko o koncept użycia w otwartym kosmosie skafandrów bojowych o przytłaczającej sile ognia, a raczej o wizję społeczną. Tak więc z późnych rozdziałów Wiecznej wojny zaczerpnięto odczłowieczenie żołnierzy hodowanych tylko w celu walki z wrogiem, niewyobrażających sobie nawet, że mogłoby istnieć coś poza wojną, przypominających bardziej system uzbrojenia niż ludzi. Nawiązania do słynnej antyutopii Aldousa Huxleya Nowy wspaniały świat wraz z całym wykreowanym przez niego koszmarem eugeniki też są nader czytelne.

Z Kawalerii kosmosu zaczerpnięto koncept otrzymywania praw obywatelskich za służbę wojskową. Inteligentne skafandry, stanowiące najbliższych przyjaciół i doradców żołnierzy, to oczywista inspiracja wykreowanym przez Keitha Laumera cyklem Bolo (gdzie funkcję taką pełniły przyjazne czołgi). Idea zderzenia zwyczajów ludzi z Ziemii i „ludzi z gwiazd” również jest twórczym rozwinięciem koncepcji oryginalnie pochodzącej ponownie od Heinleina. Tym razem na warsztat brany jest jednak Obcy w obcym kraju, nawiasem mówiąc odwrócony na nice (tym razem to Ziemianie są „dobrzy”, a „obcy” jest dzikusem). Koncepcja świata całkowicie zalanego przez oceany, w którym ludzie żyją na statkach­‑atolach, oczywiście pochodzi z raczej nieudanej superprodukcji Wodny świat. Wymieniać można tak godzinami, a cały czas będziemy mogli coś dodać.

Fani anime również znajdą tu coś dla siebie. Tak więc bez większych problemów wyłapać można nawiązania do takich tytułów, jak Nausicaä z Doliny Wiatru skrzyżowana z Last Exile, różnymi wcieleniami Gundamów i Macrossów oraz Full Metal Panic!. Co więcej, autorowi udaje się nie przekroczyć bardzo cienkiej granicy, która dzieli twórcze wykorzystanie inspiracji od plagiatu. W rezultacie powstaje nowa jakość, a nie ordynarna zrzyna z innych tytułów.

Całości dopełnia bardzo fajna gromadka pełnokrwistych postaci. Widać, że pracował nad nimi ktoś z talentem. Twórcy nie tylko potrafili tchnąć w bohaterów życie i sprawić, by widz sympatyzował z nimi, ale także doskonale je narysowali. Fabuła oczywiście obraca się wokół znanego nam już Leda, gwiezdnego żołnierza, który stopniem przystosowania do cywilnego życia znajduje się gdzieś pomiędzy sierżantem Sagarą z Full Metal Panic!, a Tackleberrym z Akademii Policyjnej. Osoba głównego bohatera może wzbudzać mieszane uczucia. Przez sporą część serii Led jest pasywno­‑agresywny, by pokazać się od lepszej strony dopiero pod koniec. Początkowo uważałem to za błąd: ot, zwyczajny nudziarz, który siedzi z boku i zraża do siebie ludzi dziwnymi gadkami. Jednak w końcowych odcinkach pokazuje charakter, zdecydowanie oraz umiejętność szybkiego podejmowania decyzji. Kontrastuje z ogromną większością postaci z anime, które w sytuacji zagrożenia płaczą lub żalą się same do siebie, zamiast działać. Po czasie doszedłem do wniosku, że Led zwyczajnie taki jest: wyrwany ze swojego środowiska nie potrafi się odnaleźć. Gdy jednak trafia w znany kontekst sytuacyjny (tzn. nawalankę na mechy, broń ręczną, potwory z głębin i okręty pełnomorskie), szybko się w nim odnajduje.

Nasz bohater nie jest oczywiście sam – towarzyszy mu obdarzony sztuczną inteligencją mech Chamber kojarzący mi się nieco z Nike z opowiadania I wiele mil Webera. Ziemską stronę reprezentują natomiast pracująca jako kurier­‑paralotniarz Amy (która mogłaby być córką Nausicai Wiadomo Skąd i Alexa z Last Exile) oraz jej dwie koleżanki, a także poszukująca na dnie morza reliktów dawnej cywilizacji Bellows i nieco zarozumiały i nadmiernie przekonany o własnej wartości, ale sympatyczny mechanik Pinion. W postaciach jest dużo życia, twórcy pokusili się o niemodny już dziś zabieg polegający na stworzeniu bohaterów niejednoznacznych, a nie szarych, papierowych i wpisujących się w któryś z nadużywanych od lat typów. Podczas oglądania aż serce mi pękało, że za anime odpowiada Gen Urobuchi, w zachodnim fandomie z powodu stosunku do życia postaci znany pod przezwiskiem „Urobutcher” czyli „Rzeźnik”.

Bardzo podobało mi się też, że Suisei no Gargantia, w odróżnieniu od większości tego typu dzieł, nie pokazuje jasnego podziału na dobro i zło, a raczej konflikt postaw. Brakuje w niej jasno zaznaczonego przeciwnika, czy to w postaci spiskującej organizacji czy jawnego czarnego charakteru. Nawet wspomniani już Hideous są zagrożeniem na tyle dalekim, zarówno w czasie, jak i przestrzeni, że nie sposób traktować ich jako realnego wroga. Anime udaje się nawet uniknąć dydaktyzmu w rodzaju „Zły Militarysta Led” vs. „Dobrzy Eko­‑Indianie z Tratw”. Przeciwnie, wszystkie postacie mają dobre powody by prezentować takie, a nie inne postawy życiowe. Led: swoje doświadczenie. Pinion: chęć zysku, postępu i podszytą wprawdzie pychą, ale zawsze, odwagę. Mieszkańcy Gargantii (czyli jednej z flot pływających po zalanej Ziemi): doświadczenie i styl życia, który do tej pory się sprawdzał, oraz niechęć do podejmowania zbędnego ich zdaniem ryzyka. Konflikt bardziej opiera się na tym, jak rzeczywistość zweryfikuje racje poszczególnych stron, niż na zestawieniu „mądrzy, szlachetni i dobrzy” vs. „głupi, małostkowi i źli”.

Nie da się jednak ukryć, że racje mieszkańców Gargantii wyłożone są chyba najsłabiej, obijając się niekiedy o lekką głupotę. Trzeba przyznać, że w wielu przypadkach obiekcje żywione przez otoczenie co do sposobów, w jakie Led chce rozwiązywać niektóre problemy, są raczej uzasadnione. Powiedzmy sobie szczerze: społeczeństwo, w którym wychował się nasz bohater, nie było demokracją obywatelską, przeciwnie: działy w nim takie rzeczy, jak eutanazja jednostek nieprzydatnych i inne przyjemności. Nic dziwnego, że niektóre jego działania są społecznie średnio akceptowalne. Jednak bywały też sytuacje, w których mieszkańcy Gargantii życie piratów, recydywistów, morskich potworów i innego syfu darzą szacunkiem tyleż nadmiernym, co bezzasadnym. O ile potrafię zrozumieć, czym kierują się przywódcy floty, którzy nie chcą planować strategii, polegając na supermechu niepewnego pochodzenia i jego pilocie­‑fundamentaliście, tak ich argumenty już do mnie nie trafiają. Poddać się i dać się ograbić, żeby uniknąć zarżnięcia to jedno. Poddać się i dać się zarżnąć, żeby sobie rączek nie ubrudzić, to już coś zupełnie innego.

Jeszcze w trakcie emisji serii, przygotowując konspekt przyszłej recenzji, zapisałem sobie, że powinienem ponarzekać na wolne tempo rozwoju fabuły. Niestety Japończycy mają to do siebie, że nie szanują czasu widzów, a po mocnym początku akcja stopniowo zwalnia. Wydawało się, że Suisei no Gargantia nie będzie tu wyjątkiem. Na szczęście tylko wydawało się. Przestój był potrzebny, choćby po to, żeby widzowie przyzwyczaili się do postaci i polubili je. Przygotowuje też do późniejszych wydarzeń, a fakt, że dzieją się one w zawrotnym tempie, zwiększa tylko ich dramatyzm. Wprawdzie mam wrażenie, że kilka wątków nieco na tym straciło, jednak w ostatecznym rozrachunku całość wychodzi tu na plus. Honor trzeba oddać też Urobuchiemu za dobre wyczucie emocji oraz unikanie najbardziej zgranych chwytów. Nie ma majtasów, fanserwis wprawdzie jest, ale tak wysokiej klasy, że aż miło popatrzeć, taki trochę w starym stylu, gdzie jakoś potrafiono eksponowanie tych czy innych krągłości zgrabnie włączyć w fabułę. Seria potrafi być też szokująco wręcz krwawa, ale czyni to bez melodramatu, pokazywania długotrwałego szoku bohaterów i taplania się we własnej traumie.

O grafice napomknąłem już przy okazji projektów postaci. Pora powiedzieć kilka słów więcej: jest ona bardzo ładna. Nie tylko szczegółowa i dopieszczona, ale też charakteryzuje się płynną i pełną ruchu animacją, z poprawnie oddaną mimiką wyrażającą i podkreślającą emocje. Na pochwałę zasługują również stanowiące prawdziwy cukierek dla oczu tła i projekty statków, przedmiotów i wnętrz. Suisei no Gargantia zwyczajnie dobrze wygląda. A myślałby kto, że tworzenie światów przestało być modne. Wprawdzie jest to porównanie idące bardzo daleko, ale styl graficzny nieodparcie kojarzył mi się z dziełami studia Ghibli, a w szczególności z wymienianym już Nausicaä z Doliny Wiatrów w wersji niestety nieco zubożonej. Nie zmienia to faktu, że ta seria sprawia wrażenie dzieła przemyślanego, dobrze zaprojektowanego i narysowanego według tych planów.

Za muzykę odpowiada Tarou Iwashiro, kompozytor odpowiedzialny za ścieżki dźwiękowe do kilku filmów, takich jak Fullmetal Alchemist: Milos no Seinaru Hoshi czy Rurouni Kenshin: Ishin Shishi no Requiem. Mimo że geniuszem muzyki filmowej pokroju Ennio Morricone nie jest, to jednak tli się w nim ta boska iskra niezbędna każdemu artyście. W efekcie muzyka w Suisei no Gargantia jest na naprawdę wysokim poziomie, doskonale podkreślając wydźwięk scen i atmosferę chwili. Również aktorstwo głosowe prezentuje wysoką jakość. Role główne powierzono aktorom może niekoniecznie najbardziej znanym, ale odgrywającym kluczowe postacie w ważnych lub przynajmniej identyfikowanych produkcjach, takim jak Hisako Kanemoto (Kore wa Zombie Desuka?, Shiki, Hoshi o Ou Kodomo, Shinryaku! Ika Musume), albo obiecującym świeżakom, jak Kaito Ishikawa (debiutował w roku 2012 rolą w niezbyt dobrej serii szkolnej Tari Tari). Tak czy inaczej głosy bohaterów wydają się dobrze dobrane i pasują do charakteru postaci.

Przygodę ze światem japońskiej animacji zaczynałem od serii takich jak Cowboy Bebop, Vision of Escaflowne, Last Exile czy Scrapped Princess. Nie będę ukrywał, że właśnie tego typu tytuły, łączące cechy fantastyki i filmu przygodowego, są tym, czego w anime szukam najchętniej. W Suisei no Gargantia znalazłem tego dużo, a co więcej, w doskonałej jakości. Pomimo niewielkich błędów, jakie wytknąłem w tej marudnej recenzji, zdziwiłbym się, gdyby takie połączenie można było zrealizować lepiej. Trudno mi więc tego tytułu całym sercem nie polecać.

Zegarmistrz, 20 lipca 2013

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Production I.G.
Autor: Gen Urobuchi, Kazuya Murata
Projekt: Hanaharu Naruko, Makoto Ishiwata
Reżyser: Kazuya Murata
Scenariusz: Gen Urobuchi
Muzyka: Tarou Iwashiro