Komentarze
Gankutsuou: Hrabia Monte Christo
- Niezłe oglądadło : Tablis : 28.05.2012 18:56:40
- NIE!!! : Shun-Shun : 2.04.2012 01:11:43
- pytanko : budyń : 1.04.2012 20:23:46
- Zakończenie : BlaXk Magic Mushroom : 7.02.2012 01:50:52
- 9/10 : Bartek1983 : 4.02.2012 22:39:50
- Re: Wkurzyłam się : Lucrecia : 21.09.2011 11:50:46
- Wkurzyłam się : Pazuzu : 10.09.2011 22:38:56
- ... : Camilla19 : 2.08.2011 01:54:06
- Polemika : Tassadar : 4.03.2011 22:49:26
- Niebieski Hrabia : Lucrecia : 9.01.2011 21:36:42
Niezłe oglądadło
W związku z tymi wszystkimi pokładami dobra boli, naprawdę boli, zakończenie. Twórcy zbyt szybko zużyli wątki z oryginalnej powieści, więc końcówkę postanowli udramatyzować całkowicie według własnego konceptu, co wyszło tragicznie. Jest cieńka linia, po przekroczeniu której nadmiar dramatyzmu zamiast dodawać serialowi energii zaczyna dodawać wybuchów śmiechu, i została przekroczona. Realizm psychologiczny postaci zrobił sobie wolne i wszyscy zaczęli się zachowywać jak miotani nieudolnością scenarzysty.
Cóż, mógł być serial wybitny, ale i tak pozostał mocno ponadprzeciętny.
NIE!!!
szkoda bo ekranizację „Nędzników” (Les Misérables: Shoujo Cosette) Japończycy zrobili bardzo dobrze, tutaj fantazja wzięła górę nad rozsądkiem; eeh..
pytanko
Moderacja
Zakończenie
Osadzenie akcji w odległej przyszłości, wręcz w alternatywnej rzeczywistości wyszło bardzo zgrabnie, tak jak i eksperymentalna grafika. Muzyka jest dobra, pasuje do przedstawionego w anime świata paryskiej „szlachty przyszłości”, op i ed są wręcz świetne. Można polecić zarówno osobom zaznajomionym z powieścią Dumasa, jak i widzom dla których „Gankutsuou: Hrabia Monte Christo” może być bodźcem do sięgnięcia po tę świetną książkę. Pozostaje tylko życzyć przyjemnego oglądania i być może także przyjemnej lektury :)
9/10
Wkurzyłam się
W związku z tą litanią, czy uważam Gankutsuou za nieudaną serię? Oczywiście, że nie. To naprawdę dobra, wciągająca i wizualnie porywająca seria. I piszę to jako fanka książki Dumasa. Sama kreacja Hrabiego, o ile zapomnieć o jego przypadłości, jest bezbłędna. Genialny wygląd i idealnie dobrany głos. Jego intryga choć chwilami szyta zbyt grubymi nićmi (trochę brakowało książkowej finezji, zwłaszcza w akcie z zamiejską willą) porywa i przyprawia o ciarki. Podobał mi się, mimo zmian, cały epizod z markizem – również idealnie poprowadzona postać, aż, dosłownie, od niego skrzyło. Nie mam też, zgrozo!, zastrzeżeń do mechów. Zanim do nich doszłam, myślałam, że to właśnie wywoła mój największy sprzeciw, jako pogwałcenie duchu oryginału – wyobrażałam sobie coś jak Gundamy wepchnięte by przyciągnąć miłośników takiej rozrywki. Ale myliłam się; ich wygląd, kojarzący się z nowożytnymi zbrojami, sposób poruszania się, elegancja i sposób wplecenia do fabuły wydały mi się jak najbardziej na miejscu. Aż żałowałam, że było ich tak mało.
O grafice i muzyce się nie wypowiem, bowiem zrobili to inni przede mną. Dość, że bardzo mi się podobała – świetny ending.
Podsumowując – był materiał na serię wybitną, wyszła tylko seria dobra z tendencją do bardzo dobrej. I to jest najbardziej wkurzające.
...
Polemika
Trochę inaczej ma się sprawa ze zmianami w treści w stosunku do powieści, a zwłaszcza zakończenia. Rzeczywiście da się odczuć typowe dla anime poszukiwanie usprawiedliwienia dla czynu zemsty, ale paradoksalnie to powieść Dumasa charakteryzuje końcówka w stylu kliknij: ukryte „happy end” i brak konsekwencji dla tytułowego bohatera za brutalną zemstę.
Jako fan książek Dumasa nie czułem się w najmniejszym stopniu zwiedziony, zakończenie traktując jako ciekawą moralnie alternatywę dla oryginału.
Niebieski Hrabia
Oryginalne – głównie ze względu na oprawę audiowizualną i nowatorską interpretację Dumasa.
Jeśli chodzi o to pierwsze: grafika powala. Fanką eksperymentów nie jestem, w pierwszej chwili byłam zniesmaczona wszechobecną pstrokacizną (statyczne tekstury, koszmarne zestawienia barw, etc.), ale było w tej serii coś, co mnie zaintrygowało – na tyle, że nie tylko przełknęłam odjechaną grafikę, ale wręcz się nią zachwyciłam. Od strony wizualnej, anime jest niesztampowe, artystyczne. Muzyka – połączenie opery i techno – urzeka i świetnie buduje klimat. Opening i ending – przemyślane, także klimatyczne.
Sceny w 3D akurat wyszły brzydko – pojedynki mechów to jeden z najmniej udanych elementów serii. Chaotyczna, mało płynna animacja. Że już nie wspomnę o tym, że sam koncept zbroi, przez którą walczący odczuwa ból (a czym jest ten czerwony płyn, który z niej tryska…?), kompletnie się tu nie sprawdza.
Fabuła mi się podobała, nawet uwzględniając kiczowate zakończenie (totalnie „a'la anime”, i to takie bardziej czarodziejko‑z-księżycowe…). Książkę Dumasa czytałam trzykrotnie, wprawdzie było to jakieś 15 lat temu, ale można powiedzieć, że znam nieco dzieje Hrabiego. Zmiany wprowadzone przez Japończyków miejscami mnie raziły, szczególnie koncepcja samego Gankutsuou (żeby uprościć watrościowanie moralne), ale generalnie zapisały się na plus. Fajna była idea połączenia futurystycznego settingu z akcesoriami starej epoki, choć wyszedł z tego miejscami nielogiczny miszmasz. Z jednej strony statki kosmiczne i holograficzne biblioteki, a z drugiej – wspomniany w recenzji brak opieki medycznej dla otrutej arystokratki (!), czy np. zaskakujący brak telefonów komórkowych (wiele scen, np. pojedynek, mogłoby się potoczyć zupełnie inaczej, gdyby pod względem wymiany informacji ten 'futurystyczny' świat nie zatrzymał się na papierowych listach…)
„Niezręczności kulturowych” typu konie czy opera akurat bym się nie czepiała, nie psują one przyjemności płynącej z oglądania. W serii najważniejszy jest klimat – umiejętnie budowany przez grafikę/muzykę, główne punkty fabuły, ciekawe postacie, etc. Szkoda, że autorzy serii woleli skupić się na przygodach małosprytnego Albercika, zamiast na postaci Edmonda, ale widać nie można mieć wszystkiego…
Seiyuu – według mnie porządnie dobrani. Miłą niespodzianką był francuski w ustach Gankutsuou. Niemiłą – polska wersja językowa, tzn. polskie napisy w oryginalnym wydaniu na DVD – ktokolwiek tłumaczył tę serię, zrobił to nieudolnie.
Na zakończenie, nawiązanie do głównej recenzji: „Różnice pomiędzy pojmowaniem tych słów przez Europejczyka i Japończyka są co najmniej drastyczne, stąd też japońska wersja hrabiego jest dość daleka od oryginału. Oryginał nie miał również wątków yaoi. Ani mechów.” – Oryginał miał za to yuri. So there. ;)
Ode mnie Gankutsuou dostaje 9/10. Miło wielu niedociągnięć jest to seria, która ani trochę nie nuży i na długo zostaje w pamięci widza.
polecam
pzdr
Gankutsuou
Gankutsuou ogladałem po lekturze Hrabiego Monte Christo, z jednej strony świadomy, że anime jest adaptacją powieści, z drugiej – znając japońską „inwencję” w tej dziedzinie, nie ustawiając poprzeczki zbyt wysoko. Co przede wszystkim rzuca się w oczy (czy może: bije po oczach), to grafika i efekty komputerowe. Pod tym względem Gankutsuou jest absolutnie wyjątkową produkcją. To bodaj pierwsze znane mi anime, w którym twórcy całkiem świadomie użyli animacji komputerowej nie dla uczynienia grafiki bardziej realistycznej, a przeciwnie, aby podkreślić umowność świata przedstawonego. To właśnie cenię w filmie animowanym, tę możliwość tworzenia „światów narysowanych”, Nibylandii, których nie sposób utożsamić z otaczającą nas rzeczywistością. I nawet mechy nie wzbudziły mojej niechęci – ich dziwaczny wygląd i specyficzna animacja nieźle wpisywały się w przyjętą konwencję. Kto wie, czy „klasyczne” roboty nie wyglądałyby po prostu nie na miejscu w groteskowo przerysowanym świecie Gankutsuou.
Gdyby jeszcze w ślad za znakomitą grafiką poszła równie dobra fabuła, mielibyśmy dzieło wybitne, a tak powstał film zaledwie dobry. A wydawałoby się, że tu akurat nie jest potrzebny żaden wysiłek; Hrabiego Monte Christo ekranizowano wielokrotnie i z powodzeniem, wystarczyło nieco rzecz skrócić i właściwie tyle. Niestety, Japończycy musieli zrobić po swojemu, wprowadzając zmiany zdecydowanie na niekorzyść. Uczynienie głównym bohaterem młodego Alberta nie było złym pomysłem (w rzeczy samej, oglądałem adaptację filmową powieści, w której również tak uczyniono), ale uczynienie z tegoż Alberta klasycznej, mangowej ciamajdy było wręcz idiotyczne (osobom, które nie czytały powieści wyjaśniam – Albert z Hrabiego Monte Christo był całkowicie normalny pod tym względem). W powieści Edmund Dantès sam uczynił się Hrabią, i ponosi pełną odpowiedzialność za swoje czyny; w anime dopilonowano, aby na tej postaci poczucie sprawiedliwości widza nie nadwyrężyło się zbytnio.
Mimo wszystko polecam obejrzeć ten film. Ale właśnie obejrzeć, nie zastanawiając się zbytnio, a już w szczególności nie analizować głębiej poczynanń głównego bohatera.
Świetne ;)
Sam wystawiłbym 10/10, gdyż rzadko coś potrafi mnie tak wciągnąć! Polecam.
Gankutsuou
Jeśli chodzi o kreskę, to jest ona świetna, kompozycje i muzyka również.
Ale nie znoszę zarówno, kiedy japsy zabierają się do przetwarzania kultury europejskiej jak i w drugą stronę.
Scenarzyści „liznęli” tą książkę nie zagłębiając się w nią jednak.
Wiem, że to jest robione przez Japończyków dla japończyków, ale to co zrobili jest okropne.
Tyle nitaktów jest popełnianych, ktore jednak japsowi wydadzą sie być kulturalnym zachowaniem.
Im większe dzieło, tym większy wymagania stoją przed ekranizatorem.
W tym przypadku nie podołali.
Książki czytać!!!
***
Gankutsuou
Dziwne
Gorąco polecam serię, ale zdecydowanie nie jest to pozycja dla każdego.
Oceniam 10/10 za postacie, 8/10 za fabułę (odejście od książki wysło serii zdecydowanie na gorsze) 10/10 za grafikę (eksperymentalna ale świetna) 10/10 muzyka. Ogólnie tego tytułu nie wolno ominąć.
Warto
Anime jest niesamowite, właśnie przez te słynne tekstury i muzykę (opening moim zdaniem jest przepiękny…). Dzięki animowanej adaptacji bohaterowie Dumasa zyskali osobowość i to jest niewątpliwa zaleta Gankutsuou. Relacje między nimi również są wiarygodne, chociaż twórcy dodali trochę od siebie ( kliknij: ukryte Albert zakochany w Eugenie? A ja się zastanawiałam, gdzie w anime podziała się powieściowa ucieczka Eugenie i Ludwiki…). Koniec również lekko mnie lekko rozczarował, może dlatego, że wcześniejsze odcinki były zbyt dobre. Właśnie najbardziej zachwycił mnie środek serii, kiedy widz może obserwować przemyślane poczynania Hrabiego.
Anime nie dla wszystkich, ale dla amatorów wszelkiej oryginalności – koniecznie!
Gankutsuou
Albercik...
Dziwadło
Właściwie to jestem otwarta na eksperymenty, ale… grafika nie przypadła mi do gustu. Zgadzam się z recenzentką – najdziwniej wygladały te gigantyczne wzory na teksturach, co owocowało tym, że w dużym oddaleniu postacie praktycznie wtapiają się w tło. Wnętrza wyglądają nieźle, ale czasami mnogość niezbyt ze sobą współgrających kolorów przyprawia o ból głowy. Co designu postaci…. kreska jest stosunkowo uproszczona, ale niebrzydka. Dziwią mnie jednak czasami wielce oryginalne fryzury (mówię tu przede wszystkim o Mercedes).
Muzyka w tle jest po prostu piękna. Idealnie pasuje do opowieści. Nie można jednak powiedzieć tego o engingu i openingu. Przykro mi to mówić, ale wokalista (wokaliści) po prostu fałszuje. A tekst openingu jest ZBYT dosłowny. Nie bardzo podoba mi się tak bezpośrednie nawiązanie do treści anime, wyzute z całej swojej poetyki. Ending pod tym względem wypada lepiej, ale w tym wypadku jego oprawa muzyczna nie przypadła mi do gustu.
Co do fabuły, to nie jestem w stanie wiele powiedzieć, bowiem utknęłam na 8 odcinku. Bez bicia przyznam, że to anime wciąga, chociaż nie jestem pewna, czy opowiedzenie tej historii z punktu widzenia Alberta jest na pewno dobrym pomysłem. I dlaczego zarówno Monte Christo jak i jego wrogowie wydają się wyzuci z wszelkich uczuć (z wyjatkiem Fernanda, który jak dotąd wydawał mi się najsympatyczniejszy… zaskakujaco)? Czekam jednak na zakończenie i wtedy postaram się powiedzieć coś więcej na temat fabuły.